Go down
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Sklep Scrivenshaft'a - Page 4 Empty Re: Sklep Scrivenshaft'a

Sob Lis 07, 2015 1:53 pm
Wziąć się w garść, to nie czas na okazywanie słabości - słyszałeś to już tyle razy w swoim życiu, że po usłyszeniu tego po raz kolejny, kiedy nawet siedzenie było czynnością wymagającą ogromnego wysiłku, potrafiłeś się tylko jakoś krzywo, krytycznie uśmiechnąć, z jakąś kpiną, z jakąś drwiną na rozgorączkowanej, całkowicie bladej twarzy, którą skierowałeś w stronę okna, które były przysłonięte lśniącymi, przejrzystymi barwami tarcz, które wyrosły wokół nich, by chronić przed wszelakimi niepożądaniami w postaci tych, którzy Pożerali Śmierć - ich nazwa wypowiedziana w ten sposób nabierała w głowie Nailaha kompletnie nowego znaczenia, które nakazywało mu stawiać się w pozycji kontrofensywnej, obojętnie jak bardzo świadom by nie był, że wiele by nie zdziałał w tej sytuacji - chwilowe podskoczenie adrenaliny po przekroczeniu przez panią Thynn progu sklepu rozpłynęła się znów po ciele - odstawiłeś dodatkową, drugą buteleczkę eliksiru na stolik - to nie była rzecz tania, to nie była rzecz, którą tak łatwo było uwarzyć - jeden z najsilniejszych eliksirów leczniczych, na który zjechały twoje oczu po wbijaniu ich w szyby, za którymi świat był nieomal niedostrzegalny przez szarość deszczu, który nieustannie o nie dzwonił, przerywając cisze, która teraz nawet nie nastawała pomiędzy słowami, które wymieniali między sobą kolejno - Dorosła i Piotruś Pan - brakowało tutaj tylko dzwoneczka do całej przedniej zabawy - można by krytykować w całej fali palenia gardła i lekkiego wyostrzenia zmysłów, które wreszcie nieznacznie, ale jednak lepiej zaczęły odbierać otoczenie po zażyciu eliksiru, ten przypływ wesołości zupełnie z dupy - bo sytuacja wcale nie była zabawna, a jednak tobie chciało się śmiać - oto byli tutaj zamknięci i przerażeni jak jakieś małe dzieciaczki - hej, przecież właśnie o to chodziło, że byliście dziećmi - rozważając co jest lepsze, a co nie, czy lepiej zbierać uczniów i pozwalać im walczyć, czy nie - aż cisnęło ci się na usta, że co za różnica - przecież przetrwają tylko najsilniejsi - słabi i chorzy umierają, to naturalna kolej rzeczy - więc gdy wyjdziesz i pójdziesz - gdzieś przed siebie, nawet nie ważne dokąd - to fakt, czy przeżyjesz, czy też nie... to, czy przeżyją inni uczniowie walcząc z poplecznikami Voldemorta... To nie jest czas na okazywanie słabości... - Nie wiedziałeś, naprawdę, czy się śmiać czy płakać, wyśmiewać nauczycielkę czy skinąć jej głową z szacunkiem na wyraz całkowitej zgody z tą myślą - bo to rzeczywiście nie był odpowiedni czas, odpowiednie miejsce - ale zgodnie z modłą już przed chwilą wskazaną - cóż, co za problem?
Połowicznie położyłeś się na tym blacie, opierając palce na drewnie wokół fioleczki z eliksirem, na którym skupiłeś swój wzrok, drugą wciąż trzymając różdżkę - zerknąłeś na drzwi - całkowicie wyłączyłeś się od ich rozmowy, która płynęła i płynęła - słowa przeplatały się przez siebie wzajem, a ty miałeś nadzieję, że po prostu umilkną - jeśli nawet ktokolwiek tutaj wejdzie, można było dzielną panią Thynn pchnąć lwom na pożarcie i obserwować interesującą walkę - a może nie, może wypadało jednak postarać się rzeczywiście chronić innych? Tylko po co? Ludzie i tak umierają, to naturalna kolej rzeczy, co za różnica, czy dzisiaj, czy jutro? Czy to życie, ich życie, było w ogóle cokolwiek warte, by się o nie troszczyć? Może wypada wrócić do korzeni, może wypada postarać naprawdę stać się lepszym i przyjąć trochę światła do zamroczonego świata..? Może. Tylko że powrót do wszystkich górnolotnych przekonań przewiązany był wstążką żalu, samotności, smutku, goryczy i opuszczenia.
Niby dlaczego więc miałbyś do nich wracać, skoro o wiele łatwiej podróżowało się ścieżką usłaną trupami?
Nie, wcale nie było łatwiej...
Było!
Nie było!
Czarnowłosy zamknął na krótki moment oczy nie ruszając się już nawet o centymetr - ciepła krew na plecach nabrała zimnych walorów, kiedy eliksir wiggenowy zatamował krawienie i wszystko pogrążało się w bardzo błogim i przyjemnym bezruchu - ściągnąłeś brwi na ułamek sekundy, by znów je rozluźnić, rozluźnić wszystkie mięśnie i oprzeć policzek na przedramionach ułożonych na stole wsłuchując się w boleśnie wolne uderzenia własnego serca, które wydawało się bardzo chętne do uśnięcia razem z tobą - ale nie zasypiałeś, wiedziałeś, że nie możesz - nawet jeśli los panny Thynn był ci bardzo obojętny, to los Coletta - już nie. Uchyliłeś powieki z twarzą skierowaną na drzwi wyjściowe i w tym bezruchu zastygłeś, lekko rozchylając pobladłe wargi, przez które łatwiej się oddychało, kiedy całe gardło było nieprzyjemnie zaschnięte i domagające się - ha! - wody! - chciałoby się, by była to woda!
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Sklep Scrivenshaft'a - Page 4 Empty Re: Sklep Scrivenshaft'a

Nie Lis 08, 2015 1:02 am
Życie nigdy nie będzie proste. Colette i Sahir mieli o tyle szczęście, że nikt nie zdołał ich przyłapać na ich zakazanych, lekkomyślnych i samolubnych ekscesach, które postanowili robić w sklepie Scrivenshaft'a. To wszystko sobie trwało, gdy już na zewnątrz zaczęło się ściemniać a deszcz coraz mocniej uderzał o szyby budynku. Gdzieś w oddali padł drugi znak, który w tym miejscu był zaledwie rytmicznym, podwójnym stuknięciem kolorowego pióra o rozwinięty pergamin. Oprócz ich dwójki, był tutaj sprzedawca i kilka dziewcząt, które w swych kolorowych szatach, podkręconych włosach  w stylu lat 50. i z autentycznym zachwytem wymalowanych na ich zarumienionych twarzach przyglądały się kolorowym tuszom i piórom, które odstawiały przed ich oczami spektakl. To nie było jednak wszystko, bowiem plotkowały one o dwóch młodzieńcach, którzy pojawili się w sklepie nie tak dawno. Co prawda, nie zwróciły uwagi na to w jakim byli stanie ani nic w tym rodzaju. To co zauważyły z tej odległości im wystarczyło. Mówiły właśnie o Was.
- ... Wyglądał jakby skrywał w sobie jakąś tajemnicę, nie uważasz, Liz? Myślisz, że lubi czytać? Że zna dzieła Poego?
- Nie wiem, skoncentrowałam się bardziej na tym drugim. Wyglądał na delikatniejszego.
- ... Ci, co śnią za dnia, wiedzą o wielu rzeczach niedostępnych dla tych, co śnią tylko nocą.
I zachichotały wszystkie razem. Nie były w stanie Was jednak dostrzec. Zanim Salome zdążyła wejść do Scrivenshaft'a, dziewczęta opuściły budynek, nie będąc w stanie  na Was czekać. Sprzedawca już zdążył się pojawić, wyjść z pomieszczenia, które pełniło rolę zaplecza i było naprawdę imponujących rozmiarów. Dlatego właśnie nie słyszał ani Colette'a ani Sahira. Zdawał się być zresztą jakby w swoim świecie. Zamyślony, całkowicie pochłonięty tym, co znajdowało się pod jego widoczną już łysiną. Mruczał coś do siebie i zaczął porządkować pióra, kiedy nagle wparowała nieznajoma mu kobieta i zaczęła siać zamieszanie. Mało tego! Jeszcze jacyś dwaj młodzieńcy sobie siedzieli i sprzedawca miał wrażenie, że aż nadto się rozgościli.
- Hola! Hola! Kim pani jest? Dlaczego rzuca pani jakieś zaklęcia? O co tutaj chodzi?! - Mężczyzna mimowolnie podniósł głos, bo się zdenerwował całą tą dziwną sytuacją. - A Ci młodzieńcy to pani uczniowie? Dlaczego tak swawolnie się zachowują? Pozwala pani mówić do siebie takim tonem? Nie podoba mi się to... bardzo mi się to nie podoba. I ten młodzieniec - i tutaj mężczyzna wskazał głową na Sahira, który ledwo stał na nogach. - Wygląda mi podejrzanie. Jest bardzo blady. Nie powinien zostać przeniesiony do Świętego Munga? Żądam natychmiastowych wyjaśnień.
Jego palce zacisnęły się na różdżce, która znajdowała się pod ladą. Cała ta sprawa nie wygląda mu za dobrze. I pomyśleć, że tylko na chwilę poszedł na zaplecze! Nikt nawet nie użył dzwonka, który znajdowało się na widoku, więc tym bardziej miał prawo do niepokoju. Wszystko na pierwszy rzut oka wydawało się być w porządku; Eliksir Wiggenowy zadziałał i poprawił stan Sahira, choć nadal było mu daleko do pełni sił i na jego nieszczęście nie zmieniało to tego, że był spragniony. W końcu... kiedy ostatnio się posilał? Kilka godzin temu? Kilka dni temu? A może... znacznie dłużej? Aż dziw, że nie rzucił się na Colette'a i nie wyssał go do ostatniej kropki krwi. Wolna wola Nailaha jednakże miała swój limit, samozaparcie również i choć powolutku to jednak wystarczająco sprawnie kontrolę zaczynał przejmować głód, który pomimo wyczerpania ciała był w doskonałej formie. I rozkazywał, wskazując na pulsujące żyły Warpa, na szybciej bijące serce Salome, które pompowało jej krew w zawrotnym tempie. Rozkazywał by Krukon się posilił, by nie patrzył na coś takiego jak sumienie, o ile o jakimkolwiek można było mówić, tak samo jak na własne uczucia. Wampiry przecież nie miały prawa nic czuć - liczyła się życiodajna ciecz, która niczym najlepszy trunek dawała mnóstwo euforii. I była niezbędnym składnikiem by Sahir mógł przeżyć. O wiewiórce można było zapomnieć. Colette i Salome więc dyskutowali i układali plan a wampir? No cóż. Walczył już ostatkiem sił. Walka jednak była z góry przesądzona.
O tyle dobrze, że sklep został zabezpieczony zaklęciami, zdawać by się mogło, że tutaj będą bezpieczni, chwilę poczekają a pojawi się Dumbledore i reszta grona pedagogicznego, by walczyć ze Śmierciożercami, którzy... no właśnie, którzy co? Nie było przecież ich widać ani słychać. Wioska trwała w błogiej cisze, a Rosier Senior z którym pojedynkował się Sahir nie pojawił się tutaj.  
Na to jednak przyjdzie czas, bowiem rozległo się trzykrotne stukanie pióra i niebo przeciął piorun. A przecież nie zapowiadali burzy.
Miał tylko padać deszcz.



Uwaga! Jako że poszliście bardzo szybko do przodu pod względem czasowym, jestem zmuszony zwolnić Wam nieco akcję i nałożyć kolejkę. Od razu też mówię, że w momencie w którym ktokolwiek postanowi opuścić sklep, zostaje automatycznie "zamrożony" i będzie mógł ruszyć się gdziekolwiek dopiero po indywidualnym ustaleniu, jako że na chwilę obecną reszta budynków jest w tyle o dość ważny kawałek czasu.

Kolejka:
- Salome Thynn
- Colette Warp
- Sahir Nailah
- Mistrz Gry

Sahir Nailah: Twój stan zdrowia się poprawił, ale nadal jesteś w tragicznej sytuacji. Od przyszłego posta tracisz nad sobą kontrolę z powodu silnego łaknienia krwi. Twoja natura da się we znaki i resztka silnej woli zostanie złamana (wpływa na to osłabienie organizmu, obrażenia i zmęczenie, co razem daje Nam dostateczną mieszankę wybuchową).
Salome Mildred Thynn
Nauka
Salome Mildred Thynn

Sklep Scrivenshaft'a - Page 4 Empty Re: Sklep Scrivenshaft'a

Sob Lis 14, 2015 5:34 pm
Zignorowała słowa Puchona, w których próbował przekonać ją do tego, że niektórym uczniom powinno się pozwolić walczyć. Oczywiście, jeśli sytuacja ich do tego zmusi... Ale Salome nie miała zamiaru do tego dopuścić i niespodziewany heroizm pana Warpa wydał jej się nagle sporym problemem. Że do czego szkoli studentów Hogwart? Na pewno nie do tego, żeby w latach szkolnych ścierali się ze Śmierciożercami! Miała nadzieję, że nie wyrwie do walki, kiedy zobaczy coś niepokojącego na drodze do... No właśnie, w końcu podjęła decyzję, dokąd muszą się udać. Zostanie na miejscu z chwili na chwilę stawało się coraz większym ryzykiem, a pozostała im jeszcze jedna opcja, która wydawała się nauczycielce coraz bardziej atrakcyjna. Trzeba tylko się pospieszyć.
Ale temat rozmowy chwilowo zszedł na zupełnie inny tor.
- Tak, właściwie mógłby pan... - Zastanawiała się chwilę, czy powiadamianie po kolei siedzących przy ladach najbardziej popularnych wśród uczniów sklepów było dobrym pomysłem - ciężko powiedzieć, co wyniknęłoby z wszczęcia paniki. Może któryś sklepikarz okazałby się być Śmierciożercą? A może zarządziłby, że obecni muszą natychmiast opuścić lokal? Z drugiej strony studenci są teraz nieświadomi, niegotowi... Z roztrząsania tego dylematu wyrwało ją nagłe zainteresowanie sprzedawcy. Popatrzyła na niego zdumiona, jakby nie spodziewała się, że w sklepie istnieje ktoś o takiej funkcji. Kiedy zdziwienie ustąpiło opanowało ją zdenerwowanie, które przyćmiło nawet nieustający strach. W momencie, w którym mężczyzna wskazał ledwo przytomnego Sahira, ten płynnie przeszedł z "ledwo" na "nie". Przeklęła w duchu jego ośli upór w kwestii rezygnacji z leczniczego eliksiru.
- Kim ja jestem? - Zapytała ostrym głosem, zwracając się do sprzedawcy. - Źle obsługiwanym klientem. Gdzie się pan podziewał tyle czasu? - Sięgnęła do leżącego nieopodal kawałka papieru, który był wykorzystywany przez wybierających pióra do wypróbowania, czy taka stalówka im pasuje i naskrobała na nim sobie tylko znaną treść. Oderwała zamaszystym ruchem fragment z zapiskiem i wcisnęła go Colette w rękę. - Później panu wyjaśnię... - Mruknęła do niego cicho. - I właśnie wszyscy wychodzimy. - Dodała już całkiem wyraźnie. - Cameleo! - Bezceremonialnie walnęła pana Warpa różdżką w głowę, aż stuknęło. - Cameleo! - Powtórzyła zabieg na pół siedzącym, pół leżącym smętnie na ladzie Sahirze. Nie mogła zrobić dla niego nic - nic oprócz postarania się, żeby jak najszybciej znalazł się poza terenem objętym atakiem. Najlepiej z kimś, kto będzie miał głowę na karku na tyle, żeby zadbać, by jego stan się poprawił. Zawahała się na sekundę, po czym na siebie również założyła zaklęcie kameleona. - Mógłby pan, panie Warp? - Wskazała różdżką na miejsce, w którym znajdował się pan Nailah, po czym dotarło do niej, że z zakameleonowanych gestów ciężko cokolwiek wyczytać. - Mobilikorpus, zna pan zaklęcie? Wolałabym mieć wolną różdżkę. - Cofnęła rzucony na drzwi czar i otworzyła je. - Do widzenia. I niech pan uważa na Śmierciożerców. - Warknęła na odchodne w stronę opryskliwego pracownika.
[zt x3]
Sponsored content

Sklep Scrivenshaft'a - Page 4 Empty Re: Sklep Scrivenshaft'a

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach