Go down
Aida Cuthbert
Martwy †
Aida Cuthbert

Aida Cathbert [martwa] Empty Aida Cathbert [martwa]

Sob Gru 07, 2013 9:34 pm
Imię i nazwisko: Aida Madison Cathbert
Data urodzenia: 29 luty 1960 r. (tak, występowała w ów roku ta data)
Data zgonu: 28 marca 1978 r
Powód zgonu: Fabularny. W czasie walki na błoniach przytrzymana przez zombie w morzu ognia i spalona żywcem.
Czystość krwi: Czysta.
Dom w Hogwarcie: Slytherin.
Różdżka: 12 ½ cala, głóg, włókno ze smoczego serca.
Widok z Ain Eingarp:
Rude włosy, które okalały jej twarz, zawsze były w nieładzie. Zawsze opadały na ramiona nie tak jak trzeba, ale tylko w tym jednym lustrze, patrząc na siebie, nie musiała widzieć tego co było dla niej obrzydzające. Widziała swoje pragnienia, marzenia, myśli, których nie potrafiła przelać na papier. Nawet muzyka nie dawała jej tego, co Ain Eingarp.
„Ach, matko! Gdybym mogła raz jeszcze Cię zobaczyć, przytulić, pocałować… Nigdy bym tego nie zrobiła. Cofnęłabym się gdy był jeszcze na to czas, ale teraz w dużej mierze, to moja wina, że Ciebie już nie ma. Jestem większym tchórzem niż ktokolwiek mógłby podejrzewać,  ale wiesz co? Kiedy tylko gram, gram dla Ciebie Mamo. Tak, dla Ciebie muskam swoimi palcami białe klawisze, które suną również po tych z wyraźniejszym dźwiękiem, po tych, które nadaje charakter całej melodii. Nauczyłaś mnie tego, pamiętasz Mamo? A teraz Cię już nie ma, jednak w tym miejscu mogę Cię zobaczyć, mogę wierzyć w to, że nadal jesteś. Mogę wierzyć w to, że wcale nie jestem przyczyną Twojej śmierci. Mogę udawać, że to wcale się nie stało. Widzę Twoje rude pukla, a wiesz, że moje są niemal identyczne? Nie są tak błyszczące, ale Cię widzę. Kiedyś będę taka jak Ty…
Dokładnie taka sama.”

Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie:
Obrona przed Czarną Magią: Wybitny
Zaklęcia i Uroki: Powyżej Oczekiwań
Opieka nad Magicznymi Stworzeniami: Zadowalający
Eliksiry: Zadowalający
Transmutacja: Nędzny
Zielarstwo: Nędzny
Wróżbiarstwo: Okropny (ten przedmiot, to najgorsze co ją w Hogwarcie mogło spotkać)

Przykładowy Post:
Była piękna i eteryczna, kiedy swoimi smukłymi palcami muskała delikatnie klawisze fortepianu. Uwielbiała ten instrument ponad wszystko, ponad każdą możliwą inną rzecz. Pozwalał jej pokazać swoje prawdziwe wnętrze, swoje prawdziwe oblicze, które były tak brutalnie inne, od maski jaką ubierała niemal każdego dnia. Każdego dnia, gęsta siateczka rzęs, wraz z ciężkimi powiekami sprawiały, że jej naturalne, piękne tęczówki gdzieś niknęły. Gdzieś w odmętach samotności, której nie potrafiła przezwyciężyć niczym, prócz muzyki. To właśnie wtedy raz po raz z jej błękitnych oczu leciały łzy. To właśnie wtedy czuła się taka  zbędna. Nie potrafiła sobie poradzić z wieloma rzeczami, w pokoju, w którym stał fortepian odkrywała siebie. Ściągała ubranie swojej duszy i była prawdziwa. Realna. Sentymentalna i tak cholernie żałosna. Tak niewyobrażalnie nieludzka w całej tej scenerii. Niewyobrażalnie teatralna, ulotna i zgniła, a miała dopiero siedemnaście lat. Dopiero co wkraczała w dorosłe życie, a była wypalona, spalona wszystkim co mogło w tym momencie dać jej poczucie czegoś więcej niż tylko chciwości chorej filozofii jaką była mania na punkcie czystej krwi. Jednak nie wyrzeknie się tego. Mimo, że naga stała co noc przed nim, gdy zmuszał ją do tego by dla niego grała. Mimo tej obdartej sukni jaką na siebie zakładała, mimo tylu emocji… Nie rezygnowała z chorych, wpojonych zasad. A może jednak ten lód już dawno pęknął? Może ogień stawał się coraz cieplejszy, może coraz bardziej parzył…
Jednak nie. Rude pukle nadal okalały jej jasną twarzyczkę, a jej przenikliwe spojrzenie znów przeszywało na wskroś wrogów. Znów była sobą. Mierząca ledwie sto sześćdziesiąt pięć centymetrów wzrostu istotą, pozbawioną wszelkich blokad, ale i obdarta z prawdziwej tożsamości. Z prawdziwego obrazu piękna i melancholii.
(…)
-Daj spokój Regulusie! Nie obchodzi mnie to co sobie poukładałeś w tej chorej główce, ba… Kompletnie mnie to nie interesuje. Interesuje mnie natomiast coś innego. – Uśmiechnęła się szyderczo, gdy chłopak był zbyt blisko niej. W końcu po co? Po to żeby udowodnić jej jak na niego leci? Skąd, wcale jej nie kręcił. Był pozerem, tak samo jak każdy ślizgon. I pewnie! Aida też była pozerką, w końcu dlaczego by nie udawać, wrednej zarozumiałej siksy, która jedyne czego pragnie to… Wstąpienie do szeregów śmierciożerców? Tak, to był jej cel życiowy, priorytet, najważniejsze aspekt nędznego życia, w szkole jakiemu nie potrafiła się oprzeć, ot taka tam zagwozdka dla co poniektórych.  
-To nie kwestia tego, że ja nie chcę, to kwestia tego, że już to zrobiłam… - Sardoniczny uśmiech nie znikał z jej twarzy. Jak on piekielnie nie pasował do wyglądu słodkiej dziewczynki, która miała rude pukle, i której oczy były tak radosne. Nie, nie były radosne, były przesiąknięte sztucznością i czym cholernie tajemniczym. Nie potrafiła się otwarcie przyznać do tego kim była, jaka była i dlaczego taka była. Po co miała o tym głośno opowiadać. To się po prostu stało.
(…)
-Och! Potrafisz się bawić… Ecie-pecie, mała durna szlama… Jesteś taka urocza… - Głos Aidy był przesiąknięty cynizmem i ironią. Patrzyła na bezbronną gryffoneczkę, która ledwie potrafiła ustać na nogach, ale to było tak piekielnie zabawne. Idealne połączenie dla kogoś tak żałosne jak pannica Cathbert. Nie, to nie kwestia tego, że zabijanie dawało jej rozkosz, nigdy nikogo nie zabiła. Była przyczyną, ale nigdy nie była skutkiem. W końcu, kto normalny chciałby nim być? Ach, tak zapomniałam! Śmierciożercy…
Aidę podniecał ból, to było coś z czego się nie wyleczyła po śmierci rodziców. To było coś tak chorego, niewyobrażalnego, to było coś… Idealnego. Pięknego. Wytrzymałość na to, co lubiła zadawać innym. Sama niejednokrotnie poczuła przeszywające rozdarcie. Przeszywające cierpienie, ale… Cierpienie uszlachetnia, a przynajmniej taką dewizą życiową było to co wyznawał mój uroczy rudzielec. Zabawne, prawda?
-Crucio… - Rzuciła z wyrachowaniem zaklęcie niewybaczalne na dziewczynę, która nie miała już siły walczyć, a Aida widziała jak bardzo ją to boli. Jednak nie mogła teraz przerwać. Jaki był w tym sens? Przecież i tak umrze, teraz czy jak wyląduje u św. Munga. Nie było sensu. Tą małą, bezbronną istotkę czekała śmierć, tylko i wyłącznie na jej własne życzenie.
Przez słabość, żałość i niewyobrażalną tępotę.
Aida w końcu ukróciła klątwę, która rozrywała tkanki dwa lata młodszej koleżanki. Krzyk sprawiał, że Cathbert czuła coś w rodzaju niewyobrażalnego podniecenia, w końcu, kto normalny tak długi bawi się swoją zabaweczką? Musiała jednak odpuścić. Te wakacje za szybko się skończą, a przecież lepiej pozostawić to maleństwo ze zrytą psychiką, otępiałym umysłem i wspomnieniem, o którym będzie chciała zapomnieć każdej nocy.
Gryffonka okazała się kolejnym tchórzem, który własne życie jest w stanie oddać byleby… Idee Dumbledore’a były wieczne.
(…)
-Mamo, nie! MAMO! Proszę, nie! – Krzyczała dziewczyna, gdy patrzyła na martwe ciało swojej rodzicielki. Nienawidziła za to ojca, najchętniej sama by go zabiła, ale nie zdążyła. Padalec najpierw zabił Helenę, a teraz…  Zabił się sam. Zabawne! To takie prawdziwe… Drewno cisowe, z którego miał różdżkę szanowny pan Cathbert potrafiło dobijać zaklęcia rykoszetem. Czyżby naprawdę nie chciał śmierci córki? A ciekawe czy się liczył z tym co zrobił… Jak ją skrzywdził.
Ból. Pustka. Samotność.
-Mamo, proszę! Ocknij się, wiem… Wiem… To koszmar, Ty się zaraz obudzisz, mamo… Proszę! – Głos Aidy było słychać w całym domu. Jej głuchy krzyk rozpaczy, któremu nie mogła się przeciwstawić. Pragnęła wszystkiego, a najbardziej pragnęła śmierci.
Lata, w których ten skurwiel się nad nimi znęcał były nie do opisania, ale to właśnie teraz postanowiła walczyć sama ze sobą. Zniszczyć to co było piękne, ważne. Zniszczyć to w co wierzyła. Chciała być kimś maniakalnie idealnym. Za wszelką cenę.
Te wakacje były stanowczo za krótkie…
Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

Aida Cathbert [martwa] Empty Re: Aida Cathbert [martwa]

Sob Gru 07, 2013 10:02 pm

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach