Go down
Mistrz Labiryntu
Mistrz Gry
Mistrz Labiryntu

Schody na błonia Empty Schody na błonia

Pon Wrz 02, 2013 1:37 pm
Stare, kamienne, tu i ówdzie poszczerbione schodki prowadzące wprost na błonia. Niby nic szczególnego, a jednak przyjemnie zatrzymać się chociaż w połowie i obserwować piękne widoki.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Schody na błonia Empty Re: Schody na błonia

Pią Paź 04, 2013 4:34 pm
[nutka]
Stała na schodach ponura i poważna. Wysoka postać o hebanowych włosach i bladej skórze bez skazy. Troche można było pokusić się na wiarę w to, że była jednym z uczniów, jednak jej szaty nie drżały na wietrze, a wyłaniające się spomiędzy chmur słońce padając na nią ujawniało straszną prawdę - piękna, gładkolica dama na szczycie schodów była jedynie zjawą.
Spoglądała z tęsknotą w dal, na błonia, dalej, ślizgając się martwym, niewidzącym spojrzeniem po wierzchołkach drzew w zakazanym lesie. Nie była podobna do duchów będących w zamku, nie widywano jej na ucztach. Czy to możliwe, by po okolicach hogwartu błąkały się udręczone dusze, które nie były mieszkańcami szkoły? Jaki potworny musiała nosić w sobie sekret?

Słysząc śmiech nadchodzącej grupy uczniów westchnęła, a jej oddech przerodził sę w cichy jęk, gdy ezoteryczne ciało wtopiło się w jedno z pobliskich drzew.
- Słyszeliście? - zapytała ślizgonka, Anita, oglądając się przez ramię. Wraz ze znajomymi kierowali się przebimbać trochę czasu nad jeziorem
- To tylko wiatr, debilko - wykpił ją ciemnowłosy towarzysz. Objął władczo dziewczyne ramieniem, w końcu była jego i zaśmiał się - Taka dobra jesteś w pojedynki, a boisz się szumu drzew?
Śmiech towarzystwa uspokoił dziewczynę, która wzruszyła ramionami i podążyła z nimi schodami na błonia.

Ciemna postać wyłoniła się spomiędzy drzew raz jeszcze jękiem rozdzierając powietrze. Też kiedyś była zakochana. Ją też ktoś obejmował... a teraz? Jej dusza nie mogła odnaleźć spokoju!
Vincent Nightray
Martwy †
Vincent Nightray

Schody na błonia Empty Re: Schody na błonia

Nie Paź 06, 2013 10:32 am
Przywiodła go tutaj ciekawość.
Ciekawość i świadomość tego, że duch, który się tutaj pojawił, a wielu uczniów już się mu skarżyło, że coś tutaj straszy (a co mogło by być to innego..? Jakiś skrzat..?) musi się bardzo nudzić, skoro ciągle zawodził tęskne melodie.
Nastała noc.
Wieczór przywiódł ze sobą chłodny, już raczej zimowy, wiatr, przypominając o tym, że nie można już hasać swobodnie roznegliżowanym i trzeba zadbać o swoje zdrowie, żeby nie złapać broń Boże żadnego choróbska, które by (tym bardziej drogi Boże, chroń przed tym!) nie pozwoliło chodzić nieszczęśnikowi na zajęcia. Byłoby to wielką stratą, czyż nie? Z myślą o tym, by nie pozbawiać swych ukochanych uczniów możliwości uczenia się, zapiąłeś pod szyję ciepły, czarny płaszcz do kostek i owinąłeś wokół szyi tegoż samego koloru szal, mrużąc stonowane, półprzejrzyste złoto swych oczu, zatrzymawszy na najwyższym stopniu, gdzie podobno straszyło... Mętny blask latarni rozpraszał nieco kurtynę mroku, Twoją Porę, w której byłeś najsilniejszy, doszukując tej istoty, która mąciła spokój tego zamku. Ciekawe, kto to... Która istota z zaświatów wpadła na pomysł, by zakłócać miejsce jego odpoczynku..?
Już powoli z nieuświadomionego niczym istnienia stawałeś się w pełni posiadania wiedzy o tym, co się w świecie czarodziei i ludzkim dzieje - powoli. Miałeś całe wieki historii do nadrobienia, jednak z czasów obecnych wiedziałeś już o Voldemorcie, o smokach, orientowałeś jak teraz ułożona jest władza - malutkimi kroczkami do celu, pozostając w cieniu, niby niezauważony, choć twój pupilek już wędrował po korytarzach, polując na ostatniego wilkołaka, którego smród zanieczyszczał powietrze... Och, jak ty nienawidziłeś tej rasy... Nieświadomi niczego uczniowie żyli obok tych wściekłych bestii, które nie potrafiły nawet nad sobą panować, które stwarzały jedynie zagrożenie dla życia wszystkich. I śmierdziały, taaak... Nie było co pytać o to dyrektora tej placówki, skoro trzymał tutaj też młode wampirzątko, to i pewnie nie widział problemów, żeby trzymać psa w ludzkiej skórze. No ale...
Daphne Denton
Oczekujący
Daphne Denton

Schody na błonia Empty Re: Schody na błonia

Nie Paź 06, 2013 6:25 pm
Coż ją zagnało na ten wicher paskudny w środku nocy - nie wiadomo. Wypełzła ze szkoły chcąc jakoś rozgonić czarne myśli, kłębiące się w jej głowie od jakiegoś czasu. Listopad był zawsze ponury. Cholerne październikowe zaduszki to sprawiały. Konieczność świętowania śmierci rodziców to nie była najlepsza perspektywa, a już świętowanie rocznicy ich śmierci w dwa tygodnie po tym cholernym, smętnym święcie - cudne.
Pogrzebała w kieszeni płaszcza i wymacała sfatygowanego papierosa, którego wyłuskała... no dobra, ukradła jakiemuś koledze w Pokoju Wspólnym. Mugolskie szlugi stawały się take popularne w tej magicznej szkole, najwyraźniej dorastająca młodzież i w tym i w tym świecie była tak samo durna. Durna jak ona teraz, chowając się między drzewami, żeby sobie zaćmić. Idiotyczny nawyk.
Szczerze, nawet nie zwróciła uwagi czy są tu zjawy czy duchy - a gdyby miała świadomość, że jakaś wyjąca zmora się tu gdzieś ukrywa, na pewno wsadziłaby sobie tego papierosa w nos uciekając szybciej, niż można by się spodziewać, że jest w stanie. Może to jakaś fobia związana z traumą z dzieciństwa? Może po prostu bała się duchów, martwiaków, zwłok i ... śmierci samej w sobie?
Filozoficzne wynurzenia przy papierosie - jakież to pospolite. Skrzywiła się opierając plecami o pień.

Wszystko byłoby pewnie w tej chwili znacznie prostsze, kiedy nikotyna zabójczymi dłońmi pogładziła oskrzeliki jej płuc, gdyby nie fakt, że w okolicy pojawił się nauczyciel. Na brodę Merlina i to nie byle jaki... Omal nie zadławiła się własnym oddechem gasząc pospiesznie peta o drzewo i wyskakując z pierwszym lepszym zapachowym zaklęciem. To byłby dopiero wstyd! Postawiła kołnierz płaszcza i wychyliła się zza drzewa z zamiarem czmychnięcia niezauważoną do zamku. n
avatar
Slytherin
Regulus Black

Schody na błonia Empty Re: Schody na błonia

Pon Paź 07, 2013 1:22 pm
On zaś siedział tu od zachodu.
Pławił się w samotności, o którą niezwykle trudno w warunkach panujących na terenie zamku. Patrząc ślepo w przestrzeń mógł chociaż na chwile być sam ze sobą. Ze Sobą. Takim jakim był.
Przed swoją osobą pozwalał wtulić się w ramiona zwątpienia, może nawet strachu, którego nigdy nie zdarzało mu się okazywać. Oparty o filar siedział na murku pod pnącymi się naokoło sukiennicami.
W całunie ciemności swojej osoby, jak i tej która przychodziła po brunatno szarych dniach listopada. Przyodziany w czarne szaty, czarny płaszcz, i równie czarne rękawice ze smoczej skóry, w oczy rzucała się jedynie jego jasna cera, potęgowana w swej bieli przez blade światło latarni.
Czyjakolwiek obecność była by dla niego obecnie bardziej irytująca niż zazwyczaj. Opierając głowę o zimny filar, drgając lekko gdy zimny wiatr wpadał mu z łoskotem pod płaszcz, doznawał niemal przyjemności, cienia relaksu.
Mógłby tak siedzieć godzinami, tymczasem wielkimi krokami zbliżała się godzina policyjna. Mógł zaryzykować, przedłużyć czas swojej rozpusty i w godzinach nocnych umknąć do dormitorium.
Niestety w obecnej sytuacji nie mógł nadstawiać karku, zrezygnował z wielu standardowych dla niego czynności, po to by w tym roku zbytnio się nie wychylać. Miał swoje powody.
Ścisnął lewe przedramię, jakby miało wyrwać się z ciała i uciec. Przeciągnął obolałe, obite kości i zeskoczył z murku.
Westchnął ciężko, wokół jego ust ukształtowała się mgiełka gorąca. Wybiła dziewiąta. Szybkim krokiem wyłonił się w cienia, wpadając w krąg światła. Wyglądał tak jakby nagle się deportował, wyłonił się z przestrzeni. Skupiony na tym by niedostrzeżonym wrócić do pokoju wspólnego, stawiał długie, szybkie kroki wzdłuż murów.
Wpadł prosto na wysokiego osobnika, który zdawał się scalać z mroczną architekturą. Wpadł żałośnie jak mała czarna muszka w sidła wielkiego czarnego pająka.
Zaskoczenie sparaliżowało go ledwie pół metra od twarzy osobnika. Oh, ile by dał by spotkać na swej drodze przygłupawego piętnastolatka dzierżawiącego papierosa w dłoni, ile by dał by spotkać profesora Slughorn'a zażywającego wieczornej gimnastyki na świeżym powietrzu, na prawdę, postać która stała przed nim zamieniłby na każdego, nawet na największą jędzę Hogwartu.
- Dobry wieczór - sapnął.
Vincent Nightray
Martwy †
Vincent Nightray

Schody na błonia Empty Re: Schody na błonia

Pon Paź 07, 2013 2:30 pm
Spodziewał się tutaj duchów, nocnych koszmarów, a tu proszę - jak najbardziej żywi przechadzali się koniec końców nielegalnie po błoniach, bo czas na możliwość zwiedzania tego pięknego zamku i jego okolic został dawno przekroczony - ta tak zwana "godzina policyjna", która była zresztą całkowicie bezsensowna... Chociaż, czy aby na pewno..? Jak by to było, gdyby tak młodzi ludzie zaczęli hasać po błoniach o północy, gdy nie wiadomo było, jakie bestie czaić się mogą w jego zakamarkach..? I jaki chaos mógłby powstać..? Vincent się nad tym nie zastanawiał, bo sam jakoś nie bardzo egzekwował tą magiczną linię czasu, nie mając zbyt dobrego wyczucia wskazówek zegara, zbyt wiele lat spędziwszy w odosobnieniu, z samym sobą, gdzie każdy dzień był taki sam, gdzie chmury nie znikały z nieba i tylko dało się rozróżnić noc od dnia przez półmrok lub całkowitą ciemność...
- Dobry wieczór panno Daphne. - Uśmiechnąłeś się ciepło, wyginając wąskie, równo wykrojone wargi (zakazany owoc...), zaplatając za plecami palce dłoni, wyprostowany, naturalnie odprężony, przepełniony niewymuszoną nonszalancją, która ujawniała się w niemal każdym geście, przypominających ruchy czarnej pantery. Czym wszak się od siebie te dwa istnienia różniły..? Ty i te dzikie, pełne dumy koty, królujące w ciemnych zakamarkach dżungli; polujące, kiedy muszą. Polujące, kiedy chcą... - Mogę prosić..? - Mam nadzieję, że czujesz tą niepewność, czy zaraz spadnie na ciebie ciężka ręka kary za włóczenie się o niedozwolonej porze - a może jesteś zbyt zauroczona i zachłyśnięta samą jego obecnością, Denton, żeby zważać na takie drobnostki jak możliwość utraty punktów przez twój dom..? - Powinnaś rozsądniej dobierać godziny spacerów, moja droga... - Powiedział, wciąż łagodnie, z minimalnie jedynie zmalałym uśmiechem we wciąż tej samej intonacji.
A mógłbyś jej nawtykać, nawyrzucać - Dumbeldor tłumaczył, że jednym ze sposobem karania jest zabieranie punktów domo, do których należą... Ach, ta panna jest spod znaku węża, spod pieczy twego ukochanego Salazara... Chodzi na twoje zajęcia, toteż ją rozpoznajesz. I czego niby miałbyś ją karać? Nie jest wszak jeszcze po północy, żeby tak bardzo brać to zajście do siebie.
- I jeszcze pan Black, no proszę... Dobry wieczór, dobry wieczór... - Skierowałeś na niego przejrzyste, prześwietlające na wylot, złote oczy - i kto wie tak naprawdę, czy one naprawdę nie czytały w umyśle, czy nie wyciągały całego jestestwa, nawet tego najbardziej wstydliwego, na wierzch, obnażając, nie pozwalając się kryć... Lecz może to jedynie złudzenie - wszak każdy ma inny... rodzaj spojrzenia... - Skoro już was złapałem tutaj przez przypadek, może byście mi zdradzili, czy wiecie coś na temat ducha, który się na tych terenach panoszy i podobno nie jest żadnym z duchów Hogwartu? - prosto z mostu, bo dlaczego nie? Co to, tajna misja jakaś, że właśnie po to tutaj przyszedłeś? Nie było czego ukrywać. A skoro już tu są, to równie dobrze mogą pomóc.
Daphne Denton
Oczekujący
Daphne Denton

Schody na błonia Empty Re: Schody na błonia

Pon Paź 07, 2013 2:54 pm
Słysząc jego słodki, czarujący głos uśmiechnęła się mimowolnie, w ułamku chwili jednak wracając po rozum do głowy. Wpatrywała się nie raz i nie dwa w tę niewzruszoną twarz, słuchała z uwagą głosu przepełnionego niewymuszoną swobodą, gładkością, elegancją... i byłaby się znów zapędziła w te swoje rozmyślania o profesorze Nightray'u gdyby nie trzecia osoba, tak bardzo jej w tej chwili potrzebna.
Zmrużyła oczy na widok Blacka. Proszę. Przyszedł. Jaśnie pan Black i jego mroczna aura niesamowitości. Zmrużyła oczy i gotowa była zasyczeć, gdyby nie fakt, że w tej chwili ona i Regulus znajdowali się w tak samo opłakanej sytuacji. A z dwójki przegranych zawsze może wyjść jeden zwycięzca.
- Black. - westchnęła- Zawsze w porę. - był takim interesującym młodym człowiekiem, a jednak dzieliła ich niewidzialna bariera nieskończonej niechęci. Chorobliwa mania na punkcie czystości krwii Blacka kolidowała znacząco z jej mugolskim pochodzeniem. Jakby się nie starać - tych dwóch kawałków puzzli nie dało się połączyć na żadnej płaszczyźnie.
Przeczesała palcami włosy i odwróciła wzrok od ich dwójki. Szczerze - rozważała szanse ucieczki, jednak jakby się nie starała, za każdym razem scenariusz kończył się czymś bardzo niemoralnym, w czym udział brał dużo starszy od niej nauczyciel...
I, no, już chciała słodko przeprosić, wdzięcznie uśmiechnąć się i zamrugać, kiedy padło to przeklęte słowo. Denton wyprostowała się, oglądając przez ramię.
- Duch..? - ze wszystkich sił starała się powstrzymać krew uciekającą jej prędko z twarzy, ciesząc się, że w obecnym półmroku nikt nie przyuważy jej chwili słabości- N-n - chrząknęła- Nie widziałam, profesorze. - poprawiła się już nieco pewniejszym głosem, mimowolnie robiąc krok w stronę latarni, jakby światło mogło ją przed czymkolwiek uchronić. Z dwa lata zajęło jej przyzwyczajenie się do zetknięć z duchami podczas przechadzek po szkole. Najbardziej przerażający z nich był na domiar wszystkiego 'patronem' jej domu. Kiedy już prawie, prawie pogodziła się z myślą, że nadprzyrodzone zjawy krążą sobie swobodnie po szkole i kiedy prawie, prawie uwierzyła, że są niegroźne - okazuje się, że po przyszkolnych lasach grasują jakieś niewiadomego pochodzenia, nieznane nawet nauczycielom demony?!
avatar
Slytherin
Regulus Black

Schody na błonia Empty Re: Schody na błonia

Pon Paź 07, 2013 3:23 pm
Młody Black spochmurniał jeszcze bardziej niż to miał w zwyczaju. Nie wymknie się do domu tak szybko jak miał zamiar, w dodatku ta szlama, Denton, musiała się tu przypałętać. Posłał dziewczynie chłodne spojrzenie i nie odezwał się.
Jego CZYSTA krew buzowała mu w żyłach niebezpiecznie. W obawie przed niekulturalnym odzewem wobec panny Daphne, skupił wzrok na profesorze Nightray'u.
- Przykro mi, profesorze, nic mi o tym nie wiadomo - odparł beznamiętnie, intonując z ogromną arogancją, jak to miał w zwyczaju. Ton wyczuwalnie jadowity, a za razem tak kulturalny że nikt nie mógł mu mieć nic do zarzucenia.
Gdy doszło do niego znikome jęknięcie dziewczyny, parsknął pod nosem mimowolnie.
Ta dziewczyna to przerażająca pomyłka, nie powinna mieć żadnej styczności z szlachetnym i czystym domem Salazara Slytherina, nie powinna mieć żadnej styczności z jego magicznym światem... Tak, była jedną z pierwszych na liście którą wypleni z tego świata, gdy tylko jego Pan wyda rozkaz doszczętnego oczyszczenia świata z mugolaków... już wkrótce...
Uśmiechnął się do siebie, nie panując nad okrutnymi wizjami śmierci przemykających przez jego głowę.
- Może odprowadzę pannę Denton do naszego domu? - spytał śliskim, jadowitym głosem - nie będziemy się już naprzykrzać, jako nasz nauczyciel ma pan profesor pewne obowiązki, w których nie chcemy przeszkadzać, prawda? - Rzekł, nie panując nad swoim tonem, następnie rzucił znaczące spojrzenie w stronę dziewczyny - prawda? - powtórzył z naciskiem.
Pod wpływem rosnącej irytacji i zakłopotania zacisnął mocno knykcie i zastukał zębami. Ciśnienie skoczyło gwałtownie, do głowy wpełzł pulsujący ból.
Nie powinienem się denerwować, nie powinienem się denerwować - powtarzał w myślach, wypuszczając miarowo powietrze z płuc.
Vincent Nightray
Martwy †
Vincent Nightray

Schody na błonia Empty Re: Schody na błonia

Pon Paź 07, 2013 4:05 pm
Ach, arogancja... To była rzecz, jakiej Vincent bardzo nie lubił, nie tylko w stosunku do swojej osoby, ale i też do osób wokół - tylko jedno mogło mu to wynagrodzić. Siła. Jeśli jesteś na tyle silny, by dowieść różdżką i pięścią tak wiele, jak wiele masz w gębie, to Pan Nocy był ci to w stanie wybaczyć... JEŻELI. Zauważyłeś wszak, że taki sposób obnoszenia się był dość popularny w dzisiejszych czasach, pośród dzisiejszej młodzieży, zwłaszcza wśród Ślizgonów. Wstyd. Zresztą kto by pomyślał w dawnych czasach, by dziecko udawało ważniejszego do nauczyciela... Mógłbyś go teraz złapać za kark i przetrącić, może by zarejestrował, że coś się dzieje, może by nawet odkrył... Nie, nie miałby szans zrozumieć, że umiera. To by było takie smutne...
Już to widziałeś, prawda..? Aura wokół Ciebie delikatnie się zmieniła - czy wyczuwalnie? Tylko dla mocno wrażliwych, dla tych, którzy mają chociaż minimum instynktu samozachowawczego, winnego ich przestrzegać przed takimi osobistościami, jak Ty.
- Panie Black... Mógłby pan zwracać się w tym momencie do mnie? - Chłód. Ton był idealnie spokojny, jednak przesycał go mróz, który stawiał wszystkie włoski na karku dęba. To nie była prośba, chociaż takim się wydawał. To był rozkaz, który nie tolerował żadnego sprzeciwu. - Sądzę jednak, że oboje z wielką chęcią pomożecie mi, drodzy uczniowie, rozwiązać tą jakże pasjonującą zagadkę. Prawda? - Ostatnie słowo tak pięknie wyintonował, niemalże naśladując Regulusa w dość złośliwym przedrzeźnianiu go. Nie spuszczasz niego błędnego spojrzenia. Niemal nie mrugasz. Zatapiasz w nim jaźń, czytając z każdego małego ruchu, z każdego blasku w oczach, z przyśpieszonego oddechu i nagle nabierającego tempa ciśnienia krwi...
I wreszcie, jakby świat został dotknięty magiczną lancą, odwróciłeś od niego twarz, kierując ją na dziewczynę i wyciągając do niej dłoń o smukłych palcach artysty.
- Proszę się nie obawiać, na terenie Hogwartu nic pani nie powinno grozić. - Nie powinno, no właśnie... A co najzabawniejsze to właśnie w nim teraz drzemało największe zło wszechświata. Stało teraz na szczycie schodów, jak gdyby nigdy nic.
Już nic nie napomknąłeś o tym śmiechu - ich porachunki niech lepiej pozostaną ich porachunkami, nie powinieneś się w to mieszać. Świat jest pogonią potęg za słabymi, ci najsilniejsi wygrywają, ci najsłabsi muszą zginąć. Regulus należał do tych silnych.
- Liczę, że wykorzysta pan swoją pewność siebie i dowiedzie wartości domu Salazara Slytherina, skoro pana koleżanka wyraźnie odczuwa lęk przed zagadnieniem związanym z nieumarłymi. - Uniosłeś prawy kącik warg ku górze, teraz dla odmiany wbijając złoto w źrenice Denton.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Schody na błonia Empty Re: Schody na błonia

Pon Paź 07, 2013 6:08 pm
Pogawędka o północy zdawała się być niezwykle przyjemna, brakowało jedynie cytrynowych ciastek i doskonale wyważonego Earl Greya. Cóż, cała trójka, zarówno niewinne dzieci jak i mroczny Pan Nocy zapomnieli jednak, że w tym miejscu rzeczywistość ściera się z mocami nieznanymi w pełni nikomu. Z tajemniczą zagadką, jaką niesie ze sobą śmierć. Kiedy tylko chłodny wiatr rozwiał chmury, pełznące leniwie po gładkim obliczu księżyca, wszyscy bardzo wyraźnie usłyszeli ten zatrważający, pełen żalu jęk. Trochę jakby płacz, a trochę skowyt wściekłości. Gdzieś z głębi lasku, z pomędzy drzew... Wprawne oko mogło z łatwością dojrzeć skrawki płynnego srebra, jakim była ektoplzmatyczna postać ducha. Poruszał się szybko. Zwinnie. Noc była jego sprzymierzeńcem...

Daphne
Boisz się. Obecność ducha jest tu pewna jak amen w pacierzu. Co zrobisz? Uciekniesz? Trochę wstyd przed tym nadętym Blackiem, co. Poza tym, co pomyśl sobie profesor Nightray? Zawsze na szali waży się duma i rozsądek. Nigdy nie byłaś dobra w tej rozgrywce.

Vincent
Jednak pogłoski były prawdziwe. Twoje doświadczenie pozwoliło Ci z łatwością wykluczyć domniemane szumy wiatru czy inne wietrzne gierki w studni czy okolicach. Niewątpliwie była to zjawa. W pełni nienamacalna, wyraźnie rozsierdzona zjawa. Nie byłbyś jednak sobą, gdybyś nie zaczepił dwójki uczniaków, plączących się pod nogami. Po co tu przyszli? Obowiązkiem pedagoga byłoby odprowadzić ich do szkoły i obdarować hojnie szlabanem. A może warto ich dla nauczki zabrać ze sobą? Z jednej strony przecież i tak Ci nie zależy i mogłoby byc nawet zabawnie patrzeć, jak na siebie warczą. Z drugiej - nie wiesz z czym masz do czynienia. Czy będziesz w stanie sam pokonać zjawę? Czy będziesz w stanie ochronić dwójkę niewinnych, choć krnąbrnych uczniów?

Regulus
Do pełni szczęścia tego wieczora potrzeba Ci było tylko karcącego spojrzenia profesora i towarzystwa tej irytującej szlamy. Może jednak skusisz się na wycieczkę do lasu? W osłonie nocy, gdyby panna Denton potknęła się niechcący o kamień, kto wie jaka krzywda mogłaby ją czekać... Zawsze możesz postawić na strach i wypłoszyć ją w głąb kniei licząc na to, że Zakazany Las sam urządzi jej odpowiednią randkę... Chyba, że tym razem jednak będziesz dżentelmenem. Potrafiłbyś? Przełamać własny wstręt i ograniczenia i rzeczywiście odprowadzić Daphne do szkoły.



[mowa mg]
[Sesja oficjalnie rozpoczęta. Kolejność pisania kolejek:
- Daphne
- Regulus
- Vincent
- Mistrz Gry]
Daphne Denton
Oczekujący
Daphne Denton

Schody na błonia Empty Re: Schody na błonia

Pon Paź 07, 2013 6:31 pm
W chwilach takich jak ta, kiedy słyszała ten żałośnie arogancki głos Blacka, czuła, że ma ochotę zwymiotować mu na ten piękny, zapewne horrendalnie drogi sweterek. Przewróciła oczami, ostatkiem sił starając się go nie przedrzeźniać i obiecując sobie, że kiedy tylko będzie miała okazje dźgnie go czymś ostrym w szyję.
- Wolałabym rzucić się z klifu, niż pójść z Tobą gdziekolwiek, Black. - powiedziała oschle. Pewnie i tak rzucając się z klifu wyszłaby na tym lepiej niż w wypadku choćby kilku sekund spędzonych sam na sam z tym draniem.
Głos Vincenta jak zwykle odciągnął ją od wyobrażania sobie setek niekończących się scen, przedstawiających co ewentualnie mogliby sobie zrobić nawzajem ona i Regulus i jak bardzo brutalne mogłyby być to krzywdy. Jego obecność wydawała się jej w tej chwili jak najbardziej pożądana i widząc wyciągniętą w swoim kierunku rękę uśmiechnęła się kącikiem ust. Cóż, nie była pierwszą odważną, bo zresztą odwaga to raczej domena domu Gryffindora. Denton stawiała raczej na przetrwanie i własną wygodę, a nie na popisy z nadęciem i pierdnięciem. Jeśli ktoś miałby ją bronić, a mógłby to być profesor Nightray - czemu nie?
Wyciągnęła smukłą, jakże delikatną dziewczęcą dłoń w stronę zachęcającej, choć strasznej dłoni Vincenta i jużby spełniła swoje najw... no dobra, jedno z jakiśtam marzeń związanych z ramionami profesora i swoim w nie wpadaniem, gdyby nie to, co dodał na końcu.
Cóż, charakter rozjuszonej kotki wziął górę nad rozsądkiem. Uderzyła go zgrabnie i ze złością w dłoń, prychając wściekle.
- Nie potrzebuję Twojej łaski. - warknęła - Profesorze. - podkreśliła przez zęby. Nie potrzebowała majestatycznego chłodu w głosie, żeby dać wybrzmieć swojej gwałtowności. Nienawidziła kiedy ktoś z niej kpił - jak prosto z fanki stać się antyfanką.
avatar
Slytherin
Regulus Black

Schody na błonia Empty Re: Schody na błonia

Pon Paź 07, 2013 7:05 pm
- Rzuć się, rzuć się - dopingował jej zażarcie Regulus- Wieża astronomiczna stoi przed tobą otworem... - uśmiechnął się zadziornie i przygryzł dolną wargę. Potem znów profesor zwrócił na siebie jego uwagę.
Wyszczerzył swój arystokratyczny zgryz w jeszcze szerszym uśmiechu usłyszawszy słowa wypowiedziane przez Nightray'a.
- Może profesor na mnie liczyć - rzekł dziarskim tonem i oparł dłonie na biodrach - to o co chodzi z tym duchem?
Jak na zawołanie, po błoniach rozległ się przeraźliwy jęk, który sprawił że Black ledwo powstrzymał się od wzdrygnięcia. Gwałtownie ustawił się w pozycji bojowej, z różdżką wyciągniętą przed siebie. Nie zidentyfikował jednak źródła dźwięku, ni żaden ruch, ni kierunek.
- Aha - wybąkał w końcu i opuścił różdżkę, wysłał pytające spojrzenie profesorowi, który chyba w tym momencie był zajęty humorami panny Denton. Ahoj przygodo - pomyślał i wbił wzrok w czarne, nieskończone czeluście zakazanego lasu. W końcu przyjdzie mu się spotkać z trudniejszymi zadaniami, gdy tylko otrzyma instrukcje od Czarnego Pana, będzie gotowy na wszystko.
Vincent Nightray
Martwy †
Vincent Nightray

Schody na błonia Empty Re: Schody na błonia

Pon Paź 07, 2013 7:29 pm
Twa zgrabna rączka poleciała w jego stronę, żeby zranić, odtrącić, odrzucić, a jego dłoń płynnie odsunęła się w bok i złapała twój nadgarstek, zaciskając nań palce. Widziałaś ten ruch? Nadążyłaś za nim? Czy może jednak gdzieś się zagubiłaś i zatonęłaś w złocie spojrzenia?
On się uśmiecha.
- Skoro uważasz to za łaskę, możesz odejść, panno Denton. - Jego twarz jakby posmutniała, kiedy poświęcał jej swoją uwagę, zostawiając chwilowo Regulusa w spokoju, tylko na chwilkę, spokojnie, zaraz do Ciebie, miły młodzieńcze, powróci... Albo i nie - wszak noc przyniosła ze sobą szum wiatru, a razem z nim wycie, upiorne, te wołanie zmarłych, którzy nie mogli zaznać spokoju w zaświatach i powrócili na ten padół... Po co? Co mają tutaj takiego ważnego do załatwienia, że wciąż i bezustannie się włóczą ponad miękkimi trawami i puchami śniegu..? Pamiętają chociaż, czy ich pamięć rozmyła się wraz z ostatnim uderzeniem serca..?
- Cicho! - Warknąłeś, wytężając zmysły - cóż, dla Ciebie przejrzenie nocnej kurtyny nie stanowiło najmniejszego problemu, chociaż może dla tych dzieciaków a i owszem. Dzieciaków... Oni nawet pisklętami przy tobie nie byli, czyże było to naście lat..? Jak pyłki na wietrze, takie kruche, jednak, przykro mi to powiedzieć, nie zależało ci na ich życiu. Nie na tyle, żeby kazać im obydwu wracać teraz do Hogwartu, ale też nie byłeś znowu takim ignorantem, by rzucić ich lwom na pożarcie. Tylko dlatego, by twój teatrzyk, który sobie wymyśliłeś, trwał dalej, byś zdążył się zasymilować z otoczeniem i odebrał to, co kiedyś ludzkości podarowałeś. W nagrodę za odwagę. Potrafiłeś ją docenić jak nic innego, miałeś gest, o tak... Bo przetrwać mogą tylko najsilniejsi.
Już na nich nie patrzyłeś.
Ze złotem tęczówek wbitym w widmową postać zacząłeś schodzić bokiem schodek po schodku, powoli, z lekko naprężonymi mięśniami - już prawie zapomniałeś, jak to jest, prawda..? Jak to jest wykorzystywać własne możliwości...
Przykucnąłeś, podnosząc z ziemi jakiś patyk, przejeżdżają po nim palcem. Wierzba, hm..? Smutna to różdżka powstawała z tak smutnego drzewa... Nie była ci potrzebna, ale stanowić miała teraz taki drobiazg tego, że nie potrzebowałeś żadnego przewodnika, by zaklęcia rzucać... A wiesz - teraz zbliżasz się coraz bardziej do zjawy, ale powolusieńku, to nie wyścig, to nie maraton...
Te dzieci będą tylko przeszkadzać.
- Daphne, wracaj do szkoły. Idź do Dumbeldora i powiedz mu, że w szkole pojawił się oby duch. O bardzo złej aurze. Regulusie trzymaj się za mną. - W tym mroku i tak nie odróżnią, czy trzymasz zwykły patyk, czy różdżkę - i w sumie chyba zachowasz sobie ten kawałeczek drewna, coś ładnego wystrugasz, i będzie, żeby nie było, że jesteś jakiś dziwny... Smutne to, że czarodzieje teraz w ogóle nie czują magii, kiedyś tak wielu wystarczyła sama myśl, by kreować rzeczywistość... Dziś ta starożytna sztuka została zapomniana. Wątpiłeś, czy potrafiłbyś jej sens komukolwiek przekazać.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Schody na błonia Empty Re: Schody na błonia

Pon Paź 07, 2013 8:31 pm

Daphne
Serce ci podskoczyło do gardła na dźwięk rozdzierający cisze. Czyżby jakieś wspomnienia związane z krzykiem kobiety w ciemnościach? Nie jest to miejsce w którym chcesz być, może niesłusznie odrzucasz pomoc. Dotyk profesora jest taki kuszący, mimo, że jego palce są zadziwiająco zimne.

Regulus
Oto szansa. Nie każdy ma możliwość sprawdzenia swojej odwagi i mocy, a Ty myślisz nad tym stanowczo zbyt często. Zastanów się, czy gdyby Czarny Pan posłał Cię z niebezpiecznym zadaniem w sam środek Zakazanego Lasu zawahałbyś się? Chyba nie. Na pewno nie. Co Cie obchodzi ta szlama, nawet ten profesor. Byli niczym w porównaniu z Twoim mistrzem, który przecież odważnych nagradza a słabymi gardzi...

Vincent
Niewdzięczność tych marych istot nie zna granic. Jesteś chyba jedynym, który w tej chwili może stanowić namiastkę ochrony tych dzieciaków, choć sam nie wiesz tak na prawdę co czai się w mroku. Oczywiście gdyby bardziej obchodził Cię ich los może coś byś z tym począł... teraz jednak czujesz zbyt silny zew. Możliwość wykorzystania swoich uśpionych możliwości, których przecież i tak nie masz jak poużywać zbyt często w dzisiejszych czasach...

Cisza po tym żałosnym skowycie była chyba straszniejsza nawet niż on sam. Wszystko wokół nich zdawało się zamrzeć na te kilka sekund, jakby całe życie a nawet wiatr zastanawiało się skąd ten ogrom bólu i żalu.
Znów zauważyliście między drzewami. Dużo szybszą niż poprzednio. Nawet nadludzkie umiejętności Vincenta miały problem ze złapaniem tego ruchu, choć on jako jedyny zdążył zobaczyć jak wygląda. Blada, upiorna, o czerwonych od łez oczach i srebrzystych włosach unoszących się falami na wietrze.
- Nikt nie będzie tu przyprowadzał innych kobiet! - zawyła - Nie w miejsce..gdzie umarłam
Zjawa chwyciła Denton za gardło i pociągnęła za sobą w las.
Daphne Denton
Oczekujący
Daphne Denton

Schody na błonia Empty Re: Schody na błonia

Pon Paź 07, 2013 8:53 pm
Pokazała Regulusowi wyraźnie środkowy palec w momencie, w którym zdawało się jej, że profesor nie patrzy. Nie mogła wiedzieć, że profesor widzi wszystko. Ta wszędobylska pewność siebie Blacka ponownie zaczęła prowadzić ją jak matka za rączkę, prosto do ... białej gorączki.
Głos Nightraya wyrwał ją na szczęście z tej mrocznej drogi, którą niebezpiecznie zakręcała gdzieś ku mecie z napisem "zaatakuj tego bufona". Jego piękna idealna twarz zagrała na jej emocjach idealnym grymasem, który sprawił, że jej wnętrzności skoczyły fikołka.
Zanim jednak zdążyła się nad tym rozpływać, krzyk zjawy sprawił, że wywróciły się w druga stronę.
- Nigdzie nie idę. - powiedziała twardo, spoglądając w kierunku zamku. Na pewno nie wybierze się w tą ciemność sama, kiedy tu wyją jakieś chore wyjce.
Niestety, nie miała zbyt dużo możliwości rozważania za i przeciw. W przeciągu chwili ogarnął ją niewyobrażalny chłód. Zobaczyła bladą twarz tuż przed swoją, a szok był tak ciężki, że nie dosłyszała właściwie krzyku zjawy. Zdążyła jedynie wydać z siebie stłumiony chrzęk, gry blade palce chwyciły jej szyję i zniknęła w lesie.
Sponsored content

Schody na błonia Empty Re: Schody na błonia

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach