Go down
Giotto Nero
Oczekujący
Giotto Nero

Schody na błonia - Page 6 Empty Re: Schody na błonia

Wto Gru 02, 2014 10:22 pm
Aby wystawić całą recenzję takiej osóbki jak Florence Frederica Floyd, potrzebne jest jakieś trzy lata rozmowy minimum dwa razy dziennie, z podwojeniem tej stawki na czas wakacji, niedziel i świąt. Chłopak zrobił taki ogólny zarys jej sylwetki, aczkolwiek to jakie cechy charakteru u niej dominowały i tworzyły z niej interesującą osobowość, nie mogą zostać użyte od razu. W końcu, teraz może i chce wszystkim pomóc, jednakże jutro już się może rozmyślić. Nie oceniał jej w żadnym wypadku, bardziej próbował ją na siłę poszufladkować do jakiejś grupy, jednakże pozostaje pytanie... czy ładne kujonki to nie jest fajna opcja?
- Teraz może tak... ale drużyna Slytherinu nieszczególnie jest zachwycona, gdy pojawiam się na treningu bądź podczas odprawy meczowej... - delikatnie jej tu uświadomił, że jest zbyt wymagającym kapitanem, jak na obecne realia gry w Quidditcha. Giotto za wszelką cenę starał się wprowadzać multum zagrań i taktyk. Założenia przedmeczowe i ich egzekwowanie było kluczem do zwycięstwa, czasami jednak cała radość z gry znikała, gdyż zamiast robić to co chcesz, musiałeś się dostosować do jakiegoś ruchu czy zagrania. Niektórzy traktują ten sport jak swoją wolność, a gdy taki Nero zaczyna im rozkazywać, znowu są w kajdanach. Coś za coś.
- Wiesz... czasem wiatr po oczach napierdala, to jest trochę mniej przyjemnie... ale tak, zdecydowanie w powietrzu czuję się wolny. - nieświadomie, ujawnił jej właśnie bardzo ważną cechę charakteru. Gdyby skupił się bardziej na tym co powiedział, to z pewnością by się w łeb strzelił, ale z drugiej strony Florence sama przed chwilą to stwierdziła, więc de facto, on tylko potwierdził jej wrażenia. To aż takie złe nie było. Swoją drogą, dostrzegł po raz kolejny jej bardzo ważną cechę, mianowicie spostrzegawczość i dobrą interpretację otoczenia. Zapunktowała u niego, brawo.
- A czy powiedziałem, że go nie dostrzegam? - chłopak nie powiedział, że nie lubi szachów, ani nie twierdził, że są bezużyteczne. Powiedział tylko, że zbyt wiele z nimi styczności nie miał, gdyż większość sportów jakie uprawiał, to te fizyczne. Odziedziczył bystry umysł oraz analityczne podejście do szczegółów, więc tak naprawdę nie musiał grać w szachy, by być dobrym strategiem. Owszem, gdyby grał, byłby jeszcze lepszym, ale nie gra. Nie można mu jednak zarzucić tego, że nie widzi sensu tej gry. Bardziej chodzi tu o oznakę dojrzałości, gdyż wyraźnie mówi o tym, iż dla niego jest to coś mniej znanego od reszty, dlatego nie ocenia tego pochopnie.
- Karate, taekwondo, wu-shu... - elementy krav magi, boksu i aikido, ale o tym jej nie powie jeszcze, gdyż zawsze warto zostawić jakiś element zaskoczenia. Widział jej zapał, gdy wspomniał o sztukach walki. Ciekawe jak dziewczyna zareaguje, gdy się dowie, że posiada czarne pasy w pierwszych dwóch dyscyplinach, a wushu trenuje od kilku lat i jest na dobrej drodze, by i tu zostać mistrzem. Ciekawe tylko, czy jej w ogóle o tym powie.
- Nie sądziłem, że znajdę wśród czarodziejów kogoś, kto słyszał w ogóle o sztukach walki... to mugolska dziedzina... - większość czarodziejów posługiwała się magią i potęgą umysłu. Sztuki walki były dla tych, którzy nieświadomie nie mają jakiejkolwiek mocy parapsychologicznej, bądź dla samoobrony. Giotto jednak był tak zmotywowany do tego, by być potężnym, że kształcił się i w kierunku walki wręcz i w kierunku walki magią. W końcu, co zrobisz, gdy nie będziesz mieć przy sobie różdżki? Większość magów się poda, a on zajebie kopa! To jest zasadnicza różnica.
Florence Frederica Floyd
Oczekujący
Florence Frederica Floyd

Schody na błonia - Page 6 Empty Re: Schody na błonia

Sro Gru 03, 2014 11:32 am
Cóż, Florence częste rozmowy jak najbardziej pasowały. Chłopak był inteligentny, przystojny, wysportowany i tajemniczy. Czego wymagać więcej od partnera do rozmów? Zadowoliłoby ją samo "inteligentny", a tu dostawała jeszcze inne bonusy...
Faktycznie, jutro mogło wydarzyć się coś, co całkowicie zmieniłoby jej osobowość, jednak na razie nadal była taka, jaka była i była z tego zadowolona. Chociaż nie była ideałem, wiedziała też, że jest całkiem wartościowym członkiem społeczeństwa, a także, o ile się postara, może udać się jej nawiązać jakąś więź z Giotto... Chociaż na razie to tylko głupie gdybanie, sama jeszcze nawet nie wiedziała skąd w jej podświadomości w ogóle pojawiają się takie myśli.
-Powinni to docenić. - stwierdziła, naburmuszając się. - W końcu bez Ciebie najpewniej nie lataliby tak dobrze. Przecież...Quidditch to coś więcej niż zabawa, oni nie traktują tego poważnie?
Dziewczyna skrzywiła się, myśląc o Ślizgońskiej drużynie. Powinni docenić Giotto, rzadko się zdarza tak dobry kapitan, ktoś, kto aż tak nadaje się na to stanowisko.
Ale wiadomo, Ślizgonów trudno zadowolić....
-Czuję się podobnie, gdy latam. Mam wrażenie, że mogłabym polecieć gdziekolwiek, a potem przypominam sobie, że na ziemi czekają na mnie rodzice, znajomi, obowiązki... - w jej głosie słychać było gorycz. Jak już ustalili, Flo miała dużo szczęścia w życiu, ale to nie oznaczało, że czuła się wolna. A wzlot dawaładnie jej takie uczucie, chociaż chwilowe.
-Moja nadinterpretacja, wybacz. - faktycznie, miał rację. Coś powiedział, a ona sobie dopowiedziała resztę. Nieładnie, Flo, nieładnie... - Może chciałbyś kiedyś zagrać?
Stwierdziła, że nie ma nic do stracenia, zapytać zawsze może, najwyżej Gio się nie zgodzi. A może jednak....? Nie chciała sobie dawać nadziei na to, tak samo jak nie chciała przyznać Przed sobą, że liczy na ponowne spotkanie z nim.
Słuchała, jak wylicza sztuki walki, a jej uśmiech poszerzał się coraz bardziej.
-Mój ojciec jest czarodziejem czystej krwi, ale moja matka jest czarodziejką krwi mugolskiej. Jej dziadek pochodził z Azji i z jego rodziny wyszła tradycja tego, że uczymy się karate. W wakacje często spędzam czas u mugolskich dziadków, więc i ja złapałam tą miłość....chociaż nie tak silną jak do książek, oczywiście.
Giotto Nero
Oczekujący
Giotto Nero

Schody na błonia - Page 6 Empty Re: Schody na błonia

Sro Gru 03, 2014 4:10 pm
Jeśli już mowa o nawiązywaniu nowych kontaktów bądź relacji, z Giotto było o tyle interesująco, co po prostu trudno. Ciężko było zaistnieć w jego życiu, gdyż tak naprawdę, otaczała je aura tajemniczości i nikogo jeszcze do tej strefy chłopak nie dopuścił. Kiedyś było łatwiej, śmierć brata zmieniła wszystko, łącznie z jego poczuciem potrzeby kogokolwiek... rodzina, przyjaciele, miłość... tylko ktoś warty tego mógłby stać się kimś z wymienionej trójki. Na razie, nikogo takiego nie było, od samego początku jeszcze nie ma...
- Większość Ślizgonów chce sprać jakiegoś Gryfona, bądź poszpanować nową miotłą. W Quidditchu można zrobić obie te rzeczy legalnie, więc po to grają... - czysta prawda. Ciężko było znaleźć w Slytherinie kogoś, kim względy czysto sportowe zadecydowałyby o tym, żeby grał w reprezentacji swojego domu. Nie liczyło się dobro drużyny, a wydłużanie listy kończyn złamanych przez kolejnych graczy domu Godryka.
- Jeśli mnie nauczysz, może kiedyś... - gdyby Florence znała Giotto troszkę lepiej, to w tym momencie powinna zacząć skakać z radości. Chłopak może nie powiedział wprost, że już jutro jest gotowy z nią zagrać, ale nie wykluczył takiej możliwości. Mało tego, stwierdził, że potrzebna mu nauka, a nauka = czas poświęcony na to, tak też z głupiej partii szachów mogłoby wyniknąć nawet kilkanaście spotkań, jeśli Floyd jest na tyle odważna, by upominać się o swoje, a ściślej mówiąc o swojego nowego gracza.
- Jestem zaskoczony. - poparł swoje odczucie mimiką twarzy, która wyrażała teraz może nie jakieś gigantyczne osłupienie, ale widać było, że się zdziwił. Kolejny punkt dla rudej. Prawdę mówiąc, trafili na kolejny temat dla siebie. Wszakże, karate było pierwszym sportem, jaki chłopak zaczął uprawiać i najszybciej też zdobył z niego czarny pas, miał miłe wspomnienia z praktykowania karate w swoim dojo.
- Masz jakiś pas, czy tylko dla przyjemności? - uśmiechnął się lekko, gdyż ten temat ewidentnie siedział mu i mógł go prowadzić godzinami. Co raz bardziej interesująca ta Florence. Najwidoczniej to nie przypadek, że chłopak zapamiętał jej imię z ceremonii przydziału... Być może coś więcej kryje się pod tą śliczną buzią... Jedno jest pewne, Nero się nią zainteresował już po pierwszym spotkaniu, więc ruda może się spodziewać następnego spotkania, bo nie można przepuścić takiej okazji, by poznać kogoś, kto dzieli bardzo podobne zainteresowania co ty.
Florence Frederica Floyd
Oczekujący
Florence Frederica Floyd

Schody na błonia - Page 6 Empty Re: Schody na błonia

Czw Gru 04, 2014 6:52 pm
Wiadomo, że nie dopuszcza się do siebie byle jakich osób - muszą to być ludzie dla nas wyjątkowi, którzy na to zasłużą. Nikt nie chce zadawać się z fałszywymi osobami, zawierać z nimi przyjaźnie, a już na pewno nikt nie chce ich mieć w rodzinie. Nic dziwnego, że Giotto był ostrożny w doborze przyjaciół. Oraz kobiety. Czysta krew kusiła wiele czarodziejek, a do tego fakt, że Gio był przystojny i wysportowany...
A przynajmniej tak tłumaczyła sobie jego zachowanie Florence. Cóż, jakoś musiała, a to brzmiało całkiem sensownie.
-Naprawdę? - zdziwiła się po raz kolejny. - Zawsze myślałam, że członkowie drużyn w Hogwarcie to prawdziwi fani Quidditcha, być może nawet planujący związać swoją przyszłość z tym sportem... Ah, taka ignorancja.
Po raz kolejny coś, co uważała za prawdziwe, okazało się kłamstwem. Wynikało to co prawda z jej błędnego założenia i braku zagłębienia się w ten temat, ale i tak była głęboko zaskoczona. Zawsze chodziła na mecze Quidditcha po to, by popatrzeć na osoby z pasją, podziwiać ich trud włożony w treningi, oddać im szacunek za ciężką pracę. Nawet Ślizgonom, za którymi nie przepadała. A tu proszę, takie nowiny...
-Oh, naprawdę? - ucieszyła się, klaszcząc w dłonie. - Upomnę się o to w ciągu najbliższego tygodnia, spodziewaj się mnie.
Radość bardzo. Flo nieświadomie uśmiechnęła się szeroko, patrząc na Gio. A więc udało się! Miała zapewnione - w jakimś stopniu - spotkanie z tym ciekawym Ślizgonem. I na pewno zadba o to, by do niego doszło.
-Brązowy. - odpowiedziała, zastanawiając się, jaki on ma. - Ty najpewniej masz czarny, czy się mylę?
Na takiego w każdym razie wyglądał. Kierowała się przeczuciem i odnosiła wrażenie, że ma rację. Zazwyczaj tak było...
Giotto Nero
Oczekujący
Giotto Nero

Schody na błonia - Page 6 Empty Re: Schody na błonia

Czw Gru 04, 2014 10:21 pm
Ostrożny w doborze przyjaciół? Giotto po prostu ich nie miał, więc w tym przypadku ciężko mówić o ostrożności. Bardziej chodziło tu o pewną barierę, która jest póki co nie do sforsowania. Nie dopuszczał do siebie nikogo, znajomy, znajoma, kolega, koleżanka z drużyny to nie przyjaciele, to tylko osoby niezbędne do funkcjonowania - grania w Quidditcha, informowania o pracy domowej podczas nieobecności i tak dalej. Druga sprawa, że kilka osób próbowało już zaistnieć w jego życiu i spaliło to na panewce. Nikt nie wytrzymał z jego stylem bycia, często się poddawali, widząc, że trzeba pracować na głupią informacje o tym kim są jego rodzice, nawet kilka miesięcy. To nie było normalne, owszem, ale chłopak nigdy nie prosił o nikogo. Każdy miał własne pobudki, by próbować Giotto zaakceptować i zaprzyjaźnić się z nim, nigdy jednak nie były one aż tak mocne, by się to powiodło.
- Nie mówię, że jest tak u wszystkich, ale u większości Ślizgonów... - on należał do tej drugiej grupy. Kochał Quidditcha i tak naprawdę był od niego uzależniony, był to jeden z nielicznych sposobów na odsunięcie od siebie wszystkich problemów, chociażby na chwilę. W dzieciństwie marzył o tym by wygrać puchar świata i zostać zawodowym graczem, miał ku temu predyspozycje, ale jak widać los musiał brutalnie go sprowadzić na ziemie, gdyż zanim wzbije się w powietrze, musi dokończyć sprawy tu, na powierzchni.
- Sądzisz, że tak łatwo mnie znaleźć? - mógł się z nią chwilę podroczyć, gdyż uznał ją za inteligentną i z pewnością dziewczyna odbierze to jako małe rozluźnienie tematu, aniżeli jakąś nadmierną pewność siebie i łaskę. Uśmiechnął się przy tym lekko, a zarazem tajemniczo. W główce pojawił mu się pewien plan... jak najdłużej zwlekać ze spotkaniem z nią! Niech się za nim trochę po ugania, śmiesznie będzie gdy będzie jej sprzed nosa uciekać.
- Brązowy, huh? - był pełen podziwu. W tak drobnym ciele, tkwiła naprawdę silna kobieta. Silne ciało, silne poczucie wartości, silny charakter i silna misja, do której spełnienia zaczęła dążyć już dawno temu i jest na dobrej drodze, by stać się medykiem, nie zapominając przy okazji o bezinteresownej pomocy. Była dojrzała ponad swój wiek tak naprawdę, z tym, że ona była otwarta na świat i nowe doznania, była ideałem prawidłowej ambicji i wytrwałości, w przeciwieństwie do niego - chorej ambicji i wspominaniu przeszłości.
- Zgadza się. Konkretniej czarny z trzema pagonami... - zazwyczaj nie chwalił się swoimi osiągnięciami, ale trzeci dan to nie było byle co w karate. Na świecie tylko kilka osób posiadało ten, lub wyższy stopień, Giotto mógł nawet swoją szkółkę otworzyć.
- Jeśli będziesz chciała wyższy mieć, daj znać... przeszkolę Cię, a potem przeprowadzę egzamin. - no no no, pan G się rozkręcił. Proponować prawie obcej dziewczynie wspólne treningi? Niespotykane jak dotąd. Ruda miała coś w sobie, co pozwalało mu czuć się dziwnie jak dla niego... Co to było? Bezpieczeństwo? Spokój? Pewność siebie? A może połączenie tych wszystkich rzeczy? Nie mógł tego określić, ale widząc ją, czuł się naprawdę potrzebny. Czuł, że jest jej potrzebny, żeby miała na kogo patrzeć w quidditcha, żeby miała z kim grać w szachy, żeby miała z kim trenować karate... To było naprawdę dziwne...
Florence Frederica Floyd
Oczekujący
Florence Frederica Floyd

Schody na błonia - Page 6 Empty Re: Schody na błonia

Czw Gru 04, 2014 11:04 pm
Cóż, niestety Florence nie umiała mu czytać w myślach, dlatego musiała stworzyć własną teorię na temat jego zachowania. Nie znała historii brata, nie rozumiała, jak bardzo takie wydarzenie mogło wpłynąć na Giotto. A myślenie o ostrożności było całkiem sensowne dla Flo, która nie posiadała wszystkich informacji na temat życia Ślizgona.
-Rozumiem, rozumiem. Nie oceniam Ślizgonów jako całość tylko jako jednostki. Gdybym kierowała się moimi uczuciami do większości Ślizgonów, nigdy w życiu pewnie bym do Ciebie nie zgadała...
Taka była prawda - Flo, chociaż tolerancyjna, nie przepadała za Slytherinem i jego uczniami. Znała kilka osób z którymi dało się całkiem fajnie pogadać, ale były one znaczą mniejszością wyjętą z bandy idiotów myślących tylko o tym, jak zrobić coraz to brutalniejsze psikusy Gryfonom. Ta rywalizacja domów była okropna...
-Nie. - odpowiedziała zwięźle na jego pytanie, uśmiechając się lekko. - Ale sądzę, że ja dam radę.
Ah, ta pewność siebie... Podobno faceci ją lubią. Ale czy Giotto też się do nich zalicza, oto jest pytanie. W końcu nie był typowym facetem, wręcz przeciwnie, emanował wyjątkowością. Więc czy pewna siebie, a zarazem skromna Flo miała jakieś szanse, aby mu zaimponować?
O, jednak miała.
Brązowy pas brzmi dumnie. Florence była z niego całkiem zadowolona, chociaż to nie on był celem jej treningów. Trenowała dla samej siebie, po to, by móc się bronić, by móc bronić innych. Trenowała, ponieważ to ja uspokajało i pozwalało zachować dobrą kondycję. Trenowała, bo to była tradycja jej rodziny, tradycja, którą kochała.
Posłała mu spojrzenie pełne podziwu.Czarny pas...oczywiście.
-Ojeju, serio?- no i masz, Giotto, dziewczyna Ci się podnieciła. - W Hogwarcie nikt się tym nie interesuje i usycham z tęsknoty, więc z chęcią bym poćwiczyła, oj tak!
Wystarczy jedno zdanie, a Florence już jest w świecie marzeń i tęczy...
Giotto Nero
Oczekujący
Giotto Nero

Schody na błonia - Page 6 Empty Re: Schody na błonia

Czw Gru 04, 2014 11:49 pm
Gdyby umiała czytać w myślach, to wyszedłby w jej oczach na ofiarę, kompletną ciotę i kogoś, kto nie potrafi pogodzić się z przeszłością. W skrócie, byłby dla niej kimś słabym, niewartym jakiejkolwiek uwagi. Być może podświadomie właśnie to izolowało go od ludzi? Strach przed tym, że jego słabości wyjdą na jaw, że jego nietykalność, którą do tej pory utrzymywał, nagle stanie się jego balastem? Że straci, wypracowany w poprzednich latach, szacunek na boisku i wśród uczniów Hogwartu? Cel przyświecał jeden, dowiedzieć się prawdy o bracie, ale to co się z nim wiązało, mogło mieć różne skutki. Być może Giotto bez Alaude bał się ludzi, którzy znowu mogliby stać się kimś ważnym, a potem historia zatoczyłaby koło i znowu by kogoś stracił. Zamartwianie się nie było w jego stylu, ale w podświadomości dzieją się różne rzeczy.
- To się nazywa dojrzałe podejście. Innego po tobie bym się nie spodziewał... - czyżby w tym momencie jawnie ją skomplementował? Rzeczywiście tak było. Od czasu imprezy u Puchonów był jakoś bardziej otwarty na świat i określanie swoich opinii. Wiadomo, że każdy zareaguje inaczej na komplement, jeden się uśmiechnie, inny zaprzeczy, jeszcze inny czy inna się zarumieni i tak multum możliwości. Zastanawiające było to, dlaczego Giotto aż tak często to robił? Ostatnio pochwalił kilka innych osób, co jeszcze dwa tygodnie temu nie miałoby racji bytu. A ją chwali już któryś raz z kolei, tym razem jednak, otwarcie i bezpośrednio.
- Spróbuj więc... - czy jej pewność siebie mu się podobała? W pewnym sensie tak. Kobieta zdecydowana i z ambicją, to cecha pożądana przez większość dorosłych chłopców, czy prawdziwych mężczyzn. Dziś jednak przekonał się, że nie do końca może być to jej zaleta, gdyż kilka razy zbyt pewnie opiniowała różne rzeczy, które w rzeczywistości okazały się mieć kompletnie inne znaczenie, tak jak było w przypadku jego początkowej odmowy przy szachach. Co istotne... odparł jej małym, szczerym uśmiechem. Challenge accepted.
- W takim razie, urodziłaś się pod szczęśliwą gwiazdą... - pierwszą część jej wypowiedzi skwitował tylko kiwnięciem twierdząco głową przymykając przy tym oczy. Jego komentarz był w miarę trafny. Z tego co opowiadała mu dzisiaj Florence, jest szczęśliwa i na dodatek dowiadując się o trenowaniu karate z Giotto, miała kolejny powód do tego, by z uśmiechem rozpoczynać nowy dzień. W sumie, dla Nero również mogło być to wyzwanie. Nigdy nikogo jeszcze nie trenował, a tu proszę, nawet podstaw nie musi tłumaczyć. Będzie śmiesznie, jak ruda skopie mu tyłek, bo się za bardzo poczuje gówniarz.
- Teraz weź znajdź na to wszystko czas... szkoła, Quidditch, szachy, karate... - rzucił w powietrze, mając przy tym trochę racji. Westchnął lekko i spojrzał na rudą.
Florence Frederica Floyd
Oczekujący
Florence Frederica Floyd

Schody na błonia - Page 6 Empty Re: Schody na błonia

Sob Gru 06, 2014 3:45 pm
Flo nie miała w zwyczaju oceniać ludzi, więc raczej nie uznałaby Giotto za ofiarę i ciotę. Skąd miała wiedzieć jak ona by się zachowała na jego miejscu? Teraz owszem, mogła uważać, że poradziłaby sobie z oderwaniem myśli od śmierci brata, ale tak naprawdę kto wie, jakby było. Nigdy nie doświadczyła tego co on, także nie mogła go oceniać. I nie miała zamiaru.
-Dziękuję. - uśmiechnęła się do niego uroczo, ciesząc się z komplementu. -Miło słyszeć od faceta komplement dotyczący zachowania, a nie urody. Przyjemna odmiana.
Cieszyła się, że Giotto widzi w niej coś więcej niż ładną buzię. Gdyby było inaczej, pewnie już by z nim nie rozmawiała i uciekła do innego cichego miejsca. A komplementy dotyczące jej zachowania cieszyły ją o wiele bardziej niż te dotyczące wyglądu. Urodzić się ładnym to nie wyczyn, ale zadbać o swój charakter i swoją wiedzę to już cięższa praca. Oczywiście, to nie tak, że wygląd nie jest ważny - wiadomo, trzeba ćwiczyć ciało, dbać o nie, pielęgnować je. Ale ostatecznie Flo oceniała ludzi bardziej na podstawie ich zachowania, niż wyglądu.
-Będę się starać. Ale jeśli nie będziesz mnie unikał, będzie mi łatwiej.
Cóż, tak naprawdę nie spodziewała się, że znalezienie go będzie proste. Wręcz przeciwnie. No ale cóż...na szczęście znała jego plan lekcji oraz wiedziała to, że gra w Quidditcha. Dwie całkiem przydatne informacje.
-Jeśli to prawda, to dobrze. Niech ta gwiazda nigdy nie gaśnie.- zachłanna, nadal mało jej szczęścia. Nieładnie Flo, nieładnie. Ale cóż się dziwić, jak się ma tyle, co Florence, to nie chce się z tego rezygnować.
-Cóż, u mnie nie ma Quidditcha. - stwierdziła ze smutkiem. - A szkoda, chętnie bym pograła...
Giotto Nero
Oczekujący
Giotto Nero

Schody na błonia - Page 6 Empty Re: Schody na błonia

Sob Gru 06, 2014 9:03 pm
Z pewnością, gdyby znał lepiej Florence, to raczej wiedziałby, że w jej oczach nie wyglądałby jak ciota, tylko jak ktoś, kogo naprawdę zraniono i po prostu nie umie sobie z tym poradzić. Prawdopodobnie wzbudził by też u niej litość i chęć pomocy, co byłoby prawdę mówiąc ciosem dla młodego czarodzieja. Facet, który nie potrafi poradzić sobie z własnymi problemami jest po prostu chłopcem i nie może nazywać siebie mężczyzną. On za wszelką cenę chciał udowodnić samemu sobie, że jest w stanie dowiedzieć się prawdy i z pewnością do tego dojdzie.
- To był komplement? - najwidoczniej Giotto nawet nie zwrócił na to uwagi. Po prostu głośno myślał, a co za tym idzie, wyrażał swoje zdanie w najbardziej bezpośredni sposób w jaki mógł. - Jesteś dobrze wychowana. - dodał, gdy już dotarło do niego, że dziewczyna z grzeczności podziękowała za pozytywny komentarz w jej stronę. Najwidoczniej została wychowana w podobnym świecie co on, poznając jednocześnie świat czarodziejów i mugoli, to było dobre połączenie, z którego można było czerpać dużo korzyści. No i... jak już się znajdzie kogoś z podobnym dzieciństwem, to zaczyna was co raz więcej łączyć. Tak było i tym razem...
- W takim razie... może się po prostu zapisz? - nie było w tym nic prostszego. Idziesz, mówisz, że chcesz grać i Cię próbują. Ja Ci się uda, to zostajesz, jak nie, to trudno, dalej będziesz kibicem. Grzechem jednak jest nie spróbować w ogóle. Przestworza to idealne miejsce do tego, by poczuć się wolnym, a ona chce taka być, więc jak wczuje się w grę - nie będzie chciała schodzić na ziemię.
- To zabawne... - uśmiechnął się tajemniczo i przymknął oczy, opuszczając lekko głowę w dół. - Jak to robisz, że nie chce mi się kończyć tej rozmowy już po dwóch minutach? - gadali zdecydowanie dłużej, ale musiał mieć jakiś punkt odniesienia. Zdawał sobie sprawę, że gadali już grubo ponad dwadzieścia minut, a jemu ani przez chwilę się nie nudziło, ani nawet nie pomyślał o tym, by ją tu zostawić i sobie pójść.
Florence Frederica Floyd
Oczekujący
Florence Frederica Floyd

Schody na błonia - Page 6 Empty Re: Schody na błonia

Nie Gru 07, 2014 1:27 pm
Ona chyba nigdy nie poznała, co to litość - jeśli chciała komuś pomóc to dlatego, że uważała, że ten ktoś potrzebuje pomocy, a ona chciała mu ją ofiarować. To nie była litość, co najwyżej można było nazwać to dobrocią. Chociaż gdyby Flo to usłyszała, wyparłaby się z całych sił. Ona i dobroć? Nigdy. To zbyt piękne słowo by określić jej charakter.
-Tak to odebrałam... - powiedziała, odgarniając włosy z oczu. Jej pewność siebie trochę podupadła, gdy usłyszała pytanie Giotto. Może źle zrozumiała jego słowa? Miała nadzieję, że tak nie było, inaczej wyszłaby na laskę, która tak bardzo pragnie pochwał, że sama je wynajduje w zdaniach o zupełnie innym sensie. Chociaż, z drugiej strony...to był Giotto, on nie komplementował ludzi często, a przynajmniej na takiego nie wyglądał. Więc pochwała z jego ust musiała być rzadkością i on sam mógł nawet nie zauważyć, że coś takiego powiedział...
-Staram się. "Traktuj innych tak, jak chcesz być traktowana", moja mama zawsze mi to powtarza...Ucieszyłaby się zapewne, gdyby usłyszała, że ktoś chwali moje wychowanie.
Florence uśmiechnęła się szeroko na wspomnienie matki. To była wspaniała kobieta, tak samo zresztą jak ojciec i brat Flo. Cała rodzina Floyd była dla czerwonowłosej wielkim skarbem, którego za nic w świecie nie chciałaby stracić, a każdy jej członek mógł się pochwalić wspaniałym charakterem, mądrością i dobrym wychowaniem.
-Drużyna Krukonów nie jest zgrana... Sądzę, że na treningach bardziej bym się irytowała zamiast czuć satysfakcję z lotu. Poza tym, nie lubię jak ktoś mi rozkazuje, nie przepadam za pracą zespołową... Więc chyba nie jestem najlepszym materiałem na gracza Quidditcha. - wzruszyła ramionami, patrząc w niebo.
Niektóre marzenia nie mogą być chyba spełnione. Chociaż pragnienie Florence było jak najbardziej realne, dziewczyna nie sądziła, by nadawała się do drużyny Krukonów. Uwielbiała oglądać Quidditcha, ale grać w drużynie? Dla niej prace w parach były męczące, a co dopiero współpraca z całą drużyną...
-Jestem inteligentna, śliczna, nie wypytuję Cię o Twoje życie i nie staram się Ciebie uwieść po minucie znajomości? - zaśmiała się, mówiąc trochę żartem, trochę serio. Jego słowa sprawiły jej wielką przyjemność, dlatego uśmiech na jej twarzy był taki szeroki. Faktycznie, ich rozmowa trwała już trochę czasu, a Florence pozbywała się początkowych oporów i coraz lepiej czuła w towarzystwie tego tajemniczego Ślizgona.
Giotto Nero
Oczekujący
Giotto Nero

Schody na błonia - Page 6 Empty Re: Schody na błonia

Wto Gru 09, 2014 8:11 pm
W tym wypadku to on był w błędzie, a raczej po prostu nie wiedział, że ją komplementował w tej chwili. Nie było mu jakoś smutno z tego powodu, a i odczuł potrzebę pochwalenia jej, więc to zrobił. Maniery rodzice mu wpoili, pamiętajmy, że Giotto był wrogo nastawiony tylko do wrogów, nigdy do kogoś, kto próbował osiągnąć z nim jakieś porozumienie, bądź próbował rozmowy. Florence wykazała się dużą kulturą i mimo bycia w tajemniczym Ravenclaw, potrafiła dotrzeć w jakiś sposób do Nero. On odpłacił jej tym, czego chyba ruda oczekiwała - szczerą, a zarazem pasjonującą rozmową. Przynajmniej tak to wyglądało z jego perspektywy.
- W takim razie, jeśli kiedykolwiek ją spotkam, to jej o tym powiem... - czy on właśnie powiedział, że potwierdzi swoją opinię matce Flo? Z początku można to było uznać za coś niewinnego, jednakże jeśli ktoś będzie próbował się czegoś w tym doszukać... może mieć sporo racji. Jaki chłopak myśli o rodzicach swojej koleżanki i już "planuje" spotkanie z nimi? No właśnie, to było dziwne, ale jakoś samo się na język napatoczyło.
- Istotnie, nie nadajesz się. - bolesna prawda. Z jej tonu i gestykulacji wywnioskował, że dziewczyna nawet nie dałaby się przekonać ku temu, by pomóc swojej drużynie zespołowością. Nie dałoby rady jej kontrolować przez całe spotkanie, a co za tym idzie, niektóre zagrywki czy też plany taktyczne poszłyby się jebać z najbliższymi lambadziarami na drodze, nawet jeśli miałyby HIV.
- I zaskakująco skromna. - dodał, również lekko chichocząc. Mimo, że zgadzał się w stu procentach z jej stwierdzeniem, to jednak sposób w jaki to wypowiedziała był nie mniej zabawny, niż prawdziwy. Dziewczyna ewidentnie miała w sobie coś, co pozwalało mu się w jakiś sposób na nią otworzyć. Było to dziwnego rodzaju przyciąganie i coś na wzór względnego bezpieczeństwa oraz dobrego samopoczucia, jakim Floyd otaczała wszystko wokół. Była niezwykłą osobą, w każdym pozytywnym tego słowa znaczeniu.
- Kiedy mamy jakąś lekcję razem? - planu nie pamiętał zbyt dobrze, być może Florence go oświeci. Czyżby wpadł na jakiś genialny plan... może?
Florence Frederica Floyd
Oczekujący
Florence Frederica Floyd

Schody na błonia - Page 6 Empty Re: Schody na błonia

Wto Gru 09, 2014 8:59 pm
O tak, rozmowa z Giotto była pasjonująca. Florence fascynowała jego osoba, jego charakter, wygląd, historia. Jak on funkcjonował w Slytherinie? Był kompletnie inny niż typowi przedstawiciele tego domu. Jak się tam znalazł, co o tym zadecydowało? Był zadziwiająco miły - a teoretycznie nie tak to przecież działało. Flo polubiła Giotto, ba, nawet bardzo go polubiła, lecz nie nastawiała się na to, że cała ich znajomość będzie taka urocza jak ta chwila. Jego zachowanie było szczere, naturalnie był tak kulturalny i miły, jednak nadal pozostawał Ślizgonem i coś musiało o tym stanowić. Mroczniejsza część Giotto nie była dla niej teraz widoczna, ale rudowłosa miała zamiar ją odkryć.
-Zapraszam na obiad u państwa Floyd, będziesz mógł mnie pochwalić...o ile uda Ci się przebić przez rozmowę na temat niesienia pomocy wszystkiemu, co się rusza.
Kolejne słowa wypowiedziane pół żartem, pół serio. Uśmiechnęła się niewinnie do Giotto, starając się nie zdradzić mu swoją mimiką twarzy czy naprawdę chciałaby, żeby przyszedł,czy tylko żartowała. Oczywiście, łatwo można się domyślić, że towarzystwo Gio bardziej by ją ucieszyło niż jego brak, ale na takie deklaracje było za wcześnie, o wiele za wcześnie.
-Pewnie bardziej bym zaszkodziła drużynie niż jej pomogła...co jest trochę smutne, ale nie ma co płakać! Po prostu nie jestem stworzona do gry w Quidditcha i tyle, o.
Straszny optymizm. Brat Flo powiedział jej kiedyś, że czasem ma wrażenie, że rudowłosa żyje we własnym świecie,w którym słońce świeci przez cały czas tylko dla niej. I rzeczywiście, czasem naprawdę się tak czuła.
-Skromność to moja najlepsza cecha, faktycznie. - powiedziała, śmiejąc się głośno. Cholernie przyjemnie było siedzieć tutaj z Giotto i śmiać się, rozkoszować tą chwilą. Cieszyła się, że Ślizgon rozluźnia się coraz bardziej i że to ona jest jego towarzyszką w takiej chwili.
-Eliksiry, jutro. - odpowiedziała z entuzjazmem, który był tak bardzo widoczny, że kompletnie nie musiała dodawać drugiej części zdana. - Kocham eliksiry.
Cóż on planował? Chciał ją po prostu znowu spotkać czy może miał jakieś niecne zamiary? Teraz to ruda była zaintrygowana, bardzo zaintrygowana.
Giotto Nero
Oczekujący
Giotto Nero

Schody na błonia - Page 6 Empty Re: Schody na błonia

Wto Gru 09, 2014 9:23 pm
Recepta na życie w Slytherinie była prosta. Wyrobić sobie szacunek, jak nie słowem, to pięścią, być na uboczu, skupić się na tym co ważne dla ciebie, a nie podporządkowywać się komuś i grać w Quidditcha. To wystarczyło, by w domu Salazara panował względny spokój wobec pół-brudnokrwistego Giotto. Wiadomo, w grę wchodził również jego wygląd, gdyż ślizgonki mimo jego pochodzenia, jarały się nim, a ślizgoni nie mieli mu w jaki sposób dogryzać, czy to za duże uszy, czy to rudy. Po prostu był prawie idealny do tego domu, poza jedną małą cechą - ambicją, bo tym przerastał wszystkich ze Slytherinu, może nawet z Hogwartu.
- Wiesz, przeważnie na obiedzie to ja jem... rzadko kiedy się odzywam. - co by nie mówić, to była prawda. Chłopak jak siadał do stołu, to momentalnie się wyłączał. Rozglądał się tylko oczyma na lewo i prawo, kwitując lekkimi westchnięciami kolejne dyskusje swoich rodziców, czy też gości, którzy do nich przybyli. Swoją drogą, Gio był pasjonatem jedzenia i lubił próbować nowe rzeczy, a także rozkoszować się smakiem znanych potraw. Taka mała ciekawostka.
Fragment o Quidditchu i skromności dziewczyny pozostawił bez odpowiedzi. Powiedział już wszystko co mógł o tej sprawie i nie było co tego drążyć, wszakże nie było czego się tu więcej doszukiwać. Co kilka chwil zerkał na nią kątem oka, próbując zapamiętać jej różne reakcje. Sposób mowy, jakieś "tiki", typu poprawianie włosów, czy też szczery uśmiech, który był co raz częstszym widokiem na jej buzi. Mimo, że były to drobnostki, to starał się ją dobrze poznać, taki to już analityczny łeb.
- Gdzie siedzisz na eliksirach? - starał się ją naprowadzić na to, co ma zamiar powiedzieć, a raczej zrobić przy najbliższej okazji. Ciekaw był tylko, czy dziewczyna domyśli się o co mu chodzi, czy będzie zgrywać, że nie wie i poczeka do samego momentu lekcji. Swoją drogą, czy on sam wie co planuje?
Florence Frederica Floyd
Oczekujący
Florence Frederica Floyd

Schody na błonia - Page 6 Empty Re: Schody na błonia

Wto Gru 09, 2014 11:30 pm
Florence lubiła większość Krukonów, większość Krukonów lubiła Florence, także dobrze im się razem żyło, obie strony były zadowolone wzajemnego towarzystwa. Kiedy miała ochotę poskakać po kanapach w pokoju wspólnym, zawsze znalazł się ktoś równie szalony i chętny do zabawy co ona. Gdy pragnęła ciszy i siedziała, większość osób potrafiła to uszanować. Gdy chciała pójść na imprezę... No dobra, na tym polu było trochę słabo.
-Też bym chciała, ale jak tu jeść, gdy rodzinka prowadzi takie ciekawe dyskusje przy stole...- jęknęła pod nosem, naburmuszając lekko policzki. - Rozkoszuję się smakiem makaronu, a oni zaczynają rozmawiać o uzdrawianiu. I jak tu się w tym nie udzielać?
Obiady w rodzinnym domu Flo były bardo żywe. Każdy miał coś do opowiedzenia i chociaż mieszkało ich tam czworo, zamieszanie robili takie, jakby było ich tam trzy razy więcej. Nie było sztywnej, formalnej atmosfery. Państwo Floyd byli bardzo wyluzowani, chętni do dyskusji i ciekawiły ich opinie "młodego pokolenia czarodziejów, w których dłoniach spoczywają przyszłe losy świata...nie tylko magicznego.
-Od dzisiaj obok Ciebie. - powiedziała, posyłając mu szeroki, a zarazem niewinny uśmiech. Czuła się naprawdę szczęśliwa spędzając czas z Giotto. To było naprawdę zaskakujące... Uniosła spojrzenie, by przyjrzeć mu się - po raz kolejny - i napotkała na sobie jego wzrok. Zamiast jednak uciec spojrzeniem, Flo odgarnęła włosy z twarzy i spojrzała mu prosto w oczy, bynajmniej nie po to, by sprawdzić jakiego koloru są teraz.
-To popołudnie jest naprawdę miłe...
Giotto Nero
Oczekujący
Giotto Nero

Schody na błonia - Page 6 Empty Re: Schody na błonia

Sro Gru 10, 2014 7:28 pm
I tu Krukoni byli o kilka pokoleń dojrzalsi, niż Slytherin czy Gryffindor. Ślizgonów ciężko było przekonać do czegokolwiek słowami, więc trzeba było stosować argumenty fizyczne, na gryfonów zaś często nawet to nie działało. Byli uparci jak osły. Krukoni byliby dla niego idealną alternatywą, no ale trafił do Salazara, tak jak ówcześnie jego brat. Na początku cieszył się z tego, że idzie drogą Alaude, teraz jednak bardziej mu to zawadza, aniżeli jest powodem do dumy. O puchonach nie ma co nawet gadać, wesoła gromadka, która jednak bawi się tylko u siebie i głupieje z dnia na dzień, ale są całkiem mili i robią fajne imprezki.
- Normalnie. Widelec, nabierasz i do ust. Co w tym trudnego? - wszystko oczywiście wypowiedziane z odpowiednią ironią, by wyszedł z tego idealny tekst pod droczenie się, aniżeli efekt nieporozumienia i nie przetworzenia treści. Giotto nie zazdrościł takiej atmosfery, mimo tego, że u niego w domu bywały takie rozmowy, to on jednak był typem człowieka, który woli zjeść w ciszy i rozkoszować się każdym kęsem, a nie kłapać jadaczką i potem dziwić się, że jedzonko zimne.
- W takim razie, mam nadzieję, że dasz mi się skupić... chociaż trochę... - dokładnie to miał na myśli, więc cała jego gra pozorów została odczytana tak jak tego chciał. Co do jego odpowiedzi, to było w tym sporo prawdy, gdyż eliksiry to jeden z ważniejszych przedmiotów dla Giotto, póki nie nauczy się przygotować veritaserum, nie odpuści i będzie rzetelnie wykonywać wszystkie prace na tych zajęciach. Gdy ruda usiądzie obok niego, sprawy mogą się trochę skomplikować... z drugiej strony, taka prymuska może mu pomóc w niektórych rzeczach. Zaraz... czy Giotto właśnie pomyślał o tym, bo zasięgnąć u kogoś pomocy w razie czego? Dziwne...
- Byłoby jeszcze milsze, gdyby to była wiosna. - ile on by dał, by po prostu położyć się na trawce i podziwiać chmurki, które nie będą zwiastowały żadnego deszczu, a tym bardziej śniegu! Gdy spojrzała mu w oczy, natychmiast odwrócił wzrok gdzieś na bok, nie chcąc zbyt długo utrzymywać kontaktu wzrokowego. Hipnoza oczu była potężnym sposobem na uzyskanie prawdy o kimś, a jedyne co zdradzało jego przeszłość, to były właśnie ślepia. Stąd też lepiej unikać takich spotkań eye-to-eye, gdyż może się to dla niego źle skończyć. Rozszyfrowanie go, jest równoznaczne z porażką, a przynajmniej, jeśli rozszyfruje go ktoś, kto nie zrozumie jego intencji...
- Nie wiem czy zauważyłaś, ale grupka krukonów gapi się na nas od pewnego czasu... - w końcu podzielił się swoim spostrzeżeniem, które pojawiło się już kilka minut wcześniej. Rozumiał jeszcze to, że niebiescy są zdziwieni takim widokiem, jednakże trwa to już zdecydowanie za długo. Raz czy dwa mogą się zdziwić, ale piętnaście minut się im przyglądać z niedowierzaniem? Bezsens. Chyba ktoś tu chce w pape diop.
Sponsored content

Schody na błonia - Page 6 Empty Re: Schody na błonia

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach