Go down
Prudence Grisham
Nauka
Prudence Grisham

Gabinet profesora Bułhakowa - Page 4 Empty Re: Gabinet profesora Bułhakowa

Czw Lis 12, 2015 8:31 pm
To "rozgadanie" jest bardzo dużym słowem. Prudence podzieliła się po prostu swoimi przemyśleniami, opiniami i subiektywną wizją świata. Gdyby ktokolwiek zechciał i byłaby ku temu okazja to pewnie przekazałaby te słowa również innym. Faktem jest jednak, że z byle kim nie warto dzielić się swoimi myślami. Nie da się także ukryć, że panna Grisham rzeczywiście jest wyjątkowo samotną istotą. Nigdy jednak nie musiała się nikogo uczepiać. Potrafiła żyć wyłącznie w towarzystwie tejże samotności i nie sprawia to jej większych kłopotów. Z pewnością jednak przystawanie przy innych ludziach jest rzeczą ciekawszą. W końcu choćby było się najinteligentniejszym człowiekiem we wszechświecie to mówienie (lub w jej przypadku pisanie) do samego siebie byłoby raczej objawem poważnego zaburzenia psychicznego niż oznaką normalności. Po jej stronie spędzanie czasu w jego towarzystwie było odejściem od jakiegoś rodzaju rutyny. Taką interesującą wycieczką w stronę relacji międzyludzkich. Nie interesowało jej bowiem to, czy Ministerstwo Magii rzetelnie wykonuje swoje zadania. Nie przykuwało jej uwagi na dłużej. Liczyło się tu i teraz, to co się dzieje dookoła niej w danej chwili. Miała zaś pewność, że ten urząd może próbować robić wiele, ale w Hogwarcie, jak i poza nim będą się działy rzeczy na które nie ma on wpływu. Szczególnie w zamku - próbują interweniować, ale do młodego człowieka mało co dociera. Wielu zobojętniało na działania przez nich podejmowane, a inni zupełnie przestali się z nimi liczyć, jakby mieli już przepis na zatajenie swoich tajemnic. Cóż, nie da się ukryć, iż to możliwe. Chowanie własnych sekretów musi być dokładne niczym zbrodnia idealna. Żadnych śladów, żadnych świadków, żadnych wątpliwości. Trzy niby proste warunki.
Tylko według tego, co ludzie mawiają to nie ma zbrodni idealnej. Są tylko mniej idealni detektywi. Nie zważając jednak na to, która strona jest winna trzeba jasno stwierdzić, że człowiek jest stworzeniem nie do pojęcia. Zrobi to, co uzna za korzystne, a jeśli podkłada mu się pod nos rozwiązanie to trochę tak, jakby dać niewykształconemu narzędzia chirurgiczne do wykonania skomplikowanej operacji, która według niego jest konieczna do przeprowadzenia. Chyba wszyscy dobrze zdają sobie sprawę ze skutków takiego działania.
Jej kompletny brak - Działanie pół prawdy jest niezwykłe. Prudence bowiem nie straciła tak naprawdę rodziców. Oni żyją. Tyle, że jest tak, jakby jej nie było, skoro niezbyt wiele czasu może im poświęcać. Dla niej mogłoby się to skończyć źle lub dla nich. Nigdy nie wiadomo przecież, kto słucha, kto wykorzysta cenne informacje. Dlatego ich już nie ma w jej życiu. To dobrze? A może źle? Trudno powiedzieć. Po prostu nie ma ich tak, jak powinni być. To, że jest dorosła nie oznacza, że posiadanie rodziny nie byłoby przyjemne. I takie pytanie, ani jej odpowiedź nie jest w żaden sposób niezręczna. To raczej logiczne pytanie wynikające z jej własnych słów. Odpowiedź zaś jest tylko uzasadnieniem.
Teraz zaś miała super powód do tego, by się tłumaczyć. Mogła kompletnie spanikować i napisać esej o tym, jak to źle jej słowa zostały przez niego odebrane. A widziała to. Milczenie jest zawsze wymownym komunikatem (no chyba, że nie masz języka - wtedy jest to czysty brak komunikatu bez żadnego haczyka). Nie dała się jednak temu. Panna Grisham nie panikuje zbyt często. Zaś tego typu dwuznaczność słowa pisanego jest zjawiskiem normalnym i spotykanym. Nie ma wiele do tłumaczenia.
Zabawne, że te same słowa można zrozumieć zupełnie inaczej, nie uważasz? Dlatego pisanie jest takie uciążliwe. Jeden skrót myślowy i już zniesmacza się kogoś swoją wypowiedzią. Przepraszam, że tak wyszło. - podała mu kartkę lekko się śmiejąc. Z jego reakcji, ale i swojej. Oboje pomyśleli o czymś kompletnie wyrwanym z kontekstu ich rozmowy. Bo czemu niby temat ich konwersacji miałby zejść na te "interesujące czynności" w drugim rozumieniu tego zwrotu? Jak widać nie tylko uczniaki mają problem z powstrzymywaniem dwuznaczności w swoich umysłach. Tutaj jednak była ona wręcz wyjątkowo brutalna i dziwna. Prudence jednak uciekła wzrokiem gdzieś od niego, kierując spojrzenie na filiżanki. One przynajmniej nie mogły robić jej wyrzutów z powodu źle dobranych słów. A czuła się mimo wszystko niezręcznie. Cholernie niezręcznie.
Vakel B. Bułhakow
Nauka
Vakel B. Bułhakow

Gabinet profesora Bułhakowa - Page 4 Empty Re: Gabinet profesora Bułhakowa

Pią Lis 13, 2015 7:04 pm
Jej kompletny brak był zupełnym przeciwieństwem problemu Vakelowego. Bułhakowów było momentami aż zbyt wielu i większość z nich, szczególnie ci starsi, jeszcze niedawno wyjątkowo mu się naprzykrzali, co zmusiło go do powrotu. Europa była dla niego podejrzanie ciasna i nieprzyjemna. Czuł na plecach oddech ojca. Znów pojawiała się nienawiść, a kiedy pojawiała się u Vakela nienawiść... musiało pojawić się również jej przeciwieństwo.
Cóż by zrobił mały, biedny Vakel, gdyby został na tym świecie sam? Gdyby musiał żyć jak Prudence, ukryty w czterech ścianach odcięty od swojej przeszłości? Pląsałby bezcelowo, szukając w bezsensie życia jakiegokolwiek punktu zaczepienia, czy wreszcie poczułby się prawdziwie wolny? Wolność, możliwość uczynienia tego, co tylko ze chciał... i po co mu to? Nie tak go wychowano. Nie tego od niego oczekiwano. Uległość, podporządkowanie. I chociaż tak bardzo nienawidził tych słów... błędne koło, w którym już na dobre się zatracił.
- Nie czuję się zniesmaczony, raczej rozbawiony. - powiedział spokojnie, po czym dodał - Udowodniłem tym samym słuszność dość przygłupiego powiedzenia mojej ciotki, jakoby mężczyzna był jedynie trochę większym chłopcem, więc to raczej ja powinienem przeprosić za postawienie cię w niezręcznej sytuacji.
Kciuk Bułhakowa przejechał po zapisanych na trzymanej w dłoni karteczce literach.
- Nie myślałaś nigdy nad tym, żeby zaradzić coś na... brak języka? - zapytał dość bezpośrednio. Jeszcze nie zastanawiał się nad tym jak jej pomóc. W ogóle nie zastanawiał się nad tym, żeby jej pomóc. Dopiero teraz dotarło do niego, że mógłby... Myślał już o tym przecież. Zastanawiał się jak on poradziłby sobie na jej miejscu.
Coś mu w oku błysnęło.
Od dawna nie odczuwał tak silnej potrzeby odkrycia czegoś nowego, a tym razem miało się to wyjątkowo przydać jej. Skąd to się brało?
Prudence Grisham
Nauka
Prudence Grisham

Gabinet profesora Bułhakowa - Page 4 Empty Re: Gabinet profesora Bułhakowa

Pią Lis 13, 2015 10:46 pm
Odcięty, odgrodzony, tak naprawdę zmuszony do tego, by nie chełpić się swoim pochodzeniem, aby nie odbiło się to na nim? Prudence dziś powiedziałaby, że to życie jest stosunkowo proste. Równie dobrze mogłaby teraz szaleć gdzieś w środku prawie zapomnianej Australii, pływać w oceanie albo zdobywać szczyty. Nic jej nigdzie nie zatrzymuje. Nie ma nic do stracenia prócz własnego życia. Można być kimkolwiek i gdziekolwiek. Gdyby jeszcze ojciec nie odebrał jej języka to pewnie by tak było. Łatwiej tak funkcjonować. Może nawet nie siedziałaby teraz na przeciwko Vakela. Ale być może tak miało być - do tego spotkania miało dojść? Jesteśmy wstanie gdybać bardzo długo o tym, jaka byłaby panna Grisham. Pewnie bardzo towarzyska, dusza grupy, uśmiechnięta, rozgadana. To całkiem prawdopodobne. Umiałaby sobie zjednać ludzi, przyciągnąć tajemniczą aurą. Możliwe, że nie widziałaby szarości.
Tak więc nie mam żadnej pewności, czy takiej życie byłoby dla niej korzystniejsze. Gdyby tak nigdy nie musiała żyć w milczeniu i zacząć od zera to pewnie nie wyobrażałaby sobie nie mówienia. Jak więc teraz widzieć życie w którym może powiedzieć wszystko? Po tylu latach?
Ale mimo wszystko to ja zaczęłam. Mogłam po prostu to skreślić, kiedy zauważyłam dwuznaczność tego zdania. Dziecinnie pomyślałam, że mógłbyś się obrazić, gdy coś dłuższego skreślę. To było głupie i naprawdę za to przepraszam. - Ludzie zaś nie mają możliwości skreślenia wypowiedzianych słów. Nie cofną ich, jeśli już wyszły z ich ust. Takie pisanie "na żywca" wydawało się jej choć trochę bliższe prawdziwej rozmowie. Wciąż nie wystarczająco wiarygodne, bo przecież nie musiała zapisać (i nawet nie była w stanie) wszystkiego, co siedzi jej w głowie. A gdyby była... ach, to gdybanie jest urzekające, ale z drugiej strony dołujące. Ciągła wiara w to, że mogłaby to zmienić. Oszukać określony los.
Nie wiem. Chyba nie. Może jako dziecko? Nigdy nie słyszałam o czymś takim, więc nawet się nie łudziłam. Szybciej zabrałam się za naukę migowego niż przemyślałam opcje odzyskania języka - Ona sama nigdy nie zastanawiała się głębiej nad tym, czy może sobie pomóc. Czy byłoby to dobre. Jej ojciec mimo wszystko pragnął jej bezpieczeństwa. W tym szaleństwie była jakaś reguła, metoda, sedno, powód. Miało sens, jakkolwiek źle to nie brzmi. Dziś zaś nie miała przekonania, czy mogłaby przemawiać. Czy umiałaby żyć nagle tak, jak wszyscy. Powiedzieć zawsze coś głośno. Czy przez tyle lat ciszy jej struny głosowe w ogóle jeszcze istnieją? To możliwe? I jakie byłyby tego skutki prócz możliwości robienia "interesujących rzeczy"?
Irytek
Poltergeist
Irytek

Gabinet profesora Bułhakowa - Page 4 Empty Re: Gabinet profesora Bułhakowa

Pią Lis 13, 2015 10:56 pm
Bla bla bla Bla bla bla

Ale przynudzają, normalnie można zdechnąć z nudów! A jak nie piszą do siebie poezji i nie zadają głupich pytań, to lampią się w zastawę stołową, jakby miała ich oświecić. Może i powinna! Przelatujący przez salę poltergeist zasiedział się na tyle długo by stracić wiarę w ludzkość i zainteresowanie tematem co najmniej sześć razy. Gdy wreszcie oderwał zdecydował się działać, jego uwagę przykuły te cholerne filiżanki, cud magicznej myśli, artefakt tego gabinetu. Złapał je w swoje niewidzialne łapska i zaczął nimi żonglować, co jakiś czas rzucając którąś w rozmawiających czarodziejów. Ostatnią z zestawu, tę najładniejszą, wyrzucił przez okno - niech chociaż ona zazna wolności, po czym znudzony poleciał dalej. I tak by go zaraz pogonili, nie zważając na to, że tylko wykonywał swoje obowiązki. W sumie od tego przecież Iryt był - od rozrabiania.
[zt]
Vakel B. Bułhakow
Nauka
Vakel B. Bułhakow

Gabinet profesora Bułhakowa - Page 4 Empty Re: Gabinet profesora Bułhakowa

Sob Lis 14, 2015 6:10 pm
Może jako dziecko? To nawet miało sens. Coś z czym się dorastało wydawało się przecież takie normalne, naturalne i odpowiednie... O Merlinie, jak bardzo pasowało to do obojga nauczycieli. Vakel zechciał jej pomóc. Znaleźć sposób na to, żeby Prudence mogła wymówić przy nim swoje pierwsze słowa, a przynajmniej stworzyć jakąś alternatywę dla ręcznie wypisywanych karteczek. Potrzebował do tego przygotowania. Przecież nie była ewenementem na czarodziejską skalę światową - ktoś kiedyś był na jej miejscu, cierpiał, złościł się i szukał. Może nawet znalazł, tylko do Vakela taka informacja nigdy nie dotarła. To nie miało żadnego znaczenia. Chciał mieć sposób, chciał jej pomóc, a później... później będzie obserwował jej reakcję. Chciał to zobaczyć. Ekspresję na jej twarzy.
Już miał rozpocząć typową dla siebie paplaninę, która towarzyszyła Vakelowi za każdym razem, kiedy naprawdę się czymś zainteresował, kiedy jego filiżanka uniosła się do góry, resztka herbaty wylała się na biurko, a niewidzialne łapki Irytka zaczęły żonglować jedną z jego ulubionych zastaw. Jego. Nie przechowywał w Hogwarcie nic szczególnie bliskiego jego sercu, ale nie znaczyło to przecież, że chciał pozbywać się sprezentowanego mu kiedyś czajniczka. Wyraźnie zdenerwowany uderzył ręką w lecące ku niemu, porcelanowe cudo, które zamiast uderzyć w niego - rozbiło się o podłogę. W następne również.
- Jak ja nie cierpię Anglii... - powiedział w ojczystym, cudem powstrzymując się od dorzucenia na koniec kilku kurw i westchnął ciężko, obserwując jak ta najsłodsza z całej czwórki wylatuje przez okno. - Ah, przepraszam. Poniosło mnie. Nawet lubiłem tą zastawę. Nic ci się nie stało, Prudence? - mówiąc to wstał, strzepał ze spodni jakiś niewidzialny pyłek i wycelował różdżką w plamy od herbaty. - Chłoszczyść.
Filiżanki miał zamiar jeszcze poskładać.
Prudence Grisham
Nauka
Prudence Grisham

Gabinet profesora Bułhakowa - Page 4 Empty Re: Gabinet profesora Bułhakowa

Sob Lis 14, 2015 10:55 pm
Brzmi pięknie. Dlatego też równie nie osiągalnie. Jakby taka przyszłość nie była możliwa. Mimo wszystko wciąż idealna. Niebezpieczna, nowa, inna. Ale... gdyby tak raz w całym życiu zaryzykowała to byłoby to chyba słuszne posunięcie, czyż nie? W końcu każdemu coś się od tego przeklętego losu należy. Gdyby raz wydarzyło się coś miłego to nie nadeszłaby nagle apokalipsa. Posiadanie nijakości bez przerwy to odrażająca krzywda, więc jej rekompensata byłaby widziana wyjątkowo przychylnie. Osoba zaś, która by tego dokonała miałaby dozgonną wdzięczność panny Grisham. Bezgraniczne oddanie w pakiecie. To nieco zabawne, ale tak by było. Po co komu Prudence, tego nie wiem. Ale zawsze lepiej coś mieć niż nie, więc czemu nie, jeśli można? Kobietę, która wtedy tak naprawdę nie będzie już niczym ograniczona. W większym niebezpieczeństwie zdradzenia swych sekretów, ale z drugiej strony bezpieczniejsza. Mogąca bronić się w sposób, jak na czarodzieja przystało.
Tak jednak, jak filiżanki, kojarzące się jej z krótkim okresem dzieciństwa i mimo wszystko jakimś względnym spokojem w postaci rodziny, które właśnie leciały w ich stronę i rozpadały się na kawałeczki, tak i marzenia szybko zostają zniszczone. Nawet ta chwila. Miły dzień. Przyjemna rozmowa. Nawet na to nie zasługiwała jak widać.
Nawet to, jak jej dzieciństwo, jak te cholerne filiżanki - musi zostać pokruszone. Nie chodziło już nawet o to, że nie mogła ścierpieć faktu rozwalenia czegoś naprawdę ładnego. Nie o sam przedmiot chodziło (wszak nie samymi filiżankami żyje człowiek). Te filiżanki, ta chwila była niczym symbol. Że nawet zwyczajny moment może okazać się tym w którym wydarzy się coś potwornego. I niby nic wielkiego - rozlana herbata, brudne ubrania i porcelana w kawałeczkach. Tyle, że tym razem to było okrutnie wiele. Prudence nie miała na co dzień normalnych sytuacji. Spotkań. I gdy już jest taka okazja to wszystko, co sprawia jej radość kończy jak te filiżanki. Rozsypane w drobny mak, a to, co było najważniejsze zostaje wywalone gdzieś daleko, by nigdy nie mogła tego znaleźć. Świat zechciał jej chyba zrobić taką aluzję. Chociaż nie. To ona po prostu zbyt dużo filozofuje. Nie da się jednak tego ominąć. Nie, gdy takie coś dzieje się w takiej, a nie innej sytuacji. Mimo uchylenia się i tak oberwała czymś z zastawy. To jednak nie bolało tak bardzo, jak widok posypanej porcelany na podłodze.
Jeden "dobry" dzień musiał, po prostu musiał się tak skończyć. Dlatego chyba jak dotąd nie chciała ich mieć. Gdyby go nie było, nie zabolałoby tak bardzo jego popsucie.
A bolało bardzo.
Gdy podnosiła głowę do góry uniosła dłoń ku twarzy i starła w mgnieniu oka łzę z policzka. Nie czas i nie miejsce na takie wylewanie swoich żali nad potłuczonymi rzeczami. Nigdy nie wolno robić tego przy ludziach. Wróciła więc do prostej postawy i wskazała na swoją głowę. Ona faktycznie nieco bolała. Jej fragmenty pergaminów leżały porozwalane w towarzystwie skrzywdzonej zastawy. Nie chciała się jednak ruszać po nie. Nie czuła się dobrze. Nie znosiła poczucia, że znowu może wydarzyć się coś złego. Pokiwała mu też ręką w geście mówiącym "nieważne" względem tego, za co przepraszał. I tak nie rozumiała tego języka, więc naprawdę nie ma za co.
I dalej siedziała w ciszy, wpatrując się w niego bezwiednie, byleby utrzymać swój spokój. Uczyła się tego sporo lat. Obojętnienia na własne uczucia. Zaraz jej przejdzie, pozbiera papiery i wszystko wróci do normy.
Prawie, jak robot. Całkiem dobrze wygląda i ma wyłączone emocje. Można? Można.
Vakel B. Bułhakow
Nauka
Vakel B. Bułhakow

Gabinet profesora Bułhakowa - Page 4 Empty Re: Gabinet profesora Bułhakowa

Nie Lis 15, 2015 3:18 pm
O ile jeszcze przed chwilą Vakel miał ochotę się roześmiać, to widząc, jak Prudence powstrzymuje płacz automatycznie powrócił do zdenerwowania. O co chodziło? O filiżanki? To byłoby zbyt głupie. Powiedział coś nie tak? Poroniła dziecko? Nie wiedział, nie miał pojęcia... jak on nie lubił tego momentu, w którym po prostu nie wiedział. Ludzie jego pokroju potrzebowali uczucia stabilizacji. Myśli, że mają kontrolę nad sytuacją. A płacz... płacz kompletnie wyprowadzał go z równowagi. Być może przez płaczące anioły, być może przez to, ile łez wylał w okresie swojej młodości.
Rzucił jeszcze kilka reparo i chłoszczyściów, bo nie chciał, żeby deszcz wlewał mu się do gabinetu przez wybitą szybę, po czym schował różdżkę do kieszeni, chwycił w lewą dłoń swój dziennik i ołóweczek, po czym znalazł się obok kobiety, której zaoferował swoje ramię.
- Może się przejdziemy? - zaproponował z uśmiechem, chcąc odciągnąć myśli pani profesor od tego, co ten przeklęty poltergeist tutaj zmajstrował. Chociaż nie czuł się zbyt komfortowo będąc obrzucanym zastawą stołową, to po chwili czuł już jedynie niesmak po tym, że jedna z filiżanek leżała teraz zmasakrowana w jakiś krzakach i prawdopodobnie jej nie odzyska. Przynajmniej w całości.
W jego głowie wszystko dało się jeszcze naprawić.
No, o ile Prudence faktycznie tego by chciała. Nie wszystkie relacje musiały kończyć się katastrofą. Relacje z nim - owszem, ale tego kobieta jeszcze nie wiedziała. Miała się o tym dopiero przekonać, a i to nie było przesądzone. Koło fortuny, otwarta karta w ich wspólnej historii.

[z tematu x2]
Sponsored content

Gabinet profesora Bułhakowa - Page 4 Empty Re: Gabinet profesora Bułhakowa

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach