- Peggy Brown
Margaret Brown [uczennica]
Sob Lip 04, 2015 10:34 pm
Imie i nazwisko:
Margaret Caitlyn Loraine Maya Anna Brown
Rodzice nie mogli się zdecydować.
I tak wszyscy mówią jej Peggy.
Data urodzenia:
14 lutego 1961 roku
Czystosc krwi:
Półkrwi, jedna babcia mugolka, jeden dziadek mugolak.
Dom w Hogwarcie:
Gryffindor.
Rozdzka:
15 1/4 cala, dereń, łza cerbera
Widok z Ain Eingarp:
Nie milcz dłużej,
Będziemy śpiewać dniem
O życiach, które straciliśmy
I o życiach, które odzyskaliśmy.
Ludzie zapominają jak piękny jest świat bez dylematów. Czy dobrze dziś wyglądam? Czy wystarczająco ładnie się uśmiechnęłam? Czy dożyję jutra? Czy zdążę powiedzieć przyszłemu ukochanemu, że go kocham nim świat wypali mu serce? Czy zdążę ucałować matkę w czoło nim odda swoje ostatnie tchnienie? Był czas, kiedy te pytania nie były ważne. Nie istniały. One zawsze przychodzą później, kiedy zauważamy jak zmienia się świat. Nasze ciało się zmienia, zaczynamy zauważać puszczających oczko chłopców do dziewcząt. Pojawia się zazdrość. Pragnienie otrzymania jednego spojrzenia, pragnienie wpadnięcia głęboko w czyjeś ramiona, pragnienie stanięcia na ołtarzu i noszenia w brzuchu małej, rosnącej fasolki. Ów marzenia pojawiały się u wszystkich, ale nie u Peggy. Kiedy stawała przed bladą otchłanią lustra, dostrzegała piwne oczęta, zmiętą grzywkę, obdarte kolana, małe rączki. Swoje własne, z czasu, kiedy nie liczyły się zmartwienia. Z dzieciństwa, którego nikt nie może odzyskać.
Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie:
Zdolna, ale leniwa.
Nauczyciele szybko wyrobili sobie opinię o Peggy, wcale niemylną. Od pierwszych dni nieźle szła jej transmutacja i magia ofensywna, słabiej defensywna oraz czary codziennego użytku. Nie była stworzona do prozaicznych czynności! Ani ona ani jej różdżka. Była człowiekiem ciągłych zmian i nieustannego pędu prosto w rozwartą paszczę życia. Nauka nigdy nie była dla niej, zwłaszcza wtedy, kiedy było trzeba się do danego tematu przyłożyć. Dlatego też jeśli coś nie wychodziło - nie chciało jej się siedzieć nad książkami i kuć, nie znaczyło to, że jej oceny były tragiczne, choć z typowo pamięciowych przedmiotów, jak Historia Magii czy Eliksiry kulała jak stuletni staruszek. SUMy z tych dwóch przedmiotów skończyły się nędznie... i wybuchowo. O Zielarstwie wspominać nawet nie będziemy, bo na ów lekcji odsypiała nocne przechadzki po Hogwarcie, a rosnące w doniczkach roślinki były idealną kurtyną. Szkoda tylko, że nie wygłuszały chrapania.
Zaklęcia i Uroki były dla niej zbyt prozaiczne, choć nawet pomimo to, możliwe, że z powodu mobilizującego stresu, okazały się być na poziomie zadowalającym. Astronomia, mimo iż dziedzina pamięciowa, zawsze fascynowała Peggy, przez co z chęcią o niej czytała i zapamiętywała każde słowo, na lekcjach przybierając wygląd zainteresowanego szczeniaczka merdającego ogonkiem. Obrona Przed Czarną Magią oraz Transmutacja, to był jej konik. Na te lekcje chodziła z uśmiechem na twarzy, wiedząc, że nie marnuje kolejnej godziny na niepotrzebne dyrdymały.
Na trzecim roku jako przedmioty dodatkowe wybrała sobie Starożytne Runy oraz Wróżbiarstwo, jednak ten pierwszy szybko poszedł w odstawkę, po tym jak w maju ledwo wyciągnęła na okropną ocenę. Wróżbiarstwo nadal pozostało w jej planie lekcji, ponieważ to sposób na łatwe punkty... I jeszcze herbatę można wypić przy wróżeniu z fusów.
Przykladowy post:
Tak długo, jak możemy pływać swobodnie w naszych snach,
Nie potrzebujemy już wcale nieba
Nawet jeżeli nie jestem w stanie przemalować wszystkiego,
Co wydarzyło się do wczorajszego dnia.
I tak wyjdę jutro, żeby Cię spotkać
SUMy już za nią. Zdane ładnie, nawet ją tatuś po brązowych włoskach pogłaskał. Zaliczyła aż pięć, żyć nie umierać. Jeszcze powinni jej zacząć kanapeczki robić, żeby się nie zniechęciła do tej roboty. Przynajmniej męczarnię na Zielarstwie i Eliksirach miała już za sobą i nie będzie musiała już marnować czasu na głupoty.
Ktoś kiedyś powiedział, że alchemia jest czarodziejom potrzebna. Bujda! Teraz każdy eliksir można kupić w sklepie, więc po co się męczyć? Jak ktoś chciał się babrać w jajkach popiełka to proszę bardzo, ale to na pewno nie robota dla Peggy. Przynajmniej takie nerdy przydawały się, kiedy już należało coś uwarzyć. Choćby eliksir wielosokowy, żeby wina za jakieś przewinienie spadła na tego drugoklasistę z Hufflepuffu. Już kilka razy biedaczek oberwał za krótkowłosą, ale takie jest życie. Okrutne i niesprawiedliwe, drodzy państwo.
Wpadła do pokoju z walizką, którą rzuciła na łóżko. Jej drobne ciało wylądowało na miękkim materacu zaraz przy niej. Odetchnęła z nieopisaną ulgą. Jednak łoże w hogwarckim dormitorium nie umywało się do własnego łóżka w domku ustawionym pośród zwyczajnych, mugolskich budowli, na przedmieściach Plymouth. Brownowie nie posiadali żadnych mugolskich zabezpieczeń, ich dom stał tak, jak każdy inny, a co do sąsiadów to dobra wymówka i zaklęcie zapomnienia wystarczało. Peggy podniosła się z łóżka, kiedy już wystarczająco nawdychała się zapachu proszku, którego używała jej mama do prania wszystkiego, podeszła do okna, które otworzyła na oścież. Choć godzina była całkiem późna, letnie słońce dopiero chyliło się ku zachodowi pomiędzy białymi, puchatymi chmurkami. W pokoju było gorąco, trzeba było nieco przewietrzyć, bo ledwie w podkoszulku i dzwonach prawie się gotowała.
Klasnęła w dłonie, a magiczny gramofon stojący na jej biurku, zaczął wygrywać jakieś stare rock 'n' rollowe melodie. Przy rozpakowywaniu swoich ciuchów, od sweterków aż po buty, kiwała kościstymi biodrami do rytów wygrywanej muzyki i cicho nuciła słowa piosenki. Szafa powoli zapełniała się jej rzeczami. Chociaż na początku chciała zachować porządek, bo zazwyczaj po dniu jej urzędowania w domu wszędzie panował bałagan, a nie chciało jej się męczyć mamy, żeby machnęła tutaj różdżką. Sama nie miała jeszcze skończonych siedemnastu lat, więc trzeba było zająć się tym własnymi rękami... Jakby już miała zamiar bawić się w magię poza Hogwartem to wykorzystałaby to małe wykroczenie na coś bardziej spektakularnego niż rozpakowanie ciuchów.
Włożyła właśnie ostatnią bluzkę do szafy, ustawionej w ciasnym pokoju dokładnie naprzeciwko otwartego na oścież okna, kiedy prosto w rozczochraną głowę trafiła ją papierowa kulka. Nie musiała nawet jej rozwijać, dobrze wiedziała, że jest tylko jedna osoba, która mogłaby ja trafić. Kąt padania uniemożliwiał przylot ze strony drzwi, które zresztą były zamknięte, więc zostawało okno. Zajrzała przez nie i zobaczyła trzy roześmiane mordki swoich mugolskich znajomych. Spryciarze szybko wyczaili, że Peggy wróciła ze szkoły z internatem i mogli zacząć swoje wypady... Och tak, wypady.
Tego jej brakowało.
Wyskoczyła przez okno (które było na parterze, bez strachu), po czym przywitała się ze znajomymi, a jej piwne oczy rozbłysły radością. Była najniższa z czwórki rówieśników, miała najwyżej metr sześćdziesiąt. Wszyscy mieszkali na jednej ulicy, jako małe dzieci byli nierozłączni. Trzech chłopaków i ona. Kiedyś twierdzono, że było to czterech osobników płci męskiej, ze względu na jej androgeniczną urodę i włosy zawsze ścięte na chłopca, jednak dzisiaj dało się dostrzec subtelne różnice w urodziwej twarzy o łagodnych rysach.
Wieczór skończył się nadzwyczaj nieprzyjemnie. Było koło drugiej w nocy, kiedy do domu czarodziejów zapukał policjant, ze skruszonym dziewczęciem przy boku. Peggy uśmiechnęła się uroczo, starając się jakoś tym udobruchać matkę, która wyglądała na... zaspaną. I złą.
To nie będzie przyjemne...
- MARGARET BROWN!
Merlinie!
- Caroline Rockers
Re: Margaret Brown [uczennica]
Wto Lip 07, 2015 9:40 pm
Poprawiłam kilka rzeczy, które Ci umknęły i dodałam kilka przecinków. Teraz może być Akcept!
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach