Go down
Rudolf Lestrange
Przestępczość
Rudolf Lestrange

Cmentarz - Page 2 Empty Re: Cmentarz

Czw Lis 12, 2015 7:10 pm
Szaleństwo Rudolfa nie było do końca jego. Było niczym pasożyt, który niezauważenie wtargnął w jego umysł, pożerając i zatruwając zdrowe pola świadomości. Emocje, które wślizgnęły się podstępnie pomiędzy jego własne były obce – zapożyczone od ksiąg, dzienników, coraz to śmielszych magicznych eksperymentów i rytuałów. Magia, która ucztowała na dzikości i ciemności, popychała Rudolfa cierpliwie w stronę przepaści, a on był zbyt zapatrzony w jej piękną istotę, by zauważyć niebezpieczeństwo. W swej arogancji był pewien, że jest w stanie poradzić sobie z tą obezwładniającą pokusą, okiełznać pragnienia pęczniejące w jego piersi, a nawet oswoić najdzikszą z mocy. Gdyby ta magia mogła się śmiać, jej chichot rozbrzmiewałby głośno pomiędzy nimi; w naiwności Lestrange’a na pewno znalazłaby coś urzekającego.
- Kogo obchodzi to, co nam przystoi – rzucił jej wilczy uśmiech. Starał się, jak tylko mógł, by jego wewnętrzne roztrzęsienie zostało przez Bellę zapomniane. Sam chciał o nim zapomnieć, był tak blisko upadku. – Zawsze możesz na delikwenta rzucić swoje słynne Crucio i nasz temperament będzie ostatnim, co uzna za powód do dyskomfortu.
Rudolf był człowiekiem niezmiernie ceniącym sobie wolność, czego dowodem była postać, jaką przybierał jako animag. Oczywiście, nikt nie widział jeszcze sylwetki potężnego, śnieżnobiałego wilka – jego istnienie było jednym z najgłębiej skrywanych sekretów Lestrange’a, być może jedynym, którego nie zdradził nawet Belli. Niektórzy z przedstawicieli czystokrwistych czarodziejskich rodów niewątpliwie uważali jego postawę – bezczelną, nonszalancką, okrutnie szczerą i oburzająco wyzywającą – za niewybaczalną, biorąc pod uwagę to kim był Rudolf. On sam wolał być uważany za dzikie zwierzę, niż żałosną namiastkę czarodzieja, zbyt tchórzliwą by pozwolić sobie na bezpośredniość. Wiedział, że stanowi jawną groźbę dla swojego otoczenia i w świadomości lęku, który budził w sercach mijających go przechodniów, znajdował wielką przyjemność.
- Możesz liczyć na moje starania, by okazywać ci szacunek, na jaki zasługujesz – ukłonił się gładko, nim chwycił dłoń swej towarzyszki i ruszyli w kierunku jednej z cmentarnych alei. – Powiedz mi, słyszałaś historię o braciach Peverell?
Pytanie postawił od niechcenia, gdy mijali kunsztownie zdobione nagrobne pomniki i zrujnowane fragmenty pokruszonego kamienia, które stały niczym bezlitośni strażnicy po obu stronach wybrukowanej ścieżki. Poprzez lata swych badań, które poświęcał magicznym artefaktom i rytuałom, zdążył zapoznać się z wieloma czarodziejskimi legendami. Historia braci Peverell była jedną z tych, które najbardziej go fascynowały, choć nie była znana wielu czarodziejom.

//jednak zrezygnowałam z planowanej nieobecności, więc możemy sobie kontynuować sesję, jeśli masz ochotę <3
Bellatrix Black
Przestępczość
Bellatrix Black

Cmentarz - Page 2 Empty Re: Cmentarz

Czw Lis 12, 2015 9:53 pm
-Każdy szanujący się czarodziej chyba zna tą legendę- Powiedziała spokojnie idąc grzecznie przy nim. Naturalnie ona również ją znała. Chociaż do tej pory nie była pewna ile w tej historyjce było prawdy, a ile kłamstwa. Podobno każda legenda ma ziarenko prawdy w sobie. Pytanie tylko które z ziarenek w tej opowieści było prawdziwe. Może jedyne co było faktem to, to, że tacy ludzie naprawdę istnieli. A cała reszta... śmierć, przeprawa przez rzekę, i te niezwykłe dary były tylko dodatkami które powstały podczas spotkaniach przy których ognista najpewniej lała się strumieniami.
-Byli to podobno bracia który przechytrzyli śmierć, a ona udając fałszywe zaskoczenie postanowiła obdarować każdego z nich niezwykłymi darami. Pierwszy brat, zażądał różdżki... tak potężnej aby nikt nie mógł go pokonać, drugi pragnął dostać kamień który ma moc przyzywania zmarłych zza grobu... a trzeci... była mądrzejszy niż pozostała dwójka i poprosił o coś, co pozwoli mu odejść i nie być ściganym przez śmierć. Dostał pelerynę-niewidkię.- Mogła opowiedzieć ta historię dalej, ale aktualnie nie widziała w tym sensu. Przecież Rudolf na pewno doskonale ją zna... być może nawet lepiej niż sama Bellatrix.
-Przez tą opowieść społeczeństwo czarodziei podzieliło się. Jedni wierzą, że to jest prawda... a inni uważają, że jedyne co jest w tym prawdziwe to bracia- Tak czy inaczej ona sama wolała gonić za czymś bardziej rzeczywistym niż tracić czas na badaniu czy to co opowiadała jej matka było prawdą. W końcu istnieje jeszcze wiele innych opowieści dla małych czarodziejów, i jakoś nikt nie próbuje ustalić czy są prawdziwe. Chociaż nie ma co się dziwić. Dostać różdżkę tak potężną aby żaden czarodziej nie mógł pokonać jej właściciela... cóż to było by marzenie każdego.
-Dlaczego ciebie to tak interesuje?- Zapytała się zaciekawiona. W końcu takich pytań nie zadaję się z braku tematu do rozmowy.
-Chcesz spróbować odnaleźć te artefakty? według mnie to jest marnowanie czasu- Kobieta nie żyła bajkami czy legendami... zdecydowanie wolała żyć tu i teraz.
Rudolf Lestrange
Przestępczość
Rudolf Lestrange

Cmentarz - Page 2 Empty Re: Cmentarz

Pią Lis 13, 2015 12:11 pm
Rudolf roześmiał się cicho, słysząc słowa Bellatrix. Oczywiście, że mógł liczyć na jej opinię w kwestii specyfiki czarodziejów, którzy na szacunek zasługiwali. W rzeczywistości, legenda braci Peverell, jak nazwała ją Bella, dawno już popadła w zapomnienie, a zaledwie nieliczni potomkowie czystokrwistych, pradawnych rodów byli świadomi choćby jej istnienia. Lestrange’a nie zdziwiła więc wiedza panny Black, był bowiem pewien, że pewne z jej obsesji nie pozwalały na odrzucenie jakiegokolwiek skrawka wiedzy na temat czarodziejskich tradycji – nawet, jeżeli większość społeczeństwa uważała ten akurat aspekt magicznej historii za bajkę. Sam Rudolf jednakże nauczył się nieograniczać swojego pojmowania racjonalizmem, a wrodzona fascynacja uniemożliwiała odrzucenie tej powiastki w niepamięć.
- Mówi się, że ten kto posiada wszystkie z tych artefaktów staje się Panem Śmierci – szepnął konspiracyjnie, z podejrzanym błyskiem w oku. – Nie sądzisz, że taki tytuł jest wart straconego czasu?
Oczywiście, tajemnicą było, co ów tytuł mógł znaczyć, a jego natura spędzała sen z Rudolfowych powiek. Czy trzy przedmioty mogły pomóc delikwentowi ujarzmić śmierć? A może była to najzwyklejsza metafora, gdyż nikt nie był w stanie zaprzeczyć wartości, jaką nosiły te artefakty – wykorzystanie peleryny niewidki, czarnej różdżki i kamienia wskrzeszenia w bitwie byłoby niczym wyrok śmierci dla wrogów ich posiadacza.
- Wyobraź sobie teraz, że te trzy potężne przedmioty wpadają w ręce kogoś niegodnego... – powiedział, starając się naprowadzić myśli Belli na odpowiedni tor. – Naiwnego Gryfona. Albo samego Dumbledore’a.
Wizja ta nie była dla Rudolfa tak przerażająca, jak musiała być dla Belli. Samozwańczy czarnoksiężnik odczuwał zaledwie dreszczyk ekscytacji na myśl o konfrontacji z kimś, kto był w posiadaniu legendarnych obiektów. Był pewien, że nawet one mogłyby zostać zniszczone, lecz wyzwanie jakie mogłyby stanowić... A gdyby on sam, Rudolf, mógł trzymać je w dłoni, poczuć gładkość transparentnego materiału, chłodne drewno Czarnej Różdżki... jego własna, cisowa, rozgrzała się jak gdyby w oburzeniu na samą myśl, że mógłby użyć jakiejkolwiek innej. Oczywiście, zarówno przed swoją różdżką jak i przed Bellatrix mógł udać, że wcale nie zależało mu na ich zdobyciu. Że jego żądza nie była w żadnym stopniu napędzana egoistyczną ambicją i pragnieniem potęgi. Biorąc pod uwagę oddanie, jakim Black darzyła ich pana, wizja ta na pewno nie przyjdzie jej do głowy. W swym zaślepieniu stawała się niezwykle naiwna.
- Lub naszego Pana – dodał już ciszej, roztaczając przed nią wizję świata, o jaki tak zaciekle walczyła. Niemal widział lekką mgłę rozmarzenia w jej oczach, gdy stawała się konkubiną swego umiłowanego Mistrza. Bo któż mógłby podważyć jej pozycję wśród Śmierciożerców, gdyby to ona była gwarantem jego potęgi? Był pewien, że spełnienie tegoż pragnienia było dla Belli największą z ambicji, pokusą, której nie byłaby w stanie się oprzeć.
Bellatrix jednakże rozczarowała go po raz kolejny, z pogardą depcząc jego fascynacje. Jak zwykle, musiał zdać się na siebie. Zastanowił się, czy dwie istoty o tak odmiennych celach mogłyby kiedykolwiek stworzyć unię absolutną. Nagle zlękł się, o przyszłość swoją i swoich dziedziców, jeśli to ta zagubiona brunetka miałaby o niej stanowić. Z enigmatycznym wyrazem twarzy, brwiami delikatnie zmarszczonymi i nieobecnym wzrokiem, skinął Belli na pożegnanie i sam wkrótce zniknął z cmentarza, który zdawał się cicho szeptać za jego plecami, błagając o jeszcze odrobinę uwagi, gdy spokojnie kroczył w stronę wyjścia. Zniknął z Doliny Godryka dopiero wówczas, gdy pewne ważne decyzje zostały podjęte, a stare koncepty wgniecione w błoto.

//zt


Ostatnio zmieniony przez Rudolf Lestrange dnia Pią Lis 13, 2015 9:36 pm, w całości zmieniany 1 raz
Bellatrix Black
Przestępczość
Bellatrix Black

Cmentarz - Page 2 Empty Re: Cmentarz

Pią Lis 13, 2015 8:27 pm
Kobieta słuchała go uważnie, ale z każdym jego słowem coraz bardziej rosło jej rozbawienie.
-Niby dorosły człowiek, a jednocześnie taki dziecinny- Powiedziała spokojnie z lekkim uśmiechem na ustach.
-Nie warto gonić za cieniami, po prostu jest to kompletna strata czasu. Gdybanie jest dobre dla ludzi, którzy czegoś chcą ale nie mają odwagi po to sięgnąć, i wtedy właśnie uciekają w świat bajek, zastanawiając się czy takie przedmioty naprawdę istnieją- Ona wolała twardo stąpać po tej ziemi, iść do przodu, prosto do wyznaczonego sobie celu.
-Według mnie stać ciebie naprawdę na więcej, niż na zaczytywanie się w bajeczkach dla dzieci.- Chociaż nie ukrywała, że gdyby Czarny Pan posiadał te artefakty... oj na pewno wiedziałby jak zrobić z nich użytek, i wtedy żadna szlama, czy mugol na pewno nie mieli by szans.
-Większość gryfonów nie wie nawet którym końcem różdżki rzuca się zaklęcia, dlatego też nie wiedzieli by co zrobić z tak potężnymi przedmiotami. A nasz dyrektorcio... najpewniej zechciałby ukryć je wszystkie w takim miejscu aby nikt ich nie dostał... chociaż znając go na pewno gdzieś popełnił by jakiś błąd- Westchnęła spokojnie i odgarnęła szybkim ruchem ręki parę irytujących kosmyków włosów.
-Ja mam teraz na głowie odrobinę inne rzeczy. Musimy dorwać tego kto rozpętał tą masakrę na błoniach... i złapać jednego wampira... nie mam tyle czasu co ty na rozmyślanie o bajkach- Taka była prawda. Bellatrix była naprawdę zajętą kobietą, oddana Czarnemu Panu... i nie mogła sobie pozwolić na zaczytywanie się w jakiś książeczkach i zastanawianie się nad tym co by było gdyby...
-Tobie też radzę zająć się bardziej pożytecznymi rzeczami- Zakończyła swój wywód i zatrzymała się w końcu aby rozejrzeć się po cmentarzu.
-Na mnie już czas... mam jeszcze parę spraw do załatwienia... mam nadzieje, że jeszcze znajdziemy czas na miłą pogawędkę- Uśmiechnęła się delikatnie w kierunku swojego rozmówcy i odsunęła się od niego parę kroków do tyłu. Po czym obróciła się w miejscu, nastąpił głośny trzask, i postać śmierciożerczyni po prostu zniknęła.
z/t
James Potter
Oczekujący
James Potter

Cmentarz - Page 2 Empty Re: Cmentarz

Nie Paź 21, 2018 7:45 pm
Nie miał pojęcia po co dalej to robił. Przecież nic mu to nie dawało, właściwie to czuł się przez to jeszcze gorzej. Gdy był w Hogwarcie nawet nie miał takiej możliwości, więc skąd ta nadgorliwość od kiedy wrócił do domu? Diabli wiedzą.
Przyszedł drogą na skrót, przez las. Już się ściemniało, a pogoda była wyjątkowo paskudna. Jeszcze nie padało, ale definitywnie zbierało się na sraczkę z nieba. Dął zimny wiatr, a podgnite, brudne liście plątały się wśród grobów. Ścieżkę pomiędzy mogiłami znał już na pamięć. Zdążył przyzwyczaić się, że na cmentarzu zwykle panowały pustki. Szczególnie wieczorami, a tym bardziej w dni takie jak ten, gdy pogoda zdecydowanie nie zachęcała do wyjścia z domu.
- Cześć – mruknął stając naprzeciwko grobu Erin. Kątem oka zmierzył mogiłę mamy, ale dalej nie mógł przyzwyczaić się do jej obecności, więc obdarzył ją jedynie milczeniem i dziękował w duchu za to, że ona również zawzięcie milczała. Naciągnął mocniej kaptur i nie zważając na mróz, usiadł na ziemi. Chwilę milczał z rękoma wciśniętymi w kieszenie kurtki, by następnie wyciągnąć z niej zmiętą kopertę. Położył ją trochę niedbale na grobie, by przy odejściu zabrać ją z powrotem ze sobą i schować pod jednym ze schodków w swoim pokoju, jak to robił z każdym z listów które jej przyniósł do tej pory.
- Za wiele byś się nie naczytała, ale jest, razem ze zdjęciem pijanego Petera – w wakacje przynosił jej ulubione ‘grające lampki’, czyli świetliki i świerszcze zamknięte w słoiku. Jesienią musiał przestawić się na coś innego i chociaż zdarzało mu się przynosić jej mniej lub więcej znaczące śmieci, od jakiegoś czasu postanowił, że będzie do niej pisał. O dziwo, było to łatwiejsze niż gadanie do kamiennej mogiły i coraz rzadziej wściekał się na brak odpowiedzi.
- Ale tu zimno… - bąknął znowu. Właściwie to był pewny, że jest sam, chociaż wcale za specjalnie się nie rozglądał. Było to bardziej przekonanie niż pewność, jednak jak za chwile miało się okazać, dość mylne. Ciężko powiedzieć, czy gadanie do kamienia na cmentarzu było czymś normalnym, pewnie zależało to od wiary, ale po ostatnim wysypaniu się przed Lily, James póki co nie wyobrażał sobie, że mógłby narobić sobie większej siary.
Kim Miracle
Oczekujący
Kim Miracle

Cmentarz - Page 2 Empty Re: Cmentarz

Sob Paź 27, 2018 9:52 pm
3 listopad 1978

Pustka. To jakiś długi czas witało w jej sercu. W sercu perełki, która rozświetlała najbardziej ponure wieczory w zamczysku, która rozweselała nawet obcych ludzi na ulicy. Kim Miracle, ta mała kulka energii, która robiła imprezy z Zordonem i zrzucała Rogaczy z mioteł podczas meczy miała teraz w oczach pustkę, która powoli była napełniana czymś więcej przez kilka osób. Ostatnio zaczęła wracać do żywych. Próbowała pogodzić się z losem jaki spotkał jej ojca, próbowała podnieść się ze śmieci, które wokół siebie wytworzyła. Próbowała na nowo się uśmiechnąć.
No właśnie. Próbowała. Było to dla niej ciężkie, ponieważ ojciec był jej słońcem, był osobą, która napędzała jej wesołe nastawienie do życia, był osobą, która pozwalała jej być naiwną i współczującą, aż do bólu, czy rzygu tęczą. Teraz to wszystko się zepsuło, nie była nawet w stanie wejść do własnego domu. Nie było jej tam od bardzo dawna. Wróciła tu dopiero kilka godzin temu. Stwierdziła, że musi się wziąć za siebie. Przez długi czas mieszkała z dziadkiem, który był naprawdę silną osobą, która ją wspierała. Ona jednak tego nie zauważała. Wiedziała, że dla tego mężczyzny było ciężkie pogodzić się z tym, że jego własny syn zginął z rąk wilkołaka, a jego wnuczka jest czarownicą, która nie potrafiła poradzić sobie ze śmiercią.
Kto jednak by ją za to winił? Miała tylko swojego ojca. To z nim wszystko robiła, to z nim jeździła na mecze, to z nim robiła sobie siniaki, to z nim i jego kumplami grała w pokera w ich kuchni. Zawsze byli we dwoje, a teraz jednego z nich zabrakło.
Opatuliła się szczelnie szalem w barwach Hufflepuffu, który zostawiła sobie jeszcze ze szkoły. Naciągnęła na głowę za dużą czapkę i schowała dłonie w grubej kurtce. Zawsze należała do zmarzlaków. Nadal miała zestaw kolorowych, wełnianych skarpetek, które kiedyś robiła dla niej babcia na drutach nim zmarła na zawał. Dzisiejsza pogoda chyba była symbolem czegoś złego wręcz. Jakiejś bitwy dusz o to, aby móc pogodzić się z losem jaki spotkał jej ojca. Stanęła na przeciwko wejścia na cmentarz, zerknęła tylko na chwilę do góry, aby zaraz schować twarz w szalu i przebrnąć przez wiatr i nagrobki, których nie było tu zbyt wiele, ale jednocześnie wiedziała, że się nie zgubi. Doskonale pamiętała chwilę, w której stała nad grobem jej ojca, te kilka godzin, które spędziła wtulona w ramiona dziadka.
Weź się w garść – mruknęła do siebie czując jak warga jej drży. Musiała dać sobie więcej otuchy, której jej ostatnio brakowało. Stanęła przed kamienną płytą, gdzie zostały wyryte imię i nazwisko jej ojca z jakimś napisem, który miał go upamiętnić.
Gdy zobaczyła to jak to wygląda poczuła ogromną gulę w gardle. Nie była tu bardzo długo. Nie chciała wierzyć w to, że on tu jest. Chciała wierzyć, że w końcu przyjdzie po nią do dziadka i zabierze gdzieś z dala od tych wszystkich kłamstw. Ukucnęła przy grobie i dłonią przejechała po niej.
To... Dlaczego kurwa? – warknęła czując jak zalewa ją fala wściekłości. Kim nigdy nie przeklinała, więc to ją jeszcze bardziej zdołowało, jeszcze bardziej się pogrążyła w swojej depresji. Wiedziała, że ją miała, a jednak nie robiła w tym nic. Nawet tatuaż nie pomógł. Nawet to, że czasami się uśmiechała nie pomagało pozbyć się tej chorej pustki. Tak jakby ktoś wyrwał z jej serca fragment i schował w jakiejś szkatułce.
Podniosła się jednak czując, a może nawet słysząc obecność drugiej osoby. Rozejrzała się i dopiero po chwili dostrzegła zakapturzoną postać. Stała tak dłuższą chwilę przyglądając się temu chłopakowi. Miała wrażenie, że kojarzyła posturę, ale nie potrafiła poznawać ludzi po bluzach i kapturach, więc stała jak wryta.


Ostatnio zmieniony przez Kim Miracle dnia Nie Paź 28, 2018 10:25 am, w całości zmieniany 1 raz
James Potter
Oczekujący
James Potter

Cmentarz - Page 2 Empty Re: Cmentarz

Nie Paź 28, 2018 12:16 am
… w końcu pełno tu trupów, nic w tym dziwnego… – kontynuował swój badziewny monolog o zimnie – ale to było słabe… – podrapał się nerwowo po policzku i na moment odwrócił wzrok od jej imienia i nazwiska wyrytego w kamieniu. Wyobraził sobie jak zirytowana wywróciła właśnie oczami, a po chwili rzuciła swoje 'Przestań pieprzyć, J.'
Pewnie tak by było. Pewnie tak…
Bo co by odpowiedziała? Co by zrobiła? A co właściwie robi teraz? Jest tu? Jesteś tu? Bardzo cię zawiodłem?
Chciał do niej mówić, dzięki temu miał poczucie, że nie stracił jej tak całkowicie. Nie chciał też o niej zapomnieć. I nie chodziło tu o takie przyziemne rozumienie zapomnienia bo tego był pewny, że nigdy nie zrobi. Świat nie mógł być taki sam bez niej, musiał się zmienić, ale ona musiała w nim pozostać, w końcu nie była tu bezcelowo, tego był pewny.
Wyciągnął z kieszeni paczkę fajek i dalej unikając wzrokiem grobu, jakby za coś się na niego obraził, kto wie, może za ten bijący od niego chłód, odpalił papierosa i jarał w milczeniu dopóki się nie uspokoił.
- Lily ostatnio przyszła… Oczywiście nie do mnie… Chciała pożegnać się z mamą… - zrobił pauzę jakby składał myśli, albo czekał na dogryzający komentarz – Jak będę gotowy to ci o niej napiszę… - dodał cicho, niekoniecznie pewny, czy kiedykolwiek dotrwa do tego ‘będę gotowy’, a papieros dogorywał powoli w jego palcach.
I wtedy to poczuł. To dziwne wrażenie spoczywającego na twym ramieniu spojrzenia. Znieruchomiał, a razem z wiatrem do jego uszu wpadło niewyraźne 'Dlaczego kurwa?'. Odwrócił głowę, i chociaż spodziewał się, że to tylko jego wyobraźnia płata mu znowu figle na tym ponurym cmentarzu, dostrzegł wyraźnie rysującą się postać.
O kurwa… Erin? Było ciemno i jedyne co był póki co w stanie zobaczyć to wielka kurtka na cienkich nóżkach. Przez moment przeszło mu przez myśl, że to wkurzona Rin postanowiła go nawiedzić i opieprzyć. Jednak dopalający się papieros w jego palcach szybko przywrócił go do rzeczywistości. Syknął wypuszczając go z rąk i zaklął gdy iskry posypały się po kopercie. Zerwał się na równe nogi i szybko ugasił sytuację, jak dzieciak ukrywający przed rodzicami, że pali. List schował do kieszeni i już bez pożegnania, ruszył w kierunku tajemniczej postaci.
Miał zamiar zwyczajnie ją wyminąć i wrócić do domu, chociaż nie był w stanie stwierdzić co go właściwie do tego podkusiło, w końcu mógł wybrać inną drogę. Może miał nadzieję, że rzeczywiście była to Erin? Merlin go wie.
Idąc poprawił sobie okulary i nawet zmarszczył brwi. Niesforny blond loczek wysnuł się spomiędzy dobrze znanego mu ze szkoły szalika, a spod czapki spoglądały na niego również znane mu dobrze oczy.
Kim – to nawet nie było pytanie, czy powitanie, po prostu to stwierdził jakby rozwiązał jakąś niezwykle skomplikowaną zagadkę – Cześć – dodał w końcu i mimowolnie zerknął w stronę nagrobka przy którym stała.
Kim Miracle
Oczekujący
Kim Miracle

Cmentarz - Page 2 Empty Re: Cmentarz

Nie Paź 28, 2018 11:24 am
Nie mogła się ruszyć. Miała wrażenie, że sparaliżował ją strach. Poznała jego głos, który dotarł do niej dopiero po chwili. Miała wrażenie, że znała tę osobę, ale nie mogła skojarzyć kim był. Nie była gotowa, aby spotykać osoby ze szkoły. Nie była na to jeszcze gotowa. Nie tego chciała przychodząc tutaj. Nie chciała... To spowodowało u niej taki paraliż jakby właśnie miała dostać avadą w klatkę. Zacisnęła dłonie w pięści i zamknęła oczy, gdy przyuważyła, że się poruszył z zamiarem podejścia. Czyżby ją poznał? Chciała ukryć się w swojej kurtce, nie chciała być przez niego zauważona. Słysząc, że jest już zdecydowanie zbyt blisko otworzyła oczy.
Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że mógł usłyszeć jak przeklęła, a przecież nigdy tego nie robiła. Jej bladą twarz zalała fala gorąca przez co na policzkach pojawiły się rumieńce. Miała tendencję do nadmiernego zarumieniania się, gdy coś ją zawstydziło, zdenerwowało, a nawet zasmuciło. Taka była i każdy kto ją znał wiedział o tym. U niej przekleństwa zwykle brzmiały jak coś w rodzaju: kurczaczki, karmelkowe kociołki, czy inne tego typu dziwne słowa. Teraz jednak była bardziej zdenerwowała, nie była to błaha sprawa jakimi szczyciła się kiedyś. Jej oczy spoczęły na twarzy Jamesa Pottera, a serce zabiło jeszcze mocniej. Nie. Jego się tu nie spodziewała spotkać, mimo że powinien być pierwszą osobą, która powinna tu być. Nie chciała z nim rozmawiać, nie chciała z nikim rozmawiać, ale kiedyś musi nadejść ten moment, aby z nimi wszystkimi porozmawiać. Wiedziała, co się wydarzyło w życiu tego chłopaka. Kto by nie wiedział, prawda? Tak samo to, że jej ojciec zmarł. Był w końcu Aurorem i to dobrym w swoim fachu.
Cześć – odpowiedziała cicho automatycznie. Skierowała swoje spojrzenie w miejsce, gdzie i on patrzył. Westchnęła ciężko. Chyba dzisiaj nie wyrzuci z siebie tego, co chciała. W sumie nie była nawet na to gotowa jeszcze. Znowu spojrzała na Pottera i zastanawiała się co powiedzieć. Normalnie rzuciłaby się mu na szyję jak zwykle na każdego. Nie ważne, że z nim rywalizowała na boisku, nie ważne, że był jaki był, ale ona każdego witała w taki sposób i pewnie nie raz był zaatakowany przez tą kulkę energii na korytarzach szkolnych.
Teraz jednak... stała. Stała i patrzyła się na chłopaka. Poprawiła czapkę, która ponownie przysłoniła jej widok na świat. Kim miała jedną dłoń okrytą przez czarną, puchatą rękawiczkę z jednym palcem, a na drugą zaczęła naciągać właśnie żółtą rękawiczkę również z jednym palcem, którą właśnie wyciągnęła z kieszeni. Nawet jak była w żałobie była czymś nieogarniętym.
Co u ciebie? – zapytała. Wiedziała, że mogło to brzmieć tandetnie, ale wszystko co by teraz powiedziała zabrzmiałoby tandetnie. Tak właśnie się czuła.
Tandetnie. Takie było jej życie odkąd zmarł jej ojciec. Było po prostu tandetnie, a sytuacja i miejsce, w których się spotkali nie należały do miejsc, w których można byłoby rozmawiać o czymś nietandetnym. Tu wszystko wydawało się właśnie takie być.
James Potter
Oczekujący
James Potter

Cmentarz - Page 2 Empty Re: Cmentarz

Nie Paź 28, 2018 6:55 pm
Faktem było, że to jakaś kurwa przestrzegła go, że nie jest tu sam, ale gdy tylko zdał sobie sprawę, że stoi przed Kim, stwierdził, że pewnie to wiatr sprawił mu figla przekręcając słowa. Z jej ust sączyły się tylko karmelowe kociołki, hipogryfie nogi, czy też pufkowe kłaki. Sam sobie nawet z tego nieraz żartował krzycząc do niej na boisku coś w stylu ‘Na karmelizowane miotełki, grasz, czy znowu mam całą chwałę zebrać dla siebie?’ Więc nawet nie spytał się, czy może jednak się nie przesłyszał. Co do rumieńców… Cóż, może i był przyzwyczajony, że dziewczyny rumienią się na jego widok, ale bądź co bądź, James był facetem. Dość typowym facetem w tych sprawach, jeżeli już mamy być szczerzy. Rumieni się? Zimno jej! Albo gorąco? Szklą jej się oczy? Ktoś ma cebulę w kieszeni? Uczulenie? Chce jej się kichać? Tak więc nie było najmniejszych szans, że powiązałby jej zarumienienie się ze wstydem za posłyszane przekleństwo. Było to już zbyt skomplikowane dla jego męskiego mózgu, tak samo jak wszystkie inne znaki które być może po głębszej analizie dałyby mu do zrozumienia, że nie chciała z nim rozmawiać, z nim, z nikim.
Uniósł rękę w geście powitania, ale było to skierowane już nie w jej stronę, a stronę grobu jej ojca, jakby to jego chciał pozdrowić. Chyba w jego życiu ostatnio za dużo było śmierci, przez co zaczął zachowywać się dość nieszablonowo, nawet jak na siebie.
- Widzę, że ty też w odwiedzinach – palnął do tego, ale uciekł szybko wzrokiem jakby zdał sobie sprawę, że mogło to zabrzmieć nie najlepiej. Odchrząknął i schował szczelnie ręce w kieszeniach przez moment z zafascynowaniem przyglądając się Kim nakładającej żółtą rękawiczką jakby była to najciekawsza czynność na świecie.
Czuł się dziwnie. Nie taką znał Kim i vice versa. Przecież w szkole byli całkowicie innymi osobami niż wydawali się być w tych okolicznościach. Poniekąd nawet kiedyś sporo ich łączyło, chociaż w niej zdecydowanie więcej było ciepła, w nim natomiast zarozumialstwa. Kiedyś, ale jak widać, dziś również, chociaż wiele się zmieniło.
Mógł się pożegnać i dać jej spokój, ale fakt że obydwoje w ostatnim czasie stracili tak ważne dla nich osoby zatrzymał go w miejscu. Była w tym jakaś doza ciekawości, współczucia, najwięcej pewnie zrozumienia, chociaż zupełnie nie miał pojęcia co powinien w tej sytuacji zrobić.
- A… tak, o… w sumie… bywało lepiej - wybąkał – ale i gorzej – dodał już pewniej – A u ciebie? – zapytał, chociaż odpowiedzi nawet nie musiał się domyślać – Zbierasz się, czy dopiero przyszłaś? Ciemno, zimno i do tego cmentarz. Męskie mięso armatnie na propsie w takich sytuacjach – zaproponował nawet z cieniem żartu, a jedna brew nieznacznie powędrowała mu przy tym zachęcająco do góry. Coś tam jeszcze z Potty Niecnotty się w nim dalej tliło.
Kim Miracle
Oczekujący
Kim Miracle

Cmentarz - Page 2 Empty Re: Cmentarz

Pon Paź 29, 2018 7:17 pm
Kim nigdy jednak nie dawała nikomu powodów, aby ktoś martwił się jej nadmiernym czerwienieniem się. Zawsze tak miała, gdy się czegoś wstydziła. Zawsze była czerwona jak piwonia, czy też burak. Tata nazywał ją nawet buraczkiem zawsze wiedząc, że coś przeskrobała. Ta dziewczyna nigdy nie była w stanie ukryć przed innymi swoich emocji. Zawsze było widać u niej kiedy była wkurzona, kiedy smutna, a kiedy wesoła. Zawsze emocje z niej kipiały niczym woda z zagotowanych ziemniaczków. Na boisku zawsze leciała jak błyskawica, nie bała się trącać przeciwnika ramieniem, a zwłaszcza, gdy był nim właśnie Potter. Wiedziała, że on nigdy się o to nie obrazi, a ona zawsze będzie dla niego miła choćby zrobiłby jej najgorszą rzecz na świecie. Po prostu taka była i nic nie było w stanie tego zmienić w jej zachowaniu.
Aż do teraz...
Do momentu, w którym straciła swojego ojca, kogoś kogo kochała całym swoim sercem, komu ufała bez granic i wiedziała, że nawet jak okradnie bank będzie mogła do niego przyjść i wypłakać się w ramię. Tacy byli. We dwoje przeciwko światu. James mógł znać Adama. Mężczyzna był charakterystyczną osobą, ba nawet czasami w swoim zachowaniu przypominał Pottera – zwłaszcza, gdy był jeszcze nastolatkiem. Nie wstydził się opowiadać tego jaki był kiedyś.
Wbiła wzrok w imię swojego ojca czując, że nie będzie mu w stanie powiedzieć nawet do widzenia. Była na siebie wściekła, że tu przyszła. Nie była na to jeszcze gotowa. Ba! Nawet nie była w stanie jeszcze wejść do swojego domu, a to był jej kolejny kierunek. Wejść do swojego parterowego domku, gdzie mieszkała z ojcem. Była tu kilka razy od śmierci jej ojca, musiała przyprowadzić tu swojego dziadka, aby mógł posprzątać trochę w ich domu. W końcu ten budynek nie mógł się zawalić, bo jego właścicielka boi się przekroczyć próg miliona wspomnień.
Skinęła mu głową w odpowiedzi na temat odwiedzin. Milczenie. Tak ostatnio reagowała na jakiekolwiek próby odzywania się do niej, ale musiała się w końcu wziąć w garść i zrobić krok do przodu. Ostatni raz spojrzała na płytę i stanęła do niej tyłem. Nie była gotowa.
Tak, ale... nie jestem jeszcze gotowa – mruknęła mając nadzieję, że James zrozumie o co jej chodzi. Nie chciała się kolejny raz rozkleić przy wspominaniu jej ojca.
Chyba gorzej... – mruknęła, ale zaraz szybko dodała – znaczy lepiej niż na początku – westchnęła. — Chętnie skorzystam z tego mięsa – uśmiechnęła się o dziwo.
Nie był to ten sam uśmiech, co kiedyś, ale był. Mógł mieć ok 55 % prawdziwej Kim w sobie. To dużo. Nawet posunęła się do tego, że zakłóciła jego przestrzeń osobistą, co często robiła u wszystkich znanych jej osobach. Złapała jego ramię i odciągnęła od miejsca, gdzie spoczywał jej ojciec. Potrzebowała ciepła, a przede wszystkim towarzystwa w miejscu, gdzie było pełno wspomnień. Nie mogła pozwolić sobie na to, aby zaszyć się kolejny raz i płakać. Musiała iść do przodu, choć było to ciężkie, a kto ją lepiej zrozumie jak nie osoba, która była w tej samej sytuacji. Oboje mogą sobie pomóc.
Co u... innych? Masz z nimi kontakt? Odkąd skończyłam szkołę z nikim się nie... widziałam – mruknęła idąc z dala od grobów.
James Potter
Oczekujący
James Potter

Cmentarz - Page 2 Empty Re: Cmentarz

Wto Paź 30, 2018 10:28 pm
James dłuższą chwilę zatrzymał swój wzrok na płycie nagrobnej ojca Kim. Czy znał Adama? Owszem, chociaż osobiście widział go w swoim życiu zaledwie kilka razy. Do tej pory pamiętał, gdy dowiedział się, że tata panienki Miracle, tak, tej niesfornej, roztrzepanej blond kulki, jest aurorem. Aurorem?! Niemożliwe! W jego mniemaniu aurorzy byli aż zanadto poważni i ułożeni, więc za nic w świecie nie mógł wyobrazić sobie, że ktoś taki mógłby wychować tak niezrównoważoną, oczywiście w dobrym tego słowa znaczeniu, córkę. Sam nie brał nigdy nawet pod uwagę, że mógłby zostać kiedyś aurorem. Owszem, to by było coś, w końcu był to nie lada prestiż, aurorzy uchodzili wręcz za elitę, niezwykle szanowaną, a dziewczyny wzdychały do tych wojskowych z zachwytem. Ale Potter aurorem? Ze swoim roztrzepaniem? Talentem do pakowania się w kłopoty? Ciągłym wygłupianiem się i niepohamowana arogancją? On i musztra wojskowa? A w życiu! Qudditch, to było to co Pottery lubią najbardziej! Tam siebie widział! I chociaż spoglądał na ojca Kim z niemałym podziwem, to nigdy nie sądził, że pójdzie w jego ślady. A jednak… Kto by się spodziewał. Zastanawiał się jak na tę informację w ogóle zareaguje Kim, bo z pewnością o tym nie wiedziała, prędzej zastanawiała się do której drużyny Quidditcha James dostał się na staż, a nie kiedy zaczyna mordercze szkolenie do jednostki Aurorskiej. Cały ten świat wywrócił się do góry nogami…
- Rozumiem… - odparł, bo w końcu kto mógłby to lepiej zrozumieć od niego. W ciągu jednego roku stracił swoją siostrę i matkę. I też długo mu zajęło nim był w stanie się z tym skonfrontować. Ba, dalej nie był pewny czy się z tym uporał. Potrafił już mówić do Erin, ale na grób matki tylko się patrzył, jakby dalej nie wierzył, że ona również już odeszła.
Bez oporów oddał swe ramię i pozwolił odciągnąć się od miejsca, gdzie spoczywał jej ojciec. Ruszyli slalomem pomiędzy grobami, i tylko kątem oka zerknął jeszcze w kierunku Erin i mamy, nim przekroczyli starą, zardzewiałą bramę dzielącą cmentarz od miasteczka.
I tu znowu ją rozumiał. Co prawda sam w szkole zachowywał wszystkie możliwe pozory jakoby trzymał się całkiem świetnie po śmierci Erin, ale wręcz wyniszczająco poświęcił się treningom Quidditcha by chociaż w ten sposób się odciąć, a z osobą na której najbardziej mu zależało postąpił identycznie jak Kim. Odepchnął Lily bez żadnych skrupułów, zostawił ją jakby nic nigdy ich nie łączyło i dopiero od niedawna mierzył się z konsekwencjami tego czynu.
- Mój dom zamienił się w internat – uśmiechnął się pod nosem – Mieszka ze mną Syriusz, Marlene i… Charlie – mogło to dziwnie zabrzmieć, w końcu nie codziennie zamieszkuje u ciebie twoja eks i to jeszcze taka która normalnie mieszka zaledwie kilka domów dalej… Sytuacja była jednak w tym przypadku bardziej skomplikowana niż mogłoby się wydawać.
- Na poprawę humoru myślę, że mogę ci powiedzieć co w swoim życiu postanowił robić Peter – tak, ten Peter, ten o którego przyszłość chyba wszyscy się obawiali – Ma staż w gazecie, wyobraź sobie że zdecydował się na dziennikarstwo – niemalże sam się na to uśmiechnął – Byliśmy ostatnio w Dziurawym Kotle na jakimś durnym spotkaniu płaskoziemców, czaisz, takich ludzi co myślą, że ziemia jest płaska. I oni serio tak myślą. No i Peter pisał artykuł o tym spotkaniu i wyobraź sobie, że… nawet zadawał pytania! Z dumy uhlałem się w… bardzo się upiłem – odchrząknął, a z nieba zaczął sączyć się gęsty kapuśniaczek. Mijali akurat zejście na leśną ścieżkę prowadzącą na skróty do jego domu. Domek Kim znajdował się natomiast po drugiej stronie miasteczka, więc… - Może skoczymy do mnie? Mogłabyś wrócić do siebie siecią Fiuu – zaproponował ochoczo i zarzucił sobie na mokrą czuprynę kaptur.
Kim Miracle
Oczekujący
Kim Miracle

Cmentarz - Page 2 Empty Re: Cmentarz

Czw Lis 01, 2018 2:15 pm
Powinna czuć się dziwnie idąc przez cmentarz u boku Gryfońskiej gwiazdy Quidditcha, bożyszcza nastolatek i podziwianego przez nie jednego kujona. Każdy zawsze marzył o tym, aby być tak beztroskim człowiekiem jak Potter. Nie czuła się dziwnie. Czuła się wręcz dobrze. Oboje nigdy nie pokazywali nikomu, co im tak naprawdę w duszy gra. Kim zawsze zajmowała się tymi, którzy potrzebowali pomocy, słuchała każdego, kto miał problem, rozwiązywała je jak supełki na sznurówkach. Szło jej to zadziwiająco dobrze. Nikt jednak nigdy nie zatrzymał się i nie zapytał: Hej Kim, a ty jaki masz problem? Ona zawsze była wesoła, więc nikt nigdy nie zastanawiał się nad tym. I tak zapewne było i z Potterem. Zawsze pewny siebie, zawsze przystojny, zawsze idealny.
Dlatego była pewna, że z nim będzie mogła pomilczeć i może nawet uda się jej wydusić z siebie coś więcej na swój, czy ojca temat. Będą mogli zmierzyć się razem z widmem śmierci, z widmem, który ją często nawiedzał w koszmarach nie dając spać po nocach. Zaśmiała się na słowa o jego domie. Miał dobrze, miał wszystkich wokół siebie, a ona została sama z własnego wyboru. Miała tylko dziadka i od niedawna Pałkarza Os. Co to jednak jej da? Trochę mu zazdrościła, ale jednocześnie pluła sobie w twarz, że uciekła. Miała w końcu kiedyś Alice, Zordona i wielu innych przyjaciół. Puchońskie imprezy sam się w końcu nie robiły, prawda?
Gdy usłyszała o Peterze oczy się jej niesamowicie rozszerzyły, a na twarzy pojawił się ponownie uśmiech. Nie sądziła, że słuchanie o dawnych znajomych, aż tak pozwoli jej odetchnąć, zrzucić ciężar z serca. Poprawiła czapkę na głowie i pokręciła z niedowierzaniem głową.
Nie wierzę. Co los robi z ludźmi – zaśmiała się uświadamiając sobie, że sama zmieniła swoje plany. Jak jej tata był jeszcze ciepły i żywy chciała iść w jego ślady, stanąć pod jego skrzydłami i być aurorem. Co jednak zrobiła? Załamała się i nie mogła nic zrobić z własnym życiem. Dopiero jak zjawił się pewien osobnik wyciągnął ją do połowy z dołka i pomógł coś zrobić. — A ty co robisz? Realizujesz jakoś plany w Quidditchu? Czy jednak poszedłeś w inną stronę? – zapytała z ciekawości. — Ja... dostałam się na staż do drużyny Os. Będę u nich szukającą, bo aktualny chce iść na emeryturę. Poznałam ich jak miałam jakieś dwanaście lat. Byłam tam z ojcem na meczu, a że byłam dosyć upartym dzieckiem chciałam z nimi porozmawiać – szła blisko niego rozszerzając szeroko oczy, bo robiło się naprawdę ciemno, a z drugiej strony była niezdarną osobą i w każdym momencie mogła zaliczyć glebę. — Wyczarowałam małe osy, aby pokąsać fanów Os, stanęłam przed tym szukającym i powiedziałam mu, że będę jego żoną – mimowolnie uśmiechnęła się na to wspomnienie. W prawdzie było jednym z bolesnych wspomnień, ale może warto było? — Do tej pory pamiętam ból ręki, gdy pisałam listy z przeprosinami dla każdego poszkodowanego, a potem dla każdego członka Os – cicho westchnęła i spojrzała na niego, gdy zadał pytanie odnośnie tego, czy pójdzie do niego i skinęła głową.
Chętnie, jakoś nie uśmiecha mi się dreptać do domu w tym deszczu – powiedziała czując jak jej za duża czapka jest już mokra. Stąpnęła ostrożnie, bo już czuła, że leci na ziemię. Na szczęście się utrzymała wykorzystując siłę Pottera.
James Potter
Oczekujący
James Potter

Cmentarz - Page 2 Empty Re: Cmentarz

Czw Lis 01, 2018 11:44 pm
Pewnie to nie najlepiej o nim świadczy, ale nie zawsze było tak jak wyobrażała to sobie Kim. Kiedyś wcale nie musiał niczego ukrywać, jego życie rzeczywiście było beztroskie. Miał szczęśliwą rodzinę, masę przyjaciół, wcale nie musiał się dużo uczyć bo zawsze jakoś udało mu się wszystko przepchnąć urokiem osobistym albo zwyczajnym fartem, był przystojny, cholernie pewny siebie, odważny i niestety utalentowany. On naprawdę wierzył, że wszystko co tylko będzie chciał to mu się uda. Po prostu. Bo mu się należy. Bo zawsze miał to czego chciał, a pech odbijał się od niego jak od tarczy. Nawet nie obawiał się bardziej zaryzykować podczas meczu, chociażby to było nie wiadomo jak nierozsądne. Przecież jemu nic się nie stanie! Co najwyżej trochę się potłucze, ale po jednej nocy w skrzydle szpitalnym będzie zdrów jak ryba. Tak, jego życie było aż przesadnie beztroskie, a największym problemem jaki miał był ewentualnie jakiś głupi przegrany mecz czy fakt, że pewna rudowłosa kujonica nie chce pójść z nim na randkę.
Aż któregoś dnia jego bajka się skończyła, a rozpoczęło się prawdziwe życie. Konflikt w świecie czarodziejów nie zaczął się przecież ot tak, nagle. Trwał już jakiś czas, ludzie umierali, ale zawsze były to jakieś randomowe jednostki. Nawet jeżeli kogoś James znał, widział, to dalej był ‘ktoś’. Sądził, że wojna jak się zaczęła, tak się skończy, a w jego życiu zmieni się tylko tyle, że Hogwart wymieni na jakąś prestiżową drużynę Quidditcha i z gwiazdorzenia w murach zamku przeniesie się do tego samego na boisku. Bo ludzie umierają, ale przecież nie on, nikt mu bliski, czyż nie?
A jednak. Stało się. Erin odeszła. I nie mógł nic z tym zrobić.
Życie w końcu skopało jego arogancki tyłek i pokazało mu, że nie jest tu przecież nikim wyjątkowym. Karma wraca, jak to mówią. A miało co do niego wracać, bo do świętości było mu bardzo daleko. I dalej jest. Przed tegorocznym Halloween James wraz z Syriuszem w ramach akcji ‘cukierek albo psikus’ obwiesili ponurą chatę Snape’a papierem toaletowym i ubabrali ją w zielonkawym, glutowatym śluzie. Niby zrobili to dla żartów, w końcu nie jeden budynek tej nocy zamienił się w dom strachów, ale była w tym spora doza zwyczajnej niechęci do jego osoby. Bo niby dlaczego wzięli akurat jego na celownik? Po prostu, spili się i postanowili mu dokuczyć, jak zresztą nie raz jeszcze za czasów Hogwartu. I chociaż James żałował teraz wielu rzeczy których się dopuścił w życiu, żadna z nich nie dotyczyła Smarka. Uważał go po prostu za złego człowieka, złego człowieka który w swój mrok chciał wciągnąć Lily.
Potter może i miał sporo wad i nieraz zachowywał się jak dupek, ale jego kręgosłup moralny wcale nie był tak bardzo wypaczony jak mogłoby się wydawać. Do tego jednak trzeba było go chcieć poznać, a niestety wielu oceniało go tylko po okładce, którą James sam nieźle pomazał.
Rozgadał się o Peterze, bo sam aż niedowierzał, że to ten sam Glizdogon co siedział w Hogwarcie nieraz cicho jak mysz pod miotłą, czasami dosłownie.
- Kto by się spodziewał – skwitował i dał się zaskoczyć pytaniem, chociaż dobrze wiedział że ich rozmowa w końcu zejdzie na ten temat – No właśnie… Wybrałem inną ścieżkę, póki co – dodał, jakby sam siebie upewniał, że nie zrezygnował z marzeń na zawsze – Złożyłem papiery na aurora – rzucił szybko, bezboleśnie. Kątem oka zerknął w jej stronę.
Aż w końcu przeszli na jej temat. Staż w drużynie Os. Szukająca. Brwi powędrowały mu z zachwytu do góry, a oczy zaświeciły się jak małemu dziecku. Z zachwytu, ale i z zazdrości. Jakaś nieznośna gula zatrzymała mu się w gardle. Nie, to nie miało być tak, to on miał zostać zawodowym Szukającym – O ja cię… - wykrztusił w końcu i z zafascynowaniem wsłuchał się w jej opowieść. Chciał się obudzić. Obudzić z tego koszmaru gdzie wszystko było nie na swoim miejscu. Też powinien być Szukającym. Znowu stawaliby naprzeciwko siebie na boisku, jak za szkolnych lat, tylko tym razem już bardziej na poważnie – Zazdroszczę – przyznał, a twarz mu stężała, dobrze że było już ciemno – Będziesz genialną Szukającą – dodał – A ja będę robił ci taki doping na trybunach, że po meczu jeszcze przez tydzień będziesz słyszała bzyczenie – zażartował i dla wprawy zaczął bzyczeć okręcając się z nią kilka razy dookoła ich wspólnej osi. Nic dziwnego, że aż straciła równowagę, trzymał ją jednak mocno i ochoczo pociągnął w kierunku leśnej ścieżki.
- No to zapraszam w me skromne progi!

[z/t dla obydwojga, odpisz już u mnie w chacie]
Charlotte Everglade
Nauka
Charlotte Everglade

Cmentarz - Page 2 Empty Re: Cmentarz

Czw Sty 03, 2019 9:59 pm
/Kilka dni po rozgrywce z Rabastanem

Charlotte Everglade była przykładną, choć wymagającą nauczycielką w szkole magii i czarodziejstwa w Hogwarcie. Zawsze starała się dawać przykład wszystkim swoim uczniom nie tylko wiedzą którą im przekazywała ale i również swoją postawą silnej czarownicy - niestety, nie raz odbierana była za osobę zimną, nie posiadającą żadnych emocji czy uczuć. Nikt jednak nie był w stanie powiedzieć, czy jest to jedynie maska, czy raczej jej czysta natura.
Czasem jednak i ona potrzebowała odrobiny wytchnienia, chwili w których nie musiała pilnować nierozważnych uczniów, sprawdzać prac domowych i po raz tysięczny tłumaczyć młodszym uczniom że stworzenia, posiadające zęby potrafią gryźć i nie wtyka się palców do ich klatek. Uwielbiała swój zawód czasem jednak był on wyjątkowo męczący, zwłaszcza gdy napotykała ucznia podobnego charakterem do młodego ślizgona którego przyszło jej ostatnio karać.
Było już naprawdę późno gdy odziana w czarne, dopasowane szaty opuściła bezpieczne mury zamku. Doskonale znała kierunek, w którym zmierzała a nogi same kierowały do zagród na błoniach. Wiedziała że jej zwierzę już ją słyszy i że nie tylko ona potrzebuje tej nocnej przejażdżki...
Kilka minut później siedziała już na grzbiecie czarnopiórego hipogryfa, mknąc przez chmury a chłodny, zimowy wiatr muskał jej twarz. Każdy, kto choć trochę znał Charlotte doskonale wiedział że nie jest ona „normalną” czarownicą - nigdy nie przepadała za miotłami, ba w jej mniemaniu nie można było im ufać. Dlatego też bardzo ucieszyła się gdy dostała swojego hipogryfa.
Nie wiedziała ile tak lecieli, gdy nagle coś przykuło uwagę hipogryfa. Zwierzę zapikowało w dół, po to by dość niebezpiecznie wylądować w zaroślach a panna Everglade doskonale wiedziała że nie oznacza to niczego dobrego.
Milda Borgouis
Ministerstwo Magii
Milda Borgouis

Cmentarz - Page 2 Empty Re: Cmentarz

Nie Sty 06, 2019 10:13 pm
Krew kapnęła na ziemię. Potem jakby pokrył krople mróz. Tak, ta typowa pogoda w Anglii była przytłaczająca mimo że dla Mildy było to obojętne. Dziewczyna miała zimną skórę, lodowatą, że nie dałoby się jej przytulić bez skrzywienia się, czy nagłych dreszczy. Odsunęła się niechętnie od ofiary, by potem rzucić w nią paroma galeonami. Uśmiechnęła się wdzięcznie, po czym pożegnała osobę, która lekko się zachwiała idąc. Pomogła jej przejść, aby nie daj Boże upadła jak worek ziemniaków na oblodzony chodnik. Nagle usłyszała irytujący dźwięk, który zadudnił jej w uszach. Szelest w pobliskich krzakach, które według dziewczyny nie powinny się ruszać.
Może to pies abo kot, przestraszony goblin, ale okazało się, że jest to coś większego. Posłała mieszkańca Doliny Godryka do domu i szybko zawróciła w stronę krzaków. Dostrzegła czarnopiórego hipogryfa, który cofnął się niebezpiecznie na jej widok, więc Milda uniosła ręce na znak obrony. Wtem zza hipogryfa wyłoniła się postać pięknej kobiety, czarnowłosej, na którą popatrzyła ździebko zdziwiona. Przełknęła ślinę zabarwioną krwią i językiem przejechała po kłach. Jej oczy były ciemne, trochę szkarłatne, mimo że ma oczy nieskazitelnie niebieskie. Zmierzyła ją wzrokiem.
- Co tu robisz? Hę? - zapytała łamiąc brytyjski akcent. - Nie ładnie tak podglądać.
Milda założyła ręce na szerokich biodrach. Nie chciała być niemiła, jednakowoż poczuła się obserwowana, czego nie lubiła. Nie było to komfortowe, w szczególności, że stara się żywić z dala od ulic, poza zasięgiem wzroku ludzi. Podziwianie wampira podczas żywienia, nie należy do przyjemnych, a Milda stara się jak może, by żywić się jak najmniej w tygodniu. Nabrała kolorów na twarzy i mimo ciemności, widziała posturę kobiety idealnie.
- Piękne zwierzę - zwróciła uwagę.
Sponsored content

Cmentarz - Page 2 Empty Re: Cmentarz

Powrót do góry
Similar topics
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach