Go down
Ciril Hootcher
Oczekujący
Ciril Hootcher

Ulica - Page 9 Empty Re: Ulica

Sro Paź 21, 2015 6:10 pm
Dlaczego miałby jej ufać? Jaki powód miał, aby wskazać jej drogę, którą właśnie on podąża? Wyjawcie mi przyczynę, dla której wiedział, że może powiedzieć jej wszystko, a ona i tak będzie przy nim trwała? Wiele jest temu „za” i „przeciw”, jednak chodziło tu o coś innego. Dzięki jej wskazówkom przeżył najlepszą przygodę w swoim życiu. Nieznaczący jest fakt, że prawie przez to skonał, gdzieś w zatęchłej chacie w centrum Zakazanego Lasu. Nigdy nie poznałby przyjemności płynącej ze słodkiego zabijania. Nigdy nie stałby się Jesiennym Chłopcem, który z kosą swą przemierzał świat w poszukiwaniu swoich ofiar. I oto jest, nieskazitelnie zwyrodniały, doskonale zakamuflowany. Tak, zakamuflowany jak liście opadające na ziemię. W kupie lezących, obumarłych, lśniących swoimi ciepłymi kolorami liści. On chciał trwać. Spoglądać na dziejące się dookoła niego wydarzenia, czerpać z każdej krzywdy i cierpienia jak najwięcej. Karmić się bólem i męką. Bo on wtedy wiedział, że jego jestestwo, dziedzictwo wieków, przetrwa, niezależnie od tego, co mówią inni. Nikt nie wypleni zła z tego świata. Można je stłumić, ale nie dasz rady wcisnąć magicznego klawisza „delete”. Nigdy nie wiadomo co w człowieku się lęgnie i sieje spustoszenie w czeluściach umysłu.
Dlatego też, Neve. Słodka Zimowa Pani. Tyś stała tutaj, wiedząc, że droga prowadzi mnie w zgoła inną stronę, niż większość skupionych na tej ulicy ludzi. Czy dalej zechcesz stać u mego boku i czujnie wydawać wskazówki, które doprowadzą mnie do spełnienia ambicji i przeznaczenia? Znajdź mi powód, miejsce, osobę. Pokaż drogę, ułatw wszystko. Może uda ci się nakierować mnie na odpowiedni tor. Ten, który prowadzi w objęcia Czarnego Pana, gdzie Łagodna Jesień w końcu mogła wziąć w ramiona wszystko dookoła i zmiażdżyć to, nie pozostawiając szans na regenerację.
Spojrzał w jej fiołkowe oczy i nie chciał przestać. Obserwował jej zachowanie, ignorował wszystko inne. Wytłumił ludzkie dźwięki i skupił się tylko na cienkim głosiku. Czy wiesz, że to mnie nic nie kosztuje?
Zastanawiał się, gdy jej delikatne usta wymawiały magiczne frazy „ten, tamten, ona, on...”- to jest powód, dla którego ucieszył się z twojego widoku. Wiedziałaś wszystko, nie musiałaś znać. Przeczesywałaś umysł, nie dotykając. Poznawałaś nie znając.
- Cieszę się, że jesteś tak bardzo pomocna, Neve. Nigdy nie uwierzyłbym w te słowa, gdyby nie pochodziły z twoich ust. - powiedział nieco zdziwiony, gdy palec Pani Zimy znalazł się na postaci Colette. Jednak było w nim coś, co nie tylko znaczyło o jego błazeństwie. Był emancypacją czegoś większego.... Tylko czego? Którą porą roku jesteś, Warp?
- Pomóż mi znaleźć kogoś, kto wspomoże mnie w dotarciu na ciemną stronę obozowiska. Jeśli jest tu chociaż jedna zła dusza, wskaż mi ją, a wtedy wiedz, że na pewno ci to jakoś wynagrodzę. Obejrzysz teatrzyk, w którym kiedyś będziesz wspominała te czasy...- dodał po chwili znajdując się w pewnym sensie w transie.
- Krocz u mojego boku, a zobaczysz, jak Łagodna Jesień zmienia swe oblicze, gdy przeobraża się w Zimę. Niechaj kiedyś dotrę do momentu, gdy to właśnie ja będę przekazywał ci wodze nad światem przyrody.- monolog zakończył się, a on złapał laleczkę pod rękę i ruszył w stronę najbliższego baru.
- Trzeba się napić czegoś ciepłego. Nie pozwólmy chorobie zniszczyć tego wyjazdu...- zakończył kierując się w stronę Trzech Mioteł.
[zt Neve, Ciril]
Anabell Starfire
Oczekujący
Anabell Starfire

Ulica - Page 9 Empty Re: Ulica

Sro Paź 21, 2015 9:49 pm
Pozwoliła sobie spojrzeć na Christiana spojrzeniem z cyklu "You must be kiddin, right?" przez całe 0,432 sekundy zanim odskoczyła jak oparzona ratując się przed rozbryzgującym się błotem.
- Obrzydliwe. Woods, w twoim domu wszyscy obrzucają się błotem? - fuknęła i obróciła się w kierunku nauczycieli. Typowy kujon, prawda? Nie ma co sobie brudzić rączek, są nauczyciele. Na jej szczęście, albo jego brak, w ich kierunku już szedł profesor od numerologii, przed którym dygnęła odruchowo, mimo że sama też właśnie obrywała po głowie. Skrzywiła się cholernie. Uwielbiała numerologię, ale profesor Bułhakow był bardzo specyficzny. Nie był po prostu surowym nauczycielem, jak profesor McGonnagall, było w nim coś innego, coś co sprawiało że nie rozumiała dlaczego zabrał się za nauczanie. Wyrzuciła to jednak z myśli - powody do nauczania Vakela były dla niej mało intrygujące, jeśli mamy być szczerzy, zwłaszcza że nagle z jej i Christiana zrobił się tłum ludzi. Zamknęła więc usta i zrobiła dwa kroki do tyłu kuląc się w sobie tak, że sprawiała wrażenie jeszcze mniejszej niż była w rzeczywistości. Jej wzrok przykuła sylwetka Riley która znikała gdzieś w tłumie, a Starfire nagle zapragnęła odnaleźć się w towarzystwie ekscentrycznej starszej dziewczyny. Riley jednak zniknęła z grupką siódmoklasistów, a z nią szansa by się wyrwać. Samej nie mogła odejść, a już na pewno nie tak jawnie gdy Bułkahow stał obok niej, kuliła się więc tylko mając nadzieję że wszyscy się rozejdą i nikt nie będzie na nią zwracał zbytniej uwagi.
Lily Evans
Oczekujący
Lily Evans

Ulica - Page 9 Empty Re: Ulica

Czw Paź 22, 2015 1:32 am
Niecierpliwość zebranych tutaj uczniów objawiała się różnie. Jedni nerwowo chodzili w miejscu, drudzy ciężko wzdychali, trzeci próbowali czmychnąć, myśląc, że nikt nie zauważy, czwarci zaś postawili na dziecinne zagrywki. I byli jeszcze Ci, którzy postanowili spokojnie poczekać, nie naciskając na nauczycieli i tym samym nie spowalniając całej operacji - do tej grupy zaliczała się właśnie Lily. Poprawiała właśnie jedną ze wstążek, będąc gdzieś pośrodku całego zgromadzenia, kiedy Severus ją znalazł. Naprawdę była miło zaskoczona, że nie bał się do niej podejść. Już się naprawdę obawiała, że po tym, co stało się w labiryncie będzie udawał, że wszystko wróciło do normy. Chociaż zapewne te wyjście byłoby im obojgu bardziej na rękę - przynajmniej na krótką chwilę, dopóki to nie zaatakowałoby ich w pewnym momencie, kiedy myśleliby, że jest po wszystkim. Miała wrażenie, że zaraz jej twarz zderzy się z błotnistym podłożem głównej ulicy Hogsmeade, gdy udało jej się jakoś tego uniknąć. Zdołała jednak zauważyć jak w jej stronę zmierza ręka odziana w czarny materiał, która złapała ją automatycznie, by nie pozwolić na ten niemile widziany wypadek. Wyprostowała się i przekrzywiła głowę na bok a chłodniejszy wiatr rozwiał jej rude włosy w prawą stronę.
- Nie przepraszaj, przecież nic się nie stało - uśmiechnęła się delikatnie by dodać mu otuchy. Jej dłonie nadal jednak gorączkowo zaciskały się na pasku torby, bo nie wiedziała, co ma z nimi począć. I najwyraźniej chłopak również, bo rozległo się brzęczenie jego monet, kiedy błądził rękoma w kieszeniach. Na jego pytanie, zareagowała naprawdę dziwnie. Najpierw zaczęła się rozglądać wokół siebie, potem zacisnęła wargi i zarumieniła się z zawstydzenia a następnie westchnęła ciężko, czując jakby ktoś zawiesił kamień na jej szyi. Niewielki, ale jednak wyczuwalny. - Nie, nie umówiłam się z nim... nie wiem nawet czy się wybiera dzisiaj do wioski. Dawno go nie widziałam. Nic już nie wiem.
Wyrzuciła to nagle nieco rozdrażniona i sfrustrowana, po czym uciekła spojrzeniem na kilka sekund, próbując zapanować nad własnym ciałem. Przez to zdołała ominąć widowiskową ucieczkę Sahira, a także oddalenie się części uczniów. Spojrzała szybko w stronę Birdie a następnie przeniosła wzrok na profesora Bułhakowa, który zmierzał do grupki najprawdopodobniej kłócących się uczniów. Na koniec zielone oczy w kształcie migdałów zatrzymały się na Ślizgonie, po raz kolejny napotykając tę nieprzeniknioną czerń. Brązowe trzewiki uderzyły zaś o wystający krawężnik.
- Wydaje mi się, że możemy już iść. To znaczy... nie wiem jak Ty, ale ja mam ochotę udać się w jakieś ciche miejsce, bo pewnie Trzy Miotły będą zatłoczone, jednak Ty chyba jesteś z Birdie... tak? Dobrze mówię, nie? To Birdie tam stoi...? - Spytała go niepewnie, zakładając pasmo rudych włosów za ucho i robiąc krok do przodu, rozglądając się na wszystkie strony. - Ale z tego, co pamiętam i o czym pewnie przypomniał profesor Bułhakow, trzeba iść przynajmniej w parach. Więc powinieneś iść do Birdie, ja chyba poszukam Remusa. Musi gdzieś być, bo mi mignął więc... więc... Cześć? - Dokończyła niepewnie, sięgając do torby i wyciągając pospiesznie pergamin na którym znajdowała się lista rzeczy do kupienia.
Czuła się nieswojo i nie wiedziała od czego najpierw zacząć. Zwłaszcza, że nadal czekała na to, co powie Severus.
Jeffrey Woods
Slytherin
Jeffrey Woods

Ulica - Page 9 Empty Re: Ulica

Czw Paź 22, 2015 10:59 am
Stał tak, trzymając się z dwoma lwami raczka w rączkę i posyłał pewny siebie uśmiech w stronę każdego z nich, aż nie był zmuszony cofnąć się o 1/3 kroczku w tył, kiedy ktoś szarpnął go za kołnierz płaszcza i syknął mu coś do ucha. Odruchowo obrócił głowę w stronę czarnowłosej dziewczyny, która przyszła chyba zrobić coś, co wszyscy nazywali „przemówieniem mu do rozsądku” i szybko zaczęła wybraniać go przed Profesorem Bułkowskim. Momentalne uśmieszek mu zrzedł i delikatnie przekręcił głowę w bok, czując przy okazji jak palce obu dłoni zaczynają mu sztywnieć, choć trzeba powiedzieć, że obojgu z jego przeciwników ten uścisk wcześniej przypominający imadło, poluzował się od czasu pojawienia besztającego ich profesora.
Najniższy z facetów Ślizgon wodził wzrokiem po twarzy każdego z otaczających go ludzi, wyglądając trochę jak złapane w klatce zwierze. Wszyscy od tego czasu zastygli w bezruchu, jedynie towarzyszka drugiego Gryfona, która poruszała się na babskich szczudłach, jakby się wycofała i skuliła w sobie. Wzrok Jeffa momentalnie wbił się w nią tak, jak szpilka w motyla i chłopak szarpnął się do tyłu, nie bacząc na to czy ktoś jeszcze go trzyma (jeśli zaszła jakaś potrzeba, to jego rozpięty płaszcz mógł nawet zostać w czyiś rękach) wyślizgnął się jak typowy wąż, wycofał i podbiegł do Anabell od tyłu, zataczając lekki łuk za jej wcześniejszym towarzyszem, po czym błyskawicznie wziął ją na ręce jak księżniczkę.
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!! - wrzeszczał i najnormalniej w świecie zaczął spierdzielać z dziewczyną na rękach, slalomem kokardkowym, żeby zmniejszyć ryzyko oberwania zdradziecką petardą w plecy, po czym skręcił w pierwszą otwartą boczną uliczkę, którą tylko zdołał namierzyć.
W końcu mieli chodzić dwójkami, nie?

Z/t + Anabell
David o'Connell
Oczekujący
David o'Connell

Ulica - Page 9 Empty Re: Ulica

Czw Paź 22, 2015 7:32 pm
Carney był wściekły. Czuł pulsowanie pod czaszką, które miało wiele wspólnego ze złością, ale w jego powstanie miało też swój wkład przeziębienie. Nie potrafił zdobyć się na puszczenie nadgarstka Ślizgona, ale musiałby być naprawdę głupi, żeby w dalszym ciągu próbować połamać chłopakowi kości. Poluzował chwyt. Profesor, któremu nagle zebrało się na uświadamianie im, że przedszkole już minęło, stał obok i najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy z tego, że tylko najniższy z całej gromady lubi umazać się błotem.
Jakby tego było mało, do ich kameralnej, wesołej zabawy przyłączyła się jeszcze jedna osoba ze Slytherinu. David nie miał zamiaru odpuścić, choćby nagle cały dom próbował zabrać kurdupla na spacer. Był pierwszy i miał zamiar porządnie wtłuc gnojowi.
Zanim zdążył dojrzeć do decyzji o puszczeniu swojego - już nie tak mocnego - uścisku, zanim zdążył pozwolić sobie na czasowe odroczenie egzekucji, Ślizgon wywinął się jak wąż, podbiegł do najmniej zaangażowanej w konflikt osoby, po czym wziął ją na ręce i uciekł z krzykiem.
Carneya zamurowało. W pierwszej chwili w miejscu utrzymywał go rozsądek, bo przecież miał obok siebie jednego z nauczycieli, ale kiedy tamten odwalił taki numer po prostu stał jak wryty, patrząc, jak chłopak oddala się zygzakiem. Jakiś mięsień twarzy zadrgał mu nerwowo od długotrwałego zaciskania szczęk.
Znajdzie go. Znajdzie i zatłucze. Co więcej, miał wrażenie, że nie tylko on ma tak mordercze chęci i nie miał zamiaru powstrzymywać kolegi z domu przed reakcją na zabranie mu randki. Nawet, jeśli uważał za niemęskie napadanie na kogoś dwójkami - Ślizgon zwyczajnie zasłużył.
Odwrócił się do Bułhakowa (który mógł teraz podziwiać błoto na jego koszuli, rozmazane w falliczny kształt) i najwyraźniej szukał czegoś, co mógłby powiedzieć. Z problemu wyratowało go kichnięcie, podczas którego zakrył usta dłonią. Nie zdjął jej potem z twarzy, tylko przeniósł wzrok na chwilę na Gryfona, a potem gdzieś na odległy kraniec ulicy.
Kim Miracle
Oczekujący
Kim Miracle

Ulica - Page 9 Empty Re: Ulica

Pią Paź 23, 2015 4:22 pm
Przyjrzała się chłopakowi i dopiero teraz zauważyła siniaka. Sama miała ich kiedyś często - zwłaszcza jak wracała na wakacje do domu. No cóż, tam robiła co chciała z kolegami, ale to już mało ważna informacja. Zastanowiła się chwilę, co by mogła robić z chłopakiem? Hmm...?
- No fakt, nie mam co robić, bo praktycznie się z nikim nie umówiłam - uśmiechnęła się lekko i przeczesała swoje blond kłaki.- Co powiesz na jakiś pub, kremowe piwo lub może Miodowe Królestwo? - zapytała z uśmiechem, a potem cofnęła się kilka kroków.
Miała nadzieję, że nie będzie irytować chłopakiem swoją obecnością. Wiedziała, że czasami się tak działo, no ale niestety to jej wina, bo powinna bardziej tonować swoje emocje i zachowanie. Kim niestety jest często impulsywna i głównie kieruje się emocjami, co źle czasami u niej wychodzi.
Gabriel Foks
Martwy †
Gabriel Foks

Ulica - Page 9 Empty Re: Ulica

Pią Paź 23, 2015 8:20 pm
Blondyn przechylił zaciekawiony łeb na jedną stronę, a tym samym przytulił fioletowego policzka do swojego szalika. Jedną z wielu cech jakimi można było go określić, to fakt, że uwielbia obserwować - ludzi, czarodziei, ich zachowania i gesty. To była jakaś taka nieodłączna część jego kontaktów ze społecznością, tak więc i teraz uważnie obserwował wszelkie zachowania blondyneczki. Była... urocza, po prostu, urocza.
- A co powiesz na to i na to? Skoczymy do Miodowego Królestwa, obłowimy się szybko smakołykami, a potem pójdziemy na piwo kremowe żeby zapchać resztę czasu?
Od razu wyprostował się na swój genialny pomysł, a następnie - jak blondynka się odsunęła te kilka kroków, Gabriel od razu do niej podskoczył, wziął pod ramię i ruszył radosnym chodem w stronę Miodowego Królestwa.
Szczerze? Nie, nie interesowało go to, czy będzie w jej oczach irytujący, wkurzający, za śmiały, za wesoły itp. itd., who cares? Jedna osoba w tą czy w tamtą stronę raczej nic nie zmieni, a nawet jeśli, to na piwo kremowe może sobie pójść sam.

z/t + Kim
Kelly McCarthy
Oczekujący
Kelly McCarthy

Ulica - Page 9 Empty Re: Ulica

Sob Paź 24, 2015 12:11 pm
Hogsmeade - tak bardzo pragnęła tu być, a zarazem chciała znaleźć się w ciepłym dormitorium z dala od obrzucających się błotem nastolatków i całego zgiełku... Zbyt wiele sprzeczności z minuty na minutę powstawało w głowie panienki McCarthy.
Tak, to cała ona. W jednej sekundzie zachwalała pogodę, która nie była zbyt gorąca, ażeby następnie narzekać na to, że pada deszcz i jest zdecydowanie zbyt chłodno.
Powłóczyła nogami jak żywy trup opatulona w swój ulubiony szalik, który zaciągnięty miała gdzieś na wysokości nosa. Pogoda zdecydowanie nie sprzyjała takim spacerom i wystawaniu na zimnie, ponieważ ktoś postanowił uciec, a ktoś inny zabawić się w bitwę na... Błotne kule. No nic... Pozostawało czekać na przemówienie jednego z profesorów i uciekać stąd jak najdalej, byleby nie dostać rykoszetem w twarz.
Westchnęła cicho, mamrocząc coś niezrozumiale pod nosem i stanęła na uboczu zatapiając się we słanych myślach. Nie była z nikim konkretnie umówiona, nie planowała iść w żadne miejsce. Po prostu miała cichą nadzieję, że wszystko "wyjdzie w praniu". Nie była jednak dzisiaj na tyle rozmowna, aby ot tak po prostu do kogoś podejść i zapytać czy nie wybrałby się z nią gdzieś. Zdążyła bowiem zauważyć, że każdy już w Sali Wejściowej zdążył dobrać się to w mniejsze, to w większe grupki i nie chciała wpychać swojej małej osóbki w tak ciasne grona, gdzie wszyscy się znają, a ona byłaby jak piąte koło u wozu. Jaka to by była przyjemność z bycia "nową nieznajomą"?
Przez chwilę patrzyła niewidzącym nic spojrzeniem, gdzieś w okolice swoich obłoconych butów i miała wrażenie, jakby ktoś do niej mówił. Potrwało to jednak dłuższą chwilę zanim wyrwała się z tego letargu.
- Słucham? - podniosła spojrzenie nieco przerażonych oczu na chłopaka przed sobą. Znała go z widzenia, nie raz zamienili dwa słowa odnośnie zajęć czy pytań o godzinę, ale nie miała okazji z nim rozmawiać. W ogóle czuła się jakby po Hogwarcie kręciły się same nowe osoby. Uczyła się tutaj już przeszło pięć lat, a wciąż zdarzało jej się nie rozpoznawać nawet tych, z którymi dzieliła Pokój Wspólny, czy jadała śniadania w Wielkiej Sali.
Wyglądał na sympatycznego, ale przecież nawet najpiękniej umaszczony wąż, wciąż jest wężem.
Zbyt wiele razy natknęła się na Ślizgonów, tak roześmianych, żartujących, sympatycznych... Dopóki nie pojawiała się ona. Młodsza, mugol i w dodatku drobna. Łatwo więc było znęcać się nad słabszymi.
Zamrugała jeszcze kilka razy, a na jej usta wlazł uśmiech, którym obdarzyła Krukona. Nie odpowiedziała jednak na jego pytanie. Była gapą, a takim ludziom często coś umykało.
Severus Snape
Oczekujący
Severus Snape

Ulica - Page 9 Empty Re: Ulica

Sob Paź 24, 2015 1:09 pm
Nie uciekł wzrokiem ani razu. Musiał przyznać, że jak na niego był to całkiem spory pokaz odwagi. Mimo to, przez cały czas czuł jak ściska go w żołądku i nie jest w stanie zrobić absolutnie nic, by to zmienić. Obserwował ją uważnie, zastanawiając się, czy jej reakcje mówią dobitnie zostaw mnie, czy tylko mu się wydaje. Nie miał pewności, jednak gdy zaczęła odpowiadać na pytanie dotyczące Pottera uniósł brew w zaskoczeniu. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi, ani trochę.
- Jak to? - Wyrwało mu się w zaskoczeniu. Sądził, że relacja Evans-Potter rozwija się aż nazbyt dobrze, a tu proszę, taka niespodzianka. Może i by się z tego cieszył, gdyby uznał to za szansę dla siebie. Bardziej jednak smucił go fakt, iż Lily była z tego powodu bardzo smutna. Widział to w jej oczach, całej mowie ciała. Na Merlina, niech no on tylko dorwie tego Pottera!
Przez chwilę panowała między nimi cisza. Cisza, podczas której dziewczyna próbowała opanować swoje emocje, a Severus wręcz kipiał ze złości. Choć oczywiście nie dał po sobie poznać absolutnie nic. Dłonie schowane w kieszeniach zacisnęły się w pięści, a on jedynie patrzył na nią tym swoim nieprzeniknionym, z pozoru zimnym wzrokiem.
- Tak, już raczej możemy iść. - Mruknął cicho, po chwili jednak chrząknął chcąc doprowadzić swój głos do porządku. Kiedy Evans wspomniała o Fleur, automatycznie odwrócił głowę w stronę dziewczyny i zamilkł na chwilę.
- Co? A, nie. Spotkaliśmy się po drodze. Ptaszyna pewnie ma swoje plany, ja nie mam co robić szczerze mówiąc. - Powiedział ponownie spoglądając na rudowłosą i słuchając jej dalszej wypowiedzi. Nada nie wiedział, co zrobić z rękoma. Trzymał je więc w kieszeniach i stał obok niej, choć odrobinę mniej spięty niż na początku.
- Lupina? A to nie on przypadkiem zwinął się stąd z jakąś niską blondynką? - Zapytał rozglądając się po wszystkich obecnych na ulicy i nie zauważając nigdzie Lunatyka jedynie kiwnął głową potwierdzając swoje słowa.
Jednym, zaskakująco szybkim jak na niego ruchem ręki zwinął jej kartkę z listą zakupów i spojrzał na nią kątem oka. Lekki, ledwo widoczny uśmiech przez chwilę zatańczył na jego ustach.
- Biorąc pod uwagę, że żadne z nas nie ma pary, co ty na to, żebym ci potowarzyszył przy zakupach? - Zapytał przenosząc wzrok z notatki na jej twarz. - Jeżeli ci to nie przeszkadza. jedno słowo, a sobie stąd pójdę. - Dodał na końcu czując, jak niepewność do niego wraca. Nie dziwiłby się, gdyby jednak nie chciała mieć z nim nic do czynienia.
Christian Chamber
Oczekujący
Christian Chamber

Ulica - Page 9 Empty Re: Ulica

Sob Paź 24, 2015 1:12 pm
Każdy wybór jest ważny i sam w sobie prowadzi do różnych skutków w przyszłości, ale Christian na pewno nie spodziewał się, że jego wtrącenie się w nie swoje sprawy zmieni liczbę zaangażowanych w to osób z 2 do 6... jeśli tylko dobrze liczył. Szkoda tylko, że są równi i równiejsi, bo ewidentnie Gryfoni zostali zrównani do poziomu zachowania bezczelnego Ślizgona, co osobiście doprowadzało Chambera do jeszcze większego zdenerwowania. Złe emocje kotłowały się w nim chcąc wyjść na zewnątrz i głośnym okrzykiem oznajmić swoje wewnętrzne oburzenie, ale nikt nie mógł przewidzieć tego co się po chwili miało wydarzyć.
Owy Ślizgon, który był głównym powodem całego tego zamieszania zrobił coś tak głupiego, że wszystkie wcześniejsze wybryki w porównaniu do tego były kwintesencją jego inteligencji. Chris stał jak wryty, ale tylko przez pierwszą sekundę i bynajmniej nie zszokowany zachowaniem Woodsa, a raczej jego dziewczęcym piskiem radości zwanym dalej okrzykiem godowym.
- 'Ile ON ma lat' chciał Pan zapytać, profesorze. - mówił nie ukrywając już swej irytacji i oburzenia, akcentując wyraźnie zaimek osobowy i kiwając głową na obiekt hałasu. W tej samej chwili był, tak jak pozostali, świadkiem ewidentnego uprowadzenia swojej koleżanki z domu, co było już dla niego szczytem szczytów i jeszcze jednym schodkiem w kierunku obicia gęby.
- EJ, WOODS, WRACAJ TU! - ryknął bez opamiętania za chłopakiem przypominając sobie jego nazwisko, wcześniej wypowiadane przez Anabell, która to (chyba) próbowała się wyrwać z objęć porywacza. Dosłownie nikt się nie poruszył, żeby cokolwiek w tej sytuacji zrobić - wszyscy stali w miejscu, zmrożeni i otuleni płaszczem dumy i braku empatii, który tak dobrze nazywali "rozsądkiem". Bo rozsądek nakazywał nie reagować i płynąć z prądem, tak jak reszta.
Gryfon spojrzał po wszystkich, obdarzając jednak wyrzutem wyłącznie profesora, który gdyby tylko chciał, mógłby zatrzymać piątoklasistę jednym zaklęciem i uspokoić całą sytuacje. Teraz jednak nie było czasu na tłumaczenie się z całej tej farsy - tym bardziej, że jedyna winna osoba właśnie sobie zwiała w kierunku wioski. Rzucił Davidowi jedynie wymowne spojrzenie, które miało oznaczać "Zajmij się tym, proszę".
- Przepraszam, ale muszę tam iść zanim zrobi coś jeszcze głupszego. - rzucił pospiesznie do profesora i ruszył pędem w kierunku, w którym przed chwilą uciekł ich oprawca, w biegu mijając pannę Ślizgonkę mającą robić za niańkę tego dzieciaka, co do tej pory wychodziło jej wybitnie słabo. Nie roztkliwiał się jednak długo na tym faktem, bo miał ważniejszą sprawę na głowie, a mianowicie dorwanie gówniarza i spuszczenie mu solidnego... znaczy uratowanie koleżanki z domu!

[z/t]
Birdie Fleur
Martwy †
Birdie Fleur

Ulica - Page 9 Empty Re: Ulica

Sob Paź 24, 2015 8:59 pm
Ptaszyna jednak nie chciała wybierać się nigdzie ani z Severusem, ani z nikim innym z grona zebranych tutaj osób. Nie chciała już niczego. Pierwszy raz od dawna, otoczona tyloma młodszymi od siebie osobami, posiadającymi tyle chęci do życia...
Ta pustka, wieczna cisza, brak otoczenia kogoś bliskiego.
Zawsze się starała to wszystko naprawić. Rekompensować wybuchy bezsensownej złości i narzekanie miłymi rzeczami. Tworzeniem dla innych karykatur, opowiadań. Wymuszonym śmiechem.
Ale to wszystko było kłamstwem.
To wszystko było bezsensownym kłamstwem.
Dzisiaj to wszystko się skończy.
Nie miała nikogo, więc i nikt nie zapłacze.
Przez moment szła obok jakiejś zbieraniny szóstoklasistów, po czym zniknęła w jednej z bocznych uliczek.
Do końca udawała.
Jakby Bułhakowa obchodziło, czy będą grali według ustalonych zasad.

[z tematu]
Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

Ulica - Page 9 Empty Re: Ulica

Nie Paź 25, 2015 2:03 am
Oczywiście, że mogła mieć w dupie te całe polecenie i zwyczajnie udać się sama tam gdzie chciała. Ale to działało tak, że nie chciała zwracać na siebie zbytniej uwagi, robiąc więcej zamieszania niż miała to zwyczaju, zwłaszcza będąc w zasięgu wzroku nauczycieli. Nie skomentowała więc w żaden sposób tego, co zrobił młodszy Ślizgon, stwierdzając w duchu, że w sumie ma lepsze rzeczy do roboty i żeby potem Slytherin nie płakał, że tak łatwo spadają z podestu. Przynajmniej nie było to z jej winy. Salazar rzewnie by zapłakał nad tym, co się tutaj odpierdalało - całe więc szczęście, że nie patrzył. Wyprostowała się jak struna, wzruszyła ramionami w stronę nauczyciela Numerologii i bez słowa podeszła do jakiegoś Gryfona z V roku, który został zaatakowany przez Woods'a. Również nie miał pary, więc zamierzała to wykorzystać i użyć go jako wymówki a przy tym potraktować jako wypełniacz czasu. Może okaże się, że kiedy znajdą się tam, gdzie nikt nie będzie patrzył, to uda jej się zmusić go do wybicia sobie samemu wszystkich zębów? To z pewnością byłoby interesujące. Na jakąś minutę. Odgarnęła więc ciemne włosy i posłała mu sztuczny, uprzejmy uśmiech, łapiąc go pod ramię.
- Zostaliśmy sami, więc powinniśmy to wykorzystać i lepiej się poznać - powiedziała przez zaciśnięte zęby w jego stronę i nie patrząc na nikogo pociągnęła o'Connella za sobą.
Jakże wielki zaszczyt kopnął tegoż uroczego młodzieńca! Prawda, że sądzicie tak samo?
Ogólnie jednak należało zrobić porządek z tymi młodymi chłopcami, bo trochę im się w dupach poprzewracało.

[z/t + z/t dla Davida (jako że pięknie Cię w to wciągnęłam, możesz wybrać miejsce. Jeśli jednak na nic się nie zdecydujesz, proponuję Gospodę Pod Świńskim Łbem)]
Vakel B. Bułhakow
Nauka
Vakel B. Bułhakow

Ulica - Page 9 Empty Re: Ulica

Nie Paź 25, 2015 10:30 am
Na widok odbiegającego w szale walki Woodsa Vakel zapłakał wewnętrznie i zaliczył dość oczywistego w takiej sytuacji facepalma, którego plaśnięcie powinni poczuć na sercu wszyscy ślizgoni w promieniu kilku kilometrów. Jakim cudem nawet w Slytherinie znaleźć się dało przypadki tak skrajnego debilizmu? Dlaczego wszyscy nie mogli zachowywać się jak Caroline Rockers?
Zabrał rękę z twarzy, wsadził ją do kieszeni marynarki, rozejrzał się po okolicy i stwierdziwszy, że na ulicy pozostało tylko kilka niegroźnych plastusiów pokroju Lily Evans i Smarkerusa, nadpobudliwy Azjata z jego lekcji i rudzielec, którego jeszcze nie kojarzył - zadecydował, że to pora na niego. Owszem, powinien teraz udać się grzecznie do Salome, ale kim by był, gdyby tak się stało? Skinął głową w stronę Karolinki, przejechał jeszcze spojrzeniem po du... plecach jakiejś pani w tle i ruszył w swoją stronę, czyli tam, gdzie aktualnie miało dziać się zamieszanie.
Brak reakcji na jego pojawienie się wyjątkowo go wkurwiło.

[z tematu]
Minabi Izumi
Martwy †
Minabi Izumi

Ulica - Page 9 Empty Re: Ulica

Wto Paź 27, 2015 2:11 am
To, co się działo wokół było nieważne. Zupełnie i niezaprzeczalnie nieważne. Minabi już wyrobił sobie odpowiednie zdanie na ten temat i przyszło mu ono tak automatycznie jakby ktoś z góry dawał mu znać. Stawiał, że zawdzięczał to wielkiemu guru jakim był Merlin z magiczną fajką. Krukon czuł to całym sobą odkąd ostatnim razem ujrzał go jak na dymie pomyka w przestworza, głosząc święte słowa prawdy. Ponoć świat mugoli miał radykalnie przyspieszyć za kilka lat a muzyka przeżyć nieoczekiwaną ewolucję. Ale o tym nie mógł mówić głośno, bo Merlin, który momentami przypominał w jego wizji Hagrida, roześmiał się rubasznie, pokiwał palcem na prawo i lewo i robiąc głośne: "Cśśśśzzz", wyruszył w dalszą podróż. Izumi od tamtej pory czuł się lepiej niż wcześniej i nawet nie musiał zaglądać do książek! Intuicyjnie wiedział wszystko, czego potrzebował. Pogoda nie stanowiła dla niego żadnej przeszkody - wręcz przeciwnie! Dostrzegał piękno w kroplach, które osiadły się na pobliskich młodych listkach drzewa, które tak pięknie rosło na uboczu. Chłopak miał aż ochotę usiąść pod nim i zacząć odkrywać nowe, niezwykłe rzeczy, które wymagały skupienia. Nie wszystko przecież, co piękne i ważne było widoczne gołym okiem, niejednokrotnie należało się zatrzymać i poczekać na te oświecenie. Ale... nie był sam, no i poza tym to była szkolna wycieczka, dostali odpowiednie instrukcje i musieli gdzieś ruszyć. Jako, że nie chciał przeszkadzać Śnieżynce i jej towarzyszowi, który był jak drzewko gubiące swoje liście i posiadające zbyt dużo gałązek, które lubiły się wczepiać w szaty podróżników, mających okazję przechodzić obok niego to postanowił znaleźć kogoś, kto akurat go potrzebował. A przynajmniej tak zdawało się temu Krukonowi. Nic więc dziwnego, że jego uwaga padła właśnie na Kelly. Wydawała mu się przygnębiona a jako że on czuł zupełnie coś przeciwnego, postanowił jej pomóc. I sprawić, że się uśmiechnie. To było bardzo ważne, no i należało mieć jakieś cele w życiu, nie? Tak to przedstawiało się w głowie Minabiego. Poczochrał swoje włosy, chcąc odpędzić cudaczne myśli, zmrużył swoje oczy, które teraz nieomal były jak małe szparki wypełnione czekoladowym blaskiem i palcami przejechał po kołnierzyku, który nieco się zagiął. Stał tak sobie i stał, patrząc jak reszta ludzi rusza w swoje strony i cierpliwie czekał, aż dziewczyna się zorientuje, co się dzieje i coś powie. Nie przeszkadzało mu to, że była w swoim świecie. Spojrzał na nią z góry i wyszczerzył się radośnie.
- Nie słuchaj tylko patrz. Wszystko wokół Ciebie jest jedyne w swoim rodzaju i piękne. Ciesz się tym. Ciesz się każdą chwilą. Co do mojego pytania... - i posłał jej całkowicie normalne spojrzenie z uwagą lustrując jej twarz. - Stawiam, że Twoim smakiem jest pomarańcza. Pomarańcza jest świetna w połączeniu z goździkami, wiedziałaś? Wiesz co to oznacza? Że już wiem, gdzie pójdziemy!
Ostatnie zdanie powiedział bardzo szczęśliwym głosem, nie zwracając się do Kelly po imieniu, bo zwyczajnie nie miał do nich pamięci. Kojarzył ją zresztą, kilka razy mignęła mu czy to na szkolnych korytarzach czy też w Pokoju Wspólnym. Nie pluł jadem, nie należał do podstępnych gadzin, był po prostu, co było bardzo absurdalne, sobą. Klasnął nagle w dłonie i spojrzał na nią tak, jakby nie było dla niego niczego niemożliwego.
- Przygody nauczą zgody - powiedział nagle, przypominają sobie pewne przysłowie, które usłyszał dawno temu. Już nie pamiętał dokładnie kiedy i gdzie, ale to przecież nie odgrywało większego znaczenia. Złapał ją za rękę i zwyczajnie pociągnął za sobą. Nie powiedział nic tylko zaczął biec wraz z nią, ciesząc się jak małe dziecko.
Właśnie taki smak powinno mieć życie w tym momencie.
Smak pomarańczy z goździkami.
[z/t x2- kierunek Herbaciarnia u pani Puddifoot - możesz już tam napisać]


Lily Evans
Oczekujący
Lily Evans

Ulica - Page 9 Empty Re: Ulica

Wto Paź 27, 2015 4:50 pm
Ulica w zastraszającym tempie pustoszała a oni nadal na niej stali, nie mogąc się do końca zdecydować gdzie iść, a przynajmniej nie potrafili jeszcze dojść do odpowiednich wniosków i wybrać to na co się piszą w ostateczności. Lily mimo wszystko nie chciała sama tłuc się po wiosce, zwłaszcza, kiedy dotarło do niej, że Jamesa Pottera tutaj nie ma i że na dobrą sprawę wciąż się mijają. Tak samo było z Erin. Widziała zaskoczenie, które malowało się na poważnej twarzy Severusa, której najżywszym elementem były oczy, chociaż zdawać się być mogło, że były unieruchomione i pozbawione jakichkolwiek emocji. Evans wiedziała, że to jednak nie było tak - znała go wystarczająco długo by zdawać sobie z tego sprawę. Z chwilowej frustracji, która potrzebowała znaleźć ujście, kopnęła swoim brązowym butem kamyk, który przeturlał się po chodniku.
- Po prostu... nie rozumiem go, Sev. Mam czasem wrażenie, że... że... - i jej twarz pokryta delikatnymi piegami nieco się wykrzywiła jakby rozbolał ją brzuch. - Że to jest bezcelowe. Nieważne, nie poruszajmy tego tematu na razie, dobrze? Powinniśmy się cieszyć z tego wypadu, w końcu jest jednym z ostatnich... o ile nie ostatni.
I starała się mu posłać uśmiech, ale niezbyt jej to wyszło. No cóż, przynajmniej próbowała. Zapewne, gdyby poznała jego myśli, starałaby się go od tego odwieść, ale że żyła w niemalże błogiej nieświadomości, nie powiedziała nic a w myślach czytać nie umiała. Nie przejmowała się też chłodnym spojrzeniem, które kierował w jej stronę. To był po prostu cały on. Nieprzenikniony i opanowany Severus Snape. Zazdrościła mu tego. Zdawała sobie jednak sprawę, że nie był taki zawsze, zwłaszcza to, co się wydarzyło ostatnio w labiryncie ją w tym utwierdziło. Stała więc na środku ulicy i czekała, oczami studiując zawartość swojego pergaminu, który został zapisany jej ozdobnym pismem. Na jego słowa, zmarszczyła czoło i w końcu uniosła głowę.
- Naprawdę? Wydawało mi się, że dobrze się dogadujecie i że razem postanowiliście pochodzić po sklepach. Rozumiem. - Odpowiedziała nieco zakłopotana swoimi wnioskami i przejechała dłonią po swoich rudych włosach, uważając by jednak nie zahaczyć o wstążki. Na wzmiankę o Remusie zacisnęła wargi w bardzo wąskie kreski a blady rumieniec wypłynął na jej twarz.
- No nie wierzę, mam nadzieję, że to jednak nie prawda, albo że przynajmniej... może to jednak koleżanka... - mruczała bardziej do siebie niż Ślizgona, biorąc głębszy wdech. - Nie będę się mieszać, nie będę się mieszać, nie będę się mieszać.
Powtarzała to jak jakąś mantrę a jakiś młodszy chłopiec, który akurat przechodził niedaleko, spojrzał na nią jak na jakąś wariatkę. Nic dziwnego. Gdyby Lily patrzyłaby na siebie innymi oczami zapewne też by tak stwierdziła. Była jednak zbyt zajęta swoimi myślami i rozejrzała się gorączkowo, zastanawiając się od czego zacząć. Nie zauważyła nawet, kiedy chłopak podszedł do niej i zabrał jej pergamin.
- No ej! Nie wiesz, że takie zachowanie jest niegrzeczne, Severusie Snape? - Sama jednak nie potrafiła powstrzymać uśmiechu, który automatycznie zakradł się na jej wargi. Wyciągnęła swoją różdżkę i skierowała ją na pergamin, który obecnie znajdował się w jego rękach. - Accio moja lista zakupów.
I patrzyła jak pergamin unosi się do góry a następnie do niej wraca. Chwyciła go i schowała pospiesznie do swojej torby wraz z różdżką. Na jego propozycję, rozpromieniła się i stanęła obok niego, biorąc go pod ramię. - Oczywiście, że możesz mi towarzyszyć. A skoro taki jesteś chętny do brania udziału w moich zakupach to wraz ze mną udasz się najpierw do sklepu z ubraniami Gladraga. Teraz już nie możesz się wycofać.
I oboje skierowali się w stronę odpowiedniego budynku.
[z/t x2]





Sponsored content

Ulica - Page 9 Empty Re: Ulica

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach