Go down
Mathias Rökkur
Oczekujący
Mathias Rökkur

Skalna półka - Page 3 Empty Re: Skalna półka

Sro Sty 14, 2015 9:23 pm
On nie potrafił Ci odmówić, wyjawi Ci wszystkie sekrety, Esmeraldo, może nie od razu, ale Tobie na pewno je wyjawi
- Wiesz... moja historia nie jest jakas bardzo ciekawa.... ale opowiem Ci ją... a przynajmniej jej część.
Przyjrzał się jej oczom, które na dodatek zbliżyły się jeszcze bardziej i zaczął śpiewać nie bojąc się konsekwencji, On Ci bardzo zaufał, szmaragdooka, tak jak Ty zaufałaś jemu, jak obiecał... odwzajemnia Twoje dary. Ale w tym wszystkim możliwe, że ujawnił swoją słabość uczuciową i potrzebę bliskości... ofiara losu
- Ogólnie jestem z nazwiska Rokkurów. Mój ojciec jest "czystej krwi" jak to mówią, a matka była mugolką
Widać wyśmiewał tę różnice krwiste... pewnie dlatego, że miał cechy ich obu.
- Moja matka... zmarła, kiedy miałem 4 lata, na chorobę, której nie dało się rozpoznać, nie wnikałem, co to było. Po jej śmierci przeprowadziłem się do domu Liama, mojego kuzyna, w podobnym czasie zmarł jego starszy brat. Ojciec zawsze pracował w terenie i nie mógł mnie przyjąć do siebie, ale utrzymujemy względne kontakty.
No i już wszystko jasne, dlaczego miał tą słabość.
-3 lata po mojej przeprowadzce, matka mojego kuzyna zmarła... zostaliśmy sami, mieszkaliśmy razem i mieszkamy do tej pory. Liam... on jest ministrem magii, uczy mnie magicznych sztuczek, kiedy tylko może, dzięki niemu nauczyłem się czarować niewerbalnie. Mieszkamy razem i współpracujemy, choć mnie motywują inne ideały niż jego, ale mniejsza, chciałaś poznać moja historię, nie Liama.
Otóż mijały tak te lata... robiłem się starszy i... Liam wpajał we mnie oportunizm i interesowność, wiec powoływałem się w razie potrzeby na jego... nasze nazwisko. Jeśli chodzi o moja naukę, cóż... poświeciłem w zasadzie wszystkie swoje lata nauce, interesują mnie klątwy i uroki, szczególnie ich rozpoznawanie i odczynianie , na moje ambicje i cele już nie mam takiego parcia jak kiedyś, choć nadal chętnie do nich dążę, szczerze mówiąc, zaczęły powstawać... inne priorytety.

O czym on mówi?
- Ogólnie świadectwem mojej dobrej nauki w tej szkole może być fakt, ze jestem prefektem naczelnym krukonów... ale nie ma co się z tym afiszować. Zawsze ktoś próbował do mnie dotrzeć ze względu na nazwisko. Ostatecznie zawsze bylem sam, przy mnie był odkąd pamiętam mój przyjaciel, Avernus, nie zostawił mnie w potrzebie, zawsze moglem mu się wyżalić... kochane ptaszysko z niego. Wiesz... moje życie w większości to byla po prostu samotność i fakt, ze jestem dla kogoś użyteczny, nie potrzebny... i te troski zaczęły się nawarstwiać... aż w końcu... pojawiłaś się Ty i... zmieniasz to.
Esmeraldo, naprawdę obudziłaś w nim dobro, może i nie będzie awatarem cnoty, ale już teraz jest lepszym człowiekiem niż wcześniej, oj brawo, długowłosa, Ta sadzonka będzie praktycznie nieskalana.
- Odmieniłaś w zasadzie moje życie uczuciowe do góry nogami, pokazałaś mi świat z Twojej strony, chcę w nim zostać...
No i wpadł w Twoje sidła... brawo, manipulatorko.
- Tak mniej więcej wygląda moja historia, jeśli masz jakieś pytania czy coś pominąłem... pytaj. Podsumowując żyłem zawsze wśród innych ale sam, chciany tylko dlatego, bo potrzebny. Powiedz mi. Będziesz skłonna po tym podzielić się czymś więcej o sobie?
Cyganko... Wpadł w Twoje sidła. Ujawnisz kim naprawdę jesteś? Powiesz mu to? Wierzysz w niego?Wiedziałaś, że w końcu zapyta, odważysz się i odpowiesz czy wymigasz się od odpowiedzi? Napewno tak, w końcu Ty jesteś manipulatorką.


Ostatnio zmieniony przez Mathias Rokkur dnia Czw Sty 15, 2015 8:10 pm, w całości zmieniany 1 raz
Esmeralda Moore
Hufflepuff
Esmeralda Moore

Skalna półka - Page 3 Empty Re: Skalna półka

Sro Sty 14, 2015 9:28 pm
Cyganka słuchała go uważnie, nie chciała opuścić ani jednego słowa. Było dla niej to po prostu ważne, ale w jakiś dziwny sposób. W jego wypadku ta historia nabrała jakiejś wartości, było w niej coś co sprawiało, że cyganka pragnęła chronić za wszelką cenę. Może dlatego, że to była jego opowieść, kawał jego życia. Tej wiosny która przyniosła dziewczynie ukojenie, tej samej wiosny która wypełniła ją swoim ciepłem.
Śmierć w życiu człowieka była najwierniejszym kompanem, i nie można było się jej wyprzeć w żaden sposób, dlatego najlepszym rozwiązaniem było po prostu podanie jej ręki i zaprzyjaźnienie się z tym końcem który wcześniej czy później nadejdzie, ale ty też poznałeś to uczucie, straciłeś matkę za młodu i stracisz jeszcze znacznie więcej osób.
-Ja...- Mruknęła cicho lekko zakłopotana. Nie mówiła o sobie dlatego, że wstydziła się swojego pochodzenia, czy samej historii, nie zrobiła w swoim życiu niczego co musiała by ukrywać, o czym mogła by mówić z wypiekami na policzkach. Po prostu sama nie miała pojęcia od czego zacząć. Czy te dni w jej wypadku na pewno składają się w jakąś historię. Chwilami odnosiła wrażenie, że ona nie miała prawa mieć historii, bo dni mijały nie pozostawiając na jej sercu żadnego odcisku.
-Nie jestem do końca pewna tego kim jestem, moi rodzice podrzucili mnie kiedy byłam jeszcze niemowlakiem. Nie znałam ani matki ani ojca. W taki sposób trafiłam do cyganów, czy jestem w stu procentach jedną z nich, czy płynie we mnie też Romska krew tego nie wiem i nigdy się nie dowiem. Przygarnęli mnie, ale nigdy nie traktowali jak równą sobie. Nie miałam jednego domu, z każdym dniem tak naprawdę zamieszkiwałam zupełnie i kogoś innego. A później ulica stała się mym domem. To ona uczyła mnie wszystkiego, a noc dawała mi schronienie pozwalając snuć swoje kruche sny- Jej opowieść była krótka, nie miała co o sobie mówić, byłą tylko biedną cyganką która jakoś próbuje żyć na tym świecie. Nie wydawało się jej aby to było warte tworzenia jakiejś opowieść.
Mathias Rökkur
Oczekujący
Mathias Rökkur

Skalna półka - Page 3 Empty Re: Skalna półka

Sro Sty 14, 2015 9:49 pm
Złapał jedną jej dłoń i ścisnął lekko oburącz, przekazując dalej ciepło, jakim buchał dzięki Tobie, właśnie, cyganko
- Wiesz... Twoja przeszłość jest dla mnie ważna, jednak jest to przeszłość, coś, co było, cieszmy się tym, co mamy tu i teraz, Esmeraldo. Jeszcze będzie czas na rozmyślanie, dajmy się porwać emocjom, które dają nam prawdziwe szczęście, hm?
Posłał Ci pogodny uśmiech, którego tak było potrzeba...
- Niemniej cieszę się, że mimo wszystko jesteś tutaj... przetrwałaś, niewiele dziewczyn możne się do Ciebie porównywać. Nie straciłaś w tym wszystkim siebie... to jest piękne, wiesz?
Łyknął Twoją historię bez najmniejszego zakrztuszenia, taki łatwy cel z niego... tak się poddał, jednakże zwrócił pewną uwagę.
- Mnie się nie musisz wstydzić, Esmeraldo, bez względu na wszystko dla mnie zawsze będziesz tą dziewczyną, którą teraz widzę przed sobą, wiesz? Cenię sobie Ciebie w każdym świetle, bez wyjątku.
Te wszystkie słowa mówił z pewnością w oczach, widziałaś to w jego węgielkach... godne podziwu, mało kto ma taką pewność w wymawianych słowach. Wiosna, która do Ciebie przybyła pozostanie na bardzo długo.


Ostatnio zmieniony przez Mathias Rokkur dnia Czw Sty 15, 2015 8:07 pm, w całości zmieniany 1 raz
Esmeralda Moore
Hufflepuff
Esmeralda Moore

Skalna półka - Page 3 Empty Re: Skalna półka

Czw Sty 15, 2015 3:15 am
Twoja obecność jak najbardziej była dla niej pocieszeniem, owszem. Mimo wszystko w tej chwili dobrze było by się zastanowić czy nie uśmiecha się ponownie tylko po to abyś ty poczuł się lepiej. Abyś czuł się komuś potrzebny. Musisz zdać sobie sprawę z tego, że na chwilę obecną jesteś zbyt słaby aby rozerwać jej kajdany, nie zniszczysz tej klatki w której aktualnie się znajdowała. W twoich oczach ona szybowała, ale tak naprawdę stworzyła iluzję którą nakładała na twoje oczy. Nie mogłeś dostrzec tego, że dziewczyna z każdym kolejnym dniem dziewczyna staczała się bardziej w mrok. Sklejała swoją twarz i oszukiwała wszystkich dookoła, że da się żyć. Widziałeś tylko to co ona ci pozwoliła. Cały czas to ona miała panowanie nad tym wszystkim i doskonale zdawałeś sobie sprawę z tego.
Popatrzyła na ich złączone dłonie i uśmiechnęła się delikatnie. Więc byłeś przy niej, byłeś kolejnym człowiekiem który pragnął czuwać nad jej rozkwitem, ale pytanie czy w końcu nie porzucisz tego. Czy nie pozwolisz aby jakiś mrok który potrafił nawiedzić jej piękny ogród, nie dostanie się do twoich oczu sprawiając, że piękna róża przestanie być ta jedyną wśród tysiąca innych. I nie obiecuj czegoś, czego nie jesteś pewien.
-Dziękuję...[​/b]- Tylko tyle wyszeptała. Możesz próbować na nią naciskać aby ci wyjawiła wszystko to co siedzi na dnie jej duszy, ale wtedy musisz się liczyć z tym, że będzie unikać odpowiedzi, albo poczekaj cierpliwie, może wszystkiego sam się dowiesz.
-[b]Moja historia nie jest istotna, tak samo jak moja przyszłość
- Powiedziała cicho i wstała ze swojego miejsca podchodząc niebezpiecznie blisko do krawędzi półki skalnej. Popatrzyła w dół, przypomniała sobie tą chwilę kiedy tonęła, kiedy ta zimna woda przeszywała jej ciało, sprawiając jej ból porównywalny do tego który występuje w chwili kiedy ktoś wbija ci noże w ciało. Zastanawiała się czy teraz było by to równie bolesne, czy tak samo by się bała. W końcu była już bliska śmierci, może teraz było by inaczej, może patrzyła by na nią jak na kogoś znajomego, kogoś kogo nie należy się bać. Jej czarne włosy rozwiewał teraz przyjemnie chłodny wiatr, a spódnica zaczęła delikatnie trzepotać na wietrze.
Mathias Rökkur
Oczekujący
Mathias Rökkur

Skalna półka - Page 3 Empty Re: Skalna półka

Czw Sty 15, 2015 7:00 pm
Przyjrzał Ci się, wstał, stanął delikatnie za Tobą, ale niezbyt blisko, żebyś tylko nie skoczyła... bał się o Ciebie teraz nie dotknie Cię, dotyk pewnie nic nie da, nie przekaże żadnej wiadomości. Jednak jemu zależało, cyganko, nie oczekiwał, że zawsze będziesz taka sama, że będziesz utrzymywać jeden wzorzec i trwać w jednym świetle. Wie, że to Ty teraz pociągasz za sznurki, pomimo tego jest z Tobą... czy to nie jest prawdziwe uczucie? Trwanie przy kimś pomimo niedogodności? On się nie poddawał pomimo beznadziejności jego położenia, Esmeraldo... Może to jednak dobry znak wśród tej... głupoty i naiwności? Może i teraz nie ma siły uwolnić Cię z kajdan.... ale dobrych chęci i determinacji mu nie brakuje.
Staczasz się w mrok... Tylko Ty to widzisz, ale Mathias nie boi się ciemności, za dużo wśród niej przebywał, poradzi sobie. Skoro panujesz nad tym, to dlaczego nie pozbędziesz się mroku sama? Może jednak potrzebujesz go mimo wszystko? Mimo tego, jaką on jest świadomą ofiarą w tej sytuacji... nie sądzisz, ze on jest inny? On nie tylko chciał czuwać nad rozkwitem, chciał je wspomóc własnymi siłami... a nawet swoim kosztem, zależy mu na Tobie, darzy Cie uczuciem... nie widzisz tego? On myli o Tobie uczuciowo, nie patrzy na Ciebie, jak na obiekt rozkoszy cielesnej, widział w Tobie skarbnicę uczuć ukrytych gdzieś tam w tym wszystkim. Znał mrok, miał go w oczach, mrok go nie zaskoczy.
Sprawiłaś, że on chce dla Ciebie dobrze, być może sprawi, że weźmie cały mrok na siebie w ten czy inny sposób, żebyś mogla bardziej rozwinąć skrzydła. Może nie on rozbije Twoje kajdany, a nada Ci siły, żebyś sama to zrobiła? Nie pomyślałaś o tym? On nie naciskał, utwierdzał Cię w przekonaniu a przynajmniej próbował, że on nie odbierze źle Twoich sekretów, co byś mu nie powiedziała złego o sobie, to nie miałoby to znaczenia, dla niego liczysz się w całości, nie częściowo. Bezinteresowna miłość czy głupota? Prawdopodobnie jedno i drugie, ale w końcu pragnęłaś kogoś, kto obdarzy Cię szczerym uczuciem, prawda, Esmeraldo? Głupotą się wykazał i słabością... zapomniał się, ale on w tej iluzji i zakłamaniu i pomimo tego przejawia czyste i nieskalane uczucie, pomyśl o tym.
Po chwili bardzo szczerym głosem, niczym ktoś, kto Cię... kochał ale kochał Twoje uczucia, nie ciało, mówił do Ciebie ostatnie słowa... tak się czul. Nie wykluczał możliwości, że odlecisz, nie wzdycha za Tobą... tak, jak obiecał, on po prostu trwa przy Tobie, niezależnie od okoliczności... i tego jak jest teraz słaby i żałosny
- Esmeraldo... Historia każdego jest ważna i ma swoja wartość... Przyszłość może być lepsza od teraźniejszości... wystarczy chcieć i wieżyc w to. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie mówisz mi wszystkiego, szanują to. Nie byłbym wobec Ciebie w porządku, gdyby było inaczej. Może i jestem w jakiejś iluzji... może i jestem teraz żałosny, ale ja nie jestem iluzją, jestem szczery. Ja... Kocham Cię taką, jaką jesteś. Nie szukam w Tobie ideału... po prostu chcę dbać o Ciebie na tyle, ile bym mógł. Poczułem coś do Ciebie, bo zobaczyłem Esmeraldę... nikogo innego... Ja... może...
Opuścił głowę nie wiedząc, co robić, znów ma to pogubienie, zależy mu... bardzo mu zależy, bo widział w Tobie część siebie. Wystarczy, że dasz mu jakąś jasną wskazówkę, co ma robić. On nie chce Cie opuścić... nie zostawia Cię, jest z Tobą bez względu na to jak jest beznadziejny teraz... może chociaż ze względu na to warto spróbować stworzyć rzeczywistość na nowych zasadach. Zobacz go... popatrz, co mu dałaś i co chce oddać w zamian, jeśli mu rozkażesz, to odejdzie... uszanuje Twoją decyzję, uzna, że nie jest potrzebny i pójdzie dalej. Jeśli dasz mu szanse... to będzie przy Tobie i Cię wspierał jak tylko się da, bezinteresownie, przyjmiesz jego pomoc? Może kiedyś, bo teraz okazał się dzieciakiem, który poddał się Twojemu czaru częściowo i okazał się głupkiem, ale za to głupkiem, który myśli dobrze, chociaż tyle. Szkoda, że ten, co się dostosowywał teraz sobie nie poradził.
Esmeralda Moore
Hufflepuff
Esmeralda Moore

Skalna półka - Page 3 Empty Re: Skalna półka

Sob Sty 17, 2015 12:35 pm
Cyganka otworzyła szeroko swoje zielone oczy kiedy usłyszała te dwa słowa. "Kocham cię" co to niby miało w tej chwili znaczyć. Mówił, że przecież nie patrzy na nią jak na jakiś cielesny obiekt... okłamał ją... nie, przecież nie mógł. Ludzie przecież nie kłamią, nie po takich słowach jakie usłyszała wcześniej... a jednak. Odwróciła się gwałtownie w twoim kierunku aby popatrzeć w te czarne oczy, w których do tej pory wydawało ci się, że widziałaś swojego sprzymierzeńca. Czyżby stworzył swoją własną iluzję? i ty która wyspecjalizowała​ się w tym dałaś się po prostu w nią złapać. Przymrużyła swoje szmaragdowe oczy, już podeszła do twojej osoby, unosiła swoją rękę która wylądowała na twojej twarzy. Nie był to silny cios, ale jakże wyrazisty.
-Kłamca...- Wyszeptała w twoim kierunku tylko to jedno słowo. Jej oczy w tej chwili z bajecznie zielonych stały się po prostu zielonymi nic więcej, nie tańczyły w nich żadne ogniki, nic... mroczna pustka. Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale ostatecznie zamknęła swoje usta odsuwając się od twojej osoby. Odwróciła się szybko i po prostu odeszła, pozostawiając ciebie z piekącym policzkiem i słowem "kłamca" który nadal gdzieś wisiał w powietrzu.
z/t
Mathias Rökkur
Oczekujący
Mathias Rökkur

Skalna półka - Page 3 Empty Re: Skalna półka

Sob Sty 17, 2015 12:39 pm
- Nie okłamałem...
Mruknął źle zrozumiany. Esmeraldo, on nie kłamał... Ty go źle zrozumiałaś, cyganko. Ale wiedział, ze próba przemówienia teraz nic nie pomoże, dał Ci odejść... szanował Cię, nie daje Ci to do myślenia, długowłoso? Opuścił po prostu głowę i tak usiadł przy tej skale, brat czuwał, Avernus przyleciał, nierozłączny brat, on jedyny Cie w pełni rozumie, Mat i usiadł Ci na ramieniu. I tak siedział i zaczął analizować co zrobił źle... nadzieja umiera ostatnia, ponoć, może jeszcze coś z tego będzie, zobaczymy, bracia znów są sami i zdani na siebie, może na takie życie jest skazany Math? Nie ma szans na to, żeby wreszcie mógł do kogoś się przytulic więcej niż przyjacielsko? Sobie zaczął myśleć.
- Może się uspokoi i rozumie... Mathiasie... okazałeś słabość...
Mimo wszystko stara się być w dobrej myśli, przeżył gorsze rzeczy. W najgorszym układzie to wszystko, co przeżył z Esmeralda stanie się epizodem z nauczką albo sprawi, że zapomni o tym, co się teraz wydarzyło.

z/t
Esmeralda Moore
Hufflepuff
Esmeralda Moore

Skalna półka - Page 3 Empty Re: Skalna półka

Wto Mar 03, 2015 12:03 am
Niektórzy ludzie mówią, że w niektórych miejscach emocje potrafią być na tyle silne, że cały czas przyciągają właściciela tych uczuć. Cyganka już dawno się o tym przekonała. Ile razy jeszcze musiała wspinać się pod tą górę, ile razy będzie musiała spoglądać w mroczną toń jeziora, aby przypomnieć sobie to jak w tak głupi sposób o mało co nie straciła życia. Dlaczego życie zawzięcie usiłowało jej przypomnieć o Sahirze, w chwili kiedy po prostu nie chciała o nim pamiętać. Przecież w tej chwili nie musisz zaprzątać sobie nim myśli. Nie musisz rozpoczynać tej gry którą on oglądał. A mimo to nie mogłaś się od tego powstrzymać. Czyżbyś się bała, że jak na chwilę przestaniesz grać swoją rolę, w jakiej on ciebie obsadził to wyjdziesz z formy, i ta istota która na tym świecie zaznała tak mało zachwytu, nie będzie patrzeć na twój taniec z iskierkami w oczach. Z resztą to tutaj padła ta obietnica która sprawiła, że zostaliście zlepieni ze sobą. Przecież powiedziała, że nie uwolni się od niej tak łatwo. Najzabawniejsze było w tym wszystkim to, że ona kompletnie się nawet nie starała. Po prostu życie co chwila stawiała tego wampira na jej drodze. Zupełnie tak jak by chciało jej coś przekazać, ale niestety dla dziewczyny był to język kompletnie nie zrozumiały.
Romka ustała w końcu na półce opierając się o kamienną zimną ścianę. Następne odwiedziny tego miejsca również nie przyniosły nic dobrego. Przez to wszystko co miało tutaj miejsce uderzyła o ziemię. Mathias sprowadził ją na ziemię, może i nieświadomie, ale nie zdawał sobie sprawy z tego, że tego ptaka pod żadnym pozorem nie wolno trzymać na ziemi. Trzeba pozwolić jej wznosić się do nieba. Wszystkie wspomnienia Esmeraldy z tym miejscem były raczej negatywne. Może jej nowo poznany znajomy odmieni ten zły los, i sprawi, że będzie chciała tutaj wracać z uśmiechem na ustach, a nie z bólem w sercu. Niestety wybrał najmniej odpowiednie dla niej miejsce na spotkanie, ale przecież skąd niby miał o tym wiedzieć. Twoja dusza twoja tajemnicą, a wspomnienia były przeznaczone tylko dla ciebie samej. Dla nikogo innego. Chroniłaś je niczym najcenniejszy skarb. Bo po za wspomnieniami nie miałaś nic. Byłaś biedną ubogą cyganką, która potrafiła tylko ładnie tańczyć. Nie miałaś ojczyzny, języka własnego, żadnych praw w tym kraju, bo tak naprawdę nikt nie potrafił ciebie określić, do jakiej narodowości ciebie przypisać. Podobno cyganie pochodzą z Indii, ale czy to prawda. Przecież tyle w tobie Hinduski co w świnie psa. Mogłaś pochodzić z Hiszpanii, to było bardziej prawdopodobne, ale przecież ta cera i kolor oczy tak bardzo nie podobna do tej narodowości. A tutaj... nikt ciebie nie traktował jak swoją. Byłaś cały czas cyganką, która nigdy nie będzie należeć do świata zwykłych ludzi. Dlatego tak bardzo im zazdrościła. Oni mogli poznać życie, którego ona nie zazna nawet we śnie.
-Bohemienne, tak cyganka we Francji się zwie
Bohemienne, skąd pochodzę Bóg jeden wie
Bohemienne, Bohemienne, jestem córką stu dróg kocham je
Bohemienne, Bohemienne, w liniach dłoni mój los, kryje się
- Zanuciła sobie spokojnie chodząc w lewo i prawo. Jej błękitną spódnicę, rozwiewał delikatny wiatr, a czarne włosy dołączyły do tego tańca. Ona sama, jednak jak na razie nie miała zamiaru oddawać się tej melodii która tak znienacka zagrała w jej duszy. Cóż, część artystyczną zostawi dla Colette. Bo najpewniej nie darowała by sobie gdyby nie odtańczyła na swojej pajęczynie specjalnego tańca.
avatar
Oczekujący
Colette Warp

Skalna półka - Page 3 Empty Re: Skalna półka

Wto Mar 03, 2015 1:15 pm
W ciągu reszty dnia bardziej od rozmów, skupiał się na dokurowaniu swojego ciała do stanu, w którym nie wyglądał jak psu z pyska wyjęty. Czyli spał. Tak, mili państwo, nakurwiał sen jak ostatni alkoholik, praktycznie śliniąc się w poduszkę, robiąc sobie przerwy na picie wody. Ale przynajmniej podziałało. Przynajmniej jak wstał wieczorem z rozwichrzoną czupryną, zlepionymi od suchości ustami i karygodnie wymiętoloną koszulą: czuł się jak po odbyciu sesji medytacji, kompletnie oczyszczającej jego organizm. No a potem znowu była krótka modlitwa przy klozecie. Ale jedna! To się liczyło. Potem prysznic zmył z niego ostatnie resztki snu i mógł wreszcie ubrać się w coś normalniejszego i cieplejszego od szkolnego mundurka. Wzrok przy okazji co chwile uciekał mu na wyprany, wyczyszczony i pieszczotliwie wyczesany płaszcz, czarny jak noc, który wisiał tuż obok jego łóżka. W końcu go odda... na pewno! Jego obecność zawsze wprawiała śpiących z nim w dormitorium kolegów w pytające spojrzenie w jego stronę. To była w końcu wyjątkowo idiotyczna sytuacja: normalny wieczór, wszyscy grają, czytają, grzeją się przy kominku, nagle Sahir wjeżdża rozwalając wejście praktycznie butem i wywleka tego małego idiotę na zewnątrz. A potem co...? Ten wraca praktycznie nad samym ranem, cały w błocie, pijany w sztok i na dodatek w nieswoim płaszczu. Melanż musiał być gruby. Pięknie, Colette, pięknie. Twoja tajemnica wisi na wyjątkowo cienkim włosku...
Dlatego oboje musieli od siebie odpocząć. I dlatego Colette musiał zacząć być widoczny w otoczeniu kobiet – nie wykorzystywał ich w żadnej mierze, ale... czasy były dla takich jak on niezwykle trudne i niegościnne. Musiał umieć zachować pozory. Ale z Esmeraldą wolał spotkać się w miejscu, gdzie nikt ich nie zobaczył, nie zasługiwała na traktowanie jak przedmiot, mający jakkolwiek naprawić sytuację. Dlatego wybrał miejsce niewidoczne ze szkoły, daleko poza zasięgiem Filcha i tak skaliste, ze rozpalenie tam ogniska nawet przez takiego mistrza jak Colette, nie skończy się pożarem Zakazanego lasu. Dlatego jak tylko się w całości obrobił, wyleciał z Pokoju Wspólnego Puffkolandu bez pożegnania i pognał w dół. A potem się wrócił, bo zapomniał koca. I też się nie pożegnał. Cham.
Cham, nie cham, musiał się spieszyć bo godzina niewyraźna, a on miał jeszcze w zamiarze poprosić Skrzaty w kuchni, aby przygotowały górkę kanapek. No i zapakował kilka bułek, spory kawałek sera oraz ze trzy kiełbaski. Kijków do smażenia poszuka wraz z drewnem. A co do szukania drewna.... czasem żałował, że czarodzieje mieli prawo tylko do jednej różdżki. Tak pewnie mógłby jednocześnie nie męczyć się z niesieniem wbijającego w bok drewna i oświetlać sobie drogę. A tak zdecydował komfort i Tomiczny zaoszczędził na latarkach w oczach. W końcu bardzo szybko zrobiło się ciemno i musiał w ciszy, bez specjalnych wizualnych rewelacji przemykać przez błonia. Już był spóźniony i na dodatek nie zauważył swojej dzisiejszej towarzyszki przy hangarach. Przez moment sadził, że może faktycznie przesadził z kazaniem jej czekać za długo i zrezygnowała wygoniona nocnym chłodem, nawet nie miałby jej tego specjalnie za złe, w końcu to on spartolił o te... dziesięć minut może, ale musiał się upewnić. Przecisnął z lewitującą w powietrzu kupą patoli i... jest. Była. Śliczna jak wtedy na parapecie, nawet jeśli przesuwającą jak figurka otoczona nocą.
- Witaj. - sapnął i udało mu się w ciszy opuścić uzbierane drewno blisko ściany skalnej półki. - Przepraszam za spóźnienie, Psze Pani.
Z uśmiechem zmałpował tłumaczącego się ucznia i klęknął, odkładając delikatnie koc, owinięty dookoła ich starannie zapakowanego jedzenia i zaczął w pośpiechu układać badyle w swego rodzaju tipi.
- Zmarzłaś pewnie, co? Zaraz temu zaradzę... i nie uwierzysz ile fantazji mają nasze Skrzaty w robieniu kanapek! W Jednym specjalnie dla ciebie ułożyły grubego słonika z białek jajek, ale nie wiem czy go przypadkiem nie rozwaliłem. - śmiał się pod nosem, już znacznie bardziej ożywiony niż dzisiejszego poranka.
Esmeralda Moore
Hufflepuff
Esmeralda Moore

Skalna półka - Page 3 Empty Re: Skalna półka

Sro Mar 04, 2015 10:17 pm
I tak była dla ciebie przykrywką,  i to bardzo dobrą. Sam przed sobą się nie przyznasz, bo w końcu na widok tak delikatnej istoty, aż głupio powiedzieć, że chce się ją wykorzystać, ale niestety ta dziewczyna była do tego tak bardzo przyzwyczajona. Każdy w znajomości z nią miał jakiś interes. Nigdy nie spotkała nikogo, kto miał by po prostu czyste intencje. Możesz być pewien, ona zostanie tym kim ty będziesz chciał aby była. Może udawać przed wszystkimi. Przecież jest w tym mistrzynią. Nie była już dzieckiem. Swoje sny po prostu rzuciła gdzieś w kąt, dając się pochłonąć tej codziennej rutynie.
Stała oparta o ścianę wpatrując się w noc która nadchodziła. Niebo było bezchmurne, gwiazdy zaczynały migotać do niej. Normalnie o tej godzinie już dawno pewnie leżała by w łóżku pogrążając się w swoich marzeniach sennych, ale tym razem mogła obserwować swoją przyjaciółkę która właśnie najpewniej zbliżała się aby zastukać w okno dormitorium, w którym spała dziewczyna. Niestety nie zastanie jej tam.
-Jednak jesteś...- Wyszeptała uśmiechając się do ciebie promieniście. Oczywiście, że jesteś, przecież nie darował byś sobie gdyby ta porcelanowa lalka musiała na ciebie czekać zbyt długo. Po za tym ten kto zasmakował jej towarzystwa zawsze wracał po więcej, wcześniej czy inaczej. Czasami dobrowolnie, a czasami po prostu musiał. Stała tutaj i czekała tylko na ciebie. W tej chwili to był twój czas. Więc czym jej chcesz zaimponować. Pokażesz jej coś innego niż to co udało się jej poznać. Jeżeli chcesz spróbować musisz wiedzieć, że nie będzie to łatwe zadanie. Przecież ta dziewczyna widziała już tyle rzeczy na tym świecie. Niestety, szkoda tylko, że te gwiazdy które w tej chwili błyszczały nad waszymi głowami przemieniły się w zwykłe kule gazowe, które zna tak dobrze. Słońce stało się jej wrogiem. Zapowiadał on dzień, a to przynosiło dla niej kolejną walkę, której i tak nie wygra. Za to noc... cóż tej nie znała zbyt dobrze. Z jednej strony ją przerażała, ale z drugiej zachwycała. Była nieznana, ale wydawało się dziewczynie jak by poznała wszystkie jej tajemnice.
-Nie aż tak bardzo. Przywykłam do siedzenia na dworze w mroźne wieczory- Przecież domy cyganów nie były pięknymi budynkami które chroniły przed deszczem czy mrozem. Zimą przeważnie ich liczebność spadała, po przez liczne zamarznięcia. Dla nich było to jak najbardziej dobre. Nie musieli gnieść się na nie wielkim kawałku ziemi. Cyganka usiadła na ziemi i obserwowała uważnie swoimi zielonymi oczami to co robiłeś. Nie pozwoliła sobie na opuszczenie nawet jednego twojego ruchu. W końcu jakim by była pająkiem gdyby pozwoliła swojej ofierze uciec z pułapki. Ciekawe czy skończycie tak samo jak wszyscy inni z którymi cyganka zaczęła się zadawać. Ci wszyscy ludzie których spotkała były idealnym przykładem osób których nigdy nie powinna poznać. Nigdy nie powinni byli się nawet wyminąć. Bo teraz nie mogą się od siebie oderwać, dlaczego? Cóż najpewniej jest to spowodowane zbyt licznymi podobieństwami. Owszem, jakieś cechy wspólne są jak najbardziej potrzebne, ale w tym wypadku zaczynało pojawiać się coś więcej, przez co niestety dwoje ludzi zamiast pomagać sobie wzajemnie, za miast pielęgnować tych kwiatów, niszczyli siebie wzajemnie. Trudno było im powiedzieć "dość" , na horyzoncie nie pojawiał się żaden inny port. Ba, nic dziwnego. Aby to się stało trzeba było najpierw odpłynąć od jednego portu, a to było nie możliwe. Może dlatego, że statek był zbyt zniszczony, albo po prostu umiejętności kapitana nie były na tyle dobre aby wypływać w tak długą podróż. No, ale za dużo już tej filozofii. Cyganka nie chciała się do ciebie zbliżać, bo doskonale wiedziała, że to było równoznaczne z przywiązaniem. A to mogło by przynieść różne efekty. Potem mógł byś być kulą u nogi która tylko utrudniała życie, chociaż z pierwotnego założenia, miałeś bardziej je pokolorować... no właśnie... jakie posiadasz kredki? czy w ogóle jakieś masz? może już dawno ci się połamały? Ona na pewno ci pomaluje twoje płótno, ale niestety wystarczy wylać na nie wodę i wszystkie barwy po prostu się zmyją. Nie liczy na nic trwałego z jej rąk.
-Ale jestem głodna- Mruknęła cicho siadając bliżej prowizorycznego ogniska czekając aż chłopak w końcu je rozpali. Naprawdę zgłodniała, nic w sumie od rana nie jadła.
avatar
Oczekujący
Colette Warp

Skalna półka - Page 3 Empty Re: Skalna półka

Czw Mar 05, 2015 1:54 am
Okej... jednak nie miał absolutnie nic na swoją obronę, jednak trochę Esmeraldę wykorzystał, jednak nie był specjalnie inny, jednak wkradł się w szablon; nie broniła go nawet nieświadomość. Wiadomo, nie znajomość zasad nie zwalnia z ich przestrzegania. I na koniec: jednak to nie jemu przyjdzie być tym wielkim bohaterem, który ma uratować biedną cygankę ze sznurem na szyi – spryskać świeżą wodą jałowe ziemie jej rajskiego ogrodu, rozproszyć ciemne chmury, zasłaniające życiodajne słońce czy zasadzić tam coś swojego i odbić się w czerni chociażby jednym, ciepłym kolorem. W ostateczności nie był nawet małym słowikiem, jaki na ostatnim tchu doleciał do opłakanego miejsca, zasiadł na kruszejącej gałązce zwiędłego drzewa i zaczynał smutną, ale piękną pieśnią oddawać temu miejscu hołd. Nie. Był smokiem o łuskach koloru złota, który czuł respekt do wielkiego ogrodu i stąpał po nim z opanowaniem, ale był wielki i nieuważny, postrącał bezszelestnie kilka skapciałych, pozwijanych liści i kołysał ogonem nad łodygami kwiatów, które zamieniały się z wolna w czarny pył. Gdyby to wszystko wiedział pewnie by ją przeprosił... pewnie tak. Najtrudniej jest przyznać wreszcie przed samym sobą, ze jest już za późno i patrzeć jak coś powoli sięga dna, upada. Szkoda tylko, że ze szczerością i otwartością Esmeraldy nie będzie mu dane zobaczyć tego widowiska, pewnie odbije się na nim tylko fala uderzeniowa, kiedy odwróci się i zobaczy za sobą ogromny zarys nadciągającej fali jego ignorancji. Ale cśśś... to jeszcze nie teraz. Teraz będą smażyć kiełbaski.
- Ano jestem... tęskniłaś? - puścił jej oko i zgarnął dłonią drewienko, które uciekło mu z ręki i stuknęło o skałę. - Obiecałem więc jestem. Colette Warp spółka z pełną odpowiedzialnością: do usług.
Odstawiał mały teatr, ale kto mu zabroni? W kocu skłonił przed nią głowę tylko na moment, tuż przed podarowaniem swojemu tipi ostatniej ścianki. Była tu specjalnie dla niego... jak podniecająco to brzmiało. Oczywiście nie była to schadzka kochanków, ale nadal była jakimś przyjemnym wyzwaniem i odcięciem od rutyny. W końcu polak uwielbiał ludzi, uwielbiał kontakty z innymi, można było przyrównać go do bluszczu: żył dopóki miał podparcie, wbijał się w najbardziej ekstremalne mury i budynki, a kiedy padał na ziemię; gnił. Esmeralda wydawała się być bardzo podobna, ale w nieco mniej maniakalnym stopniu. Też w końcu szukała kontaktu, na swój sposób zdystansowanego i bardzo, ale to bardzo delikatnego (co tu dużo kryć, Colette nie bał się załazić komuś za skórę, żeby się tylko dobrze pobawić), w końcu była ostrożniejsza. Ona potrafiła grać i tańczyć tak, by złe następstwa podejmowanych przez nią decyzji dosięgały ją później, dużo później... a Colette zgarniał namacalne, ale płytkie manto od razu, a potem nawiązywał głęboką przyjaźń.
- To się dopiero nazywa hartowanie organizmu; ochraniasz ciało od choróbsk, jakie z kolei mnie rozkładają z prędkością światła. - parsknął, wpychając pod drewniane zadaszenie zmięte fragmenty gazetki szkolnej i pomniejsze patyczki. - A więc wolisz kontakt z przyrodą niż siedzenie w zimnych murach. - co chwile uciekał na nią wzrokiem, w międzyczasie z oczarowania pilnując, żeby własnej różdżki nie wpakować w prawie gotowe ognisko. Za pazuchą płaszcza powinna być bezpieczna. Wreszcie. Aż sapnął z zadowolenia i wyciągnął różdżkę, rozpalając powoli wnętrze kopczyka, pilnując, by za bardzo nie miotnąć strumieniem i nie podpalić swojej... randki. To nie położyłoby się za dobrze na jego wizerunek casanovy.
- O nie, nie, nie. Dama nie będzie siedzieć na podłodze, dlatego zabrałem koc. - minął rozjaśniające wszystko naokoło ognisko i wyciągnął dłoń w kierunku dziewczyny, łagodnie pomagając jej wstać. Aż niewiarygodne jak bardzo ten słoń potrafił być przy niej delikatny, w obliczu tego jak czasem potrafił być barbarzyński (na prawd. Nawet Sahir mógł to poświadczyć!). Nie do uwierzenia.
Nie pasowali do siebie. Żadne z nich nie zobaczy, nawet nie liźnie chociażby fragmentu tajemnic drugiego – ale było im to na rękę. Śmiało... mogli powymieniać się kartkami i w czasie tej znajomości rysować co tylko nawinie im się do głowy, ale na końcu będą musieli sobie oddać te prace i od losu zależy czy będą to kolorowe, artystyczne bazgroły, czy zamazane czarną kartką tornado.
Rozłożył kos w miejscu w którym siedziała jego towarzyszka i zaraz przysunął bliżej nich niewielki, wiklinowy koszyk bez przykrywki, w którym leżała górka niewielkich zawiniątek, trzy, grube kiełbasy i butelka wody. Obok leżały jeszcze, ale nie zmieściły się w środku: niewielki bochenek krojonego chleba i opakowanie ketchupu.. Trzeba było przyznać, że jak na ciamajdę za którego otwarcie się uważał, obrabiał się całkiem dobrze. Zasiadł z westchnieniem obok niej i przysunął swój ekwipunek bliżej, pozwalając ogniowi trzaskać i rzucać na nich przyjemne, ciepłe światło.
- Proszę więc. Wybieraj. Te po prawej są z szynką i papryką, te po lewej z jajkiem i majonezem a te dwie w środku to ser i ogórek kiszony. Sam robiłem, ale nie każdy lubi... - mruczał pod koniec ściszając wzrok i zerkając na nią niepewnie. Naprawdę była onieśmielająca.
- Ha, no i jeszcze rycersko usmażę ci kiełbaskę, ale na to trzeba będzie trochę poczekać. - oparł się o twardą skałę i zaczął niczym zwycięzca nabijać biedny zbitek mięsa na znaleziony przez siebie długi patyk.
Esmeralda Moore
Hufflepuff
Esmeralda Moore

Skalna półka - Page 3 Empty Re: Skalna półka

Nie Mar 08, 2015 11:57 pm
Tak droga Esmeraldo czas się budzić ze swojego pięknego snu. Porzucić życie w przekonaniu, że każda księżniczka która została uwięziona na wierzy znajdzie swojego wybawcę. Takie rzeczy miały miejsce tylko w bajkach, a ty niestety w żadnej z nich nie żyłaś. Nigdy nie zamieszkiwałaś stron żadnej z baśni. Byłaś człowiekiem z krwi i kości, nie pięknym kleksem na stronicach jakiejś książki. Byłeś kolejną osobą która bardzo chętnie będzie patrzeć na jej upadek. W końcu nie często się widuje jak anioł zostaje strącony z nieba. Musi to być naprawdę piękny widok. Jej kolorowe stroje rozwiewają się na wietrze, czarne włosy zasłaniają twarz, a białe pióra z jej skrzydeł odpadają jeden po drugim. Jak daleko jest ziemia? cóż tego nawet ona sama nie wie. Ma zamknięte oczy, nie chce tego widzieć bo i po co. I tak wie co za chwile będzie miało miejsce. A może, jednak się myli, może pod tymi chmurami na miękkiej trawie stoi ktoś kto wyciągnie swoje ręce i złapie tego upadającego anioła... nie TO NIE BAJKA.
-Cóż nie można powiedzieć, że tęskniłam- Co to znaczy tęsknić. Podobno jest to uczucie które pojawia się kiedy ktoś bliski odchodzi, ale przecież ten chłopak nie był jej bliski... nikt nie był. Więc nie miała pojęcia co to tęsknota. Przestała już snuć swoje marzenia, więc i za nimi nie mogła tęsknić. Została obdarta ze wszystkiego co mogło by przypominać innym o tym, że ta dziewczyna też jest istotą ludzką. Niestety tak nie było. Ktoś ukradł jej kilka uczuć kiedy spała, i jak na złość nie mogła ich znaleźć, ani zastąpić niczym innym. Dlatego też była w tej chwili niczym puzzle w których brakowało kilku części. Dla niektórych zaiste będzie to irytujące. Bo w końcu jeżeli sam układałeś kiedyś tego typu układanki, i nagle gdzieś zawieruszył ci się jeden malutki kawałeczek, to na pewno będziesz wiedział co to jest za uczucie.
Kłaniasz się przed nią, niby to na niby, niby próbujesz wejść na scenę i odegrać jakąś rolę, ale niestety ona będzie ciebie co chwila z tej sceny spychać. Nie możesz zagrać w jej sztuce. Ty masz siedzieć tylko na widowni i podziwiać cały jej występ. A na koniec ze łzami w oczach patrzeć jak ta dziewczyna sama wbija sobie sztylet w serce. Ten sztylet który do tej pory spoczywał spokojnie pod jej spódnicą, który miał chronić ją przed innymi. Nagle jego ostrze zostanie skierowane w gardło właścicielki. I padnie na scenę cała zakrwawiona, a ty wstaniesz z miejsca bijąc brawo. Kurtyna opadnie, raz, drugi... i dopiero za trzecim razem dojdzie do ciebie, że ta aktorka już nie wstanie i nie ukłoni się przed tobą, i nie zachwycić ciebie swoją grą.
Cyganka nie była do ciebie podobna. W tej chwili to nie było szukanie znajomości... po prostu nie mogła tak szybko przestać istnieć, bo jeszcze parę osób by się o nią upomniało, więc jeszcze była, jeszcze mogłeś dotknąć jej nadgarstka, poczuć zapach jaśminu, ale kiedy przestanie być potrzebna... cóż zniknie, rozmyje się jak poranna mgła. Można powiedzieć, że w tej chwili zachowywała się niczym pyłek na wietrze. Osiadała tam gdzie ten żywioł jej pozwolił. A ona zbyt mała i słaba się na to godziła. Teraz twoje wielkie łapy smoku ją poderwały i znowu pognała gdzieś, zataczając wokół twojej głowy ładne kółeczko.
Esmeralda podała ci rękę i zacisnęła ją lekko podnosząc się z ziemi. Czarne włosy zawirowały na delikatnym wietrze który nagle się zerwał, a na jej usteczkach jawił się delikatny i wdzięczny uśmiech.
-Przywykłam do siedzenia na ziemi, naprawdę- Co oczywiście nie oznaczało, że uodporniła się na zimno. A to nie był jeszcze najlepszy moment na siedzenia na zimnej skale. Kiedy ten podsunął jej pod nos kanapki, ona uśmiechnęła się lekko i chwyciła środkową. Lubiła jajka, w końcu bardzo często się je gotowało kiedy nie było co jeść. Potrafiły naprawdę nasycić, no i jeszcze nie trzeba było ich odpowiednio doprawiać.
-Och ty mój bohaterze...- Zaśmiała się, a jej zielone oczy wpatrywały się w to jak nadziewasz kawałek mięsa na patyk i kładziesz nad ogniem, aby się dobrze usmażyła.
avatar
Oczekujący
Colette Warp

Skalna półka - Page 3 Empty Re: Skalna półka

Wto Mar 10, 2015 8:45 pm
Zawsze istniała jakaś nadzieja... to może być śliczna bajka tylko nie w realiach tej piekielnej szkoły, której nie wystarczy już szatańskość i wewnętrzny podział uczniów na kasty... nie. Ktoś jeszcze musiał dorzucić Bazyliszka.
A tu śliczna księżniczko nie ma przy twoim boku księcia. Nawet przy tym powoli rozpalającym się ognisku. To Smok. Wiesz, taki ziejący ogniem, ogromny gad, który siedzi pod twoją wieżą, owinięty dookoła niej jak precel i czeka na zakutego w zbroję jak w puszkę śmiałka na białym rumaku, który podjedzie do niego z lancą i wierszem rzuci mu wyzwanie. Prosząc przy okazji, abyś z okna swej sypialni rzuciła mu swoją chustkę na szczęście. Niestety zwiewny materiał nigdy nie zdąży dolecieć, bo książę po jednym głębszym oddechu złotołuskiego potwora usmażył się jak w głębokim oleju. Na cóż ci głupi śmiałek w puszce...? Dosiądź Smoka i leć zwiedzać świat. Na cóż ci ktoś, kto złapie cie upadającą? Masz jeszcze trochę piór w tych potężnych skrzydłach, machnij nimi i zmniejsz prędkość spadania: wyląduj, chociażby na tyłku, ale wyląduj i wstań o własnych siłach. Jedyną przeszkodą w osiągnięciu celu jest twoja miłość do tragedii i autodestrukcji.
Ale on ci tego nie powie na głos. Nie powie, bo przecież nic nie wie.
Cśśśś.
- Auć. - zaśmiał się, ale w pełni rozumiał. Jeszcze nic dla siebie nie znaczyli. Jeszcze. Colette miał w końcu manierę wchodzenia z jednostkami nieprzeciętnymi w bliższe kontakty. Ale póki co ta zażyłość była delikatna jak mimoza i wyjątkowo łatwa o zniszczenia; podatna na bodźce z zewnątrz. Mogliby rozejść się w swoje strony i nie odczuć specjalnej zmiany, Wszystko zależało od nich. Colette ZAWSZE dostawał się na scenę. Filigranowe raczki, które próbowały już na wstępie go zepchnąć... mało mogły. Mógł je łapać i tanecznie obracać dziewczyną, aby obcasiki jej uroczych butów stuknęły o drewniany podest sceny. - A ja trochę tęskniłem. Gdzieś w przerwach w kacowym umieraniu w łóżku.
Mógłby wejść na te sceny w każdej chwili, ale przekraczanie jej sprawi, że z postaci pozbawionego gracji, ciężkiego gada zmieniał się z zwykłego-niezwykłego aktora: Arlekina. W czarnej masce na twarzy i barwnym strojem pozszywanym ze skrawków różnych materiałów. Wiadomo co robi Arlekin? Skacze po scenie i denerwuje innych aktorów. Masz szczęście, że jesteś piękna, Esmeraldo i nie do twarzy ci ze złością. Choć to już pewnie słyszałaś. I pewnie niesamowicie tego stwierdzenia nienawidzisz.
- Ale ja nie przywykłem do kazania siedzieć kobiecie na ziemi. - puścił jej oko i ujął zgrabną dłoń we własną i pociągnął ją zdecydowanie do góry, słysząc przyjemny szelest jej kolorowej spódnicy. Pięknie wyglądały fałdy długiego, kunsztownie ujętego w nią materiału w migotliwym, ciepłym świetle ogniska. Upominał się o nią na tym świecie, oczywiście, na razie jako majaczący pionek, ale jednak. Polubił ją, zwłaszcza, że budziła w nim pewnego wewnętrznego romantyka, sprawiała, że miał ochotę roztoczyć nad nią skrzydła ochrony... nie pierwszy i zapewne nie ostatni. To typowo męskie, sztampowe podejście wobec kobiety. Niby nic nadzwyczajnego... ale jednocześnie nad żadną kobieta nie chciał ich rozłożyć tak diabelnie szybko. Była w końcu czarująca, filigranowa, jakby oczekiwała ochrony i swego rodzaju delikatności, a Smok mimo ostrych i twardych szponów się przed tym nie wzbraniał i zdawał się czuć w tej roli wyjątkowo dobrze. Opiekuna.
Oho-ho jak buńczucznie, Opiekun psia mać. Raczej mistrz w nabijaniu kiełbasek, a raczej anty-mistrz, bo podczas luźnej rozmowy pierwsza jego kiełbaska przerwała się i jej większa połowa pacnęła do ogniska. Dalej był ostrożniejszy i pomagał dziewczynie walczyć z kanapkami i pokazał jej jak zmienić wystarczająco grube źdźbło trawy w trąbkę. Bardzo dziwną i irytującą trąbkę. Uwzględniając oczywiście fakt, że rozbijał się nocą po najbliższym zielonym terenie i pofutrował przy ziemi, żeby poszukać sobie idealnego przedstawiciela na ambasadora wszelkich traw ziemi, żeby zagrać coś pięknej cygance przy ognisku.
Za ciemno było, by stworzyć opowieść. Za zimno by tańczyć. Ale na tyle wygodnie, by z tej skałki obserwować falującą czerń wody, która stąd wyglądała tak, jakby nie miała końca, jakby łączyła się z niebem. W pewnym momencie, pod koniec ich spotkania chłopak wygasił palenisko i mogli spoglądąc na to, jak czerń stopniowo przybiera barwę grafitu z niebieskimi refleksami, na której królował sierpowaty księżyc, a wcześniej złote kropeczki gwiazd, teraz łączyły się w wyraźne kształty pokazując pas Oriona, Wielką Niedźwiedzicę, duży i mały wóz, Syriusza i....i właściwie to wszystko, co potrafił pokazać Colette ze swoją marną wiedzą astrologiczną. Ale przynajmniej mógł popajacować trochę przy tej piękności i zadbać o nią przez te parę godzin, pilnując, żeby nie przemarzła.
Pozostało mu jeszcze odstawić Esmeralde bezpiecznie do domu. Z dala od Filcha i Prefektów.

z/t x2
Riley Acquart
Oczekujący
Riley Acquart

Skalna półka - Page 3 Empty Re: Skalna półka

Wto Maj 12, 2015 5:41 pm
Nadciągał wieczór. Szkolne błonia o tej mrocznej porze wyglądały rozkosznie, bowiem ostatnie promienie słońca wydłużały cienie zamkowych wież kładąc się złowrogo na czarne jezioro. Jezioro, które falowało delikatnie i szkliło się w miejscach, gdzie ostatni słoneczny promień sięgał. Oczy młodej czarownicy zabłysły z zachwytu. Dawno nie była świadkiem takiego piękna. Piękna przyrody, gdzie dzień ustępuje nocy. Gdzie mrok zakrada się i powolutku przysłania całą krainę. By jednak być świadkiem takiego rozkosznego zjawiska należało wdrapać się na skalną półkę nieopodal przystani ze szkolnymi łódkami. Tylko w tym trudno dostępnym położeniu można było podziwiać jezioro i tworzące się na nim naturalne cienie. Riley miała to szczęście, że podczas spaceru przypadkowo znalazła się w tym miejscu o właściwym czasie. W miejscu, które bez wątpienia można nazwać magicznym.
A dookoła tylko cisza i spokój. Jedyne co było słychać w okolicy, to szum drzew, które porastały gdzieniegdzie to strome wzgórze. Wiatr nie tylko poruszał gałęziami świerków, ale niósł również ze sobą ich zapach. Słodki i cierpki zarazem. Brunetka postanowiła zostać w tym miejscu, aż do końca dnia. Czyli do momentu, aż niebo oraz jezioro całkowicie przybiorą czarną barwę. A to nastąpi już niebawem, bowiem słońce powoli zanikało za horyzontem tworząc świetlistą łunę. Horyzontem, gdzie jej częściom był szkolny zamek.
Dziewczyna usiadła na krawędzi skalnej półki z ciekawością patrząc w dół. Sklepienie było strome, choć o różnym nierównym nachyleniu. Zbocze, raz ostre, a raz łagodne... w swej końcowej fazie łączyło się z taflą jeziora. Młoda czarownica nie czuła lęku, ani podniecenia. Wysokie zbacza dla zawodniczki Quidditcha nie mogły emocjonalnie wpływać na jej postrzeganie. Akurat ten element przyrody, choć złowrogi, był Gryfonce obojętny. Chwyciła nawet średniej wielkości kamień i spuściła go mimowolnie w przepaść. Czysty dźwięk przetoczył się echem kiedy kamień począł odbijać się po niektórych krawędziach urwiska, by na koniec zniknąć pod powierzchnią wody jeziora. To było naprawdę magiczne miejsce...
Sherisse Rhian
Oczekujący
Sherisse Rhian

Skalna półka - Page 3 Empty Re: Skalna półka

Wto Maj 12, 2015 5:46 pm
Środa, 1 kwietnia 1978 r, wczesny wieczór.

Minęło kilka dni od tragicznych wydarzeń na błoniach i atmosfera w zamku powoli zaczynała wracać do normalności. Niestety wychodzenie na zewnątrz wciąż było objęte zakazem i można było wyjść jedynie w określonych godzinach. Szczęściarzami byli siedmioroczni, którzy tego dnia mieli opiekę nad magicznymi stworzeniami w zalanej wiosennym słońcem zagrodzie przejętej przez nowego nauczyciela. Sherisse nie miała tego szczęścia i po kolejnym dniu spędzonym w murach zamku, tym razem w zatęchłej i nieprzyjemnie słodko pachnącej wieży, gdzie mieściła się klasa wróżbiarstwa. Dlatego kiedy tylko wszystkie lekcje dobiegły końca, zamiast udać się jak co dzień do biblioteki, rzuciła torbę w kąt dormitorium i skierowała swe kroki w stronę drzwi wyjściowych. Całe szczęście, nie spotkała po drodze żadnego prefekta naczelnego Slytherinu, ani co gorsza nauczyciela. Wyszła na dziedziniec, zaczerpując w płuca świeżego, rześkiego, wieczornego powietrza. W oddali zamajaczyło jezioro, odbijając w swej tafli promienie zachodzącego słońca. Nie zastanawiając się nad tym co robi, skierowała swoje kroki ku zbiornikowi wody. Jezioro zawsze ją trochę przerażało, albo właściwiej ujmując, czuła respekt przed tym żywiołem. Pomimo, że pływać potrafiła bardzo dobrze, to jednak obecność trytonów i druzgotków skutecznie powstrzymywała ją przed eksplorowaniem jego zasobów. Wspięła się na podwyższenie, nieopodal skalnej półki, nie spuszczając jeziora z oczu. Szła przed siebie, zwracając jedynie uwagę czy przed nią nie wyrastało jakieś drzewo. Dlatego kiedy oprzytomniała, zdała sobie sprawę jak wysoko zaszła i mimowolnie poczuła lęk wysokości, który starała się zachować w ryzach. Ostatnie kroki stawiała już dużo ostrożniej niż wcześniej i kiedy wspięła się na sam szczyt, dopiero zauważyła postać dziewczyny odwróconej do niej plecami. Rozpoznała ją po krótkiej chwili, kiedy oprócz ciemnych włosów dostrzegła zarys jej profilu. Riley. Tej dziewczyny nikt Sherisse nie musiał przedstawiać, zwłaszcza, że wyróżniała się z tłumu nieprzeciętną urodą i dawna grała w domowej drużynie Quidditcha. Zatrzymała się, zastanawiając się czy raczej jej obecność nie będzie tamtej przeszkadzać. Ale kiedy cofnęła się na bezpieczną odległość od urwiska, potrąciła jeden z kamieni, który potoczył się po suchym podszyciu. Westchnęła z rezygnacją na swoje niezbyt udane umiejętności skradania i mimowolnie na jej twarzy pojawił się nieco krzywy uśmiech. Kiedy Riley zdążyła już zarejestrować jej obecność, przysiadła się, jednak w pewnym oddaleniu od przepaści.
- Cześć, nie chciałam zakłócać Ci spokoju, ale zważywszy na moją nieuwagę to i tak wyszło odwrotnie. – Odezwała się pierwsza, strzelając co jakiś czas oczami w kierunku skalnej półki, a wyraz twarzy miała przy tym dość niepewny. Miała tylko nadzieję, że Acquart jej nie wyśmieje, zwłaszcza, że dla niej takie wysokości to była raczej codzienność.
Sponsored content

Skalna półka - Page 3 Empty Re: Skalna półka

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach