Go down
Mistrz Labiryntu
Mistrz Gry
Mistrz Labiryntu

Boczna uliczka Empty Boczna uliczka

Czw Paź 05, 2017 8:27 pm
Jedna z bardzo wielu niezbyt długich i jeszcze bardziej wąskich uliczek znajdujących się na Nokturnie. Tak samo zaniedbana i szara jak wszystkie inne, nie jest jednak ślepa. Można nią bowiem przejść bezpośrednio z okolic wejścia na Pokątną aż do samej głównej alei Nokturnu. Mało kto zdaje sobie z tego jednak sprawę, bardzo często nadkładając drogi i nawet nie myśląc, iż tak niepozornie wyglądające przejście pomiędzy kamienicami może okazać się znaczącym skrótem.
Uliczka nie wygląda przyjemnie, w najlepszym razie - przy dobrej pogodzie panującej na zewnątrz - przypominając wejście do jaskini zajmowanej przez akromantule. Nocą lub przy niepogodzie staje się zaś jeszcze bardziej upiorna. Paradoksalnie, nigdy nie zarejestrowano tutaj żadnych niepokojących zdarzeń. Być może sama atmosfera wystarcza, by stwarzać odpowiedni klimat.
Marjorie Greyback
Szpital św. Munga
Marjorie Greyback

Boczna uliczka Empty Re: Boczna uliczka

Czw Paź 05, 2017 8:47 pm
|wieczór - około pół godziny po wyjściu z Munga

W żadnym razie nie przepadała za tym przejściem, zdecydowanie woląc nadkładać drogi, aby dojść na Nokturn tak jak większość osób, które tam zmierzały, jednak tym razem zwyczajnie zależało jej na czasie. Padało... Początkowa mżawka, jaka zastała ją tuż po wyjściu z budynku szpitala, gdzieś podczas przejazdu Alyssy autobusem zamieniła się w deszcz, który w pełni zasługiwał na miano ulewy miesiąca. Jak na złość, parasolka dziewczyny postanowiła zaś ostatecznie się zbuntować i żadne zaklęcia nie były w stanie doprowadzić jej do stanu względnej używalności. Meadowes nie mogła zaś przecież pomykać sobie radośnie z różdżką przez mugolskie okolice, chroniąc się czarami przed deszczem. Nie była jeszcze na tyle zdesperowana, by narażać się na nieprzyjemności związane z podobnymi praktykami.
Gdy natomiast znalazła się w czarodziejskiej części Londynu, była już i tak wystarczająco mokra, by wyglądać niczym topielnica, która kilka sekund wcześniej wypełzła z bajora. Mimo to... Cóż, nie była specjalnie zła. Wręcz przeciwnie, niepokój, jakiego doświadczyła w holu głównym Munga, dosyć szybko opuścił jej ciało i Aly na powrót stała się sobą. Ucieszoną z powrotu do domu, zadowoloną z wizji spędzenia miłego wieczoru, myślącą o tym, co powinna upichcić na kolację i może nieco zbyt pochopnie wybierającą jak najszybszą drogę na Nokturn, bowiem wizja przeziębienia zdobytego latem - na dodatek tuż po dłuższym urlopie - niezbyt do niej przemawiała.
Przyświecając sobie różdżką, minęła więc kontenery stojące na początku uliczki, wchodząc w jej głąb i żwawym krokiem zmierzając w obranym przez siebie kierunku. W butach Alyssy może nieco chlupotało, jednak dziewczyna uparcie brnęła przez jedną wielką kałużę, w jaką podczas takich dni zamieniało się przejście pomiędzy dwoma starymi budynkami. Starając się ominąć kaskady wody zlatujące na dół przez rynnowe rzygacze, dotarła do połowy uliczki, gdy usłyszała za sobą dźwięk, który wybijał się ponad łoskot deszczówki płynącej w dół i samych kropli deszczu uderzających o chodnik. Przypominał chlupoczące kroki... Wrażenie niepokoju znowu do niej powróciło, jednak nie dostrzegła niczego - ani zdecydowanie nikogo - w zasięgu wzroku. Mimowolnie przyspieszyła jednak kroku.
Cień
Oczekujący
Cień

Boczna uliczka Empty Re: Boczna uliczka

Czw Paź 05, 2017 9:48 pm
| chwilę czasu po Mungu; Adair Nightmare

Znałem to. Mugolskie życie. Zdawać by się mogło, że beztroskie, pozbawione problemów i chochlików tam, gdzie nie potrzeba. Zamiast tego było ułudnym obrazkiem sielanki. Życie w niewiedzy może i wiele ułatwiało, ale kiedy się z niej wychodziło… Wtedy wcale nie okazywało się czymś przyjemnym. Stawało się błędem, którego nie można było wymazać ze swego życiorysu. O zgrozo!, właśnie to starałem się osiągnąć.
Robiłem to już tak wiele razy, że gazeta w mojej dłoni znalazła się całkowicie naturalnie. Nie kasowałem biletu, stwierdzając, że w każdej chwili mogę wymazać kanarowi pamięć krótkotrwałą. Zasiadłem gdzieś z tyłu i niby to zająłem się lekturą. Mugolską. Niezbyt ciekawe informacje, chyba że pisałoby coś o kilku moich zbyt zuchwałych morderstwach. Wątpiłem jednakowoż, by czarodzieje dopuścili mugolskich dziennikarzy do czegoś podobnego. Bałem się…? Nie. Nie obawiałem się rozgłosu. Obawiałem się raczej, że robiłem to wszystko zbyt wolno, a jeszcze teraz tak lekko szło mi bawienie się jedzeniem.
Nawiedzałem ją w pracy, śledziłem w mugolskim autobusie, patrzyłem jak umyka przed deszczem, nie ratując jej w żaden sposób z opresji. Sam mokłem – nie przeszkadzało mi to jakoś, gwoli ścisłości. Może dawało niejaką otuchę, że w pośpiechu dziewczę nie będzie się rozglądało wokół, tylko pospiesznie czmychało do domu. Kilka razy, owszem, nerwowo ściskałem różdżkę w swojej dłoni, kiedy zwalniała i miałem wrażenie, że zaraz na mnie spojrzy, ale ostatecznie nie spoglądała, skręcając aby w niezbyt oczywistych dla mnie kierunkach. Nie spodziewałem się, że za miejsce zamieszkania – a może zmierzała gdzieś indziej? – obrała sobie ulicę Śmiertelnego Nokturnu.
Raz – jedyny – się ukryłem w obcych drzwiach. Podłe kocię musiało umykać przed ulewą i przewrócić doniczkę, która niechcący kopnąłem. Zakląłem w myślach i odczekałem chwilę. Nie chciałem zostać zauważonym, ale nie chciałem również jej zgubić. Przekląłem po raz kolejny siebie w duchu i ruszyłem dalej, rozwijając nad głową magicznie parasol. Udawałem mieszkańca, kogoś, kto znał te miejsce, kto mógł bezkarnie podążać za panną Alyssą, niby to idąc w jedynie sobie znanym kierunku.
Nie wiem, czy mnie dostrzegła, czy miała jakąkolwiek świadomość o cieniu za jej plecami. Szedłem na tyle szybki, by nie zgubić jej z oczu.
Marjorie Greyback
Szpital św. Munga
Marjorie Greyback

Boczna uliczka Empty Re: Boczna uliczka

Czw Paź 05, 2017 10:26 pm
Być może dla wielu osób teleportacja byłaby najlepszym wyjściem, jednak Meadowes nie należała do tego grona. Mimo że nie unikała podobnego sposobu przemieszczania się, korzystała z niego wyłącznie w najbardziej potrzebnych - wręcz koniecznych - sytuacjach. Zdecydowanie bardziej wolała poruszać się na swoich własnych nogach lub dzięki samochodowi, czasami - tak jak właśnie teraz - biorąc także pod uwagę skorzystanie z miejskiego transportu. Co do osławionego Błędnego Rycerza... Cóż, zdecydowanie bardziej preferowała już mugolską komunikację autobusową, woląc nie lądować z twarzą rozpłaszczoną na szybie, gdy tylko młodociany pirat Ernie - chłopaczek być może nawet sporo od niej młodszy i początkujący kierowca magicznego busu - ścinał kolejny zakręt albo hamował przed przejściami dla pieszych.
Co prawda, tego wieczoru dosyć mocno padało, jednakże nawet to nie skłoniło Aly do wykorzystania teleportacji. Sama nie wiedziała, dlaczego tak właściwie nawet nie wzięła pod uwagę tego sposobu dostania się na Nokturn, ale zwyczajnie wybrała dwupiętrowy czerwony autobus, którym dostała się w okolice Dziurawego Kotła, odkąd resztę trasy planowała pokonać pieszo. Być może jej wcześniejszy niepokój miał w tym swój udział, bowiem Alyssa wielokrotnie widziała przecież osoby rozszczepione w wyniku teleportacji pod wpływem zbytniego nagromadzenia negatywnych emocji, ale tak naprawdę wcale nie zastanawiała się na tyle głęboko, by to analizować. Zwyczajnie chciała dojść do domu.
Z początku nawet w całkiem spokojnej atmosferze, która nagle zniknęła niczym przebita bańka mydlana. Meadowes znowu to poczuła. Włoski na karku blondynki momentalnie stanęły dęba, a ręce pokryły się gęsią skórką. Sama nie do końca wiedziała, kiedy to się stało, jednak gula w jej gardle momentalnie urosła do niebotycznych rozmiarów. Na tyle dużych, iż Aly nie potrafiła spokojnie przełknąć ślinę. I choć praktycznie w każdym horrorze pokazywano, jak źle kończyły się wszelkiego rodzaju obroty w celu namierzenia ewentualnego zagrożenia, obróciła głowę... Dostrzegając tylko nieprzeniknioną ciemność. Odgłosy kroków też jakby ustały, jednak w mroku nocy dostrzegła kształt toczący się ku jej nogom. Mimowolnie odskoczyła, cudem ponownie łapiąc równowagę.
Doniczka... Pusta doniczka potoczyła się przez kałużę, rozbijając o kamienną ścianę przeciwległego budynku, a przemoknięty rudy kot przemknął koło stóp dziewczyny, jednak wcale jej to nie uspokoiło. Wiedziała, co słyszała. To nie było zwierzę. Kocur nie wyglądał jej zaś na animaga. Sama nim była. Zapewne cokolwiek by odczuła, choć może zbyt mocno wierzyła przy tym w swoją własną intuicję. Ta zresztą nakazywała jej teraz jedno. Uciekaj! I diabli by to wszystko wzięli, jeśli Alyssa nie posłuchałaby tego wewnętrznego głosu.
Ruszyła. Z początku po prostu szybszym krokiem, który zaledwie w przeciągu kilku sekund przeszedł w trucht, z truchtu zaś w olbrzymie susy rozchlapujące wodę z kałuż pod jej nogami. Swego czasu uwielbiała skakać w ten sposób, ba!, nadal to kochała. Często bawiła się niczym mała dziewczynka, przeskakując mokre fragmenty chodnika albo wskakując w wodę. Tym razem jednak nie było jej to w głowie. Chciała jak najszybciej się oddalić. Przesadzała? Być może, jednak uliczka wyglądała dla niej jeszcze gorzej niż kiedykolwiek. A przecież swego czasu wielokrotnie chodziła nią wieczorami, gdy pracowała jako barmanka w Dziurawym Kotle. Kto by pomyślał, że tyle mogło zmienić się od tego czasu... I że choć nie bała się ludzi na Nokturnie, nieznane coś za jej plecami - a może tylko wytwór pomieszania jej wyobraźni ze zmęczeniem pracą - przerażało ją do cna.
Cień
Oczekujący
Cień

Boczna uliczka Empty Re: Boczna uliczka

Pią Paź 06, 2017 1:16 am
Z satysfakcją dostrzegłem, iż Alyssa szła dalej. Może uznała, że to tylko durny kot. Pobiegł gdzieś, przebiegał tędy jeszcze chwilę temu. Powinienem mu dziękować? Być może. Wątpię, czy kiedykolwiek będę miał ku temu okazję, szczególnie że miałem napięty grafik, wypełniony przez pewną drobną osobę, tak bardzo kontrastującą z postacią, którą przed wyjściem widziałem w lustrze.
Ja? Wysoki, zdecydowanie wyższy, porządnie zbudowany i schludnie ubrany. Nie w jakieś łachmany. Nie zamierzałem ubierać się w tanie materiały. Tamte czasy minęły bezpowrotnie. Pelerynę miałem czarną, nieprzeniknioną w ciemnościach. W nich dostrzegalna mogła być jedynie moja jasna, nieco opalona, twarz. Uroki pracowania na słońcu… Na szczęście nie spaliłem się zbyt mocno. Unikałem słońca. Nie znosiłem wyglądać jak tani robol. Ceniłem to, co robiłem, ale nie zamierzałem być uważany za jakiegoś chłopczynę od brudnej roboty. Może właśnie dlatego tak pedancko dbałem o swój wygląd, o to, jak się nosiłem? Może właśnie dlatego ceniłem sobie porządek w mieszkaniu, w szklarniach, na polu, wszędzie?
Ach! I czyż fakt, że przemieszczała się mugolskim autobusem, nie powinien mi wystarczyć jako dowód na jej największy grzech? Kto o zdrowych zmysłach, skazywałby siebie na podobne niedogodności, jeśli mógłby wybrać tak wiele innych – wygodniejszych i czarodziejskich! – sposobów podróży? Cóż, z pewnością Alyssa, pomocna lekareczka i jeszcze bardziej pomocne dziewczę.
Ścisnąłem mocniej różdżkę, która była mi w tej chwili parasolem. Korciło mnie, by skierować jej środek w jej kierunku. Szybko, prosto, niemalże bezboleśnie. Może nawet nie wiedziałaby, że umiera, że upada, że jej już nie będzie?
Alyssa… Twe imię słodko brzmiało w moim sercu. Czy wiedziałaś, czym się zajmuję, czy pomogłaś mi, kompletnie mnie nie znając? Imiona pochodzące od kwiatów szczególnie udelikacały istotki je noszące. I co z tego, że alyssum nie rosło w moich ogrodach? Może powinny? Może pomogłoby ugasić we mnie to coś, co popychało mnie ku uzyskaniu wybawienia? Pragnąłem czystości, ale momentami zbyt pożądliwie popychał mnie w jej kierunku gniew. Ba, szał! Musiałem się opanować, poznać jej nazwisko, jej rodzinę, bliskich… Musiałem się dowiedzieć, by potem wbić nóż jej w plecy, skierować różdżkę w jej nos, bądź pozbawić tchu własnymi dłońmi.
To właśnie to! W tym tkwiło piękno zabicia antyszaleństwa, małej Alyssy... Musiałem ją udusić, a potem na jej zwłokach posadzić piękną smagliczkę, otoczoną przez beznamiętne kamienie.
Minąłem ją, powstrzymując to natrętne świerzbienie w moich dłoniach. One chciały już czuć pod opuszkami miękkość jej skóry. Musiałem jednak myśleć jaśniej, wrócić do domu, pomyśleć. Musiałem też załatwić sadzonki, oświadczyć Drew, że będziemy mieli nową roślinę, przygotować kolejny skrawek ziemi.
Tak też przy akompaniamencie angielskiej ulewy, deportowałem się, z tej zapomnianej przez Boga, uliczki.

| z/t x2
Sponsored content

Boczna uliczka Empty Re: Boczna uliczka

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach