- Snowdrop W. Everett
Snowdrop Winter Everett [uczennica]
Pon Paź 26, 2015 8:23 pm
Imię i nazwisko: Snowdrop Winter Everett
Data urodzenia: 12.12.1962 r.
Czystość krwi: nieczysta
Dom w Hogwarcie: Gryffindor
Różdżka: wierzba, włos południcy, 11 i 3/4
Widok z Ain Eingarp:
Idź tam i spójrz w lustro, mówili. To bardzo proste, mówili. No dalej Snow, to nic strasznego, mówili.
Spoglądając na swoje odbicie, ciągle nie była pewna co do magicznego zwierciadła. Skąd nieożywiony przedmiot, nie posiadający mózgu, czy nawet jego zalążka, miał znać jej pragnienia? To wszystko wydawało jej się głupie, więc jako osoba często zmieniająca zdanie, miała ochotę wyjść, gdy tylko spojrzała na gładką tafle lustra. Powstrzymało ją jedynie to, że spytana co zobaczyła, nie chciałaby odpowiedzieć "nic, bo wyszłam".
Własne odbicie nie było dla niej niczym wyjątkowym. Codziennie rano przeglądała się w lustereczku, które dostała po babci. Oczywiście nie robiła tego z próżności. Przed wyjściem z dormitorium zawsze chciała wiedzieć jak źle wygląda, aby ocenić, czy unikać dużej liczby osób. Nagle w odbiciu coś się poruszyło, a zaciekawiona dziewczyna podeszła krok bliżej, by się lepiej przyjrzeć. Za nią stała duża grupa ludzi, byli w jakimś parku. Wszyscy trzymali w rękach zwierzęta różnych gatunków. Ona sama była otoczona gromadką dzieci, które były wpatrzone jak w obrazek, w małego niedźwiadka himalajskiego, którego trzymała. Wyglądało na to, że jej skrytym pragnieniem było bliższe poznanie innych ludzi, oraz pokazanie im, że wszystkie zwierzęta są wspaniałe.
Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie:
Jeśli chodzi o naukę, to panna Everett nigdy nie była kujonem i raczej się nim nie stanie. Co nie oznacza, iż lekcje były jej zupełnie obojęne i nic na nich nie robiła, bo uważała to za zbędne. Nie. Raczej skupiała się na przedmiotach uznawanych przez nią za interesujące, a resztę utrzymywała na poziomie przeciętnego ucznia. Historia Magii oraz Numerologia stały się sennym koszmarem. Lekcjami, na których miała ochotę uciec tak daleko, jak to tylko możliwe, z obawy przed zrobieniem z siebie idiotki przy wszystkich. Zostając na poziomie Okropnych i Nędznych czuła się dobrze, zdając sobie sprawę ze swojego antytalentu do tych dziedzin. Za to ONMS i Transmutacja dostały miano jej ulubionych zajęć. Nie schodząc poniżej Zadowalających, chociaż raz mogła poczuć się jak geniusz. Na reszcie przedmiotów nie mogła pochwalić się Wybitnymi, ale Trollami też nie, przez co za bardzo nie wyróżniała się spośród innych uczniów.
Przykładowy Post:
Gdy tylko poranne promyki słońca dostały się do jej pokoju przez otwarte okno, przetarła swoje niebieskie ślepia. W Rosyjskiej tajdze dni nie trwały za długo, zwłaszcza w okresie świątecznym, dlatego, gdy tylko na dworze robiło się jasno, panna Everett wstawała z łóżka. Nie miała ochoty tracić dnia przez coś tak błahego jak spanie. I chociaż czasami czuła zmęczenie spowodowane wczesnym budzieniem się każdego ranka, miło spędzony czas na dworze zawsze jej to rekompensował. A ten dzień zapowiadał się wyjątkowo miło. Wstała delikatnie się przeciągając. Jak to mawiała jej mama, ruch z samego rana sprawia, że czujesz się świetnie przez cały dzień, co w tym wypadku zadziałało, ponieważ patrząc w lustro, nie zwróciła większej uwagi na piegowaty nos i policzki, które zawsze uprzykrzały jej życie. Tamtego poranka były niczym ziarnko piasku w lesie - niezauważalne. Chyba właśnie z braku powodu do narzekania dziewczyna wyszła z pokoju i zamiast iść do kuchni, założyła swoje zimowe buty, szalik i narzuciła na siebie płaszcz. Jedną z jej głównych cech charakteru było umiłowanie do narzekania. Głodny człowiek zawsze ma ochotę na wszystko narzekać, więc celowe zapominanie o najważniejszym posiłku dnia po prostu weszło jej w nawyk do tego stopnia, iż często unikała rodzinnych śniadań by potem przy obiedzie uszczęśliwić rodziców tysiącem uwag na temat tego co powinni zmienić w ich małym i przytulnym domku. I wtedy mogłaby wydawać się osobą wiecznie niezadowoloną i gburowatą, lecz tak naprawdę była tylko wiecznie zmęczona swoim lenistwem w sprawach mniej przyjemnych - takich, jak nauka czy obowiązki domowe. Nigdy nie uznawała tego za wadę, co więcej często mówiła o tym, jak o najwspanialszej cesze charakteru, ponieważ kiedyś usłyszała, że osoby leniwe znajdują najprostsze rozwiązania problemów. Podział obowiązków w domu Państwa Everett wyglądał tak: Snow robi te rzeczy, które wydają jej się ok, a rodzice zajmują się resztą. To w bardzo dużej mierze wyjaśniało czemu podczas przerwy świątecznej dziewczyna miała tyle wolnego czasu. Nacisnęła klamkę drzwi wejściowych i otworzyła je jak najciszej, aby przypadkiem zza kuchennych szafek nie wyłonił się przyczajony Rogogon Węgierski - mama. Udało jej się wymknąć bez budzenia smoka. Teraz wystarczyło iść nakarmić zwierzęta i przy okazji nie dać się zwieść. Co prawda miała tylko trzech podopiecznych, a tylko dwoje z nich miało kły i pazury, ale to zadanie wcale nie było takie proste z uwagi na nie zaspokojoną ciekawość małych ssaków. Z tego, co zauważyła cała trójka była zafascynowana jedzeniem jej dłoni, które może nie zaliczały się do najpiękniejszych, nie mniej jednak mogły się jeszcze przydać.
Bez nich nie mogła nosić koszyków z jedzeniem oraz ulubionych przysmaków swoich małych przyjaciół. Dziwnym, albo szczęśliwym, trafem, pod opiekę Snow trafiały te zwierzęta, których nawyki żywieniowe były zbyt odrażające według państwa Everett.. Oczywiście używali tego tylko jako wymówki, by pozbyć się kilku obowiązków i jednocześnie, aby ich córka poszerzała swoją wiedzę o gatunkach, którymi się zajmowali.
- Snowy, twoja uparta matka chce wybrać się do miasta. Co na to powiesz? - Doskonale wiedząc co usłyszy, Pan Everett nawet nie zatrzymał się przechodząc obok niej. Jedynie pogłaskał ją po głowie i wręczył jej do rąk pudełko żywych ślimaków. Na koniec spojrzał na nią wzrokiem mówiącym "powodzenia" tak, jakby miała zaraz wyruszyć na wojnę.
- Nie dziękuję. Wolę unikać tych nieokrzesanych małp, do których niestety należę. - Wychowana z dala od miasta, nastolatka nigdy nie przepadała za towarzystwem ludzi, nie będących jej rodzicami. Nawet własną babcię traktowała obco. Kiedy przyjeżdżała na święta, starała się unikać jej tak, jak było to możliwe, wychodząc z domu pod najgłupszymi pretekstami i spacerując po lesie przez godziny. Gdy nie daj Boże, starsza kobieta zdołała zatrzymać ją w domu, spędzony z Meriel (babcią) czas traktowała jak najgorsze tortury. Zdecydowanie bardziej wolała zwierzęta, które umiały słuchać, nie odtracały, a co najlepsze, nie umiały opowiadać o długiej, męczącej podróży.
- Panie Bobinkton, czas na pyszne ślimaki! Błagam, nie wypluj mi ich na płaszcz tak jak ostatnio. - Wręcz błagalnym tonem głosu zwróciła się w stronę małego niedźwiedzia brunatnego. Chociaż ślimaki były jego ulubionym jedzeniem, bardzo ciężko było namówić go na zajęcie się właśnie nimi, a nie wszystkim na około.
Data urodzenia: 12.12.1962 r.
Czystość krwi: nieczysta
Dom w Hogwarcie: Gryffindor
Różdżka: wierzba, włos południcy, 11 i 3/4
Widok z Ain Eingarp:
Idź tam i spójrz w lustro, mówili. To bardzo proste, mówili. No dalej Snow, to nic strasznego, mówili.
Spoglądając na swoje odbicie, ciągle nie była pewna co do magicznego zwierciadła. Skąd nieożywiony przedmiot, nie posiadający mózgu, czy nawet jego zalążka, miał znać jej pragnienia? To wszystko wydawało jej się głupie, więc jako osoba często zmieniająca zdanie, miała ochotę wyjść, gdy tylko spojrzała na gładką tafle lustra. Powstrzymało ją jedynie to, że spytana co zobaczyła, nie chciałaby odpowiedzieć "nic, bo wyszłam".
Własne odbicie nie było dla niej niczym wyjątkowym. Codziennie rano przeglądała się w lustereczku, które dostała po babci. Oczywiście nie robiła tego z próżności. Przed wyjściem z dormitorium zawsze chciała wiedzieć jak źle wygląda, aby ocenić, czy unikać dużej liczby osób. Nagle w odbiciu coś się poruszyło, a zaciekawiona dziewczyna podeszła krok bliżej, by się lepiej przyjrzeć. Za nią stała duża grupa ludzi, byli w jakimś parku. Wszyscy trzymali w rękach zwierzęta różnych gatunków. Ona sama była otoczona gromadką dzieci, które były wpatrzone jak w obrazek, w małego niedźwiadka himalajskiego, którego trzymała. Wyglądało na to, że jej skrytym pragnieniem było bliższe poznanie innych ludzi, oraz pokazanie im, że wszystkie zwierzęta są wspaniałe.
Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie:
Jeśli chodzi o naukę, to panna Everett nigdy nie była kujonem i raczej się nim nie stanie. Co nie oznacza, iż lekcje były jej zupełnie obojęne i nic na nich nie robiła, bo uważała to za zbędne. Nie. Raczej skupiała się na przedmiotach uznawanych przez nią za interesujące, a resztę utrzymywała na poziomie przeciętnego ucznia. Historia Magii oraz Numerologia stały się sennym koszmarem. Lekcjami, na których miała ochotę uciec tak daleko, jak to tylko możliwe, z obawy przed zrobieniem z siebie idiotki przy wszystkich. Zostając na poziomie Okropnych i Nędznych czuła się dobrze, zdając sobie sprawę ze swojego antytalentu do tych dziedzin. Za to ONMS i Transmutacja dostały miano jej ulubionych zajęć. Nie schodząc poniżej Zadowalających, chociaż raz mogła poczuć się jak geniusz. Na reszcie przedmiotów nie mogła pochwalić się Wybitnymi, ale Trollami też nie, przez co za bardzo nie wyróżniała się spośród innych uczniów.
Przykładowy Post:
Gdy tylko poranne promyki słońca dostały się do jej pokoju przez otwarte okno, przetarła swoje niebieskie ślepia. W Rosyjskiej tajdze dni nie trwały za długo, zwłaszcza w okresie świątecznym, dlatego, gdy tylko na dworze robiło się jasno, panna Everett wstawała z łóżka. Nie miała ochoty tracić dnia przez coś tak błahego jak spanie. I chociaż czasami czuła zmęczenie spowodowane wczesnym budzieniem się każdego ranka, miło spędzony czas na dworze zawsze jej to rekompensował. A ten dzień zapowiadał się wyjątkowo miło. Wstała delikatnie się przeciągając. Jak to mawiała jej mama, ruch z samego rana sprawia, że czujesz się świetnie przez cały dzień, co w tym wypadku zadziałało, ponieważ patrząc w lustro, nie zwróciła większej uwagi na piegowaty nos i policzki, które zawsze uprzykrzały jej życie. Tamtego poranka były niczym ziarnko piasku w lesie - niezauważalne. Chyba właśnie z braku powodu do narzekania dziewczyna wyszła z pokoju i zamiast iść do kuchni, założyła swoje zimowe buty, szalik i narzuciła na siebie płaszcz. Jedną z jej głównych cech charakteru było umiłowanie do narzekania. Głodny człowiek zawsze ma ochotę na wszystko narzekać, więc celowe zapominanie o najważniejszym posiłku dnia po prostu weszło jej w nawyk do tego stopnia, iż często unikała rodzinnych śniadań by potem przy obiedzie uszczęśliwić rodziców tysiącem uwag na temat tego co powinni zmienić w ich małym i przytulnym domku. I wtedy mogłaby wydawać się osobą wiecznie niezadowoloną i gburowatą, lecz tak naprawdę była tylko wiecznie zmęczona swoim lenistwem w sprawach mniej przyjemnych - takich, jak nauka czy obowiązki domowe. Nigdy nie uznawała tego za wadę, co więcej często mówiła o tym, jak o najwspanialszej cesze charakteru, ponieważ kiedyś usłyszała, że osoby leniwe znajdują najprostsze rozwiązania problemów. Podział obowiązków w domu Państwa Everett wyglądał tak: Snow robi te rzeczy, które wydają jej się ok, a rodzice zajmują się resztą. To w bardzo dużej mierze wyjaśniało czemu podczas przerwy świątecznej dziewczyna miała tyle wolnego czasu. Nacisnęła klamkę drzwi wejściowych i otworzyła je jak najciszej, aby przypadkiem zza kuchennych szafek nie wyłonił się przyczajony Rogogon Węgierski - mama. Udało jej się wymknąć bez budzenia smoka. Teraz wystarczyło iść nakarmić zwierzęta i przy okazji nie dać się zwieść. Co prawda miała tylko trzech podopiecznych, a tylko dwoje z nich miało kły i pazury, ale to zadanie wcale nie było takie proste z uwagi na nie zaspokojoną ciekawość małych ssaków. Z tego, co zauważyła cała trójka była zafascynowana jedzeniem jej dłoni, które może nie zaliczały się do najpiękniejszych, nie mniej jednak mogły się jeszcze przydać.
Bez nich nie mogła nosić koszyków z jedzeniem oraz ulubionych przysmaków swoich małych przyjaciół. Dziwnym, albo szczęśliwym, trafem, pod opiekę Snow trafiały te zwierzęta, których nawyki żywieniowe były zbyt odrażające według państwa Everett.. Oczywiście używali tego tylko jako wymówki, by pozbyć się kilku obowiązków i jednocześnie, aby ich córka poszerzała swoją wiedzę o gatunkach, którymi się zajmowali.
- Snowy, twoja uparta matka chce wybrać się do miasta. Co na to powiesz? - Doskonale wiedząc co usłyszy, Pan Everett nawet nie zatrzymał się przechodząc obok niej. Jedynie pogłaskał ją po głowie i wręczył jej do rąk pudełko żywych ślimaków. Na koniec spojrzał na nią wzrokiem mówiącym "powodzenia" tak, jakby miała zaraz wyruszyć na wojnę.
- Nie dziękuję. Wolę unikać tych nieokrzesanych małp, do których niestety należę. - Wychowana z dala od miasta, nastolatka nigdy nie przepadała za towarzystwem ludzi, nie będących jej rodzicami. Nawet własną babcię traktowała obco. Kiedy przyjeżdżała na święta, starała się unikać jej tak, jak było to możliwe, wychodząc z domu pod najgłupszymi pretekstami i spacerując po lesie przez godziny. Gdy nie daj Boże, starsza kobieta zdołała zatrzymać ją w domu, spędzony z Meriel (babcią) czas traktowała jak najgorsze tortury. Zdecydowanie bardziej wolała zwierzęta, które umiały słuchać, nie odtracały, a co najlepsze, nie umiały opowiadać o długiej, męczącej podróży.
- Panie Bobinkton, czas na pyszne ślimaki! Błagam, nie wypluj mi ich na płaszcz tak jak ostatnio. - Wręcz błagalnym tonem głosu zwróciła się w stronę małego niedźwiedzia brunatnego. Chociaż ślimaki były jego ulubionym jedzeniem, bardzo ciężko było namówić go na zajęcie się właśnie nimi, a nie wszystkim na około.
***
Przez kolejną godzinę biedna Snow siłowała się z wybrednym jak trzylatek, misiem. Z całego zajścia wyszła cało i po raz kolejny stwierdziła, że zwierzęta przejmują cechy po właścicielach. Pan Bobinkton II Gouda był drugim najbardziej upartym stworzeniem na ziemi. Na pierwszym miejscu znajdowały się ex aequo Snowdrop Winter Everett i jej matka.- Colette Warp
Re: Snowdrop Winter Everett [uczennica]
Wto Paź 27, 2015 6:31 pm
Bardzo ładna i łagodna karta postaci, zasłużony Akcept!
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach