Go down
Elladora Macmillan
Oczekujący
Elladora Macmillan

Elladora Macmillan [uczennica] Empty Elladora Macmillan [uczennica]

Wto Cze 16, 2015 7:06 pm
Imię i nazwisko: Elladora Macmillan
Data urodzenia: 11. 11. 1962r.
Czystość krwi: Czysta
Dom w Hogwarcie: Slytherin
Różdżka:  8 i 1/2 cala | Winorośl | Krew Reema
Widok z Ain Eingarp:

Elladora była kiedyś nieco inną osobą! Zamiast krzyczeć wniebogłosy śpiewała swoim cudownym nigdy nie fałszującym głosikiem. Uwielbiała gdy wszystko jest zrobione jak najlepiej tylko potrafi, a raczej jak tylko najlepiej się da na tym świecie i jeszcze lepiej. A przede wszystkim była skromna, grzeczna i odpowiednio wychowana. Wiedziała kiedy mogła sobie pozwolić na odezwanie się, a kiedy nie. Ponad to robiła zawsze to o co ją poproszono i nigdy nie powiedziała na nikogo brzydkiego słowa. Powiem jeszcze, że wtedy było to dla niej wręcz oburzające. Oh jakie to były piękne czasy! Teraz nasza kochana Elladora troszkę się zmieniła, a wszystko z powodu jednego wydarzenia, które zmieniło jej życie w koszmar.

****
Ciemność była rzeczą cudowną, nie wiedziała, dlaczego większość odczuwa pośród niej irracjonalny strach. Podejrzewała, że chodzi oto, iż zawodzi tu zmysł wzroku, który przecież powszechnie uważany jest za najważniejszy. Nie widzisz i czujesz się dyskomfortowo. Nawet przez myśl ci nie przejdzie, że można go zastąpić pozostałymi zmysłami. Przynajmniej nie na początku. Poza tym wyobraźnia często płata nam w niej figle. Słyszy się jakieś brzęki, ryki czy krzyki, obraz się zamazuje, powstają dziwne cienie. To wszystko tylko psoty ludzkiego umysłu, choć tak bardzo realistyczne. Ale przecież ciemność może być sprzymierzeńcem. Może większość ludzi nie zdaje sobie z tego sprawy, ale przecież można w niej ukryć łzy i smutek. Coś, czego nie powinno widzieć światło dzienne. Takie właśnie przekonanie miało za niedługi czas zgubić niczego nieświadomą dziewczynę, która obecnie przysiadła na jednej z ławek, wpatrując się w niebo. Otaczała ją niczym niezmącona cisza. I wtedy… cichy odgłos kroków. Odwróciła wzrok w kierunku źródła odgłosów. Mężczyzna. Szybsze bicie serca. Nikogo jeszcze nie widziała o tej porze w tym miejscu. Nigdy. Pozorując spokój, nieśpiesznym krokiem ruszyła w stronę bramy. Ale nie zdążyła dojść. Owy nocny spacerowicz pochwycił ją od tyłu za ramiona i przewrócił. Wstrzymała oddech, już chciała krzyknąć, ale nie mogła. Mężczyzna brutalnie zakleił jej usta taśmą klejącą, po czym zaczął błądzić swoimi ogromnymi łapami po jej ciele.
Pierwsza łza za strach.
Stawał się coraz brutalniejszy i śmiały w swoich poczynaniach. Kopała, próbowała za wszelką cenę uwolnić się z jego uścisku. Na nic. Trzymał ją mocno, nie puszczał ani na moment. Wręcz przygniatał ją całym swoim ciężarem do trawy. Już wiedziała, co za chwilę się stanie. Strach wzrastał z każdą minutą.
Druga łza za cierpienie.
W końcu przestał się ograniczać. Zdarł z niej ubrania, jakby delektując się chwilą. Na chwilę czas całkowicie się zatrzymał. Wpatrywała się w podnieconego mężczyznę uwieszonego tuż nad nią. Ostatecznie jednak zamknęła oczy. Nie chciała wpatrywać się w oprawcę. Wyobraziła sobie, że jest daleko stąd. W ciepłym pokoju, wśród delikatnej pościeli… wszystko na nic. Ból był niewyobrażalny.
Trzecia łza za obrzydzenie.
Kiedy mężczyzna skończył, uśmiechnął się do niej zadowolony i pogłaskał po policzku, co jeszcze bardziej spotęgowało poczucie obrzydzenia do tego człowieka. Odwróciła gwałtownie głowę, uciekając od jego dotyku, na co zaśmiał się chrapliwie. A potem zniknął w ciemności, którą uważała za przyjaciółkę. Nie miała pojęcia, ile czasu spędziła jeszcze na mokrej trawie, zanim wstała i opatulając się resztkami ubrań, ruszyła do domu. Ciągle czuła na sobie jego przyśpieszony oddech i pot. Ciągle czuła dotyk jego palców. Nie mogła zapomnieć widoku jego twarzy.
Czwarta łza na zemstę.
Po otępieniu przyszedł czas na bezgraniczną złość za niesprawiedliwość świata. Przysięgła sobie, że znajdzie owego sprawcę tego zdarzenia i zemści się okrutnie, zadając taki ból jak on jej.
Dopiero potem zmyła z siebie ostatnie ślady aktu bestialstwa. Wpatrując się w swoje odbicie, wmawiała sobie, że niedługo wszystko wróci do normy… że ból zniknie i że zapomni, ale wiedziała, iż uraz pozostanie w niej do końca życia. Kiedy złapano owego mężczyznę, pojawiło się w jej sercu coś na kształt triumfu. Już nikogo nie skrzywdzi.
Ostatnia łza za sen.
Każdy kolejny dzień mijał stosunkowo normalnie. Dorastała, zmieniała się, ale w głębi serca nadal pozostawało obrzydzenie. Często też budziła się w środku nocy z krzykiem. W snach pojawiała się scena z przeszłości i nie chciała dać jej spokoju. Powoli narastał w niej strach przed zaśnięciem. Przypisywano jej leki na bezsenność, chodziła na terapię. Niestety, to przestało po pewnym czasie wystarczać, zaczynała zatracać się w swoim świecie, był okres, w którym bała się swojego cienia.  Po pół roku wyleczyła się z bezsenności i lęków, ale oderwanie od rzeczywistości i zmiany nastrojów pozostały. Zupełnie, jakby przez gwałt straciła własne "ja".
Pyk. Koniec łez.

****
Chociaż w środku jej jest dziecko, które płacze i domaga się miłości, której nigdy nie dostała. Sama też nie potrafi kochać, ponieważ nikt jej tego nie nauczył. Jej rodzice nigdy jej nie przytulali, nie mówili, że ją kochają, nie czytali jej bajek na dobranoc, w ogóle nie okazywali jej uczuć. Jak to w każdej rodzinie czystej krwi. Przysięgła sobie, że ona nigdy nie wyjdzie za mąż, ponieważ miłość nie istnieje,  a ognisko domowe to jedno wielkie kłamstwo. Kto wie, może jakiś młodzieniec zdoła rozpalić w jej sercu płomień namiętności i nauczy ją co to znaczy miłość? Dlatego, w lustrze Ain Eingarp widzi siebie z tajemniczym mężczyzną, która trzyma ją za ręce i czule całuje w policzek.

Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie:

Wyspy Brytyjskie, Walia, a dokładniej Cardiff, leżący w północnej części kraju. Wszystko zaczęło się 1934 roku, gdy Walter po raz pierwszy spotkał na ulicy uroczą Doreę Black. Miała wtedy 17 lat, była porządną dziewczyną, wychowaną wśród konserwatywnej rodziny. On, anglik, przyjechał do babci na święta, ale po pierwszej wizycie zakochał się w kraju owiec. Pierwsze chwile ich spotkania można uznać za początek jakieś irytującej komedii romantycznej - środek zimy, wszyscy poubierani w czapki, szaliki, płaszcze, śpiesząc się do domu, uciekając przed irytującymi, białymi płatkami, które sypały się z nieba. Wpadli na siebie, to takie banalne. On pomógł się pozbierać drobnej istotce, a między nimi od razu pojawiło się coś, co można byłoby nazwać chemią. Spotkali się kilkukrotnie, a zaślepiona uczuciem Dorea zapomniała o pseudo-ideałach, które zostały wpojone jej do głowy. Po miesiącu codziennych spotkań, wylądowali w łóżku, zaślepieni amokiem, namiętnością, która wreszcie wypełzła na wierzch i nic nie było w stanie ich uratować. Pech chciał, ze niestety, ale postarali się za bardzo. Gdy dowiedzieli się o ciąży, rozpaczy nie było końca. Dorea szlochała po nocach, szukając jakiegoś rozwiązania. Została przy jednym - musiała zniknąć z domu. Nie chciała wysłuchiwać kazań o tym jak to sprowadziła na ich nazwisko hańbę. Rodząc nie ślubne dziecko.
Uciekła z domu, bo pewnie i tak skończyła by za progiem. Walter na jakiś czas przeprowadził się do Cardiff, pod pozorem pomocy chorej babci. Przygarnął do siebie także Doreę, dopóki w trójkę nie będą w stanie wrócić do Londynu, gdzie mężczyzna będzie w stanie zapewnić dziewczynie życie na poziomie.
11 listopada na świat przyszła , pierwsze i ostatnio dziecko McMillanów. Powitane jak zwykle w bólach, ale szczęście malujące się na twarzy młodych rodziców była nie do opisania. Przeprowadzka, to wszystko było trudne do zorganizowania, kombinowania było co nie miara, ale zajęli dom rodzinny Walter w w Londynie. Miasta, które było dla Dorei centrum wszechświata, miejscem z niesamowitą przeszłością. Szybki ślub, żeby wszystko było legalne i życie miało stać się prostsze.
Wychowywali córkę, fakt faktem rozpieszczona nie była, choć nie może powiedzieć, że była w jakikolwiek sposób zaniedbywana.  

****
Na początku swego życia Elladora była przeuroczą, grzeczną dziewczynką. Zawsze czyściutka, wyelegantowana i idealna. Nie mówiła nie pytana, zwięźle, krótko i niewyszukanie opowiadała o sobie. Była jak nakręcana laleczka. W towarzystwie nie unikała pochwał pod adresem ojca i matki, lecz tak naprawdę głęboko nimi gardziła. Jaki mógł być powód, by dziecko głęboko gardziło swymi rodzicami? Zatem, jeśli chcesz wiedzieć, powiem ci.
Na początku związku Waltera i Dorei było cudownie, pięknie, romantycznie i bajkowo, jak już wiesz. Sielanka, prawda? Jednak wszystko, co piękne, kiedyś się kończy. Kiedy  tuż po ślubie, para młoda zamieszkała razem, w nie długim czasie Walter coraz częściej zaglądał do kieliszka. Nie to było jednak najgorsze - gdyby opity zachowywał się jak nieszkodliwy niedźwiedź; spał i leczył kaca przez najbliższe dni, schodząc wszystkim z drogi, nie byłoby tak źle. On natomiast po pijaku szalał: bił swoją żonę, ale Dorea doświadczyła nie tylko przemocy fizycznej, bicia i wielokrotnego gwałcenia. Przede wszystkim wyzwiska i szyderstwa Waltera doprowadziły do trwałego uszczerbku na jej zdrowiu psychicznym.

****
Panienka McMillan nikomu nie opowiada swojej historii. Nigdy nie dołącza do wesołych opowieści o swoim dzieciństwie ani nie chwali się rodzicami, temat czasu przed Hogwartem zdaje się być u niej tematem tabu. Pytana, zazwyczaj perfidnie zmienia temat albo obdarza rozmówcę spojrzeniem tak mrożącym, że sam traci ochotę na dalszą dyskusję. Szczytem jej marzeń nie jest to, by każdy poznał ją jako córkę Śmierciożercy - Waltera McMillana. Wystarczy jej sama świadomość tego faktu, nie musi o tym wiedzieć nikt więcej. Zwłaszcza, że i tak za bardzo nie ma o czym opowiadać. Bo niby o czym? O tym, że ani ojciec ani matka nigdy nie miała dla niej czasu, o tym, że bardzo szybko musiała sama nauczyć się prowadzić dom, pełniąc obowiązki gospodyni i głowy rodziny jednocześnie? O tym, że na dobrą sprawę to ona zajmowała się matką, a nie matka nią?
Była zmuszona zarówno szybko nauczyć się sprzątać w całym domu, gotować, jak i naprawiać usterki czy nawet zarządzać domowymi finansami. Matka interesująca się tylko relacjami towarzyskimi, nie zarabiała, a ojciec pomimo swojej pozycji w Departamencie Tajemnic nie zbyt chętnie dzielił się swoimi zarobionymi pieniędzmi. Dorastanie z Doreą, która jednego dnia popadała w głęboką depresję, nie chcąc nikogo widzieć na oczy, a drugiego już wesoło świergotała do każdego, naprawdę nie należało do najłatwiejszych. Sporym wyzwaniem był też jej charakter; stanowił on dziwną mieszankę kapryśności, egoizmu, arogancji i łatwowierności. Dlatego też Elladora kiedy tylko mogła, spędzała czas poza domem, włócząc się po okolicznych lasach lub bawiąc z okolicznymi dzieciakami.

****
Sowa z Hogwartu była wybawieniem, szansą na wyrwanie się z domu, z której Elladora skorzystała z wielkim entuzjazmem. Matka nie robiła jej problemów z wyjazdem, sama nawet bardzo się ucieszyła i w kółko powtarzała, że po takich rodzicach będzie kiedyś wielką czarowinicą. Dziewczynka nie bardzo wiedziała, co Dorea miała na myśli, dopóki nie znalazła się w szkole traktowała sceptycznie każde jej słowo. Do nauki podeszła poważnie, nawet śmiertelnie poważnie, na kilka pierwszych lat zakopując się w książkach, a jej chorobliwa ambicja i wewnętrzna potrzeba udowadniania sobie, że stać ją na wszystko, czego tylko się podejmie spowodowała, że bierze na barki zbyt wiele, a usiłując stanąć na wysokości zadania, nieświadomie zapomina o innych, równie ważnych rzeczach, jak np. sen. Ulubionym przedmiotem Elladory jest Transmutacja. Ciężko określić, czy wynika to z samego zafascynowania potężnymi zaklęciami, powszechnie uznawanymi za skomplikowane, czy też możliwościami, jakie daje jej nauka tej dziedziny magii. Nie można jednak powiedzieć, żeby jej starania w tym kierunku były szczególnie doceniane. Być może dzieje się tak dlatego, że to bardzo nie lubiany przez uczniów przedmiot, zwłaszcza wśród kobiet i manifestowanie swoich umiejętności zdecydowanie nie jest tutaj wskazane.
Jego drugą miłością są eliksiry.
****

Ludzie mówią o niej że dziwaczka, a prawda taka, nic o niej nie widzą. Elladora lubi być inaczej, czuć bardziej i więcej słyszeć. Słuchać drzew, tańczyć z wiatrem, mówić ciszą, patrzeć tam gdzie nie inni patrzą. Często wymyka się z zamku, aby wyłożyć się na trawie, móc pooglądać gwiazdy i w spokoju pomyśleć. Dziewczę te bowiem ma to do siebie, że często myśli o wiele za dużo o rzeczach, o których myśleć nie powinna, dręcząc w ten sposób niepotrzebne swoje małe Ja. Nigdy jednak nie płacze. Tak sobie postanowiła i koniec, nie pozwoli łzom palić swoich policzków. Przetrawi wszystko w sobie, nie okaże słabości. Nie, nie i nie. Ludzie mogą wiedzieć, że coś niedobrego dzieje się gdzieś w środku niej, nie mogą jednak zobaczyć, jak bardzo to na nią oddziaływuje. Pozornie, panienka McMillan bez najmniejszego trudu wtapia się w tłum zamieszkujących zamek uczniów. Pozornie, sprawia wrażenie osoby życzliwej, kulturalnej, nawet u obcych ludzi potrafiącej wywołać szczery odruch sympatii. Pozornie, masz nieodpartą ochotę podejść oraz przytulić to niewinne dziewczę, zastanawiając się w duchu, co też takie delikatne stworzenie jak ona, robi w miejscu takim jak to? Pozory – jej ulubione słowo. To właśnie dzięki nim większość ludzi nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, iż za jej skórą siedzi prawdziwy, zdolny do wszystkiego Diabeł, bowiem Elladora nigdy nie była kimś łatwym do jednoznacznego zaszufladkowania. Widzi się ją tylko ze szkicownikiem w ręku, rysującą wszystko co akurat widzi i co potrzebuje z siebie wyrzucić.
Z tego powodu ze jest blondynką często nikt nie wierzy w jej zdolności magiczne uważając ją za pustą, porcelanową, laleczkę, która dba tylko o swój wygląd i ubrania, a wcale tak nie jest. Ku wielkiemu oburzeniu znajomych, nie znosi Quidditcha, a zmuszanie jej do chodzenia na mecze śmiało można nazwać największą torturą. Darzy niechęcią tę grę z jednego prostego powodu- panicznie boi się wysokości, a widok latających na miotłach z zawrotną prędkością tylko potęguje ten lęk, niemal całkiem ją obezwładniając.


Przykładowy Post:


Do tej pory wydawało jej się, że wyraźnie dała do zrozumienia młodszym rocznikom (starszym również, ale z oczywistych względów w mniejszym stopniu), że z nią nie ma żartów. Przy tym wcale nie była chamska, a pełniąc służbę niesprawiedliwa, zawsze starała się być „dla ludzi”, dlatego nie rozumiała, dlaczego spotkało ją coś takiego – ktoś ukradł z dormitorium jej rzeczy i poukrywał je w różnych miejscach na zamku.
Przez przypadek znalazła swoje trampki, wiszące na zbroi i spodnie, leżące niedbale w rogu klasy od transmutacji. Wzbudziło to w niej na tyle poważne zaniepokojenie, że podczas przerwy wróciła do sypialni i przejrzała wszystkie swoje rzeczy. Okazało się, że w istocie brakuje paru przedmiotów w jej i tak już skromnym dobytku. Za poszukiwania wzięła się jednak dopiero po zajęciach, kumulując w sobie gniew przez resztę zajęć. Co nie było zdrowe, już nawet nie tyle dla niej, co dla innych. Złość szalała w jej żyła, doszczętnie spopielając każdą inną napotkaną emocję, co czyniło z Elladory chodzącą bombę, niekoniecznie potrafiącą zapanować nad siłą wybuchu. Mimo to ludzie w jej otoczeniu mogli się czuć bezpiecznie, negatywne uczucia zamierzała ukierunkować na sprawców całego zajścia. Nikt. Nie. Rusza. Jej. Rzeczy.
Zastanawiało ją też dlaczego to zrobili, myślała o tym na lekcjach i ostatecznie doszła do wniosku, że prawdopodobnie padła ofiarą albo bardzo głupiego żartu, albo zakładu. Bo nic tak nie podwyższa szacunku wśród rówieśników, jak zrobienie psikusa, w pewien sposób pojętej, władzy. Ella nie posiadała zbyt wielu rzeczy, właściwie to miała ich dokładnie tyle, ile potrzebowała i utrata którejkolwiek z nich wywołała by u niej zmartwienie, a przy kilku zaczęłaby pewnie panikować. Bardzo dbała o wszystko, co miała, bo doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że zakup czegoś nowego wchodził w grę jedynie w ostatecznej ostateczności.
Kiedy szła przez korytarz wszyscy odwracali za nią głowy. Właściwie trudno jest im się dziwić, bo jej wygląd zewnętrzny bardzo dokładnie odbijał to, co działo się wewnątrz niej. Mundurek, co u McMillan niezwykłe, wyglądał na o wiele bardziej pomięty i nie tak idealnie ułożony niż zwykle, czego winą najprawdopodobniej było, że Ella dosłownie miotała się po szkole (zaglądając w każdy jej zakamarek), ani razu nie przygładzając szaty. W efekcie czego na przykład krawat nie był już podsunięty pod samą szyję, a koszula prosiła się, żeby ją w kilku miejscach ponownie wsadzić za spódnicę. Włosy znajdowały się w jeszcze większym nieładzie niż zwykle, a cały wizerunek podkreślał zimny płomień gniewu w oczach.
W momencie, w którym weszła do komnaty muzycznej, nikogo w niej nie było. To pomieszczenie widniało jako kolejne na jej liście miejsc, do których musiała dzisiaj zajrzeć. Do tej pory odzyskała już sweter oraz czapkę z szalikiem, brakowało jej jeszcze dwóch podręczników oraz sukienki, by skompletować wszystkie zguby.
I wszystko wskazywało na to, że tutaj odnajdzie jedną ze swoich książek. Tak, podręcznik do historii magii leżał pod harfą, teraz widziała go dokładnie. Ledwo chwyciła go w dłonie, w komnacie pojawił się ktoś jeszcze, Elladora usłyszała odgłos szybkich kroków. Przybyszem okazał się być Caspian Silverstone z siódmego roku. Jednak chłopak zdawał się jej nie zauważyć, nawet nie rozejrzał się po pomieszczeniu, tylko od razu ruszył w stronę fortepianu. I choć normalnie Ella pewnie cicho wycofałaby się z komnaty, dając jej użytkownikowi nieco prywatności, tak teraz postanowiła zostać, w końcu chodziło o muzykę. Zawsze miło jest posłuchać kogoś z talentem. Przysiadła ostrożnie na znajdującej się w pobliżu kanapie, starając się być bezszelestną, by nie przeszkodzić Caspianowi w tej chwili ciszy, kiedy w jakimś artystycznym skupieniu na moment zamarł. Kilka, może kilkanaście sekund później doczekała się pierwszych uderzeń palców w klawisze, pierwszych dźwięków, które automatycznie sprawiły, że i na twarzy Elli pojawiło się skupienie, połączone z głębiej ukrytym zaciekawieniem. Poprzedni gniew nie do końca wygasł, jego echa dalej były widoczne w nieco bardziej niż zwykle roziskrzonych oczach dziewczyny, ale został przykryty chwilą obecną, w której bardziej, niż swoimi rzeczami, Elladora była zainteresowana palcami Caspiana, sprawnie lawirującymi pomiędzy klawiszami fortepianu.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Elladora Macmillan [uczennica] Empty Re: Elladora Macmillan [uczennica]

Czw Cze 18, 2015 4:51 pm
Elladora Macmillan [uczennica] Mzz
Akcept.
Łap dodatkowych 10 fasolek za naprawdę dobrą KP - bardzo klimatyczna, mocno oddziałująca na postrzeganie postaci. Podobała mi się~
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach