Go down
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Wieża Zegarowa Empty Wieża Zegarowa

Czw Gru 11, 2014 7:42 pm
Jedna z najstarszych wież w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Znajduje się w niej mechanizm złożony z kół zębatych, który uruchamia zegar znajdujący się w górnej części wieży. Znajduje się tam też pięć dzwonów.

Schody w Wieży Zegarowej są drewniane. Do wieży można dostać się małymi drzwiami z Dziedzińca Wieży Zegarowej. Ponieważ wieża leży na szczycie wzgórza parter jest na wysokości trzeciego piętra, gdzie też znajduje się Wahadło. Drzwi na pierwszym poziomie schodów w wieży prowadzą na czwarte piętro, gdzie korytarzem można dojść do skrzydła szpitalnego. Następne wyjście znajduje się poziom wyżej, na piątym piętrze.
Neve Collins
Oczekujący
Neve Collins

Wieża Zegarowa Empty Re: Wieża Zegarowa

Sob Gru 13, 2014 4:39 pm
Widzisz, drogi Remusie? Któż tu kogo miał się obawiać i kogo lękać - Ty się jednak wszak bać nie będziesz, bo jej, tej kruszyny? Mota ci w głowie a tobie przez myśl nie przyjdzie, żeby dać nogi za pas, dopóki jeszcze masz okazję, dopóki nie jest za późno... Cóż ja mówię, wszak już dawno jest za późno... Przegrałeś w momencie kiedy spojrzałeś jej w oczy i kiedy ona poruszyła niemo wargami w słowach dobrze ci znanych, a których usłyszeć nie chciał żaden król wojujący na planszy szachowej... Nieme "szach mat" i już leżysz u jej stóp, a ona przykuca, sięgając do ciebie dłonią, by pogładzić nią po twej głowie i przynieść z tym dotykiem ukojenie, miast wywyższać się i wiwatować nad swoim zwycięstwem - czy to jakiś czar, klątwa, próba omamienia? Takich rzeczy powinno się unikać ponad wszystko, co wpływają na nas niepostrzeżenie, zakradają się za nasze plecy, a my chcemy je przyjąć, nawet jeśli wiemy, że skończy się to powolnym wbijaniem sztyletu w nasze plecy, ponieważ są tak słodkie, że nie nie chcemy się im opierać. Chcemy je zakosztować w pełnej krasie i nawet Ty, tak wielki i dzielny Marionetkarz, porzuciłeś swoje lalki, aby zejść do niej - tej, która była jedną z publiczności, a którą jako jedyną widziałeś. Tak jak i ona teraz widziała tylko ciebie na tej scenie, pomijając całe otoczenie wokół i wystrój, odstraszający mrokiem, który zbyt wielu przerażał.
Przeszli przez dziedziniec, kierując się do miejsca, w które nie chodziło zbyt wiele osób, a w którym było gdzie usiąść na ławeczkach i chroniło przed spojrzeniem postronnych, magicznie wpatrzeni w siebie nawzajem w niewinności czerpiąc doznania, jakie to spojrzenie oferowało - Jego Ogień i Jej Lód, który zimnem nie parzył, a jedynie koił wielki płomień, by ten nie rozszalał się poza zamknięte schematy.
- Problemy zdrowotne nie tyczą się tych, którzy sięgnęli trzy metry ponad Niebo. - Tych nieśmiertelnych, tych oblanych łaską Bożą i gładzonych Jego dłonią po włosach, by zawsze mieli spokój i przekazywali dobroć słowa dalej, nie dlatego, że tak kazała Biblia a my podążamy ślepo za jej nakazami, tylko dlatego, że na tym polega czystość serca. Bezinteresowność potężniejsza o tyle, że Śnieżna Wiedźma nie oddawała wszystkiego na ślepo, a dokładnie tyle, ile dana istota potrzebowała. - Pozwolę sobie jeszcze dokładniej zbadać sytuację, nim zacznę teatr porwanej Księżniczki przez Czarnego Pana. - Przypadek? Nie mogła nie wiedzieć, kto tytułuje się tym mianem... A mimo to użyła go wobec niego.
avatar
Slytherin
Regulus Black

Wieża Zegarowa Empty Re: Wieża Zegarowa

Sob Gru 13, 2014 5:02 pm
Zbliżenie było jego zgubą w tej grze. Wystarczy, że pojawił się wystarczająco blisko i królowa zablokowała wszelkie jego ruchy, szepcząc chce słowa mówiące o jej zwycięstwie. Wieczne koło zostało zagięte i przerwane, a ona mimo to podnosi słabego króla i skleja okrąg, jakby dla samej przyjemności w prowadzonej gry. Udowodniła mu tylko, że to jego powłoka jest twarda i silna, to ona płonie, a w środku kryje się coś bardzo słabego, pragnącego ufać i się oddać. To mogło paść przed nią na kolana i prosić o jedno spojrzenie.
Światem Regulusa rządziło teatrum mundi. Cienie były jego marionetkami, wszyscy inni - obserwatorami. On sam był marionetkarzem, a jednocześnie zakładającym maskę aktorem, który zszedł zza kulis, aby stanąć przed śnieżnowłosą damą i zsunąć powłokę, którą na sobie miał.
Z dala od ludzkich spojrzeń, usadził dziewczynę na ławeczce. Poruszał się dokładnie tak, jak przystało na cień - płynnymi ruchami przeniósł się tuż przed jej oblicze i przykucnął, po czym wyciągnął swoją różdżkę, wykonaną z jasnego drewna o ciepłym tonie koloru.
Ujął w dłoń miejsce pod jej kolanem, kierując końcówkę magicznego narzędzia nad nieprzyjemne, czerwone zadrapania, po czym szarpnął energicznie nadgarstkiem, wypowiadając cicho słowo:
- Episkey.
Czerwień zniknęła, ustępując miejsca zupełnie najzupełniej zwyczajnej, bladej skórze. Sytuacja powtórzyła się też z drugim kolanem. Po tym Regulus schował różdżkę na miejsce, po czym zajął miejsce na ławce, tuż przy dziewczynie, na nowo obserwując.
- Nie ważne jak wysoko jest Twoja dusza, Neve, Twoje ciało nadal przygwożdżone jest do tego świata. - ludzie dotknięci Jego dłonią może i nie mieli takich problemów, ale nadal byli śmiertelni. On zapewne nie chciał mieć wpływu na ten świat, tak skażony ciemnością, więc odbierał tylko to, co w ludziach było najlepsze, a wszystko co złe - odrzucał. Dlatego Regulus nigdy nie zostanie dotknięty jego dłonią.
Poczuł, że ogień jego powłoki zaczął przygasać i zmienił się w palący od wnętrza żar. Usta stały się momentalnie suche i blade, a wcześniej uderzały swoją subtelną czerwienią. Pierwszy raz w jego oczach zagościł strach. Odwrócił wzrok, aby go ukryć, wiedział, że ona przejrzy to uczucie na wskroś.
Nie może wiedzieć... Nie ma prawa. Nikt nie ma prawa się dowiedzieć.
Neve Collins
Oczekujący
Neve Collins

Wieża Zegarowa Empty Re: Wieża Zegarowa

Sob Gru 13, 2014 5:44 pm
Ciepłe od dotyku twojego ciała dłonie zsunęły się po twoich plecach, zahaczając po pojedyncze kosmyki czarnych włosów, jakie opadały na twój kark, kiedy pochyliłeś się, żeby ją posadzić - lekko opadła na ławkę, opierając się o drewno na bokach i spoglądając to na prawo, to na lewo, jakby chciała się upewnić, że jest tutaj cała, w jednym kawałku i że nie musi biec spowrotem, aby te kawałki zbierać - nie, nie to tak naprawdę było jej zmartwieniem, w zasadzie zmartwienie żadne nie istniało - była tylko przyzwoita konieczność, aby doprowadzić się do porządku, zanim wróci do Hogwartu, ponieważ w takim stanie przyniosłaby hańbę swemu nazwisku, jak i negatywnie zaprezentowała swój dom, ojciec byłby zawiedziony, a ze wszystkim, co planowała w przyszłości, wolała, żeby nie słyszał o zbyt wielu ekscesach, które się tutaj wyprawiają - zresztą zamierzała sama sobie poradzić, nie należała do tych, którzy uznają wyręczanie się innymi w radzeniu sobie ze sowimi problemami - na tym polegało posiadanie honoru i wyrabianie sobie mocy imienia. Owszem, każda Królowa miała swe pionki na posyłki, aczkolwiek niektóre rządziły nimi przez swe urodzenie, inne przez zastraszanie, jeszcze inne przez małżeństwo... a Neve należała do tych, które pozwalały, by pionki same zapragnęły ją na Królową i prosiły, by pozwoliła sobie pomóc. I co najzabawniejsze Ona wcale nie robiła tego świadomie. Nie manipulowała ludźmi, by się w nią wpatrywali. Chciała, by taki Król, jak ten, z którym teraz się spotkała, podniósł się po spotkaniu z nią wzmocniony, odrodzony, z jej błogosławieństwem i ruszył dalej - tak mieli się minąć, pamiętając o sobie, a jednak podążając w dwóch różnych kierunkach.
Otrzepała rękawy czarnego płaszcza, zsuwając go ze swoich ramion - miała na sobie sukienkę sięgającą do kolan zakończoną falbankami i zdobną w błękitne wstążki, z podkreślającym jej chudą sylwetkę gorsetem tej samej barwy, na który nałożony miała śnieżny sweterek, zwykły, prosty, bawełniany, zapięty na jeden guzik na wysokości klatki piersiowej - zadziwiające, że z nagimi nogami, bez rajstop, nie zmarzła.
- Dziękuję. - Spojrzała na swoje kolana, prostując najpierw jedną, potem drugą nogę i sięgnęła doń ręką, muskając je palcami - całe i zdrowe, ot co - uniosła więc spojrzenie na swego wybawcę, promieniejąc z łagodnie uniesionymi w górę kącikami warg. - To tylko jedno z wielu ciał, które otrzymałam i jeszcze otrzymam. Zaledwie ziarnko piasku na pustyni... Najważniejsze jest to, co drzemie tutaj. - Jej delikatna dłoń dotknęła twej klatki piersiowej, opierając się na poziomie twego spokojnie bijącego serca. - Należy dbać o to, co nieśmiertelne, nie zaś o ulotną materialność. - Zabawne, że mówi to właśnie dziewczyna z jednych z największych rodów, prawda?
Spoglądała, jak ucieka wzrokiem, jak jego serce zmienia rytm - oderwała dłoń od twej klatki, przypatrując ci się spokojnie, dając ci czas, nie poganiając, byś miał chwilę odosobnienia na walkę z myślami... - Daruj, Mały Królu. Nie będę używać już tego tytułu wydartego przez kogoś, kto nosić go nie powinien. - Wyszeptała cicho, przygaszona, ze słowami zabarwionymi smutkiem.
avatar
Slytherin
Regulus Black

Wieża Zegarowa Empty Re: Wieża Zegarowa

Sob Gru 13, 2014 6:13 pm
Znał doskonale problem pokazywania się publicznie. Musiał zawsze panować nad każdym gestem, aby nie przynieść wstydu swojemu nazwisku. Zwłaszcza, że ten człowiek, który zrodził się z tych samych rodziców co on, nie pochwalał ich zasad i tylko na jego barki spadł obowiązek trzymania fasonu rodu Blacków. Spadły na niego oczekiwania nie za jednego syna, lecz za dwóch.
Gdyby pokazał się publicznie z panną Collins, rodzice zapewne nie byliby niezadowoleni. Ba, na pewno odbiłoby się to echem, a nazwisko Black stałoby się numerem jeden do rozmów. Znów idealny syn idealnie odegrałby swoją rolę, znów doskonale trzymał maskę na swojej twarzy i tylko zielone oczy spoglądały w czarnej, palącej ciszy, błagając o uwolnienie.
Chłopak zdjął z siebie ciemny płaszcz, założony w pośpiechu, kiedy wychodził dziewczynie z pomocą. Jego ubiór był jak zwykle staranny i prosty - ciemnoszara koszula, ozdobiona zielonym krawatem w paski, do niej zaś zwykłe, czarne, garniturowe spodnie i eleganckie buty, które nieco ubrudził podczas spaceru, co niezbyt mu się podobało. Musiał wyglądać schludnie, to była część jego nieodłącznego wizerunku.
- To nic takiego. - szepnął skromnie, jak nakazywało wychowanie. Powędrował spojrzeniem zielonych oczu za jej dłonią i pozwolił sobie unieść swoją, aby ułożyć ją na jasnych palcach dziewczyny. Niesamowite, tak szybko wrócił kojący chłód. - On nie zechce duszy tak ciemnej jak moja. To jedyna materialność, jaką posiądę, więc chcę mieć ją długo.
Znów się chował, ciemna mgła otoczyła go, tym razem była stworzona z niepewności. Sam nie wiedział, czy posiadał duszę, która byłaby warta odrodzenia. Czy jakiekolwiek inne ciało, nie tak ciemne z natury chciałoby przyjąć to coś, czym była. Nie dowie się tego, gdyż właśnie teraz ukrył ją jeszcze głębiej, schował nawet przed fiołkowymi oczyma młodej dziewczyny, która tak blisko była dotknięcia jej w ciemności. Złamał pióro nim zdążył podpisać cyrograf.
- Nie wspominajmy tego imienia.
Neve Collins
Oczekujący
Neve Collins

Wieża Zegarowa Empty Re: Wieża Zegarowa

Pon Gru 15, 2014 7:07 am
Jakże podobni byli do siebie pod tym względem - tego pięknego urodzenia, które wznosiło ich ponad innych czarodziei, mimo że w szkole każdego starano się traktować na równi - nie oszukujmy się, w świecie Magicznym byli jak arystokracja, mieli wpływy wszędzie, szczycili się bogactwem przekazywanym z pokolenia na pokolenie, kultywując swe tradycje i czystość krwi... mimo to było ich coraz mniej, coraz mniej, coraz mniej... fascynacja wolności i możliwości łączenia się w związki z mugolami, czy półkrwi coraz bardziej rujnowała to społeczeństwo, a wszystko przez to, że kiedyś po prostu urodził się mugol zdolny używać magii, jak każdy czarodziej. Powinno się takich wybić. Nie zrobiono tego. Sama Neve wychowana na nienawiści do mugolów pokochała takiego i oddała mu swoje serce, nie potrafiąc dojrzeć różnicy między nim, a tymi stojącymi na najwyższej półce - przecież byli ludźmi, tak samo ci, co magii w ogóle nie posiadali - wciąż to ten sam gatunek, nikt nie stał na szczycie łańcucha pokarmowego, byli na tej samej pozycji... Łączyło Blacka i Collinsównę to, że byli w swoich odłamach jedynymi, którzy mogli przejąć głowę rodu - ale tutaj Regulus, jeśli można tak to ująć, stał na lepszej pozycji. Ojciec Neve traktował ją jedynie jako klacz rozpłodową, możliwość wydania jej za mąż i dzięki temu zapewnienie ciągłości rodu, była tylko Porcelanową Lalką, którą chowano, by siedziała cicho, nie miała własnego zdania i robiła to, co się jej karze. I taka była. Była taka dopóki nie przestąpiła próg Hogwartu, a ten, jak za działaniem magicznej różdżki, od razu wyciągnął z niej całą siłę, cały potencjał, udowadniając, że nie jest tylko bezmyślnym robotem, bez własnej woli - ba! Jej wola była tak potężna, że mało kto mógłby się z nią równać.
- Dlatego musimy się bardziej zatroszczyć o Ciebie. - Przecież to proste, widzisz? Udowodniła ci znów, że tutaj nie musisz być silnym, choć ona w twą siłę nie wątpiła - byłeś jednym z niewielu, którzy byli w stanie jej dorównać wolą, gdy tylko tego chcieli - zawsze powtarzała, że każdy ma swoją własną siłę, nie zawsze działa ona we wszystkich kierunkach i nigdy nie będzie, bo nie tak zostali zaprojektowani ludzie będący w naturze gatunkiem stadnym.
W końcu sięgnęła dłonią do twojej twarzy, delikatnie kładąc palce na podbródku i obróciła ją w swoją stronę, abyś na nią spojrzał, by mogła zerknąć w te oczy, które natychmiast się oddaliły, by uciec przed twą wiedzą, jaką mogły wyciągnąć - lecz już za późno, zdajesz sobie z tego sprawę? Twoja reakcja mówiła bardzo wiele...
- Regulusie Blacku... - Chyba pierwszy raz wypowiedziała jego imię - imię z nazwiskiem - jej maniera do posługiwania się tytułami, które sama zresztą nadawała, brała górę za każdym razem. Imię było przecież cenne, a jednocześnie to nie ono do końca nas określało. To był tylko napis na papierku po naszych narodzinach, nic więcej. - Dlaczego teraz się boisz? - Teraz już był to strach. Bardzo namacalny dla niej strach. - To tylko drobny bodziec. Czyż nie jesteś na tyle silny, by być ponad nim? - Ile masz swojej siły, gdzie zaczyna się ta linia, w której wolałeś utonąć, niż przyznać przed innymi prawdę. - Nie martw się. Jestem gwiazdą otoczoną przez twój mrok, zgasnę, jeśli tej ciemności nie będzie, więc nigdzie nie ulecę. - Uśmiechnęła się - tylko do Ciebie, wprost do Ciebie, bo tylko dla Ciebie jest tu i teraz.
Pióro zawsze można wymienić, a do raz ujrzanego cyrografu, w którym dostawało się swoją duszę, nie dało się nie wrócić.
Nawet jeśli tysiąc razy miałoby się jeszcze pióro połamać.
avatar
Slytherin
Regulus Black

Wieża Zegarowa Empty Re: Wieża Zegarowa

Pon Gru 15, 2014 11:21 am
W wielu kwestiach Regulus był zaprzeczeniem tego, czego od niego oczekiwano. Arystokracja czasem wprowadzała bardzo absurdalne zasady tępienia. Czasem obrywało się tez tym, którzy byli czystokrwiści, ale nie mieli pieniędzy, więc nie należeli do elity. Black nie umiał się nad nimi znęcać... Z magicznymi stworzeniami było podobnie. Zawsze przerażały go przesiąknięte smutkiem i okrucieństwem głowy skrzatów domowych ozdabiające ściany w jego rodzinnym mieszkaniu. Zawsze zaskarbiał sobie przychylność magicznych stworzeń, choć często wymagało to od niego dania jakiejś gwarancji zaufania. Zawsze jej dotrzymywał.
Nie umiał krzywdzić niewinnych. Wprawdzie mugoli z góry uważał za winnych zepchnięcia czarodziejów na boczny tor, ale poza przepychankami słownymi nie robił im większej krzywdy poza obojętnością na działania innych. Gdyby cokolwiek robił, skończyłby pewnie jak Syriusz, wyklęty przez rodzinę
- My? - spytał, zerkając w stronę dziewczyny z zaciekawieniem. Więc już przydzieliła go razem ze sobą do jakiejś dwuosobowej grupki, przy tym także związując nie tylko ich dusze, ale i ciała.
Wiedział, że za dużo jej pokazał. Z rozmowy z innym człowiekiem mógł łatwo wybrnąć jakąś głupią wymówką i krzywym uśmieszkiem na czerwonych ustach, jednak ona wyczuwała każde zakrzywienie jego aury, w końcu był jej ciemnością. Wyczuwała go lepiej niż inni, nawet lepiej niż ludzie, których znał całe życie. Chociaż... Ją też znał całe życie, zawsze była gdzieś obok, jedynie nie swoim ciałem. Czuł ją, ona jego zapewne też.
Cielesność go osłabiała. Ona była ponad wszystkimi tymi bodźcami, gdyż nie martwiła się o swoje ciało i do szczęścia wystarczyła jej dusza. On się bał, że kiedy ktoś odkryje jego tajemnicę, zostanie wykluczony i jego cielesne życie będzie stracone. Nie chciał się z nim rozstawać.
- Nave Collins. - odpowiedział jej tym samym. Przypomniał jej tym, kim jest. I że nie może pozwolić sobie na wszystko, podobnie jak on. Na jego usta wstąpił uśmiech, bardzo zdradliwy, bo gorzki, a oczy wypełniły się ciemną mgłą. Był gotów na podpisanie paktu, który na zawsze go określi... Bał się tego określenia, a to była tylko jedna z emocji, która ukrywała się w odmętach ciemności.
Zbliżył się, aby przyłożyć czoło do jej czoła i oddać lekki oddech, jakby przekazywał jej to, co czuje. Dotyk palił. Gasił ogień, pozostawiając chmurę białej pary.
Nic nie powiedział. Nie miał zamiaru brnąć też dalej, w jakieś bliższe gesty. Chciał się tylko przekonać ostatecznie, czy ona nie będzie tym, co ciemność także będzie w stanie pochłonąć, a jedyne co poczuł w sobie, to... Jakby wyciągał z niej te ostatki ciemności, które w niej były... Tak, nawet w całkowitej istocie światła mogła przewijać się ciemność. A zwłaszcza kiedy Światło się nią fascynuje.
- Nie zgaśniesz, przyrzekam Ci.
Czarny tusz na białym papierze nawet nie zostawił kleksa, kiedy zostało na nim zapisane jego imię...
Neve Collins
Oczekujący
Neve Collins

Wieża Zegarowa Empty Re: Wieża Zegarowa

Pon Gru 15, 2014 2:00 pm
- Sam co najwyżej potrafisz zatroszczyć się o zewnętrzną powłokę, a jest ktoś, kto zadba, żeby twoje wnętrze się pozbierało, abyś mógł powiedzieć, że jest dla Ciebie szansa w następnym życiu? - Zaplotła rączki na klatce piersiowej, wyginając wargi w jakiś rodzaj podkówki, przypominając teraz małą dziewczynkę, która właśnie strofuje starszego brata za głupotki, które wyczynia i chciała przypomnieć, że jeśli sobie z czymś nie radzi, to jego zamykanie się w sobie jest jeszcze większą głupotką i tego ona mu nie wybaczy, więc teraz: raz, dwa, trzy - foch! - i na tym można cały temat zakończyć. To dość magiczne, w jaki sposób taka obruszona mina mogła nakłonić do zmienia nastawienia i tonu - a wszystko dlatego, że zapytał o "my", coś oczywistego, bo skoro jest tu on, jest tu ona, stanowiąc dla siebie mrok i światło, noc i księżyc, gdzie jedno bez drugiego nie istniało, to nie może istnieć "jeden plus jeden". Musi zaistnieć "dwa". Pobyt w Hogwarcie zatarł u niej poczucie przy obcowaniu z innymi rozróżnienia na nazwiska, ród, pochodzenie, czy krew - widziała wszystkich tak samo, ponieważ dostrzegła i zrozumiała, że każdy jest człowiekiem, tak samo jak każdy koń był koniem, nawet jeśli różniły się na konkretne rasy, barwy i sylwetki, czy też charaktery. Ona, ta, co do tej pory miała w magicznych bestiach najlepszych (i jedynych) przyjaciół i której przez tyle lat wpajano szacunek do czystości krwi i nienawiść do mugolskiej. Czy ona jednak potrafiła nienawidzić? Gniewać się? Gniew tej Królowej Lodu był czymś, na co naprawdę nikt nie chciałby się narazić... mimo to byli tacy ignoranci, tacy, jak tamta trójka, która dziś ją pogoniła po błoniach. Nie dojrzysz tego, to najbardziej przerażające, nie stanie też przed tobą i nie wyzwie na pojedynek... nie będziesz wiedział gdzie i kiedy, nie będziesz się niczego spodziewał - przecież to słaba Laleczka, co tylko potrafi gadać, ale z czarami kiepsko jej idzie...
W tej Gwieździe było więcej ciemności, niż ktokolwiek mógł podejrzewać.
Oparła czoło o jego czoło, wpatrując się w jego oczy, głęboko, bardzo głęboko, przesuwając się przez ciemność tam, dokąd zapragnęła - to jasne odbicie w jego ciemnych tęczówkach, ta uśmiechnięta ciepło twarz przy jego niepewności, wahaniu się, przy wszystkim o co się obawiał, celach, marzeniach, pragnieniach i maskach, jakie nakładał na siebie, by zmylić wszystkich dookoła. Roztapiała te fałszywe, gliniane kształty, sięgając prosto do jego wnętrza, niosąc przyjemny chłód, a za sobą zostawiając jego wspomnienie i dymiące się przedmioty.
Wiesz, co niesie w dłoniach, prawda?
To i diabły mają do siebie, że nie zmuszają do podpisywania z nimi umów.
Nie chcąc myśleć o kosztach sami je podpisujemy.
- Wierzę ci! - Przymknęła w swoim uśmiechu na moment oczy, by zaraz owinąć dłonie wokół jego karku i przytulić go do siebie - bezpieczne objęcia, w którym zgasnąć mogłeś całkowicie - moment, w którym to blask obejmował ciemność. - Daję ci bilet do chmur. Nie nurkuj zbyt długo w podziemiach, wśród niebios również jest przyjemnie. - Zaszeptała do ucha, nim cię puściła i złapała swój płaszcz - to był moment, mgnienie oka, czy może tylko sen, gdy zniknęła..? Nie słychać było jej kroków, widać było tylko jej ostatni uśmiech... może naprawdę była jedynie zjawą..? Aniołem, który powrócił do Nieba..?
[z/t]
avatar
Slytherin
Regulus Black

Wieża Zegarowa Empty Re: Wieża Zegarowa

Pon Gru 15, 2014 3:13 pm
Czuł dotyk ciemności znacznie bardziej przerażającej niż jego sama, chłodnej i pełnej tajemnicy. Nie była to jego ciemność, ochraniająca płonącą duszę, ale jej ciemność, schowana gdzieś daleko za światłem.
Cyrograf działał w obie strony, jednak on nie umiał patrzeć tak głęboko jak ona. Jej wzrok dotarł do najdalszych zakątków tego, czego Regulus Black nie wiedział teraz. Był ciemnością, nieświadomą bliskiej przemiany i szybkiej śmierci, okraszonej niepewnością, smutkiem i bólem, nie tylko jego. Przyszłość pełna szaleństwa, niepewności i kłamstw. W końcu miał przejść odwrotność życia gwiazdy. Jako mała, zapadnięta czarna dziura, wybuchnąć jak supernowa, aby odnaleźć w sobie blask najjaśniejszy pośród lwów. W tej chwili, otoczony czarną mgłą nieświadomego mordu i zła.
Dotarła tam. Pod horyzont zdarzeń, tam skąd nawet światło nie znajduje powrotu.
Uniósł dłoń, aby przejechać po jej białych włosach. Ledwie tknął jasnych kosmyków i poczuł jak umykają, razem z samą dziewczyną. Zrozumiał wtedy, że zwykłe światło nie wydostanie się już spod horyzontu zdarzeń, że ona nie była zwykłym światłem, to ciemność w niej dotarła tam, gdzie nikt wcześniej nie dotarł.
Czy to znaczy, że i on może posiadać w sobie światło? To, które teraz go poraziło i zniknęło wszystko - burza, czerń... Ciemność była wszystkim, Światło zaś... Niczym. Nic nie mogło się chować w świetle.
Jego matowe, ciemne oczy wpatrywały się chwilę w znikającą postać, aby zaraz na nowo dopadła go szara, nijaka rzeczywistość...
- Co ja narobiłem... - spytał samego siebie, przerażony tym co się stało. Dopuścił do swojej duszy osobę, która umknęła jak wystraszona łania, zanim zdążył zajrzeć w jej wnętrze. Była od niego sprytniejsza, to nie świadczyło dobrze o jego położeniu. Jednak miała rację... Był w stanie tylko uciekać przed białą Królową, chętną do użycia słów "Szach Mat". Już lepiej położyć sobie na głowie wielką, czarno białą tarczę, a nad nią ustawić wielki transparent z napisem "Tutaj, bezbronny śmieciożerca, chętnie przyjmuje na siebie wszystkie unicestwiające zaklęcia."
Tylko czemu zniknęła...? Czy po prostu się przeraziła widokiem? Czy może zwyczajnie poczuła obrzydzenie?
[z/t]
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Wieża Zegarowa Empty Re: Wieża Zegarowa

Pią Gru 26, 2014 11:19 pm
Mógłbyś zatapiać ludzi, mógłbyś ciągnąć ich za sobą, tak jak wcześniej tonęła Esmeralda, której krew jeszcze pulsowała w twoich żyłach, nadając moc ciężkiemu spojrzeniu, przenikającemu przez coraz bardziej wykruszający się śnieg, pozostający jedynie marnym wspomnieniem, cieniem samego siebie, ale i będący obietnicą powrotu – świat żył cyklem, naturalnym, który istoty takie jak Ty, teoretycznie, zakłócały – byliście czymś PONAD naturą, czymś stworzonym dłonią ludzką, a ci, jak wiadomo, mieli zdolności do wysysania wszystkiego, co matka ziemia urodziła, odbierania jej wszystkich cudów i pozostawiali po sobie jedynie jałową, szarą pustynię. Taka natura ludzka. Do destrukcji i autodestrukcji. Połączyłeś obie, kiedy obsunęły się schodki Twojej cudnej ścieżki "idei", tego fałszywego tworu, który jak rak obejmował umysł, by wyżreć z niego wszystko. I pozostawić pustkę. Wspomniałem, że miał tą paskudną zależność, że zawsze przerzucał się na sercę? Och taaaak, wytrzepywał każdą emocję, by korzenie zapuszczać na samym dnie duszy i wypaczał wszystko – zżerał od środka, a potem... sam znikał. Nie pozwalał nosicielowi umrzeć, przecież wtedy nie miałby żywiciela, ale uwielbiał atakować, jeśli tylko coś, najmniejsza iskra, powodowała ożywienie tych narządów. Pracował tak, jak każdy szkodnik – wrac z czasem. Nie był gwałtowny, nie pozwalał się tym bystrym odkryć na samym początku, bo nawet jeśli zdawali sobie sprawę z jego obecności, to pozwalał im wierzyć, że jest czymś, z czym sobie poradzą. Z czymś takim nie da się wygrać. Można się tylko poddać. Kapitulacja była nieunikniona.
Zatrzymałeś się więc w cieniu, skąd oparłszy o parapet przyglądałeś uczniom wychodzącym powoli do Hogsmeade, do którego wyjścia i ty się zgłosiłeś, a mimo to nie poszedłeś na zebranie, które trwało, a na którym Filch liczył tych, którzy chcieli wyjść – nie potrafiłeś stawić czoła tłumom, nie chodziłeś na lekcje, nie istniałeś. Całe dnie przesiadywałeś w miejscach, które wolne były od ludzi lub towarzyszyłeś Vincentowi – złamać, trzeba cię złamać, tak? Nie, drogi Vincencie, w nim nie było już czego łamać. Mogłeś wyginać jego stalową wolę, tak jak i on ją kształtował na własne potrzeby, ale tego kawałka blachy nie da się skruszyć, zaś to, co rozbić mogłeś, już rozbiłeś. Jego serce... ono nawet nie było rozbitym szkłem. Ono nie istniało. Ciemność. Pustka.
Aby zacząć żyć jak trzeba - w ogóle wszystko zniszczyć trzeba.
Obserwujesz ich – śmiejacych się, zadowolonych, rozmawiających ze sobą – większość nawet poznawałeś, część była z twojej klasy, na większość się natknąłeś – już taki jesteś, ciągnie cię do rozmów, lubisz rozmawiać, nawet jeśli potem wszystko, co się od ciebie dostaje, to pustka, zranienie i ucieczka – niszczysz wszystko wokół siebie, bo sam jesteś... takim Czarnym Kotem, za którym ciągnie się czarna mgła nieszczęścia – każdy, któremu przetniesz drogę, kończy źle. Nie ważne, że chciałeś dla nich wszystkich wiele zrobić. Nie ważne, ile przegrałeś, jak bardzo wyszedłeś na minusie. Nic nie jest proste – Ty i Życie nigdy nie będziecie kwita, przestałeś więc spoglądać na ten rachunek zysków i strat, jakie sobie wzajem sporządzaliście, nie miało to najmniejszego sensu.
Carpe diem.
Nie wiesz kiedy i dlaczego straciłeś samego siebie, nie uważasz nawet, byś musiał tą osobę odnajdywać i za nią gonić, Ty nie cierpiałeś, Ty nie odczuwałeś bólu, nie chciałeś żadnego "podnoszenia", nie chciałeś żadnej wspaniałej "pomocy" – chciałeś tylko, by wszyscy się od Ciebie odpierdolili i dali Ci spokój. To i do tego prowadziłeś.
Śmierć w samotności, tam, gdzie pożegna cię tylko ostatnie pchnięcie słonecznego promienia, tam, gdzie nikt nawet nie znajdzie twego ciała i nikt nawet nie będzie szukał.
Jedyne marzenie. Jedyna prośba.
Marzenie? Przepraszam, nadużyłem tego słowa.
Przestałeś nawet pytać Boga, ale nie pozwoliłeś sobie w niego zwątpić, pomimo tego wszystkiego, co Cię spotkało i z czym do czynienia miałeś – masz prawo chyba go wyklinać, wiesz? Jednak nie wysyłasz w kierunku błękitnych niebios, w które już nie spoglądasz, trzymając wzrok i nos przy ziemi, żadnych zażaleń. Już nie. Kiedyś pytałeś o wiele rzeczy, chciałeś znać powód, w którym szczęście nie rozkładało się po równo dla wszystkich i Ciebie akurat omijało tak szerokim torem. Nie masz nikogo. Wszyscy wokół Ciebie przechodzą obok i tylko czujesz muśnięcie powietrza, gdy odchodzą w swoją stronę – sam do tego prowadzić, jedno z pragnień, to przecież było to, prawda? Żebyś ten spokój miał i mógł stać na wieki tak, jak teraz.
Samotny.
Za przyjaciółkę mając tylko ciszę.
Esmeralda Moore
Hufflepuff
Esmeralda Moore

Wieża Zegarowa Empty Re: Wieża Zegarowa

Pią Gru 26, 2014 11:42 pm
Wszyscy mijali, ale znalazła się jedna niewinna duszyczka która nie patrząc na konsekwencje swojego czynu postanowiła zatrzymać się przy tobie. Nie było to wcale spowodowane litością ani chęcią popatrzenia na to jak się męczysz sam ze sobą, jak bardzo siebie nienawidzisz. Kierowały nią najnormalniejsze ludzkie uczucia... albo nawet nie ludzkie. Były za czyste na te emocje które pochodziły od ludzi. Objawiła się dużymi zielonymi oczami które wszyscy twoi wrogowie mogli dostrzec w mroku który ciebie spowił. Czyż nie były jedynym światłem który nagle pojawiał się podnosił na duchu i znikał, ale nie opuszczał. Po prostu w milczeniu obserwowała jak sobie radzisz, a kiedy upadałeś w ostatniej chwili ciebie łapała. Niestety ty jej na to nie pozwalałeś raniąc tym samym jej uczucia, ale ona zakładała swój śliczny uśmiech na usteczka i mimo to po prostu trwała nie słuchając twojego krzyku, że chcesz być sam. Stała z otwartymi ramionami gotowa na przyjęcie twojego smutku czy żalu. Między innymi dlatego trudno było powiedzieć, że Esmeralda była ludzką istotą. Dawała od siebie tyle dobra nie oczekując niczego w zamian. Była tak bardzo bezinteresowna. Takich jak ona było już coraz mniej... możliwe, że była ostatnią osobą... więc czy na pewno chcesz ją odtrącić?
-Sahir...- Usłyszał za swoimi plecami cichy i przyjemny szept. Od razu mógł wyczuć ten zapach jaśminu który emanował z jej kruczoczarnych włosów, no i chusta z monetkami która śpiewała tylko dla niej. Ustała obok niego z tym swoim uśmiechem na ustach a zielone oczy świeciły się niczym milion gwiazd.
-Dawno ciebie nie widziałam... nie ukrywam masz talent do omijania ludzi. A sądziłam, że to ja lubię kryjówki- Stwierdziła i założyła jeden niesforny kosmyk włosów za ucho. Nie wyglądała na osobę przerażoną, rozmawiała z nim zupełnie tak jak by to co miało miejsce jeszcze nie tak dawno temu nigdy się tak naprawdę nie wydarzyło. Bo czy to nie był przypadkiem jej sen? w końcu kiedy się obudziła nie było ani jego, ani śladów po ugryzieniu. Czy może po prostu brak pamięci dawał o sobie znać. Wszystko przez to, że żadne wydarzenie nie zapisywało się w jej głowie po prostu nie mogła o tym pamiętać.
-Oooo... bym zapomniała- Uniosła lekko głos podskakując delikatnie sama przez co jej chusta zabrzęczała oburzona, że jej ciało zdobyło się na taki gwałtowny ruch. Sięgnęła do swojej torby i wyciągnęła z niej płaszcz i inne rzeczy chłopaka które otrzymała nad jeziorem.
-Dzięki... chciałam to oddać wcześniej, ale nie było jakoś okazji. Myślałam już nawet o tym aby wysłać ci to sową. No, ale chciałam dać ci to osobiście- No i chciała go jeszcze zobaczyć. Nie wiedzieć dlaczego czuła się dobrze w jego towarzystwie. Pomimo tego, że ten mrok który go spowijał ją pożerał ona się na to zgadzała. I znowu z całej jej sylwetki wydawał się wydostawać dziwny blask który próbował odgonić wszystkie cienie na tym świecie.
-Nie wybrałeś się do wioski?- Zapytała się zaciekawiona i kiwnęła głową w kierunku woźnego który właśnie krzyczał na jakiegoś uczniaka który rozpaczliwie szukał zgody na wyjście.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Wieża Zegarowa Empty Re: Wieża Zegarowa

Sob Gru 27, 2014 12:42 am
Właśnie..! To światło, które wyczuwałeś, gdy już się zbliżało – Jej zapach, który ją wyprzedzał, nie nachalny, ale doskonale pasujący do jej jaśniejącej sylwetki, nawet jeśli jej włosy nie nosiły barwy złota, a czerń – głęboką czerń, którą tak hołubiłeś za jej doskonałość, za jej zdolność pochłaniania wszystkich barw... Nie wiesz o tym, Ty niewinna..? Wiesz, bo czujesz to, czujesz Jego niechęć, czujesz, jak Cię odpycha, czujesz Jego zimne spojrzenie, które odwraca od okna, a przez które to uczniów obserwował, żeby odwrócić się w twoją stronę półprofilem, łokieć nadal opierając na kamiennym parapecie, zupełnie obojętne – taka jest Jego natura, poznajesz ją coraz bliżej, a mimo to lgniesz jak ćma do płomienia, pragnąc oświetląc jego drogę nie wiedząc, że on ją doskonale przed sobą widzi i że nią podąrza klarownie, z pełną świadomością tego, dokąd się kieruje. Chwile słabości bywały coraz rzadziej, upuszczane wraz z każdą kroplą krwi, którą Vincent wyduszał z twoich żył – wraz z nimi ulatywały kawałki sumienia, okruszek po okruszku, niezauważalnie, które sam z siebie wypychałeś, nie chcąc mieć czegoś tak upierdliwego, ograniczającego ruchy i więżącego samego siebie w swym wnętrzu. Wolność? Ta "wyśniona" wolność? Potraifłeś wiele o niej prawić, kiedyś tyljo tego pragnąłeś – być wolnym i pomagać innym, bezinteresownie, chcąc, by inni się uśmiechali, teraz miał tylko jedno powołanie. Jako Czerń pochłaniać wszelakie barwy. Ty też wśród nich byłaś. I im bardziej się starałaś, tym mocniej rwało jego posklejaną w nierówne kształty duszę, aby cię zmiażdżyć, boleśnie i dosadnie, abyś już nigdy więcej nie myślała, by pomagać komukolwiek. Czy by się odważył? Pytanie bardzo niewłaściwe, bo w tym przypadku nie należy pytać "czy", a "kiedy". Wszystko się w nim zamazało, wszystko przetarł własną dłonią i ułożył nowe, wypaczone wzory, które pozwalały na tą obojętność, chłód i przepaść dzielącą go od wszystkich. Była jeszcze jedna taka, samobójczyni, co bardzo chciała pomagać, taka, co nazywała się Alexandra Grace, a która dostała nauczki w nadmiarze za pchanie nosa w nie swoje sprawy... nie z twojej dłoni, skądże znowu... ty nie niszczyłeś fizycznie. Ty wykańczałeś psychicznie.
- Dzień dobry. - Odpowiedziałeś tym swoim miękkim, spokojnym głosem, który mimowolnie wsuwał się do umysłu, głosu, który nie pasował do kogoś złego, bo czy jesteś zły? Nie pytasz o to samego siebie, choć Ja sam, jako twój narrator, postawiłem to pytanie już wiele razy i sądzę, że nie – może sam powinieneś więc podjąć ten temat w swym wnętrzu, lecz nie – nie chcesz się zastanawiać, nie chcesz badać swego wnętrza.
Idziesz na dnie.
Myśli w twojej głowie zawsze pełne były słów i zdań przeplatających się ze sobą wzajem, działających na różnych poziomach, badających, świadomie odbierajacych świat, zaś teraz? Teraz w swym zaufaniu do samego siebie i swego umysłu odciąłeś się od niezwykle ważnej części poznawania – lepiej nic nie wiedzieć, niż cierpieć z nadmiaru wiedzy. Taki osąd rozporządziłeś, kiedy zebrałeś wszystkich ministrów cząstek tego, co tworzyło resztki ciebie. Wraz z tym wydałeś wyrok śmierci. A to zaś... To dopiero dało prawdziwą wolność.
Bardzo Niezależny, bardzo Czarny, bardzo Kot.
- Cenię sobie swoją prywatność. - Oczekiwałaś czegoś więcej? Powinnaś uciekać, przecież widzisz otworzone drzwi zwierciadeł Jego duszy, na niej nie było żadnych kajdan, całe pozory murów wokół niego były jedynie złudzeniami – On nie miał niczego, niczego nie oferował, niczego mieć nie będzie. Nie obudzisz go z jego snu, bo on nie śni. Nie uratujesz go, ponieważ nie masz go przed czym ratować. Mimo to nie potrafisz go opuścić.
Może przywrócisz go śmierci?
Wyciągnąłeś ręce, by odebrać od niej swoją własność, przyglądając się czystemu płaszczowi i golfowi z tamtego pamiętnego dnia, jasnego w twej pamięci jak żaden inny, snujący się po kątach koniecnzości analiz i zbierania materiałów.
- Idę. - Musisz iść, nie możesz zostać w zamku, w którym Nightray planował zawieruchę na dzisiejszy dzień... Tak jak i nie mogłeś nikogo ostrzec przed tym, co miało się stać. - A Ty? - Zamiast patrzeć w oczy rozmówczyni patrzyłeś na miękkie ubranie, którego materiał przelewał się między twoimi palcami – nawet za bardzo nie miałeś torby, żeby je schować, więc na razie po prostu położyłeś je na ławeczce z boku, przy oknie, by powędrować spojrzeniem tam, gdzie i szmaragdy tęczówek Cyganeczki zawędrowały. - Takie aż ważne było wręczenie paru szmat w ręce własne? Mogłaś się nie trudzić i przesłać je sową. - Nailah, który jeszcze nie tak dawno zawsze był dla wszystkich miły i uprzejmy... - Dziękuję za ich wyczyszczenie. - Wielkie paniszcze łaskę robi.
Esmeralda Moore
Hufflepuff
Esmeralda Moore

Wieża Zegarowa Empty Re: Wieża Zegarowa

Sob Gru 27, 2014 1:05 am
Jeżeli ten cel który sobie obrała był tak bardzo niebezpieczny, i jego osiągnięcie oznaczało oddanie życia... cóż mogła tylko uśmiechnąć się i zgodzić. Była gotowa zrzucić z siebie tą całą tęczę która ją otaczała i przybrać jego czerń. I po co to robiła, czy warto było się tak poświęcać dla jednej osoby która nawet tego nie będzie umiała docenić. Cóż w oczach innych były to starania które pójdą na marne. Cyganka uważała, że nie wolno zostawić nikogo. Nie ważne w jakim mroku się znajdował. Zawsze da się zapalić jakieś światełko. Tylko najpierw trzeba znaleźć odpowiednią świeczkę.
-Niby mogłam, ale chciałam ciebie zobaczyć- Powiedziała cicho i uśmiechnęła się lekko zakłopotana. Cóż po prostu stęskniła się za nim. Pomimo tego, że próbował ją odepchnąć czuła się dobrze w jego towarzystwie i chciała jeszcze raz zobaczyć.
-Ja... nie to nie miejsce dla mnie- Mruknęła cicho i usiadła sobie spokojnie na barierce. Taka była prawda. Ta wioska to nie była jej bajka. Chodzili tam ludzie którzy mieli pieniądze, którzy byli z innych grup, a dziewczyna nie miała zamiaru pchać się tam gdzie nie pasuje. Chociaż gdyby iść tym tropem to by musiała zniknąć z tej ziemi. Przecież nie miała swojego miejsca nigdzie. Nie pasowała do nikogo, była jedyna w swoim rodzaju i ludzie tego niestety nie potrafili zrozumieć. Tak bardzo chciała wejść do jego umysłu, odegnać te czarne chmury które nad nim zawisły, ale niestety zdawała sobie sprawę z tego, że jeżeli on się na to nie zgodzi to niestety nie zrobi nic. Dlatego też po prostu cierpliwie czuwała u jego boku. Chcąc ochronić przed tymi którzy będą chcieli go skrzywdzić. Może wystarczy jedna życzliwa dłoń wyciągnięta w jego kierunku aby uwierzył w to, że ludzie nie są tacy źli, że nie wszyscy go odrzucą.
-Możesz być spokojny. Nikomu nie powiem o tym, że jesteś wampirem- Zniżyła tutaj głos aby nikt nie podsłuchał tej rozmowy. Nawet jeżeli takie plotki krążyły po szkole, nie były one niczym potwierdzone. A dziewczyna domyślała się, że zależało mu na dyskrecji. A dziewczyna na pewno jej dotrzyma. Jej nie przeszkadzało to, że on był wampirem. Nie widziała w tym niczego złego, a już na pewno niczego takiego co by nakazało jej opowiedzenia o tym wszystkim.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Wieża Zegarowa Empty Re: Wieża Zegarowa

Sob Gru 27, 2014 2:58 pm
Pragnienie upadku – oto, co drzemie w ludziach zaraz obok konieczności niszczenia – niekiedy pięknie się to łączy, sami zabijamy siebie, dlatego chcemy, by ci, co stoją obok i nie chcą się oddalić, również upali – mimo to, pamiętasz? Pytałem Cię o zło, a Ty zły nie jesteś – spójrz, uratowałeś ją, dlaczego? Odruch, niekontrolowany, ponieważ w twojej naturze nie leży kompletna destrukcja, przynajmniej nie ta, w której fizycznie można umrzeć, przynajmniej nadal potrafisz powiedzieć dobre słowo, gdy coś się zdarzy, nawet jeśli okryjesz je cynizmem. Przecież świat, który widzisz przed sobą, przemija, Ty nie masz nic do zyskania, nie masz też nic do stracenia, ludzie nie wiedzą, co naprawdę czujesz, bo tak naprawdę nic nie czujesz, nie chcesz przynajmniej czuć; wyciszasz swój głos i mówisz, że nie masz innego wyboru, jeśli byś od siebie wszystkich nie odpychał, gdybyś postarał się pokazać, co w Tobie drzemie, tą rozpadlinę, gdybyś nie pozwalał wszystkim wokół wierzyć i sam byś nie wierzył w to, co reprezentujesz...
Jesteś, czego więcej oczekiwać? Jesteś, nie odchodzisz, wciąż stoisz w tym samym miejscu, wszystko widząc i wszystko słysząc, nic nie umknie twoim uważnym oczom, nawet jeśli inni nie są w stanie cię dojrzeć – chcesz być duchem, więc nim jesteś – dowód na to, jak potężna jest ludzka wola i jak łatwo przychodzi nam nią manipulować, zaś ta tutaj..? Również chce być, mimo wszystko czy jest tak naprawdę w swje ulotności i delikatności? Banalna do zrównania z ziemią jak robak, nie potrafisz dostrzec w niej przeciwnika – trzymasz dystans do tego, co próbuje ci zaoferować i odsuwasz się od światła, jakie chce ci dać – zakosztowałeś go już pierwszego dnia spotkania, kiedy ją zobaczyłeś, kiedy plotła wokół Ciebie sieć – opierałeś się, ale mimo wszystko pozostawiła po sobie ślad w psychice ostrzegający przed ponowieniem tego, co miało tam miejsce, w magicznej Komnacie Luster, gdzie piękno obrazów wypaczane było przez wyobrażenia, jakie snułeś we własnym umyśle i niechęci spojrzenia samemu sobie w twarz.
- Tak bardzo ciągnie Cię do zniszczenia? Sądzisz, że nie polegniesz w wyzwaniu, które rzuciłaś mi w twarz? - Ona już nie walczyła, ona stała na uboczu, chciała czuwać, kiedy sam wyciągniesz do niej dłoń, ale dla Ciebie była to walka, która raz rozpoczęta nie miała prawa zniknąć z kart historii twego życia pisanych w mózgu. Esmeralda jest wrogiem. Kimś, kto zagraża dotychczaoswemu porządkowi, który wprowadzałeś, w którym byłeś sam nad rzeką w środku dnia, gdzie nie chciałeś spotkać nikogo, wiedziałeś, że nikogo tam nie będzie, nawet gdy wokół leciały bomby z nieba – tymczasem jesteś Ty, a obok jednak zjawiała się Ona i nie potrafiłeś powiedzieć jej wprost: odejdź. Nie uciekłeś też, kiedy wyczułeś jej perfumy. Stałeś i czekałeś, chociaż niezauważony mogłeś uciec zawczasu...
Poruszyłeś się gładko, szybko i zwinnie, nagle łapiąc ją za nadgarstki, by rzucić nią jakby nic nie ważyła i swoim ciężarem ciała przygnieść ją do zimnego muru wieży, w którym pozwolił się odnaleźć – ten, który uratował Twe życie. Ten, któremu to życie byłaś winna.
Przejechał nosem po jej szyi, jednak jej nie dotykał, wdychał jej woń, wsłuchiwał się w rytm serca, wyszukując zmian w każdym uderzeniu – był blisko, stanowczo za blisko...
- Mów, komu chcesz. I tak rzucają we mnie kamieniami, a ja obnażam przed nimi kły, nie dbam już o to... Ta szkoła jest mi przekleństwem i cierniem w nodze, którego nie mogę wyrwać... Mam tu jeszcze parę spraw do załatwienia... - Jego ton nie zmienił się ani o jotę, nie podniósł też twarzy, szepcząc wprost do jej ucha te słowa. - Jesteś mi winna życie... Trzymaj się więc z daleka od Hogwartu jutrzejszego dnia.
Esmeralda Moore
Hufflepuff
Esmeralda Moore

Wieża Zegarowa Empty Re: Wieża Zegarowa

Sob Gru 27, 2014 3:48 pm
-Wiem jaką cenę mogę zapłacić. Wiem, że to nie jest łatwe zadanie, ale nie umiem zostawić cię samego. Przykro mi, nie umiem patrzeć bezczynnie jak sam zabijasz w sobie to co jest najpiękniejsze- Nie potrafiła zostawić nikogo na ziemi, po prostu nie mogła to było sprzeczne z jej naturą. Może i była upierdliwa, być może go irytowała nie raz, ale chciała walczyć i wiedziała, że to zrobi. Tak długo jak ona miała nadzieję to nie było dla niej rzeczy niemożliwych. Przynajmniej ona tak uważała.
Romka nie zdążyła zareagować w żaden sposób kiedy ten przygwoździł ją do ściany. A może raczej nie chciała zareagować. Kiedy była przy nim zachowywała się trochę jak szmaciana lalka z którą można zrobić wszystko. Nie widzisz tego jak ta dziewczyna dla ciebie zrzuca z siebie wszystkie barwy? pozbywa się swoich pieśni, przy tobie nie potrafi tańczyć. Pozwala ci rzucać w siebie błotem brudząc tym samym tą swoją czystość. Pozwala ci gasić swój blask... i po co to wszystko, po to abyś ty mógł poczuć się lepiej. Czy ona nie ma mniejszego szacunku do samej siebie niż ty. Oddaje siebie ludziom, niczym ten kozioł ofiarny na którym można wyładować wszystkie swoje frustracje. A ona i tak w końcu się podniesie otrzepie z brudu, założy uśmiech na twarz i pójdzie dalej swoją drogą. Tylko czy ludzie w końcu nie zabiją tego pięknego ptaka.
Kiedy poczuła jego dotyk w tak wrażliwym miejscu jak szyja, przez jej ciało przebiegły przyjemne dreszcze. Niby było mu wszystko jedno, ale jednak bolało kiedy o tym myślał... ona to wiedziała, nikt nie chce być odrzucony. On pogodził się ze swoim losem, ale nigdy go nie zaakceptował i nie zaakceptuje. Przekręciła się zgrabnie i tym razem to ona przyciskała go swoim ciałem do ściany. Jej czarne włosy opadły na jego ramię i mógł usłyszeć jej miękki głos.
-Jeżeli odważą się to stanę przed tobą. Nie ważne czy chcesz tego czy nie. Nie pozwolę im zabić w tobie tego co warto ocalić. Bo wiem, że jesteś dobry Sahir, chociaż usiłujesz mnie zniechęcić, próbujesz mnie przestraszyć, ale widziałam wiele strasznych rzeczy. Widziałam nędze i niesprawiedliwość na tym świecie. Twoje kły przy tym są niczym- Tym razem to ona musnęła swoimi ustami jego policzek i odsunęła się trochę od niego. W powietrzu unosił się intensywny zapach jaśminu który spowijał jej ciało i włosy.
-I jakże mam się trzymać z dala od tego zamku. Tutaj aktualnie mieszkam- Nie miała gdzie pójść po za tym miejscem. Z resztą co kolwiek by się działo nie miała zamiaru stąd odejść. Nie była kimś kto tchórzył, wbrew pozorom była silną dziewczyną i ten kto jej tego odmawiał po prostu jej nie znał.
Sponsored content

Wieża Zegarowa Empty Re: Wieża Zegarowa

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach