- Narcyza Black
[dorosła] Narcyza Black
Sro Paź 09, 2013 9:10 pm
Imię i nazwisko: Narcyza Black
Data urodzenia: 20 marca 1955 r.
Czystość krwi: czysta
Była szkoła: Hogwart, Slytherin
Praca: pracownica Departamentu Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami
Różdżka: cyprys, włos z grzywy jednorożca, 10 cali
Data urodzenia: 20 marca 1955 r.
Czystość krwi: czysta
Była szkoła: Hogwart, Slytherin
Praca: pracownica Departamentu Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami
Różdżka: cyprys, włos z grzywy jednorożca, 10 cali
Widok z Ain Eingarp oraz Przykładowy Post:
***
Najmłodsza córka państwa Black nigdy nie potrzebowała wiele. To, co inni nazywali jedynie marzeniami, ona mogła mieć zaledwie na wyciągnięcie ręki – kiedy tylko zapragnęła. Najgłębsze pragnienia były niczym najdrobniejsze zachcianki, które mogła spełnić, gdy tylko miała na nie ochotę. Czego więc było potrzeba do szczęścia osobie, która mogła mieć praktycznie wszystko, o czym tylko śniła?
Stojąc naprzeciw ogromnego lustra, które dla wielu byłoby zapewne najpiękniejszym oderwaniem od rzeczywistości, jej twarz nie ukazywała żadnych, najmniejszych choćby emocji. Zaciśnięte usta i nieobecny wzrok, które na buzi Narcyzy pojawiały się coraz częściej, zdawały się jak gdyby wcale do niej nie należeć. Kontrastując zaciekle z delikatną, porcelanową cerą i nieziemsko chłodnymi oczami, nadawały jej wyrazu bezbarwnej lalki.
Drgnęła lekko, słysząc za sobą ciche postukiwanie obcasów, roznoszące się echem po opustoszałym, kamiennym pomieszczeniu. Nie oderwała jednak wzroku, tym samym, beznamiętnym spojrzeniem wpatrując się w gładką powierzchnię szkła.
- Narcyzo... – odezwał się potężny, grobowy głos, którego brzmienie znała przecież tak dobrze, niemalże na pamięć. Głos, który rozpalał jej serce, obdarzając jednocześnie lekką nutką strachu, niepokoju i oczekiwania.
- Lucjuszu... - odwracając powoli głowę, spuściła wzrok i podnosząc niezauważalnie kąciki ust, odparła, cichym, acz słyszalnym tonem.
Młody mężczyzna, o włosach białych równie niczym mleko, wpatrywał się w nią intensywnie, lustrując każdy element jej drobnego ciała. Krzyżując ręce na piersi podszedł do niej i zatrzymując się tuż przy boku panny Black, palcami zgarnął za ucho kosmyk jej jasnych włosów, po czym delikatnie, a zarazem niemożliwie stanowczo, odwrócił ją z powrotem w stronę wielkiego lustra.
- Powiedz mi, Narcyzo, co w nim widzisz? – spytał takim tonem, iż równie dobrze mógłby wydawać rozkaz. Kładąc obie ręce na delikatnych ramionach kobiety, wyprostował się i znad jej głowy skierował oczy na okazałych rozmiarów zwierciadło.
Zdezorientowana, skupiła się ponownie na lustrzanej tafli i nieznacznie otwierając usta, wpatrzyła się w widoczny wyłącznie dla jej oczu, ukazany obraz. Delikatnym ruchem przechyliła głowę i marszcząc brwi, zacisnęła usta.
- Nas, Lucjuszu – rzekła melodyjnym tonem, przybierając ponownie zimny wyraz twarzy – Bezpiecznych i szczęśliwych. Z dala od... – dodając po chwili, zawahała się. Bijąc się z własnymi myślami, powstrzymywała się od wypowiedzenia czegoś, czego w późniejszym czasie mogłaby żałować. Prawdą było, iż życie wśród Śmierciożerców odznaczało się wyjątkową ostrożnością i tego Narcyza nawet gdyby niemożliwie pragnęła, nie mogła zmienić.
Czy była szczęśliwa? Pytanie, na które z pewnością nie potrafiłaby odpowiedzieć, stojąc naprzeciw tegoż zwierciadła, otoczona przez ramiona mężczyzny, któremu w przyszłości miała oddać rękę. Lucjusz był osobą, której sprzeciwienie się, podobnie jak i jej ojcu, nie wchodziło w grę. Dobre maniery i tradycje panujące w rodzinie Black’ów od lat, nie pozwalały również na samodzielną decyzję Narcyzy na temat ich przyszłego ślubu. Tej jednak kwestii młoda kobieta nie zamierzała kwestionować, ani też przeciwko niej się buntować. Kwestii spornej w jej mniemaniu podlegało zupełnie co innego – bezpieczeństwo rodziny, jak i również jej własne, a właśnie ten widok ukazywało jej w tamtym momencie okazałe lustro.
- Czarnego Pana? – dokończył za nią młody Malfoy, a na jego cienkie usta wypłynął mimowolnie słaby uśmiech, podkreślany błyszczącymi z zainteresowania oczyma – Chyba nie chcesz zasugerować mi, że działania naszego Pana leżą wbrew Twoim przekonaniom, moja droga? – po czym mrukliwym głosem rzucił do jej ucha, przybliżając się bliżej jej zbyt bladej skóry – A może zmieniłaś zdanie na temat mugoli?
Krzywiąc się na wspomnienie o nie magicznej części ludności, za którą ze względu na wpajane jej od dziecka wartości szczerze nie przepadała, napięła mięśnie całego ciała, unosząc dumnie podbródek, jak gdyby chciała tym samym ukazać swoje oddanie.
- Oczywiście, że nie, Lucjuszu – zaprzeczyła i głośno przełykając ślinę, odwróciła twarz w jego kierunku i tajemniczo się przy tym uśmiechając, uwolniła się z uścisku jego dłoni – Nie śmiałabym sprzeciwiać się Czarnemu Panu – po czym chłodnym i lekko obojętnym tonem dodała i powolnym krokiem udała się w stronę potężnych drzwi. Pociągając za mosiężną klamkę, otworzyła je i przechodząc przez próg, wyszła, zostawiając za sobą Zwierciadło Ain Eingarp.
Stojąc naprzeciw ogromnego lustra, które dla wielu byłoby zapewne najpiękniejszym oderwaniem od rzeczywistości, jej twarz nie ukazywała żadnych, najmniejszych choćby emocji. Zaciśnięte usta i nieobecny wzrok, które na buzi Narcyzy pojawiały się coraz częściej, zdawały się jak gdyby wcale do niej nie należeć. Kontrastując zaciekle z delikatną, porcelanową cerą i nieziemsko chłodnymi oczami, nadawały jej wyrazu bezbarwnej lalki.
Drgnęła lekko, słysząc za sobą ciche postukiwanie obcasów, roznoszące się echem po opustoszałym, kamiennym pomieszczeniu. Nie oderwała jednak wzroku, tym samym, beznamiętnym spojrzeniem wpatrując się w gładką powierzchnię szkła.
- Narcyzo... – odezwał się potężny, grobowy głos, którego brzmienie znała przecież tak dobrze, niemalże na pamięć. Głos, który rozpalał jej serce, obdarzając jednocześnie lekką nutką strachu, niepokoju i oczekiwania.
- Lucjuszu... - odwracając powoli głowę, spuściła wzrok i podnosząc niezauważalnie kąciki ust, odparła, cichym, acz słyszalnym tonem.
Młody mężczyzna, o włosach białych równie niczym mleko, wpatrywał się w nią intensywnie, lustrując każdy element jej drobnego ciała. Krzyżując ręce na piersi podszedł do niej i zatrzymując się tuż przy boku panny Black, palcami zgarnął za ucho kosmyk jej jasnych włosów, po czym delikatnie, a zarazem niemożliwie stanowczo, odwrócił ją z powrotem w stronę wielkiego lustra.
- Powiedz mi, Narcyzo, co w nim widzisz? – spytał takim tonem, iż równie dobrze mógłby wydawać rozkaz. Kładąc obie ręce na delikatnych ramionach kobiety, wyprostował się i znad jej głowy skierował oczy na okazałych rozmiarów zwierciadło.
Zdezorientowana, skupiła się ponownie na lustrzanej tafli i nieznacznie otwierając usta, wpatrzyła się w widoczny wyłącznie dla jej oczu, ukazany obraz. Delikatnym ruchem przechyliła głowę i marszcząc brwi, zacisnęła usta.
- Nas, Lucjuszu – rzekła melodyjnym tonem, przybierając ponownie zimny wyraz twarzy – Bezpiecznych i szczęśliwych. Z dala od... – dodając po chwili, zawahała się. Bijąc się z własnymi myślami, powstrzymywała się od wypowiedzenia czegoś, czego w późniejszym czasie mogłaby żałować. Prawdą było, iż życie wśród Śmierciożerców odznaczało się wyjątkową ostrożnością i tego Narcyza nawet gdyby niemożliwie pragnęła, nie mogła zmienić.
Czy była szczęśliwa? Pytanie, na które z pewnością nie potrafiłaby odpowiedzieć, stojąc naprzeciw tegoż zwierciadła, otoczona przez ramiona mężczyzny, któremu w przyszłości miała oddać rękę. Lucjusz był osobą, której sprzeciwienie się, podobnie jak i jej ojcu, nie wchodziło w grę. Dobre maniery i tradycje panujące w rodzinie Black’ów od lat, nie pozwalały również na samodzielną decyzję Narcyzy na temat ich przyszłego ślubu. Tej jednak kwestii młoda kobieta nie zamierzała kwestionować, ani też przeciwko niej się buntować. Kwestii spornej w jej mniemaniu podlegało zupełnie co innego – bezpieczeństwo rodziny, jak i również jej własne, a właśnie ten widok ukazywało jej w tamtym momencie okazałe lustro.
- Czarnego Pana? – dokończył za nią młody Malfoy, a na jego cienkie usta wypłynął mimowolnie słaby uśmiech, podkreślany błyszczącymi z zainteresowania oczyma – Chyba nie chcesz zasugerować mi, że działania naszego Pana leżą wbrew Twoim przekonaniom, moja droga? – po czym mrukliwym głosem rzucił do jej ucha, przybliżając się bliżej jej zbyt bladej skóry – A może zmieniłaś zdanie na temat mugoli?
Krzywiąc się na wspomnienie o nie magicznej części ludności, za którą ze względu na wpajane jej od dziecka wartości szczerze nie przepadała, napięła mięśnie całego ciała, unosząc dumnie podbródek, jak gdyby chciała tym samym ukazać swoje oddanie.
- Oczywiście, że nie, Lucjuszu – zaprzeczyła i głośno przełykając ślinę, odwróciła twarz w jego kierunku i tajemniczo się przy tym uśmiechając, uwolniła się z uścisku jego dłoni – Nie śmiałabym sprzeciwiać się Czarnemu Panu – po czym chłodnym i lekko obojętnym tonem dodała i powolnym krokiem udała się w stronę potężnych drzwi. Pociągając za mosiężną klamkę, otworzyła je i przechodząc przez próg, wyszła, zostawiając za sobą Zwierciadło Ain Eingarp.
***
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|