Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
- Massimo Rockers
Re: Restauracja Meloun
Wto Wrz 18, 2018 1:11 am
Wnętrze okazało się zaskakująco eleganckie, jak na restaurację zlokalizowaną na Nokturnie, podobnież klientela nie przypominała zwyczajowej śmietanki towarzyskiej, którą można było spotkać w tych okolicach, a na którą składali się głównie złodzieje, paserzy, uliczni obszarpańcy, krętacze i wszelkiego rodzaju typy spod ciemnej gwiazdy. Przez lata załatwiania mniej lub bardziej legalnych interesów u miejscowych wystawców, Massimo szybko doszedł do wniosku, że na Nokturnie im bardziej elegancko wyglądałeś, im droższe nosiłeś na sobie atłasy, im lepiej wykrojone szaty, tym łatwiej było ci zostać przydybanym w ciemnej uliczce lub oberwać klątwą z zaskoczenia i pożegnać się z całą zawartością sakiewki. W miejscach takich jak te liczyły się umiar i dyskrecja. Nieostrożnie było tu chodzić obwieszonym od stóp do głów rodowymi amuletami i sygnetami, które z daleka krzyczały „jestem dobrze urodzony, śpię na forsie, okradnij mnie”. Nie tylko groziło to nieprzyjemnościami, ale też odstraszało potencjalnych sprzedawców, którzy nie chcieli wchodzić w interesy z kimś, kto za bardzo rzucał się w oczy i mógł ściągnąć zarówno na siebie, jak i na wspólników niepotrzebną uwagę, a co za tym idzie – kłopoty. Rockers czuł się na Nokturnie zaskakująco wręcz swobodnie, jak na osobę z jego pochodzeniem. W bulgoczącym kotle niedzielnych opryszków, złodziei i moczygęb widział wyłącznie niegroźną, prostolinijną i łatwą do przejrzenia zbieraninę. Wiedział dobrze z własnego doświadczenia, że to, co rzeczywiście niebezpieczne i odstręczające, zwykle miało ładne i pachnące opakowanie.
To miejsce było jednak inne, a oni zdawali się nieszczególnie tu pasować z tą rozwrzeszczaną, wulgarną papugą, którą Q wbrew wszelkiemu rozsądkowi postanowiła wziąć ze sobą. Wymyślne przekleństwa dobiegające spod płaszcza jego towarzyszki momentalnie ściągnęły na nich uwagę zgromadzonych tu czarodziejów i wywołały powszechne oburzenie. Massimo uśmiechnął się uprzejmie do mijających ich kobiet, które mruczały pod nosem coś o braku kultury, jednak nie było w tym uśmiechu nic ciepłego. Skupił spojrzenie na zakłopotanym młodym kelnerze i z satysfakcją stwierdził, że ten wie, o co chodzi. Rzuciwszy ponaglające spojrzenie Rei, która była zajęta szamotaniem się ze swoim nieznośnym ptaszyskiem, ruszył w ślad za chłopakiem, a gdy ten odstawił ich przy drzwiach, wręczył mu galeona w zamian za kłopot i w ramach rekompensaty za zamieszanie. Nie wiedział, co takiego czekało ich w środku, zawsze więc rozsądniej było opłacić potencjalnych świadków i zdobyć ich przychylność.
Uniósł brwi, kiedy Q odbiła się od zamkniętych drzwi jak piłeczka, a potem zmarszczył je z dezaprobatą, kiedy postanowiła już na wstępie podzielić się jego personaliami z… no właśnie, z kim właściwie?
─ Nie zwykłem gawędzić z klamką od drzwi ─ mruknął spokojnie, ale z naciskiem. ─ Czemu miałbym opowiadać o sobie komuś, kogo nie widzę i nie znam jego intencji? Z doświadczenia wiem, że pewne sprawy wymagają odpowiedniej ─ zważył słowa, zerkając na plującą obelgami papugę ─ dyskrecji. Myślę, że ty wiesz to również, stąd ta cała otoczka tajemniczości. Ale nie sposób o dyskrecję, kiedy będziemy wykrzykiwać do siebie przez drzwi, a ja lubię móc patrzeć w oczy komuś, z kim rozmawiam o interesach.
To miejsce było jednak inne, a oni zdawali się nieszczególnie tu pasować z tą rozwrzeszczaną, wulgarną papugą, którą Q wbrew wszelkiemu rozsądkowi postanowiła wziąć ze sobą. Wymyślne przekleństwa dobiegające spod płaszcza jego towarzyszki momentalnie ściągnęły na nich uwagę zgromadzonych tu czarodziejów i wywołały powszechne oburzenie. Massimo uśmiechnął się uprzejmie do mijających ich kobiet, które mruczały pod nosem coś o braku kultury, jednak nie było w tym uśmiechu nic ciepłego. Skupił spojrzenie na zakłopotanym młodym kelnerze i z satysfakcją stwierdził, że ten wie, o co chodzi. Rzuciwszy ponaglające spojrzenie Rei, która była zajęta szamotaniem się ze swoim nieznośnym ptaszyskiem, ruszył w ślad za chłopakiem, a gdy ten odstawił ich przy drzwiach, wręczył mu galeona w zamian za kłopot i w ramach rekompensaty za zamieszanie. Nie wiedział, co takiego czekało ich w środku, zawsze więc rozsądniej było opłacić potencjalnych świadków i zdobyć ich przychylność.
Uniósł brwi, kiedy Q odbiła się od zamkniętych drzwi jak piłeczka, a potem zmarszczył je z dezaprobatą, kiedy postanowiła już na wstępie podzielić się jego personaliami z… no właśnie, z kim właściwie?
─ Nie zwykłem gawędzić z klamką od drzwi ─ mruknął spokojnie, ale z naciskiem. ─ Czemu miałbym opowiadać o sobie komuś, kogo nie widzę i nie znam jego intencji? Z doświadczenia wiem, że pewne sprawy wymagają odpowiedniej ─ zważył słowa, zerkając na plującą obelgami papugę ─ dyskrecji. Myślę, że ty wiesz to również, stąd ta cała otoczka tajemniczości. Ale nie sposób o dyskrecję, kiedy będziemy wykrzykiwać do siebie przez drzwi, a ja lubię móc patrzeć w oczy komuś, z kim rozmawiam o interesach.
- Mistrz Gry
Re: Restauracja Meloun
Wto Wrz 25, 2018 9:27 pm
- Q? A co to za imię? - zaciekawił się jegomość zajmujący się w tym czasie wlewaniem w siebie wina. A co się będzie powstrzymywał w taki piękny dzień, kiedy szczęście się do niego uśmiechnęło! Beknął sobie cicho i na chwilę zasłonił usta dłonią, mając nadzieję, że ludzie za drzwiami nie usłyszeli. A zresztą nawet jeśli, to co z tego?! - Tak to ja... a co to za trzeci głos? Ktoś mnie wyzywa?!
Poczuł się nieco urażony i aż z nerwów chwycił za nogę upieczonego kurczaka i wgryzł się w nią tak mocno, aż poczuł jak kość zderza się z zębami.
Młody kelner za każdym razem gdy spotykał wzrok Massimo, kłaniał mu się delikatnie, posyłając pełne wdzięczności spojrzenie. Najwyraźniej dziedzic Rockersów wiedział jak zdobyć czyjąś przychylność. Po słowach, które padły od jego strony, nieznajomy czarodziej, kryjący się za drzwiami zamilknął, zapewne myśląc nad słowami mężczyzny.
- To mi się podoba, masz jaja, wchodźcie - i rozległ się odgłos przekręcanego klucza, a Q i Massimo objawił się gospodarz, choć kompletnie na gospodarza nie wyglądał. Co najwyżej na gospodarza jakiegoś pokaźnego śmietnika. Podrapał się po brodzie, wpuszczając panią przodem, a potem pana. Wzrok chcąc nie chcąc zahaczył o pewne części młodej czarodziejki. - No i to ja rozumiem. Interesy. Głowa na karku. To ja rozumiem - i pomieszczenie, bogato zdobione, bo w końcu nie byli w pierwszej lepszej restauracji, wypełniło się jego ochrypłym śmiechem, kiedy zamknął za nimi drzwi. - Powiedźcie o sobie, poznajmy się. Jestem Henry, ale wszyscy znają mnie jako Dyniowy Pasztecik przez moją pierwszą transakcję. Przykleiło się to do mnie jak gówno sowy, ale już nawet mnie to nie denerwuje. Mówcie do mnie jak chcecie. Coś do jedzenia, picia?
Massimo Rockers: -1 galeon
Poczuł się nieco urażony i aż z nerwów chwycił za nogę upieczonego kurczaka i wgryzł się w nią tak mocno, aż poczuł jak kość zderza się z zębami.
Młody kelner za każdym razem gdy spotykał wzrok Massimo, kłaniał mu się delikatnie, posyłając pełne wdzięczności spojrzenie. Najwyraźniej dziedzic Rockersów wiedział jak zdobyć czyjąś przychylność. Po słowach, które padły od jego strony, nieznajomy czarodziej, kryjący się za drzwiami zamilknął, zapewne myśląc nad słowami mężczyzny.
- To mi się podoba, masz jaja, wchodźcie - i rozległ się odgłos przekręcanego klucza, a Q i Massimo objawił się gospodarz, choć kompletnie na gospodarza nie wyglądał. Co najwyżej na gospodarza jakiegoś pokaźnego śmietnika. Podrapał się po brodzie, wpuszczając panią przodem, a potem pana. Wzrok chcąc nie chcąc zahaczył o pewne części młodej czarodziejki. - No i to ja rozumiem. Interesy. Głowa na karku. To ja rozumiem - i pomieszczenie, bogato zdobione, bo w końcu nie byli w pierwszej lepszej restauracji, wypełniło się jego ochrypłym śmiechem, kiedy zamknął za nimi drzwi. - Powiedźcie o sobie, poznajmy się. Jestem Henry, ale wszyscy znają mnie jako Dyniowy Pasztecik przez moją pierwszą transakcję. Przykleiło się to do mnie jak gówno sowy, ale już nawet mnie to nie denerwuje. Mówcie do mnie jak chcecie. Coś do jedzenia, picia?
Massimo Rockers: -1 galeon
- Reina Q Zabini
Re: Restauracja Meloun
Czw Wrz 27, 2018 10:05 am
Nikt nie przeczył, że z tych dwojga to Massimo był ostoją rozsądku, opanowania oraz iście arystokratycznych manier. Co prawda wiele mieli ze sobą wspólnego, choćby co poniektórych parterów seksualnych, ale różnili się od siebie znacząco i, można to stwierdzić z dużą dozą pewności, gdyby nie fakt, że przez kilka długich lat musieli ściśle współpracować na boisku Quidditcha, nie pozostaliby przyjaciółmi po ukończeniu Hogwartu. Przypuszczalnie nigdy by nawet nimi nie zostali.
Los jednak najwyraźniej naprawdę był ślepy i łączył ludzi z przypadku. A Massimo jakimś cudem nadal wytrzymywał beztroską naturę Q, która z równą pogardą dla wszelkich zasad obowiązujących na tym świecie (a już na pewno w świecie rodów uznawanych za nieco bardziej dystyngowane) adoptowała wulgarne papugi, co podążała za przypadkowymi pasztecikami na podejrzanych ulicach.
Już miała odpowiedzieć tajemniczemu jegomościowi za drzwiami, że "Q" to, oczywiście, nie jest imi, ale, że nie ma to żadnego znaczenia, bo tak właśnie do niej należy się zwracać, ponieważ ma cierpiących na megalomanię rodziców, której nie potrafili powściągnąć nawet w momencie nadawania miana swojej jedynej córce. Całe szczęście do rozmowy wtrącił się jednak Massimo i był tak konkretny, profesjonalny i ze wszech miar godny milczącej aprobaty, że zamknął usta nawet gadatliwej na ogół Q. Ta sztuczka nie udała mu się jedynie z papugą, która nieustannie obrażała wszystko spod wierzchniej odzieży kobiety.
Trzeba w tym momencie przyznać, że odrobina ptaka w strategicznym miejscu zawsze zwiększa szanse u płci przeciwnej. I dokładnie to stało się w przypadku Q, bo choć nie miała powodów do kompleksów, to w kwestii kobiecych atrybutów na ogół była co najwyżej przeciętna. Tymczasem pokaźne wybrzuszenie, nawet jeśli obrażało najgorszymi wyzwiskami nieostrożnego podglądacza, musiało robić wrażenie. I choć Q naczytała się stanowczo zbyt wielu książek, również mugolskich, o feminizmie i uważała siebie za chodzący i oddychający przykład emancypacji kobiet, co oznaczało, że niejednemu facetowi pokazała co myśli o przedmiotowym traktowaniu swojej osoby, ta sytuacja była po prostu zbyt śmieszna. Nawet na szlachetną walkę o prawa płci zarówno pięknej i nadobnej, jak i inteligentnej oraz profesjonalnej.
- Panie Dyniowy Pasztecik, i pan się dziwi, że ktoś może nazywać się Q? – okej, sytuacja oprócz tego, że śmieszna, była również absurdalna. Siedzieli w jakiejś luksusowej restauracji, na szemranej ulicy, z facetem, który sam siebie nazywał Dyniowym Pasztecikiem. A w tle, niczym zacięta płyta, dało się słyszeć: ty beznadziejny safanduło, skończony impertynencie! Ty obleśny paszczurze ty! Paskudny dyletancie! Zignorowała propozycję spożywania czegokolwiek. W jakimś sensie podobne miano nadane równie podejrzanemu człowiekowi mogło sugerować różne sposoby wykorzystywania przez niego… pokarmów.
Los jednak najwyraźniej naprawdę był ślepy i łączył ludzi z przypadku. A Massimo jakimś cudem nadal wytrzymywał beztroską naturę Q, która z równą pogardą dla wszelkich zasad obowiązujących na tym świecie (a już na pewno w świecie rodów uznawanych za nieco bardziej dystyngowane) adoptowała wulgarne papugi, co podążała za przypadkowymi pasztecikami na podejrzanych ulicach.
Już miała odpowiedzieć tajemniczemu jegomościowi za drzwiami, że "Q" to, oczywiście, nie jest imi, ale, że nie ma to żadnego znaczenia, bo tak właśnie do niej należy się zwracać, ponieważ ma cierpiących na megalomanię rodziców, której nie potrafili powściągnąć nawet w momencie nadawania miana swojej jedynej córce. Całe szczęście do rozmowy wtrącił się jednak Massimo i był tak konkretny, profesjonalny i ze wszech miar godny milczącej aprobaty, że zamknął usta nawet gadatliwej na ogół Q. Ta sztuczka nie udała mu się jedynie z papugą, która nieustannie obrażała wszystko spod wierzchniej odzieży kobiety.
Trzeba w tym momencie przyznać, że odrobina ptaka w strategicznym miejscu zawsze zwiększa szanse u płci przeciwnej. I dokładnie to stało się w przypadku Q, bo choć nie miała powodów do kompleksów, to w kwestii kobiecych atrybutów na ogół była co najwyżej przeciętna. Tymczasem pokaźne wybrzuszenie, nawet jeśli obrażało najgorszymi wyzwiskami nieostrożnego podglądacza, musiało robić wrażenie. I choć Q naczytała się stanowczo zbyt wielu książek, również mugolskich, o feminizmie i uważała siebie za chodzący i oddychający przykład emancypacji kobiet, co oznaczało, że niejednemu facetowi pokazała co myśli o przedmiotowym traktowaniu swojej osoby, ta sytuacja była po prostu zbyt śmieszna. Nawet na szlachetną walkę o prawa płci zarówno pięknej i nadobnej, jak i inteligentnej oraz profesjonalnej.
- Panie Dyniowy Pasztecik, i pan się dziwi, że ktoś może nazywać się Q? – okej, sytuacja oprócz tego, że śmieszna, była również absurdalna. Siedzieli w jakiejś luksusowej restauracji, na szemranej ulicy, z facetem, który sam siebie nazywał Dyniowym Pasztecikiem. A w tle, niczym zacięta płyta, dało się słyszeć: ty beznadziejny safanduło, skończony impertynencie! Ty obleśny paszczurze ty! Paskudny dyletancie! Zignorowała propozycję spożywania czegokolwiek. W jakimś sensie podobne miano nadane równie podejrzanemu człowiekowi mogło sugerować różne sposoby wykorzystywania przez niego… pokarmów.
- Massimo Rockers
Re: Restauracja Meloun
Sob Paź 06, 2018 6:25 pm
Pewnie wiele osób nie zgodziłoby się z Q, gdyby usłyszało, że Massimo to wzór arystokratycznych manier. O ile potrafił robić na rozmówcach wrażenie znajomością etykiety, którą w końcu od najmłodszych lat wtłukiwano mu do głowy, to nie zawsze z równą chęcią prezentował ludziom oblicze gentelmana. Dla wprawnego oka było w tej całej pozie coś fałszywego, wyuczonego. Kto nieszczęśliwie spotkał się z Rockersem w mniej sprzyjających okolicznościach, ten wiedział, jak daleki od dystyngowanych manier potrafił być. Wiedział, jak manipulować człowiekiem, żeby wyciągnąć z tego najlepszą korzyść dla siebie. Zawsze wiedział, jak się zachować w stosunku do określonej jednostki, jeśli tego potrzebował, lecz często nie było w tym nic szczerego. Nawet otaczająca go aura stoickiego spokoju i opanowania, którą emanował w niemal każdej sytuacji, nie była do końca prawdziwa. Maskował gwałtowność swojego charakteru pod tymi wszystkimi warstwami kłamstw, lecz kto go znał, wiedział, że pozór chłodnej niewzruszoności potrafił wyparować w ciągu chwili, kiedy z sekundy na sekundę tracił nad sobą panowanie i wpadał w gniew.
Na jego ustach zatańczył ten typowy cyniczny uśmieszek, gdy głos po drugiej stronie ugiął się, a zamek w drzwiach zgrzytnął z cicha. Massimo puścił Q przodem w prześmiewczym geście niezmordowanego gentelmana, a potem wsunął dłonie do kieszeni płaszcza i ruszył w ślad za nią. Palce prawej ręki zaciskał przezornie na różdżce. Pomieszczenie było luksusowe i bogato zdobione, w przeciwieństwie do jego lokatora. Mężczyzna miał śliski wygląd typowego nokturnowskiego przyjemniaczka i nie zdziwiłby się, gdyby ledwie co wygrzebał się z jakiegoś śmietnika. Musiał dorobić się w szybkim czasie i na fali tego sukcesu postanowić roztrwonić pieniądze na wynajem tego miejsca. Być może w całej tej absurdalnej historii istotnie było jakieś maleńkie ziarno prawdy.
─ Umieram z ciekawości ─ odparł z tylko delikatnie wyczuwalną ironią na wspomnienie o tajemniczym pochodzeniu nietypowego pseudonimu artystycznego Dyniowego Pasztecika. Nierozsądna rozrzutność, wygląd bezdomnego, a teraz ten głupkowaty przydomek; wszystko to nie zachęcało do robienia z tym człowiekiem jakichkolwiek poważniejszych interesów, ale cóż, zawsze mógł przekonać się, co miał do powiedzenia, a nuż wywiąże się z tego jakiś ciekawy ciąg wydarzeń. ─ Massimo. Lecz o tym zdążyła cię już poinformować moja urocza towarzyszka. ─ Spojrzał znacząco na Rei, unosząc przy tym lekko brwi. ─ Napiję się Ognistej. Chociaż od towarzyskich pogawędek wolałbym jakieś szczegóły. Powiedziano nam, że masz ciekawą ofertę.
Rozparł się wygodnie na jednym z foteli, dyskretnie przyglądając się zarówno pomieszczeniu, jak i jego gospodarzowi. Uśmiechnął się pod nosem, gdy dotarł do niego komentarz Q. Nie umknęło mu spojrzenie, jakim na wejściu zmierzył ją mężczyzna, a choć rozdrażniło go to, pominął to milczeniem. Odrobina ptaka umieszczona w jej strategicznym miejscu dalej wykrzykiwała tymczasem przekleństwa i obelgi, niepomna niczego. Ciszę wypełniały okrzyki: ty szałapucie, ty luju pasiaty, ty capie przebrzydły, pipo grochowa, bogaj cię usiekli!
Na jego ustach zatańczył ten typowy cyniczny uśmieszek, gdy głos po drugiej stronie ugiął się, a zamek w drzwiach zgrzytnął z cicha. Massimo puścił Q przodem w prześmiewczym geście niezmordowanego gentelmana, a potem wsunął dłonie do kieszeni płaszcza i ruszył w ślad za nią. Palce prawej ręki zaciskał przezornie na różdżce. Pomieszczenie było luksusowe i bogato zdobione, w przeciwieństwie do jego lokatora. Mężczyzna miał śliski wygląd typowego nokturnowskiego przyjemniaczka i nie zdziwiłby się, gdyby ledwie co wygrzebał się z jakiegoś śmietnika. Musiał dorobić się w szybkim czasie i na fali tego sukcesu postanowić roztrwonić pieniądze na wynajem tego miejsca. Być może w całej tej absurdalnej historii istotnie było jakieś maleńkie ziarno prawdy.
─ Umieram z ciekawości ─ odparł z tylko delikatnie wyczuwalną ironią na wspomnienie o tajemniczym pochodzeniu nietypowego pseudonimu artystycznego Dyniowego Pasztecika. Nierozsądna rozrzutność, wygląd bezdomnego, a teraz ten głupkowaty przydomek; wszystko to nie zachęcało do robienia z tym człowiekiem jakichkolwiek poważniejszych interesów, ale cóż, zawsze mógł przekonać się, co miał do powiedzenia, a nuż wywiąże się z tego jakiś ciekawy ciąg wydarzeń. ─ Massimo. Lecz o tym zdążyła cię już poinformować moja urocza towarzyszka. ─ Spojrzał znacząco na Rei, unosząc przy tym lekko brwi. ─ Napiję się Ognistej. Chociaż od towarzyskich pogawędek wolałbym jakieś szczegóły. Powiedziano nam, że masz ciekawą ofertę.
Rozparł się wygodnie na jednym z foteli, dyskretnie przyglądając się zarówno pomieszczeniu, jak i jego gospodarzowi. Uśmiechnął się pod nosem, gdy dotarł do niego komentarz Q. Nie umknęło mu spojrzenie, jakim na wejściu zmierzył ją mężczyzna, a choć rozdrażniło go to, pominął to milczeniem. Odrobina ptaka umieszczona w jej strategicznym miejscu dalej wykrzykiwała tymczasem przekleństwa i obelgi, niepomna niczego. Ciszę wypełniały okrzyki: ty szałapucie, ty luju pasiaty, ty capie przebrzydły, pipo grochowa, bogaj cię usiekli!
- Mistrz Gry
Re: Restauracja Meloun
Sro Paź 10, 2018 11:15 pm
Robiło wrażenie, robiło, a samo to, że się poruszało pozwalało popuścić wodzę fantazji. Człowiek z którym mieli do czynienia był dość prosty, daleko mu było o myśleniu o tym czy kogoś uraził czy nie, ot typowy skurczybyk do biznesu.
- Bo Q to nie imię tylko litera - wycelował w niej palucha, niemalże oskarżycielsko, ale mimo wszystko się uśmiechnął, chwaląc się swoimi dość pomarańczowymi zębami. - No co poradzę, że mnie tak nazwali od tego jednego interesu? Wtedy ludzie szaleli na punkcie dyniowych pasztecików, jakiegoś hopla dostali i wszyscy się nakręcili, więc cóż mogę rzec, wykorzystałem sytuację. Byłem wtedy młody, miałem długie włosy, zakręciłem się to tu to tam wokół kucharek pracujących w przyjemnej knajpeczce w okolicy Ministerstwa, przeholowałem trochę z zaklęciami i... bum, cała ulica w dyniowych pasztecikach. Cóż to była za frajda, choć straciłem nieco kasy, bo trochę ich pokradli. Złodzieje, a tfu! - i splunął do pustego kielicha, który miał obok siebie. Chyba nawet do tego mu służył. Po chwili polał Massimo i Q Ognistej, biorąc milczenie czarownicy za zgodę, po chwili wahania też sobie nalał. Do nowego, czystego już kielicha. Najwyraźniej same się opróżniały. Sięgnął jeszcze po nogę od kurczaka i wgryzł się, z zainteresowaniem przyglądając się jak kobiecie skacze biust rzucając wyzwiskami.
- A czemu to to się tak robi? Jakieś zaklęcie? Zaklęty stanik? Droga pani to może być niezły biznes! - wypił kolejny łyk z tej całej ekscytacji i już mu się nawet oczy zaświeciły. Najwyraźniej przekleństwa przestały mu już tak ciążyć, kiedy odkrył, że może być z nich jakiś pożytek. Śmierdzący kikucie, parszywy trolli smarku, półdupku olbrzyma! Papuga musiała mieć w sobie sporo siły, nadal nie zrobiła sobie przerwy. Pomieszczenie było z przepychem, nic wyjątkowego, głównie na zasadzie by wyglądało bogato i z klasą. Był spory stół przy którym właśnie siedzieli, nakryty złotymi i srebrnymi półmiskami i kielichami, żyrandol z ciemnymi czerwonymi świeczkami unoszący się w powietrzu, kilka kredensów z złotymi wzorami centaurów, które, o dziwo, trzymały melony i delikatnie się poruszały. Na ziemi był miękki czerwony dywan, który wyglądał jakby miał wciągnąć pierwszą osobę, która postawi na nim nogę.
- Ciekawa oferta? No tak, po to to wszystko. Nie byle jaka, pierwsza klasa, można zgarnąć niezłe pieniądze, ale tylko dla wybranych. Jesteście zainteresowani sprzedażą, wymianą a może kupnem? Potraficie się targować? To bardzo ważne, bo nie chciałbym by skończyło się na tym, że was wprowadzę a wy przepadniecie albo gdzieś, no nie wiem, zaskarżycie. Czaicie, nie?
- Bo Q to nie imię tylko litera - wycelował w niej palucha, niemalże oskarżycielsko, ale mimo wszystko się uśmiechnął, chwaląc się swoimi dość pomarańczowymi zębami. - No co poradzę, że mnie tak nazwali od tego jednego interesu? Wtedy ludzie szaleli na punkcie dyniowych pasztecików, jakiegoś hopla dostali i wszyscy się nakręcili, więc cóż mogę rzec, wykorzystałem sytuację. Byłem wtedy młody, miałem długie włosy, zakręciłem się to tu to tam wokół kucharek pracujących w przyjemnej knajpeczce w okolicy Ministerstwa, przeholowałem trochę z zaklęciami i... bum, cała ulica w dyniowych pasztecikach. Cóż to była za frajda, choć straciłem nieco kasy, bo trochę ich pokradli. Złodzieje, a tfu! - i splunął do pustego kielicha, który miał obok siebie. Chyba nawet do tego mu służył. Po chwili polał Massimo i Q Ognistej, biorąc milczenie czarownicy za zgodę, po chwili wahania też sobie nalał. Do nowego, czystego już kielicha. Najwyraźniej same się opróżniały. Sięgnął jeszcze po nogę od kurczaka i wgryzł się, z zainteresowaniem przyglądając się jak kobiecie skacze biust rzucając wyzwiskami.
- A czemu to to się tak robi? Jakieś zaklęcie? Zaklęty stanik? Droga pani to może być niezły biznes! - wypił kolejny łyk z tej całej ekscytacji i już mu się nawet oczy zaświeciły. Najwyraźniej przekleństwa przestały mu już tak ciążyć, kiedy odkrył, że może być z nich jakiś pożytek. Śmierdzący kikucie, parszywy trolli smarku, półdupku olbrzyma! Papuga musiała mieć w sobie sporo siły, nadal nie zrobiła sobie przerwy. Pomieszczenie było z przepychem, nic wyjątkowego, głównie na zasadzie by wyglądało bogato i z klasą. Był spory stół przy którym właśnie siedzieli, nakryty złotymi i srebrnymi półmiskami i kielichami, żyrandol z ciemnymi czerwonymi świeczkami unoszący się w powietrzu, kilka kredensów z złotymi wzorami centaurów, które, o dziwo, trzymały melony i delikatnie się poruszały. Na ziemi był miękki czerwony dywan, który wyglądał jakby miał wciągnąć pierwszą osobę, która postawi na nim nogę.
- Ciekawa oferta? No tak, po to to wszystko. Nie byle jaka, pierwsza klasa, można zgarnąć niezłe pieniądze, ale tylko dla wybranych. Jesteście zainteresowani sprzedażą, wymianą a może kupnem? Potraficie się targować? To bardzo ważne, bo nie chciałbym by skończyło się na tym, że was wprowadzę a wy przepadniecie albo gdzieś, no nie wiem, zaskarżycie. Czaicie, nie?
- Reina Q Zabini
Re: Restauracja Meloun
Pią Paź 19, 2018 9:55 am
Czy Q nie zdawała sobie sprawy z tego, że zachowanie Massimo w dużej mierze było przemyślaną grą, sprytnym sposobem na zjednywanie sobie właściwych osób we właściwym czasie, co na pewno było pożądaną umiejętnością w ich kręgach społecznych? Pewnie tak. Przecież nie jeden raz zdarzało jej się widywać go w okolicznościach, w których jego maska opanowanego arystokraty szła w kąt. Najwyraźniej jednak na tyle często gościła na jego twarzy, że dla Rei była do pewnego stopnia nierozłącznym elementem jego osobowości w ogóle, a nie jedynie mamiącą co poniektórych sztuczką. Była to z resztą kolejna rzecz, która bardzo ich od siebie różniła. Q zdecydowanie odmawiała udawania kogokolwiek z jakiegokolwiek powodu. No, chyba że już naprawdę musiała: zaszantażowana albo przekonana, że w ten sposób może osiągnąć coś bardzo, ale to naprawdę bardzo dla siebie korzystnego.
Zignorowała znaczące uniesienie brwi swojego towarzysza, któremu pozostawiła prowadzenie dalszej rozmowy, bardzo przytomnie gryząc się w język przed kontynuowaniem jałowej dyskusji o debilnych ksywkach oraz o tym, czy można identyfikować się z jedną wyłącznie literą. Jakoś wątpiła, żeby wyglądający na niezbyt przytomnego umysłowo jegomość zdołał zrozumieć jej wyjaśnienia, nawet gdyby się na nie zdecydowała. Wysłuchała niezbyt uważnie opowieści o pochodzeniu jego pseudonimu biznesowego, po cichu uznając go za niezbyt fortunny, bo robienie interesów z Dyniowym Pasztecikiem nie brzmiało jak coś, czym można by się pochwalić przed znajomymi, milcząc jednak wytrwale, zupełnie nie w swoim stylu – dodajmy, aż zostało do niej bezpośrednio skierowane pytanie. Wtedy uśmiechnęła się odrobinkę złośliwie.
- Oczywiście. Testuję nowy produkt. Jak Pan się zapewne orientuje, ideologia feministyczna przenika także do magicznego świata, a może właśnie z niego się wywodzi... W każdym razie uważam, że może zaistnieć na rynku duży popyt na biustonosze obrażające pozwalających sobie na zbyt wiele mężczyzn. -nie, to nie tak, że miała ochotę wytknąć mu tamto nieuprzejme zachowanie. – Oczywiście zdaję sobie sprawę, że istnieje również sektor zainteresowany bardziej przyciąganiem wzroku, niżeli karceniem niedyskretnych spojrzeń, dlatego stanik posiada również tę opcję – w tym momencie papuga, jakby wyczuwając, że to jej moment, zatrzepotała łysymi skrzydłami, wprawiając w ruch odpowiedni sektor ciała Q, przy okazji wyrzucając z siebie jednak całą lawinę obelg – jak widać, pozostaje jeszcze trochę pracy przy produkcie. – mruknęła, zadowolona z siebie jednak, bo ostatnie kilka zdań (tych jej, a nie papizich) brzmiało całkiem elokwentnie, a przy tym dobrze się bawiła, nawet jeśli kosztem biednego Pasztecika. Nie ruszyła trunku. Zmierzyła jedynie nieprzychylnym spojrzeniem Massimo, który przerwał jej zabawę, przywracając do rzeczywistości ich towarzysza i zmuszając go do skoncentrowania się na sprawie, w której tutaj przybyli. Chociaż to chyba zbyt wiele powiedziane – przecież ich obecność w tym miejscu tak naprawdę była dziełem przypadku.
-[b] Rozmawia Pan z osobą, której biust ma więcej animuszu niż niejeden kupiec! – co prawda sprzedażą, wymianą ani kupnem nie była szczególnie zainteresowana, jej potrzeby oraz możliwości finansowe były mocno ograniczone, ale przypuszczała, że Massimo może mieć inne podejście do sprawy. Zwłaszcza że z wypowiedzi ich towarzysz wynikało, że to nie do końca legalne miejsce handlu, a na takich często spotykało się najciekawsze przedmioty – takie, których siłą rzeczy nie dało się dostać nigdzie indziej.
Zignorowała znaczące uniesienie brwi swojego towarzysza, któremu pozostawiła prowadzenie dalszej rozmowy, bardzo przytomnie gryząc się w język przed kontynuowaniem jałowej dyskusji o debilnych ksywkach oraz o tym, czy można identyfikować się z jedną wyłącznie literą. Jakoś wątpiła, żeby wyglądający na niezbyt przytomnego umysłowo jegomość zdołał zrozumieć jej wyjaśnienia, nawet gdyby się na nie zdecydowała. Wysłuchała niezbyt uważnie opowieści o pochodzeniu jego pseudonimu biznesowego, po cichu uznając go za niezbyt fortunny, bo robienie interesów z Dyniowym Pasztecikiem nie brzmiało jak coś, czym można by się pochwalić przed znajomymi, milcząc jednak wytrwale, zupełnie nie w swoim stylu – dodajmy, aż zostało do niej bezpośrednio skierowane pytanie. Wtedy uśmiechnęła się odrobinkę złośliwie.
- Oczywiście. Testuję nowy produkt. Jak Pan się zapewne orientuje, ideologia feministyczna przenika także do magicznego świata, a może właśnie z niego się wywodzi... W każdym razie uważam, że może zaistnieć na rynku duży popyt na biustonosze obrażające pozwalających sobie na zbyt wiele mężczyzn. -nie, to nie tak, że miała ochotę wytknąć mu tamto nieuprzejme zachowanie. – Oczywiście zdaję sobie sprawę, że istnieje również sektor zainteresowany bardziej przyciąganiem wzroku, niżeli karceniem niedyskretnych spojrzeń, dlatego stanik posiada również tę opcję – w tym momencie papuga, jakby wyczuwając, że to jej moment, zatrzepotała łysymi skrzydłami, wprawiając w ruch odpowiedni sektor ciała Q, przy okazji wyrzucając z siebie jednak całą lawinę obelg – jak widać, pozostaje jeszcze trochę pracy przy produkcie. – mruknęła, zadowolona z siebie jednak, bo ostatnie kilka zdań (tych jej, a nie papizich) brzmiało całkiem elokwentnie, a przy tym dobrze się bawiła, nawet jeśli kosztem biednego Pasztecika. Nie ruszyła trunku. Zmierzyła jedynie nieprzychylnym spojrzeniem Massimo, który przerwał jej zabawę, przywracając do rzeczywistości ich towarzysza i zmuszając go do skoncentrowania się na sprawie, w której tutaj przybyli. Chociaż to chyba zbyt wiele powiedziane – przecież ich obecność w tym miejscu tak naprawdę była dziełem przypadku.
-[b] Rozmawia Pan z osobą, której biust ma więcej animuszu niż niejeden kupiec! – co prawda sprzedażą, wymianą ani kupnem nie była szczególnie zainteresowana, jej potrzeby oraz możliwości finansowe były mocno ograniczone, ale przypuszczała, że Massimo może mieć inne podejście do sprawy. Zwłaszcza że z wypowiedzi ich towarzysz wynikało, że to nie do końca legalne miejsce handlu, a na takich często spotykało się najciekawsze przedmioty – takie, których siłą rzeczy nie dało się dostać nigdzie indziej.
- Mistrz Gry
Re: Restauracja Meloun
Wto Gru 11, 2018 8:36 pm
- Feministyczna? Chodzi pani o te krzyczące czarownice, że więcej pracy dla kobiet? Paaaaaaniii - niemalże się skrzywił, ale w porę się powstrzymał. Tak jak przed wypowiedzeniem swojego prawdziwego zdania o całej tej sytuacji. Zamiast tego uśmiechnął się przebiegle, bo w istocie mógłby to być dobry biznes! O aż mu oczy zalśniły na tę drugą funkcję. Nie wiadomo czy bardziej z powodu tego jak przyjemnym to było widokiem czy raczej z powodu potencjalnych korzyści materialnych. Henry już zakasał rękawy do tego potencjalnej żyły złota.
- Pani, ten produkt zrobiłby furorę na goblińskim targu! - rzucił podniecony samą wizją, nie zauważając, że w sumie zdradził im nazwę miejsca, które zamierzał im pokazać. Wypił potężnym haustem resztę trunku nawet się nie krzywiąc. - No i to ja rozumiem, szanowna pani. Jak nic widzę, że pani sobie tam poradzi. Z taką siłą przebicia, hoho, nie widzę innej opcji!
Co jakiś czas wracał wzrokiem do jej klatki piersiowej, nie potrafiąc się powstrzymać, zwłaszcza że tak często się stanik Q ruszał. Wziął się jeszcze do jedzenia, ale był już praktycznie przygotowany, że na dobre towarzystwo trafił. Na pewno lepsze niż tamci dwaj.
- A z Massimo się milczek zrobił! - dodał znienacka i krótko się roześmiał, klepiąc się po pełnym brzuchu. Podniósł się powoli, jakby z trudem.
- Dobra, jak chcecie zobaczyć te cuda niewidy to sprawdźcie kieszenie, zabezpieczcie sakiewki, a potem trzymajcie się blisko mnie byście się nie zgubili. Wszystko jasne? Jeszcze macie jakieś pytania?
Po upewnieniu się, że odpowiednio się przygotowali, Henry w końcu wraz z nimi opuścił restaurację i wskazał miejsce o którym tyle mówił. Miejsce wyjątkowe, schowane przed wzrokiem obcych. Gobliński targ, będący miejscem kolorowym i głośnym.
[z/t x2]
- Pani, ten produkt zrobiłby furorę na goblińskim targu! - rzucił podniecony samą wizją, nie zauważając, że w sumie zdradził im nazwę miejsca, które zamierzał im pokazać. Wypił potężnym haustem resztę trunku nawet się nie krzywiąc. - No i to ja rozumiem, szanowna pani. Jak nic widzę, że pani sobie tam poradzi. Z taką siłą przebicia, hoho, nie widzę innej opcji!
Co jakiś czas wracał wzrokiem do jej klatki piersiowej, nie potrafiąc się powstrzymać, zwłaszcza że tak często się stanik Q ruszał. Wziął się jeszcze do jedzenia, ale był już praktycznie przygotowany, że na dobre towarzystwo trafił. Na pewno lepsze niż tamci dwaj.
- A z Massimo się milczek zrobił! - dodał znienacka i krótko się roześmiał, klepiąc się po pełnym brzuchu. Podniósł się powoli, jakby z trudem.
- Dobra, jak chcecie zobaczyć te cuda niewidy to sprawdźcie kieszenie, zabezpieczcie sakiewki, a potem trzymajcie się blisko mnie byście się nie zgubili. Wszystko jasne? Jeszcze macie jakieś pytania?
Po upewnieniu się, że odpowiednio się przygotowali, Henry w końcu wraz z nimi opuścił restaurację i wskazał miejsce o którym tyle mówił. Miejsce wyjątkowe, schowane przed wzrokiem obcych. Gobliński targ, będący miejscem kolorowym i głośnym.
[z/t x2]
ZAKOŃCZENIE EVENTU
Dziękuję Wam za wspólną zabawę, choć pod koniec wyszło nam to już gorzej. Jako że nie chce Was zostawiać z całkiem pustymi rękoma, każde z was otrzyma ode mnie po 7 PD na głowę i 15 fasolek.- Elias Martinelli
Re: Restauracja Meloun
Pią Mar 15, 2019 10:50 am
Elias nie lubił włóczyć się po nokturnie, czy innych ciemnych zakamarkach czarodziejskiego świata. Od zawsze słyszał od swojego ojca, że nie są pospolitymi przestępcami, a skrywanie się w ponurych uliczkach Nokturnu było poniżej ich godności. Tym mniej Elias wraz z ojcem był zadowolony w momencie, kiedy ich klientka postawiła jasne warunki co do spotkania. Ale kim by była rodzina Martinelli, gdyby od tak przystawali na wszystkie warunki swoich klientów. Mogliby stracić szacunek, a to oznaczałoby dla nich katastrofę. Dlatego też miejsce dzisiejszego spotkania miało na celu zadowolić obydwie strony.
Restauracja Meloun, była idealnym miejscem na spotkanie. Znajdowała się bowiem częściowo na Nokturnie oraz na pokątnej. A oprócz jakiejś podrzędnej whisky, można było zamówić wyjątkową kawę. Naturalnie ceny w tym miejscu były niezwykle adekwatne co do obsługi, ale dbanie o swój wizerunek, często wymagało poświęceń, również tych finansowych. Mężczyzna przybył do restauracji znacznie wcześniej niż było tu ustalone. Nie lubił się spóźniać. Punktualność wedle niego była to wymierająca już cecha, o którą należy się troszczyć najlepiej jak potrafił. Był elegancko ubrany. Miał na sobie białą koszulę, przyozdobioną ciemnym krawatem, a na barkach znajdowała się dopasowana marynarka. Włosy natomiast staranie zaczesał do tyłu. Swoim wyglądam zawsze chciał pokazywać, iż szanuje swoich klientów i podchodzi do interesów niezwykle poważnie...nawet jeżeli jego klientem miała być kobieta. Gdyby znajdowali się nadal na Sycylii byłoby to nie do pomyślenia, aby kobieta robiła interesy z mafią. Nie mniej ojciec Eliasa doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że po przeprowadzce, będą musieli się dostosować do zwyczajów panujących w Anglii. Dlatego swoje usługi rozszerzyli również do kobiet, co nawet Elias nie raz przyznawał, że wyszło im to na dobre. A nawet sam był w szoku, ile to kobiet zajmuje się szemranymi interesami. Chociaż brakowało im w tym swego rodzaju finezji. Być przestępcą, przemytnikiem może być każdy. Ale nie każdy zrobi z tego sztukę.
Elias wszedł do środka restauracji, a po zapytaniu się na ile osób potrzebuje stolik, od razu zaprowadził do jednego z nich, który znajdował się w głębi sali, przy jednej ze ścian. Martinelli zamówił sobie filiżankę świeżo mielonej kawy, i jedyne co mu pozostało to oczekiwać na klientkę, która być może zostawi w szeregach rodziny Martinelli trochę galeonów.
Restauracja Meloun, była idealnym miejscem na spotkanie. Znajdowała się bowiem częściowo na Nokturnie oraz na pokątnej. A oprócz jakiejś podrzędnej whisky, można było zamówić wyjątkową kawę. Naturalnie ceny w tym miejscu były niezwykle adekwatne co do obsługi, ale dbanie o swój wizerunek, często wymagało poświęceń, również tych finansowych. Mężczyzna przybył do restauracji znacznie wcześniej niż było tu ustalone. Nie lubił się spóźniać. Punktualność wedle niego była to wymierająca już cecha, o którą należy się troszczyć najlepiej jak potrafił. Był elegancko ubrany. Miał na sobie białą koszulę, przyozdobioną ciemnym krawatem, a na barkach znajdowała się dopasowana marynarka. Włosy natomiast staranie zaczesał do tyłu. Swoim wyglądam zawsze chciał pokazywać, iż szanuje swoich klientów i podchodzi do interesów niezwykle poważnie...nawet jeżeli jego klientem miała być kobieta. Gdyby znajdowali się nadal na Sycylii byłoby to nie do pomyślenia, aby kobieta robiła interesy z mafią. Nie mniej ojciec Eliasa doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że po przeprowadzce, będą musieli się dostosować do zwyczajów panujących w Anglii. Dlatego swoje usługi rozszerzyli również do kobiet, co nawet Elias nie raz przyznawał, że wyszło im to na dobre. A nawet sam był w szoku, ile to kobiet zajmuje się szemranymi interesami. Chociaż brakowało im w tym swego rodzaju finezji. Być przestępcą, przemytnikiem może być każdy. Ale nie każdy zrobi z tego sztukę.
Elias wszedł do środka restauracji, a po zapytaniu się na ile osób potrzebuje stolik, od razu zaprowadził do jednego z nich, który znajdował się w głębi sali, przy jednej ze ścian. Martinelli zamówił sobie filiżankę świeżo mielonej kawy, i jedyne co mu pozostało to oczekiwać na klientkę, która być może zostawi w szeregach rodziny Martinelli trochę galeonów.
- Milda Borgouis
Re: Restauracja Meloun
Pią Mar 22, 2019 5:00 pm
Ten dzień należał do arcyważnych, co więcej pracowitych. W Ministerstwie roiło się od roboty papierkowej, ale nie brakowało biegania w jedną stronę na drugą. W Departamencie Tajemnic pełno spraw do załatwienia, składanie raportów szefowej Alexandrze... Miała jednak jeden priorytet.
Usłyszała jakiś czas temu o włoskiej rodzinie Martinelli, którzy załatwiali różnorakie przysługi, ale nie były one typowe. Milda jako szanowana wampirzyca nie mogła pozwolić na zszarganą opinię krwiopijcy, który samowolnie chwytała ofiary za kark i piła krew do nieprzytomności. Niemniej jednak nachodziły ją często takie myśli, jednak dopiero w momencie gdy nie piła od kilku dni. Z desperacji raczej odezwała się do jednego z nich, listownie i anonimowo. Raczej nikt by się po niej tego nie spodziewał. Nawet ona sama. Był to lepszy interes niż gdyby musiała płacić obcym ludziom.
Na Nokturnie bywała zasadniczo prawie wcale, jedynie kojarzyła miejsca jeszcze sprzed ćwierć wieku, ale jak dotąd nic się nie zmieniło. Do restauracji Meloune ubrała białą, wzorzystą suknię z granatową kokardą pośrodku kołnierza w marynarskim stylu, z wyciętym dekoltem. Rękawy miała krótkie, a przyozdobiła suknię perłowymi mankietami. Suknia była wyraźnie droga i można rzec imponująco prezentowała się na ciele atrakcyjnej wampirzycy. Weszła do środka restauracji stukając lakierowanymi obcasami i szukała swego towarzysza. Wkrótce potem, zaświeciły jej oczy, na widok przystojnego Martinelliego, który wyglądał tak jak powinien każdy mężczyzna. Jednak zachowała pozory dumnej arystokratki i przede wszystkim głodnego wampira.
Stanęła przy stoliku i zmierzyła wzrokiem włoskiego czarodzieja. Podała mu rękę, nie odrywając oczu od jego ust oraz szyi. Czy czegoś mu brakowało? Nie... Milda znała się na ludziach, wiedziała, że przed nią siedzi profesjonalista, po którym mogła spodziewać się wszystkiego.
─ Nazywam się Milda Borgouis, panie Martinelli ─ powiedziała głębokim i cichym głosem. Francuski akcent mocno odbił się na wymowie jego nazwiska.
Po chwili usiadła na przeciw niego i zamówiła wytrawne drogie wino. Raczej po to, aby zaimponować swoją majętnością i oznajmić tym samym Martinelliemu o tym, że raczej nie zamierzała się z nim patyczkować. Milda wychodziła z założenia, że przy takich spotkaniach stwarzanie pozorów jest kluczem do sukcesu.
Usłyszała jakiś czas temu o włoskiej rodzinie Martinelli, którzy załatwiali różnorakie przysługi, ale nie były one typowe. Milda jako szanowana wampirzyca nie mogła pozwolić na zszarganą opinię krwiopijcy, który samowolnie chwytała ofiary za kark i piła krew do nieprzytomności. Niemniej jednak nachodziły ją często takie myśli, jednak dopiero w momencie gdy nie piła od kilku dni. Z desperacji raczej odezwała się do jednego z nich, listownie i anonimowo. Raczej nikt by się po niej tego nie spodziewał. Nawet ona sama. Był to lepszy interes niż gdyby musiała płacić obcym ludziom.
Na Nokturnie bywała zasadniczo prawie wcale, jedynie kojarzyła miejsca jeszcze sprzed ćwierć wieku, ale jak dotąd nic się nie zmieniło. Do restauracji Meloune ubrała białą, wzorzystą suknię z granatową kokardą pośrodku kołnierza w marynarskim stylu, z wyciętym dekoltem. Rękawy miała krótkie, a przyozdobiła suknię perłowymi mankietami. Suknia była wyraźnie droga i można rzec imponująco prezentowała się na ciele atrakcyjnej wampirzycy. Weszła do środka restauracji stukając lakierowanymi obcasami i szukała swego towarzysza. Wkrótce potem, zaświeciły jej oczy, na widok przystojnego Martinelliego, który wyglądał tak jak powinien każdy mężczyzna. Jednak zachowała pozory dumnej arystokratki i przede wszystkim głodnego wampira.
Stanęła przy stoliku i zmierzyła wzrokiem włoskiego czarodzieja. Podała mu rękę, nie odrywając oczu od jego ust oraz szyi. Czy czegoś mu brakowało? Nie... Milda znała się na ludziach, wiedziała, że przed nią siedzi profesjonalista, po którym mogła spodziewać się wszystkiego.
─ Nazywam się Milda Borgouis, panie Martinelli ─ powiedziała głębokim i cichym głosem. Francuski akcent mocno odbił się na wymowie jego nazwiska.
Po chwili usiadła na przeciw niego i zamówiła wytrawne drogie wino. Raczej po to, aby zaimponować swoją majętnością i oznajmić tym samym Martinelliemu o tym, że raczej nie zamierzała się z nim patyczkować. Milda wychodziła z założenia, że przy takich spotkaniach stwarzanie pozorów jest kluczem do sukcesu.
- Elias Martinelli
Re: Restauracja Meloun
Pią Mar 22, 2019 5:33 pm
Elias co jakiś czas zerkał na ozdobny zegar, który wisiał na ścianie. Minuty wydawały się mu niemiłosiernie dłużyć. Nigdy nie należał do osób, które lubiły czekać, a co za tym szło, jego cierpliwość wyjątkowo szybko można było wyczerpać. Mimo wszystko siedział spokojnie, nie okazują po sobie nawet odrobiny zniecierpliwienia. W końcu kobieta z którą miał się spotkać, jeszcze się nie spóźniła i miał nadzieję, że się nie spóźni. I bez tego jego ojciec uważał, że robienie interesów z kobietami to poroniony pomysł. Elias był trochę innego zdania. Naturalnie, że kobiety przeważnie nie nadają się do ciemnych interesów, nie mniej zdarzały się wyjątki. Dlatego każdemu należało dać szansę, aby upewnić się z kim ma się do czynienia w danej chwili.
W końcu usłyszał łagodny stukot obcasów, które bezsprzecznie zmierzały w jego kierunku. Odetchnął z ulgą, w momencie kiedy zniecierpliwienie w końcu ustąpiło. Skierował zielone tęczówki w stronę kobiety, która stanęła nieopodal niego. Posłał jej łagodny uśmiech i sam wstał ze swojego miejsca w momencie, kiedy podawał jej rękę.
-Elias Martinelli- Przedstawił się po czym nachylił się lekko nad dłonią kobiety, i musnął swoimi wargami jej grzbiet. Jego zachowanie zupełnie nie zdradzało tego, że za chwile przy tym stoliku być może będą omawiane bardziej mroczne sprawy. Wydawało się, że było to po prostu zwykłe spotkanie dwójki czarodziejów, którzy może będą omawiać jakieś sprawy w pracy.
-Niezwykle cieszę się z naszego spotkania- Ach ci włosi, mieli w sobie pewien urok, który bezsprzecznie potrafili wykorzystywać. A może wynikało to ze wrodzonej dumie ze swojego pochodzenia, i chęci pielęgnowania swojego własnego wizerunku.
-Zapraszam...- Powiedział łagodnie z melodyjnym akcentem charakterystycznym dla mieszkańców Włoch. Dłonią wskazał kobiecie wolne krzesło przy stoliku, a nawet odsunął jej krzesło, aby ta mogła zasiąść, a kiedy to zrobiła lekko przysunął ją do stołu.
-Będzie Pani przeszkadzać jak zapalę?- Nawet jeżeli widzą się w tej chwili po raz pierwszy i być może po raz ostatni, to Elias chciał pozostawić po sobie jak najlepsze wrażenie. No i oczywiście nic nie stało na przeszkodzie, aby to spotkanie było po prostu przyjemne.
-Nałogi są straszne, ale czasami pomagają zebrać myśli, uspokoić się- Mężczyźnie wydawało się, że nie spieszy się do rozpoczęcia tematu możliwej transakcji. W końcu co nagle to po diable. Tym bardziej, że trafiła mu się naprawdę piękna kobieta. Nie tylko po jej ubiorze, ale również w jej oczach odbijała się pewność siebie, a to Elias wyjątkowo lubił. Żaden człowiek go tak nie irytował, jak ten który nie wiedział czego chce. Dla mężczyzny była to strata czasu...naturalnie strata jego czasu.
W końcu usłyszał łagodny stukot obcasów, które bezsprzecznie zmierzały w jego kierunku. Odetchnął z ulgą, w momencie kiedy zniecierpliwienie w końcu ustąpiło. Skierował zielone tęczówki w stronę kobiety, która stanęła nieopodal niego. Posłał jej łagodny uśmiech i sam wstał ze swojego miejsca w momencie, kiedy podawał jej rękę.
-Elias Martinelli- Przedstawił się po czym nachylił się lekko nad dłonią kobiety, i musnął swoimi wargami jej grzbiet. Jego zachowanie zupełnie nie zdradzało tego, że za chwile przy tym stoliku być może będą omawiane bardziej mroczne sprawy. Wydawało się, że było to po prostu zwykłe spotkanie dwójki czarodziejów, którzy może będą omawiać jakieś sprawy w pracy.
-Niezwykle cieszę się z naszego spotkania- Ach ci włosi, mieli w sobie pewien urok, który bezsprzecznie potrafili wykorzystywać. A może wynikało to ze wrodzonej dumie ze swojego pochodzenia, i chęci pielęgnowania swojego własnego wizerunku.
-Zapraszam...- Powiedział łagodnie z melodyjnym akcentem charakterystycznym dla mieszkańców Włoch. Dłonią wskazał kobiecie wolne krzesło przy stoliku, a nawet odsunął jej krzesło, aby ta mogła zasiąść, a kiedy to zrobiła lekko przysunął ją do stołu.
-Będzie Pani przeszkadzać jak zapalę?- Nawet jeżeli widzą się w tej chwili po raz pierwszy i być może po raz ostatni, to Elias chciał pozostawić po sobie jak najlepsze wrażenie. No i oczywiście nic nie stało na przeszkodzie, aby to spotkanie było po prostu przyjemne.
-Nałogi są straszne, ale czasami pomagają zebrać myśli, uspokoić się- Mężczyźnie wydawało się, że nie spieszy się do rozpoczęcia tematu możliwej transakcji. W końcu co nagle to po diable. Tym bardziej, że trafiła mu się naprawdę piękna kobieta. Nie tylko po jej ubiorze, ale również w jej oczach odbijała się pewność siebie, a to Elias wyjątkowo lubił. Żaden człowiek go tak nie irytował, jak ten który nie wiedział czego chce. Dla mężczyzny była to strata czasu...naturalnie strata jego czasu.
- Milda Borgouis
Re: Restauracja Meloun
Pią Mar 22, 2019 9:39 pm
Elias Martinelli... odnotowane. Jako wampir miała niebywałą zdolność do zapamiętywania imion i nazwisk. Mogłoby się to wydać nad wyraz nudne i niepotrzebne, zważywszy na jej przypadłość i długość życia, aczkolwiek miało to swoje plusy. Pamięć o zmarłych komuś kto żyje za długo, jest czymś osobliwym, jakby słaby punkt, o którym się pamięta. Jerome zawsze stawiał zasadę nieśmiertelności ponad wszystko, więc ludzie byli dla niego niczym. Milda po latach wyrobiła sobie własną opinię, ale też ze swojej rodzinnej sytuacji, która nie była najlepsza.
Popatrzyła na mężczyznę, który skinął głową i wyciągnął papierosa. Nie zmieniła tonu ani wyrazu twarzy, ponieważ jej opinia w tym wypadku nie miała znaczenia. Dziewczyna bez problemu mogła przestać oddychać, a i tak nie sprawiłoby jej to większej różnicy. Pokręciła spinelę na palcu, poprawiając srebrną obrączkę.
─ Ależ skąd, panie Martinelli. To raczej typowe dla Włochów. Żadnego dotąd nie spotkałam, a tym bardziej kogoś kto... zajmuje się nietypowymi interesami ─ odpowiedziała z gracją machając palcami przed twarzą.
Po chwili wino dotarło do ich stolika, po czym chwyciła lampkę i sączyła z niego lekko zniecierpliwiona. Im dłużej siedziała w miejscu tym bardziej chciało jej się pić, a szyja Eliasa wydawała się gładka, odpowiednio długa, a smak jego krwi był zakazanym owocem, na który nie mogła sobie pozwolić. Uniosła brew.
─ To prawda. Nałogi... bywają zatrważające, a skutki makabryczne. Jak mówiłam w liście... jestem doświadczonym wampirem, który zgłosił się po krew po to, aby te skutki stłamsić ─ zaczęła tłumaczyć. ─ Nie lubię obijania w bawełnę, więc ile będzie mnie kosztować ludzka krew.
Milda zmierzyła Eliasa wzrokiem, niemal go pożerając. Przystojny mężczyzna z atrakcyjną kobietą u boku powinien się mieć na baczności. W szczególności jeśli chodzi o pieniądze.
─ I jeśli jest taka możliwość, chętnie stanę się stałą klientką. ─ Milda rozluźniła ramiona, rozsiadając się na berżerze.
Popatrzyła na mężczyznę, który skinął głową i wyciągnął papierosa. Nie zmieniła tonu ani wyrazu twarzy, ponieważ jej opinia w tym wypadku nie miała znaczenia. Dziewczyna bez problemu mogła przestać oddychać, a i tak nie sprawiłoby jej to większej różnicy. Pokręciła spinelę na palcu, poprawiając srebrną obrączkę.
─ Ależ skąd, panie Martinelli. To raczej typowe dla Włochów. Żadnego dotąd nie spotkałam, a tym bardziej kogoś kto... zajmuje się nietypowymi interesami ─ odpowiedziała z gracją machając palcami przed twarzą.
Po chwili wino dotarło do ich stolika, po czym chwyciła lampkę i sączyła z niego lekko zniecierpliwiona. Im dłużej siedziała w miejscu tym bardziej chciało jej się pić, a szyja Eliasa wydawała się gładka, odpowiednio długa, a smak jego krwi był zakazanym owocem, na który nie mogła sobie pozwolić. Uniosła brew.
─ To prawda. Nałogi... bywają zatrważające, a skutki makabryczne. Jak mówiłam w liście... jestem doświadczonym wampirem, który zgłosił się po krew po to, aby te skutki stłamsić ─ zaczęła tłumaczyć. ─ Nie lubię obijania w bawełnę, więc ile będzie mnie kosztować ludzka krew.
Milda zmierzyła Eliasa wzrokiem, niemal go pożerając. Przystojny mężczyzna z atrakcyjną kobietą u boku powinien się mieć na baczności. W szczególności jeśli chodzi o pieniądze.
─ I jeśli jest taka możliwość, chętnie stanę się stałą klientką. ─ Milda rozluźniła ramiona, rozsiadając się na berżerze.
- Elias Martinelli
Re: Restauracja Meloun
Pią Mar 22, 2019 10:06 pm
Kiedy mężczyzna dostał wyraźne pozwolenie na sięgnięcie po swój niewinny narkotyk, wyciągnął z kieszeni ozdabianą papierośnicę i wysunął z niej jednego papierosa, który po chwili znalazł się między jego wargami. W kieszeniach staranie uprasowanych spodni, zaczął poszukiwać zapalniczki, a kiedy w końcu ją znalazł okazało się, że była to stosunkowo popularna wśród mugoli zapalniczka marki Zippo. Elias uważał ją za zdecydowanie niezawodną, no i przy odrobinie wprawy można było ją w jakże efektowny sposób uaktywnić. Nie mniej w tej chwili nie miał zamiaru się popisywać, dlatego też w najbardziej zwyczajny i nudny sposób kilka razy za metalowe kółko, a kiedy płomień się pojawił przystawił papierosa do niego i zaciągnął się porządnie dymem. Czym by dla niego była kawa bez papierosa.
Matinelli widział, że kobiecie się spieszy, a to tylko sprawiało, że być może robił jej na złość i przeciągał specjalnie tę chwilę. Kiedy wysłuchał jej wywodu, oraz tego jak bardzo potrzebuje krwi zamyślił się przez chwilę, wpatrując się w kobietę zastanawiając się nad czymś. A przynajmniej tak mogłoby się wydawać. Co jakiś czas papieros ponownie znajdował się pomiędzy jego wargami, a on sam od czasu do czasu wypuszczał z ust niewielką chmurkę białego dymu, który zaraz się rozmywał.
-Krew jest cennym produktem- Zaczął spokojnie po chwilce milczenia. Czemu zachowywał taki spokój...cóż była to owszem potencjalna klientka, ale nawet jeżeli nie skorzysta z ich usług, to co zrobi. Zrobi im złą reklamę. A nawet jeżeli stracą jednego klienta, zaraz pojawi się inny.
-Jej rozlew zawsze jest stratą...i to wielką- Głos Eliasa chociaż w tej chwili trochę bardziej przyciszony, nadal wydawał się być przepełniony spokojem. Czy przejmował się tym, że ktoś ich usłyszy. Przejmował by się bezpośrednio na pokątnej. Tutaj przychodziło wielu czarodziejów, którzy załatwiali swoje nie do końca czyste i legalne interesy.
-Nie mniej wszystko można wycenić. Krew ludzka przeważnie zmienia swoją wartość, ale dwadzieścia galeonów za litr...nie jest chyba wygórowaną ceną- Powiedział po czym oczywiście niby przypadkiem jego spojrzenie pobiegło w stronę kieliszka kobiety w którym znajdowało się drogie wino.
-Nie mniej z takimi deklaracjami o byciu stałą klientką bym się nie spieszył- Oczywiście schlebiało mu to, ale nie chciał nikogo przywiązywać do usług, które oferowała jego rodzina.
-Powiedzmy, że pierwsza dostawa może być darmowa...a potem będziemy dyskutować o stałych usługach- Rodzina Eliasa była w stanie złożyć taką propozycję. Oczywiście jeżeli kobieta uprze się, aby zapłacić za dostarczenie przesyłki od razu nie będą się też sprzeciwiać.
-Pozostaje jeszcze kwestia upodobań. Jakaś konkretne grupa krwi, jucha kobieca czy męska. Starca czy kogoś w sile wieku?- Krew krwi nie równa, i Elias wyszkolony przez ojca doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
Matinelli widział, że kobiecie się spieszy, a to tylko sprawiało, że być może robił jej na złość i przeciągał specjalnie tę chwilę. Kiedy wysłuchał jej wywodu, oraz tego jak bardzo potrzebuje krwi zamyślił się przez chwilę, wpatrując się w kobietę zastanawiając się nad czymś. A przynajmniej tak mogłoby się wydawać. Co jakiś czas papieros ponownie znajdował się pomiędzy jego wargami, a on sam od czasu do czasu wypuszczał z ust niewielką chmurkę białego dymu, który zaraz się rozmywał.
-Krew jest cennym produktem- Zaczął spokojnie po chwilce milczenia. Czemu zachowywał taki spokój...cóż była to owszem potencjalna klientka, ale nawet jeżeli nie skorzysta z ich usług, to co zrobi. Zrobi im złą reklamę. A nawet jeżeli stracą jednego klienta, zaraz pojawi się inny.
-Jej rozlew zawsze jest stratą...i to wielką- Głos Eliasa chociaż w tej chwili trochę bardziej przyciszony, nadal wydawał się być przepełniony spokojem. Czy przejmował się tym, że ktoś ich usłyszy. Przejmował by się bezpośrednio na pokątnej. Tutaj przychodziło wielu czarodziejów, którzy załatwiali swoje nie do końca czyste i legalne interesy.
-Nie mniej wszystko można wycenić. Krew ludzka przeważnie zmienia swoją wartość, ale dwadzieścia galeonów za litr...nie jest chyba wygórowaną ceną- Powiedział po czym oczywiście niby przypadkiem jego spojrzenie pobiegło w stronę kieliszka kobiety w którym znajdowało się drogie wino.
-Nie mniej z takimi deklaracjami o byciu stałą klientką bym się nie spieszył- Oczywiście schlebiało mu to, ale nie chciał nikogo przywiązywać do usług, które oferowała jego rodzina.
-Powiedzmy, że pierwsza dostawa może być darmowa...a potem będziemy dyskutować o stałych usługach- Rodzina Eliasa była w stanie złożyć taką propozycję. Oczywiście jeżeli kobieta uprze się, aby zapłacić za dostarczenie przesyłki od razu nie będą się też sprzeciwiać.
-Pozostaje jeszcze kwestia upodobań. Jakaś konkretne grupa krwi, jucha kobieca czy męska. Starca czy kogoś w sile wieku?- Krew krwi nie równa, i Elias wyszkolony przez ojca doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
- Milda Borgouis
Re: Restauracja Meloun
Sob Mar 23, 2019 12:25 am
Milda zdawała sobie sprawę, zgłaszając się do Martinelliego z taką prośbą, że cena będzie wysoka. Nie mogła narzekać na pieniądze, które miała, ale z jakiejś przyczyny za każdym razem wydawała je na to co było dla niej najważniejsze. Utrzymanie ziemi w Dolinie Godryka, elegancki ubiór oraz krew, która była z tego wszystkiego najdroższą inwestycją. Przez chwilę miała wrażenie, że jej sprawa kompletnie nie zainteresowała Eliasa, ponieważ przyuważyła tę obojętność bijącą od niego. Może był przyzwyczajony do takich próśb albo raczej nie zależało mu na ubiciu interesu. Mimowolnie wzruszyła ramionami, jakby ją to również nie obchodziło.
Nalała sobie więcej wina, aby zdusić w sobie pragnienie krwi. Pobladła i lekko się wzdrygnęła, jakby poczuła chłód na ciele. Może to z nerwów... Słuchała go uważnie, wręcz nie słyszała nic oprócz jego nad wyraz spokojnego głosu i gęstego dymu, który wypuszczał co chwilę z płuc. Zaczęła wątpić, że cokolwiek ugra, jednak chwilę potem Elias rzucił ceną, na co Milda uśmiechnęła się lekko. Przytaknęła, zgadzając się na taki układ bez wahania.
─ Dwadzieścia galeonów za litr wydaje się w porządku ─ odpowiedziała. ─ Natomiast w kwestii doboru grupy, raczej wolę kobiecą, młodą krew.
Kosmyk włosa zaczesała za ucho, po czym przerzuciła nogę na nogę, odkrywając kawałek nagiego uda. W pewnym momencie rzuciła pieniądze na stół. Było ze czterdzieści galeonów, które postawiła w pionie, aż zaświeciły złocistym blaskiem w półmroku. Zaś Milda przegryzła zębami palec wskazujący, licząc, że Elias przyjmie te pieniądze.
─ To kiedy mogłabym się spodziewać zamówienia? ─ uśmiechnęła się.
Cmoknęła się w usta, licząc, że Elias pozytywnie zareaguje. Raczej wzięła je dla przestrogi. W ramach kredytu zaufania. W końcu sprawa jest dosłownie na wagę złota, zważywszy na osłabioną witalność Mildy. Poprawiła rąbek sukni i dopiła duszkiem ostatnie krople krwistoczerwonego wina.
Nalała sobie więcej wina, aby zdusić w sobie pragnienie krwi. Pobladła i lekko się wzdrygnęła, jakby poczuła chłód na ciele. Może to z nerwów... Słuchała go uważnie, wręcz nie słyszała nic oprócz jego nad wyraz spokojnego głosu i gęstego dymu, który wypuszczał co chwilę z płuc. Zaczęła wątpić, że cokolwiek ugra, jednak chwilę potem Elias rzucił ceną, na co Milda uśmiechnęła się lekko. Przytaknęła, zgadzając się na taki układ bez wahania.
─ Dwadzieścia galeonów za litr wydaje się w porządku ─ odpowiedziała. ─ Natomiast w kwestii doboru grupy, raczej wolę kobiecą, młodą krew.
Kosmyk włosa zaczesała za ucho, po czym przerzuciła nogę na nogę, odkrywając kawałek nagiego uda. W pewnym momencie rzuciła pieniądze na stół. Było ze czterdzieści galeonów, które postawiła w pionie, aż zaświeciły złocistym blaskiem w półmroku. Zaś Milda przegryzła zębami palec wskazujący, licząc, że Elias przyjmie te pieniądze.
─ To kiedy mogłabym się spodziewać zamówienia? ─ uśmiechnęła się.
Cmoknęła się w usta, licząc, że Elias pozytywnie zareaguje. Raczej wzięła je dla przestrogi. W ramach kredytu zaufania. W końcu sprawa jest dosłownie na wagę złota, zważywszy na osłabioną witalność Mildy. Poprawiła rąbek sukni i dopiła duszkiem ostatnie krople krwistoczerwonego wina.
- Elias Martinelli
Re: Restauracja Meloun
Sob Mar 23, 2019 12:50 am
Nie była to zobojętniałość. Po prostu Elias nie lubił unosić się swoimi emocjami i trzymał nerwy na wodzy. Prawdą było, że w całym swoim życiu zdarzyło mu się wysłuchiwać różnych zapotrzebowań. Zdarzały się również naprawdę niedorzeczne zapotrzebowania, na które ani on, ani jego rodzina nie mieli najmniejszego zamiaru przystawać. Tym razem ta oferta była inna, ciekawsza. Może dlatego, iż rodzina Martinelli jeszcze nigdy nie miała okazji dostarczać towaru wampirowi. Naturalnie handlowało się narkotykami, czasami pobierał się haracz, ale szukanie świeżej krwi dla wampira było zdecydowaną nowością. I Eliasowi od samego początku wydawało się w tym wszystkim coś nie pasować. Tym bardziej zaniepokoił się, kiedy jego rozmówczyni od tak rzuciła na stolik niewielki stosik galeonów. Mężczyzna przymrużył oczy. No tak, kolejna osoba, która uważała, że takim rodzinom jak rodzina Eliasa zależy tylko na pieniądzach, i wystarczy przed nosem pomachać im sakiewką z galeonami, i bezmyślnie polecą robić wszystko czego tylko klient będzie chciał. Nie tak to w tej chwili działało. Milda owszem posiadała pieniądze, ale to Elias w tej chwili był poniekąd na wygranej pozycji. Miał ten luksus, że w każdej chwili mógł wstać i wyjść bez żadnych konsekwencji, a wampirzyca by musiała zmagać się ze swoim własnym pragnieniem.
-Dlaczego więc Pani sama nie zapoluje na świeżą krew?- Zadał to pytanie które od dłuższego czasu krążyło mu po głowie. Było to trochę dziwne, że wampir chce skorzystać z usług włoskiej rodziny, aby ta dostarczyła mu świeżej krwi. Elias może na temat wampirów nie wiedział zbyt wiele, ale na pewno mugole w starciu z Mildą nie mieli by najmniejszych szans, a co za tym idzie Martinelli zaczynał dostrzegać coraz mniejszy sens w udzielaniu pomocy.
-Wampiry podobno są niezwykle silne i szybkie. Złapanie jakieś biednej mugolaczki nie powinno stanowić absolutnie żadnego problemu- Chciał zrozumieć dokładniej motyw kobiety, aby trzeźwo ocenić czy opłaca się podejmować tego zadania, czy będzie lepiej i bezpieczniej jak od razu powie wprost, że wampirzyca powinna sobie poszukać kogo innego, kto spełni jej zapotrzebowania.
-Dlaczego więc Pani sama nie zapoluje na świeżą krew?- Zadał to pytanie które od dłuższego czasu krążyło mu po głowie. Było to trochę dziwne, że wampir chce skorzystać z usług włoskiej rodziny, aby ta dostarczyła mu świeżej krwi. Elias może na temat wampirów nie wiedział zbyt wiele, ale na pewno mugole w starciu z Mildą nie mieli by najmniejszych szans, a co za tym idzie Martinelli zaczynał dostrzegać coraz mniejszy sens w udzielaniu pomocy.
-Wampiry podobno są niezwykle silne i szybkie. Złapanie jakieś biednej mugolaczki nie powinno stanowić absolutnie żadnego problemu- Chciał zrozumieć dokładniej motyw kobiety, aby trzeźwo ocenić czy opłaca się podejmować tego zadania, czy będzie lepiej i bezpieczniej jak od razu powie wprost, że wampirzyca powinna sobie poszukać kogo innego, kto spełni jej zapotrzebowania.
- Milda Borgouis
Re: Restauracja Meloun
Wto Mar 26, 2019 11:35 pm
Nie wiedziała czy czuć się obrażona, czy też po prostu źle zrozumiała Eliasa, który zadał jej to ─ dla niej ─ bardzo proste i oczywiste pytanie. Milda jeszcze za swych czasów uważała, że wampiryzm był wśród mugoli uznawany za coś fikcyjnego czym straszyło się niegrzeczne dzieci. Wielu ludzi nie zdawało sobie sprawy, że te istoty naprawdę istnieją. Wampiry nie kręciły się u boku mugoli zważywszy na wrażliwość na słońce i brak zainteresowania przyziemnym życiem.
Chwilę uciekła wzrokiem z dala od ich stolika i zasznurowała usta. Próbowała sobie przypomnieć swoją młodość, nim zdążyła zorientować się, że wampiry to po prostu rzadkie stwory, które nie pojawiają się na ulicach jak gdyby nigdy nic. Polowania na ludzi nie były codzienne, a przynajmniej morderstwa jakie były przez nie wykonywane, zawsze należały do tajemniczych, niewyjaśnionych i przemyślanych. Milda nie miała czasu. Za bardzo próbowała wtopić się w tłum, a także żyć jak planowała.
Wróciła z powrotem do Eliasa oczekującego najwyraźniej jasnej odpowiedzi.
─ Czasy się zmieniają ─ wzruszyła ramionami ─ coraz więcej ludzi ginie z powodu wojen albo mordują się za kawałek chleba. Nikt nie przypuszczałby, że mugol zginie z ręki istoty, którą uważa za fikcyjną.
Przełknęła ślinę, czując wyraźny smak wina, które wcześniej wypiła. Coraz bardziej czuła jak kły wbijają się w język raniąc go niemiłosiernie. Miała wrażenie, jakby zaraz miała go sobie odgryźć. A szyja Eliasa nadto wydawała się pokusą ledwo do opanowania. Miej nerwy na wodzy, powtarzała sobie w głowie.
─ Poza tym, gdybym miała czas na polowanie i nie pracowałabym tam gdzie pracuję z pewnością nie poznałabym pana ─ dodaje po chwili ─ płaciłam sowite sumy za choćby kroplę krwi, którą otrzymywałam dobrowolnie od czarodziejów. Uważam, że interes, który chcę z panem ubić jest korzystny dla obu stron, a nie czysty wyzysk dla kogoś kto musi się prosić innych by dali mu żyć.
Milda starała się tłumaczyć zwięźle i krótko, w tym nie zdradzić swej desperacji z powodu braku krwi. Faktycznie, nie miała czasu by zgłosić się do kogoś po parę kropli krwi. Traciła głowę dla Ministerstwa, które obarczało ją wszelakiej maści sprawami, a Alexandra nie była łatwa we współżyciu jako dyrektor Departamentu. Nachyliła się lekko ku Eliasowi mówiąc nieco ciszej.
─ Te pieniądze to mój kredyt zaufania, panie Martinelli ─ zatrzepotała rzęsami ─ bardzo liczę na pańską pomoc.
Starała się wywrzeć na nim piorunujące wrażenie, jednak nie miała pojęcia czy dobrze robiła. Całe to spotkanie wydawało jej się przeciągane, a sam Martinelli traktował ją tak jakby nie była pierwsza, która go o to prosi. Zaczerpnęła płytko powietrze przez nos i trochę tego pożałowała. Krew Eliasa była gorąca, a Milda potwornie spragniona.
Chwilę uciekła wzrokiem z dala od ich stolika i zasznurowała usta. Próbowała sobie przypomnieć swoją młodość, nim zdążyła zorientować się, że wampiry to po prostu rzadkie stwory, które nie pojawiają się na ulicach jak gdyby nigdy nic. Polowania na ludzi nie były codzienne, a przynajmniej morderstwa jakie były przez nie wykonywane, zawsze należały do tajemniczych, niewyjaśnionych i przemyślanych. Milda nie miała czasu. Za bardzo próbowała wtopić się w tłum, a także żyć jak planowała.
Wróciła z powrotem do Eliasa oczekującego najwyraźniej jasnej odpowiedzi.
─ Czasy się zmieniają ─ wzruszyła ramionami ─ coraz więcej ludzi ginie z powodu wojen albo mordują się za kawałek chleba. Nikt nie przypuszczałby, że mugol zginie z ręki istoty, którą uważa za fikcyjną.
Przełknęła ślinę, czując wyraźny smak wina, które wcześniej wypiła. Coraz bardziej czuła jak kły wbijają się w język raniąc go niemiłosiernie. Miała wrażenie, jakby zaraz miała go sobie odgryźć. A szyja Eliasa nadto wydawała się pokusą ledwo do opanowania. Miej nerwy na wodzy, powtarzała sobie w głowie.
─ Poza tym, gdybym miała czas na polowanie i nie pracowałabym tam gdzie pracuję z pewnością nie poznałabym pana ─ dodaje po chwili ─ płaciłam sowite sumy za choćby kroplę krwi, którą otrzymywałam dobrowolnie od czarodziejów. Uważam, że interes, który chcę z panem ubić jest korzystny dla obu stron, a nie czysty wyzysk dla kogoś kto musi się prosić innych by dali mu żyć.
Milda starała się tłumaczyć zwięźle i krótko, w tym nie zdradzić swej desperacji z powodu braku krwi. Faktycznie, nie miała czasu by zgłosić się do kogoś po parę kropli krwi. Traciła głowę dla Ministerstwa, które obarczało ją wszelakiej maści sprawami, a Alexandra nie była łatwa we współżyciu jako dyrektor Departamentu. Nachyliła się lekko ku Eliasowi mówiąc nieco ciszej.
─ Te pieniądze to mój kredyt zaufania, panie Martinelli ─ zatrzepotała rzęsami ─ bardzo liczę na pańską pomoc.
Starała się wywrzeć na nim piorunujące wrażenie, jednak nie miała pojęcia czy dobrze robiła. Całe to spotkanie wydawało jej się przeciągane, a sam Martinelli traktował ją tak jakby nie była pierwsza, która go o to prosi. Zaczerpnęła płytko powietrze przez nos i trochę tego pożałowała. Krew Eliasa była gorąca, a Milda potwornie spragniona.
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|