Go down
Sapphire Duncan
Oczekujący
Sapphire Duncan

[uczennica] Sapphire Duncan Empty [uczennica] Sapphire Duncan

Czw Sty 28, 2016 7:16 am
[uczennica] Sapphire Duncan 0iWCwmG[uczennica] Sapphire Duncan VctYZry[uczennica] Sapphire Duncan YLzKmx7
Imię i nazwisko: Sapphire Nona Duncan
Data urodzenia: 13 XII 1961
Czystość krwi: Półkrwi
Dom w Hogwarcie: Slytherin
Różdżka: Cis, włókno ze smoczego serca, 9 cali


Widok z Ain Eingarp:
Obraz, który sama Sapphire paradoksalnie najchętniej wymazałaby z pamięci. Pragnienie, na którego myśl robiło jej się niemalże słabo. Jedyna słabość, do której nigdy nie potrafiła przywyknąć. Uczucia, przed którymi tak zawzięcie się broniła, były jednocześnie tym, czego najbardziej pragnęła. Bliskości. Kogoś, kogo ostatecznie mogłaby uznać za bliskiego. Absurdalne, prawda? Kto by pomyślał. Panna o skamieniałym sercu marzy o byciu kochanym. Potrzebnym. Gdy spogląda w gładką taflę lustra, role się odwracają. Nie zmienia się - wciąż jest tą samą Sapphire. Przebiegłą, nieco egocentryczną, wiecznie pewną swego. Jednak zadziwiająco lepszą. Będącą w stanie ukazywać to, czego skrycie pragnie i potrzebuje, a przez to bardziej autentyczną. Prawdziwą, ot co.
Wiara w ukazujący się przed nią obraz nie przychodzi jej łatwo. Wzrokiem zdaje się go unikać, a samo spojrzenie Sapphire traci na pewności i jak gdyby łagodnieje.
Lepiej więc, by nikt nie ujrzał jej w tej okazałości.


Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie:
Na nauce nigdy nie skupiała się na tyle mocno, na ile powinna - nie można więc powiedzieć, aby jakkolwiek wyróżniała się z tłumu, jeżeli mowa o posiadanej wiedzy, choć i tego nie można jej całkowicie pozbawić, podobnie zresztą jak własnych ambicji. Zdecydowanie jednak od siedzenia nad książkami zwykle wolała działanie - praktyka przede wszystkim. Najlepiej radzi sobie na Zaklęciach, do których posiada zresztą małą smykałkę - podobnie jak do Eliksirów. Reszta przedmiotów mogłaby według panny Duncan nie istnieć, chociaż swoje zainteresowanie niekiedy ukazuje również i na lekcji Starożytnych Run.


Przykładowy Post:
Zbyt szczodra w uczuciach, otwarcie skandaliczna,
w efekcie nie taka, jaką mnie sobie wymarzono.
Zbyt pewna swego, by określać się prawdziwą dziewiątką.
Jestem fałszywą Noną, niespełnioną fantazją,
poszukującym satysfakcji wulkanem sprzeczności.

Nie była piękna - miała zepsute wnętrze. Opadające na ramiona, jasnobrązowe, zadbane włosy, porcelanową cerę i figlarny uśmieszek, oznaczający ni mniej, ni więcej, iż cała otoczka niewinności, jaka ją spowijała, była jedynie złudną iluzją - jej kolejnym asem w rękawie. A oczy? Podobno są zwierciadłem duszy. One mówiły wszystko - sprawiały, że spojrzawszy raz w ciemną barwę tęczówek, nie dało się o nich ot tak zapomnieć. Odcień mlecznej czekolady nadawał jej spojrzeniu delikatności, jednak w gruncie rzeczy tylko nieliczni błyskotliwie zauważali, że delikatność nigdy nie szła z nim w parze. Kokietowała całym swoim jestestwem, paradoksalnie nie zważając przy tym wcale, jak wiele równocześnie potrafiła stracić - a ze stratą, choć wielce skrycie, zwykle nie była w stanie sobie poradzić. Bynajmniej nie naprawdę.
Za każdym razem wciąż trafiała w to samo miejsce. Ludzie wyprowadzali ją z równowagi niemalże każdego dnia i mimo, iż w większości przypadków nigdy nie dała tego po sobie poznać, w środku gotowała się żywym ogniem. To nie tak, że wszystkich nienawidziła. Oni po prostu ją irytowali. Najnormalniej w świecie sprawiali, że pod osłoną nocy miała ochotę poderżnąć im gardła. Bo ludzie - w jej mniemaniu - za bardzo się zbliżali. Do niej. Do siebie nawzajem. Czy to ważne? Zbliżali się i już, a ona przecież tak bardzo gardziła bliskością. Jak to możliwe więc, że mimo wszystko jednocześnie sama o tę bliskość się prosiła? Paradoksalnie - bawiła się uczuciami. Lubiła, gdy jej osoba znajdowała się w centrum zainteresowania, o tak - nawet jeżeli nigdy głośno się do tego nie przyznała. Dobrze żyło jej się z myślą, iż ktoś mógłby być od niej uzależniony. Tak po prostu, zwyczajnie zależny. Bo przecież o to właśnie jej chodziło, czyż nie? By prawdziwą potrzebę więzi, sprytnie zastąpić maską obojętności. Nie ufała? Owszem, ufała. Było to jednak zjawisko tak rzadkie, iż wprawdzie niewystępujące praktycznie wcale.
Gdzie trafiała? Na główny, hogwarcki dziedziniec. W miejsce, które roiło się od rówieśników. Czy to nie śmieszne? Podczas gdy wszyscy wkoło doprowadzali ją do białej gorączki, ona wcale nie stroniła od ich obecności. Wręcz przeciwnie - z pełną determinacją wchodziła w ten dziki rój osób, z którymi nawet nie miała ochoty przebywać. Siadała na kamiennej ławce i patrzyła. Obserwowała niczym perfekcyjny morderca śledzący swoją ofiarę, a w jej przypadku wówczas zapewne każdego z osobna można byłoby za nią uznać. Była dobrym obserwatorem - zwłaszcza jeżeli chodziło o ludzi. Mrużyła oczy, a na jej gładkim czole zwykle pojawiała się niewielka zmarszczka - w ludzkich zachowaniach wyłapywała szczegóły, o jakich niektórzy zapewne osobiście nie mieliby pojęcia. Starała się ich zrozumieć, choć najczęściej kończyło się to porażką. Osobiste porażki znosiła najgorzej - nie dawała jednak upustu swoim emocjom. Krzyczało jedynie jej wnętrze. I oczy, które przecież mówiły tak wiele.
Nie siedziała długo. Samotność wcześniej czy później dawała się we znaki, a ona - ona nie należała do typu samotnika. Broniła się tylko i wyłącznie przed uczuciami - i właśnie w ten sposób tłumaczyła przed samą sobą wieczną niedostępność. Bała się, jednocześnie pragnąc. I w tym momencie zazwyczaj też wstawała. Z wypisaną na buzi odrazą szybko podnosiła się z miejsca, bowiem patrzenie na ludzi z każdą sekundą poczynało przypominać jej, czego tak naprawdę chciała, a o co nigdy nie odważyłaby się poprosić. Nie zamierzała ukazywać własnych słabości. Była na to zbyt krucha. Wstawała więc, w pośpiechu kierując swoje kroki w stronę grubych murów zamku, jak gdyby miała się w nich schronić przed ludzką ciekawością. Delikatnie poprawiała rozwiane przez wiatr kosmyki włosów i uśmiechała się, lekko, acz zauważalnie.
Jej uśmiech mówił równie wiele, co oczy. Nie biło od niego jednak łagodnością. Figlarny kształt bardzo często przeobrażał się bowiem w ironiczny wyraz wyższości - taki, który bezgłośnie zdawał się szeptać, iż po prawdzie wcale nie zna się jej tak dobrze.
I prawdopodobnie nigdy nie pozna.
Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

[uczennica] Sapphire Duncan Empty Re: [uczennica] Sapphire Duncan

Czw Sty 28, 2016 8:42 pm

Sapphire mimo swojego zepsucia ma jednak odwagę marzyć o posiadaniu kogoś własnego w tym okrutnym świecie. Karta lekka i całkiem przyjemna; łap ode mnie 10 fasolek!
Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach