- Livia Edwards
Livia Edwards [uczennica]
Sob Lis 07, 2015 5:08 pm
Imię i nazwisko: Livia „Liv” Edwards
Data urodzenia: 31.08.1962 r.
Czystość krwi: Półkrwi – matka była czarodziejką, ojciec mugolem.
Dom w Hogwarcie: Ravenclaw
Różdżka: Długa na 10,5 cala, nieco giętka, wykonana z drzewa lipowego. Rdzeń zawiera włos południcy.
Widok z Ain Eingarp: W zwierciadle Liv ujrzałaby siebie samą, roześmianą, spontaniczną i pełną emocji, które - jeśli wierzyć filozofom, nadawały życiu sensu. Oczywiście nie zdawała sobie z tego sprawy. Emocjonalną obojętność, która zanikała u niej jedynie epizodycznie, zawsze uważała bowiem za – jak to barwnie określała - jedyny racjonalny sposób na przetrwanie w tym popierdolonym świecie.
Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie:
Liv była uczennicą przeciętną. Nie to, żeby brakowało jej inteligencji czy talentu. Wszystko rozbijało się jednak o zapał i niechęć do wszystkiego, co określała mianem "obleśnego". Nawet jeśli zapamiętanie formuły nie sprawiało jej kłopotu, to dotknięcie odpychającego składnika eliksirów stawało się nie lada wyzwaniem. Zielarstwo? Nic prostszego! O ile nie poproszono jej o babranie się w ziemi i obcowanie z ziołami poza kartkami ksiąg. Opieka Nad Magicznymi Stworzeniami? Fraszka. Gdyby tylko jednak sierść nie przylepiała się do szat, a odchody nie były zagrożeniem dla schludnie wypolerowanych butów. Wszystkie wpadki Liv z nawiązką nadrabiała jednak przedmiotami, które nie wymagały od niej poświęceń. Zaklęcia i Obrona Przed Czarną Magią przychodziły jej z łatwością, nawet jeśli czasem czarodziejka nie potrafiła znaleźć w sobie motywacji do nauki czarów, które uznawała za "nieprzydatne". Najłatwiej było na Mugoloznawstwie, Astronomii i Wróżbiarstwie. Wiedza, wiedza, wiedza. Słodka wiedza, która pozwalała jej obcować z ukochanymi książkami. Nie wspominając już o herbacie... Wprawa czyni mistrza, a wróżenie z fusów było przecież nieodłącznym elementem przedmiotu. A przynajmniej tak Liv usiłowała racjonalizować uszczuplanie szkolnych zapasów ulubionego naparu.
Przykładowy Post:
18 sierpnia 1977
Niespiesznie przerzuciła kartkę podręcznika, jednocześnie pociągając łyk herbaty z trzymanego w lewej dłoni kubka. Nawet jeśli wciąż trwały wakacje, dziewczyna nie zamierzała marnować czasu na głupoty. W jej przekonaniu, bycie przygotowanym na nadchodzący rok szkolny oszczędzało wielu kłopotów. Ot, prosta kalkulacja. Liv nie zwykła poświęcać energii sprawom, które nie przynosiły żadnego pożytku. Nawet w dzieciństwie zamiast biegać po podwórku z rówieśnikami, wolała raczej zaszyć się w domu i poświęcić się czemuś pożytecznemu.
-Liv! Liv! - czarodziejka oderwała beznamiętne spojrzenie od książki i przeniosła swoją uwagę na wbiegającą do pomieszczenia siostrę bliźniaczkę. Jak zwykle w oczach Vil dostrzegła pełen życia blask, a w powietrzu niemal wyczuła rozpierającą siostrę energię. Stwórca musiał mieć niezły ubaw przydzielając siostrom temperamenty.
-Ojciec właśnie wrócił z pracy! Chodź, pogramy w karty, pośmiejemy się. Dobry początek weekendu po stresującym tygodniu.- Liv na moment zawiesiła spojrzenie w bliżej nieokreślonym punkcie przestrzeni. Kalkulowała. Z jednej strony chciała po prostu zostać tu gdzie była i w spokoju kontynuować studiowanie podręcznika - tak byłoby przecież najrozsądniej, z drugiej jednak… Wyobraziła sobie zmęczoną twarz ojca, który od lat ciężko pracował, by zapewnić godny byt samotnie wychowywanym córkom. Wyobraziła też sobie rozczarowaną twarz siostry, wychodzącą od niej reprymendę a w końcu i samą Vil zaciągającą ją do kuchni siłą. Jeśli chodziło o reakcje siostry, nigdy nie były one proste do przewidzenia. Dziewczyna była na to zbyt zmienna, żywiołowa i impulsywna… Bez względu jednak na to jak zachowałaby się Vil, stawianie oporu byłoby nad wyraz kłopotliwe, zajęłoby mnóstwo czasu i w ostatecznym rozrachunku przyniosłoby więcej szkody niż pożytku. Liv pozwoliła więc sobie na ciche westchnienie i spokojnym ruchem zamknęła książkę. Widząc to jej bliźniaczka niemal podskoczyła w miejscu, zaśmiała się wesoło i chwyciła siostrę za rękę, delikatnie pociągając.
-Wiedziałam, że się zgodzisz!- zakrzyknęła wesoło.
***
Po kilku godzinach intensywnych rozgrywek, (w których to Vil i ojciec prześcigali się w kunszcie oszustwa i żywiołowych reakcjach na zagrania, w przeciwieństwie do zachowującej powagę i uczciwie rozgrywającej dokładnie zaplanowaną strategią Liv) w kuchni zapanował spokój. Siedzieli w ciszy, we trójkę, skupieni wokół małego stołu, przez okno podziwiając znikające za horyzontem słońce. Nawet ojciec, któremu wieloletni stres naznaczył twarz bruzdami, a włosy przyprószył siwizną, wyglądał na spokojnego i zrelaksowanego. Liv nie wiedziała dlaczego, ale czuła, że takie momenty były dla nich ważne. Ważniejsze niż pozostawiony na górze podręcznik. Poczuła, że na jedną, krótką chwilę kąciki ust nieznacznie uniosły jej się ku górze.
1 września 1977
Jedno spojrzenie na siostrę wywołało u Liv głębokie westchnienie. Kiedy dni bywały spokojne, taksowanie bliźniaczki spojrzeniem było niczym przeglądanie się w lustrze. Proste, sięgające łopatek czarne włosy, intensywnie niebieskie oczy, odrobinę zbyt jasna cera… Może tylko ubrania Vil nigdy nie były przesadnie schludne. Pozostawała też kwestia rozbieżności w wyrazie twarzy i ogólnej postawie, ale na to Liv nigdy nie zwracała uwagi. Tym, co teraz zaprzątało jej uwagę, były zadrapania na twarzy siostry i rozsiane po jej szacie rozdarcia.
-Czy powinnam teraz kogoś unikać?- zapytała spokojnie, sięgając po ukrytą w kieszeni szaty różdżkę. Posiadanie tej samej twarzy co siostra miewało swoje słabe strony. Vil uśmiechnęła się szeroko i lekko potrząsnęła głową.
-Nie, nie. To był taki… magiczny eksperyment!- zaczęła z podekscytowaniem w głosie, zaczynając opowieść o napotkanym kilka przedziałów dalej czarodzieju, który chełpił się wynalezieniem czegoś iście wystrzałowego. Uwaga Liv przytępiła się nieco. Wyłapywała jedynie część wypowiadanych przez siostrę słów. W jej mniemaniu nie było się czym ekscytować. Ot zaklęcie pierdolnęło komuś w twarz - i nie tylko jemu, sądząc po zaistniałych szkodach. Choćby i miało to wyglądać jak najwspanialsze fajerwerki świata, czarodziejka nie rozumiała entuzjazmu siostry.
-Episkey…- mruknęła cicho, niemalże przykładając różdżkę do twarzy siostry. Ze wszystkich zaklęć, których mieli nauczyć się w nadchodzącym roku szkolnym właśnie to uznała za najbardziej przydatne. Jak widać nie myliła się. Studiowanie materiału z wyprzedzeniem bez wątpienia miało swoje plusy. Vil uśmiechnęła się jeszcze szerzej dotykając twarzy, na której teraz, poza lekkimi smugami brudu, nie było już żadnych nieprawidłowości.
-Reparo…- kolejne, beznamiętnie wypowiedziane zaklęcie rozwiązało problem podniszczonego ubrania. Czarodziejka przez chwilę w milczeniu oceniała swoje osiągnięcie, a w końcu westchnęła po raz kolejny i powolnym ruchem schowała różdżkę.
-Powinnaś umyć twarz…- stwierdziła jeszcze cicho, usiadła na zajmowanym wcześniej miejscu i zatopiła się w swoich rozmyślaniach, podziwiając przesuwający się za oknem krajobraz.
Data urodzenia: 31.08.1962 r.
Czystość krwi: Półkrwi – matka była czarodziejką, ojciec mugolem.
Dom w Hogwarcie: Ravenclaw
Różdżka: Długa na 10,5 cala, nieco giętka, wykonana z drzewa lipowego. Rdzeń zawiera włos południcy.
Widok z Ain Eingarp: W zwierciadle Liv ujrzałaby siebie samą, roześmianą, spontaniczną i pełną emocji, które - jeśli wierzyć filozofom, nadawały życiu sensu. Oczywiście nie zdawała sobie z tego sprawy. Emocjonalną obojętność, która zanikała u niej jedynie epizodycznie, zawsze uważała bowiem za – jak to barwnie określała - jedyny racjonalny sposób na przetrwanie w tym popierdolonym świecie.
Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie:
Liv była uczennicą przeciętną. Nie to, żeby brakowało jej inteligencji czy talentu. Wszystko rozbijało się jednak o zapał i niechęć do wszystkiego, co określała mianem "obleśnego". Nawet jeśli zapamiętanie formuły nie sprawiało jej kłopotu, to dotknięcie odpychającego składnika eliksirów stawało się nie lada wyzwaniem. Zielarstwo? Nic prostszego! O ile nie poproszono jej o babranie się w ziemi i obcowanie z ziołami poza kartkami ksiąg. Opieka Nad Magicznymi Stworzeniami? Fraszka. Gdyby tylko jednak sierść nie przylepiała się do szat, a odchody nie były zagrożeniem dla schludnie wypolerowanych butów. Wszystkie wpadki Liv z nawiązką nadrabiała jednak przedmiotami, które nie wymagały od niej poświęceń. Zaklęcia i Obrona Przed Czarną Magią przychodziły jej z łatwością, nawet jeśli czasem czarodziejka nie potrafiła znaleźć w sobie motywacji do nauki czarów, które uznawała za "nieprzydatne". Najłatwiej było na Mugoloznawstwie, Astronomii i Wróżbiarstwie. Wiedza, wiedza, wiedza. Słodka wiedza, która pozwalała jej obcować z ukochanymi książkami. Nie wspominając już o herbacie... Wprawa czyni mistrza, a wróżenie z fusów było przecież nieodłącznym elementem przedmiotu. A przynajmniej tak Liv usiłowała racjonalizować uszczuplanie szkolnych zapasów ulubionego naparu.
Przykładowy Post:
18 sierpnia 1977
Niespiesznie przerzuciła kartkę podręcznika, jednocześnie pociągając łyk herbaty z trzymanego w lewej dłoni kubka. Nawet jeśli wciąż trwały wakacje, dziewczyna nie zamierzała marnować czasu na głupoty. W jej przekonaniu, bycie przygotowanym na nadchodzący rok szkolny oszczędzało wielu kłopotów. Ot, prosta kalkulacja. Liv nie zwykła poświęcać energii sprawom, które nie przynosiły żadnego pożytku. Nawet w dzieciństwie zamiast biegać po podwórku z rówieśnikami, wolała raczej zaszyć się w domu i poświęcić się czemuś pożytecznemu.
-Liv! Liv! - czarodziejka oderwała beznamiętne spojrzenie od książki i przeniosła swoją uwagę na wbiegającą do pomieszczenia siostrę bliźniaczkę. Jak zwykle w oczach Vil dostrzegła pełen życia blask, a w powietrzu niemal wyczuła rozpierającą siostrę energię. Stwórca musiał mieć niezły ubaw przydzielając siostrom temperamenty.
-Ojciec właśnie wrócił z pracy! Chodź, pogramy w karty, pośmiejemy się. Dobry początek weekendu po stresującym tygodniu.- Liv na moment zawiesiła spojrzenie w bliżej nieokreślonym punkcie przestrzeni. Kalkulowała. Z jednej strony chciała po prostu zostać tu gdzie była i w spokoju kontynuować studiowanie podręcznika - tak byłoby przecież najrozsądniej, z drugiej jednak… Wyobraziła sobie zmęczoną twarz ojca, który od lat ciężko pracował, by zapewnić godny byt samotnie wychowywanym córkom. Wyobraziła też sobie rozczarowaną twarz siostry, wychodzącą od niej reprymendę a w końcu i samą Vil zaciągającą ją do kuchni siłą. Jeśli chodziło o reakcje siostry, nigdy nie były one proste do przewidzenia. Dziewczyna była na to zbyt zmienna, żywiołowa i impulsywna… Bez względu jednak na to jak zachowałaby się Vil, stawianie oporu byłoby nad wyraz kłopotliwe, zajęłoby mnóstwo czasu i w ostatecznym rozrachunku przyniosłoby więcej szkody niż pożytku. Liv pozwoliła więc sobie na ciche westchnienie i spokojnym ruchem zamknęła książkę. Widząc to jej bliźniaczka niemal podskoczyła w miejscu, zaśmiała się wesoło i chwyciła siostrę za rękę, delikatnie pociągając.
-Wiedziałam, że się zgodzisz!- zakrzyknęła wesoło.
***
Po kilku godzinach intensywnych rozgrywek, (w których to Vil i ojciec prześcigali się w kunszcie oszustwa i żywiołowych reakcjach na zagrania, w przeciwieństwie do zachowującej powagę i uczciwie rozgrywającej dokładnie zaplanowaną strategią Liv) w kuchni zapanował spokój. Siedzieli w ciszy, we trójkę, skupieni wokół małego stołu, przez okno podziwiając znikające za horyzontem słońce. Nawet ojciec, któremu wieloletni stres naznaczył twarz bruzdami, a włosy przyprószył siwizną, wyglądał na spokojnego i zrelaksowanego. Liv nie wiedziała dlaczego, ale czuła, że takie momenty były dla nich ważne. Ważniejsze niż pozostawiony na górze podręcznik. Poczuła, że na jedną, krótką chwilę kąciki ust nieznacznie uniosły jej się ku górze.
1 września 1977
Jedno spojrzenie na siostrę wywołało u Liv głębokie westchnienie. Kiedy dni bywały spokojne, taksowanie bliźniaczki spojrzeniem było niczym przeglądanie się w lustrze. Proste, sięgające łopatek czarne włosy, intensywnie niebieskie oczy, odrobinę zbyt jasna cera… Może tylko ubrania Vil nigdy nie były przesadnie schludne. Pozostawała też kwestia rozbieżności w wyrazie twarzy i ogólnej postawie, ale na to Liv nigdy nie zwracała uwagi. Tym, co teraz zaprzątało jej uwagę, były zadrapania na twarzy siostry i rozsiane po jej szacie rozdarcia.
-Czy powinnam teraz kogoś unikać?- zapytała spokojnie, sięgając po ukrytą w kieszeni szaty różdżkę. Posiadanie tej samej twarzy co siostra miewało swoje słabe strony. Vil uśmiechnęła się szeroko i lekko potrząsnęła głową.
-Nie, nie. To był taki… magiczny eksperyment!- zaczęła z podekscytowaniem w głosie, zaczynając opowieść o napotkanym kilka przedziałów dalej czarodzieju, który chełpił się wynalezieniem czegoś iście wystrzałowego. Uwaga Liv przytępiła się nieco. Wyłapywała jedynie część wypowiadanych przez siostrę słów. W jej mniemaniu nie było się czym ekscytować. Ot zaklęcie pierdolnęło komuś w twarz - i nie tylko jemu, sądząc po zaistniałych szkodach. Choćby i miało to wyglądać jak najwspanialsze fajerwerki świata, czarodziejka nie rozumiała entuzjazmu siostry.
-Episkey…- mruknęła cicho, niemalże przykładając różdżkę do twarzy siostry. Ze wszystkich zaklęć, których mieli nauczyć się w nadchodzącym roku szkolnym właśnie to uznała za najbardziej przydatne. Jak widać nie myliła się. Studiowanie materiału z wyprzedzeniem bez wątpienia miało swoje plusy. Vil uśmiechnęła się jeszcze szerzej dotykając twarzy, na której teraz, poza lekkimi smugami brudu, nie było już żadnych nieprawidłowości.
-Reparo…- kolejne, beznamiętnie wypowiedziane zaklęcie rozwiązało problem podniszczonego ubrania. Czarodziejka przez chwilę w milczeniu oceniała swoje osiągnięcie, a w końcu westchnęła po raz kolejny i powolnym ruchem schowała różdżkę.
-Powinnaś umyć twarz…- stwierdziła jeszcze cicho, usiadła na zajmowanym wcześniej miejscu i zatopiła się w swoich rozmyślaniach, podziwiając przesuwający się za oknem krajobraz.
- Colette Warp
Re: Livia Edwards [uczennica]
Nie Lis 08, 2015 7:47 pm
Pieczątka akceptu dla kolejnej, ambitnej Krukonki - nadziei starszych czarodziejów, co do rozwoju młodszych. Miłej gry na fabule! <3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach