Go down
Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

Kwatery Avellina Louvel - Page 3 Empty Re: Kwatery Avellina Louvel

Sob Cze 25, 2016 1:04 am
Czerwiec jednak nadal mógł być jego miesiącem. Jak? Dlaczego? Na to można było znaleźć doprawdy banalne odpowiedzi, które z pewnością by przyjął niczym upragnione skarby. Rozpoczynało się lato, a pod wpływem lata śnieg jeszcze bardziej topniał - ba! - nawet nie było dla niego miejsca w tym wszechobecnym upale i choć zamkowe mury były chłodne to i tak Caroline boleśnie odczuła tę pogodę. Wystarczyło tylko, żeby wyszła poza rejon lochów. To ogień zdawał się mieć w tym okresie największe panowanie, a to raczej Głodowi nie było obce. Dalej, kończył się rok szkolny. Mógł więc w spokoju odliczać dni do końca, nie mogąc się doczekać momentu, aż jej tutaj nie będzie... albo jego. To jednak nie znaczyło, że będzie miał łatwiej, och nie! Z pełną świadomością tego, że jest jeszcze coś jej winien, zamierzała to wykorzystać. Nawet jeśli nie chciała widzieć po raz kolejny jego paskudnej, szkaradnej, fałszywej twarzy - nawet ta prawdziwa wydawała się być odrażająca po ich ostatnim spotkaniu.
Czy wiedziałeś, że wydajesz mi się na tyle obrzydliwą kreaturą, że aż nie chcę zużywać na ciebie moich słów?
Możesz się cieszyć, w końcu cisza jest tym, czego tak ode mnie pożądałeś!
I mnie nie cieszy to, że tutaj jestem.
Boginie i bogowie było daleko od Rockers, dostrzegała tylko swoją rzeczywistość, tworzyła swój własny wymiar wolny od istot tego rodzaju. Śmierć, tylko ona, zdawała się kimś większym, kimś mającym znaczenie i posiadającym piękno tak urzekające, że zapewne sama C. zamarłaby urzeczona widokiem jej twarzy. Tylko.
Gdyby tylko wiedziała o tym, ile radości sprawił mu jej list! Z pewnością o wiele częściej by do niego pisała w tym stylu byle jeszcze bardziej go ucieszyć, pozwolić by ten wyraz gościł na jego kamiennej twarzy.
Mogłeś powiedzieć, przyniosłabym jeszcze mój różowy likier.
Zapach Avellina Louvela przeszedł jej oczekiwania, ale jak przystało na dobrze wychowaną uczennicę, nie skomentowała tego. Co więcej, nie powiadała ani słowa.
Jednoosobowe przyjęcie musiało wypaść znakomicie! Rodzicielka byłaby dumna ze swojego synka.
Zanim jednak otworzył jej te drzwi, nie słyszała niczego wyjątkowego. Może raz czy dwa do jej uszu dotarły odgłosy wydawane przez duchy przenikające ściany lub jakichś pojedynczych uczniów śpieszących się do swoich Pokojów Wspólnych by nie dostać się w ręce woźnego lub jakiegoś prefekta. Poprawiła swoją czarną koszulkę z krótkim rękawem na której co jakiś czas pojawiał się krzykliwy napis by po chwili móc zniknąć. Wreszcie blondwłosy praktykant ruszył do drzwi by ją powitać. Naprawdę pięknie i zjawisko. Z toną okropnie słodkiego i lepkiego fałszu.
Przecież wiesz, że normalność do moich drzwi nie puka. Naiwniak.
Poprawiła jeszcze ramię swojej torby i przeklinając w myślach to, co tylko mogła, kiwnęła jakże uprzejmie w jego stronę głową, przypatrując mu się przez chwilę i posyłając sztuczny, bezwartościowy uśmiech. Gdy już ten rozkoszny zapach uderzył w jej nozdrza - głównie wyczuła papierosy, uniosła jedną brew do góry, po czym wskazała na swoją torbę i na siebie, a następnie na jego gabinet i bezgłośnie wymówiła dwa wyrazy: "Mam życzenie". Niemniej gdyby to nie było dla niego wystarczająco jasne, posłała mu dosadne spojrzenie zmrużonych pochmurnych oczu, które zdawały się krzyczeć. Z całą mocą.
"Wpuść mnie, do kurwy nędzy, bo to ważne".





Rudolf Lestrange
Przestępczość
Rudolf Lestrange

Kwatery Avellina Louvel - Page 3 Empty Re: Kwatery Avellina Louvel

Sob Cze 25, 2016 9:42 am
W tym roku nie było miejsca ani dla śniegu, ani dla ognia.
Gniewne płomienie już dawno wdeptane zostały w trawę pod stopami rozleniwionych, rozmarzonych uczniów - Rudolf obawiał się, że kilka miesięcy w tej piekielnej szkole będzie miało gorszy wpływ na jego umysł, niż kilka lat w służbie Czarnego Pana. W porównaniu do tych nastoletnich bestii, jego pan zdawał się być najbardziej łaskawym z lordów.
W porównaniu do Rockers, Bellatrix wydawała się być uosobieniem Afrodyty, boginią piękna i miłości. W porównaniu do Rockers, Greyback zdawał się być niezwykle potulnym i atrakcyjnym szczenięciem.
Im dłużej patrzył w milczeniu na twarz ślizgonki, tym bardziej tęsknił za czułymi cruciatusami swego przełożonego.
Lustrując gniewnym wzrokiem młodą twarz, dostrzegł mimowolne wzdrygnięcie się Rockers. Powinien był pozbyć się tej nachalnej kombinacji zapachów, zanim otworzył drzwi. Chociaż - to Rockers. Można utrudnić jej jeszcze trochę życie.
Wiedział, że jego mentalne monologi brzmią zadziwiająco podobnie do narzekań rozwydrzonych dzieciaków, ale nie przeszkadzało mu to za bardzo. Nikt nie musiał znać rozemocjonowanej i infantylnej twarzy Rudolfa; tej, która krzywi się za plecami matki i wymachuje na nią środkowym palcem zza ściany. Nikt nigdy się nie dowie, że ten straszny wilk bywa przerośniętym dzieciakiem.
Czekał na odpowiedź dziewczyny, chociaż był pewien, że jej głos rozerwie mu błonę bębenkową, a słowa zgwałcą mózg bezsensowną plątaniną. Zauważył sposób, w jaki nieznacznie kręciła się w miejscu, widocznie niezadowolona ze swojego pobytu w jego obecności. I słusznie, kurwa. Możesz już sobie iść, czeka na mnie gorąca koleżanka. Ma na imię Brandy.
Dało mu to nieco satysfakcji, prawdę mówiąc. Cieszył się, że jego "nemezis" nie czuje się szczęśliwa. Schłodziło to trochę jego rozpaloną skórę, przygaszając szkarłatną mgłę, która jeszcze przed chwilą przyćmiewała jego spojrzenie. Uśmiechnął się, gdy z powrotem wczuł się w rolę gracza i aktora. Dzisiaj grał bardziej Rudolfa, niż Avellina, a zmiana ta bardzo mu się podobała.
- Przepraszam, ale chyba nie dosłyszałem. Czego sobie panienka życzy? - zapytał, wychodząc na korytarz i zamykając za sobą drzwi. Stali teraz niebezpiecznie blisko siebie.
Tak, musiał spełnić jej trzy pieprzone zachcianki. Tak, nieposłuszeństwo miałoby okropne konsekwencje. Ale czy kiedykolwiek obiecał, że ułatwi jej wypowiadanie swoich życzeń? Nie. To nasunęło mu pewną myśl - czy jeżeli ją sparaliżuje, uniemożliwiając mowę i ruch, będzie mógł wymigać się od tego obowiązku? Hm. Warto to przemyśleć.
- Jest tuż przed ciszą nocną, panno Rockers, radziłbym się nieco pospieszyć.
Rudolf był kurewsko pewien, że w jego kwaterach nie ma miejsca dla oszczanego śniegu jestestwa Rockers. Nie chciał, by zachlapała mu dywan.
Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

Kwatery Avellina Louvel - Page 3 Empty Re: Kwatery Avellina Louvel

Sob Cze 25, 2016 3:07 pm
Bestii i tak zdawało się być mniej niż sądził, bo w końcu większość skupiała się na innych rzeczach. Tak jak ponoć wypadałoby w tym wieku, gdy wisi się między dzieciństwem a dorosłością. Zabawne. Straszne. I dla niej nie mające już znaczenia. Musiał pewnie strasznie przeżywać świadomość, przyjmowania na siebie maski uprzejmego i pomocnego praktykanta Transmutacji, kogoś bardziej wyrozumiałego od samej profesor McGonagall.
Jakże wzrok może mylić, czyż nie, proszę pana, panie Louvel?
W porównaniu do Collinsa, Rudolf nie potrafił się bawić. W porównaniu do drugiego Lestrange'a, Rudolf miał w sobie więcej fałszu i obłudy. W porównaniu do Blacka, Rudolf nie potrafił tak przejmować się szachownicą na której stał. I mogłaby tak wymieniać w nieskończoność, obnażać to w jaki sposób był takim lekceważącym ignorantem - porównań zdawało się być całkiem dużo.
Dopiero teraz zrozumiałeś, że śmierdzisz? Gratulacje.
Nie przejęła się jakoś nadto, czuła w życiu gorsze zapachy, bardziej była rozbawiona tym jak ikona miłosierdzia i anielskiej cierpliwości znika pod wpływem prawdziwych rysów i pragnień. Monologi wewnętrzne miały to do siebie, że jedyną osobą, która była w stanie to ocenić, byłeś ty.
Ale zawsze możesz się tym ze mną podzielić! Wiesz, że cię wysłucham, zajrzę do twojego pałacu czy też więzienia, które sobie stworzyłeś.
Może kiedyś, kiedy przestanę być na ciebie wkurwiona. O ile nadejdzie taki dzień.
C. zapewne ochoczo by jednak się odezwała, byleby tylko go zirytować, doprowadzić do nerwowo drgania powieki, ale nie wiedziała o tym, co siedzi w jego głowie. I może to lepiej, przynajmniej mogła realizować swój początkowy plan, plan w którym nie zużyje na niego więcej energii niż to konieczne. A mówienie sporo kosztuje. Znowu przybrała obojętny wyraz twarzy, chociaż płynący pot bardzo ją irytował. Sięgnęła w końcu do torby i wyciągnęła z niej chustkę w kolorze srebra, którą się wytarła. Gdy się odezwał, myślała, że po prostu sięgnie po różdżkę i zwyczajnie rzuci Bombardę Maximę na te cholerne drzwi. I przy okazji na niego samego, skoro postanowił zmniejszyć odległość między nimi.
Wracaj do punktu wyjścia, wredny chuju.
Uśmiechnęła się uprzejmie, że aż myślała, że zaraz pęknie jej twarz, po czym sięgnęła po różdżkę do swojej torby i zaczęła nią kreślić w wolnej przestrzeni między nimi litery. No teraz na pewno zauważy.
P I E R W S Z E        Ż Y C Z E N I E
Po czym wskazała ponownie  na siebie i na jego gabinet, jakby miała do czynienia z nierozwiniętym dzieckiem. I może rzeczywiście tak w istocie było, bo Avellin zdawał się być wyjątkowo tępym dorosłym. Nadal trzymała różdżkę, żeby przypadkiem móc mu w powietrzu napisać kolejne słowa, jako że komunikacja z nim należała do wyjątkowo ciężkich. Odezwał się ponownie, jakby inaczej, przypominając o tym bardzo ważnym punkcie regulaminu. Przewróciła oczami i przekrzywiła głowę, pozwalając by część ciemnych włosów opadła na jedno chmurne, zirytowane oko.
Nie należała do cierpliwych osób.
Rudolf Lestrange
Przestępczość
Rudolf Lestrange

Kwatery Avellina Louvel - Page 3 Empty Re: Kwatery Avellina Louvel

Nie Cze 26, 2016 12:46 pm
Zabawa była ostatnią rzeczą, która mogłaby zaprzątać głowę Śmierciożercy.
Chociaż było to niezwykle niepodobne do Rudolfa, mężczyzny, który dla rozrywki zmieniał ludzkie ciała w puzzle, ostatnimi czasy zabawa zadomowiła się gdzieś w najdalszych kątach jego umysłu. Uwiła sobie gniazdko z nieosiągalnych teraz ambicji, wspomnień słodkiej przyjemności i wizji wybawienia. Bez jej barwnej obecności rzeczywistość, w jakiej przyszło mu wegetować, zdawała się być wyblakłą namiastką arcydzieła, które z uporem malował wokół siebie.
Niegdyś otaczał się pięknem, które zachwyciłoby najbardziej wymagających z hedonistów – dziś przyszło mu patrzeć na dziecinną, wykrzywioną brzydko twarz Rockers.
Zadziwiające, jak nisko można upaść. Oto odgrywa się przed Wami prawdziwa historia zaginionego księcia.
Aczkolwiek należało przyznać, że te udawane bitwy, które między sobą toczyli, nadawały jego życiu odrobiny koloru. Z reguły były to barwy jaskrawe – biel śniegu, czerwień krwi, ostry oranż pożogi. Czasem przed oczyma jaźni przemknęły mu smugi szarości i czerni, odcienie towarzyszące niezmiernie pełnemu wściekłości znużeniu.
Spoglądał na zirytowaną buzię, widząc chmurne oczęta, ciemne włosy, bladą skórę, ogniste litery, które zawisły pomiędzy nimi, niczym wzajemna pogarda. Była śmiesznym dzieckiem. Jeżeli celem jej matki było stworzenie z niej dość specyficznej, upośledzonej, acz uroczej lalki, będzie musiał złożyć jej swoje gratulacje. W jej kalectwie bywało coś pięknego.
Bywało jest w tym zdaniu słowem kluczem.
Rudolf byłby się roześmiał w reakcji na jej gestykulację, gdyby było to na miejscu. Zamiast tego zmarszczył brwi w udawanym niezrozumieniu i spojrzał na dziewczę zmartwionym wzrokiem.
Czy coś panience dolega? Zdaje się, że straciła panienka głos, a chyba bardzo czegoś potrzebuje – rzucił, a tylko w kącikach jego uniesionych delikatnie warg mogłaby dojrzeć kpinę.
Oparł się plecami o drzwi do swoich kwater, splatając ramiona na piersi. Na twarzy Avellina Louvela pojawił się wyraz, który doń zupełnie nie pasował – był zbyt Rudolfowy, by mógł zmieścić się na twarzy należącej do kogokolwiek innego. Słowo „życzenie” zdawało się być zaklęciem, które wyszarpnęło go spomiędzy krat narzuconej przez niego samego kontroli. Słowo „życzenie” uczyniło z tej rozgrywki coś bardzo osobistego. Wydawało się być na miejscu, by w tej rozmowie udział brał Lestrange.
Wydawało się być na miejscu, by Rockers ładnie go poprosiła o zostanie wysłuchaną.
Czego moja królowa może ode mnie potrzebować, hm? – mruknął cicho, uśmiechając się.
A może jednak mógł liczyć na odrobinę zabawy? Chyba sobie zasłużył na trochę przyjemności. Znasz magiczne słowo, Rockers, sprytna wiedźmo.
Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

Kwatery Avellina Louvel - Page 3 Empty Re: Kwatery Avellina Louvel

Nie Cze 26, 2016 2:42 pm
Ach, więc zabawa cię teraz nie zajmuje? Jaka szkoda, bo widzisz, ja nie traktuję tego na chwilę obecną poważnie. Nie, dopóki jesteśmy poza twoim gabinetem. Z pozoru banalna gra, zamienia się w próbę sił, choć nawet tego nie planowałam dzisiejszego dnia.
Nawet nie chciała się z nim bawić, nie był kimś na tyle zabawnym by mogła dostrzec w nim przeciwnika z którym chciałaby rywalizować. Liczyła jedynie na szybkie, prawie że bezbolesne załatwienie naglącej sprawy i odejście w stronę lochów bez zbędnych słów i zagrywek, a przy nim musiała się nagimnastykować jak na cholernej miotle. To nie było piękne i ekscytujące, nie dostarczało jej powodów do śmiechu ani do uniesienia niematerialnych dłoni do zaklaskania na widok prezentowanego przez niego przedstawienia. Pękająca łagodna twarz praktykanta była niemalże smutnym widokiem, dla kogoś, kto doceniłby jej piękno. On niemniej nie był ani królem ani księciem, w całej tej popieprzonej hierarchii nie widziała go zupełnie - nie doceniała go, drwiła z jego możliwości. Jednakże przynajmniej walki z nim należały do udanych, szkoda, że tyle musiały ją kosztować. Tyle niepotrzebnego pieprzenia.
Zapomniałeś dodać nikłego błękitu sączonego się spomiędzy małych gór białego śniegu. I czerni padających gdzieś tam z boku cieni.
Ona aż tak bardzo nie zajmowała się lustrowaniem jego twarzy. Najpierw skupiła się na oczach w kolorze trucizny, potem powoli przeszła do zerkania na różne elementy przynależące do korytarza na tym piętrze. Oczywiście pobocznego, bo w końcu ten główny został zamknięty na czas nieokreślony. A wystarczyłoby, żeby powiedział jej wprost te słowa, te epitety, które znajdował w swojej głowie na nią, a to mogłoby się potoczyć o wiele szybciej!
Musi to być przykre, że mówi to ktoś, kto nawet nie jest w stanie wprost przeciwstawić się swojej matce, co? Czujesz się lepszy będąc wynikiem eksperymentu Czarnego Pana? Niczym nędzny robak błagający o odrobinę atencji. No proszę cię. I ty śmiesz uważać się za lepszego ode mnie.
Tutaj nie było żadnego klucza. Na wrodzoną głupotę również, z tego co zdążyła zauważyć, co jakiś czas zerkając na tępą twarz młodego mężczyzny. Na jego słowa prychnęła i zacisnęła jedną dłoń w pięść, by następnie ją rozluźnić. No doprawdy! Działał na nią jak cholerna czerwona płachta na byka. Miała ochotę rozsmarować mu ten wyraz na całej twarzy. I, kurwa, znowu, w takim tempie to na pewno go zdąży wytresować. Tak. Strzeliła karkiem najpierw w lewo potem w prawo i już miała coś powiedzieć, ale powstrzymała się. Zamiast tego zwilżyła językiem wargi, jakby grała w jakąś karcianą grę o kilkaset galeonów. Za pomocą różdżki zmazała słowa, które wisiały w powietrzu i stwierdziła, że takiej konwersacji sobie oszczędzi. Czy znała magiczne słowo? Oczywiście, i to nie jedno.
Skoro tak bardzo chciał to je dostanie i to nawet na głos!
- Aquamenti - wycedziła, celując w niego różdżką. Skoro chciał to załatwić taki sposób to proszę bardzo. Uśmiechnęła się z satysfakcją, patrząc jak strumień wody trafia w jego zadowoloną twarz. Dopiero teraz mogła się odezwać, czując w sobie niewyobrażalną chęć by to zrobić.
- Może porozmawiamy w pana gabinecie, proszę pana, panie Louvel?
Rudolf Lestrange
Przestępczość
Rudolf Lestrange

Kwatery Avellina Louvel - Page 3 Empty Re: Kwatery Avellina Louvel

Nie Cze 26, 2016 11:26 pm
Szybkie i bezbolesne? Do złych drzwi przyszło Ci zapukać.
Jesteś tak mądrą dziewczynką, a jednak zdążyłaś już zapomnieć, jak pachną jego papierosy i jak smakuje wilgotna od potu koszula. A powinnaś była zapamiętać – nie martw się, będzie jeszcze wiele okazji. Choć winien jestem Ci spełnienie zaledwie trzech życzeń, otrzymasz w prezencie o wiele więcej. Więcej, niż mogłabyś sobie kiedykolwiek wyobrazić.
Królowo Lodu, czy wiesz, jak cudownie chłodny bywa marmur pod Twoim policzkiem? Zaufaj mi, ta pieszczota jest jedną z najwspanialszych, gdy Twoje ciało wije się w gorączce bólu i upokorzenia. W gruncie rzeczy, nie jestem okrutny. Obiecuję, że będziesz miała moment na rozkoszowanie się tą przyjemnością, gdy już uznam, że wystarczająco wypiękniałaś.
Niestety, będziesz musiała jeszcze trochę poczekać.
Dzisiaj dam Ci tylko swoją niepodzielną uwagę. Wiem, jak bardzo jej potrzebujesz. Chyba nie zapomniałaś, jak bardzo spragniona jej byłaś przy naszym ostatnim spotkaniu?
Być może Rockers umknął wyraz rozbawionego samozadowolenia i dziecięcej złośliwości, który czaił się gdzieś pod młodą skórą praktykanta. Być może błękitne oczy, w których nie sposób dojrzeć było złe zamiary rozproszyły ją na tyle, że nie była w stanie trzeźwo myśleć. Jakże inaczej mogłaby uznać, że to konkretne zaklęcie było dobrym pomysłem? Wszyscy dobrze przecież wiemy, jak bardzo psy i wilki lubią wodę.
Gdzieś pomiędzy wpatrywaniem się w zirytowaną twarz Rockers i fascynujące połacie kamiennej podłogi, Rudolf zauważył, że coś mokrego cieknie mu po twarzy. Nie umknęło również jego uwadze, że nagle w jego ustach znajduje się znacznie więcej wilgoci, niż mógłby oczekiwać. Otrząsnął się. I splunął. W twarz pewnego wyjątkowo zadowolonego chochlika. Ślinie nie było aż tak daleko do wody, czyż nie? Sam Lestrange był jednak trochę zaskoczony. Nie spodziewał się, że Rockers zrobi się aż tak wilgotna już po minucie rozmowy z nim. Uśmiechnął się niewinnie.
- Nie sądzę, panno Rockers. – odrzekł nadzwyczaj spokojnie. - Ale cieszę się, że odzyskała panienka mowę. A więc, czego sobie dziś panienka życzy?
Ich gierki zaczynały robić się powoli nudne. Rudolf podejrzewał, że obecność młodego Francuza poniekąd kaleczyła ich relacje – w końcu tak wspaniale dogadywali się w Małej Sali. Miał wielką nadzieję, że przyjdzie mu jeszcze spotkać się ze ślizgonką twarzą w twarz. Zamierzał rozkoszować się tą chwilą.
Wszystko w niej będzie powolne i bolesne, tak jak być miało.
Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

Kwatery Avellina Louvel - Page 3 Empty Re: Kwatery Avellina Louvel

Pon Cze 27, 2016 12:02 am
Drzwi były odpowiednie, raczej to, co znajdowało się w środku zdawało się być złe i nie w tym jakże złowieszczym znaczeniu, o nie. Po prostu przypominało to bardziej złamaną różdżkę, jeśli należało tu podać bardzo dosadny przykład by dotarło do adresata. Godzina policyjna się rozpoczęła, była więc tu bezprawnie od jakichś... pięciu minut? Jakoś tak. Najwyraźniej pan Louvel uważał, że to konieczne, żeby ich rozmowa potrwała dłużej niż powinna. I żeby bardzo znacząco odczuł jej obecność. Będzie więc na tyle łaskawa, że poświęci mu więcej uwagi, litowała się nad nim niemalże jak nad psem spragnionym swoich ulubionych przysmaków.
Możliwe, że niczym innym nie byłeś. Chyba bardzo ci odpowiadała ta rola, prawda? Lubiłeś jak dzieliłam się z tobą swoją agresją, nawet jeśli krew spływała z twoich warg. Wiesz jak na to mówią? Masochizm.
Przecież nie będziemy dzisiaj palić, nie wzięłam nawet ze sobą papierosów, choć powinnam. Choćby jednego, bo przecież nasze spotkania niczym innym się nie kończą jak właśnie tym. Nie potrzebuję nadprogramowych prezentów, nie jestem dziwką i myślę, że znajdziesz do tego kogoś innego. Jak chcesz to przecież potrafisz.
Zabawny Głodzie, twoje wyschnięte usta, które próbują wgryźć się w lód mojego ciała nie robią na mnie wrażenia. Nie takiego jakiego byś oczekiwał. Potrzebujesz czegoś więcej. Więcej i więcej. Ślady po tobie przemijają a nasza więź polegająca na umowie w końcu pęknie.
Nie będę tęskniła.
Gardzę tobą bezgranicznie, zapchlony wilku.
Każda okazja była dobra by dać upust swojej frustracji, nawet jeśli był to tylko strumień wody. Dla niej był wystarczający, nie myślała o tym, co mu odpowiada, a co nie, była bardzo daleka od takich rozważań. Odgarnęła ciemne włosy ze swojej twarzy, mrużąc oczy niczym kot, który w ciemnościach dostrzegł swoją ofiarę - na korytarzu jednak było światło i to całkiem sporo, bo w końcu pochodnie znakomicie wywiązywały się ze swojej roli. Gdyby tylko wiedziała jak irytujące myśli ma Rudolf w swojej głowie, najpewniej go wyśmiała i kopnęła tak mocno, że nigdy nie doczekałby się swoich potomków. Nie wiedziała i to nawet lepiej, bo już wystarczająco wyprowadzał ją z jej poprawnej równowagi. Przyłożyła jeszcze dłoń do swojego policzka i obserwowała go. Jedno oko spoglądało znad palców na tą godną pożałowania twarz.
- W porządku - uśmiechnęła się i przeszła po kałuży, zbliżając się do niego. W tym uśmiechu było dużo z drapieżnika, który ostatkiem sił powstrzymuje się przed skoczeniem ofierze do gardła. Schowała różdżkę do torby i wystawiła przed siebie rękę, która przecięła odległość między nimi. Gdyby odpowiednio wyciągnęła palce, byłaby zapewne w stanie go dotknąć. Spojrzała w jego oczy ponownie, a uśmiech nie schodził z jej warg.
- Zrobimy tak, proszę pana, panie Louvel. Otworzę pańskie drzwi. Wejdzie pan ze mną grzecznie do gabinetu, ja zrobię swoje i pan również, po czym sobie pójdę i nie będziemy rozmawiać aż do drugiego życzenia. Jeśli jednak będzie pan to utrudniać, obawiam się, że narobimy więcej hałasu niż powinniśmy i ściągniemy osoby trzecie - powiedziała cicho, czekając na jego ruch i próbując przejść obok niego by dostać się do drzwi.
No dalej, sprowokuj mnie.

Rudolf Lestrange
Przestępczość
Rudolf Lestrange

Kwatery Avellina Louvel - Page 3 Empty Re: Kwatery Avellina Louvel

Wto Cze 28, 2016 10:07 pm
Kwestię Twojej wątpliwej cnoty, droga Caroline, poruszyliśmy chyba przy naszym poprzednim spotkaniu. Owszem, jesteś dziwką. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że tą najgorszego sortu – nie trzeba przecież uiszczać żadnej opłaty. Najwidoczniej wizja zwrócenia na siebie czyjegoś spojrzenia wystarcza, by móc skłonić Cię do najbardziej absurdalnych z czynów. Wybacz mi proszę niepewność, ale czy to nie Ty, podczas naszej ostatniej konwersacji, nie chciałaś skakać z balkonu dla odrobiny szczerości z mojej strony? Doceniam ten gest, był niezwykle romantyczny, ale też zdecydowanie poniżej moich standardów. Prostytutki nie całują się z klientami, o czym dobrze powinnaś wiedzieć z własnego doświadczenia – analogicznie, ja nie dzielę się swoimi sekretami z plugastwem. To jeden z dwóch podpunktów mojego kodeksu moralnego. Pierwszy brzmi następująco: rób to, na co masz kurwa ochotę. Wspaniale, nieprawdaż?
Być może do znamion, którymi dotychczas udało mu się naznaczyć jej ciało, nie przyłożył się należycie. Być może należało na jej nagiej skórze wypalić prawdziwe piętno, niczym na pospolitym bydle. Nie była jednak warta wysiłku, a i on sam nie chciał, by na jej skórze widniało jego godło – reprezentowałaby jego osobę w odrażający sposób, to było pewne. Ktoś jego pozycji nie mógł pozwolić sobie na posiadanie przedmiotów o tak niskiej wartości. To po prostu nie przystoi.
Twoja pogarda wynikać może tylko z głupoty. Jak inaczej można byłoby wytłumaczyć, że istota znajdująca się na zapomnianym przez wszelkie świętości końcu łańcucha pokarmowego nie odczuwa lęku przed drapieżnikiem najwyższej kategorii? Jesteś naiwna, Rockers, zbyt zapatrzona w zakłamane gwiazdy nad swą małą, pustą główką, by zauważyć dół, który kopiesz sobie pod stopami. Zresztą, czy te kilka metrów naprawdę robi różnicę, jeżeli już dosięgnęło się dna?
Wyraz twarzy młodej ślizgonki był czymś niezwykle komicznym. Przypominała Rudolfowi małą dziewczynkę, która ubrawszy szaty swej matki udaje, że jest już dorosłą kobietą. Rockers przywdziała odzienie oprawcy wierząc, że w jakiś absurdalnie nieoczekiwany sposób, uda jej się zmienić najbardziej oczywisty z faktów – została wychowana, by być ofiarą. Choć wychowana było nieodpowiednim wyrażeniem, czyż nie? W domostwie państwa Rockers dzieci chowało się, jak klacze rozpłodowe. Byłaś właśnie taką klaczą, którą hodowało się, by można było uzyskać zań choćby minimalną kupkę galeonów. W końcu, czy ktokolwiek o zdrowych zmysłach zapłaciłby za nędzną dziwkę więcej, niż za nędzne dziwki się płaci?
Rudolf roześmiał się, a w oczach, które już niczym oprócz barwy nie przypominały ocząt młodego Francuza, wirowało radośnie rozbawienie. Spojrzał z rozczulonym uśmiecham na wyciągniętą dłoń dziewczyny i płynnym ruchem ukłonił się, by musnąć wargami jej wierzch. Gdy spojrzał na Caroline spod zwichrzonych złotych kosmyków, nie mógł opanować poczucia absurdu. Czy ktokolwiek mógłby się przed nią kłaniać z własnej woli i patrzeć na jej oszpeconą przez gorycz twarz z czymś odmiennym od współczucia? Współczucie było chyba najcieplejszym sentymentem, na jaki ta biedna czarownica mogła liczyć.
- Jesteś taka słodka, gdy się złościsz – rzucił z niczym nieskrępowaną kpiną, nim znów się wyprostował i z powrotem odnalazł swe wygodne już miejsce przy drzwiach. - Panno Rockers, nie posądzałem panienki o gwałt. Wiem, że jestem niezwykle atrakcyjnym mężczyzną, ale czy nie uważa tego panienka za niewielką przesadę? Jeżeli tak głębokie pożądanie płynie w panny żyłach, wystarczy poprosić. Może pozwolę panience popatrzeć na to i owo.
Dziwki bywają takie zdesperowane.

Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

Kwatery Avellina Louvel - Page 3 Empty Re: Kwatery Avellina Louvel

Wto Cze 28, 2016 11:22 pm
Wiesz, to w sumie zabawne, że mówisz o tym ty, że śmiesz tym swoim plugawym językiem tak wymachiwać i myślisz, że przyniesie to takie rezultaty jakich pragniesz. Twoje ego musi być wybitnie duże jak na takiego małego chłopczyka, którym jesteś.
W końcu wiek to tylko liczby, czyż nie? Myślę, że pamiętasz o tym doskonale w ramach naszych poprzednich spotkań. Najwyraźniej nie wiesz, czym zajmują się dziwki, przy tobie nie miałyby one najmniejszej roboty, bo w końcu staje ci na widok twojego własnego odbicia w lustrze. I równie szybko opada.
Nic dziwnego, że twoja wybranka woli Czarnego Pana.
Skoro już sobie tak towarzysko rozmawiamy na tej innej płaszczyźnie, to pozwól, że sprostuję. Naprawdę jesteś przekonany, że skoczyłabym? Dla ciebie?  Jesteś większym optymistą niż bym podejrzewała.  Twoje życie było zawsze takie rozczarowujące czy też dopiero od niedawna? Sam pomyśl, jedynie co robisz to bawisz się z gówniarami, to dopiero jest przykre.
Nie stanowisz dla mnie żadnego wyzwania, nie jesteś nikim, kogo mogłabym traktować poważnie. Byłam głupia, myśląc w małej sali, że spełnisz chociaż jedno kryterium. Więc rób na co, kurwa, masz ochotę i najlepiej to pieprz się. Najpierw zrób jednak zrób to, co masz zrobić. Wywiąż się z naszej umowy. Wierz mi, że twój widok również nie wypełnia mnie radością i szczęściem, i już prędzej pozwoliłabym wejść twojemu bratu do mojego łoża niż dać ci się dotknąć, głodny żebraku.
Nie widział nawet części jej ran i nie zobaczy, nie będzie też miał czasu, żeby naznaczyć ją tak jak chciałby, nawet jeśliby się zdecydował. Nie była jego zabaweczką, ulubioną lalką po którą mógłby sięgnąć, gdyby tylko chciał i również ona nie chciała wciągać go na scenę swojego teatru, pozwolić kolejny raz by ujął jej dłoń w chorym tańcu jeźdźców. Był okropny, ale nie w ten sposób, który doprowadziłby ją do płaczu, był okropny tak, że gdyby był instrumentem, jego dźwięki brzmiałyby nieczysto. Nie mogłaby na nim grać. Nawet jeśli posiadałby wyjątkowo piękne struny.
Jak mam odczuwać strach przed kimś tak fałszywym? Nigdy nie będę się ciebie bała, nawet jeśli wgryziesz się komuś w serce i zaczniesz je żreć na moich oczach. Nawet jeśli postanowisz, że spróbujesz rzucić się na mnie. Powodzenia.
Jesteś taki naiwny, Lestrange, zbyt zapatrzony w płomienie ognia przed tobą, by zauważyć wbijający się w twoje plecy ostry sopel najzimniejszego lodu. Przy tobie dno wydaje się być rajem.
Najwyraźniej nie tylko ona zaglądała do szafy swojego rodzica, skoro stał przed nią tak pewny swej wyższości nad nią, wyrośnięty dzieciak. C. nigdy jednak nie udawała, że jest wielką panią na włościach, a to że w swej głowie nadawała sobie wyższą pozycję od innych to już było inną kwestią.  Brzmi nieprzekonująco? Ale tak właśnie jest, bo przecież nie wypatrywała osób, które ją poprą, które będą po jej stronie. I wśród swoich ofiar nie szukała wybaczenia czy zrozumienia, dlatego mimo wszystko w jakiś sposób rozumiała tę pozę Lestrange'a. On po prostu bał się dopuścić do świadomości fakt, że byłaby w stanie coś mu zrobić. To było jego linią obrony by drwić, uważać się za mądrzejszego i sprytniejszego od niej.
Do twarzy będzie ci w ślubnej szacie.
To przerażające, że twój zwierzęcy popyt jest aż tak odczuwalny. Podobno na ulicy Śmiertelnego Nokturnu łatwo załatwić takie sprawy, myślę, że spokojnie znalazłbyś rozwiązanie swojego małego problemu. Adres znasz.
Uśmiech w końcu zniknął, ale oczy błyszczały od błyskawic, krople wody zaś spływały nadal po jej mokrym czole. Przez twarz przemknęło obrzydzenie, gdy dotknął swoimi wargami jej skóry. Wyszarpała zresztą swoją rękę szybko z jego uścisku, czując nieprzyjemne zesztywnienie w tamtym miejscu.
Wypchaj się swoim współczuciem.
Znowu stanął jej na drodze. Poczuła mrowienie w swoich palcach i najchętniej pchnęłaby go z całej siły na te pieprzone drzwi, gdyby nie fakt, że bała się, że coś się stanie z zawartością jej torby. A obok tego nie przeszłaby obojętnie. Opuściła na chwilę głowę, wycierając swoją twarz w koszulkę. Nie musiała być przy nim elegancka i nawet jeśli ten widok napełniałby go obrzydzeniem to tym lepiej dla niej. Na kolejne słowa, które tym razem dotyczyły domniemanego gwałtu na nim... zaczęła chichotać, aż w końcu powoli ponownie uniosła głowę i spojrzała na niego. W jego prawdziwe, znienawidzone przez ją oczy. Nadal chichotała choć spojrzenie było zimne, błyszczące z powodu błyskawic, które przecinały poruszające się chmury. Strzeliła palcem wskazującym i środkowym prawej dłoni, po czym złapała go za kołnierz jego koszuli. To nie było trudne zwłaszcza, że Avellin  był ledwo od niej wyższy.
- Koniec zabawy - powiedziała to niezwykle wolno i chłodno by do niego dotarło. Przestała już chichotać. Drugą ręką odgarnęła długie, mokre kosmyki do tyłu. - Nie jestem tutaj dla twojej cholernej przyjemności. Mam gdzieś, czy traktujesz mnie poważnie czy dostarczam ci jakieś rozrywki w twej nudnej egzystencji, ale mamy umowę. Nie mam zamiar o tym sobie plotkować na korytarzu, gdzie w każdej chwili może się ktoś pojawić. Masz mnie za idiotkę?! Proszę bardzo, mam to w dupie. Ale nie będę znosić cierpliwie tego jak próbujesz ze mnie zrobić dziwkę - wysyczała po czym nadal trzymając go za ten błękitny kołnierz, wymierzyła mu cios drugą ręką, gdzie dłoń została zaciśnięta w pięść. Prosto w nos.
- Pierdol się sam, Lestrange.
Rudolf Lestrange
Przestępczość
Rudolf Lestrange

Kwatery Avellina Louvel - Page 3 Empty Re: Kwatery Avellina Louvel

Sro Cze 29, 2016 12:09 am
Tylko impotent nie odczułby podniecenia na mój widok. Z moją potencją wszystko jest w porządku, panno Rockers, a Ty chyba bardzo dużo czasu spędziłaś na zastanawianiu się, na czego widok mi staje. Jestem pewien, że mój ukochany braciszek zaradziłby coś na panienki libido. Niestety nie jesteśmy zbyt podobni, ale jeśli zamkniesz oczka, to z łatwością możesz wyobrazić sobie, że ssiesz mojego kutasa. Rabastanowi nie powinno to przeszkadzać, w końcu sam niewątpliwie będzie musiał zapewnić sobie jakąś rozrywkę w czasie nocy poślubnej, a Ty nie jesteś wymarzoną kandydatką na żonę. Gdybyś wówczas skoczyła, wielki ciężar spadłby z jego zmęczonych już barków.
Wizja Twojego upadku nie jest wizją optymistyczną. Nie jest wizją mającą jakikolwiek efekt – Twoja egzystencja nie ma żadnego efektu na otaczającym Cię świecie. Zaprawdę, niezwykle sobie pochlebiasz wierząc, że może być inaczej. Twoja matka zadbała przecież, byś znała swoje miejsce – byłaby niezwykle rozczarowana obecnym stanem rzeczy.
Cieszę się, że już nie możesz doczekać się zostania prywatną kurewką mojej rodziny. Jestem pewien, że Rabastan byłby skory do podzielenia się Tobą, gdybym tylko go o to poprosił. Wiem też, że moi kochani rodzice miewają pewne problemy w swym małżeństwie, więc niewątpliwie mój wspaniałomyślny pan ojciec również zadbałby o zapewnienie Ci odpowiednich rozrywek.
Pomimo wszystko, Caroline nigdy nie mogłaby być niczyją ulubioną lalką. Była przecież zbyt zniszczona, wybrakowana, by ktokolwiek mógłby chcieć się nią bawić. Zawsze będzie zabawką, po którą sięga się, nim znajdzie się lepszą – co przecież nie jest tak trudne. Pisane było jej życie na najciemniejszej półce w zapomnianym kącie piwnicy, gdzieś obok dawno już nieaktualnych mioteł i wypatroszonych pluszaków, w oczekiwaniu na moment, w którym ujrzy choćby odrobinę światła. Z nadzieją wpatrywałaby się w mijające ją skrzaty domowe, ślepo wierząc, że kiedyś zostanie uznaną za wystarczająco dobrą, by dostarczyć komuś rozrywki.
Tego dnia jednakże, ślizgonka zdawała się być źródłem swojej własnej radości, zanosząc się opętańczym chichotem. Jakże żałosny stanowiła obraz, pozbawiając się tej odrobiny kontroli, o którą tak zawzięcie do tej pory walczyła. Porzuciła kontrolę, maniery i pozory bycia czymkolwiek więcej niż infantylną gówniarą, która wyciera smarki w rękaw. W pewnym znaczeniu tego wyrażenia, wciąż śliniła się niczym niemowlę, lecz zamiast niepotrzebnych ilości śliny, spomiędzy jej warg wypływały równie zbędne i niesmaczne słowa.
A'propos śliny – to właśnie w tym momencie Rockers postanowiła wycedzić kilka ze swoich frazesów niebezpiecznie blisko jego twarzy. Była naprawdę zabawna, gdy traciła grunt pod stopami. Może jednak po tę lalkę sięgałby często, by zrzucić ją z najwyższego piętra posiadłości i patrzeć, jak ładnie rozpryskuje się na bruku. Tym razem rozprysnął się jednak jego nos, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie – ból przyćmił mu na pole widzenia, prezentując mu przed oczyma niezwykle szczegółową i realistyczną mapę nieba. W ustach poczuł smak krwi. Mrugnął, zdziwiony.
Wybuchnął śmiechem. To delikatne rozbawienie, które „tańczyło w jego oczach”, było teraz niczym bulgoczący felix felicis; rosło w gardle, wznosiło się powoli ku powierzchni i wylewało się przez rozchylone wargi Louvela. Śmiał się tak przez kilkadziesiąt dobrych sekund, aż ból brzucha stał się nie do zniesienia, a wilgoć, która wezbrała w jego oczach wraz z eksplodującym bólem, spłynęła w dół policzków prawdziwymi łzami radości.
- Tak, Rockers, mam Cię za idiotkę. – wydukał pomiędzy kolejnymi salwami śmiechu. - Ale dobrze się składa, że poziom Twojej inteligencji nie ma już znaczenia, skoro przyszły mąż już się nad Tobą ulitował.
W końcu wyprostował się, ocierając łzy wierzchem dłoni i wyjmując z wewnętrznej kieszeni szaty chusteczkę. Otarł nią bezceremonialnie swój nos i górną wargę, przyglądając się następnie delikatnie brunatnej już czerwieni, która zakwitła na jasnym, miękkim materiale. Zachichotał mimo woli.
- A panienka wciąż o tym samym. Obawiam się jednak, że w kwestii pierdolenia powinna panienka zwrócić się do swojego kolegi z domu, pana Lestrange.
Przynajmniej mieli podobne inicjały - Rockers nie musiała się specjalnie wysilać, by móc udać, że klęczy przed innym dziedzicem.
Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

Kwatery Avellina Louvel - Page 3 Empty Re: Kwatery Avellina Louvel

Sro Cze 29, 2016 1:22 am
Najwyraźniej więc ze mną jest coś nie tak, bo tego podniecenia nie odczuwam. Tak jak impotent. Ależ nie, po prostu przy twoim imieniu i nazwisku tylko fraza "nie staje mu" pasuje. Ale nie bądź zawiedziony, zapewne któraś z kobiet to doceni - możliwe, że będzie to twoja małżonka o którą zadbała twoja matka. Chociaż... to w sumie już jej współczuje, naprawdę.  Ach, doprawdy? Coś takiego, musiałeś go dokładnie sprawdzić, skoro wiesz z czym sobie radzi a z czym nie.
Twoje fantazje zachowaj na własną noc poślubną. Może w końcu ci stanie.
Spokojnie, nie będę oczekiwać kartki z twoimi podziękowaniami. Doprawdy, masz wzrok godny samego Bazyliszka! Wielkie nieba, Rudolfie, ty to jednak masz tyle wspaniałych przywar...
Wiem, że twój brat byłby tym niepocieszony. Widzisz, gdybyś nie miał głowy w dupie, to może dostrzegłbyś coś więcej niż tylko swoje złudzenia.
Ojej! To takie PRZERAŻAJĄCE, Głodzie! Posmutniałam, wiesz? Cholernie, naprawdę. Prawie się przejęłam, ale nie oszukujmy się, nigdy nie zrozumiemy własnych wizji. To, co było w małej sali przestało się właśnie liczyć.
Twoja zaś musi być cholernie niepocieszona, że nadal żyjesz i przynosisz jej tak wielką hańbę całą swą osobą. Pamiętaj, że Azkaban czeka na ciebie, dementorzy ponownie ugoszczą cię tak jak lubisz. Może nawet pocałują twoją maluteńką różdżkę, którą chowasz za rozporkiem, nawet jeśli nie działa prawidłowo.
To samo zaproponujesz swojej żonie? Jesteś prawdziwym dżentelmenem, Rudolfie. To, że ty tak chętnie dzielisz się ze wszystkim, nie oznacza, że twój brat robi tak samo.
Powiedz... jakie to uczucie słabiej ode mnie znać bliską ci osobę? Nie wierzysz mi? Nie musisz. Wszystko w końcu wyjdzie na jaw.
Jestem tobą doprawdy rozczarowana, nawet nie zdajesz sobie sprawy jak. Nie, nie chodzi mi  jedynie o poziom tych obelg, raczej o to, że jednak zdawałeś się być wcześniej ciekawszy. Jaka szkoda.
Boisz się, że jesteś taki sam jak ja, Rudolfie?
To zabawne, ale gdy spoglądam wgłąb w ciebie, myślę, że to jest całkiem możliwe.
Nawet jeśli mnie samą to obrzydza.
Ale spokojnie, będziemy mieć taki sam koniec. Oboje skończymy z niczym, jak przystało na jeźdźców.
Nie chciała nią być w ogóle, już nigdy. Żadną lalką, żadną marionetką, niczyją rzeczą, bo przecież czy to do czego dążyła nie zwało się wolnością? Wewnętrzny krzyk oburzenia, nienawiści rozdzierał jej trzewia, wyzwalał w niej wymieszane ze sobą skrajności. Dlaczego? Dlaczego zaburzył jej rytm tak szybko? Nie przypominał tego, co było jej znane. Zbyt dotkliwiej dawał jej się odczuć, zbyt głęboko wbijały się jego kościane palce. Chichotała z tego uczucia niezrozumienia, wrażenia, że dłużej nie wytrzyma w tej niewzruszonej, lodowatej formie, bo potwór nalegał. Rudolfowe palce go sięgnęły, przypomniały o odwecie za małą salę. W końcu wszystko miało swoją cenę, czyż nie tak? Nie miała już po co się starać, właściwie to... od początku nie miała o co się starać, bo gdy tylko pokazał jak obłudny potrafi być, pękły wszelkie złudzenia. Mało tego czuła nawet żal, żal za tamtą ignorancję, zlekceważenie jej na tym cholernym balkonie. Wolała już być gówniarą, wolała się już od niego uwolnić, wykrzyczeć mu te wszystkie życzenia w twarz i po prostu odejść by już nigdy więcej na niego nie patrzeć. Na Transmutacji po prostu odwracałaby głowę i oszczędziła sobie tego szkaradnego widoku.  Na szczęście była zbyt zirytowana, żeby się przejmować. Knykcie pulsowały bólem, a ona sama przez chwilę przyglądała się niezdrowo krwi na swojej dłoni. Potwór w jej głowie zarechotał zadowolony. Rudolf też się śmiał, wręcz płakał i to bynajmniej nie z bólu. Jej wargi stały się na chwilę wąskimi kreskami. Najchętniej biłaby go do ujrzenia krwawego, zbitego na gówno, mięsa. Nie chciała teraz myśleć, nie chciała układać żadnego planu, najchętniej co by zrobiła to go zabiła, tak bardzo go w tym momencie nienawidziła.
Chciała go złamać, chciała żeby zniknął, rozpłynął się powietrzu. Spotkanie z nim było chyba największym jej błędem.
- Wiesz co? - Powiedziała nagle i postawiła ostrożnie swoją torbę na ziemi i wyciągnęła różdżkę z torby. Odgarnęła ciemne włosy z twarzy po raz kolejny i wymierzyła różdżkę w jego nogę. - Mam już, kurwa, dość tego fałszu, Rudolf.
W myślach wymówiła Acidum, po czym strzeliła ponownie głową.
- Dawno nie czułam się tak rozczarowana, gratulacje.
Bellatrix też była pojebana i miała podobny kolor włosów. Z pewnością z tą wiedzą będzie mu lepiej przyglądać się jej, gdy będzie biegła do ich Pana.
- Nie, nie musisz mówić, że cię to nie obchodzi. Najlepiej nic już nie mów.
Zapaliłaby teraz. Czuła się zrezygnowana, jej energia zapłonęła małym lodowym ogniem, ale nie wystarczająco.
Nie znalazła w nim tego, czego szukała. Chyba nigdy więcej nie obejrzy z nim gwiazd.
Następnie wraz ze swoją różdżką podeszła do niego ponownie, właściwie to wystarczyły dwa kroki by była dość blisko. Skierowała swój patyk na jego podbródek.

Rudolf Lestrange
Przestępczość
Rudolf Lestrange

Kwatery Avellina Louvel - Page 3 Empty Re: Kwatery Avellina Louvel

Sro Cze 29, 2016 6:54 am
To zdecydowanie nie była jedyna rzecz, którą można byłoby umieścić na długiej liście zatytułowanej „co jest nie tak z Caroline Rockers”. W porównaniu do reszty Twoich problemów, ten wydaje się być nieznośnie błahy.
Jak to jest mieć obsesję na punkcie penisa niemalże obcej Ci osoby? Powiedz mi, Rockers, rozmawiałaś już o tym z paramedykami? Chociaż zapewne byłoby to bezcelowe; sam święty Mung nie znalazłby lekarstwa na Twoje spierdolenie. Ja jednakże podjąłbym się tego zadania – być może wystarczyłoby dać Ci po prostu to, o czym zdajesz się bez przerwy myśleć.
W Małej Sali nie było nic. Nie, to nie jest do końca prawdą. Wydarzenia z Małej Sali wybrukowały ścieżkę do Twojej ostatecznej klęski. Śmiesz nazywać się Zwycięstwem, lecz znacznie bliżej Ci do zarazy. Chorobliwe obsesje i szaleńcze złudzenia powoli zżerają Twój i tak już wybrakowany umysł, a ich głodne warknięcia popędzają Cię w stronę pustki. Pustki, w którą wstąpisz wcześniej, niż możesz się tego spodziewać. Straciłaś już bardzo wiele, czyż nie?
Cieszę się, że będę osobą, która odbierze Ci całą resztę. Nie martw się, dam Ci trochę czasu, pozwolę oswoić się z wizją ciemnej otchłani, nim wepchnę Cię prosto w jej czułe ramiona. Mówią, że jeżeli wejrzysz weń głęboko i ona zwróci na Ciebie swe ślepia. Poprosiłbym Cię, byś opisała mi później ich kolor, ale chyba nie będzie ku temu okazji. Jeśli pytasz mnie o zdanie, brzmi gorzej niż Azkaban.
Azkaban jest niczym więcej, niźli twierdzą skonstruowaną przez człowieka i przez człowieka zostanie obaloną, choć prym weń wiodą dementorzy, istoty utkane z ciemności, ciemnością się żywiące. Twierdzisz, że znasz mnie tak dobrze – czy w istocie uważasz, że którekolwiek z tych stworzeń byłoby w stanie pozbawić mnie całego tego mroku, który noszę w sobie niczym największą z cnót? Nawet Ty nie możesz być tak naiwna.
W mojej ciemności nie ma nawet echa Twojej istoty.
Moja ciemność jest moja i z nikim niedzielona.
Twoja ciemność przypomina ciemność burzowego nieba.
Moja ciemność jest ciemnością próżni.
Spróbuj znaleźć tam część siebie – obiecuję, że nie będę Cię szukał, gdy już stracisz weń zmysły.
Och, biedna Caroline. Śmiesz nazywać się Zwycięstwem, czyli Tą, Która Zniewala, czyli Tą, Która Zakuwa W Łańcuchy i wciąż przed snem opowiadasz sobie bajki o wolności? Jednak przeceniłem Twoją inteligencję. Nawet Twoja głupota odbiera Ci wolność, nie potrzebujesz do tego nikogo innego. Mam propozycję – skoro tak bardzo pragniesz osiągnąć wolność – zabij się. To świetny pomysł, zaufaj mi.
Rudolf nigdy nie będzie tym, co było jej znane. Jego twarz nigdy nie będzie jej przypominała tych przyjaznych czy wrogich, a w jego głosie nie zabrzmią melodie, które niosą za sobą jakiekolwiek wspomnienia. Jego istota jest i niezaprzeczalnie już zawsze będzie dla niej obca.
Wyrzekając się samej siebie, trzymając się w ryzach, nie mogłaś przecież poznać smaku Głodu. Nie głodując, nie pragnąc, nie potrzebując, nie zaznasz nigdy ulgi nasycenia.
Być może owa otchłań nie wyciąga w Twoją stronę ramion. Ona rośnie w środku Ciebie, czule zachęcana Twym uporem.
Nawróć się, dziecino. Pozwól mi pokazać Ci słuszną drogę.
Caroline chyba zwątpiła w kierunek swej podróży. Zatrzymała się, a jej wzrok zwrócił się ku Królestwie Głodu. Pragnienie i potrzeba, żądza i desperacja, utrata kontroli, wezbrały w jej piersi i wytrysnęły z końca jej różdżki.
Rockers nie powinna była być tak powolna, jeśli kiedykolwiek komukolwiek chciałaby wyrządzić krzywdę. Różdżka Rudolfa znalazła się w jego dłoni w chwili, w której zamiar zabłysnął w oczach dziewczyny. Młoda twarz mężczyzny spoważniała. Nie wiedział, czego może spodziewać się po wściekłej suce.
- Protego Horribilis – syknął, jednocześnie jedną dłonią próbując wytrącić jej różdżkę z dłoni.
Gęsta, lśniąca mgła zawisła między nimi, a struga żrącego kwasu – czego dowiedział się Rudolf, gdy w jego wypolerowanym bucie pojawiła się dość nieestetyczna dziura – zwolniła nieznacznie, nim wciąż niematerialna tarcza zniknęła z pola widzenia.
Cieszył się, że droga pani matka już za dzieciaka wzbudziła w nim umiłowanie do wysokiej jakości. Gdyby nie ta absurdalnie przeceniona smocza skóra, zamiast ignorować niewygodne pieczenie, użerałby się teraz nie tylko z tą pojebaną nastolatką, ale i z dziurą w stopie.
- Widzę, że panny różdżka sprawuje się bez zarzutu. – rzucił beznamiętnie.
Nie śmiał się, choć w jego głosie wciąż usłyszeć mogła pogardę. Wypisana była w lekceważącym spojrzeniu, jakim ją obrzucił i w obojętności, z jaką obserwował jej ruchy.
- Czy nie nauczyła się panienka, by nie wymachiwać tym swoim bezużytecznym patykiem na prawo i lewo? O ile pamiętam, ostatnio nie skończyło się to za dobrze.
Był zirytowany. Znudzony. Miał ochotę zaplątać dłoń w gęste loki dziewczyny i czule przypierdolić jej głową o kawałek muru obok swego barku. Może wtedy wreszcie przestałaby mówić. Miała niesamowicie drażniący tembr głosu. Tak, to również znajdowało się na liście rzeczy, które są z Rockers nie tak.

__________________________________
Protego Horribilis: 2,2
Odepchnięcie różdżki Rockers: 2


Ostatnio zmieniony przez Rudolf Lestrange dnia Sro Cze 29, 2016 8:32 pm, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Kwatery Avellina Louvel - Page 3 Empty Re: Kwatery Avellina Louvel

Sro Cze 29, 2016 6:54 am
The member 'Rudolf Lestrange' has done the following action : Rzuć kością


#1 'Pojedynek' :
Kwatery Avellina Louvel - Page 3 Dice-icon
#1 Result : 1, 1

--------------------------------

#2 'Pojedynek' :
Kwatery Avellina Louvel - Page 3 Dice-icon
#2 Result : 1
Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

Kwatery Avellina Louvel - Page 3 Empty Re: Kwatery Avellina Louvel

Sro Cze 29, 2016 11:17 pm
Mogłeś oszczędzić sobie słuchania mojego głosu na samym początku, ale skoro postanowiłeś uczynić tak a nie inaczej, to cóż... musisz znać konsekwencje swoich działań, nieprawdaż?  Zdajesz się być bardziej zmienny ode mnie, a ponoć zmienność jest cechą charakterystyczną mojej płci. Niesamowite Rudolfie.
Gdyby zaś ona pokusiła się o stworzenie listy rzeczy, które ją w nim irytują to nigdy by jej nie stworzyła. Nie chciałaby marnować na niego tyle czasu, bo w końcu opisywanie każdej cechy trochę by zajęło. Już doszła do wniosku, że cały jest spisany na straty.  
Obsesję? Obsesję powiadasz? Masz bardzo zabawne myśli, Głodzie. Powiedz mi, Lestrange, czy nie ciąży ci świadomość tego, że jeśli tak dalej pójdzie to nawet dziwki nie będą chciały dotknąć twojego sflaczałego i małego przyjaciela? Za długo spoglądałeś w Ain Eingarp i dlatego masz tak mylne wyobrażenie o sobie i swojej mądrości. I vice versa. Może tobie zaś pomogło gdyby ktoś porządnie ci przypierdolił, wiesz, mogę spróbować, bo baaaardzo się o ciebie troszczę. Czy zdawałeś sobie sprawę z tego jak wspaniale może smakować twoje upokorzenie? Och Głodzie, wiedz, że czekam na to z niecierpliwością. W blasku zachodzącego słońca, gdy w końcu ziemię wokół pokryje śnieg, będę obserwować jak zamieniasz się w lodową rzeźbę, którą potem ja roztrzaskam w drobny mak. Jestem zwycięstwem, bo nawet jeśli wgryziesz się we mnie to i tak wygram. Jedynie Wojnie udało się mnie pokonać, ale on nie żyje a ty nie dorastasz mu do pięt. Widzisz, ja ze swoimi szaleństwami dogaduję się wyśmienicie. A ty? Jesteś w pełni gotów kontrolować swój głód, który nawet teraz widoczny jest w twych oczach? Jesteś oczywisty, Rudolfie. Jesteś banalnym chłopczykiem z trzydziestką na karku, który uważa się za lepszego. Pustka... ach... pustka.
Twoje słowa mnie nie ruszają, och proszę cię, stać cię na więcej.
Musisz się bardziej wysilić, wiesz?
Nie jesteś w centrum mojego świata, nie jesteś nawet pierwszy na liście osób, które mam zamiar oczyścić z ich grzechów przeciwko mnie i wgnieść w lodowatą posadzkę mojego królestwa by ich twarze służyły mi za dywan. Wejrzałeś wystarczająco głęboko, że tak się rozmarzyłeś? Taki doświadczony a taki... głupiutki.
Nie ma już nadziei.
Wystarczy, że pozbawiają cię twoich złudzeń i dobrych wspomnień. Myślę, że byłby to mój ulubiony widok; widok jak tracisz resztę człowieczeństwa i stajesz się zwykłą, bezwolną bestią, która atakuje na oślep byleby dopaść. Byleby rozszarpać.
W mojej głowie nie ma dla ciebie miejsca.
Moje serce nawet nie drgnie.
Twoja ciemność może pocałować mnie w dupę.
Jestem Zwycięstwem. Możesz kpić, możesz udawać, że prawda wygląda zupełnie inaczej, że po prostu wiesz lepiej, ale naprawdę sądzisz, że aż tak mnie to ruszy? Wyrwę ci kły, obedrę ze skóry i powieszę ją w najohydniejszym pomieszczeniu mego pałacu, bo na nic więcej się nie nadajesz. Och, niezmiernie przykro mi, że zawiodłam tak łaskawego pana! Mała rada ode mnie...
Stul pysk.
Wiedziała o tym, gdy tylko słuchała jego śmiechu, gdy tylko dotarło do niej, że ten dźwięk nie wzbudza w niej tego, czego oczekiwała. Był niczym odgłos monety odbijającej się od ścianek studni. Nie chciała w nim mieć niczego, nie pragnęła odkrywać go w powolnym procesie ani zbliżyć się by odkryć jego słabe strony, bo największa z nich była widoczna gołym okiem. Był arogancki tak bardzo, że aż jego samego to oślepiało. C. była tym wręcz zniesmaczona. W końcu zamieni jego postać w wspomnienie, a wspomnienie obróci się w nicość. Nigdy nie będzie dla niej na tyle ważny, by zapamiętała jego śmiech czy twarz. Nigdy nie będzie dla niej na tyle istotny by poświęciła dla niego delikatne resztki swojego zniszczonego portretu duszy. Nie poruszy skrzydłami w tym tańcu, nie będzie szeptać jego imienia niczym trucizny, a zarazem lekarstwa.
Jeśli zostanę zniszczona to tylko przez samą siebie. Tylko przez siebie i nie będzie w tym twojego udziału, bo nie jesteś wart mojej uwagi.
Nie jesteś moim pasterzem, a mi niczego nie brak.
Rozwalasz się i leżysz. Jak zwierzę.
Była pewna tego, co robi, nawet jeśli odwracała się kilkadziesiąt razy i wykonywała nieraz sprzeczne ruchy. Królestwo któremu się przyglądała nie było wystarczająco zachęcające by pragnęła zatrzymać się tutaj na dłużej. Może i był szybki, może i umiał się bronić - w to przecież nie wątpiła, ale nie zależało jej na tym, aż tak mocno. Pragnęła poczuć, że coś robi, że jest coś więcej za wyjątkiem pustych, kłamliwych słów. On bawił się w swoim przedstawieniu znakomicie, ona zaś nie. Gdy jego twarz spoważniała, jeden kącik ust uniósł się do góry, ukazując biel dwóch widocznych teraz zębów. Nie odezwała się, ale pogarda godna jego tonu kryła się w jej chmurnych oczach, gdzie powoli pojawiał się jasny lód. Obecnie była w stanie poświęcić większość energii na niego, choć wcześniej tego nie planowała. Wykonała krok do tyłu.
Tym razem miało być inaczej.
Skupiła się. Przymknęła powieki, wyobrażając sobie to, czego tak mocno pragnęła, nawet uśmiech zatańczył na jej czerwonych wargach. Blade, długie palce zacisnęły się na jej różdżce. Była idealnie wymierzona w jej cel.
W myślach wymówiła zaklęcie, którego pożądała. Za którym tak mocno tęskniła, wargi nawet cicho układały się w poszczególne litery.
Imperio.
Otworzyła oczy, patrząc na niego zimno i nie mogąc się doczekać tego, co miało nastąpić.
Otwórz drzwi do swojego gabinetu. Natychmiast. I przez nie wejdź.



Acidum: -2 PŻ
Imperius: -60 PŻ, 3,4 => 6,6


Ostatnio zmieniony przez Caroline Rockers dnia Czw Cze 30, 2016 1:50 am, w całości zmieniany 4 razy
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Kwatery Avellina Louvel - Page 3 Empty Re: Kwatery Avellina Louvel

Sro Cze 29, 2016 11:17 pm
The member 'Caroline Rockers' has done the following action : Rzuć kością


'Pojedynek' :
Kwatery Avellina Louvel - Page 3 Dice-icon
Result : 4, 3
Sponsored content

Kwatery Avellina Louvel - Page 3 Empty Re: Kwatery Avellina Louvel

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach