- Alec Greyback
Allectus Camden Greyback
Pon Cze 19, 2017 8:31 pm
Imię i nazwisko: Allectus Camden II Greyback; pierwsze imię odziedziczył po pra-pra dziadku - który zdobył sławę, wydając książkę o prawidłowym rzucaniu zaklęć (za co dostał Order Merlina), natomiast drugie imię otrzymał po ojcu Fenrira.
Imiona i nazwiska rodziców: Fenrir Aedan Greyback i Arwena Yuonone Greyback z domu Carrow | Oboje nie żyją.
Data urodzenia: 20.11.1954 r.
Miejsce zamieszkania: jako dziecko - mały domek w Ilkley, teraz jednak Londyn - na ulicy Śmiertelnego Nokturnu.
Status majątkowy: Greybackom nigdy się nie przelewało, ba! Zawsze, ale to zawsze brakowało, do czego przyczyniła się Vulpecula Greyback - babka Aleca. Wychowany w biedzie i głodzie, teraz powoli staje na własnych nogach, ale mimo wszystko z galeonami u niego niezwykle krucho.
Czystość krwi: czysta jak łza.
Była szkoła: Hogwart - Dom Węża, nigdy nie ukończył szkoły, porzucając edukację w połowie siódmej klasy.
Różdżka: cis, róg biesa, 14 cali - wyjątkowo sztywna.
Wzrost: niecałe 2 metry - dokładnie 197 centymetrów
Waga: 87 kilogramów
Kolor włosów: bardzo ciemny brąz, prawie czarne, które otrzymał w genach od rodziny Greybacków i Carrowów
Kolor oczu: ciemne, czarne jak węgiel
Praca: przemytnik z Nokturnu
Bogin: pełnia, co nie jest zaskakujące, biorąc pod uwagę, że Alec jest wilkołakiem; chłopak nienawidzi lykantropii, a każda pełnia jest dla niego niezwykle bolesna
Amortencja: tytoń, smażone jajka na bekonie, zapach czystej, świeżo wypranej pościeli - wszystko to składa się na idealny, niedzielny poranek
Widok z Ain Eingarp:
Throw me to the wolves.
Zwykła przezroczysta tafla - mogło się wydawać. Patrzył na nią z daleka i jedyna myśl, która przedziera się przez jego głowę to jak taki rupieć wytrzymał tyle czasu. Ale mimo wszystko zrobił ten mały, cholerny kroczek do przodu i wtedy… wszystko się zmieniło.
Allectus czarnymi oczami obserwował, jak wyrasta przed nim postać rosłego, zadbanego mężczyzny. Samo spojrzenie, którym go uraczył, dawało do zrozumienia, że jest to ktoś zdecydowanie lepszy od wszystkich uczniów i nauczycieli Hogwartu razem wziętych. Jednym zdaniem – budził respekt. Ale mimo tej całej wyniosłości, emanowania sukcesem, coś w jego spojrzeniu było dziwnie znajome…
Alec rozchylił usta, zwilżając dolną wargę koniuszkiem języka i zrobił kolejny krok przed siebie, z zaciekawieniem obserwując poczynania mężczyzny.
Stał na środku wielkiej, ozdobionej sali. Wszelkie ozłocenia i błyskotki jasno dawały do zrozumienia, że to miejsce – przesiąknięte mrokiem i swego rodzaju pięknem, nie jest tylko tandetną ruiną, lecz sercem, jakiejś ważniej instytucji.
I w tym wszystkim ten mężczyzna, ubrany w ciemną, aczkolwiek doskonale wyprofilowaną szatę, która podkreślała wszystkie jego atuty, a jednocześnie nadawała bladej, lekko zarośniętej twarzy i zaczesanym do tyłu ciemnym włosom – tajemniczości i uroku. Wyglądał jak milion galeonów, stojących we właściwym miejscu. Jednakże uwagi młodego Greybacka nie przykuła niezaprzeczalna uroda owego człowieka – człowieka sukcesu, tylko srebrna błyskotka, która lśniła na jego dłoni. Greyback zrobił kolejny krok do przodu, niemal zderzając się nosem z taflą lustra, ale wtedy to dostrzegł. Srebrny sygnet z literką G w kształcie półksiężyca dumnie widniał na jego dłoni. I na Merlina, Alec mógł przysiąc, że w chwili gdy podniósł wzrok na twarz mężczyzny, ten się do niego uśmiechnął. Serce mu załomotało w klatce piersiowej, gdy zdał sobie sprawę, że patrzy na swoje lustrzane odbicie. Na siebie z przyszłości, jak mniemał. I mogło się wydawać, że ta wizja nie mogła być już lepsza, gdyby nie fakt, że Alec spuścił wzrok na ziemię, na której klęczał skruszony Fenrir Greyback i całował go po dłoni, chyląc głowę aż do samej podłogi. Starszy Alec jedynie się uśmiechnął i z pełną gracją uderzył starego ojca w twarz.
And I'll return leading the pack.
Podsumowanie posiadanej wiedzy i umiejętności
Allectus od zawsze był dobry z wszelkiego rodzaju zaklęć. Dość szybko zauważono również, że te ofensywne szły mu zdecydowanie lepiej niż defensywne. Być może wkładał w nie więcej serca, a być może po prostu wynikało to z jego charakteru.
Gdy rzucił szkołę, w połowie 7 roku umiejętność tę musiał rozwijać praktycznie każdego dnia, jaki spędził na Śmiertelnym Nokturnie. Zaklęcia, zaklęcia, zaklęcia. Chciałeś przejść o 3 rano przez mroczniejszą dzielnicę? Różdżka w dłoń, Drętwota na ustach i droga wolna. Życie w tej części Nokturnu sprawiło również, że zaklęcia obronne stały się jego mocną stroną.
W trakcie nauki w Hogwarcie niezwykle dobrze radził sobie z eliksirami i starożytnymi runami. Pierwsza umiejętność praktycznie u niego wymiera, choć wciąż poświęca dużo czasu na opanowanie Eliksiru Tojadowego (o istnieniu powiedział mu ojciec; do Fenrira jako wilkołaka z długim stażem dotarły wieści o istnieniu połowicznego lekarstwa na pełnię i podzielił się tym sekretem z najstarszym synem, nigdy jednak nie poznali jego prawdziwego składu, dlatego próby uwarzenia są najczęściej związane z poszukiwaniem odpowiednich proporcji), a także na odróżnienie trucizny od eliksiru użytkowego - jest to jednak tylko malutki pierwiastek tej dziedziny nauki, który musiał wykonywać w starej pracy. Inaczej było ze starożytnymi runami. Obecność w sklepie Borgina i Burkesa wyjątkowo rozwinęła jego umiejętność w tym zakresie, a nawet - w pewnym stopniu - stała się jego konikiem.
Z zielarstwem, które nie szło mu aż tak tragicznie w szkole, ma teraz kontakt codziennie. Choć musi wykazywać szczególną wiedzę na temat roślin, gdyż nimi handluje, nie wykazuje jakiejś szczególnej chęci do posiadania większej wiedzy, niż potrzebuje. Z transmutacją jest u niego podobnie. Jedyne umiejętności w tym zakresie ograniczają się do jego pracy, a co za tym idzie odróżnieniu, czy przedmiot jest prawdziwy, czy przetransmutowany.
Z pozostałych dziedzin szkolnych to jest: historii magii i astronomii Alec jest po prostu fatalnym przypadkiem. Żadna data, żadna bitwa, wojna... kompletnie nic nie przychodzi mu do głowy, ale co się dziwić skoro na każdej jednej lekcji z tego przedmiotu po prostu smacznie sobie chrapał? Z astronomią nie jest o wiele lepiej, potrafi tutaj się wykazać jednak znajomością co do faz księżyca - gdyż jako wilkołak często na tym polega. To właśnie wilkołactwo rozwinęło w nim te aspekty, których szkoła nigdy nie byłaby w stanie. Opieka nad magicznymi stworzeniami - jeden z najmniej lubianych przez niego przedmiotów, stał się jego chlebem powszednim w każdą pełnię. Nauczyło go to wiele - poznał kilka ciekawszych, a także bardziej pospolitych zwierząt, a także odkrył ich zwyczaje.
Z teleportacji korzysta na bieżąco, ale nie można powiedzieć, że jest w tym wybitny. Nie. Jeśli się skupi, a nie jest pod presją to zawsze mu wychodzi. Ale bez ogródek - zdarzyło mu się rozszczepić i nie było to przyjemne.
Największa umiejętność, a także najchętniej rozwijana to latanie na miotle. Od dzieciństwa kochał Quidditch - marzył nawet o zostaniu jego gwiazdą. W 6 klasie ogłoszono go nawet kapitanem drużyny, ale w wyniku sprzeczek i niezbyt miłej atmosfery, jaką wprowadzały jego uwagi i podejście, oddał tę funkcję i został zwykłym pałkarzem.
Przykładowy Post:
I have a secret, a big one. But I’ve never said it out loud. What’s the point? It’s not gonna change anything.
Niedziela wieczór. A właściwie może nawet i noc. Kto wie? Alec kompletnie stracił poczucie czasu. Początkowo jeszcze liczył szklanki wypitego alkoholu, ale bynajmniej nie po to, by się powstrzymywać. Dwa galeony w kieszeni sprowadzały go na ziemię, ograniczając jego pijatykę, bo było jak było - Alec nie należał do najbogatszych i nie mógł sobie pozwolić na spełnienia każdych swoich alkoholowych zachcianek, toteż popijał najtańszą, najbardziej śmierdzącą wódkę, którą poprawiał papierosami.
Schody zaczęły się dopiero wtedy, gdy dwa galeony wyparowały z jego kieszeni, a przed oczami zobaczył pełną popielniczkę i kilka pustych szklaneczek. Wyjrzał wtedy przez okno lokalu, stwierdzając, że godzina była naprawdę młoda, a on nie chciał marnować tak ładnego dnia na siedzeniu w domu i wysłuchiwania od ciotki, że znowu wrócił do domu z obitą twarzą i śmierdzącym gorzałą oddechem.
Alec Greyback czuł się jak gówno. Nie wiedział, co było przyczyną tak beznadziejnego samopoczucia, ale za żadne skarby nie potrafił tego powstrzymać. Jedyne co sprawiało mu teraz radość to fakt, że Flint i przyjaciele obijali mu zdrowo twarz, doprowadzając Greybacka do pionu i ładu, przywracając chłopakowi chęć do życia i buzującą w żyłach krew. Nie minęło dużo czasu, a kolejne porcje alkoholu lądowały przed jego nosem, sprawiając, że w zeszyciku barmana pojawiło się nazwisko Aleca i kilkanaście pionowych kreseczek. Dzisiejszego dnia nie zamierzał sobie żałować. I choć wiedział, że nie mógł wydać całej pierwszej wypłaty na swoje durne zachcianki to... brak jednoznacznej granicy zachęcał go do zamawiania kolejnych kolejek. Nim się nie obejrzał za oknem panował mrok. Alec uśmiechnął się wesoło do barmana, ale zamiast otrzymać szklaneczki wypełnionej wódką, zobaczył jedynie jego rękę, wskazującą na drzwi wyjściowe. Jak się łatwo domyślić, Alec nie miał zamiaru się tak łatwo poddawać i nie potrzebował pretekstu, by złapać Toma za kołnierzyk i zagrozić mu i jego najbliższym. Alec był urżnięty, ale w tym momencie jego jedynym marzeniem było uchlać się do usranej śmierci. Nie, nie do nieprzytomności, bo już teraz ledwo co widział na oczy, a jego ruchy były spowolnione i ociężałe. Jedyne o czym marzył to zapić się na śmierć najgorszym rodzajem alkoholu. I może pozwoliliby mu jeszcze zostać, gdyby nie fakt, że podniósł rękę, chcąc wymierzyć twarzy barmana cios. Oczywiście – nie trafił, a przynajmniej nie w zamierzony cel. Knykciami uderzył w stertę szklanek, które pod wpływem ciosu rozwaliły się na kawałeczki, jednocześnie rozwalając Greybackowi rękę. Tak. To był przełom, który sprawił, ze dwójka osiłków siłą wyrzuciła go z Białej Wiwerny, pozostawiając chłopaka na zewnątrz. Alec, któremu każdy kroczek sprawiał teraz trudność, oparł się plecami o ścianę budynku i cudem zmusił swoją dłoń do funkcjonowania i odnalezienia paczki papierosów w spodniach. Nie dbał nawet o zranioną rękę, zupełnie jakby o niej zapominając i zaciągnął się porządnie fajką. Wtedy jego wzrok spłatał mu najokropniejszego z możliwych figli. Z daleka dostrzegł ją. Blondwłosą postać, zbliżającą się w jego kierunku. I choć pewnie była to jedna z dziwek z sąsiedniej ulicy, to upity Alec nie był w stanie kontrolować swojego krzyku.
– Alyssa! – krzyknął w kierunku dziewczyny, a jego głos brzmiał wyjątkowo ponuro. – Ostrzegałem, że powinnaś się trzymać ode mnie z daleka. No już, uciekaj stąd, zostaw mnie w spokoju i o mnie zapomnij. U licha, dlaczego jesteś tak głupia i musisz się pchać, tam gdzie cię nie chcą? – nawet pod wpływem alkoholu był śmiertelnie cyniczny, jadowity, gorzki. To była jego jedyna broń i z każdą kolejną sekundą wykorzystywał ją jeszcze bardziej. Słowa były niczym naboje, które miały godzić „Alyssę” prosto w pierś i o dziwo... wprawiały go w lepsze samopoczucie. Był toksycznym człowiekiem i nie zasługiwał na nic dobrego, a zwłaszcza na nią.
Młoda dziewczyna z przerażeniem rozchyliła usta, by wyjęczeć ciche „to nieporozumienie”, ale Allectus nie należał do ludzi, którzy słuchają. Miał gdzieś jej słowa, miał gdzieś ją całą. Tak po prostu – gardził nią, od palców u stóp do ostatniego blond włosa na jej małej głowie.
- Przymknij się wreszcie – warknął ze złością, robiąc kolejny chwiejny krok w jej kierunku.Wyciągnął dłoń w jej kierunku, by chwycić ją za nadgarstek i jeszcze raz zmusić do krótkiej wymiany spojrzeń, ale nie przewidział jednego – dziewczyna zrobiła krok do tyłu, a on tak po prostu stracił równowagę. Może gdyby nie był aż tak pijany, skończyłoby się to inaczej, jednak w tej sytuacji zatoczył się i runął na ziemię, rozbijając sobie głowę. Nie miał jednak siły się podnosić, więc leżał na środku Śmiertelnego Nokturnu i obserwował jak jego „Alyssa” ucieka gdzie pieprz rośnie. Czuł ból, bynajmniej nie ten związany z upadkiem. Odeszła, zostawiła go, czego nie mógł znieść, zrozumieć. Traktował ją jak najobrzydliwszego trolla, ale mimo wszystko należała do niego. A teraz? Miał ochotę umrzeć. Jedynie ciepła, czerwona maź spływająca z jego skroni po bladej i posiniaczonej twarzy powstrzymywała go od utraty przytomności. Alec niedbałym ruchem dłoni odgarnął z czoła ciemne, przydługie włosy, które już zdążyły się skleić od płynącej krwi i przetarł tą samą dłonią po całej twarzy, tym samym rozmazując na niej bordową maź. Niegdyś przystojny, lecz chłodny mężczyzna – teraz przypominał siedem nieszczęść. Nie zostało mu już nic innego, jak zapalić tego ostatniego papierosa i przeczekać do rana...
It’s not gonna make me good, make me adopt a puppy. I can’t be what other people want me to be. What she wants me to be. This is who I am.
- Caroline Rockers
Re: Allectus Camden Greyback
Sro Cze 21, 2017 8:03 pm
Karta ładnie napisana, staranna. Mam nadzieję, że świat spojrzy nieco łaskawszym okiem na Allectusa. Łap ode mnie 10 dodatkowych fasolek.
- Caroline Rockers
Re: Allectus Camden Greyback
Wto Sie 22, 2017 3:55 pm
Karta ładnie napisana, staranna. Mam nadzieję, że świat spojrzy nieco łaskawszym okiem na Allectusa. Łap ode mnie 10 dodatkowych fasolek. I 5 dodatkowych fasolek za edycję.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach