- Martin Fleur
Martin Fleur [uczeń]
Nie Cze 21, 2015 8:43 pm
Imię i nazwisko: Martin "Spierdalaj z mojej posesji brudasie" Fleur
Data urodzenia: 21 marca 1959
Czystość krwi: Półkrwi
Dom w Hogwarcie: Hufflepuff
Różdżka: Angielski dąb; Włos z ogona centaura; 13 cali
Widok z Ain Eingarp: Gdy stanął przed lustrem, z początku jedynym, co ujrzał był on sam. Średniego wzrostu brudas w dredach i niewielkim zarostem. Obraz zmieniał się bardzo powoli i stopniowo.
W jego nozdrza uderzył intensywny zapach palonych ziół, a w głowie zaczęły wybrzmiewać rytmiczne postukiwania w bębny i kobiecy śpiew. Siedział przy ognisku rozmawiając ze starym, czarnym człowiekiem. Wyglądało to, jakby ten tłumaczył coś Martinowi. Wpatrywał się w całą tę sytuację i nie wiedział, jak ją skomentować, aż nagle zapach dymu przerodził się w zgniliznę. Rośliny, które widział w lustrze więdły, a po ludziach zostały same kości. Wszystko przemijało, wszystko poza Martinem.
To nie była rzecz, którą chciał widzieć. Odwrócił wzrok i odszedł. Mimo to, chęć do posiadania daru długowieczności gdzieś tam się pojawiła. Zaczynała kiełkować.
Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie: Martin przeniósł się do Hogwartu z Instytutu Magii Durmstrang pod koniec szóstego roku nauki. Przez moment, który wybrał na przenosiny musiał powtarzać rok z racji ogromu materiału którego nie byłby w stanie nadrobić. Aktualnie jest w siódmej klasie. W trakcie swojej kariery wykazał się talentami w dziedzinach transmutacji, zaklęć i uroków, oraz wyuczonej jeszcze w poprzedniej szkole czarnej magii. Z zielarstwa reprezentuje poziom niewiele wyższy od przeciętnego. Zupełną nowością jest dla niego obrona przed czarną magią, której nigdy wcześniej nie miał. Zanim zaczął uczyć się w Hogwarcie nadrobił znaczną część materiału, aktualnie zdaje z niej z nie najgorszymi wynikami. Z pozostałych przedmiotów prawie nie otwiera książek i błaga nauczycieli o promocję. Do siódmej klasy się udało.
Przykładowy Post: Martin lazł przez dziedziniec. Jeszcze nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Znaczy, w teorii był umówiony z Birdy w cieplarni nr. 3. W sumie, dlaczego akurat tam? W tej jednej, opuszczonej i nieużywanej? Czyżby znowu chciała namawiać go do sadzenia zioła w szkole?
Idiotyzm, jak można robić coś takiego w Hogwarcie. Na szczęście Martin pomyślał i swoją plantację zorganizował w Zakazanym Lesie, z dala od wścibskich oczu i chcących podkraść jego plony ludzi. No, poza Hagridem. Jemu wolno, ale tylko jemu.
I tak szedł.
Właściwie to człapał.
Dostawiał jedną nogę do drugiej. Cokolwiek.
Tup, tup, tup, tup.
Bardzo powoli przemieszczał się w stronę umówionego miejsca, jednak coś spowodowało, że przestał się na czymkolwiek skupiać. Młodociane gryfonki. Młodociane ślizgonki. Wszystkie młode w szkole. Młode, piękne, niestety niechętne. Tak to jest, jak się nie myje, sorki Martin. No ale zawsze można chociaż zerknąć. A to już zdarzało się częściej. No piękne widoki, zupełnie, jakby oglądał maślane bułeczki w piekarni. Szkoda, że nie miał choć chwili dłużej. Może by nawet podszedł? Wyciągnął pełzającego po labiryncie jego dredów robaka i rzucił za siebie. Już po niedługim czasie wreszcie dotarł do swojego celu. Tylko, że siory jeszcze nie było. A to podobno on się zawsze spóźniał.
Data urodzenia: 21 marca 1959
Czystość krwi: Półkrwi
Dom w Hogwarcie: Hufflepuff
Różdżka: Angielski dąb; Włos z ogona centaura; 13 cali
Widok z Ain Eingarp: Gdy stanął przed lustrem, z początku jedynym, co ujrzał był on sam. Średniego wzrostu brudas w dredach i niewielkim zarostem. Obraz zmieniał się bardzo powoli i stopniowo.
W jego nozdrza uderzył intensywny zapach palonych ziół, a w głowie zaczęły wybrzmiewać rytmiczne postukiwania w bębny i kobiecy śpiew. Siedział przy ognisku rozmawiając ze starym, czarnym człowiekiem. Wyglądało to, jakby ten tłumaczył coś Martinowi. Wpatrywał się w całą tę sytuację i nie wiedział, jak ją skomentować, aż nagle zapach dymu przerodził się w zgniliznę. Rośliny, które widział w lustrze więdły, a po ludziach zostały same kości. Wszystko przemijało, wszystko poza Martinem.
To nie była rzecz, którą chciał widzieć. Odwrócił wzrok i odszedł. Mimo to, chęć do posiadania daru długowieczności gdzieś tam się pojawiła. Zaczynała kiełkować.
Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie: Martin przeniósł się do Hogwartu z Instytutu Magii Durmstrang pod koniec szóstego roku nauki. Przez moment, który wybrał na przenosiny musiał powtarzać rok z racji ogromu materiału którego nie byłby w stanie nadrobić. Aktualnie jest w siódmej klasie. W trakcie swojej kariery wykazał się talentami w dziedzinach transmutacji, zaklęć i uroków, oraz wyuczonej jeszcze w poprzedniej szkole czarnej magii. Z zielarstwa reprezentuje poziom niewiele wyższy od przeciętnego. Zupełną nowością jest dla niego obrona przed czarną magią, której nigdy wcześniej nie miał. Zanim zaczął uczyć się w Hogwarcie nadrobił znaczną część materiału, aktualnie zdaje z niej z nie najgorszymi wynikami. Z pozostałych przedmiotów prawie nie otwiera książek i błaga nauczycieli o promocję. Do siódmej klasy się udało.
Przykładowy Post: Martin lazł przez dziedziniec. Jeszcze nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Znaczy, w teorii był umówiony z Birdy w cieplarni nr. 3. W sumie, dlaczego akurat tam? W tej jednej, opuszczonej i nieużywanej? Czyżby znowu chciała namawiać go do sadzenia zioła w szkole?
Idiotyzm, jak można robić coś takiego w Hogwarcie. Na szczęście Martin pomyślał i swoją plantację zorganizował w Zakazanym Lesie, z dala od wścibskich oczu i chcących podkraść jego plony ludzi. No, poza Hagridem. Jemu wolno, ale tylko jemu.
I tak szedł.
Właściwie to człapał.
Dostawiał jedną nogę do drugiej. Cokolwiek.
Tup, tup, tup, tup.
Bardzo powoli przemieszczał się w stronę umówionego miejsca, jednak coś spowodowało, że przestał się na czymkolwiek skupiać. Młodociane gryfonki. Młodociane ślizgonki. Wszystkie młode w szkole. Młode, piękne, niestety niechętne. Tak to jest, jak się nie myje, sorki Martin. No ale zawsze można chociaż zerknąć. A to już zdarzało się częściej. No piękne widoki, zupełnie, jakby oglądał maślane bułeczki w piekarni. Szkoda, że nie miał choć chwili dłużej. Może by nawet podszedł? Wyciągnął pełzającego po labiryncie jego dredów robaka i rzucił za siebie. Już po niedługim czasie wreszcie dotarł do swojego celu. Tylko, że siory jeszcze nie było. A to podobno on się zawsze spóźniał.
- Caroline Rockers
Re: Martin Fleur [uczeń]
Wto Cze 23, 2015 2:38 am
Miałeś kilka drobniejszych błędów i brak przecinka w niektórych miejscach, ale się tym zajęłam. Tak więc...Akcept!
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach