Go down
Maggie Sulivan
Duch
Maggie Sulivan

Pokój Wspólny - Page 19 Empty Re: Pokój Wspólny

Czw Mar 03, 2016 7:08 pm
Zaśmiała się, kiedy nagle jej uwaga skupiła się na Krukonce, a piórko spokojnie opadło na stół, chociaż duszyczka wcale go nie opuściła. Tak... Musiała trenować. Dużo trenować, aż dojdzie do perfekcji.
- Wiesz... To nawet nie wydaje się takie trudne. To podobnie jak z czarowaniem za pomocą różdżki. Też trzeba skupić się na przedmiocie i przygotować się do tego psychicznie.
Na jej twarzy wykwitł szeroki uśmiech.
- Widzę, że jesteś już zmęczona. Musisz się jeszcze zająć swoim zadaniem domowym. Może w czymś ci pomóc?
Zaproponowała ochoczo, wskazującym palcem delikatnie popychając leżące piórko w kierunku Felice.
Felice Felicis
Oczekujący
Felice Felicis

Pokój Wspólny - Page 19 Empty Re: Pokój Wspólny

Sob Mar 05, 2016 11:33 pm
Krukonka spojrzała z uśmiechem na postępy duszyczki. Tego jej było trzeba... Sukcesu... Ah, jak wspaniale było widzieć radość Magg! Irytek zdecydowanie nie doceniał skarbu, który posiadał...

- Wierzę na słowo - powiedziała Felice wesoło. - Myślę, że jeszcze przez jakiś szans nie będę w stanie tego zweryfikować...

Przewertowała swoje notatki, sprawdzając co jeszcze musi zrobić z zadań domowych. Troszkę tego było... Pomoc na pewno jej się przyda.

- Może zrobimy tak. Ja będę robić zadania domowe, a ty będziesz ćwiczyć. Jak czegoś nie będę wiedziała, zapytam. Okej?

[z/t x2]
Ruby Ross
Oczekujący
Ruby Ross

Pokój Wspólny - Page 19 Empty Re: Pokój Wspólny

Pon Sie 29, 2016 9:02 am
Ross była w dość ponurym nastroju. Patrzyła spode łba na wszystkie jej nieprzyjazne sylwetki, dopóki nie zaszyła się w Pokoju Wspólnym Krukonów. Opadła bezwiednie na fotel, trzymając wciąż się za palec. Przyglądała mu się w skupieniu, sycząc cicho za każdym razem, gdy nacisnęła jego opuszek.
Znów zaszyła się za daleko na błoniach, tuż przed Zakazanym Lasem znalazła gniazdo mrówek. Albo, sądziła, że są to mrówki.
Zawsze fascynowało ją, jakimi są schematycznymi istotami. Inne osoby utożsamiały to z pracowitością, natomiast dla panny Ross miało to niewiele wspólnego. Niemniej jednak każdemu zwierzęciu poświęcała dużo uwagi. Przysiadła nawet przy gnieździe, obserwując wędrówkę stworzeń.
Być może się pomyliła, bądź miała styczność z magicznymi stworzeniami... ale jednak z mrówek ugryzła ją w palec, ten palec, którym z ciekawości przegrzebywała gniazdo.
Całkowicie się tego nie spodziewała. Poderwała się natychmiast, rozcierając opuszek palca i zła na swoją niepohamowaną ciekawość, ruszyła do dormitorium, modląc się by nie wylądować w Skrzydle Szpitalnym. Pani Pomfrey dostałaby palpitacji serca. Sądziła, że Ruby jest jedną z częstszych jej gości i fakt, że pojawia się ponownie po tygodniu, nie spodobałby się jej całkowicie.
Ross szybko poddawała się swoim skrajnym emocjom. Oddech miała ciężki od zdenerwowania. Ruszała niespokojnie nogą. Oczy ją rozbolały od ciągłego przyglądania się palcom. W końcu stwierdziła, że ucierpiały palec jest lekko napuchnięty. W rzeczywistości jednak miał się on bardzo dobrze.
W jej polu widzenia pojawił się Minabi. Nie wiedział nawet, na jaką mękę się skazał. Ruby naskoczyła na niego natychmiast z miliardem pytań.
- Co sądzisz o moim palcu? - Gdy dostrzegła jego zdziwienie, roześmiała się nerwowo i zaczęła machać całą dłonią przed jego oczyma. - Spójrz, czy nie wydaje się on opuchnięty? Na smoczą łuskę, pielęgniarka zamiast mi pomóc, sama mnie zabije! A co jeśli one są trujące... - tu mruknęła sama do siebie. Tak jakby na moment zapomniała o obecności kolegi, choć sama go zaczepiła.
Ross zaczęła panikować, całkowicie niepotrzebnie. Niestety, miewała w tym okresie dużo negatywnych emocji, tym bardziej, że niektóre głosy w jej głowie stawały się wyraźniejsze i nocami nie dawały jej sypiać. Efektem były jej podkrążone oczy i dość nieracjonalne zachowanie.
Minabi Izumi
Martwy †
Minabi Izumi

Pokój Wspólny - Page 19 Empty Re: Pokój Wspólny

Wto Sie 30, 2016 1:46 am
Minabi był naprawdę nieskomplikowanym człowiekiem, choć czasami słyszał, że ktoś go nie rozumie. No ale jak to nie rozumie? Przecież życie i ludzie byli prości! Ot tak! Więc tak sobie wędrował w różne miejsca, odkrywał tajemnicze i wspaniałe przedmioty, stworzenia, widoki i coraz bardziej uświadamiał sobie, że jest szczęściarzem i jego misją było podzielenie się z tym szczęściem z każdym, kogo spotka na swojej drodze. Wszelkie zadrapania i inne rany leczył za pomocą specjalnych mieszanek ziołowych, których składniki sam zbierał, ewentualnie w ostateczności kierował się do Skrzydła Szpitalnego, ale tam raczej pani Selwyn i młodziutka pani Pomfrey traktowały go z lekkim pobłażaniem, może jedynie czasem go ostrzegały, że powiedzą panu Flitwickowi. Ale on? On tylko się uśmiechał i mówił to, co czuł. I oczywiście, i ich nazwiska przekręcał. Jako że był ten wybitnie gorący okres wszelkich wędrówek w niedostępne krainy podręczników, Izumi postanowił zajrzeć do Pokoju Wspólnego i jakoś rozluźnić napiętych przyjaciół w niebiesko-brązowych barwach. Odgadł więc zagadkę kołatki, przeszedł przez przejście, poprawiając ździebko trawy w swoich ustach i przejeżdżając dłonią po włosach. Zrobił kilka kroków i kiedy już chciał coś zawołać do ludzi, jakaś istota się na niego rzuciła. Na początku myślał, że to może Werter, który domagał się głaskania, ale okazało się, że to człowiek. Znajomy człowiek. Na początku był nieco zdziwiony, ale w końcu uśmiechnął się ciepło i obserwował ruchy dłoni przed jego oczami jak zahipnotyzowany. Czyżby to była jakaś sztuczka? Czyżby wiedziała, że on lubi takie rzeczy? Ale przecież nikt o tym nie wiedział! Chyba. Może komuś powiedział? Po chwili jednak zrozumiał, co dziewczyna do niego powiedziała więc złapał ją delikatnie za dłoń i przybliżył palec do swoich ciemnych oczu o który pytała. Tak przynajmniej mu się wydawało.
- Nie wydaje mi się, chyba tylko odrobinę. Ale jeśli cię boli to ja znam metodę! Znam dużo różnych metod! - Po czym, nie przejmując się reakcjami dziewczyny, złapał ją ostrożnie za nadgarstek i pociągnął ze sobą na wolną kanapę, na której lekko podskoczył jak małpa. - Wolisz ziółka, zaklęcia, a może eksperymentalne podejście plemion?

W końcu jakoś pomógł dziewczynie i oboje poszli poszukać tulipanów na terenie Hogwartu.

[z/t x2]
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Pokój Wspólny - Page 19 Empty Re: Pokój Wspólny

Pon Paź 31, 2016 3:14 pm
- Wypierdalać, ale już.
Sahir spojrzał na sofę, która nagle zrobiła się pusta, kiedy trzy niewiasty z młodszego rocznika umknęły, kiedy tylko machnął ręką – i to nie jakoś agresywnie, żeby nie było – ot zamachał, jak na muchy – upierdliwe, ciągle bzyczące koło ucha, dlatego lepiej się ich pozbywać zawczasu, nim podniosą ciśnienie, jak tych właśnie dziewczyneczek, których los i kierunek pędu był wampirowi bliżej niepoznany – musiałby się jakkolwiek zainteresować tematem, żeby poznany został, a jakoś bardzo dobrze mu było sam na sam – on, sofa i kominek, idealny trójką, do którego należało tylko dodać butelkę dobrego alkoholu i żyć nie umierać! - whiskey, moja żono, w końcu tyś najlepszą z dam! Uniósł spojrzenie znad oparcia na resztę towarzystwa w Pokoju Wspólnym, którego było zresztą niewiele – wszyscy rozpierzchnięci byli po kątach, z nosami w książkach (albo książkami w nosach, tyle się nad nimi nachylali, że pewnie już mieli pełne nozdrza starych papirusów), idąc wielką myślą, że skoro cały rok labowali, a teraz będą zakuwać dzień przed egzaminami, to na pewno wszystko się uda – no taaak, jasne, co niby mogło pójść nie tak? W tym momencie w pełni doceniał fakt, że nie musiał się nawet zanadtwo wysilać – ludzie sami uciekali – czy on naprawdę kiedykolwiek nie doceniał tego daru? Daru pourych plotek i wpisów w szkolnej gazetce? Teraz gotów był swą złą sławę błogosławić – wszędzie, gdzie się nie pojawił, miejsce, przestrzeń, spokój i cisza, nawet nie trzeba naprawdę komuś przypierdolić w mordę, żeby zyskać całą przestrzeń przed kominkiem całą dla siebie, pierdolone błogosławieństwo! - pracował nad nim calymi latami, proszę sobie nie myśleć, że dostał taki dar zupełnie za darmo, o nie, nie, nie! - na początku naprawdę trzeba było parę mord obić, zanim nauczyli się, że do niektórych... po prostu się nie podskakuje, nie unosi różdżki i nie próbuje pyskować – chociaż pyskowali wciąż, to ostatnie było inwalidą – na całe szczęście pyskowanie było zupełnie nieprzeszkadzającym, a wręcz zabarwiającym życie elementem! Bo kiedy ktoś pyskował, to pojawiał się pretekst, żeby jednak mu przywalić... to znaczy nie żeby Nailah potrzebował jakiegokolwiek powodu. Ech, lepiej się tutaj zatrzymać, jeszcze zakręcę się w zeznaniach.
Zeszyt – gruby, z wyraźnymi oznakami używania, lekko wypukły – w srodku podoklejane były kartki – uderzył z hukiem o blat, kiedy wampir rzucił go na stolik, przyglądając się wciąż uczniom – nie musiał nic mówić, jego spojrzenie sugerowało, że nikt nie jest tutaj mile widziany, ale większość albo była za bardzo zajęta uczeniem się, albo robiła dziwne, wykrzywione miny i nie była chętna do tego, by się stąd wynieść – no trudno, jakoś trzeba znieść ich obecność, no nie? Nie, nie trzeba. Można jak zwykle pójść swoją drogą – jak to koty w zwyczaju mają – swoimi ścieżkami, ale wizja ciepłego płomienia nad wyraz dziś kusiła, przyciągała do siebie – a nie wiem, czy wiecie, ale jedynym sposobem na wygranie z pokusą jest jej ulec. Czarnowłosy odwrócił spojrzenie od pojedynczych osób siedzących w swoich kątach i nachylił się nad stołem, by odstawić nań szklaną butelkę wypełnioną bursztynem – ehehehehe, ze wszystkich zaklęć, jakich się nauczył, wciąż był najbardziej dumny z Alkohomory – wreszcie znikał problem sprowadzania do Hogwartu potajemnie alkoholu! A uwierzcie – przemycenie czegokolwiek pod okiem woźnego zawsze było niemalże cudem... dopóki nie znało się tajnych przejść, hehe. Klapnął na tapczan z gitarą w łapie, wyciągając nogi przed siebie, zsuwając się tak nisko, że prawie leżał, wpatrzony podkrążonymi, czarnymi oczyskami w tańczące płomienie – ile szczęścia mógł dać jeden taki płomyczek, unoszący się w powietrzu, uśmiechający chyłkiem przez jedną sekundę swojego osobliwego trwania? - pewnie tyle, ile sami chcieliśmy go zaczerpnąć – jak ze wszystkich sytuacji, jak ze wszystkich chwil.
Nailah odetchnął lekko.
Julie Blishwick
Oczekujący
Julie Blishwick

Pokój Wspólny - Page 19 Empty Re: Pokój Wspólny

Pon Paź 31, 2016 11:01 pm
Jak większość kujonów, Julie dużo czasu przesiadywała w bibliotece z nosem w książkach. Na ostatnią chwilę niewiele już to dawało - lecenie wzrokiem po linijkach tekstu, niby szybkie uczenie się - ale dla zasady tkwiła nad podręcznikami i robiła po raz setny notatki na żółtym pergaminie. Kolejny dzień zmarnowany na nauce, która w przyszłości nie odzwierciedli mądrości dziewczyny ani inteligencji. Bowiem trzeba pamiętać, że nie są to synonimy, chociażbyśmy bardzo tego pragnęli. Tak samo wiedza teoretyczna nie będzie odpowiadać doświadczeniu. Chociaż wielu starców podtrzymywało, że są mądrzy przez wieloletni rozwój, to czy poza katedrą są w stanie wykorzystać swoją wiedzę? I uczniowie mają odpowiedź. Oceny nie są ważne, jeśli w głowie nic nie zostanie. Smutne, ale jakże prawdziwe. W końcu uzdrowiciel nie musi umieć opiekować się magicznymi stworzeniami, ani opiekun smoków warzyć eliksiry. Mimo to tkwiłeś w tym budynku i uczyłeś się bzdur, jak choćby słuszność wojny z goblinami. Albo się nie uczyłeś, bo olewałeś nakładane na ciebie obowiązki. Jak wielu innych uczniów, którzy nie zamartwiali się o swoją przyszłość. W tej grupie nie znajdowała się Julie. Chociaż uczyła się już ze zwykłego przyzwyczajenia, gdyż od niepamiętnych czasów to robiła. Pozytywna ocena na papierku była przepustką do nie otrzymania kary od ciotki, a dla siebie tworzyła furtkę, która w przyszłości zapewni coś lepszego od obecnej chwili. Taką miała wizję. Jak w bajce.
Nie możemy zabawić się w bajkopisarzy, aby odmienić los pokrzywdzonych na lepszy, a ukarać złe charaktery. Tutaj historia sama siebie tworzy. Możemy czasami zabawić się w bohaterów - wojowników o lepsze jutro. Chociaż herosi zostaną zapamiętani, to legendy nigdy nie umierają. Koronę trzeba pochwycić z głowy innego i koronować się, nim uczyni to ten drugi. Legendą zostać... lub wlewać do gardła bursztynowy płyn.
Wróciła do wieży swojego domu. Nawet nie wiedział po co, bowiem nie czuła się tutaj mile widziana. Ludzie spoglądali na nią ukradkiem, niby ktoś jej na korytarzu wcisnął szkolną gazetkę. Nie wiedziała, czy chce czytać - już od pierwszych stron o masakrze, która miała miejsce, nim wróciła do Hogwartu. O śmierci czytać... Uciekała wzrokiem od tych twarzy skierowanych na nią, kiedy weszła do pokoju wspólnego, starała się zignorować te dziwne szepty i udać, że znowu jest niewidzialnym tłumem. Nie szło jej to najlepiej. Zwłaszcza po tym, jak opadła na sofę. Na początku nie patrzyła, jakie inne wścibskie oczy mogą siedzieć obok i przeglądała kilka szarych kartek gazetki. Nie czytała uważnie, jedynie różne nazwiska migały jej strona za stroną.
Sahir Nailah.
Zesztywniała. Szepty ucichły. Odwróciła głowa i spostrzegła, że siedzi tuż obok.
Gdzie miała głowię, że nie skierowała się od razu do swojego dormitorium. Na co jej było tutaj przysiadywać przy uroczym cieple kominka, przy pomarańczowym świetle przed zmierzchem.
Powoli odwróciła głowę na stronę gazetki zapisaną ciągłym tekstem. To nazwisko dalej tam widniało. Nie czytała dalej, jedynie wpatrywała się w te dwa słowa.
Ponownie podniosła wzrok - tym razem na przedmioty, które towarzyszyły Krukonowi. Lekko zmarszczyła brwi i z zwyczajnych zasad dobrego wychowania młodej damy przywitała się prosto.
- Em.. Cześć - wypowiedziała i przełknęła ślinę z wyraźnym trudem. Zacisnęła suche wargi, gdy bez ogródek rozejrzała się po pokoju wspólnym. Momentalnie wszystkie oczy powróciły do swoich poprzednich zajęć i ponownie panował swoisty gwar dla tego miejsca.
Chociaż chwilę temu opadła swobodnie na poduszki niebiesko-szarej sofy, to teraz siedziała sztywno. Spięta i gotowa do skoku, jak płochliwy zając. Jednak nie będzie szybsza od drapieżnika. Zaraz. Chyba nic jej nie grozi, skoro jest w zatłoczonym miejscu. Nieco się rozluźniła, lecz nie była w pełni swobodna. Nie potrafiła przy nim.
Wpatrywała się ogień, a pomarańczowe światło odbijało się w jej oczach. Jak i podkreślało bursztynową barwę płynu w butelce chłopaka.
I gdzie ten heros? I gdzie ta legenda?
Była tylko whisky i gitara.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Pokój Wspólny - Page 19 Empty Re: Pokój Wspólny

Wto Lis 01, 2016 12:26 am
Dobra, dobra - wszystko pod kontrolą, bez burzy, bez pośpiechu! - co z tego, że jutro kolejne egzaminy - w ogóle co jutro? - sprawdzi pewnie przed samymi egzaminami - albo nie sprawdzi wcale i zostanie już z butelką whiskey i gitarą, kiedy wszyscy będą zachodzić w głowy, co zrobić z pytaniem 1a? A to ostatnie pytanie na arkuszu? O mój Boże, powaliło ich? Mieliśmy to w pierwszej klasie! Co z tego? Można przecież usiąść na miękkiej sofie, w wieży pełnej kujonów i jedyne, czego się uczyć, to kolejnych nut, kolejnych chwytów, kolejnych tekstów piosenek, by potem móc je zagrać poza Hogwartem, kiedy zbiorą się wszyscy przy ognisku z butelkami taniego wina, tańcząc przy płomieniach, wzywając Ducha Deszczu, by zatańczył razem z nimi - czekając na pierwsze krople - pierwsze i ostatnie tej zbyt krótkiej, jak dla nas, nocy. Wszyscy byli wtedy przy tym ognisku mądrzy - i inteligentni - wszyscy snuli wielkie myśli, chociaż w oczach Kosmosu byli malutcy - wszyscy tak doświadczeni, że naliczysz w ich oczach dziesiątki lat, chociaż ich młode twarze nie wskazywały na żadne przeżyte lata - tylko te zwierciadła duszy, potłuczone, i te dłonie, które nie były już miękkie, skóra stała się szorstka od fizycznej pracy - nie potrzebowali starców, nie potrzebowali nauczycieli - ich nauczycielem było życie - tak samo jak egzaminatorem, w którym przegrani odpadali i nie mieli szansy na ponowne zdawanie czy kiblowanie na tym samym roku - porażką była śmierć, o której niektórzy nie chcieli nawet czytać w gazetach - inni musieli przed nią zdawać swoje egzaminy praktyczne, życie nie pierdoliło się z teorią. Niektórzy właśnie z takiej szkoły pochodzili.
Z takiej szkoły pochodził Sahir.
Sahir Nailah, tak właśnie - siedzący sobie na kanapie na zupełnej wyjebce, totalnym chilloucie - zwijcie to jak chcecie, najbardziej chyba jednak pasowało do tego określenie: tu-mi-wisizm, który wypisał się wręcz na czole czarnowłosego - niestety słowo średnio widoczne, bo opadały na nie czarne kłaki, oh well - i tenże właśnie przedstawiciel podejścia, które stać się miało popularne dopiero w XXI wieku, uniósł swoje ślepia (i tylko ślepia, przez co wyglądało to tak, jakby łypał na Julie spod byka) na niewiastę, co to jako jedyna odważna (albo głupia!) naruszyła jego terytorium (spokojnie, nie obsikane) - i najwyraźniej miała się z tym naruszeniem bardzo dobrze! - i Naiilah najwyraźniej... też się z tym dobrze miał. Obrócił nawet w jej kierunku głowę, tak się poświęcił w swoim lenistwie, kiedy usiadła obok ze wzrokiem zatopionym w gazetkę szkolną - zaraz swe oczyska odeń oderwała i spojrzała na wszystkich obecnych w Pokoju Wspólnym - no... nieźle jej szło, jeszcze chwila i zacznie ciskać z oczu gromy, skubaniutka - tylko chwila, bo jakoś szczególnie bojowa ta kruszyna raczej nie była... prawda? Ponoć cicha woda brzegi rwie! Teraz spokojna, a nigdy nie wiadomo, co zaprezentuje za pięć minut - już pokazywała, że potrafi okazać swoją szlachetną, czystą krew, jeśli tylko dać jej odpowiednie możliwości i sposobność do jej okazania.
O! Proszę państwa - oto złapany kontakt wzrokowy!
Chodź, Dobra Duszyczko, do Ciemnej Otchłani...
- Witam. - To wcale nie tak, że gapił się na nią bezkarnie przez x minut, kiedy ona sobie spokojnie siedziała, pogrążona swoimi zajęciami, zamknięta w swoich myślach. Tych, z których łaskawie wypełzła po to, żeby się z nim powitać - i przy okazji wystraszyć - jak to ostatnio ujęła: nie jego, tylko tych emocji, które w niej budził.
Słyszałaś, Śnieżko, że pewne rzeczy niszczą ludzi, lecz tworzą Legendy?
Zniszczona Legenda siedzi przecież obok ciebie.
Nailah odsunął od siebie gitarę i oparł ją o podłokietnik - poruszył się nagle, przełamując bezsłowną ugodę o bezruchu - pochylił się w kierunku Julie, naruszając jej przestrzeń osobistą, jak ona naruszyła jego sakrum.
- Mam dość czuły słuch. Aż tam słyszałem mocne uderzenia twojego słodkiego serduszka.
Julie Blishwick
Oczekujący
Julie Blishwick

Pokój Wspólny - Page 19 Empty Re: Pokój Wspólny

Wto Lis 01, 2016 2:23 pm
Jakoś przez lata dziewczyna nie zapisała się do szkoły zwanej Życiem. Nie po drodze jej było. Skupiona na książkach i teraźniejszości nie zastanawiała się nad swoim przyszłym losem. Tylko ten brak kontaktu z drugim człowiekiem... jakoś go brakowało. Istocie społecznej, biednej duszyczce, która jak ptak tkwiła w pozłacanej klatce. Kazano jej ładnie śpiewać, posturę trzymać, arystokratycznie bladą cerę posiadać. Tak przeźroczysta skóra ujawniała tętnice i żyłki karmiące ledwo dychające organy w nędznym ciele. Serce walczyło, lecz o co... O życie-nieżycie? Wrzucona na głęboką wodę spotykała się z praktyką, a tu nie było podręcznika, jak należy rozmawiać z ludźmi. Więc czytała biografię, jak instrukcje sukcesu, psychologiczne poradniki prosto ze świata mugoli. Bowiem kto wśród czarodziei przejmowałby się umysłem dziecka. Dorośnie. Samo przejdzie. Albo zrobi krok i nie będzie odwrotu z Otchłani. Ewentualnie wleją jej litr eliksirów i załatwi to całą sprawę. Za szczęście wypije, za przyjaciół, których nie ma... Będzie dobrze.
Serce bije w półmroku, chociaż wydaje się, że ciało leży już w grobie skazane na rozkład, nic nie znaczące dla tego świata. Odpadków należy się pozbyć. W tych czasach liczą się jedynie silni czarodzieje. Patrząc w lustro - Julie nie widziała wojowniczki. Chociaż w tych oczach gdzieś w głębi czaiła się wilczyca gotowa stawić czoła Złemu Wilkowi. Na razie była dziewczynką w czerwonej pelerynie, która zbłądziła w drodze do celu. Wybrała złą drogą - przez las. Bez doświadczenia przedzierała się przez chaszcze życia. Pelerynka darła się na strzępy znacząc ślady. Wytropić ją to nie sztuka. Nie ucieknie.
W proch się rozsypie.
Nim to nastanie dalej będzie się przedzierać przez gęstwinę. W męczarniach i z wycieńczenia słaniać na kolana. Bez niczyjego wsparcie podążać na oślep do celu. Może w końcu jakąś dróżkę znajdzie... Do celu.
Usiądzie na sofie obok Wilka, jak przy starym znajomym. Przy ognisku ogrzeje zesztywniałe palce, a pod skórą poczuje trawiący ją ogień. Może wówczas wyda z siebie wycie mrożące krew w żyłach. Lecz martwego nie ruszy nic. Połknie w całości.
Czuła się nieproszona, ale nie podniosła się z sofy i nie uciekła do swojej kryjówki. Niewidzialne więzy trzymały ją w jednym miejscu - mieszanka fascynacji i strachu. Jeszcze dopiero odkrywa, że to co nieznane jest najsmaczniejsze - rozkosznie słodkie. Więc usta trzyma mocno zaciśnięte. Czasami zaryzykuje i je rozchyli, gotowa na niespodzianki. Nie zawsze te słodkie.
Przyglądała się gitarze, którą trzymał. Próbowała nie patrzeć w oczy, lecz były bardziej interesujące od instrumentu, który jeszcze nie wydał z siebie dźwięku. Świat mógłby w tym momencie wirować. Zamiast tego stał twardo, jak zawsze na powoli obracającej się kuli ziemskiej. Sekunda za sekundą blask ognia tańczył na bladym policzku. Ogrzewał i delikatnie czerwienił białe policzki.
Na naszych oczach tragikomedia zajmuje scenę. Niefinalną, bo deski tego teatru jeszcze wiele nam przyniosą. Lawą zaleją, a raz zmrożą surowym podmuchem. Tutaj nie będzie zwyczajności, chociaż aktorka próbuje ją złapać, jak uciekający balonik. Aktor zbliża się do niej, aż odchyla się dalej, lecz już bardziej w kąt się nie wciśnie. Kurtyna nigdy nie opadnie. Myśli na widoku suną cały czas, a serce wybija w takt werbli. Trzeba tylko poruszyć struny gitary.
Te oczy łypiące na czerwoną płachtę. Cel i ruszył. Oczy zeszklone, dłonie ściśnięte w piąstki na brzegach szarego papieru. Odsuń się - rozkazuje w myślach, lecz nic się z nich nie wydobywa. Nieruchomieje w kleszczach rogów, a swoich nie ma, aby odeprzeć natarcie. Wtargnęła na cudzy teren. Hm, czy przypadkiem wielokrotnie nie robił tego sam? Jak teraz.
- Za to ty cichy... Jak drapieżnik. - Nawet szept wydawał się za głośny dla tej gęstwiny między nimi. Każdy dźwięk mógł sprowokować atak. Tylko ogień w kominku nic sobie z tego nie robił i trzaskał wesoło. Nikomu tutaj nie było do śmiechu.
Trzask - nie wiadomo czy już przypadkiem nie pękły czyjeś kości.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Pokój Wspólny - Page 19 Empty Re: Pokój Wspólny

Wto Lis 01, 2016 3:38 pm
W perwersyjnej świadomości lubił klatki - metale wszelkiego rodzaju, łańcuchy, łańcuszki - wszystko, co niewoliło - wspominałem już o syndromie sztokholskim? - kochał je wszystkie, bo otulały jego ciało, szczękanie zamków i ogniw o siebie wzajem przy każdym poruszeniu się były najpiękniejszą z kołysanek - ale od tej złotej klatki niczego nie słyszał - obchodził ją dookoła, przyglądał się z bliska, ale nie dotykać - panowała tutaj niepisana zasada, brak było ostrzegawczych znaków, ale wiedział - może się przyglądać, ale nie może dotykać - inaczej wygnie kraty, inaczej je zmiażdży - duża siła wiązała się z dużą odpowiedzialnością, tak? Raczej duża siła wiąże się z dużym wpierdolem - ni mniej ni więcej - ktoś jednak tak czy siak musi wziąć na barki skutki tego wpierdolu - i wszystkich zniszczeń, które się pojawiały, kiedy ogień zamiast zostawać w ramach kominka, w którym powinien być uwięziony, zaczynał zalewać polany, lasy i domy, wyniszczając wszystko, co stanie na jego drodze, a przecież Julie była jak memento - wspomnienie dawnych dni, w których nigdy nie chodziło o zniszczenie - kiedy chciało się być prawdziwym bohaterem, który ratowałby ludzi, jak w tych wszystkich komiksach Marvela - taki Superman, nadczłowiek stworzony według koncepcji Nietzschego - dobry z natury, co nie oznaczało, że nie posiadał wad - takich typowo ludzkich - i typowo ludzkich emocji, bo jednak nie był maszyną, którą stworzono, by walczył ze "złem". Czymkolwiek to "zło" miałoby być. Może właśnie tym, czym był teraz czarnowłosy - kusicielem, który powstrzymywał się, by nie dotykać złotych krat, w którym piękny, blady kanarek miał nucić pieśni - czemu? Ktoś mu tak nakazał - więc zamiast pójść do szkoły Życia, wolał nucić raz po raz te same piosnki i zamykać swój świat do książek - wszystko, byle tylko więcej nie bolało. Byleby zdołała Kogoś zadowolić - na przykład... swoją ciotkę?
- Zabrzmiało prawie tak, jakbym drapieżnikiem nie był. - Ściszył swój głos - tajemnicą pozostanie dla obecnych w tym pokoju, o czym rozmawiał Faust z Małgorzatą, wpatrzony w jej oczy - on bardziej zaklęty, czy ona? - Śnieżka była piękna, a jego piękno wabiło jak ćmę do ognia, tylko że to piękno zewnętrzne było jedynie okładką - nie cieszyła zbyt długo swoim widokiem, bardzo szybko nudziła - on poszukiwał tego piękna, które kryło się we wnętrzu, a Julie cały czas uchylając mu kolejne strony, wyrwane z kontekstu, zapraszające do tego, by postarać się ułożyć z nich całą powieść, to piękno ukazywała - wtedy, na tamtej wieży, bardzo łatwo było powiedzieć, że by nie sięgnął po nią ręką, gdyby skoczyła, dziś zaś? Tu i teraz? W jego kompletnym braku stabilności emocjonalnej, w schizofrenii, która męczyła jego umysł - to wszystko składało się na bardzo trafne do wypowiedzenia określenie: dziś powie, że kocha - jutro znienawidzi.
Niestety to nie było aż tak proste.
- Co teraz wywołuje twój strach? - Terapia szokowa, zwykła zabawa? Julie była wbrew temu wszystkiemu czymś więcej, niż zabaweczką, którą się pozostawi, kiedy się znudzi - istotniejsza na tyle, że interesowało go, co czuje, że chciał wiedzieć, o czym myśli - że chciał. Tak jak wszyscy ludzie go nudzili i nie miał ochoty na kontakt z nikim, prócz tych paru osób, które miały specjalne miejsce w szkatule sekretów Demona - i to specjalne miejsce miała tam również Śnieżka.
Niestety to nie wróżyło niczego dobrego - zainteresowanie Czarnego Kota, który sprowadzał jedynie nieszczęście.
Julie Blishwick
Oczekujący
Julie Blishwick

Pokój Wspólny - Page 19 Empty Re: Pokój Wspólny

Wto Lis 01, 2016 4:30 pm
Oprawca po jednej stronie sofy, a ofiara w drugim kącie zwinięta w kłębek. Nie nuciła pieśni pochwalnej dla drapieżnika. Nie była w stanie go zadowolić w żaden znany sobie sposób. Chowała główkę w słabe skrzydełko, które nie uniosłoby jej, gdyby próbowała latać. Klatka mogła stać otwarta. Nigdzie nie odfrunie. To syndrom sztokholmski. Jak bardzo nienawidzimy, tym trudniej potem żyć bez tej nienawiści, bez bodźców, które otrzymuje od kata. Bat za batem, a klatka staje się jedynym znanym domem. Wyciągniesz siłą i skrzywdzisz. Jednak tak bardzo kusi, aby pochwycić w swoje łapka delikatnego ptaszka i mieć przy sobie. Na zawsze.
Połamać.
Wtedy ptaszek zmieniłby zdanie, jeszcze po stokroć próbowałby uciec, aby za chwile przylecieć z powrotem i melodyjnie błagać o przyjęcie z powrotem. I powiesz, że to zwyczajne wahania nastroju, typowe u dziewczyn i dorosłych kobiet - nigdy nie wiedzą, czego chcą. Dlatego należy decydować za nie. Dlatego ptaszyna pozostawała zamknięta. Nie nudziła się swoim nijakim bytem. Tak nudnym dla przeciętnego słuchacza. Należało mieć doskonały słuch, aby wyłapać, co dręczy duszyczkę. Lepiej nie wiedzieć. Ta świadomość cierpienia innych nic ci nie da. Nie pomożesz. Nie chcesz.
Zdana na siebie w końcu zrobi krok i spróbuje odlecieć. Nie musisz być cierpliwy, aby na to czekać i zaobserwować. Ile można patrzeć na ten sam scenariusz: raz do przodu, raz do tyłu. I już być popchał do przodu dla wzbogacenia akcji, jakiegoś dramatu lub śmiechu przez łzy. Dalej nic się nie działo.
Pokręciła głową. Wcale nie wiedziała z kim ma do czynienia, chociaż śmiała myśleć inaczej. Mogłaby nazwać go katem, jeśliby chciała. Lecz ona sama sobie zadawała ból. Wystarczyło przyjąć te wszystkie emocje, które się kotłowały czyniąc chaos w małej główce. Po co ciągle wypierać - jak wariat zaprzecza, że jest szalony. To już cienka granica. Lepiej dalej się już nie cofać, a podążyć za znalezioną w gęstwinie ścieżką. Zagrać, jeśli będzie trzeba. Lub być sobą.
Czyli jaką?
Co za różnica, czy się kocha, czy nienawidzi? Tak silne emocje są niezwykle blisko siebie. Sąsiadują i przenikają siebie raz za razem. Jeśli odczuwasz oba na raz - czy jesteś już szaleńcem? Może tylko zwyczajnym człowiekiem. Miłość odbiera zdrowy rozsądek, tak samo jak nienawiść i doprowadza do czynów, których w normalnym stanie nigdy nie dokonalibyśmy. Któregoś z tych bodźców potrzebuje Julie, aby opuścić swoją klatkę na dobre. Miejmy nadzieję, że po tym wyczynie nie skończy jako wariatka. Ostatecznie zabawa nie musi się skończyć wesołym śmiechem.
- Wcale tak nie twierdzę - odparła niemalże bezdźwięcznie. Zamiast odczuć strach na wieść, że rozmówca nie zaprzecza o byciu drapieżnikiem, ten strach już wcześniej jej towarzyszył i wcale się nie zmógł, zaakceptowała go na swój sposób. Towarzyszył jej już tak długo, iż się oswoiła z jego odczuwaniem. Nadal chętnie pozbyła się tego serca obijającego się o ściankę z żeber. Przyjęła, to co jej dawano - bez marudzenia i zbędnego gadania, bowiem nie potrafiła się zmienić pod obraz, jaki chciała widzieć.
Zsunęła ze stóp pantofelki i podciągnęła kolana pod brodę - jak miała już w zwyczaju. Sposób na wybudowanie muru - wciąż o bardzo wątpliwej obronności. Może tym razem go bezczelnie nie przekroczy.
Dalej usilnie się bronisz? Tchórzliwa myszka.
Odłożyła gdzieś gazetę, nie znając jej treści. Zsunęła się nieco w dół i ciekawskie oczyska zebranych uczniów nie mogły widzieć jej czubka głowy - czy w ogóle tam jeszcze była, czy już się ewakuowała z terytorium Kota? Tkwiła w tym samym miejscu, nie pewna, czy z konieczności, czy z wyboru - takie widzi-mi-się. Starała się utrzymać oczy otwarte, wpatrzone w jego czarne koraliki. Mimo to gdzieś uciekały i rozglądały się po bokach. Znów wracały - bardziej żywe od tych drugich - dwa szmaragdy jak morska toń - tylko w nich zatonąć. Ona wolała przepaść w mrok onyksów.
Bać się... Tylu rzeczy na świecie można się bać, a ona bała się człowieka (hm, wątpliwa kwestia), z którym rozmawiała. Wydawał się bardziej bajkowy, niż mu się to wydawało. Tylko, że nie grał herosa, a zły charakter, który zrobi wszystko, aby zostać Legendą. Nawet upadłą. Zawoła o pomoc Fausta, a ten nawet nie przypomni sobie o tej masce, którą założył niegdyś na spotkanie z Małgorzatą. Małgorzata zapomni o sobie i zobaczy w lustrze Śnieżkę... A kiedy będzie Julie? Tak żywa i ciepła, chociaż ze zmarzniętymi dłońmi, proszącymi o ogrzanie.
- Przekraczania granic.
Czy mogła doznać jeszcze więcej nieszczęścia?
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Pokój Wspólny - Page 19 Empty Re: Pokój Wspólny

Wto Lis 01, 2016 6:55 pm
- Aaach... - Miękki dźwięk wysunął się z jego warg, rozchylonych, kiedy tak milimetr po milimetrze przybliżał się do niej - i zatrzymał, kiedy zwinęła nogi i podciągnęła je pod klatkę piersiową, starając się wyznaczyć granicę między sobą a rzeczywistością - albo między sobą, a nim? - to był miękki dźwięk pieszczący uszy, niemal westchnienie, a przecież stanowił jedynie potwierdzenie jej słów, zwykłe przytaknięcie - pewnie pamiętacie jeszcze wywód na temat tego, że jedno słowo wypowiedziane na milion sposobów będzie miało milion znaczeń? A to nawet słowem nie było - zbiór liter, umownie ze sobą zetkniętych, by przypodobnić wydawany z gardzieli odgłos - dobrze, dobrze, ostatnio coś bardzo wiele mówisz rzeczy, które brzmiały inaczej, niż chciałaś, żeby wyglądały w jego oczach - tylko w jego? Przy innych ci się też to zdarzało, czy może jednak nie? Jakich innych, ha... Przecież nikogo nie było przy boku Julie - zawsze tylko samotne odbicie w lustrze, jedyna towarzyszka samej siebie - smutne, tragiczne... Zbyt wiele rzeczy ominęło młodą damę - nie oznaczało to jeszcze, że nie zdoła się ich nauczyć.
Kości stają się twardsze po zrośniętym złamaniu.
Kim była Julie Blishwick?
Cisza, która między nimi nastała, była zupełnie różna od tej trwającej na balkonie - nie wyciszała, nie oferowała przyjemnego odetchnienia, rozluźnienia mięśni - ta cisza spinała wszystkie gnaty tylko mocniej, wciskała żołądek we wnętrzności i wbijała bebechy w kręgosłup - tylko serce, zupełnie szalone, biło mocniej, chcąc wybić dziurę w żebrach - i muszę przyznać, że nawet serce Nailaha zabiło, tylko nie było to... tak do końca pozytywne. Obłożone klątwą milczenie pełne wyczekiwania - teraz on sięgnie łapą po kanarka, zmiażdży jego skrzydła? - i co dalej? Przecież oboje kochali autodestrukcję. I w tej miłości do autodestrukcji ciągle chcieli się od niej uwolnić - ona chyba bardziej od niego, on nie próbował nawet uciekać - rozsiadł się na swym tronie z kości, czaszek i krwi - własnej krwi - i było mu tu bardzo dobrze - w krainie nocy, cienia i Śmierci - i nie chciał Julie tej krainy pokazywać, wciągać jej tutaj, ani łapać, gdy będzie spadać. Lepiej, niech nie spada. Niech zostanie tam na górze - i nie schodzi już niżej...
Wampir tak samo nagle, jak się przybliżył, tak samo nagle cofnął się na swoje miejsce.
- To jak? Szklaneczka whiskey, panienko Blishwick? - Uśmiechnął się w jej kierunku nieco zaczepnie, rozsiadając się na sofie jak paniczysko - doprawdy, dać mu tylko czerwony jedwab na ramiona, złotą koronę - tak, tak, jeden z tych posranych królów, którzy nie wiadomo, co mają we łbie - oprócz tego, co wiadomo.
Wojnę.
Nieprzemijającą wojnę.
Julie Blishwick
Oczekujący
Julie Blishwick

Pokój Wspólny - Page 19 Empty Re: Pokój Wspólny

Wto Lis 01, 2016 7:46 pm
Zgubmy czas. Poszatkował drogi, pokrzyżował je. Nie wiadomo, gdzie góra, a gdzie dół. Póki czas nie poukłada nas z rozbitych elementów nie pasujących do siebie, zgubmy go już na zawsze, nim większy zamęt wprowadzi i wywróci mozolnie zbudowaną konstrukcję jednym podmuchem. Wymknijmy się losowi, który bawi się kawałkami układanki. Tworzy dziwadła, które nie są w stanie funkcjonować w świecie wokół. Uciekniemy w przestrzeń. W nieznane. Za sobą zostawmy ciężar dawnego życia-nieżycia. Napiszmy bajkę, gdzie drogi są proste, a czas nie istnieje. W zaklętej historii trwać tak po wieczność...
Nuda.
Dlatego delikatnie wygnijmy kraty złotej klatki i niech ptaszyna frunie!
Ups, uderzyła się w zamknięte okno.
Zatruwasz ją. Jak głaz uwiązany do kostki ściągasz na dno. I świadomy tego ponawiasz wszystko krok po kroku jeszcze raz. Silniejszą truciznę podajesz i w ciemne głębiny zabierasz. Ostatnie, co widzi, to twoje oczy świdrujące na wylot. Piękny widok odrażającego królestwa z usypanymi szczątkami ofiar. I na samym jego szczycie król szykujący się do wojny. Ale tego nigdy nie zobaczy królewna Śnieżka.
Dlatego lepiej trzymać dystans, jaki wyznaczyło jej uparte spojrzenie. Niemalże twarde i stanowcze. Przez krótką chwilę. Potem znowu rozmięknie w gęstwinie ciszy pełnej napięcia między tą dwójką. Nawet ten ułamek sekundy, gdy westchnął... Chciałaby zamknąć oczy i przenieść się z powrotem na balkon w nocy. Zachowałaby się inaczej. Niestety nie posiadała swojej drobnej dłoni zmieniacza czasu. Tkwiła tutaj. Wszystko było nie tak. Odetchnęła z ulgą - chwilowo zwierzyna ma odpoczynek od ciągłej ucieczki.
Rozbudziła się nieco, gdy wspomniał o whisky - czyli to zawierała szklana butelka. Nigdy nie piła alkoholu. Nie trudno się dziwić, skoro miała jedynie piętnaście lat. Nie obracała się w towarzystwie, które mogłoby zapewnić mocny trunek - właściwie to w żadnym towarzystwie się nie obracała... Może właśnie ciut alkoholu potrzebowała, aby rozluźnić spięte mięśnie i nie czuć się skrępowaną w towarzystwie Krukona.
Pij.
Wyciągnęła rękę po butelkę i kiwnęła głową z cichym pomrukiem.
- Pamiętasz... umowę? Sekret za sekret? - zaczęła powoli. Niepewna w jaki sposób powinna to ująć w słowa, jakby ten sposób wyrazu był jej obcy. Litery, dźwięki tworzące słowa, a one zdania. Brakowało ich, chociaż słownik był pełen różnych ich wariantów. Szkoda, że nie tworzyły całości, gdy były potrzebne. Rozsypywały się po całej głowie. Język wirował w tańcu, plątał się lub zawiązywał w supeł. Już zapomniała do czego zmierzała.
- Zdradziłam ci sekret i to nie jeden. Teraz ty zdradź swój. - To nie była prośba.
Sztywno trzymana głowa miała dodać jej odwagi, gdy powoli tworzyła zdania, gdy wzięła do ręki whisky - napój, który za chwilę miał jej wypalić gardło. Przy pochwyceniu jej musiała lekko się wychylić i wyjść ze swojego przyjemnego kącika. Niewiele brakowało, a musnęłaby jego palec. Nie zwróciła na to uwagi. Delikatnie zmoczyła usta w wodzie życia i przejechała po nich językiem, aby sprawdzić na czego wypicie się zgodziła. Po jej ciele przeszedł widoczny dreszcz, wykrzywiła buzię w grymasie obrzydzenia. Przygotowana na okropieństwo jakie wleje go gardła przechyliła szkło. Niewiele brakowało, aby wypluła ten mały łyczek. Przełknęła i poczuła, że już nie tylko metaforycznie pali ją pod skórą.
Zakaszlała kilka razy. Z błyszczącego oczka poleciała łza na policzek. Chociaż chciała coś powiedzieć, to nie była w stanie - jak zwykle zresztą. Niepewnie spoglądała na bursztynowy płyn. Potem na Krukona ze zmarszczonymi brwiami. Wydawała się w lekkim szoku, bowiem to nie była trucizna. Czuła się dobrze z palącym przełykiem.
Może odhaczyć na swojej liście kolejne nowe doświadczenie.
Lekko się uśmiechnęła.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Pokój Wspólny - Page 19 Empty Re: Pokój Wspólny

Wto Lis 01, 2016 10:20 pm
Chcesz więcej chaosu w miejscu, w którym utknęłaś i sobie z nim nie radzisz? Łatwo jest uciekać, już to ustaliliśmy - dasz radę tak biec? Przecież masz bardzo delikatne ciało, bardzo słabe nogi - jak zagwarantujesz, że dotrzymasz kroku? Kroku samej sobie - w końcu to o to tutaj najbardziej chodziło - o to, żebyś była w stanie najpierw samą siebie odnaleźć, a potem iść obok siebie - wędrówka, którą przebędziesz, będzie długa, ale ma być swoistą nauką - i na jej końcu ma dojść do tego, żebyś zaakceptowała samą siebie taką, jaką jesteś - bez poszukiwania mrzonek w postaci bajek, o których myślałaś - tam, gdzie Julie była po prostu Julie - bez ról, które należało odgrywać na parkiecie - wtedy już, gdy nadejdzie ten moment, wcielanie się w inne postaci będzie tylko czystą przyjemnością i zabawą, a teraz? Może to jest właśnie początek podróży - może wśród tych wszystkich twarzy i imion odnajdziesz twarz, która będzie twoją własną - niemożliwą do podrobienia. Tak, właśnie - niech ptaszyna frunie! - czy uleci daleko? Pewnie nie - przecież już zostało powiedziane, że nawet gdyby odfrunęła, to zawsze będzie wracać - więzieniem nie były złote kraty. Więzieniem był jej własny umysł i to serce, które raz po raz zdradzało, nie potrafiąc wysnuć jednoznacznego "tak" lub "nie". Chce wolności? Och tak, pragnę jej! Tylko czym tak naprawdę była wolność? Wolną przestrzenią, w której można było latać bez końca? Wolność była pustką pozbawioną barw i emocji - czymś, o co nie warto było walczyć, naprawdę - lepiej nie być tą osobą, która piekło całkowitej wolności uznaje za raj - zbyt smutne to, zbyt... ciążące.
- Mmm... pamiętam. - Odwrócił od niej wzrok i zsunął się na brzeg kanapy, spoglądając na zeszyt leżący na stole - o wielu rzeczach zapominał tak na dobrą sprawę, bo przestawał o nie dbać, bo we wszystkich śmieciach zbyt łatwo było zatonąć, zgubić się - ale z drugiej strony niektóre pamiętał zbyt dokładnie - o jak na przykład tą miłą przecież pogadankę, w której zawarli umowę - szepnij mi coś na uszko, a w zamian ja odszepnę - pozornie niewinna zabawa, która nie miała szkodzić, a ułatwiać wzajemne poznawanie się... ułatwić JEJ komunikowanie się. - O czym chcesz posłuchać? - O proszę bardzo, jaki przymilny, jaki ugodny! - nie zapominaj jednak o tamtych chwilach na balkonie, ha..! Każdy medal ma dwie strony - jedna strona jest na pokaz, druga kryje tajemnice, dopiero kiedy poznasz obie zobaczysz różnice.
Nie przeszkadzało mu to, że za każdym razem, kiedy zaczynali rozmowę, Julie ciężko było coś powiedzieć - chyba nawet mógł to potraktować jako osobliwą terapię - dla niej i dla samego siebie - jego pokłady cierpliwości w chwilach takie, jak ta, były nienaruszalne, całymi hektolitrami przelewały się kojąco przez dłonie - dla niektórych spokój, który zwiastował burzę, dla niego? Dla niego chwila relaksu, w której chciał spędzić z kimś miło czas - tak po prostu! - zamierzał go spędzić tylko w towarzystwie muzyki i whiskey, ale towarzystwo Julie było zawsze mile widziane.
Sięgnął po butelkę - hehe, nie było żadnych szklanek! - żadnej kulturki, nie ma tak dobrze - i podał ją dziewczynie, żeby nie musiała się gimnastykować, spoglądając na nią z rozbawionym uśmiechem - nie tym z rodzaju, który miał ją wyśmiewać - raczej był rozbawiony sytuacją - proszę bardzo, jak wzorowo szło mu demoralizowanie uczniów! - a co, niech pozna wszystkie smaki życia, póki miała ku temu okazję - kiedy zaś przechyliła butelkę i wzięła pierwszy łyk... Nailah zaśmiał się - cicho i krótko, ale zaśmiał, sięgając po butelkę, żeby odebrać od niewieścich dłoni.
- Zuch dziewczyna! - Pochwalił ją, uhahany po uszy - whiskey nie należała raczej do alkoholi chętnie pitych przez młodzież przez swój charakterystyczny smak, ale proszę bardzo - Julie najwyraźniej nie gardziła! - Tylko ani słowa cioci, żeby mnie psy nie goniły. - Puścił jej oczko, uśmiechając się zawadiacko i sam przechylił butelkę, biorąc kilka głębszych łyków - spojrzał na Julie, zawieszając na niej wzrok na moment... by znów wysunąć butelkę w pytającym geście w jej kierunku.
No to pijemy!
- Chodzisz do klubu Magii Nut... grasz na czymś? Komponujesz?
Julie Blishwick
Oczekujący
Julie Blishwick

Pokój Wspólny - Page 19 Empty Re: Pokój Wspólny

Wto Lis 01, 2016 11:04 pm
Potrzebowała cierpliwości, tak samo jak pokładów ambitnych zadań, jakie sobie narzucała. W końcu chciała pozbyć się emocji, więc cóż jej innego pozostawało. Pełna sprzeczności dziewczyna, która nie jednego już znudziłaby. Nawet zirytowała i krzyknąłby:|"chcesz czy nie?!" - po czym postąpiłby zgodnie z odpowiedzią, a nie poddawałby się nurtowi wody płynącej w jej oczach. A cicha woda brzegi rwie... Potrzeba jedynie cierpliwości, którą nie każdy potrafi okazać udręczonej duszyczce. Pasowało jej miano Śnieżki, a jednocześnie chciała przybrać miano Wilczycy. Zawyć do księżyca, zamiast marzycielsko się w nie wpatrywać. Nie wiedziała, czego sobie życzy. Dlatego niech lepiej wlewa alkohol do gardła i napędza swoją krew w żyłach w ten bezpieczniejszy sposób.
Lepiej nic nie zmieniać.
Wszystko zmienić.
Na początku myślała, że zerwie się z sofy, którą przejął w posiadanie Kot. Zamiast tego rozsiadła się jeszcze wygodniej. Oparła głowę o oparcie i spod przymkniętych powiek obserwowała Krukona. Powoli skurcz mięśni odpuszczał. Rozluźniała kark, który przestał sztywno podtrzymywać czarnowłosą główkę pełną pytań, a jednocześnie żadne nie przeszły przez krwistoczerwone usta.
- Co zrobiłeś, że ci uczniowie podszeptują za twoimi plecami? Już na Dniach Kariery... bali się ciebie - bardziej niż ja ciebie. To był inny strach, którego pochodzenia lepiej nie znać. Jednak póki palców się nie przytrzaśnie, to dalej będzie się je trzymać na framudze. Musiała się porządnie sparzyć, aby zaprzestać zadawać pytania. Wodę ciągnęło do ognia... Niebezpieczne to zbliżenie. Podejdzie za blisko i... zniknie.
Nie oczekiwała odpowiedzi. Lepiej jej było nawet nie czytać gazetki - pozostać w swoim urojonym światku. Był zdecydowanie piękniejszy od rzeczywistego. Lepiej było nic nie wiedzieć. Odruchowo spojrzała na porzucony egzemplarz gazetki, w którym mignęło jej jego nazwisko. Nie chciała tego czytać... Wyjrzała ponad oparcie sofy i od razu jakaś para uczniów uciekła wzrokiem, gdy tylko wyłapała ich nieprzyjazne spojrzenia. Nie rozumiała ich. Skoro ona nie czuła się źle w towarzystwie Sahira Nailaha, to czemu ktoś inny miałby. Dla niej nie był groźny. Może włoski stawały dęba ostrzegawczo, to jednak nie zachowywała się jak płochliwy zając. Więcej miała ze spokojnej wody, niż mogłoby się wydawać. Jednak lepiej, aby nie zabłądziła się, jako pojedyncza kropelka.
Nie była pewna śmiechu na ustach chłopaka, lecz śmielej mu odpowiedziała. Nowe rzeczy były fascynujące. Pociągały ją w całkiem nieznany jej świat i wcale nie wydawał się przepełniony mrokiem i smutkiem. No, ale ona miała spaczone spojrzenie na otoczenie. Trochę jakby cierpiała na... hm, mugole nazywają to autyzmem. Coś w niej było z upośledzonego dziecko. Chociaż więcej miała z wariatki i nietrudno było jej zwariować. Jeszcze trochę...
Brak szklanki w ogóle ją nie interesował. Wyłączyła w sobie tą wszczepioną młodą damę, która siedziała wyprostowana, jadła sztućcami, piła ze szklanek i nie rozmawiała z chłopcami bez przyzwoitki. Chociaż to ostatnie było obecne w dużym pokoju wśród wścibskich uczniów.
- Psów nie ma, a nie dzielę się z nią sekretami... Z własnej woli. - Nie była pewna, czemu powiedziała taką głupotę. Dlaczego wygadała się z tą "własną wolą". Zacisnęła na chwilę usta i odtrąciła swoje rozmyślania nad użytymi słowami. Wypowiedziała je. Stało się i tego nie cofnie.
Nie potrafiła nie wziąć ponownie do ręki szklanej butelki. Tym razem pociągnęła większy łyk i ponownie nieco zakrztusiła się żrącym płynem - wydawało się, że zaraz wypali jej struny głosowe, że nigdy nic więcej nie powie. Tak dużo miała do powiedzenia. I wciąż niewiele mówiła. Nie nagadała się jeszcze za całe życie.
- Mhm - mruknęła, gdy wycierała z brody krople płynu. - Na fortepianie. Ciotka mnie uczyła od dziecka. To mój sekret - pochyliła się nieco do przodu i przekazała butelkę. - Trochę komponuję - wyszeptała, przy czym oczy jej zabłyszczały z ekscytacji. - Ale cii... - przyłożyła palec do buzi rozbawiona po części piciem niedozwolonego napoju, a po części zdradzeniem tej tajemnicy. - Ciotka nie może wiedzieć. Uważa mnie za okropną pianistkę.
Niewiele brakowało, aby wywróciła oczami. W tej kwestii pomimo gnębienia i poniżania, to Julie wiedziała swoje. Miała perfekcyjny słuch i korzystała z niego, gdy zapisywała nuty utworu granego spontanicznie - zawsze pamiętała, który klawisz naciskała.
- Nie chodzisz na zajęcia klubu... Ale grasz? - wskazała podbródkiem gitarę. Ktoś przysłuchujący się tej rozmowie nie uwierzyłby, że tak swobodnie mówi ta cicha dziewczynka - Julie Blishwick. I toczy swobodną pogawędkę z przerażającą istotą, jaką był Sahir Nailah.
Wszystko zaczęło się od whisky.
A może znacznie wcześniej?
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Pokój Wspólny - Page 19 Empty Re: Pokój Wspólny

Wto Lis 01, 2016 11:48 pm
- Hooo, to żeś obszerny temat walnęła! - Uniósł brwi, spoglądając na nią znacząco, nachylony częściowo nad stołem - opierał łokcie o uda, z takiej perspektywy całkiem przyjemnie patrzyło się na dziewczę, które ponownie zaczyna się rozluźniać i mówić płynnie - czy to już Julie? A może Julie była właśnie tą jąkałą, która nie miała odwagi się wysłowić i ciągle strzelała jakieś faux pas? Nie było wyraźnej granicy, ale Sahir aż nader dobrze wiedział, że jest w niej o wiele więcej buntu, niż ona sama chciała to przed sobą przyznać - tego mocno stłamszonego, jej własnego charakterku, który pozwoliłby być jej prawdziwą Panią na włościach. Taką drugą swoją ciotką zapewne. Miała w sobie wszystko, czego pragnęła i jednocześnie tego, czego mieć nie chciała - jak bryła gliny chowająca w sobie cenne materiały - należało teraz tak dobrać te materiały, by się ze sobą zgadzały, pasowały, przestawały gryźć - i o dziwo jak dotąd wcale się nie gryzły - tylko w jej dłoniach leżała decyzja o tym, który z tych szlachetnych kamieni końcowo wybierze do obrabiania, który uzna za najcenniejszy, a który odrzuci - dlatego teraz mogła być jednocześnie Śnieżką, Małgorzatą i Wilczycą - i nie było w tym niczego złego, przynajmniej nie w oczach Sahira - jej złożona osobowość była magnetyczna, ciekawe, czy zdawała sobie z tego sprawę? Nie, oczywiście, że nie - inaczej by tak nie cierpiała - i nie uważała siebie za szarą i nudną. Była jak to brzydkie kaczątko, doprawdy - potrzebowała tylko strzepać z siebie te szare piórka, by wygiąć wdzięcznie szyję - Czarny Łabędziu, Czarny Łabędziu, cóż nam dzisiaj pokarzesz?
Wiecie, co było najbardziej magiczne w łabędziach? Kiedy dobierały się w pary, były to pary na całe życie - nawet jeśli któryś z partnerów umarł rzadko zdarzało się, by pozostawiony osobnik znalazł sobie drugiego kochanka.
- Poza tym to żadna tajemnica. Masz o tym napisane chociażby tam. - Kiwnął głową w kierunku gazety, trzymając już w dłoniach butelkę odebraną od niej. Unikanie odpowiedzi? Poniekąd - robił to tak często, że weszło mu to w krew - nie ważne, czy sprawa była istotna, czy nie - jeśli dotyczyła jego osoby, to dlaczego by nie zrobić uniku? Najwyraźniej w tej sprawie jednak Julie również to pasowało - chociaż o tym akurat nie wiedział.
Woda z Ogniem tworzyły coś pięknego - ciepłą lub zimną parę, która osiadała na przejrzystych szybach, po których wystarczyło przejechać potem palcem, by stworzyć magiczny wzór.
To było na swój sposób... zabawne, urocze, błogosławione? Ta jej niewiedza na temat wszystkiego, co stało się w szkole od czasu jej wyjazdu. Ta jej niewiedza na jego temat - przynajmniej z tych wcale nie skrywanych, szkolnych powieści krążących po korytarzu.
- To "z własnej woli" zabrzmiało bardzo sadystycznie. - I tym razem jakoś nie sądził, żeby Julie "nie to miała na myśli" - właśnie dokładnie to miała na myśli, raczej to było jedno z rodzajów tych "oups, powiedziałam to!" - jej mina w tym momencie i spojrzenie mówiły wszystko, nie potrzebne było żadne przytaknięcie, zaprzeczenia również były zbędne. Więc co, zachęcenie do ciągnięcia wątku? Och tak, naturalnie... o ile tylko miała ochotę. - Jeszcze porządnie nie zaczęliśmy pić, a tu już się sypią sekreciki. - Uśmiechnął się łobuzersko, z rozbawieniem pobrzmiewającym również w głosie. - Mamy teraz na siebie haka. Ty nie mówisz, jak cię deprawuję, a ja jej nie powiem o fortepianie. - Sekrety ponoć łączą ludzi.
Słyszałaś takie powiedzenie, że dwóch może dochować tajemnicy, jeśli jeden z nas nie żyje?
Na szczęście to były tylko niewinne żarciki.
- Chodziłem. - Tak, tak, na tamte zajęcia... Kiwnął głową z potwierdzeniem, kierując wzrok na zamknięty zeszyt, nim cofnął się wgłąb kanapy, by oprzeć się plecami o oparcie kanapy i spojrzeć na pochłonięty pół cieniami sufit. - Na zajęcia klubu. Uczęszczałem nawet do paru klubów, ale... raczej nie byłem mile widziany wśród uczniów. - Nie było to wcale smutne, nie w tym momencie, nie dziś - i smutku nie było na jego twarzy - na wargach tańczył pół-uśmieszek. - Wirtuozem nie jestem. Bardziej skomplikowane utwory łamią mi palce. I mózg. - Butelka zawróciła do Julie.
Sponsored content

Pokój Wspólny - Page 19 Empty Re: Pokój Wspólny

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach