Go down
Magic Lullaby
Mistrz Gry
Magic Lullaby

MagicLullabyFM - Hall of Fame Empty MagicLullabyFM - Hall of Fame

Pon Kwi 11, 2016 3:36 pm

[obrazek]

Oficjalna Poczta ML FM: konkursmlfmradio@wp.pl
Zapoczątkował: Shane Collins


Konkurs I - Motyw przewodni papieros, wymagane słowa: lakoniczny, wolicjonalny.

Lyrae Fletcher - 30 fasolek

Kaszel był reakcją obronną. Kiedy coś nieporządanego wypełniało płuca, usta jak najszybciej pragnęły się tego pozbyć. Pierwszy raz, kiedy ujęła wąskimi wargami cieniutki filtr, po czym wyciągnęła dym głęboko do siebie, właśnie taką reakcję wywołała. Trucizna wypełniła płuca, które nie chciały zostać otrute.
I wystarczyła jedna taka wpadka, aby straciła zainteresowanie.
Co się stało, że dzisiaj, kiedy leżała na chłodnym dachu, w między dwoma palcami lewej dłoni tkwił papieros, roztaczając wokół zapach, przypominający każde pomieszczenie w domu. I kiedy teraz zaciągała się na nowo, już nie reagowała jak wtedy. Jej płuca łaknęły delikatnego pieczenia, a głowa - nieznacznych zawrotów.
Może gdyby zajrzała w Ain Eingarp, w końcu umiałaby lakonicznie wyrazić, że właśnie tego pragnie. Spokoju. Niech wszyscy w końcu dadzą jej spokój. Niech o nic nie pytają. Niech zajmą się sobą.
Wszystko w życiu jest wolicjonalne. A oni? Oni nie chcą.
I znów spojrzała w rozgwieżdżone, nocne niebo nad sobą, wąskie, jasne usta wygięły się w uśmiechu.



Konkurs II - Napisz wakacyjną historię, dodatkowe wymagania: z punktu widzenia postaci, nie może być osadzona w uniwersum potterowskim.

Zack Raven - 50 fasolek, wpis do testamentu Collinsów (specjalny przedmiot)

Wiecie co jest najgorsze? To, że idę na plaże. Tak plażę. Ja, ułomny człowiek, który nie widzi, który powinien siedzieć w miejscu, gdzie ludzie nie będą musieli oglądać tej pustki w moich oczach. Dlaczego tam idę? Chcę poczuć to ciepło parzącego moją skórę słońca, miękki piasek pod stopami, szum morza, który mnie uspokoi. Taka ironia, że mieszkam blisko morza, bo głównym punktem mojego sierocińca było to, aby każdy dzieciak był surferem. Ja się pod to nie zaliczam. Ubrałem spodnie sięgające przed kolana i ze swoim kijkiem, który ma mi pomagać się poruszać po świecie wyszedłem z budynku. Moja głowa jak zwykle była skierowana w dół. Nic tam nie zobaczyłem... Kilka kroków i na bosych stopach poczułem ciepły, miękki piasek.
Grace mówiła, że ma złoty kolor, sprawia, że człowiekowi chce się żyć, gdy się na niego patrzy. Niestety, mi nie było dane tego zobaczyć. To tak jakbym stracił cząstkę życia, doświadczenia. Tych cząstek jest jeszcze więcej. Kolejną poznacie za chwilę. Kroczyłem powoli przesuwając stopami w piasku. Nie unosiłem stóp. Nie chciałem... Chciałem jedynie czuć coś, czego nie mogę zobaczyć.
Szum.
Wiele razy pewnie widzieliście tą wodę, która teraz łaskotała swoim zimnem moje stopy. Uniosłem głowę w górę i z delikatnym uśmiechem pozwoliłem, aby chłodna, morska bryza uderzała w mój nagi tors, szarpała powoli nogawkami szerokich spodni.
Morze.
Grace mówiła mi, że jest jak burzliwy charakter. Buntuje się przeciw ludziom i za każdym razem, gdy ktoś w nie wejdzie potrafi nad nimi zapanować, ale nie potrafi zapanować nad wiatrem, który robi co chce z wodą.
Słońce, gdy jest tuż nad morzem sprawia, że wszystko mieni się jak kryształ – podobno oznacza to, że wszystko jest czyste.
Piana powstająca na krawędziach fal z daleka przypomina jej białe konie, ale nie wiem o co jej wtedy chodziło. Miała jedynie kojący głos, jak słońce, które grzeje mi teraz plecy. Zbliża się powoli ku zachodowi, którego nie będzie mi dane zobaczyć. Niestety.
Odsunąłem się od wody i usiadłem na piasku kładąc obok siebie mój kijek.
Grace mówiła mi też o niebie.
W tym miejscu niebo jest zawsze niebieskie. Czasami przetną je smugi białych chmur – jakby chciały namalować na nim jakiś obraz godny samego Picasso. Nigdy nie dane mi było zobaczyć obrazu, a co dopiero tego namalowanego na niebie.
Zacząłem przesypywać piasek między palcami powoli. Zawsze tak robię, gdy tu jestem. Takie przyzwyczajenie. Jest ciepły.
Takiego ciepła mi brakuje.
Grace mówiła, że nie lubi tego tego gestu. Wiem dlaczego, ona nie chciała mi tego powiedzieć. Ale słyszałem kiedyś o klepsydrze, która odlicza czas za pomocą piasku. Ten gest przypomina o mijającym czasie.
Czas.
Tutaj też szybko mija. Nie macie pojęcia ile osób odwiedziło to miejsce. Ile zawodów tu się odbyło. Ile śmiechów małych dzieci słyszałem, które bawiły się latawcami. Kiedyś stałem na plaży i Grace dała mi szansę potrzymać latawiec. To było niezwykłe uczucie. Bryza morska szarpała nim na wszystkie strony, ale w pewnym momencie latawiec wyrwał się z moich rąk i odleciał.
Usłyszałem za sobą śmiech dzieci. Znowu jakieś małe istotki wyszły z domu pobawić się  na piasku. Chciałbym być taki jak oni.
Mógłbym wtedy to wszystko zobaczyć. To co wam opowiedziałem.
Morze.
Szum.
Wiatr.
Piasek.
Obraz na niebie.



Konkurs III - Napisz magiczny sposób na przeziębienie, dodatkowe wymagania: dowolna postać, ale musi to być uniwersum potterowskie i z czasów panujących na forum, oraz nie można użyć Eliksiru Pieprzowego.

Felice Felicis - 25 fasolek

James Potter umierał. Wokół niego stali wierni przyjaciele, w milczeniu asystując powolnej agonii druha.

- Lily... - Z ust konającego wydobył się słaby szept. - Gdzie jest Lily... Łapo...

- Peter po nią pobiegł. Zaraz powinna tu być, wytrzymaj. Wszystko będzie dobrze, stary...

Rogacz zaczął zanosić się kaszlem. Po kilku minutach starań, by nie wypluć płuc, opadł wycieńczony na poduszki. Jego zamglone spojrzenie spoczęło na rudowłosej dziewczynie, która właśnie podeszła do jego łóżka.

- Już za późno... - szepnął. - Najdroższa... Mój koniec jest bliski.

- Syriusz, o czym bredzi...?

- Odchodzę... Wiedz, że w moim życiu zawsze byłaś tylko ty...

- Synapsy ci się przegrzewają. Chłopaki, gdzie eliksir pieprzowy? Jak to nie ma...?

- Gdybym tylko mógł zobaczyć cię w sukni ślubnej... i naszą noc poMHGGGGGGMMMM!!!

- No, do dna skarbie. - Evans przerwała monolog Jamesa podgrzaną magicznie herbatką. Następnie opatuliła go ciepłem zaklęcia Ayean i oczyściła nos Aperte Naris. Podała Gryfonowi chusteczkę i wydała werdykt. - Jutro będziesz zdrów jak ryba. Na razie chłopaki!

- Ukochana! Czemu mnie opuszczasz?! Na łożu śmierci jestem, konam!

- Nie dzisiaj. Chyba nikt cię nie uświadomił... To najzwyklejsze przeziębienie, James...


Konkurs IV - Napisz najbardziej absurdalną historyjkę, jaka przyjdzie ci do głowy z uwzględnieniem postaci z forum.

James Potter - Magiczna Skrzynka (Ołówodupek, "trwale" przylepne świńskie karteczki (5 karteczek), jadalne Mroczne Znaki, mały zestaw przetrwania Beare'ara Gryllsonsa)

Evans wcisnęła na swoje nogi Vansy i wyciągnęła spod spódnicy słoik majonezu by porządnie napastować nim kolana. Tak, dziś był ten dzień. Ten dzień.
Majonez był tym czymś ‘pożyczonym’, chociaż zastanawiała się czy nie spełniał też wymagań by być czymś ‘starym’. Tak sobie postanowiła: coś niebieskiego będzie od krukonów, pożyczonego od ślizgonów, a starego od puchonów. Sama była gryfonką, więc reszta świetnie się zgrywała, przynajmniej w jej skomplikowanym toku myślenia.
Wybrała się więc w nocy do slizgonów by coś pożyczyć. Nienawidziła zielonych z całej wątroby, szczególnie tego Snape’a, chociaż był czas, że zauroczona była Rockers, ale to wtedy gdy po LSD miała fazę na bycie bi, szybko jej to minęło. Wybrała pierwsze lepsze dormitorium i zerknęła pod pierwsze łóżko. Był tam cały zapas majonezu, chyba z setka słoików, nie zastanawiała się więc ani chwili i chwyciła ten który był najbliżej. I tak zdobyła coś pożyczonego, bo przecież jak odda słoik to tak jakby go pożyczyła, co nie? Co z tego, że bez zawartości. Nie lubiła majonezu, więc postanowiła nasmarować sobie nim kolana. Kiedyś przeczytała w Portretowym Szmerze, że majonez świetnie to działa na cerę, a kolana miała wyjątkowo spierzchnięte, więc nie zaszkodziło spróbować.
Pora na coś niebieskiego. Dzisiejszy dzień miał w jej życiu odmienić wszystko. Wszystko. Więc postanowiła przyszaleć. Zawsze nienawidziła swoich rudych włosów. Ten idiota Potter targał ją za warkoczyki aż do piątej klasy kiedy to dowiedziała się, że wystarczy celować bombardą między nogi chłopakom gdy są upierdliwi. Cóż, przy drugim razie James został Rogatym bez rogu u dołu, więc dał jej spokój, ale zdążył przez te lata pozbawić ją większości włosów, była teraz prawie łysa, a zawsze marzyła… zawsze marzyła o niebieskiej bujnej czuprynie! Był taki jeden krukon… Miał niesamowicie błękitne włosy, śniła o nich co noc, a dziś postanowiła je zdobyć.
Wparowała do jego dormitorium (dobrze wiedziała gdzie mieszkał, nie jedną noc spędziła tu by miziać go po głowie) i rzuciła w jego stronę - Nox! – chłopak natychmiast zasmucił się jakby zgasła w nim chęć do życia. Lily podeszła pewnym krokiem do Julesa i oskalpowała go bez słowa sprzeciwu z jego strony. Dziwnie reagował na swoje nazwisko, ale widocznie taki los był mu właśnie pisany.
Nałożyła sobie jego skalp na głowę i prawie szczęśliwa ruszyła do puchonów. Coś starego. Lily w szkole była dobra ze wszystkiego, nie było książki której by nie przeczytała, a jej upierdliwość w niektórych kwestiach sprawiła, że odkryła sekret pewnej puchonki. Puchonki imieniem Ismael Blake. Przeglądając stare kroniki kiedyś natknęła się na zdjęcie kobiety łudząco do niej podobnej. Gdy powtórzyło się to drugi raz, trzeci, a nawet i czwarty (zawsze były to kobiety o innych nazwiskach, a dzieliło je czasami nawet 200 lat, tak setki lat temu były już aparaty, lepsze niż dziś), zaczęła z większym zafascynowaniem badać tę historię. Szybko dopatrzyła, że łączy je jeden charakterystyczny przedmiot. Naszyjnik z wielkim rubinem, ten który miała również Ismael. Lily ukradła wtedy pelerynę niewidkę Pottera, a w sumie to sam jej ją dał gdy zagroziła mu, że wybombarudje mu również sutki, i zaczęła śledzić puchonkę. Posutkowało… Poskutkowało to tym, że podczas kąpieli dziewczyny była świadkiem niesamowitego zjawiska. Powell wchodząc do wody, zdjęła swój naszyjnik, a gdy tylko to zrobiła zamieniła się w pomarszczoną staruszkę z długimi siwymi włosami. Wtedy już wiedziała, wiedziała że coś ‘starego’ co musiała dziś zdobyć to będzie właśnie to.
Znalazła Ismael w bibliotece. Stanęła naprzeciwko niej i zmierzyła ją chytrym spojrzeniem, dłuższą chwilę zatrzymując się na naszyjniku. Gdy dziewczyna już zaczynała ją pytać, co się stało na jej głowie, Lily chwyciła ją za wisiorek i zerwała go odrzucając go daleko za siebie. Blake natychmiast zamieniła się w babuszkę, a jej pisk, po chwili przemienił się w babciowaty charchot. Evans zarzuciła na nią swoją magiczną torebeczkę bez dna i po chwili Ismael zniknęła w jej czeluściach, a Lily zadowolona że ma już coś starego ruszyła do Zakazanego Lasu gdzie czekał jej wybranek.
Podskakiwała radośnie czując jak majonez już spłynął jej z kolan do Vansów. Dzień był idealny! I zaraz zostanie szczęśliwą mężatką! Wszyscy doradzali jej ślub w Zakazanym Lesie, w końcu każdy wiedział, że to przynosi nieszczęście. Gdy zobaczyła swego wybranka, rzuciła się na niego, wpijając swe dłonie w jego gęstą brodę. Był w niej taki seksowny… - Och, Hagridzie… - szepnęła tylko i postanowiła dać mu swój słoik majonezu.
Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach