Go down
Mistrz Labiryntu
Mistrz Gry
Mistrz Labiryntu

Sala numer 3 Empty Sala numer 3

Sob Lip 23, 2016 10:54 pm
Znajdują się tutaj cztery łóżka, które są ładnie posłane i czekają tylko na nowych pacjentów. Przy każdym z łóżek znajduje się szafeczka na której można położyć wszystkie swoje cenne rzeczy, albo jedzenie. Przy ścianie znajduje się parawan zza którym można się przebrać. W sali znajduje się jedna łazienka.
Marjorie Greyback
Szpital św. Munga
Marjorie Greyback

Sala numer 3 Empty Re: Sala numer 3

Czw Gru 07, 2017 9:40 pm
|po restauracji i planowanym wątku w laboratorium

Chociaż słowa ojca o zrobieniu wszystkiego, by wtrącić jej męża do Azkabanu, nadal bardzo głośno dźwięczały w uszach Alyssy, sprawiając jednocześnie, że nie była w stanie przestać pałać gniewem w stosunku do tego podłego człowieka... Cóż, musiała jakoś okiełznać nerwy, ponieważ czekała ją spora ilość pracy w laboratorium, do którego planowała iść już bezpośrednio po późnym śniadaniu z Thomasem, a w którym zjawiła się jednak nieco spóźniona. Musiała, zwyczajnie musiała wybrać dłuższą drogę i przespacerować się na względnie świeżym powietrzu, próbując uspokoić oddech. Potrzebowała, co prawda, dłuższej chwili, by to zrobić i by przestać tak mocno się czerwienić, jednakże ostatecznie pojawiła się w pracy. Ta zaś zajęła ją na tyle, by Aly nie skupiała się wyłącznie na złości, jaką czuła w stosunku do mężczyzny, który jeszcze przed kilkoma godzinami nadal nazywał się jej tatą. Obecnie najwyraźniej już nim nie był.
Wciąż jeszcze nie płakała z powodu tej straty. Prawdę mówiąc, nie uroniła ani jednej łezki - ani smutku, ani upokorzenia. Niemożliwie drżały jej za to ręce, przez co w pewnej chwili nieostrożnie przestawiła nieznaną sobie fiolkę, która nie powinna była stać w tamtym miejscu, potrącając ją przy tym łokciem i rozbijając o kafelki. Odruchowo pochyliła się także, by posprzątać szkody, myśląc jednocześnie nad tym, do kogo mogła należeć substancja w szklanej probówce, jednakże nie dane jej było spytać kogokolwiek...
Dosłownie w tej samej chwili usłyszała bowiem głosy dochodzące z korytarza i dosyć zaaferowane pytanie, w którego treści wyłapała własne - choć nadal panieńskie - nazwisko. Kiedy zaś nieznany jej uzdrowiciel wszedł do pomieszczenia, w którym przebywała... Nie musiał nic mówić, by wiedziała, że stało się coś naprawdę złego. Jego mina mówiła wszystko, zaś Alyssa momentalnie poczuła się słabo, choć wciąż jeszcze nie usłyszała przecież, o co chodziło. To mogła być pomyłka, to mogła być jakaś niezbyt istotna wieść przekazana przez kogoś, kto po prostu miał taki wyraz twarzy... Ale nie była.
Kolejne chwile dziewczyna zapamiętała niczym przez mgłę, będąc świadomą wszystkiego, co działo się dookoła, ale jednocześnie niewiele z tego pojmując. Pamiętała słowa magomedyka, własny jęk przerażenia, wspólne wyjście z laboratorium i zmierzanie długim, naprawdę długim korytarzem, który chyba jeszcze nigdy nie zdawał jej się aż tak olbrzymi, a zarazem przytłaczający. Miała wrażenie, że sufit chciał ją zgnieść, podłoga falowała przed jej stopami, a ściany coraz bardziej zbliżały się do siebie, jednocześnie wydłużając korytarz o kolejne metry, ba!, kilometry.
Nie zdjęła nawet fartucha, nie zmieniając także klapek. Wypadła dosłownie tak jak stała, opłukując tylko ręce w lodowatej wodzie. Jej włosy już dawno wymknęły się ze zwyczajowego koka, jaki nosiła w laboratorium, ale dziewczyna ani trochę się tym nie przejmowała. Stając w drzwiach sali, złapała się framugi drzwi, prawie upadając na posadzkę. Czym innym była wieść o tym, w jakim stanie znajdował się jej ojciec, czym innym było zaś spojrzenie na jego twarz, zamknięte oczy...
- Tato... - Jęknęła, momentalnie zapominając o wcześniejszej kłótni. Mógł być paskudnym człowiekiem, mogła być na niego niemożliwie wściekła, ale... Był jej ojcem. A teraz to się stało. Nie potrafiła tak po prostu nie czuć bólu i przerażenia.
Thomas Meadowes
Martwy †
Thomas Meadowes

Sala numer 3 Empty Re: Sala numer 3

Czw Gru 07, 2017 9:56 pm
Stał kilka metrów przed mugolską kawiarnią, gdy złapały go te okropne duszności. Nie wiedział, co dokładnie działo się z jego ciałem ale nie tylko powietrze stało się wyjątkowo zbyt ciężkie, a temperatura za wysoka. Jego serce prawdopodobnie biło z prędkością światła, a on nie potrafił tego unormować. Próbował, naprawdę próbował zapanować nad gniewem, ale ilekroć starał się uspokoić, było zupełnie gorzej. Uszedł kilkanaście, może kilkaset metrów, gdy zrobiło mu się ciemno przed oczami. Zatrzymał się, przytrzymując mocno jakiejś ławki w parku, ale i to poszło na marne. Ostatnie co pamiętał to twarz kolegi aurora, który przypadkowo przechodził tamtą ulicą… potem było już ciemno.
Przy pomocy kolegi eskortowano go świętego Munga, gdzie niemal od razu został podłączony do wszystkich aparatur. Prawdopodobnie podano mu również miliony uspakajających eliksirów, ale to nie pomagało, bo jego stan z sekundy na sekundę się pogarszał. Choć był nieprzytomny, czuł jak jego serce powoli przestaje pracować. I jak zwał, tak zwał, ale w jego mugolskim świecie mówili, że tak wygląda zawał serca.
(…)
Co skłoniło go do otwarcia oczu? Ciężko było odpowiedzieć na to pytanie, a jeszcze ciężej utrzymać otwarte powieki, bo z każdą sekundą tracił coraz więcej siły. Natomiast wszelkie eliksiry podtrzymujące pracę jego serca były kompletnie bezużyteczne. A jednak, mimo krytycznego stanu udało mu się jeszcze zobaczyć twarz zmartwionej córki, choć nigdy do końca się nie dowiedział, czy rzeczywiście była jego córką. Powinien być szczęśliwy, powinien być dumny, ale.. nie potrafił. Nawet na łożu śmierci nie miał zamiaru jej wybaczyć ostatnich błędów. Powoli otworzył usta, ale słowa, które wydobyły się z jego ust z pewnością nie były tymi, które powinien usłyszeć bliski od umierającego.
– Wyjdź – wycharczał, jednocześnie zamykając oczy, bo był zbyt słaby by odwrócić głowę. Nie chciał jej widzieć. Nie powinna płakać, powinna.. cóż… odejść. Tak. To właśnie tego najbardziej chciał. Tak, jak mówił wcześniej – nie miał córki. Już nie.
Nie minęło dużo czasu, kiedy jego serce przestało bić. Sekundy przed śmiercią znowu zaczął się dusić – desperacko biorąc głębokie oddechy, ale i one nie zdały się na nic…

/zt
Marjorie Greyback
Szpital św. Munga
Marjorie Greyback

Sala numer 3 Empty Re: Sala numer 3

Czw Gru 07, 2017 10:24 pm
Nie wiedziała, czego mogła oczekiwać od ojca. Prawdopodobnie niczego, ponieważ jego stan nadal był wręcz krytyczny, choć żaden uzdrowiciel nie czuwał już przy łóżku mężczyzny. Ponoć zrobili to, co tylko byli w stanie zrobić. Reszta zależała od losu i samego Thomasa. I choć wiedziała przecież, że jej ojciec był nadzwyczaj upartym człowiekiem, który wyjątkowo twardo trzymał się życia już od naprawdę wielu lat, mając dosyć sporo wypadków, ale zawsze wychodząc z tego obronną ręką... Nadal przeraźliwie się o niego bała, nawet nie dostrzegając, kiedy tak właściwie po jej policzkach zaczęły płynąć łzy. Dopiero, kiedy poczuła wilgoć na swoim podbródku, bezmyślnie starła je brzegiem rękawa, trzęsąc się jednocześnie ze zdenerwowania.
Nie chciała, by się odzywał. Wiedziała, że był nieprzytomny i miał straszliwie niewiele sił, a mowa te siły nadwyrężała. Nie pragnęła, by godzili się na jego łożu śmierci, ponieważ nie chciała, by umierał. Nie on i nie teraz. Nawet jeśli istniała pomiędzy nimi wrogość... Był jej tatą. Okropnym, brutalnym, podłym i zawistnym w ostatnim czasie, ale jednocześnie także w pewien sposób troskliwym i kochającym, bo takie sytuacje też się przecież zdarzały. Nadal miała w torbie czekoladę od niego, w tym momencie przypominając sobie, jak bardzo zawstydzony był, gdy jej ją wręczał. Żałowała, że nie byli w stanie porozmawiać w normalny sposób. To nie powinno tak wyglądać.
Kiedy jednak spostrzegła ruch na łóżku, prawie doskoczyła do niego z bijącym sercem, bojąc się przy tym najgorszego i już otwierając usta, by w panice wezwać jednego z uzdrowicieli. Miała ochotę nawrzeszczeć na nich, wytknąć im, że niedostatecznie się starali i że ktoś powinien nieustannie czuwać przy Thomasie. Mimo że doskonale znała warunki panujące w Mungu i kolegowała się z wieloma uzdrowicielami stąd, nadal miała irracjonalne pragnienie wykrzyczenia swojego bólu, swojej paniki. Nie wiedziała, co powinna zrobić... I wtedy usłyszała pomruk ojca, momentalnie przenosząc na niego spojrzenie i łapiąc go delikatnie za rękę.
- Tatusiu? - Chlipnęła, nie pamiętając o tym, iż nie nazwała go tak od naprawdę wielu lat. Była małą dziewczynką, kiedy zaczęła określać go jako ojca czy nawet Thomasa, opcjonalnie tatę, choć to ostatnie zarezerwowane było na naprawdę wyjątkowe okazje. Potem zaś usłyszała jego słowa...
Z pewnością nieprzyjemne, jednak nie zamierzała postępować zgodnie z tym, czego od niej oczekiwał. Nie zamierzała wychodzić, bo nigdy nie wybaczyłaby sobie, gdyby to zrobiła, a on...
Nie dokończyła nawet myśli. Krztusząco-duszące dźwięki wydawane przez ojca były dla niej jak kolejny kubeł lodowatej wody. Chyba jeszcze nigdy nie wzywała pomocy tak głośno, całkowicie panikując.
Teoretycznie powinna próbować coś zrobić, powinna wiedzieć, jak postępować, ale w jej głowie nagle zapanowała całkowita pustka. Po prostu wołała kogokolwiek, chaotycznie próbując powstrzymać nieuniknione. Czas jeszcze nigdy nie był dla niej tak wrogi. A kolejne minuty były najprawdopodobniej jednymi z najgorszych w jej życiu. Nie mogła tego zrozumieć, przyswoić, przyjąć do świadomości. Jej ojciec odszedł, ale ona nie chciała w to wierzyć. Nie mogła w to wierzyć...

[z/t]
Sponsored content

Sala numer 3 Empty Re: Sala numer 3

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach