Go down
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Memento Empty Memento

Pon Sty 13, 2014 11:00 pm
Stara jaskinia, o której wiedzą ci, którzy nie mieli z życiem co zrobić, więc zwiedzali zakamarki Hogwartu - jaskinia, która kiedyś musiała być jednym z lochów, a której ściany zostały porozbijane potężnymi korzeniami Starego Dębu, mieszcząca się pod przeklętym drzewem, głęboko, głęboko pod nim, ale która nie przesiąknęła oparami czarnej magii - pod ścianami stały kamienne ławki w okręgu, a na środku stary stół z grafitu, nadgryziony przez czas, zdaje się, że rytualny, wokół którego, w podłodze, wyryto trudne do rozczytania symbole... Jedno z części podziemi tej szkoły starszych niż ona sama.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Memento Empty Re: Memento

Sro Cze 10, 2015 2:48 am
Zmiął w palcach list, który informował go o miejscu i czasie spotkania, jakie miało się dzisiaj odbyć - ponoć mieli dla niego wszystko, co zamówił - a to bardzo interesujące, zważywszy na to, jak gorliwie jeszcze przedwczoraj byłeś zapewniany, że opóźnienia będą, ale zrobią to, jak najszybciej się da - bardzo, bardzo ciekawie... I podejrzanie. Nie podobało ci się to - zwłaszcza, że to nie ty ustaliłeś miejsce spotkania, a osobnik, którego w sumie jako tako nie znałeś - zresztą, do cholery, czy to naprawdę takie istotne? Nie masz o czym myśleć, tylko będziesz teraz rozwlekać ten temat na prawo i lewo? Mają towar, mają wszystko, o co poprosiłeś, więc ruszaj dupę i go odbierz, zakończ tą pieprzoną sprawę, zanim będziesz się czołgać od zakażenia obejmującego twoje ciało - potrząsasz głową, machasz ręką - sowa siedząca tuż obok ciebie, która przyniosła ci zwitek, odleciała w swoją stronę, zapewne do sowiarni, gdzie mogła zginąć pomiędzy tłumem jej podobnych stworzeń i odpocząć chociaż chwilę, zanim jej właściciel nie zleci jej następnego zadania - cudowna obietnica odpoczynku, który osiadał na tobie półkręgiem, ta pseudo-wolność, którą się aż zakrztusiłeś... aż do momentu, w którym dwóch aurorów zawlekło cię przed oblicze sądu - to będzie naprawdę słabe, ale mogę powiedzieć, jako autor, z ręką na sercu, że panu Nailahowi, na swój sposób, było teraz lepiej - wcale nie dlatego, że Nightraya uznano za winnego, miał na to poważnie wyjebane, nienawidził szmaty na tyle, by uważać, iż nie zasługiwał na jakiekolwiek procesy sądowe, ale dlatego, że... te lotki jego smoliście czarnych skrzydeł zostały podcięte - znów coś się działo, znów trzeba było się skupiać, lawirować, kombinować, znów wypalała się w tobie głęboka nienawiść do ludzi, która przypomniała ci, dlaczego w zasadzie nie żałujesz, że ich pomordowałeś i dlaczego wcześniejszy żal za grzechy przeminął - głównie dlatego, że wypiłeś trochę krwi i odzyskiwałeś ten paskudnie wampiryczny rezon, jaki nakazywał ci wierzyć w słuszność podejmowanych przez siebie decyzji, w słuszność wszystkiego, co robiłeś - kroczek za kroczkiem i coraz bardziej upodobniałeś się do Vincenta, a co gorsza - dostrzegałeś to i zamiast się wycofywać i próbować skontrować swe postępki, brnąłeś w nie jeszcze bardziej - oj, gdyby nie Colette, kompletnie byś oszalał i zamiast siedzieć teraz na skraju dachu Hogwartu wydłubywałbyś oczy jakiemuś szczeniakowi... Tak, tak - jeszcze jest nadzieja, jest sens, by zachowywać człowieczeństwo, jakaś szansa na to, że ta pulsująca nienawiść będzie gaszona za każdym razem, kiedy tylko spojrzysz w dwukolorowe oczy...
Uniosłeś się i otrzepałeś spodnie, by zsunąć na balkon, z którego wdrapałeś się na górę, by spojrzeć na słońce, a potem ruszyć w drogę, w poszukiwanie jakiegokolwiek zegara, który poinformowałby cię dokładnie, która jest godzina - w końcu instynkt szepczący "niedługo pora Nocy" nie był zbyt dokładnym informatorem co do tego, jaki czas w zasadzie posiadamy na tym kochanym padole nazywanym Ziemią - o, proszę, wpół do siedemnastej... Ruszyłeś przed siebie, do lochów, zgodnie ze wskazówkami, gdzie zwitek papieru miał cię doprowadzić na miejsce, kiedy go wypuścisz w opustoszałych korytarzach i tak też zrobiłeś - lekko lśniąca błękitem kartka uniosła się i poszybowała w jeden z ciemnych korytarzy - nikt tutaj nie rozpalał pochodni, bo i po co? Zazwyczaj uczniowie nie byli na tyle nierozważni, żeby zachodzić do tych zakątków szkoły, przed którymi dyrektor ostrzegał, że łatwo o zgubienie - ciekawe, swoją drogą, gdyby tak poszukać, jak wiele trupów, jak wiele kości można by tu znaleźć..?
Kartka w końcu doprowadziła czarnowłosego do odpowiedniego miejsca, nim zatrzymała się, by rozpaść w pył w miękkim rozbłysku płomienia - ale jakiego miejsca! Nie, żebyś wychodził na nadmiernie krytycznego, aczkolwiek jakoś nie widać na twej facjacie zachwytu, panie Nailah, a to dziwne - przecież uwielbiać badać nowe miejsca, zwłaszcza, gdy owiane są tajemnicą, jak to tutaj - tymczasem ty siadasz na jednej z ławek i zaplatasz ręce na klatce piersiowej, biorąc cięższy oddech i czekając na tego, kto miał ci załatwić zamówione przedmioty - mieszek już czekał, chociaż wolałbyś nie wiedzieć, ile cię te przyjemności mogą wynieść - zdecydowanie wolałeś i tak to, niż ponowne odwiedziny u Białej Wiedźmy, czy krzątanie się po Hogwarcie i robienie wywiadu, kto się zna na eliksirach, żeby go przymusić do stworzenia jakiegoś - potem byłby problem, gdzie go w ogóle uwarzyć, jak zamknąć temu komuś buzię na kłódkę - nie, zdecydowanie mogłoby to trwać zbyt długo, a ciebie już za bardzo ta rana męczyła, baaaardzo mocno podważając twoją samoświadomość nieśmiertelności, powodując swoisty niepokój przed słabością ciała, które miało aż nadmiernie dużo sprzeciwów...
Więc tak, pan Nailah miał muchy w nosie i był nie w sosie, krótko mówiąc - zamierzał po tym zaszyć się gdzieś, zaćpać, schlać i zaszyć pod ziemię... i zawołać Coletta, żeby napił się z nim.
To brzmiało jak naprawdę dobry plan...
A nawet bardzo dobry.
Cisza rozciągała się nad twoją głową, gdy cienie obejmowały jednostajnymi ramionami pokój, kiedy oplatałeś się ramionami, a konieczna do podtrzymywania przed wszystkimi siła pryskała i kąsał chłód, jaki tutaj panował - wzdrygnąłeś się i przejechałeś parę razy bladymi rękoma po rękawach czarnego płaszcza, unosząc głowę ku sufitowi, na którym splatały się korzenie, wystając zeń i wbijając się żarliwie w ściany - pokój był wysoki, nawet bardzo wysoki - ciekawe, jak głęboko wszedłeś... Ciekawe, czy Colettowi by się podobało to miejsce. Pewnie tak, ale... on chyba wolał miejsca ciepłe, wolał wschody niż zachody słońca, czekał na słodycz barwy lizaka, które rozpromieniały niebo - kłębił się w tym głęboki sens wiary i nadziei na lepsze "dzisiaj", które nastaje wraz z otworzeniem oczu - i przychodził za tym konkretnym tematem, temat niby inny, a jednak bardzo blisko związany z tym, co ma się zaczynać, a co się kończyć - nie potrafiłeś wyznaczyć granicy, w której widziałbyś start, co dopiero mówić o jakiejkolwiek mecie - wszystko kołatało się wokół tego "może, może"... Więc może byś jednak zniszczył ten świat, gdybyś dostał ten magiczny artefakt i został na nim sam..? Albo chociaż z nim..? Potrafiłbyś go zabić? Tak bardzo nienawidzisz ludzi, a jednak nie potrafisz kompletnie ich ignorować - to była bardzo chora miłość, która ciągle domagała się uwagi, bo widzicie, tak to już bywa, że ludzie zapominają, że każdy Demon był kiedyś Aniołem, a im ciemniejsze przybiera barwy, tym mocniej kiedyś jaśniał - wszyscy mówią: sam tak wybrałeś, sam sobie jesteś winien..! - doprawdy..? Jesteś..? Uśmiechnąłeś się do samego siebie, sięgając bladymi palcami do swojej szyi, odchylając poły płaszcza, przejeżdżając po miękkiej skórze, która nie nosiła śladów blizn, jakie nosić powinna, odpiąłeś górny guzik koszuli - jakoś łatwiej się tak oddychało - i złapałeś za rzemienie, by je unieść, ściągając wszystkie wisiorki przez głowę - odetchnąłeś po raz kolejny, mocniej, ciężko, wtapiając się w błogosławione ciemności, zamykając powieki, kładąc ręce, zaciskające ten śmieszny dorobek twego życia, na udach - taak, wszystko będzie dobrze, nie ma sensu zezwalać wiedźmom i Śmierci na taniec - widzisz ich wszystkich, bawią się doskonale - twoim kosztem.
Zwariowałem do reszty..?
Stukot czyich butów wyraźnie rozniósł się echem po korytarzu - otulony swym żywiołem, na podobieństwo Matki Nocy, rozchyliłeś do połowy powieki i obróciłeś głowę, opierając się potylicą i łopatkami o zimny mur za sobą, w stronę jedynego wejścia, nad którym to łukiem, od strony zewnętrznej napisano pamiętne "Memento" - tylko memento co..? Nikt nie raczył tego wersu zakończyć.
Przynajmniej nie w tym pokoju.
Odłożyłeś wisiorki na bok i sięgnąłeś do kieszeni, wyciągając mieszek z galeonami, by zwrócić na niego wzrok - to cię zaboli po kieszeniach... Ale chyba i tak bardziej ciążył ten list w wewnętrznej kieszeni płaszcza, ten prosto z Ministerstwa - to dopiero zalążek... czy błonia, brak dowodów, nie będzie dostatecznym powodem, żeby wsadzić cię do Azkabanu, skoro byłaby to druga tak poważna akcja jak ta z Vincentem..?
Gwendoline Tichý
Oczekujący
Gwendoline Tichý

Memento Empty Re: Memento

Sro Cze 10, 2015 12:36 pm
Zamek Hogwart z czasem zaczął przypominać nieco Gwendoline sławną na cały świat rezydencję Rose Red, osadzoną w Ameryce, która zasłynęła z setek dusz, jakie wsiąknęły w jej ściany, podłogi, sufity i meble, i żadnemu z mieszkańców nie dawały spokoju. Ale to nie konkretnie z tego powodu tak długo nie mogła się oderwać od takiego porównania, ale od faktu, iż krążyły poparte dowodami legendy, jakie mówiły, że najważniejsza tkwiąca w nim dusza właścicielki sprawiła, że rezydencja ciągle się rozrasta. Przez to mugole trzymali się od nawiedzonego miejsca z daleka, budowniczy, jacy chcieli go zburzyć, poginęli, a dom stoi tam dalej albo drzemiąc, albo rozbudzając się i stawiając sobie bez niczyjej pomocy kolejne pokoje i korytarze. Może z tym budynkiem było tak samo? Może czwórka założycieli włożyła tak dużo siebie w tę szkołę, że nikt nigdy nie będzie znał jej na pamięć i nie odkryje absolutnie wszystkich sekretów, bo jej budowa nigdy się nie skończy...? Upiorne poniekąd, ale i bardzo ciekawe. Hogwart był jak labirynt, nagle przemierzało się znany sobie szlak, ale brakowało tam drzwi, drogę zastępowała ściana, a niektóre wrota otwierały się dopiero kiedy się je ładnie poprosiło albo odpowiednio nacisnęło klamkę. To utrudniało eksplorację tego miejsca i sprawiało, że zakątki do których dziewczyna trafiała po długim spacerze, były na dobra sprawę wszystkim dobrze znane i ci, którzy siedzieli tu już kilka lat, trafiliby bez błędu. Dlatego musiała bardzo (niespotykanie wręcz jak na nią) mocno nagiąć barierę swojego zaufania i drugi raz podążyć do miejsca, jakie czekało gdzieś głęboko w ciemnych i wilgotnych korytarzach, i było polecane przez miejscowych specjalistów od dealerki. Wiedzieli lepiej, a Gwendoline nie kryła, że nie lubi, kiedy inni wiedzą lepiej, dużo pewniej czuła się z bronią w rękach i berłem panowania nad sytuacją. Dlatego chciała dać sobie minimum komfortu, udając się do wskazanego miejsca z kilkugodzinnym wyprzedzeniem i wybadaniem jego zakątków.
Pierwsze skojarzenie, jakie nasunęło jej się po wizycie tu i rozświetlenie wnętrza jaskini Lumosem, to hasło: Druidzi. W mugolskich dziedzinach fantastyki był to określony rodzaj czarodziejów, których magia była ściśle związana z naturą. Takie przeświadczenie pewnie stad, że ściany i sufit były pokryte wijącymi się smętnie korzeniami, jakie porozpychały kamienie, a nawet rozlewały na podłodze jak drzemiące spokojnie macki, czekające na nieuważnego wędrowca, jaki na nie nastąpi. I jeszcze pokryty runami stół i ławy naokoło niego. I ciężkie jak niewidzialna mgła, opary najciemniejszego z rodzajów magii. Co za otoczenie... aż różdżka trzymana niezmiennie w dłoni, zadrżała i kopała prądem, jak dopieszczane tak, jak najbardziej lubi, elektryzujące zwierzątko. Dziewczyna pogładziła ją palcami i zabrała się do pracy: nie wykryła tajemnych przejść, ani miejsca na pochodnie, przez co jednoznacznie pokazywało, że to kryjówka dla ciemności i żadne, stałe oświetlenie nie ma prawa zamieszkać tu na wystarczająco długo. Runy mimo, iż nie opalizowały magią, wciąż podtrzymywane przez zaklęcia i gotowe do ataku, wcale nie budziły zaufania i nie dawały poczucia bezpieczeństwa przy chęci zabawy nimi. Ponad to miejsce było względnie bezpieczne i okazywało się całkiem odpowiednią mekkę dla czarownicy takiej, jak Ona. Musiała się tylko przygotować na różnego rodzaju przebieg sytuacji, dlatego nie została tu, nie czując potrzeby ofiarowania cennego czasu na czekanie na tego rodzaju klienta.
Opuściła to miejsce i udała się z powrotem do dormitorium Slytherinu, żeby przesłać ciekawą nowinę prosto do Francji, gdzie pewnie z niemałym zadowoleniem przyjmą informacje o tym, że córeczka znalazła źródło dochodów, jakie samo układa się na półmisku.


Te kilka godzin pozwoliły... dały czas na... poprawienie odpryśniętej warstwy bezbarwnego lakieru na paznokciach. Co jak co, ale skoro przyjaciele nie mogli oglądać jej w koszmarnym stanie, to wrogowie tym bardziej.
Zapamiętała treść liściku, jaki od dawna już płonął w kominku w pokoju wspólnym, zapamiętała też ustaloną godzinę i miejsce; mając dojście do ciągle trykającego na szafce nocnej zegarka, nie musiała się spieszyć i latać jak głupia. Dodatkowo swoje wymykanie się o tak stosunkowo wczesnej godzinie usprawiedliwiła przed kilkoma dziewczynami z dormitorium faktem wymknięcia się na randkę z pewnym przystojnym Gryfonem z drużyny. Nikt nie pytał, właściwie to kilkoro z nich od razu zarzuciło nazwiskiem 'Syriusz Black', jakie to od razu przypominało Francuzce drugiego z Blacków, z jakim dzieliła dom. Odpowiadały jej historyjki, jakie dziewczęta dorabiały sobie teraz, same dając jej tym samym bonusowo mocne alibi, dlatego ani nie potwierdzała, ani nie negowała żadnej z opinii. Po prostu poprawiła śliczne złote loki, zarzuciła na drobne ramię swoją nieodłączną torbę i pożegnała się ze wszystkimi chichoczącymi raszplami, wymykając się z pokoju wspólnego i od razu skręcając w zupełnie inną stronę niż ścieżka prowadząca do schodów na parter.
Szła aż nie pokończyły się dające mdłe światło pochodnie, a potem szła jeszcze dalej i jeszcze; cicho, bez pośpiechu, bez zbędnego hałasu. Znała wampiry, wiedziała do czego mogą być zdolne i jak złudne poczucie panowania nad nimi mogą ofiarować, a jakiego pewnik uzyskiwało się dopiero i tylko(!) wtedy, kiedy trzymało się ich jeszcze mrugającą oczami, odciętą głowę w rękach. Ale nawet ona potrafiła ugryźć wtedy w ramię. Czy Łowczyni się zatem tresowała? Oczywiście. Wyjątkowo głupim i niepoprawnym błędem jest niedocenianie przeciwnika; jedynym oczkiem w górę, jaki dawał jej swego rodzaju przewagę, był cicho spoczywający za płaszczem bicz i swoisty element zaskoczenia, jakiego Sahir... Sahir, tak? Mógł się nie spodziewać ataku. Zamawiał krew, a to znaczyło, że musiał być osłabiony albo wyjątkowo, ale to wyjątkowo zdesperowany – co w sumie wychodziło na jedno i to samo. Mógł więc być albo bardzo zmęczony (w lepszym scenariuszu) albo podirytowany, głodny i rozjuszony (w gorszym); tak, czy inaczej zabawa powinna być przednia.
Do jaskini nie było wrót, po prostu nagle korytarz kończył się podgryzionym łukiem, jaki wpuszczał przyzwyczajonego do ciemności podróżnika do rozległej, szarej komnaty wprost w ramiona... Śmierci.

Nie było czasu na przywitania, rozmowy albo wymiany uprzejmości. Był tylko leciutko i z wyczuciem przyspieszony krok, delikatny zgrzyt odpinanej zastawki podtrzymującej i cichutki świst ogromnej, stalowej broni, która wprawnym pachnięciem sunęła właśnie na spotkanie, by czuje uwiesić się Sahirowi na szyi i móc szarpnięciem zwalić go z wygodnego siedziska.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Memento Empty Re: Memento

Sro Cze 10, 2015 12:44 pm
Blackowie... o tyle, o ile Sahir Nailah miał te skłonności, by przecinać drogi różnym osobom, zwiastując im nieszczęście typowe dla tych wszystkich przesądów miejskich, tak akurat nigdy nie zdarzyło mu się przeminąć z tym konkretnym rodem - może to i dobrze, sam nie wiem - w końcu nie miał zielonego pojęcia, że odpowiedzialnym za te niewielkie mdłości na błoniach, które dotknęły wszystkich, tam, wtedy, podczas tej pamiętnej walki, która, zdaje się, minęła szerszym łukiem pannę Tichy, jaka nie była w żaden sposób w nią zaangażowana, był właśnie Regulus, z którym już panna Tichy miała sposobność się zapoznać? Raczej nie taką bliższą sposobność, ale w końcu ten szanowany, młody człowiek, któremu wróżono przejęcie miana głowy rodu, służył jej pomocną ręką, kiedy próbowała chociaż powierzchownie poznać sekrety tego zamku - czy raczej - dopiero jego podstawy... tym nie mniej nie jestem tak naiwny, by uwierzyć w to, że Gwendoline się dobrze nie przygotowała do tego wypadu i przyjechała tutaj z pustymi rękoma i brakiem niewiedzy, och nieee, przecież ta Księżniczka musiała wiedzieć, z czego stworzone są kamienie, po których stąpała, żeby nie spotkała ją przykra niespodzianka w postaci rozstępującego się dna, by pryzpadkowo jedna z kostek się nie omsknęła pod jej płynnymi ruchami, pod jej długimi nogami, które wielu mężczyzn wolałoby widzieć rozłożone przed sobą, niż tylko napawać się nimi z daleko, w dodatku nakrytych szatą, jaka w Hogwarcie obowiązywała - te wczesno-wiosenne, jeszcze zimowe, były doprawdy baaardzo nieodpowiednim materiałem z rodzaju tych, które nie bardzo odsłaniały wszystkie wdzięki dziewcząt, no ale, o czym ja tutaj prawię, demoralizując te zacne społeczeństwo! - przecież to wcale nie tak, że przed chwilą mówiłem o morderstwach, a teraz przyszłoby mi ganić za fakt popędu seksualnego, jakże naturalnego w tym wieku..! Obraz idealnego społeczeństwa zabrania - wszystko ma być umiarkowane, a przyjemności fizyczne? Tylko i wyłącznie po ślubie! Nic zaś nie wskazywało na to, by potrafiąca o siebie zadbać, zdecydowana niewiasta, jaka właśnie przemierzała ciemne korytarze, których drogę już zapamiętała z poprzedniej wędrówki, miała niedługo zostać wydana w ręce jakiegoś paniczyka - choć może był jakiś powód, dla którego Gwendoline została tutaj przysłana..? Wiele pytań kryje się w owianej niewiadomą przyszłości, jakiej zazwyczaj nie rozjaśniają nawet wróżby zapisywane w szklanych kulach i gromadzone w podziemiach Ministerstwa - przyszło nam żyć w świecie, w których informacje są na wagę złota, gdzie ponoć wszystko jest możliwe do wykupienia, jeśli tylko ma się odpowiednią sumę galeonów - a jednak nie da się wykupić PEWNEJ przyszłości, jesteśmy zbyt uzależnieni od wypadków losowych, bo nawet jeśli zamkniemy się w pokoju cztery na cztery, mając pewność, że nagle nie wjedzie w nas auto, to nigdy nie wiadomo, czy nagle badania krwi nie wykażą nam raka... Po to, zdaje się, powstało powstało powiedzenie "Carpe diem".
To miał być bardzo spokojny wieczór.
Bardzo spokojny wieczór z bardzo spokojnymi planami, które miały się zamienić w coś bardziej radosnego, nawet jeśli teraz przychodziło mu się na swój sposób dąsać, fochać i strzelać różne inne humorki, a wszystkie one okręcały się wokół irytacji - irytacji wypływającej z bólu, który nie pozwalał mu z drugiej strony usiedzieć poniekąd na miejscu przez świeżą krew, która jeszcze tańczyła mu w żyłach i tylko niepotrzebnie pobudzała - było jej stanowczo za mało, by porządnie się zregenerować, wystarczyła jedynie na ugaszenie pożaru, który objawiał się coraz wyższą gorączką, teraz już obniżoną - i dzięki wszystkim Bogom, bo wtedy nie byłby żadnym przeciwnikiem dla tej, która się zbliżała, a której nie podejrzewał w najśmielszych snach o to, że pierwsze, co zrobi, to go zaatakuje - niestety, mogę napisać śmiało, że niestety, nie był jeszcze kompletnym paranoikiem - prócz bezwarunkowych odruchów, które nakazywały gwałtowne reakcje na niespodziewany dotyk, nie zakładał, że każdy, z kim się spotka, będzie chciał go zrównać z ziemią - a chyba powinieneś zacząć... Zdecydowanie powinieneś zacząć. Spoglądając na twoją historię, nakreśloną krzywą kreską na prostej czasu, wszystkie znaki na niebie i ziemi nawoływały, byś wreszcie w jakiś sposób pozbierał się do kupy - tak, jakbyś nie mógł, heh... I nagle powiedzenie "ja nie dam rady" stawało się bardzo smutne i demotywujące - ta aura, która przesiąkała z góry, musiała wpływać na ciebie w ten pesymistyczny sposób - nie była tak mocno odczuwalna, waląca po ryju, jak tam, na górze, tuż pod koronami pięknego ongiś, starego drzewa, które pamiętało chyba jeszcze sprzed Hogwartu, tak jak ta... jaskinia? Jama? Pomieszczenie? Cokolwiek to było, chyba faktycznie bardzo blisko temu było do wyznania Druidzkiego - rzadkiego, niemal zapomnianego rodzaju magii, który kultywowany już był tylko przez ludy nie skażone miejskim zgiełkiem...
Kroczek za kroczkiem, kroczek, za kroczkiem - podejrzewałeś, że jest nieco dalej, musiała stąpać bardzo cicho, musiała być bardzo lekka - w zasadzie to nawet nie wiedziałeś, z kim się spotkasz, w sumie nie bardzo nawet cię to interesowało.
Do tego momentu.
Do tego konkretnego momentu, kiedy usłyszałeś dziwny szczęk i uniosłeś głowę, by ujrzeć sylwetkę dziewczyny z unoszącym się biczem, wraz z którym rozwarły się szerzej twoje powieki.
Reakcja była automatyczna.
Wampir wypuścił mieszek z rąk, który uderzył o ziemię z brzdękiem monet - parę z nim wysunęło się ze skórzanego puzderka i przesunęło po śliskim podłożu, gdy czarnowłosy dał nura na glebę, na kolana, by jedną ręką już odszukać różdżkę, zbierając się do pionu, by machnąć nią w powietrzu, wycelowując w dziewczynę - ale w sumie bez znaczenia, gdzie ta Bombarda maxima trafi...
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Memento Empty Re: Memento

Sro Cze 10, 2015 1:07 pm
The member 'Sahir Nailah' has done the following action : Rzuć kością

'Pojedynek' :
Memento Dice-icon
Result : 3, 2
Gwendoline Tichý
Oczekujący
Gwendoline Tichý

Memento Empty Re: Memento

Sro Cze 10, 2015 1:20 pm
Dość myślenia, dość tych głupot. Wszystko musiało dziać się szybko i bez przerwy, żeby wampir ani na sekundę nie oswoił się z sytuacją. Przestrzeń jest otwarta – idealna, miejsce było daleko od gapiów, usłyszane hałasy nie przygonią tu nikogo dostatecznie szybko, a ten kundel najzwyczajniej zbyt dumny nie spieszył się z wołaniem o pomoc. Głównie z powodu ewentualnego wrzasku Gwendoline celowała biczem na szyję, ponieważ szybko paląca tkankę stal, odsunęłaby chęć rozprzestrzeniania odgłosów na wyjątkowo daleki plan. Zwłaszcza, jeśli wampir byłby na tyle niepokorny, że zmusiłby ją do przytrzymania go w potrzasku na tyle długo, by broń przeżarła mu struny głosowe. Ciekawe co byłoby wtedy...?
Ale nie ma co gdybać, jak już zostało zaznaczone wyżej: dość myślenia i dość bzdur!
Nie miało być za łatwo, więc czujny wampir padł od razu na glebę, a śmiercionośna macka, świsnęła tylko nad oparciem ławki i trzasnęła o kamień na podłodze, dając dziewczynie czas na wydobycie różdżki z kabury na udzie. Oponent w tym czasie poderwał się na nogi i zdążył miotnąć jakimś zaklęciem, nie wypowiadając przy okazji żadnego słowa, a dziewczyna postanowiła z miejsca obronić się jedna z silniejszych, magicznych barier.
- Protego Totalum - szepnęła, ale jej psotna i nieusłuchana przyjaciółka i tym razem postanowiła zagrać sobie na nerwach właścicielki. Bombarda rozbiła się o tarczę jak wypełniony trotylem balonik, roznosząc echo wybuchu po całej jaskini, jaka o dziwo miast nieść je dalej jak anielski śpiew, zdawała się pożerać je łakomie, śliniąc się na widok szansy spicia jeszcze jednej kropli krwi. Mimo, iż tarcza wytrzymała zaskakująco mocno, to nie dała rady utrzymać blondynki na miejscu i zmusiła do mocnego ugięcia nóg, kiedy jej dotychczas czyste buciki z miękką podeszwą szurnęły o prawie dwa metry w tył. Coś strzyknęło jej wtedy w kostce, kiedy zapierała się, by nie upaść i syknęła pod nosem, marszcząc wściekle jasne brwi. Co ciekawe, nawet zdenerwowana nadal wyglądała jak laleczka - po prostu stworzona przez chmurnego artystę. W te chwili już lekko obolała laleczka, której buzująca w żyłach adrenalina i chwilowy atak furii pozwolił włożyć tym razem w różdżkę dużo więcej zdecydowania, kiedy poszło kolejne zaklęcie. Bez zwłoki wyprostowała się, czując jak dreszcz bólu na sekundę spina jej ciało i wrzasnęła krótkie: Carpe Retractum, a tym razem złoty bicz wystrzelił w stronę ławki za którą stał Sahir i sprytnie owinął się dookoła jej dekoracyjnie wykonanego podłokietnika. Jak tylko poczuła, że zaklęcie napięło tę błyszczącą, twarda smugę, zamachnęła się ręką i patrzyła jak fala idąca jej ruchem podrywa sporą ławkę z ziemi i pcha ja wprost na Krukona.


Ostatnio zmieniony przez Gwendoline Tichý dnia Sro Cze 10, 2015 1:45 pm, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Memento Empty Re: Memento

Sro Cze 10, 2015 1:20 pm
The member 'Gwendoline Tichý' has done the following action : Rzuć kością

#1 'Pojedynek' :
Memento Dice-icon
#1 Result : 2, 6

--------------------------------

#2 'Pojedynek' :
Memento Dice-icon
#2 Result : 4, 4
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Memento Empty Re: Memento

Sro Cze 10, 2015 1:58 pm
Rezonacje od mocnego upadku, kiedy w zasadzie rzuciłeś się do przodu, ostatkiem ratując oparciem przedramion na lodowatym kamieniu, żeby nie wyrżnąć w niego twarzą, zabrzęczały ci w kościach - chociaż nie byłoby to nic takiego, gdyby nie to, że wywołały szczęknięcia zębów od nagłego, nieprzyjemnego obrotu, któremu poddałeś brzuch - twoje ciało wrzasnęło do Ciebie - co ty najlepszego robisz, Nailah?! - i sam się dalej siebie pytałeś: no właśnie, co ty robisz? - Problem w tym, że już słusznie zostało zauważone, że tutaj nie było czasu na myślenie - a to niedobrze, bardzo niedobrze, bo zdziwienie kompletnie zresetowało wszystkie procesy, jakim powinien się poddać, ponura aura skutecznie nacisnęła na guzik "depresja", nawarstwiona jeszcze przeżyciami z wczoraj, podczas pogrzebu i tuż po nim, tworząc mieszankę wybuchową, niczym samo-nazbrajająca się bomba - tylko że ta bomba wybuchała w środku, nie na zewnątrz - ale chwilka, potrzebujesz tylko chwili, zaraz ogarniesz, że właśnie zostałeś zaatakowany, że ratujący twoją dupę, wyuczony pierdolonymi przeżyciami, instynkt, może działać o wiele sprawniej, jeśli tylko dasz mu na to szanse i przestaniesz próbować analizować sytuacji, a zamiast tego zrobisz to, czemu tak chętnie się poddawałeś - wampirzej krwi, która już uderzyła w komórki twego ciała, napędzając je do działania - wydymasz mocniej wargi, wciągasz głęboko powietrze do płuc, badasz, słuch się wyostrza, wszystkie zmysły stają dęba, kły wydłużają - to Śmierć, Śmierć dotyka obu twoich ramion, rozkłada dla Ciebie skrzydła, czujesz jej oddech na swoich karku, rozbija się ten trupi jad, miast cię mrozić, tylko rozgrzewała, mówiąc, że oto i twoja szansa - nie wymagała poprawy, och nie - ona po prostu cię wspierała, zawsze z tobą - zobacz, iluż masz przyjaciół! Cienie już krążą wokół, szepczą, śmieją się - ten się śmieje, kto się śmieje ostatni - och, pani Tichy, nie wie pani, że Ciemność to domena nie takich, jak Ty..?
Ale zaraz, zaraz, nie powinieneś mieć żadnych śladów czarnej magii na swej różdżce, Azkaban jawi się odległą wizją, ale jest tam, gdzieś za plecami twej ofiary - och, chwila, tutaj chyba role się pomyliły..? Kto tu zwierzyną, a kto drapieżnikiem..?
Wampir obnażył kły i zasyczał ostrzegawczo, przeciągając znów swoją różdżką w powietrzu, nie wypowiadając najmniejszego słowa - tężała otchłań, która jeszcze przed chwilą, poprzez zmarszczki mimiczne, bo w niej samej próżno było szukać emocji, odzwierciedlała zdziwienie i swoisty brak rozeznania sytuacji - nadal ta ludzka, jakże ułomna część, dość wyraźnie tańczyła, ale ileż można się dziwić, kiedy pierwotny zew, pierwotna uciecha, by znów poczuć adrenalinę we krwi, przysłaniał wszystkie myśli..? Te racjonalne, irracjonalne - wszystko blakło w obliczu dołączenia do Danse Macabre... Protego zajaśniało w powietrzu, wampir jednak kompletnie nie podejrzewał, że to lasso nie ma sięgnąć jego, a ławki, za którą teraz stał, dotykając plecami ścianę, o którą prawie uderzył głową - ponoć głupi ma zawsze szczęście, jak to mawiają... niestety (w takim razie) Nailahowi daleko było do głupiego.
Kamienna ławka poderwała się z ziemi i poleciała z impetem na czarnowłosego, który gotów był się cofnąć - no ba, że był, zrobić unik, no tak, no przecież! - tylko nie było jak się cofać, pozostawała ucieczka na bok - i zapewne by zdążył, gdyby nie to, że czas poświęcił na stworzenie tarczy - Protego rozbiło się, tak jak wcześniej Protego Totalum Gwendoline, powstrzymując jednak czar - ławka zatrzymała się, rozbijając w pół i opadła z hukiem na podłogę - nie pozostawiłeś dziewczynie nawet sekundy na to, by mogła miotnąć w ciebie następny raz i posłałeś w jej stronę Depulso - i wszystko by było pięknie i fajnie, gdyby nie to, że ta pseudo-namiastka czaru, który wydostał się z twej pulsującej ci w dłoni towarzyszki, nie nadawała się nawet do nazwania tego "czarowaniem" - dobrze, no dobrze, generalnie...
What the fuck?!
Zgodnie ze swoją świętą zasadą, przesunąłeś się w bok - nigdy się nie zatrzymywać i wykorzystywać to, co zawsze się sprawdzało - dobrać się do przeciwnika własnoręcznie, kiedy kondycja nie zezwala na dobre skupienie dla czarów, bo i fizycznie nie było człowieka, który mógłby ci się równać - a to, że panna Gwendoline srebro posiadała - no cóż, nie był w posiadaniu nadajników na srebro w swojej głowie, a coś takiego jak "łowcy wampirów" nawet nie obiły się za bardzo o jego uszy, prócz legend... ale ongiś i same wampiry były dlań legendą.
Skupienie - skupienie się wśród rozbitych myśli, czy poddanie wampirowi?


Ostatnio zmieniony przez Sahir Nailah dnia Sro Cze 10, 2015 2:37 pm, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Memento Empty Re: Memento

Sro Cze 10, 2015 1:58 pm
The member 'Sahir Nailah' has done the following action : Rzuć kością

#1 'Pojedynek' :
Memento Dice-icon
#1 Result : 3, 2

--------------------------------

#2 'Pojedynek' :
Memento Dice-icon
#2 Result : 5, 1
Gwendoline Tichý
Oczekujący
Gwendoline Tichý

Memento Empty Re: Memento

Sro Cze 10, 2015 8:12 pm
Nie sądziła, że świetlistym biczem uda jej się zmylić przeciwnika na tyle, żeby ten zdążył zbudować naokoło siebie tarcze. Całkiem dobry obrót spraw, choć nie odniósł za wiele poza tym, że ławka uderzyła z impetem o barierę i powaliła na ziemię z trzaskiem, który znowu pożarła wygłodniała jaskinia. Zupełnie, jakby oboje przeciwnicy znajdowali się w brzuchu jakiegoś potwora i walczyli na śmierć i życie o to, które z nich dozna zaszczytu wyjścia z jego paszczy. A potwór był tylko bezdusznym obserwatorem.
Przygotowała się automatycznie na ewentualność obrony ze strony wampira, ale nieudane zaklęcie jedynie zawirowało magią w powietrzu i nie roznieciło żadnego płomienia. Najwidoczniej dla nich dwóch nie był to dzień pełni porozumienia ze swoimi różdżkami, bo kiedy łowczyni zamierzała go oślepić, szepcząc pod nosem regułkę zaklęcia Conjunctivus, którym miała chęć pozbawić tego kundla wzroku, ale i jej magiczny artefakt dla zgrywy również postanowił zagrać sobie jej chęciom na nosie i wielki blask, jaki miał na dobre godziny zmienić Sahira w miotającego się po podłodze robaka, ledwie błysnął lekko z zaskakującą celnością zmuszając chłopaka do zmrużenia oczu. A że było to nienaturalne i wyjątkowo zimne światełko, to nawet nie rozprysło się wystarczająco, by rzucić cienie obojga uczniów na ściany. Po burzy zapadła chwilowa przerwa i ciężka i gęsta cisza. Gwen powoli przechodził ból w nadwyrężonej kostce, ale teraz jeszcze nie ruszyła się z miejsca, ledwie trzymając różdżkę w gotowości i poruszając w drugiej dłoni biczem, jakiego macka wiła się przyjemnie po podłodze. Ta broń była wyjątkowo piękna, z bliska naprawdę koronkowo i dekoracyjnie wykonana. Syczała delikatnie, ocierając się grzbietem o kamienną posadzkę, zupełnie jak zadowolony wąż, który w obronie swojego właściciela jest gotów kąsać nawet po odcięciu głowy.
Porcelanowa laleczka stała w ciemności, jej smukła figura figura zarysowywała się na ciemnym tle ścian, a sprytne, ciekawskie miodowe oczy wbiły w czarnowłosego chłopaka, który starał się pozostać w ruchu i uciec od spojrzenia rozpalonego jak węgiel.
- Upuściłeś pieniądze. - odparła mrukliwie, co w ciszy i tak zabrzmiało wyjątkowo głośno. No i jeszcze ten miękki, przyjemny dla ucha akcent, prawie łaskotał małżowiny uszne jak palce czułej kochanki. Ba, to wszystko zebrane do kupy zabrzmiało nawet tak, jakby planowała dać mu czas na odszukanie swojej zguby, jaka podległa znaczniejszemu rozsypaniu, kiedy poruszono ławką, pod jaką leżała. Niektóre Galeony lśniły widocznie na kamieniach, a inne nadal w mieszku leżały niecały metr dalej.
Bat znowu syknął, końcówką zarysowując półkole na już i tak bestialsko porysowanej podłodze.
- Lepiej, żebyś ich nie pogubił, będą ci potrzebne, mam w końcu twoje zamówienie.
W momencie, w którym oponentem okazywał się wampir, Gwendoline nie patrzyła już na niego tak samo. Nie komentowała nawet w myślach poziomu atrakcyjności ciała, bo stawiała to na równi z zoofilią. A tego tutaj nie widziała jeszcze wystarczająco dokładnie – postura wskazywała na mężczyznę, miał czuprynę ciemną albo brązową, chorobliwie jasną skórę (jak zresztą reszta jego pobratymców), a oczy tak mocno... ukryte, najwyraźniej też ciemne, że zupełnie nie widziała w którą stronę zwrócona była jego twarz do czasu, aż nie spoglądał stricte na nią. No i jeszcze ten śmieszny akcent syczenia – jak prawdziwe zwierze – przynajmniej nie próbował udawać człowieka i dawał się owładnąć pierwotnym instynktom. Właśnie to przyjemnie podwyższało poziom adrenaliny we krwi i nakazywało subtelnymi, przyjemnymi ruchami podejść temu drapieżnikowi bliżej. Jeszcze bliżej... i jeszcze... no dalej... po co mu litr krwi w woreczku, skoro wróg sam prosi się o jej rozlew? Tylko odrobinę bliżej...


Ostatnio zmieniony przez Gwendoline Tichý dnia Sro Cze 10, 2015 8:42 pm, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Memento Empty Re: Memento

Sro Cze 10, 2015 8:12 pm
The member 'Gwendoline Tichý' has done the following action : Rzuć kością

'Pojedynek' :
Memento Dice-icon
Result : 5, 2
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Memento Empty Re: Memento

Sro Cze 10, 2015 9:29 pm
Powiadają, że strzeżonego Pan Bóg strzeże - potrzebowałeś tej ochrony, protekcji tego, który pół-żywy wisiał gdzieś w przestrzeni i nie mogłeś go dostrzec - objawiała się jego obecność tchnieniem Śmierci, co podążała za tobą krok w krok, kiedy przesunąłeś się szybciej, gładko, w bok, widząc przebłysk światła - do niczego jednak nie doszło, nie było żadnego "bum", nie było żadnego "suprise muther fuckers" - po tym przebłysku, od którego zmrużyłeś lekko oczy, zatrzymując się na nowo, by zrobić następnie leniwe dwa krok w bok, już oderwawszy się od ściany, badając dzielące was metry, cisza aż zapiszczała w uszach, przerywana jedynie waszym szybszym biciem serc od adrenaliny, jaka zaczynała przejmować kontrolę nad komórkami ciała, napełniając je zupełnie nową energią, uwalniając od zmęczenia, wznosząc na wyżyny samopoczucia bycia "lepszym" - ją ze swojej strony bycia łowcą, który w wampirze widział jedynie podłą kreaturę i on od swojej, pradawnej pieśni, która grała w jego umyśle psotliwe nuty, zakłócające w jego mniemaniu cały cudowny spokój, jakim zostali pobłogosławieni - chyba mógłbym się sprzeczać, czy to te ślepawe dotknęło waszych skroni... Zaciskasz mocniej palce na różdżce, nie mogąc pozbyć się wrażenia, jakby wcale jej tam nie było, jakby wrosła w twoje przedramię i czekała na przelaną krew - ano właśnie, na co komu zamówienie, skoro ofiara sama pchała się w łapska..? Ale czy to czasem nie zasadzka..? Może specjalnie zostało to spotkanie zaaranżowane, żebyś został sprowokowany, żebyś rzucił jakiś czar, którego rzucić nie powinieneś, żebyś udowodnił, jaką bestią jesteś i wypił krew z tej łabędziej szyi - ale czy dostrzegałeś w niej piękno..?
Nie.
Nie było w niej nawet minimum niezbędnych strun do poruszenia jakiejkolwiek emocji w tobie, która odpowiedzialna by była za to, by ujęła twą wypaczoną duszę, choć spoglądając na jej ciało obiektywnie, bez wszystkich dziwacznych zależności, jakie nakładały się na twoje pojmowanie "piękna", jakże subiektywnej zresztą rzeczy, a ty tutaj zaczynasz wysnuwać myśli o obiektywizmie!, to rzeczywiście - natura nie poszczędziła jej przymiotów, którymi mogłaby sobie podporządkowywać większość płci gorszej, układając ich sobie do stóp - tylko że jej spojrzenie... Sam nie wiedziałeś, co widziałeś w jej oczach. To nie był dobry moment na wyciąganie dłoni po księgę jej jestestwa i bawienie się w psychoanalizy, to nawet nie był moment do tego, byś zaczynał swoją gierkę - tutaj ty w nią zostałeś wciągnięty, nagle i z zaskoczenia - powinieneś się do tego przyzwyczaić, pewnie jeszcze gorzej będzie, kiedy już wrócisz do Londynu i zaczniesz pyskować do tych wszystkich jakże UPRZEJMYCH ludzi w twojej okolicy - z drugiej strony co może niby taki mugol wobec wampira czarodzieja..? Jest wiele, bardzo wiele niewiadomych w przyszłości, na które zdecydowanie nie byłeś gotów.
- To miło, że uważasz się za tanią kurwę i przywlokłaś samą siebie w ramach tego zamówienia. - Odparłeś jakże spokojnym i miłym głosem. Sama jej intonacja cię rozdrażniła - przychodzi tutaj, wymierza w ciebie... bicz? Bicz do cholery?! Przesunąłeś otchłań z jej oczu do trzymanej przez nią różdżki, potem do bicza - jeśli zbliżysz się jeszcze troszkę, możesz znaleźć się w jego zasięgu - z drugiej strony, jeśli się nie zbliżysz, równie dobrze ona może to zrobić, a kiedy zapędzi cię znów do ściany, będzie bardzo nieprzyjemnie... Tylko dlaczego ona przyniosła tutaj bicz?! Czy ona... to zaplanowała..? Za dużo niewiadomych, panie Nailah...
Bezszelestnie przesuwasz, bardzo powoli, nogi po podłodze - czeka na ciebie, ewidentnie na ciebie czeka - świetnie, nie pozwolisz jej czekać za długo... unosisz różdżkę, której moc zadrżała w twoich trzewiach, by nakreślić nią odpowiedni znak w powietrzu i rzucić na siebie Wzmocnienie, by potem wymierzyć w nią Aresto Monumentum - tym razem nie zawiodłeś się na twojej towarzyszce, której głód krwi rósł chyba wprost proporcjonalnie do twojego... albo nawet szybciej...
Czarnowłosy skoczył do przodu, sięgając dłonią do gardzieli dziewczyny, by drugą, w której trzymał różdżkę, spróbować złapać jej nadgarstek z różdżką - przecież biczem w bezpośrednim starciu i tak nie pomacha... prawda?
Oto i masz swoje parę kroczków, Gwendoline.


Ostatnio zmieniony przez Sahir Nailah dnia Sro Cze 10, 2015 9:35 pm, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Memento Empty Re: Memento

Sro Cze 10, 2015 9:29 pm
The member 'Sahir Nailah' has done the following action : Rzuć kością

#1 'Pojedynek' :
Memento Dice-icon
#1 Result : 4, 3

--------------------------------

#2 'Pojedynek' :
Memento Dice-icon
#2 Result : 2, 6
Gwendoline Tichý
Oczekujący
Gwendoline Tichý

Memento Empty Re: Memento

Sro Cze 10, 2015 9:49 pm
I bez Aresto Monumentum wydawała się być jakby zatrzymana w czasie, jedynie szurając biczem po posadzce. Czekała. Czekała aż pulsujący i kujący ją, jak kły węża, ból w kostce choć trochę zelżeje i nie będzie nastręczał problemów podczas powrotu, do szybkiego tempa tego pojedynku. Dodatkowo obserwowała pilnie jak jej przeciwnik wije się w swojej ukochanej ciemności, myśli coś, planuje aż w końcu wypuszcza spomiędzy bladych warg niewybredny komentarz. Niech mu będzie, Gwendoline nie ma w manierze wpadania we wściekłość, zwłaszcza, kiedy działo się to, czego oczekiwała i do czego dążyła tą subtelną ospałą zagrywką.
Oddech się przyspieszył, klatka piersiowa opadała i wznosiła się równomiernie, napełniając krwinki ogromną dawką tlenu, a te krążyły po żyłach, sprawiając, że blondynce aż szumiało w uszach. Jej spojrzenie było bystrzejsze, membrana cierpliwości opanowania napięta do granic możliwości, sprawiając, że oddech młodej czarownicy aż świszczał. W tej chwili atmosfery oczekiwania, jaka zagęściła się jak bańka naokoło tej dwójki, nie potrafiły przebić nawet fale czarnej magii, jaka miękko przewijała się jak wartka rzeka pomiędzy ich ciałami. Na razie jej działanie było jak ławica pozbawionych zmysłów piranii, które ledwie muskały obowiązkowe szaty pojedynkowiczów, ale nie planowały atakować póki ani nie wyczują krwi, ani czarnomagicznego źródła w postaci zaklęcia. Ale to drugie byłoby bardzo niebezpiecznym orężem w tej chwili – bo właśnie nad ich głowami jeszcze dzisiaj odbywał się pogrzeb z udziałem największych osobistości tej szkoły, a obszar błoni pokrywał potężną barierą głównie z racji nagromadzenia tej energii, jaki nie miał ujścia. Gdyby znalazł ujście tutaj... najprawdopodobniej sufit zawaliłby się im na głowy. Żadne z nich tego nie chciało, dlatego podporządkowali się pod niepisane prawo, co do rozważnego rzucania zaklęciami, jakich obecność i wyrycie w różdżce, jako te ostatnio używane, nie groziło wydaleniem z placówki. Prawie jak kontrolowana wojna... Prawie jakby oboje planowali przeżyć to starcie.
Gwendoline mimo pozornej ospałości ruchów miała pewne wypracowane, wytrenowane ruchy, gibkość, jakiej uczyła się latami i siłę, o którą żadne z osób trzecich na pewno by ją nie podejrzewało. Owszem w starciu z samcem wampirów w otwartej bójce na pięści jej szanse byłyby zaniżone, ale oni nie walczyli na tak zwane 'gołe klaty'. Mieli z czasem buntujące się przeciwko nim patyki, którymi potrafili zrobić coś cudownego albo wykrzesać tragedię, jakiej nie widział jeszcze ten świat. I ten świecący patyk w rękach Sahira po sprawnym rzuceniu zaklęcia, rozlał się na gęsta smoła na nodze Łowczyni, pokrywając ją wręcz namacalnie aż do połowy uda, a potem nieco wyżej zalewając w sporym stopniu bok, ale nie sięgając ręki, w której dzierżyła różdżkę. Syknęła wtedy niezadowolona, czując, że nie zdąży złamać tego zaklęcia na poczekaniu, zwłaszcza, że chłopak już ruszył wprost na nią idealnie celując i zamierzając się na to, ją unieruchomić. Niezły plan, Panie Nailah. Całkiem niezły.
Szkoda tylko że...
- Acusdolor! - warknęła, celując różdżką na głowę nadbiegającego w jej stronę przeciwnika, licząc na to, że przez swój nagły stan pewnego siebie berserkera, nie pomyśli on o stawianiu bariery. Zaklęcie natychmiastowo rzuciło się na jego głowę i tępym bólem najpierw rozległo się piszczeniem w uszach, a potem zaczęło przypominać ściskanie mózgu w środku czaszki, ale nie ciągłe i narastające, raczej pulsacyjne. I tym razem różdżka odpowiedziała tak jak miała – nie pełnia swojej siły, ale z pewnością jedną z silniejszych kart, jakie stanowczo utrudniały myślenie.


Ostatnio zmieniony przez Gwendoline Tichý dnia Sro Cze 10, 2015 10:37 pm, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Memento Empty Re: Memento

Sro Cze 10, 2015 9:49 pm
The member 'Gwendoline Tichý' has done the following action : Rzuć kością

'Pojedynek' :
Memento Dice-icon
Result : 4, 4
Sponsored content

Memento Empty Re: Memento

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach