- Sahir Nailah
Kapliczka w lesie
Nie Lut 01, 2015 8:41 am
Miejsce o ogromnej duchowej mocy. Na niewątpliwie swój urok, a służy do składania darów bogom oraz duchom przodków.
- Chien-Po
Re: Kapliczka w lesie
Pon Lut 02, 2015 9:27 pm
Mężczyzna odetchnął głęboko, przyklękając przed kapliczką jednego z siedmiu bóstw szczęścia - tylko kogo? Napisy na niej były już tak zamazane, że nijak nie potrafił ich odczytać, symbole wyryte w kamieniu zatarł deszcz, wiatr i ilość dłoni, która zapewne zwykła jej dotykać, kiedy poszukiwali błogosławieństwa przed misją, przed jedną z bitew - tak i teraz Chien-Po uważał, że i jemu się przyda - a wszak w kim czarodziejom przyjdzie pokładać wiarę, jeśli nie tym, którzy zamieszkują niebiosa i czasami zejdą do zwykłych śmiertelnych, aby pobłogosławić ich głowy? Przychodził tutaj bardzo często, choćby po to, żeby odetchnąć, choćby po to, żeby oderwać się od zgiełku treningów, które przechodzili na przestrzeni ostatnich tygodni - nie był nawet pewien, czy chciał w walce uczestniczyć, w jego mniemaniu każdy zasługiwał na życie, nie ważne, czy czarodziej, czy mugol, ale wiedział, że nie może tego powiedzieć na głos - pochodził z rodziny czystej krwi, jego katana miała być jego dumą, jego nazwisko miało być światłem w mroku, tylko... po co cała ta nienawiść? Po co przelewanie krwi..?
Klasnąłeś w dłonie i pochyliłeś się, aby złożyć swój hołd bóstwu, które na pewno nie zostało zapomniane - jedynie od czasu, kiedy nikt w tych terenach nie mieszkał, nie było również komu zadbać o to miejsce... Korzystając z okazji odgarnąłeś nadmiar zarośniętego na kamień mchu, opadłych z drzew patyków i liści - to niewiele, ale zawsze lepsze, niż nic i z pewnością jedyne, co mogłeś zrobić na ten moment - wszak nie będziesz próbował odtworzyć znaków kanji, jeszcze je pomylisz i co wtedy..? Wpiszesz złe miano i cóż..? Sprowadziłbyś na siebie zamiast błogosławieństwa jakąś klątwę...
Klasnąłeś w dłonie i pochyliłeś się, aby złożyć swój hołd bóstwu, które na pewno nie zostało zapomniane - jedynie od czasu, kiedy nikt w tych terenach nie mieszkał, nie było również komu zadbać o to miejsce... Korzystając z okazji odgarnąłeś nadmiar zarośniętego na kamień mchu, opadłych z drzew patyków i liści - to niewiele, ale zawsze lepsze, niż nic i z pewnością jedyne, co mogłeś zrobić na ten moment - wszak nie będziesz próbował odtworzyć znaków kanji, jeszcze je pomylisz i co wtedy..? Wpiszesz złe miano i cóż..? Sprowadziłbyś na siebie zamiast błogosławieństwa jakąś klątwę...
- Shan Yu
Re: Kapliczka w lesie
Wto Lut 03, 2015 1:07 am
Dzielny wojowniku. Boisz się klątwy bogów? cóż za żałość. Lękać się powinieneś tego co może spotkać ciebie w tym ponurym lesie. Nie wiadomo czy byłeś na tyle odważny czy głupi, że postanowiłeś w tych niebezpiecznych czasach wejść w głąb ciemnego lasu. Możesz być pewien, nie dostaniesz tutaj tego zaszczytu poznania łaski Bogów, ale jedynie wściekłość samego diabła.
W lesie panowała cisza, co chwila delikatny wiatr poruszał lekko liśćmi drzew. Po chwili jednak tą cisze przerwał odgłos trzepotu skrzydeł. Jakiś ptak zaczął wirować na twoją głową. Był to wielki, piękny i majestatyczny sokół, ale było w nim coś przerażającego. Może właśnie to, że każdy wiedział do kogo on należał. Przecież o Shan Yu było już głośno w całych Chinach. Wszyscy znali ją jako niezwyciężoną wojowniczką. Nie przegrała jeszcze żadnej bitwy. A jej cel był bardzo prosty. Pragnęła zniszczyć wszystkich czarodziei jacy tylko chodzą po tej ziemi. Po co? byli po prostu odmieńcami którzy nie mieli prawa bytu. Z resztą jeżeli zaczęli by używać swojej magii przeciwko zwykłym ludziom mogli by zmieść ich z powierzchni ziemi, chociaż nie oszukujmy się. Inni ludzie nie bardzo ją obchodzili. No, może troszeczkę na początku, ale teraz wpadła na inny plan. Przecież kiedy zlikwiduje tego wroga który może jej przeszkodzi, to ona stanie się tą najsilniejszą, a ludzie będą pod jej władzą. A ta wizja bardzo jej odpowiadała.
Wojownik mógł usłyszeć jakiś szelest w krzakach. A po chwilce z ich mroku wysunęła się sama Shan Yu. Na jej ustach jawił się złośliwy i przerażający uśmiech. Zbroja lśniła delikatnie ostrzegając przed nadchodzącym niebezpieczeństwem.
-Ludzie nie przestają mnie zaskakiwać. Jest wojna, a oni nadal pokładają wiarę w Bogach- Ona o tym nie myślała, nie szukała pomocy u Bogów bo do tego co ma doszła sama. To ona była odpowiedzialna za swoją siłę i reputacje. Kobieta położyła dłoń na rękojeści miecza, ale mimo wszystko nie wyciągnęła go... jeszcze. Najpierw się pobawi z tym jegomościem a potem... cóż się zobaczy. Może go oszczędzi aby mógł pójść i roznosić kolejne wieści o jej potędze i sile. Sokół zatoczył ostatnie koło i usiadł na ramieniu swojej właścicielki. Ona tylko jedną wolną ręką pogładziła delikatnie jego piórka i przymrużyła swoje ślepia.
W lesie panowała cisza, co chwila delikatny wiatr poruszał lekko liśćmi drzew. Po chwili jednak tą cisze przerwał odgłos trzepotu skrzydeł. Jakiś ptak zaczął wirować na twoją głową. Był to wielki, piękny i majestatyczny sokół, ale było w nim coś przerażającego. Może właśnie to, że każdy wiedział do kogo on należał. Przecież o Shan Yu było już głośno w całych Chinach. Wszyscy znali ją jako niezwyciężoną wojowniczką. Nie przegrała jeszcze żadnej bitwy. A jej cel był bardzo prosty. Pragnęła zniszczyć wszystkich czarodziei jacy tylko chodzą po tej ziemi. Po co? byli po prostu odmieńcami którzy nie mieli prawa bytu. Z resztą jeżeli zaczęli by używać swojej magii przeciwko zwykłym ludziom mogli by zmieść ich z powierzchni ziemi, chociaż nie oszukujmy się. Inni ludzie nie bardzo ją obchodzili. No, może troszeczkę na początku, ale teraz wpadła na inny plan. Przecież kiedy zlikwiduje tego wroga który może jej przeszkodzi, to ona stanie się tą najsilniejszą, a ludzie będą pod jej władzą. A ta wizja bardzo jej odpowiadała.
Wojownik mógł usłyszeć jakiś szelest w krzakach. A po chwilce z ich mroku wysunęła się sama Shan Yu. Na jej ustach jawił się złośliwy i przerażający uśmiech. Zbroja lśniła delikatnie ostrzegając przed nadchodzącym niebezpieczeństwem.
-Ludzie nie przestają mnie zaskakiwać. Jest wojna, a oni nadal pokładają wiarę w Bogach- Ona o tym nie myślała, nie szukała pomocy u Bogów bo do tego co ma doszła sama. To ona była odpowiedzialna za swoją siłę i reputacje. Kobieta położyła dłoń na rękojeści miecza, ale mimo wszystko nie wyciągnęła go... jeszcze. Najpierw się pobawi z tym jegomościem a potem... cóż się zobaczy. Może go oszczędzi aby mógł pójść i roznosić kolejne wieści o jej potędze i sile. Sokół zatoczył ostatnie koło i usiadł na ramieniu swojej właścicielki. Ona tylko jedną wolną ręką pogładziła delikatnie jego piórka i przymrużyła swoje ślepia.
- Chien-Po
Re: Kapliczka w lesie
Wto Lut 03, 2015 1:25 am
Modły - proszę, niech ktoś ich wysłucha, niech ktoś pobłogosławi wszystkich, którzy stąpali po tych ziemiach, niech bóstwa obdarzą łaską każdego, kto pragnie uniknąć rozlewu krwi i niech nie pozwolą, aby krwiste walki, przeciągające się już od dawna, trwały nadal - rodzina nigdy zbytnio nie była zadowolona z twojego nastawienia względem bitew, ale cóż - czy im się to podobało, czy nie, pomimo swojej miłej natury potrafiłeś mieć własne zdanie, ba! - miałeś je bardzo silne, bardzo głęboko w tobie zakorzenione, którego gotów byłeś bronić wszystkimi siłami i nagle ktoś bardzo miły zamieniał się w kogoś, kto burzył posady całych gór... Tylko któż by w takiego Chien-Po uwierzył? W oczach wszystkich byłeś miłym, ustępnym chłopakiem, który miał szansę zapracować na lepszą pozycję swej rodziny, wsławiając się we wszystkich zadaniach, które generał ci powierzy...
Jednak nie miałeś okazji, aby zakończyć swych modłów - drgnąłeś, słysząc szelest - niespokojna okolica, nie tylko dlatego, że mogli się tutaj pojawić zwiadowcy wroga, ale i dlatego, że mogło to być jakieś wygłodniałe zwierze - dlatego też otworzyłeś oczy i podniosłeś się, obracając natychmiast plecami do kapliczki, by cofnąć się o krok, kładąc dłoń na rękojeści katany, gdyś zobaczył ludzką sylwetkę w cieniu drzew... potem ten śpiew sokoła, potem jego cień, potem... Potem zobaczyłeś JĄ. Samą generał armii, przeciwko której mieliście walczyć... Samą Shan Yu.
- Bóstwa zesłały nam wszystkim błogosławieństwo życia, niemądrze ich lekceważyć, Pani Generał. - Skinąłeś lekko głową, zaciskając palce w razie czego mocniej na rękojeści i nie spuszczając z niej ciemnych oczu.
Jednak nie miałeś okazji, aby zakończyć swych modłów - drgnąłeś, słysząc szelest - niespokojna okolica, nie tylko dlatego, że mogli się tutaj pojawić zwiadowcy wroga, ale i dlatego, że mogło to być jakieś wygłodniałe zwierze - dlatego też otworzyłeś oczy i podniosłeś się, obracając natychmiast plecami do kapliczki, by cofnąć się o krok, kładąc dłoń na rękojeści katany, gdyś zobaczył ludzką sylwetkę w cieniu drzew... potem ten śpiew sokoła, potem jego cień, potem... Potem zobaczyłeś JĄ. Samą generał armii, przeciwko której mieliście walczyć... Samą Shan Yu.
- Bóstwa zesłały nam wszystkim błogosławieństwo życia, niemądrze ich lekceważyć, Pani Generał. - Skinąłeś lekko głową, zaciskając palce w razie czego mocniej na rękojeści i nie spuszczając z niej ciemnych oczu.
- Shan Yu
Re: Kapliczka w lesie
Wto Lut 03, 2015 2:03 am
-Błogosławieństwo?- Powtórzyła cicho, a po chwilce w lesie można było usłyszeć jej przenikliwy śmiech, który mógł wywołać ciarki na plecach, nawet najodważniejszego woja. Bez lęku podeszła bliżej przyjemnie wyglądającego grubaska.
-Więc chyba Bogowie odebrali wam to błogosławieństwo stawiając mnie na waszej drodze- Kobieta wydawała sie mieć całkiem spory ubaw z tej całej sytuacji którą udało się jej wywołać. Cóż żywiła się lękiem, krwią, rozpaczą i wszystkimi innymi negatywnymi emocjami.
Generał popatrzyła na dłoń mężczyzny która powędrowała do jego broni. Na jej ustach zakwitł tylko uśmiech litości i pożałowania dla jego czynów.
-Znajdziesz tą odwagę w sobie aby pierwszemu zadać cios?- Zapytała się i zrobiła jeszcze kilka kroków. Sokół z jej ramienia wzbił się w powietrze i zaczął krążyć nad głową wojownika tylko po to aby po chwilce polecieć prosto na niego z otwartym szeroko dziobem. Mężczyzna jedyne co mógł poczuć to ostre pazury ptaka które musnęły jego policzek. Sam zainteresowany za to zasiadł sobie spokojnie na gałęzi jakieś drzewa. I niczym ten sęp zaczął przyglądać się tej całej akcji.
-Chciałbyś pewnie zostać nazwany bohaterem prawda. To jest pragnienie każdego wojownika który postanowił wstąpić do armii która wypowiedziała mi wojnę. Rozczaruję cię. Wasze wojska są niczym przy mojej armii. Więc lepiej będzie jeżeli wycofacie się. Chyba, że chcecie płonąć jeden po drugim. Patrzeć na śmierć swoich przyjaciół, i opatrywać rany.- Nie wierzyła w to, że znalazł się ktoś tak głupi, ktoś kto postanowił stanąć jej na drodze. Cóż teraz mogłeś wojowniku doświadczyć jej łaski. Ucieknij z krzykiem do swojego kapitana i zacznij go namawiać aby wywiesić białą flagę póki jeszcze czas. Jeżeli tego nie zrobisz... cóż musisz liczyć na łaskę swoich Bogów.
-Więc chyba Bogowie odebrali wam to błogosławieństwo stawiając mnie na waszej drodze- Kobieta wydawała sie mieć całkiem spory ubaw z tej całej sytuacji którą udało się jej wywołać. Cóż żywiła się lękiem, krwią, rozpaczą i wszystkimi innymi negatywnymi emocjami.
Generał popatrzyła na dłoń mężczyzny która powędrowała do jego broni. Na jej ustach zakwitł tylko uśmiech litości i pożałowania dla jego czynów.
-Znajdziesz tą odwagę w sobie aby pierwszemu zadać cios?- Zapytała się i zrobiła jeszcze kilka kroków. Sokół z jej ramienia wzbił się w powietrze i zaczął krążyć nad głową wojownika tylko po to aby po chwilce polecieć prosto na niego z otwartym szeroko dziobem. Mężczyzna jedyne co mógł poczuć to ostre pazury ptaka które musnęły jego policzek. Sam zainteresowany za to zasiadł sobie spokojnie na gałęzi jakieś drzewa. I niczym ten sęp zaczął przyglądać się tej całej akcji.
-Chciałbyś pewnie zostać nazwany bohaterem prawda. To jest pragnienie każdego wojownika który postanowił wstąpić do armii która wypowiedziała mi wojnę. Rozczaruję cię. Wasze wojska są niczym przy mojej armii. Więc lepiej będzie jeżeli wycofacie się. Chyba, że chcecie płonąć jeden po drugim. Patrzeć na śmierć swoich przyjaciół, i opatrywać rany.- Nie wierzyła w to, że znalazł się ktoś tak głupi, ktoś kto postanowił stanąć jej na drodze. Cóż teraz mogłeś wojowniku doświadczyć jej łaski. Ucieknij z krzykiem do swojego kapitana i zacznij go namawiać aby wywiesić białą flagę póki jeszcze czas. Jeżeli tego nie zrobisz... cóż musisz liczyć na łaskę swoich Bogów.
- Chien-Po
Re: Kapliczka w lesie
Wto Lut 03, 2015 2:26 am
Czy odpowiedzieć? Czy jakakolwiek odpowiedź miała tutaj sens pojawienia się? Cokolwiek byś powiedział, to czarnowłose bóstwo, otoczone czarną aurą wzbudzające lęk, od którego przeszły Cię ciarki na karku - Ona, niby boginka wojny, co tutaj robiła? Czy to sokół ją tutaj przywiódł, wyczuwając ludzką obecność, czy może i ona, mimo wszystko, szukała kapliczki? Nie wyglądała na taką osobę, pewnie polegała tylko na swojej sile - sile i ostrzu swego miecza, w którego skuteczność nie wątpił - czyż to nie ona sama prowadziła swe wojska, stojąc na ich czele? Nie lękałeś się zetknąć z nią na otwartym polu, ale wiedziałeś, że to nie jest przeciwnik dla Ciebie, że powinieneś tego unikać - tak samo i tutaj nie było bezpiecznie... Zwłaszcza, kiedy odpowiadałeś na spojrzenie. Nie czułeś komfortu możliwości puszczenia broni, odwrócenia się do niej plecami - nie była osobą, do której można się było odwrócić... Wielka wojowniczka, kto by pomyślał? Kobieta w armii, która zrobiła taką karierę... U was było to niedopuszczalne.
- Wszystkie wyroki boże mają swój większy zamysł. - Głos nawet Ci nie zadrżał, zmrużyłeś oczy, hardo odpowiadając na jej spojrzenie, chociaż minimalny niepokój dało się wyczytać z twojej stwardniałej mimiki - mimo wszystko ukrywanie emocji nigdy nie było twoją najlepszą stroną - ba! Nigdy nie starałeś się ich ukrywać, bo po co? Byłeś dumny z tego, kim jesteś. Byłeś dumny z tego, że jesteś Chien-Po, a nie nikim innym. - Bóg Wojny musi patrzeć na Ciebie, Pani, łaskawym okiem, ja tylko proszę bogów szczęścia, by dopisali każdemu z nas w bitwie. - Mnich miał przyjemny, miękki, bardzo miły i ciepły głos, który stanowił doskonałe przeciwieństwo dla ostrego, gardłowego głosu niewiasty, która się przed nim pojawiła - po co? Żeby go zlikwidować? Miała w tym wyższy cel?
Nie zdążyłeś się odpowiednio osłonić przed atakiem ptaka, którego szybkość znacznie przewyższała twoją - uniosłeś jeno przedramię na oczy, kiedy nieprzyjemny ból rozgrzał część skóry na twarzy i poczułeś ciecz spływającą ze źródła bólu - nie wyciągnąłeś miecza, czy to była odpowiedź? Jednak uciec? Równie dobrze mógłbyś popełnić seppuku. Okryłbyś hańbą siebie i nazwisko swej rodziny...
- Chciałbym jedynie, by bezsensowna wojna się skończyła. - Odparłeś twardym, zdecydowanym głosem, opuszczając ręce, które zacisnąłeś w pięści - tak oto strach, krótkotrwały, pobudzający umysł, przemijał. Zawsze przemijał w błyskawicznym tempie. - Wszyscy zostaliśmy stworzeni jako jedno. Posiadanie mocy magicznej, czy też jej brak, niczym nas od siebie nie rozróżnia. Przelew krwi nie jest rozwiązaniem.
- Wszystkie wyroki boże mają swój większy zamysł. - Głos nawet Ci nie zadrżał, zmrużyłeś oczy, hardo odpowiadając na jej spojrzenie, chociaż minimalny niepokój dało się wyczytać z twojej stwardniałej mimiki - mimo wszystko ukrywanie emocji nigdy nie było twoją najlepszą stroną - ba! Nigdy nie starałeś się ich ukrywać, bo po co? Byłeś dumny z tego, kim jesteś. Byłeś dumny z tego, że jesteś Chien-Po, a nie nikim innym. - Bóg Wojny musi patrzeć na Ciebie, Pani, łaskawym okiem, ja tylko proszę bogów szczęścia, by dopisali każdemu z nas w bitwie. - Mnich miał przyjemny, miękki, bardzo miły i ciepły głos, który stanowił doskonałe przeciwieństwo dla ostrego, gardłowego głosu niewiasty, która się przed nim pojawiła - po co? Żeby go zlikwidować? Miała w tym wyższy cel?
Nie zdążyłeś się odpowiednio osłonić przed atakiem ptaka, którego szybkość znacznie przewyższała twoją - uniosłeś jeno przedramię na oczy, kiedy nieprzyjemny ból rozgrzał część skóry na twarzy i poczułeś ciecz spływającą ze źródła bólu - nie wyciągnąłeś miecza, czy to była odpowiedź? Jednak uciec? Równie dobrze mógłbyś popełnić seppuku. Okryłbyś hańbą siebie i nazwisko swej rodziny...
- Chciałbym jedynie, by bezsensowna wojna się skończyła. - Odparłeś twardym, zdecydowanym głosem, opuszczając ręce, które zacisnąłeś w pięści - tak oto strach, krótkotrwały, pobudzający umysł, przemijał. Zawsze przemijał w błyskawicznym tempie. - Wszyscy zostaliśmy stworzeni jako jedno. Posiadanie mocy magicznej, czy też jej brak, niczym nas od siebie nie rozróżnia. Przelew krwi nie jest rozwiązaniem.
- Shan Yu
Re: Kapliczka w lesie
Wto Lut 03, 2015 3:30 am
Shan Yu jedynie ponownie roześmiała się na dźwięk słów mnicha od siedmiu boleści.
-Wy kompletnie nie rozumiecie tej wojny- Stwierdziła ocierając łzy z oczu które nagromadziły się po tym ataku śmiechu. Popatrzyła na człowieka przed nią z wielką litością.
-Ale cóż... nie będę wam tego wyjaśniać- Nie miała najmniejszego zamiaru tego robić, bo po prostu jednocześnie nie widziała w tym żadnego sensu. Ten wojownik... o ile w ogóle o nim da się tak powiedzieć. Miał swoje zdanie którego trzymał się twardo. I Shan Yu była by skończoną idiotką gdyby nie doceniła tego. Ale po za własnym zdaniem trzeba mieć też własny umysł. Zastanowić się nad tym czy przypadkiem ktoś inny nie ma racji. Ona doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że może się mylić, ale kierowała się tylko tym co jej podpowiadały jej emocje. A mówił jej aby nienawidzić czarodziei z całej swojej mocy. Więc to robiła. Nie rozdrabniała się nad tym czy nie zabije przypadkiem kogoś niewinnego. Wedle niej każdy kto posiadał jakąś magiczną moc zasłużył na śmierć.
-Cóż chyba coś ciebie Bogowie nie słuchają jeżeli postawili mnie na twojej drodze. I wyobraź sobie, że wszyscy ci w których pokładasz taką nadzieję siedzą gdzieś tam na chmurce i zakładają się teraz o to czy przeżyjesz, czy może jednak dołączysz do grona swoich przodków- Jaki miała w tym wszystkim cel. Jeżeli dojdzie do walki to bardzo chętnie go poturbuje, ale nie na tyle aby nie mógł chodzić. W końcu bardzo chętnie zobaczy go jeszcze na polu bitwy. Podeszła do niego już zupełnie blisko i chwyciła za jego szaty podciągając lekko do góry.
-Przekaż swojemu kapitanowi aby dobrze wyszkolił swoje wojsko. Wyzywam go, niech pokaże na co go stać. I lepiej aby siłą dorównywało moim ludziom- Puściła go i pchnęła mocno na ziemię. Może, jednak oszczędzi cię... może twoi bogowie stwierdzili, że to jeszcze nie ten moment aby skazywać ciebie na pewną śmierć. Tak czy inaczej nie wolno ci lekceważyć tej kobiety. Była naprawdę niebezpieczna. Słynęła z okrucieństwa i była bardzo nieobliczalna. Chociaż potrafiła logicznie myśleć i planować oraz przewidywać to co jej przeciwnik może chcieć zrobić w danej chwili.
-Wy kompletnie nie rozumiecie tej wojny- Stwierdziła ocierając łzy z oczu które nagromadziły się po tym ataku śmiechu. Popatrzyła na człowieka przed nią z wielką litością.
-Ale cóż... nie będę wam tego wyjaśniać- Nie miała najmniejszego zamiaru tego robić, bo po prostu jednocześnie nie widziała w tym żadnego sensu. Ten wojownik... o ile w ogóle o nim da się tak powiedzieć. Miał swoje zdanie którego trzymał się twardo. I Shan Yu była by skończoną idiotką gdyby nie doceniła tego. Ale po za własnym zdaniem trzeba mieć też własny umysł. Zastanowić się nad tym czy przypadkiem ktoś inny nie ma racji. Ona doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że może się mylić, ale kierowała się tylko tym co jej podpowiadały jej emocje. A mówił jej aby nienawidzić czarodziei z całej swojej mocy. Więc to robiła. Nie rozdrabniała się nad tym czy nie zabije przypadkiem kogoś niewinnego. Wedle niej każdy kto posiadał jakąś magiczną moc zasłużył na śmierć.
-Cóż chyba coś ciebie Bogowie nie słuchają jeżeli postawili mnie na twojej drodze. I wyobraź sobie, że wszyscy ci w których pokładasz taką nadzieję siedzą gdzieś tam na chmurce i zakładają się teraz o to czy przeżyjesz, czy może jednak dołączysz do grona swoich przodków- Jaki miała w tym wszystkim cel. Jeżeli dojdzie do walki to bardzo chętnie go poturbuje, ale nie na tyle aby nie mógł chodzić. W końcu bardzo chętnie zobaczy go jeszcze na polu bitwy. Podeszła do niego już zupełnie blisko i chwyciła za jego szaty podciągając lekko do góry.
-Przekaż swojemu kapitanowi aby dobrze wyszkolił swoje wojsko. Wyzywam go, niech pokaże na co go stać. I lepiej aby siłą dorównywało moim ludziom- Puściła go i pchnęła mocno na ziemię. Może, jednak oszczędzi cię... może twoi bogowie stwierdzili, że to jeszcze nie ten moment aby skazywać ciebie na pewną śmierć. Tak czy inaczej nie wolno ci lekceważyć tej kobiety. Była naprawdę niebezpieczna. Słynęła z okrucieństwa i była bardzo nieobliczalna. Chociaż potrafiła logicznie myśleć i planować oraz przewidywać to co jej przeciwnik może chcieć zrobić w danej chwili.
- Chien-Po
Re: Kapliczka w lesie
Wto Lut 03, 2015 3:55 am
"Wy"? Kimkolwiek tajemniczy "oni" byli, Chien-Po nie zamierzał o to dopytywać, nie znał tej kobiety i nie zamierzał wchodzić w nią w bliższe stosunki, stała po zupełnie innej stronie barykady niż on, mimo całej swojej siły charakteru i przebicia, jaką w sobie miała, nie mogła dosięgnąć stalowego umysłu mnicha, który stał pewnie na ziemi - ona natomiast równie lekko latała, ze skrzydłami, których nie sposób pozbawić skrzydeł, przynajmniej nie tobie przyjdzie tego dokonać, na pewno nie dziś - niech wędruje swoimi drogami, na pewno jeszcze się na siebie zetkniecie, zapewne nie będzie to pozytywne spotkanie, bo czy to było? Tylko pogawędka - tylko, albo aż, bo podczas niej zdążyłeś już dorobić się nieznacznego draśnięcia - uniosłeś dłoń, by otrzeć krew z twarzy - nieznaczne draśnięcie, bo już cięższe kontuzje zdarzało ci się ponieść na treningach z kapitanem. Kiedy mówiła dalej znowu użyła liczby mnogiej - czyżby uważała Cię za przedstawiciela oddziałów? Bardzo niemądrze, byłeś zaledwie maleńkim pionkiem na szachownicy - jednym z silniejszych, to prawda, jednym z dumy armii, ale nadal pionkiem, który nie miał nic do powiedzenia i który nawet nie zamierzał się odzywać - jego wola swoją drogą, jednak wola państwa i społeczeństwa również swoją - każde działanie, nie ważne, czy poddańcze, czy też samodzielne, w jakiś sposób wpływa na przyszłość - najwyraźniej musieliście się tutaj spotkać we dwójkę, na teraz nie dowiesz się, po co... Ale z pewnością nie będzie to wielką tajemnicą, kiedy upłynie odpowiednia ilość czasu. Może to spotkanie właśnie miało być twoim błogosławieństwem?
- Moja śmierć nie zmieni niczego, Generale. - Podeszła blisko, pozwoliłeś jej złapać się za szaty, aczkolwiek podnieść Cię..? Niee, nawet jeśli Shan Yu była silna, to Ciebie z pewnością podnieść nie mogła... Tak też i gdy Cię popchnęła - nawet nie drgnąłeś, w końcu ta siła była twoim atutem. Ściągnąłeś brwi, nie bardzo rozumiejąc, co kobieta chce przez to osiągnąć, ale znowuż - podnosić na nią rękę..? Nie, nie tutaj, z pewnością nie... To nie czas i nie miejsce na takie walki. - Z pewnością przekaże, Shan Yu, możesz być pewna, Pani. - Jak wychowanie nakazywało skinął głową - powinien wykonać półukłon, ale ona była za blisko, za łatwo mogłaby dorwać się do katany i poderżnąć Ci gardło... - Spotkanie się z Panią na polu walki będzie dla mnie honorem.
- Moja śmierć nie zmieni niczego, Generale. - Podeszła blisko, pozwoliłeś jej złapać się za szaty, aczkolwiek podnieść Cię..? Niee, nawet jeśli Shan Yu była silna, to Ciebie z pewnością podnieść nie mogła... Tak też i gdy Cię popchnęła - nawet nie drgnąłeś, w końcu ta siła była twoim atutem. Ściągnąłeś brwi, nie bardzo rozumiejąc, co kobieta chce przez to osiągnąć, ale znowuż - podnosić na nią rękę..? Nie, nie tutaj, z pewnością nie... To nie czas i nie miejsce na takie walki. - Z pewnością przekaże, Shan Yu, możesz być pewna, Pani. - Jak wychowanie nakazywało skinął głową - powinien wykonać półukłon, ale ona była za blisko, za łatwo mogłaby dorwać się do katany i poderżnąć Ci gardło... - Spotkanie się z Panią na polu walki będzie dla mnie honorem.
- Shan Yu
Re: Kapliczka w lesie
Sro Lut 04, 2015 12:01 am
Kobieta uśmiechnęła się tylko pod nosem kiedy ten nawet nie drgnął. Cóż siła zawsze była mile widziana, przynajmniej w jej szeregach, ale po za siłą trzeba było również czasami używać swojego rozumu. Bo bezmyślne machanie mieczem nie przynosiło żadnego efektów. I pewnie dlatego Shan Yu doszła do tego co miała w tej chwili. Była inteligentną kobietą i tylko głupiec by jej tego odmówił.
-Gdybym nie znała twojego poglądu na ten temat, być może nawet chętnie bym ciebie zwerbowała do swojej armii. Nie grzeszysz siłą i może dało by się z ciebie coś wykrzesać... ale z drugiej strony- Puściła rękojeść swojego miecza i cofnęła się parę kroków. Wyciągnęła rękę do góry, a na jej przedramieniu zaraz zasiadł sokół. Zwierze wpatrywało się w mnicha z nie małym pożądaniem. Cóż pewnie widział w nim smakowity kąsek. Spokojnie pieszczoszku, niedługo będziesz mógł skosztować jego mięsa.
-Wycofaj się póki jeszcze na to czas. Takie osoby jak ty kompletnie nie nadają się do walki, i nigdy nie będą się nadawać. Zginiesz jako pierwszy... a jeżeli ci szczęście dopisze to może jako dziesiąty, ale jedno jest pewne nie przeżyjesz tej wojny- Stwierdziła krótko. Czyżby Shan Yu martwiła się o niego... nie, po prostu chciała już na starcie zmniejszyć liczebność wojsk wroga. Może i to było nieczyste zagranie, ale jak to się mówi. W miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone.
-Twoja śmierć fakt... nie zmieni niczego, więc nie widzę sensu abyś umierał- Ona i tak dostawała to czego chciała, wcześniej czy później. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się tak, aby jakiś jej plan nie wypalił.
-Z resztą... moja śmierć też niczego nie zmieni. Zawsze znajdą się ludzie którzy będą chcieli kontynuować moje dzieło. Obawiam się drogi mnichu, że ta wojna nie skończy się nigdy. Będzie trwać wiecznie- Czy jej to przeszkadzało? wcale, a wcale. Była dumna z tego, że miała pod sobą ludzi którzy wierzyli w jej wizję świata. A takie osoby jak jej rozmówca nie powinny były się w to mieszać. W chwili kiedy przyszedł rozkaz z góry aby zaciągnął się do wojska, ten powinien był udawać, że nie istnieje, albo uciec gdzieś daleko. Bo będzie tylko kulą u nogi.
-Cóż... wątpię, że poświęcę ci na polu bitwy chociaż odrobinę czasu- Mruknęła i jedną wolną ręką założyła kaptur na swoją głowę.
-Ale możesz być pewien... moi ludzie o tobie nie zapomną- Zachichotała wesoło niczym mała dziewczynka która właśnie dostałą wymarzony prezent i posyłając mu ostatnie spojrzenie powtórzyła.
-Pamiętaj o tym co masz przekazać, i co ci mówiłam.- Był silny, przez co szkoda by było jej go zabić, ale jeżeli ją zmusi do tego to będzie musiała to zrobić.
Shan Yu zaczęła się cofać powoli ponownie w krzaki, i po chwilce można było zobaczyć tylko kontur jej postaci, a zaraz po tym zniknęła z pola widzenia. Zostałeś sam mnichu, i nic nie wskazywało na to, że właśnie miałeś spotkanie z diabłem... no może po za malutkim rozcięciem na twoim policzku.
z/t
-Gdybym nie znała twojego poglądu na ten temat, być może nawet chętnie bym ciebie zwerbowała do swojej armii. Nie grzeszysz siłą i może dało by się z ciebie coś wykrzesać... ale z drugiej strony- Puściła rękojeść swojego miecza i cofnęła się parę kroków. Wyciągnęła rękę do góry, a na jej przedramieniu zaraz zasiadł sokół. Zwierze wpatrywało się w mnicha z nie małym pożądaniem. Cóż pewnie widział w nim smakowity kąsek. Spokojnie pieszczoszku, niedługo będziesz mógł skosztować jego mięsa.
-Wycofaj się póki jeszcze na to czas. Takie osoby jak ty kompletnie nie nadają się do walki, i nigdy nie będą się nadawać. Zginiesz jako pierwszy... a jeżeli ci szczęście dopisze to może jako dziesiąty, ale jedno jest pewne nie przeżyjesz tej wojny- Stwierdziła krótko. Czyżby Shan Yu martwiła się o niego... nie, po prostu chciała już na starcie zmniejszyć liczebność wojsk wroga. Może i to było nieczyste zagranie, ale jak to się mówi. W miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone.
-Twoja śmierć fakt... nie zmieni niczego, więc nie widzę sensu abyś umierał- Ona i tak dostawała to czego chciała, wcześniej czy później. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się tak, aby jakiś jej plan nie wypalił.
-Z resztą... moja śmierć też niczego nie zmieni. Zawsze znajdą się ludzie którzy będą chcieli kontynuować moje dzieło. Obawiam się drogi mnichu, że ta wojna nie skończy się nigdy. Będzie trwać wiecznie- Czy jej to przeszkadzało? wcale, a wcale. Była dumna z tego, że miała pod sobą ludzi którzy wierzyli w jej wizję świata. A takie osoby jak jej rozmówca nie powinny były się w to mieszać. W chwili kiedy przyszedł rozkaz z góry aby zaciągnął się do wojska, ten powinien był udawać, że nie istnieje, albo uciec gdzieś daleko. Bo będzie tylko kulą u nogi.
-Cóż... wątpię, że poświęcę ci na polu bitwy chociaż odrobinę czasu- Mruknęła i jedną wolną ręką założyła kaptur na swoją głowę.
-Ale możesz być pewien... moi ludzie o tobie nie zapomną- Zachichotała wesoło niczym mała dziewczynka która właśnie dostałą wymarzony prezent i posyłając mu ostatnie spojrzenie powtórzyła.
-Pamiętaj o tym co masz przekazać, i co ci mówiłam.- Był silny, przez co szkoda by było jej go zabić, ale jeżeli ją zmusi do tego to będzie musiała to zrobić.
Shan Yu zaczęła się cofać powoli ponownie w krzaki, i po chwilce można było zobaczyć tylko kontur jej postaci, a zaraz po tym zniknęła z pola widzenia. Zostałeś sam mnichu, i nic nie wskazywało na to, że właśnie miałeś spotkanie z diabłem... no może po za malutkim rozcięciem na twoim policzku.
z/t
- Chien-Po
Re: Kapliczka w lesie
Sro Lut 04, 2015 3:10 am
Poglądy tej kobiety były... bardzo silne. W zasadzie wymiana poglądów między wami była niemal bezowocna, czyż nie? Ty w swoim polu, ona w swoim, ale... czy aby nie byłbyś w stanie zmienić pewnych zdań, gdybyś tylko dostał dobry bodziec? Nie zamykałeś swojego umysłu, nie chciałeś, by ślepota cię sięgała - to prawda, że liczyłeś na to, że do następnych walk nie dojdzie, ale nie byłeś idiotą, wiedziałeś, że jest ona konieczna, a nienawiść, która aktualnie panowała między czarodziejami i mugolami nie wygaśnie tak szybko, jak pragnęłoby tego jego serce, że kiedy zginiesz ty, niewiele się zmieni, że kiedy zginie Shan Yu, również wielkiej różnicy to nie zrobi... choć na pewno większą, niż w twoim przypadku - wszak ona była generałem, a ty..? Ty tylko żołnierzem, który dopiero COŚ mógł osiągnąć.
Pokłoniłeś się przed nią tak, jak należy, oddając jej honor, kiedy odstąpiła od broni i odsunęła się na bezpieczną odległość, wycofując - z pewnością trudno by było o niej zapomnieć - o niej i jej sokole o dzikim, przeszywającym wejrzeniu... I głębokim wejrzeniu Shan Yu.
- Nie zapomnę. - Przyrzekłeś, puszczając dłoń z rękojeści, skoro i ona to zrobiła. - Niechaj bogowie nadal nad tobą czuwają, Shan Yu.
Zwerbować do jej armii... gdyby nie to, że poglądy się nie zgadzały - zgodziłby się na to. Stanąłbyś po stronie tych, którzy zostali uciśnieni, a to mugole starali się zlikwidować czarodziei, uznając ich za zło wszelakie... Dlatego Ty i ta czarnowłosa piękność - wrogami musieliście pozostać.
Odprawiłeś jeszcze rytuał końcowy i oddaliłeś się w kierunku namiotów.
[z/t]
Pokłoniłeś się przed nią tak, jak należy, oddając jej honor, kiedy odstąpiła od broni i odsunęła się na bezpieczną odległość, wycofując - z pewnością trudno by było o niej zapomnieć - o niej i jej sokole o dzikim, przeszywającym wejrzeniu... I głębokim wejrzeniu Shan Yu.
- Nie zapomnę. - Przyrzekłeś, puszczając dłoń z rękojeści, skoro i ona to zrobiła. - Niechaj bogowie nadal nad tobą czuwają, Shan Yu.
Zwerbować do jej armii... gdyby nie to, że poglądy się nie zgadzały - zgodziłby się na to. Stanąłbyś po stronie tych, którzy zostali uciśnieni, a to mugole starali się zlikwidować czarodziei, uznając ich za zło wszelakie... Dlatego Ty i ta czarnowłosa piękność - wrogami musieliście pozostać.
Odprawiłeś jeszcze rytuał końcowy i oddaliłeś się w kierunku namiotów.
[z/t]
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach