Go down
Kim Miracle
Oczekujący
Kim Miracle

Kilka ostatnich miesięcy... Empty Kilka ostatnich miesięcy...

Pon Paź 29, 2018 6:55 pm

20 kwiecień 1978


Niby nic, a jednak coś. Widziała jak umierał jej znajomy. Widziała jak ulatuje z niego życie. Widziała jak Bóg zabiera jego duszę, a ona nic nie mogła na to poradzić. Wszystko wtedy działo się tak szybko. Niewiele mogła ogarnąć, ale starała się dalej walczyć. W końcu udało się jej znaleźć bezpieczne miejsce i przeczekać tę burzę, ale było to już pod koniec całych walk. Widziała tam wiele śmierci, na którą nic nie mogła poradzić. Była taka słaba. Ci wszyscy ludzie byli od niej potężniejsi. Byli bardziej doświadczeni, a ona była tylko małą dziewczynką. Uczennicą Hogwartu. Nie tego uczyli w szkole. Nie pamiętała jak wróciła do zamku. Cały czas miała przed oczami śmierć Gabriela. Nie mogła wyzbyć się tego z głowy. Tej nocy ciężko spała. Nie wiedziała, ale coś jej nie grało. Miała takie dziwne przeczucie i nie chodziło o śmierć Gabriela. Spała tej nocy w Skrzydle Szpitalnym jak wiele innych osób, którzy źle skończyli tego dnia.
Wcześnie rano obudził ją jeden z nauczycieli. Została przeprowadzona do gabinetu dyrektora. Mężczyzna był czymś zaniepokojony, ale nadal próbował pokazywać swoją ciepłą stronę. Kojarzył jej się z takim starym dziadulkiem, który zawsze za wszelką cenę chce, aby nic się nie dało jego wnukom. Częstował ją fasolkami, ale nie chciała nic. Chciała wiedzieć, co się dzieje. Mówił jej o wczorajszych wydarzeniach. Mówił, że wiele osób zginęło, ale ona to wiedziała. W końcu sama tam była. Widziała śmierć wielu osób. Czuła jednak, że chodziło o coś innego. W końcu padły te słowa. Słowa, których nigdy nie chciała słyszeć. "Kim, twój ojciec nie żyje".
Pamiętała, że wybuchła wtedy głośnym, ale histerycznym śmiechem. Nie chciała w to uwierzyć i twierdziła, że profesor najadł się zbyt wielu fasolek. Nie wierzyła w to, że Adam Miracle mógł być martwy. Ten człowiek był nieśmiertelny. Nie mógł umrzeć. Był jej bohaterem, który ratował ją od potworów, który robił obciach przed jej znajomymi. Wybiegła z tego gabinetu i schowała się, gdzieś w szkole. Z dala od ludzi, z dala od zakłamanych profesorów. Siedziała tam cały dzień płacząc. Nie jadła, nie piła. Gdy skończyły się jej łzy po prostu siedziała obejmując swoje nogi patrząc w martwy punkt. Nie dopuszczała do siebie tej złej myśli. Nie pozwalała sobie na coś takiego. Wierzyła, że jeśli nie pogodzi się z jego śmiercią to on po prostu wróci. Napisze do niej sowę i powie jej, że to kolejny jego żart.

Pogrzeb.


Gdy doszło do pogrzebu nie ubrała się tak jak inni. Nie włożyła na siebie ani jednego czarnego elementu. Nie mogła mu tego zrobić. Twierdziła, że ojciec był zbyt pozytywny, aby zaburzać jego ostatnią aurę czymś tak ponurym. Płakała wtedy, ale starała się uśmiechać. W końcu zawsze powtarzał jej, że ma się uśmiechać. Oczy płakały pokazując prawdę o jej cierpieniu, ale usta kłamały uśmiechając się. Schroniła się w ramionach dziadka, który był mugolem i niewiele rozumiał z tego ich magicznego świata, ale zawsze potrafił ją wesprzeć. Potrafił ją odpowiednio mocno przytulić, aby zakryć jej smutek. Dziewczyna miała na sobie żółty sweter, który uszyła dla niej kiedyś babcia. Tata twierdził, że wyglądała w nim jak dynia, ale była jego dynią. Nie chciała tego dnia. Nie chciała nawet tu przychodzić, ale dziadek kazał jej się z nim pożegnać. Serce łamało się na samą myśl o żegnaniu się z nim, ale została do tego zmuszona. Zaciskała dłonie na ubraniu swojego dziadziula i ryczała. Miała do tego prawo, ale to wcale nie pomagało. Stała w tym miejscu jeszcze długo w jednej pozycji. Ludzie już odeszli, ale ona wcale nie chciała się ruszać. W końcu usnęła stojąc wtulona w jego ciało.

Kolejne dni.


Mijały dni, a ona nie dopuszczała do siebie nikogo. Straciła przyjaciół, a raczej ich odpychała. Zamknęła się w swoim małym świecie przesiadując w bibliotece i ucząc się do Owutemów. Nie rozmawiała. Na lekcjach milczała. Wiele osób próbowało się do niej dostać. W końcu zawsze była do pomocy innym, ale gdy sama tej pomocy potrzebowała nie chciała jej przyjąć. Zabierała głównie książki ze sobą, chowała się w kątach, a że wiele razy gubiła się w tym zamczysku znała dobre kryjówki, w których mogła zniknąć. Tam siedziała, czytała nie chciała myśleć. Uczyła się. Dowiedziała się jak zginął jej tata, dowiedziała się, że ten morderca również nie żyje, ale to nie dawało jej spokoju sumienia. Nie mogła uspokoić swojego serca i smutku, który władał całym jej ciałem.
Gdy nadszedł czas Owutemów podeszła do egzaminu jak inni. Czuła się wystarczająco wykuta tego, co powinna. Czuła wystarczająco mocno swoją wiedzę. Wyniki z egzaminów były wręcz zadowalające jak na jej możliwości.

  • Obrona Przed Czarną Magią - PO
  • Zielarstwo - PO
  • Eliksiry - PO
  • Zaklęcia i uroki - PO
  • Numerologia - PO
  • Starożytne Runy - Z
  • Opieka Nad Magicznymi Stworzeniami - W

Opuściła Hogwart będąc zupełnie sama, ale tylko i wyłącznie z własnego wyboru. Pierwszy miesiąc mieszkała u dziadka często lądując na Pokątnej i snując się jak duch. Szukała dla siebie miejsca, ale nie wiedziała jak to zrobić. Nie wiedziała, co powinna ze sobą zrobić.

[h2Wakacje.[/h2]

Pewnego dnia przyjaciel jej taty wysłał do niej sowę z biletem na mecz Quidditcha. W końcu to była jej pasja. W końcu to właśnie chciała ze sobą robić. Zawsze kochała Quidditch. Nigdy nie poddawała się w tej grze, a do walki póki co nie miała siły. Musiała się podbudować. Akurat grały Osy z Wimbourne przeciwko Strzałom z Appleby. Zawsze kibicowała Osom, bo bardzo kojarzyły się jej z Pucholandem. Usiadła na trybunach, a chwilę później obok niej usiadł przyjaciel jej ojca. Milczała obserwując przygotowania do rozgrywek. Czekała, aż na boisku pojawią się Osy. Część trybun, po której siedziała podniosła się i wydała z siebie wrzaski zadowolenia. Ona też się podniosła, ale nie krzyczała. Nie potrafiła zmusić się do uśmiechu. Usiadła. Czekała. Powinien tu być jej tata. To z nim powinna tu siedzieć. Poczuła jak warga jej drży, a w gardle staje bolesna gula. Przetarła rękawem swoje oczy próbując przełknąć wspomnienie o swoim ojcu. Gra ruszyła, a ona obserwowała z fascynacją poczynania graczy. Nie mogła powstrzymać tego zadowolenia, gdy to widziała. Chciała krzyczeć i płakać z bólu, ale jednocześnie czuła, że ogarnia ją szczęście widząc to, co dzieje się tam. W końcu, gdy Osy zaczęły wygrywać ona nie mogła powstrzymać się. Czuła jak jej tata obejmuje ją mocno i podnosi wręcz do góry. To wspomnienie pomogło się. Cieszyła się płacząc jak bóbr. Dopingowała i bzyczała na zmianę jak na Żądlaka przystało. Po skończonym meczu przyjaciel jej ojca zabrał ją na spotkanie z drużyną. Ten mężczyzna traktował ją zawsze jak swóją córkę, bo jego własna zmarła wiele lat temu. Teraz mieli siebie nawzajem.
Kim znała ich już, a oni powinni znać ją.
Kilka lat temu nie było ich stać na to, aby dostać się do drużyny, więc co zrobiła mała Miracle? Wyczarowała małe osy, które pożądliły fanów Os i stanęła przed nimi jak mały bóg, krzycząc, że nikt nie zabierze jej marzeń. Miała wtedy 12 lat. Uśmiech rozweselał jej twarz, a zawzięcie płonęło w niebieskich oczętach. Przytuliła ścigającego i powiedziała, że będzie jego żoną za kilka lat. Ojciec wtedy naprawdę musiała się postarać, aby nic jej nie zrobili. Mogła doprowadzić do wielkiej katastrofy. Pamiętała, że ręka jej wręcz umierała od pisania listów przeprosinowych do każdego pokąsanego człowieka. Na koniec jeszcze napisała listy do członków drużyny.
Tym razem stała spokojnie. Przesuwała się powoli w stronę drużyny. Nie wiedziała po co tam szła. Nie czuła takiej potrzeby, ale przyjaciel jej ojca namawiał ją do tego mocno. W końcu stanęła na przeciwko swojego męża i uśmiechnęła się smutno. Ten od razu ją rozpoznał, w końcu nie codziennie spotyka się swoje żony zważając, że Kim była wtedy nieletnia. Nie wiedziała jak to się stało, ale kilka godzin później skończyła na imprezie u Os, w której sporo napiła się alkoholu. I to ją oczyściło. Poznała wtedy młodego pałkarza drużyny, który był ich debiutem. Był trzy lata starszy od Kim.  Piła właśnie z nim. Opowiedziała mu swoje przygody i wygłupy z Hogwartu, a potem została zaniesiona do domu przez przyjaciela jej ojca. Spała pierwszy raz tak dobrze.
Spotkała go ponownie na Pokątnej, gdy kłóciła się z jakimś sklepikarzem o wypłatę. Dorabiała na czarno, bo nie wiedziała gdzie podjąć jakikolwiek staż. Chłopak szybko się do niej zbliżył i poznał jej historię. Stał się jej nowym przyjacielem.

Tatuaż.



Pewnego dnia zabrał ją do salonu tatuaży. Powiedział, że coś takiego po śmierci bliskiej osoby jest dobre, bo pomaga myśleć rozważnie. Pozwala pomyśleć o tym, co powinno się wytatuować na skórze, aby kojarzyło się dobrze obu osobą. Kim zdecydowała się na małego znicza na obojczyku, a gdy dostała swoją pierwszą wypłatę (bo dostała pracę w sklepie z miotłami) poszła zrobić kolejny tatuaż. Tym razem był to mały borsuk na nadgarstku. Była z niego dumna.
Od śmierci ojca minęło pięć miesięcy, a jej dusza powoli zaczynała się regenerować. Na jej twarzy częściej pojawiał się uśmiech i zaczynała być sobą. Nie była to w stu procentach tamta Kim, którą każdy mógł znać ze szkoły, ale wracała do żywych. Nawet zaczęła kontaktować się z dawnymi przyjaciółmi.

Staż.


Na początku września poszła trenować z pałkarzem Os na ich boisko i zobaczył ją tam ich szukający. Zaproponował jej, żeby dołączyła do nich jako stażystka. On sam już jest wystarczająco stary. Wzrok już nie ten i kości jakoś się łamią. Poszedłby na emeryturę, ale potrzebuje godnego zastępcy. I tak oto Kim skończyła na stażu w tej drużynie.


Powrót do góry
Similar topics
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach