Go down
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Las Sherwood - Page 3 Empty Re: Las Sherwood

Sob Sty 07, 2017 2:30 pm
The member 'Genevieve Corleone' has done the following action : Rzuć kością


'Pojedynek' :
Las Sherwood - Page 3 Dice-icon
Result : 6
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Las Sherwood - Page 3 Empty Re: Las Sherwood

Sro Sty 25, 2017 9:13 pm
Najwyraźniej współpraca Charlesa i Genevieve była na tyle dobra, że woźny nie miał większych szans by im się wymsknąć. Teraz więc się miotał przyciśnięty do ziemi, próbując jakoś się uwolnić, ale nic z tego nie wyszło. Wiewiórka przyglądała się temu wszystkiemu swoimi ciekawskimi oczkami, aż w końcu pobiegła dalej, opuszczając Argusa. Na jej słowa odpowiedział równie "śpiewnie" Lelek Wróżebnik, który ukrywał się w liściach jednego z pobliskich drzew. Minutę później pomimo pięknej pogody zaczęło kropić. Filch coś zaczął mamrotać już bardziej w swoim stylu, kiedy siłą otrzymał łuk.
- Nieeee, nieeeee, nieee, ekhe... - wyjęczał by następnie zacząć kaszleć. Po chwili jednak jego spojrzenie stało się zamglone a on sam uśmiechnął się od ucha do ucha. - Jam jest zaginiony potomek Robina Hooda! Argus Hood, ten który zwalczy złe kanalie lasu i ochroni świętość! A bogactwa... ekhe... rozdam biednym i potrzebującym! Na mocy tego łuku! Magia tego lasu nam pomoże!
Oczom Genevieve i Charlesa ukazała się paczka otwartych pierników, nóż, dwie bomby dymne oraz tajemnicze liście, które nagle uniosły się w powietrze i chichocząc znalazły się na dłoniach Argusa zmieniając w rękawiczki.
Coraz więcej kropel zaczęło padać - logicznym więc był wniosek, że za kilka minut ich trójka będzie całkiem mokra. Kamyczki należące do dwójki profesorów zaczęły się dziwnie świecić, dając znak. Oboje więc intuicyjnie wiedzieli, że muszą ruszyć dalej.
- Za mną! - Woźny podniósł się i kucając iście zawodowo zaczął iść przed siebie.
Jeśli poszliście się za nim, po jakimś czasie byliście w stanie zauważyć kilka nietypowo ubranych postaci celujących do siebie z różdżek a także namiot, który nieco kiwał się na boki. Jeśli jednak wróciliście na polanę to, cóż, wszystko w swoim czasie.
Genevieve Corleone
Nauka
Genevieve Corleone

Las Sherwood - Page 3 Empty Re: Las Sherwood

Pon Sty 30, 2017 10:41 pm
Kiedy Argus zaczął bełkotać o byciu potomkiem Robin Hooda, Gen delikatnie uniosła jedną z brwi i spojrzała na profesora Charlesa wzrokiem mówiącym mniej więcej "kogoś tu chyba zdrowo popierdoliło". I nie chodziło nawet o to, że cała ta farsa miała związek z mitycznym zbawcą biedaków. Ot zwyczajnie w mniemaniu nauczycielki ktoś, kto rozpętał całe to magiczne tałatajstwo musiał mieć nierówno pod sufitem.
-A ja zaraz zacznę myśleć, że jestem piękną Lady Marion co?- mruknęła jeszcze tylko, krzyżując ręce na piersi. Brakowało jeszcze tylko szeryfa z chrzanionego Notthingam. W zasadzie mogło być nawet zabawnie, gdyby nie fakt, że chęć palenia zaczynała wprawiać Gen w stan lekkiej irytacji. Mimo wszystko pospiesznie zebrała wywalone z toreb fanty i ruszyła za biegnącym woźnym, jakby była to najbardziej naturalna rzecz na świecie.
-Żwawo panie Hucksberry~ Zanim nam umknie ta rącza gazela i szansa na wydostanie się z tego popapranego lasu.- rzuciła jeszcze zaczynając swój przełajowy bieg. Wystarczyło jednak by na horyzoncie pojawiły się dziwaczne postacie by Gen spięła się nieco i stanęła, skupiając się jedynie na bacznym obserwowaniu otoczenia. Dłoń odruchowo powędrowała jej w stronę różdżki. Nie byłaby jednak sobą, gdyby w całym tym zamieszaniu nie zdobyła się na durnowaty żart.
-Chyba pchnęło nas do krainy rozpusty...- mruknęła, spoglądając na kiwający się namiot. Ładne rzeczy.
Charles Myrnin Hucksberry
Nauka
Charles Myrnin Hucksberry

Las Sherwood - Page 3 Empty Re: Las Sherwood

Wto Lut 07, 2017 8:12 am
Uniósł brwi wyraźnie zdziwiony tym komentarzem iście z boiska Quidditcha, nie żeby Charles brał udział w wielu meczach, od miotły i wszelkich podobnych dyscyplin starał się trzymać z daleka. Czasem i owszem, coś obejrzał, coś przeczytał, ale żeby się bardziej angażować? Raczej nie. W duchu niemniej cieszył się, że profesor Corleone trzymała torbę woźnego. Ciężko było nie być umęczonym, gdy pod tobą wił się starszy, niechętny do współpracy mężczyzna. Zwyczajnie nie czuł się komfortowo. W końcu mógł się od pana Filcha odsunąć, co przyjął z wyraźną ulgą, postanawiając skupić się na poszczególnych, zaprezentowanych przez kobietę przedmiotach. Odchrząknął wyraźnie rozbawiony, widząc zabawę z łukiem w wykonaniu nauczycielki i woźnego, choć i tak to było nic w porównaniu do tego, co miało nadejść. Już miał coś powiedzieć, gdy nagle pan Filch odżył. Odwrócił na chwilę głowę, by nie było widać, że się śmieje, po czym spojrzał najpierw na drugiego mężczyznę, pana Argusa Hooda, a następnie na panią Corleone. Kiwnął na znak, że się z tym niewerbalnym wnioskiem zgadza. Miał wrażenie, że napili się jakiegoś podejrzanego eliksiru i teraz ktoś miał z nich świetną zabawę. Przynajmniej za główną "gwiazdę" robił pan Filch.
- No cóż, pani Corleone. Nie zdziwiłbym się - wtrącił, mając nadzieję, że brzmi bardzo profesjonalnie. Zaraz się okaże, że to on jest szeryfem, szczerze powiedziawszy niż go dzisiaj już nie zdziwi. On miał zaś ochotę po prostu się umyć, zjeść coś i się przespać. Merlinie, chyba zaczął go boleć kark. Dupa też dawała o sobie znać od tego przeklętego patyka. Zacisnął usta w kreskę ruszając za nimi - ten komentarz nie pomagał, ale cóż zrobić. Stanął za drzewem, chwytając za swoją różdżkę by być w razie nieprzyjemnej sytuacji przygotowany. Zmarszczył z zastanowieniem czoło.
- Hm... są dość nietypowym... zbiorowiskiem - szepnął w stronę kobiety, po czym jego miodowe oczy wręcz popłynęły w kierunku ruszającego się namiotu. - Jeśli tak jest, pani Corleone, to przynajmniej mamy pewność, że w tym lesie jest ktoś, kto bawi się lepiej od nas.
Nie mógł jej winić, skoro namiot tak bardzo rzucał się w oczy.
- Urządzamy niespodziewane powitanie czy też grzecznie wyjdziemy i się przywitamy? A może ma pani inny pomysł, pani Corleone?

Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Las Sherwood - Page 3 Empty Re: Las Sherwood

Sro Lut 08, 2017 2:35 am
- Pani taka piękna, idealnie by pani pasowała... khe... khe. Może rzeczywiście? Trze będzie to przemyśleć! - Zgrabne rączki Genevieve jeszcze zdążył pospiesznie ucałować przed ruszeniem dalej w las. O chustkę pięknej damy nawet nie śmiał prosić, w końcu jeszcze nie przyszła na to pora. Rzucił jeszcze nieprzychylne, podejrzliwe spojrzenie w stylu starego dobrego Argusa w stronę pana Hucksberry'ego i ruszył. W swoim nie do podrobienia stylu. Przycisnął palec do ust, ciągnąc za szaty swoich towarzyszy by i oni kucnęli. Bo tu ważna misja była! Konspiracja przed nimi!
- Cicho, cicho! Przed nami zbóje! Oni zagrażają tej krainie! - Syknął szybko, poprawiając swój kapelusz i łuk. - Od razu atak! Bez litości, okraść tych złodziejów i rozdać! Wszystko rozdać!
Czy rzeczywiście był to dobry plan? Ciężko było stwierdzić, w końcu Filch nie był teraz zwykłym Filchem, a Argusem Hoodem jak to się wcześniej nazwał.
Namiot w końcu przestał się ruszać, zaś cała trójka wędrowców mogła usłyszeć podniesione głosy tajemniczych postaci.
- Ja biorę 100 galeonów i skrzynię, bom najwięcej zrobił!
- Co ty za dyrdymały gadasz, grubasie! Moje to wszystko ze skrzynią włącznie, 10 galeonów i kiełbasa z dzikiej świni byś napchał tom swoją tłustą dupę! I wdzięczny bondź!
- Wy kanalie okropne, bazyliszkowe bękarty z dupy smoka! A ja to co?! Przebrzydłe trutnie, mendy niemagiczne! Wszyscy równo albo figa z makiem!
- Zamknąć te przebrzydłe gęby albo zaraz każdy klątwą starych czyraków dostanie! Tak jak ja mówię, tak będzie.
Cała ekipa znajdowała się na niewielkiej polanie, gdzie największą przestrzeń zajmował namiot. Kawałek dalej przy postaciach było ognisko, które rozświetlało czterech mężczyzn. Należało też dodać, że znajdowały się tam dwie przewrócone kłody i kilka pokaźnych sakiewek - z tej odległości byliście w stanie je dostrzec. Niebo zdążyło pociemnieć, co służyło ukrywaniu się między drzewami.
Chwilę później polana została krótko oświetlona przez strumienie zaklęć, którymi uraczyli się czarodzieje.
Genevieve Corleone
Nauka
Genevieve Corleone

Las Sherwood - Page 3 Empty Re: Las Sherwood

Czw Lut 23, 2017 10:51 pm
Ledwo powstrzymała się od parsknięcia śmiechem, kiedy to Argus ostrzegł ich przed zbójami. Kto by pomyślał, że przyjdzie jej brać udział w takim przedstawieniu! Bo przecież czuła się już jak na deskach teatru. O i nawet rekwizyty były przyzwoite! Ale żeby zaraz kraść? Gen chrząknęła niezręcznie i delikatnie potrząsnęła głową. O co to to nie, przestępczość przestępczością, ale żeby kradzież? Toż to zbrodnia niższego szczebla. Z drugiej strony, wnioskując po podsłuchanej rozmowie, właśnie z takimi bandziorami niższego szczebla miała tu do czynienia. Delikatnie zmarszczyła nos. Nie zdzierży takiej bandy. Zerknęła na swoich towarzyszy i odezwała się konspiracyjnym szeptem.
-No, no, panie Hucksberry będziemy oceniać jak przednio się bawiliśmy jak już wyjdziemy z tego przeklętego lasu. Bo czuję w kościach, że przygoda jeszcze nas zaskoczy...- delikatnie przygryzła wargę, jakby rozważała co w zasadzie powinni zrobić. Ah dylematy, dylematy.
-Panie Argusie, ale jak to tak w zasadzie. Robin Hood był złodziejaszkiem, ale okradał bogatych, nie innych złodziejaszków, no bo wiadomo kodeks honorowy przestępców i takie tam. Nawet jeśli w teorii złodzieje są bogaczami? Albo bogaci są złodziejami i wyzyskiwaczami... A...- umilkła dochodząc do wniosku, że to nieistotne. Skoro "oczarowany" pan Filch wskazał jaskrawą bandę jako zagrożenie, to pewnie całe to magiczne mambo jumbo miało coś z tą zgrają wspólnego.
-Muszę przyznać, że czuję się nieco rozczarowana, byłoby znacznie zabawniej, gdyby lasowi zagrażało coś bardziej majestatycznego... Smok na przykład. Znacznie lepiej chwalić się przypalonym ramieniem, niż sterczącą z tyłka strzałą...-przesunęła dłonią po włosach, kilkukrotnie przestąpiła z nogi na nogę i ułożyła dłoń na trzonku różdżki.
-Z doświadczenia zaryzykuję stwierdzenie, że z bandą podrzędnych rzezimieszków nie ma co negocjować. Kulturalne rozwiązania można sobie wsadzić.- zadecydowała, odrzucając pomysł grzecznego powitania.
-Do tego, zakładając, że wedle dziwacznych duchów lasu czy co to tam było za tałatajstwo, musimy poprosić o coś co wybitnie im się nie spodoba, trzymałabym różdżkę w pogotowiu... Tak więc, co by nie było, gotowość musi być stuprocentowa. O i jeszcze najlepiej panowie, żebyście wyglądali na niesamowicie pewnych siebie. To zwykle zbija innych z tropu...- to powiedziawszy lekko skinęła głową, jakby samą siebie chciała przekonać i wymaszerowała z ukrycia zatrzymując się naprzeciw leśnej bandy.
-No dobrze skarbeńki, widzę że macie mały matematyczny problem podziału, ale to nic, chętnie pomożemy...- wypaliła po prostu, uśmiechając się bezczelnie. Musiała przyznać, że nieco brakowało jej w życiu tej odrobiny adrenaliny.
Charles Myrnin Hucksberry
Nauka
Charles Myrnin Hucksberry

Las Sherwood - Page 3 Empty Re: Las Sherwood

Pią Mar 03, 2017 4:18 am
I jak się w takiej wyjątkowo niedorzecznej sytuacji zachować, cóż tu uczynić w obliczu tak nieprawdopodobnych zjawisk? Nie chciał zgadywać, nie sądził też by dobrze mu poszło odgrywanie właśnie tej sztuki, no ale skoro już został do niej rzucony to wypadałoby chociaż spróbować. Tak więc Hucksberry próbował traktować nowe wcielenie woźnego poważnie, a nawet i to zbiorowisko i wszystko, co już dotąd zdążyło się wydarzyć, bo skoro to była magia to największe niedorzeczności zyskują siłę. Na czole mężczyzny pojawiło się kilka bruzd, które przy kolejnych słowach trafiających do jego uszu się pogłębiły. Nie trudno winić, nie teraz. Wargi Charlesa drgnęły nieznacznie pod wpływem wypowiedzi profesor Corleone, ale już nie odpowiedział, gdyż rozmowa potoczyła się w inną stronę.  W istocie jeszcze zaskoczy, może nawet tak, że będzie zmuszony spędzić kilka wieczorów ze wzmocnioną herbatą.  Poplątanie z pomieszaniem, gdy kobieta przedstawiła swój punkt widzenia i on sam się w to dał wmieszać.
- Smok byłby rozwiązaniem zbyt... banalnym. Poza tym od razu rzuciłyby się nam w oczy jakieś sygnały, pani Corleone - zamyślił się, mrucząc pod nosem odpowiedź. Ale usłyszała. Chyba.
- Strzały i czary mogą być gorsze od ognia smoka. Na ogień smoka większość maści pomoże, na wesołe zaklęcia niezbyt bystrej kampanii już niekoniecznie.
Mógł się spodziewać; zjawy, zaczarowany lub nafaszerowany czymś woźny i chętna do walki czarownica nie są dobrym połączeniem. Nie bez alkoholu - wtedy też mógłby udawać, że takie są tego skutki. Teraz jednak nie mógł, był przygnębiająco trzeźwy. Przygnębiający bo  powietrze, które wdychał przepełnione było głupotą i naiwnością. Odchrząknął by coś dodać do tej pełnej werwy przemowy, kiedy Genevieve wyskoczyła nagle na tę polanę. Syknął ostrzegawczo, po czym jednak wyprostował się, zacisnął dłoń w ciemnościach na różdżce i rzucił Filchowi pewne spojrzenie. Wskazał głową na miejsce przeznaczenia. Jakkolwiek dramatycznie by to nie zabrzmiało.
Ruszył się i wyszedł spomiędzy drzew, stając tuż obok profesor Corleone.
- Na pani znak, zaatakujemy ich. Pan Filch lub pani może zająć się sakiewkami  - mruknął jej pospiesznie do ucha, zerkając w stronę tamtej czwórki.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Las Sherwood - Page 3 Empty Re: Las Sherwood

Nie Mar 12, 2017 5:15 pm
- Argus Hood jest tym który okrada tych których uznaje za zbyt bogatych. Nie ważne czy są to bandyci czy bogaci chociaż jakby nie patrzeć nicponie zasługują na to by umieścić ich tam gdzie pieniądze się nie przydadzą czyli w lochu Lady Corleone - Powiedział Argus poprawiając swój kapelusz.
Obydwie grupy prowadziły nic nieznaczące dialogi które jakby nie patrzeć trzymały całą tą akcję w napięciu co też przerwała Pani nauczycielka która wyrwała się do przodu.
- Mały Charlesie powinniśmy powstrzymać Lady Corleone przed tym występkiem i zrabować ich jak pójdą spać tak jak robiliśmy to za czasów króla Jana - Szepnął "banita" który wyszedł zza krzaków razem z dwójką nauczycieli.
Kiedy tak stali pewni swojego osiągnięcia jeden z bandytów zaśmiał się na słowa Genevieve.
- Czyli sądzisz że trójka pędraków pokona piątkę uzbrojonych magów? Może i byście mieli szansę gdybyśmy nie wiedzieli że tutaj jesteście jednak od czasu wkroczenia na nasz teren byliście obserwowani przez jednego z naszych. Myślicie że dlaczego mamy problem? Oczywiście był to podstęp by skupić waszą uwagę - Odpowiedział na słowa jedynej kobiety w towarzystwie.
Po tym jak to powiedział kiwnął głową, a Pan Charles został powalony na ziemię. Piąty z bandytów przyłożył mu różdżkę do szyi i zaśmiał się.
- Teraz obydwoje odłóżcie różdżki bo jeśli tego nie zrobicie przerobimy jego głowę na coś drobniejszego nawet od kurzu - Odrzekł napastnik siedzący na profesorze.
- Wy plugawe mendy niższego sortu, pędraki siarczyste, to jak się zachowaliście... to się nie godzi to my mieliśmy zaskoczyć was OSZUŚCI! - Krzyczał zdenerwowany Argus plując przy tym zajadle.
Odłożył różdżkę na ziemię patrząc na swoją towarzyszkę, to na tego nicponia który wylegiwał się na ziemi.
- Teraz podejdź do nas kobieto - Powiedział jeden z bandytów stojących przy ognisku.

Charles Myrnin Hucksberry - brak różdżki, ręce wykręcone na plecy tak że nie ma możliwości nimi ruszyć, lekkie zadrapania na twarzy od różnych gałązek i szyszek znajdujących się na ziemi. (-3 pż)
Charles Myrnin Hucksberry
Nauka
Charles Myrnin Hucksberry

Las Sherwood - Page 3 Empty Re: Las Sherwood

Pon Kwi 17, 2017 1:25 pm
Merlin niech go ochroni przed tym, co miało tutaj właśnie miejsce. W najbardziej dzikich, nieokrzesanych snach nie mógłby tego doświadczyć. Przynajmniej coś się ruszyło za sprawą drogiej pani Corleone, co musiał niejako z niezadowoleniem przyznać Charles - był bardziej za jakąś przemyślaną taktyką, dzięki której złapaliby dwurożca za rogi. Teraz jednak nadeszła chwila improwizacji i choć adrenalina przyjemnie buzowała w ciele to musiał przyznać rację woźnemu, ale na powstrzymywanie było już za późno. Stało się i teraz muszą zmienić się z tymi nikczemnikami.
Że jak? Oni pędraki? Co za niewychowane towarzystwo, zero szacunku, nawet jeśli było ich więcej. Więcej nie oznacza jednak lepiej, zawsze to sobie powtarzał przy sprawdzaniu wypracowań. Musiał jednak przyznać, że byli sprytniejsi niż zakładał wraz z panem Filchem i panią Corleone. No i już chciał się odezwać, a tutaj jak go nie zaatakują!
Gdzie to cholerne Ministerstwo, gdy czarodziejowi czystej krwi dzieje się krzywda? Nie żeby sam sobie nie poradził, ale wzięli go dranie z zaskoczenia. Skurwysyny. Nawet walczyć nie potrafią z godnością. Nawet w myślach rzadko przeklinał, a kiedy już to robił to oznaczało... że nie jest dobrze.
Nawet nie zorientował się, że woźny ma różdżkę - a może to nie była różdżka tylko dobrze wyrzeźbiony patyk? No nieważne, mało co widział, ruszać się też nie mógł, ogólnie tragiczne położenie i jeszcze jakaś menda niższego sortu, jak to ładnie przed chwilą wykrzyczał mężczyzna, siedziała na nim jak na jakimś zwierzęciu.
- Niech pani użyje tego, co dostaliśmy - rzucił w jej stronę, wierzgając się i próbując się kołysać by zrzucić napastnika z pleców.


Rzucam w razie czego na tę "próbę" zrzucenia, może się Mistrzowi przyda.


Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Las Sherwood - Page 3 Empty Re: Las Sherwood

Pon Kwi 17, 2017 1:25 pm
The member 'Charles Myrnin Hucksberry' has done the following action : Rzuć kością


'Pojedynek' :
Las Sherwood - Page 3 Dice-icon
Result : 6
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Las Sherwood - Page 3 Empty Re: Las Sherwood

Czw Maj 04, 2017 12:01 pm
To prawda że walka była niesprawiedliwa ale właśnie na tym to polegało. Gdyby wszyscy byli dobrzy, to nie spotkali by się teraz w lesie i nie toczyli walki o pieniądze które skradli rabusie. Gdy powalili nauczyciela i kazali nauczycielce podejść, Charles kazał jedynej kobiecie w towarzystwie użyć przedmiotu który dostała. Corleone uśmiechnęła się i wyciągnęła złoty kamień który rozbłysł mocno i oślepił przeciwników czarodziei, pozwalając przy tym też łatwiej zrzucić nauczycielowi tego napastnika który na nim siedział i krępował jego ruchy. Teraz gdy wszyscy byli wolni, a tamci oślepieni woźny używając swojego sprytu i gibkości złapał ich wszystkich zaś z pomocą Genevieve wszyscy zostali skrępowani i gotowi do więzienia. Wtedy jednak stało się coś niespodziewanego i Argus Filch zmienił się znowu w starą wersję siebie, tak jakby środki które zażył wcześniej przestały nagle działać.
- A to co za dziadostwo? - Powiedział sam do siebie wyciągając bombę dymną która to nagle wybuchła.
Nie było teraz nic widać, a jedyne co było słychać to śmiech i odgłos upadnięcia dwóch ciał na ziemię. Po kilku chwilach dym opadł, a Charles mógł dostrzec że zarówno Filch jak i nauczycielka leżą nieprzytomni, tak samo jak i czarodzieje którzy zrabowali skarb, jednak pojawiła się kolejna osoba.
- Witaj Charlesie, a może powinienem powiedzieć dziękuję za Twoje zaproszenie. Przybyłem na Twoje wezwanie - powiedziała postać ukrywająca się w cieniu.
- Przyszedłem Cię tylko ostrzec. Nie wyrzekniesz się krwi - dodał po chwili tajemniczy osobnik i zniknął wraz ze skarbem oraz piątką zbirów tak samo nagle jak się pojawił. Dwójka czarodziejów i jeden charłak zaś odnaleźli drogę do wyjścia i jakoś dostali się z powrotem do Hogwartu.

[z/t x3]

Podsumowanie:

Argus Filch: +7 PD, +10 galeonów, +malutka statuetka miotełki pomagająca przy sprzątaniu
Genevieve Corleone: +10 PD, -5 PŻ, +15 galeonów, +mała figurka człowieka z łukiem, sprzyjająca przy samotnych poszukiwaniach skarbów
Charles Hucksberry: +10 PD, -4 PŻ, +15 galeonów, +mała figurka lasu, sprzyjająca w nauce zaklęć związanych z szukaniem, wskazywaniem kierunku
Kim Miracle
Oczekujący
Kim Miracle

Las Sherwood - Page 3 Empty Re: Las Sherwood

Czw Lis 08, 2018 10:41 pm
09.11.1978

Szukała. Przeszukała cały swój pokój i nie mogła go znaleźć. Szukała go odkąd go napisała. Nie chciała, aby ten list trafił w czyjeś ręce, a zwłaszcza jej dziadka. To miało jej pomóc, to miało ukoić jej ból, ale listu nie było. Tak samo Placka. Miała nadzieję, że ten nieogarnięty ptak nigdy nie wysłał tej koperty. Coś uderzyło w szybę jej okna, a ona aż podskoczyła gwałtownie. Podbiegła do niego i wpuściła Placka do środka zaraz za nim wskoczył jakiś czarny kot z listem. Gdy przeczytała wiadomość poczuła jak nogi jej więdną. Usiadła na łóżku i spojrzała na sowę, która nic nie ogarniała. Widocznie Placek chciał się popisać i złapał kopertę. Pamiętała, że zapomniała wtedy zamknąć okno i klatkę sowy. Poczuła jak pot zlewa jej plecy. Nie chciała, aby ktokolwiek przeczytał jej wyznanie. Podniosła się i zanotowała krótka wiadomość na skrawku kartki. Przypięła ją do obróżki i kazała kotce lecieć do Robina. Wyszła z pokoju, minęła gabinet, a potem sypialnię jej ojca nawet na nie nie patrząc. Drzwi były zamknięte odkąd zdecydowała się tu zamieszkać. Bała się każdej nocy, nie potrafiła też zasnąć, więc była teraz w nie najlepszej formie. Miała delikatne cienie pod oczami i bladą cerę.
Ubrała się na cebulkę jak zwykle, czyli puchową kurtkę, szal Hufflepuffu, za dużą czapkę i dwukolorowe, jednopalcowe rękawiczki. Wcisnęła spodnie w buty wojskowe i wyszła z domu kierując się w stronę lasu. W dłoni ściskała wiadomość od chłopaka. Nie myślała zbyt wiele nad tym, co robi. Nikogo o tym nie poinformowała, nawet nie przyszło jej do głowy, że mogłaby zginąć. Myślała tylko o tym, że chciała odzyskać list a potem go spalić. Było coś około godziny siedemnastej, może nawet później. Robiło się już ciemno, więc przyświeciła sobie drogę zaklęciem. Stanęła na skraju lasu nie bardzo w sumie wiedząc dokąd iść. Wolała czekać na tę osobę tutaj, pod skrajem lasu. Imię, którym się podpisał było dla niej zagadką, a zwłaszcza, że podpisał się imieniem Robin Hooda. Kim lubiła tę legendę, była dla niej czymś w rodzaju motta. Lubiła ten motyw rozdawania biednym, a zabierania bogatym. Tak powinno być zawsze – może i bez kradzieży, ale jednak powinno być! Z jednej strony cieszyła się, że nie podpisała się swoim imieniem, ale z drugiej strony wstydziła się tego, że chłopak poznał słowo Buraczek.

Cheyenne Collins
Ministerstwo Magii
Cheyenne Collins

Las Sherwood - Page 3 Empty Re: Las Sherwood

Nie Lis 18, 2018 1:11 pm
Uśmiechał się krzywo, gdy matka prawiła mu kazanie. Wrócił późną nocą, budząc służbę i wyrzucając ojca z łóżka, choć wchodził na palcach i trzymał wszystkie obelgi za zamkniętymi ustami. Ale ich budziła cisza. Nie przywykli do niej, więc umysły, przesiąknięte trucizną, traktowały spokój jak alarm. Szybko, budźcie się! Coś się dzieje, coś jest nie tak! Jest tak niemo, tak... Cheyenne przymrużył nonszalancko powieki. Patrzył na rodzicielkę bez wyrazu, z oczami pociemniałymi od rozdrażnienia i żalu. Za dużo mówiła. Za mało robiła. Za bardzo się prostowała, a przecież tyle krzywych poglądów kształtowało jej charakter. Codziennie z ojcem spotykała się z innymi ludźmi trzymającymi się pod ramię, jakby nie dane im było ustać o własnych siłach. Taka wyważona, przyjazna, pewna siebie. Elegancka. Nikt nie potrafił dostrzec w jej sztucznych śmiechach prawdziwego podłoża. Pieniądze, mój drogi Aisho, są najważniejsze — mówiła do niego monotonnym głosem, jakby powtarzała setny raz, że spadnie deszcz. Ze śniegiem.
On widział jej prawdziwe oblicze. Jej nieułożone od snu włosy, loki wypadające z luźnego koka. Tutaj nie musiała błyszczeć. Nie trzeba się było zanosić odpowiednio stonowanym chichotem. Dostrzegał pomięte tkaniny jej koszul, ukrytych za ciężkim szlafrokiem zaciągniętym przez jej dłonie. Wbijała mu do głowy wiele oczywistości. Jeżeli chciałeś tu wrócić mogłeś uprzedzić! Mnie, Harolda albo, na litość boską, przynajmniej Lucielle! Pokojówkę. Z pewnością słałby jej telegramy.
Zamknął oczy.
Matka była taka prosta w obsłudze.
Kiedy otworzył powieki, stał już na grubej gałęzi potężnego drzewa. Drzewa, które wyglądało, jakby się przewróciło i pomyliło ziemię z niebem; jakby jego korzenie były u góry, zmierzwione jak włosy ojca, rozchodzące się na wszystkie strony, poplątane niczym bohomazy kreślone na pergaminach. W dłoni trzymał list, który niefortunnie zostawił na komodzie w rezydencji rodziców. Choć teraz znajdował się dziesiątki kilometrów od murów zatrzymujących sekrety Collinsów w czterech ścianach, wciąż słyszał znudzony głos matki. Czy świstek, który przez roztargnienie pozostawił wewnątrz holu był wart wysłuchiwania lekcji Anny Margareth „Patrz Na Mnie Młody Człowieku” Collins?
Cheyenne, oparty o szorstką korę, uniósł raz jeszcze dłoń. Kciukiem podważył górną część listu i ujrzał jego treść. Był taki monotematyczny, przesiąknięty nostalgią i smutkiem. Nie do końca go rozumiał. Nie przejął tych emocji. Nic nie czuł. To nie było warte zachodu.
Szept wyprężyła się nagle, strosząc futro. Usłyszał jak jej pazury szurają po pniu, jak futro ociera się o drzewo. Gardłowy pomruk zwrócił na siebie znużone spojrzenie właściciela. Cheyenne kiwnął głową. Przyjście do tego lasu zajęło mu kilka godzin. Nieznajoma, Buraczek, przybyła tu o wiele szybciej niż zakładał. Przyprowadziłaś ją tu, Szept?
Niebo ciemniało, ale księżyc był jeszcze słabo widoczny. Mężczyzna ześlizgnął się na niższą gałąź, zeskoczył na kolejną, szumiąc ostałymi na drewnie liśćmi. Wiatr wzmocnił podmuchem dźwięk szelestu. Cheyenne poruszał się tak jak kot, który mu towarzyszył — lądował na ugiętych lekko kolanach, w pełnej równowadze.
W końcu znalazł się na ziemi. Zaraz za nim na glebę opadła Szept.
Oboje ubrani byli na czarno — on założył płaszcz, ona miała sierść. Tylko ich oczy były widoczne na tle mroczniejącego pleneru. I obie pary ślepi zwróciły się ku Kim. W porównaniu jednak do kotki, Cheyenne zdobył się na uśmiech. Usta zadrżały, a zaraz potem rozświetlił je rozbrajająco nieumiejętny grymas.
Czego miałaś za dużo, że zostałaś okradziona, ślicznotko? — zapytał miękko, jak przyjaciel, który martwi się o stan dawno nie widzianej towarzyszki. W ręce ukrytej pod skórzaną rękawiczką dzierżył zamkniętą, złożoną w pół kartkę. Jej skarb trzymał na widoku. Mam go tutaj. Tyle że...Ludzi zbyt bogatych się rabuje, aby pomóc biednym. Wiedziałaś o tym?
Kim Miracle
Oczekujący
Kim Miracle

Las Sherwood - Page 3 Empty Re: Las Sherwood

Wto Gru 25, 2018 11:19 pm
Pozamykane drzwi otaczały ją już od bardzo dawna. Wszystko z czym sobie nie radziła było zamykane na cztery spusty. Zamki trzaskały raz po raz po śmierci ojca. Przyjaciele? Odcięci. Uśmiech? Odcięty. Spokój? Odcięty. Przywiązanie? Odcięte. Wspomnienia? Spalone. W jej domu dwie pary drzwi zamknięte i nie ruszone. Kurz okalał każdy ich skrawek, każdy kąt, a ona nie miała zamiaru tam zaglądać. Nie miała zamiaru wchodzić do pomieszczeń, w którym unosił się zapach, duch i pamięć o jej ojcu. Zapach był najgorszy, bo to tak jakby on nadal tu był. Miała wrażenie, że bzikowała czasami łapiąc się na tym, że widzi jego cień. Biegnąc przez tłum, bo zobaczyła jego brązowy płaszcz.
Najbardziej niszczyły ją nieprzespane noce, które sprawiały, że upadała jeszcze niżej wyciągając dłoń ku górze. Zdawała sobie sprawę, że nie powinna upadać, ponieważ jej ojciec by tego nie chciał. Umysł płatał jej figle, a racjonalne myślenie już dawno od niej uciekło. Adam Miracle zabiłby ją za to, że przyszła w to miejsce, że zjawiła się na spotkaniu z obcym Robinem. Wiertło nieracjonalności wwiercało się w jej tylną część czaszki, ale nie potrafiło dowiercić się do świadomości.
Stała zaciskając drżące palce na różdżce, a drugą dłoń zaciskając na kurtce. Kręciła się dookoła szukając kota, ale nie mogła go dostrzec. Szukała też Robina, ale jego również tu nie było. Przynajmniej tak się jej wydawało. Nagle usłyszała jakiś dźwięk, a jej ciałem wstrząsnął strach. Głupia. Czuła jak coś zaciska się na jej gardle niczym wąż i próbuje ją udusić. Potem głos należący do mężczyzny. Odwróciła się do niego przodem, zmarszczyła brwi pytająco i odetchnęła cicho próbując się uspokoić.
Zginę?
Szczęścia – odpowiedziała cicho na jego pytanie. Wzrok spoczął na kopercie, a nogi automatycznie zrobiły dwa kroki w jego kierunku. Stała w odległości od niego może na wyciągnięcie dwóch rąk? — Bo ludzie nie mogą być zbyt szczęśliwi, gdy tak jest... zostają okradzeni – wypuściła z siebie słowa, których nawet nie mogła powstrzymać. Tak było. Była szczęśliwa, a ktoś zabrał jej to. Pochwycił w swoje zimne macki i wchłonął w ziemię. Dłoń na kurtce zacisnęła się mocniej, a dłoń z różdżką, na której końcu migało bladoniebieskie światełko opuściła delikatnie, aby móc lepiej przyjrzeć się księciu Złodziei. — W takim razie... mam nadzieję, że ten, który dostał to co zostało mi zabrane będzie szczęśliwy – oczy jej zdecydowanie pociemniały, zgasły jak świeczki zdmuchnięte przez wiatr. Nie chciała godzić się z tym, że ktoś inny miałby Go mieć. On był jedyną rzeczą, osobą na świecie jaką miała. Nie potrafiła być sama, a bez niego tak się czuła.
Czy właśnie weszła w paszczę śmierci? Chyba pchała się do niej odkąd On zmarł. Szła po śladach zmory, która zabierała życie, światełka szczęścia i kopała je w ziemi. Chciała też być pochłonięte przez jej czarne spojrzenie, przez zimny stal jej kosy. Chciała zniknąć i już nie czuć tego bólu, który pojawiał się, gdy była sama, gdy nie mogła spać w ciemnym pokoju, który cieniami otaczał jej ciało. Spowijał mrokiem i przykrywał jak zapomnianą córę, odnalezioną po latach. Kim  nigdy nie miała w swoim sercu smutku, a teraz było go w niej aż za nadto.
Cheyenne Collins
Ministerstwo Magii
Cheyenne Collins

Las Sherwood - Page 3 Empty Re: Las Sherwood

Nie Sty 20, 2019 7:32 pm
Obecność różdżki nie uszła jego uwadze. Czasami, jak teraz, miał ochotę westchnąć, pokręcić głową z niedowierzaniem i zapytać wprost — "czy ja celuję do ciebie z broni? Trzymam w ręce nóż, kij lub strzelbę? Czy wy, cholerne dzieciaki, wiecie w ogóle czym jest strzelba i jak śmiertelne niesie ze sobą brzemię? Ma taki prosty mechanizm, a tak wiele spraw komplikuje. Z magią jest jeszcze gorzej, jest trudna i niepojęta. Wiecie jak niebezpieczna jest magia? Nie wiecie". Ale dokładnie w tej samej sekundzie, w której uśmiech na jego twarzy zbladł, dotarło do niego, że owszem, miał przy sobie broń. Nie była może faktycznym orężem i nie mogła wyrządzić krzywdy, gdyby chciał jej użyć do fizycznego zamordowania dziewczyny. Ale trzymany w palcach list musiał być równie dobrym pociskiem jak ten, którego Buraczek użyłaby do obrony własnej. Rzecz jasna, o ile by się na to odważyła.
  Cheyenne, jakby chcąc potwierdzić swoje przypuszczenia, obrócił kartkę w ręce i spojrzał na nią, na dwie sekundy (o dwie za dużo) przyglądając się papierowi i schludnym literom. Literom układającym się w słowa, w słowa tworzące zdania, w zdania wyrażające tęsknotę i obawę. Czy nieznajoma była przerażona?
  Unosząc na nią zimny wzrok uznał, że tak. Musiała być. Ludzie nieszczęśliwi byli najgroźniejszy i przepełnieni największym lękiem, jakiego nie dało się pokonać. Kto nie bałby się perspektywą zostania w obecnym, tragicznym stanie na całą wieczność? Na dłużej niż wieczność. Poranki przepełnione bezsilnością, wieczory ciężkie od poczucia straty. Minuty zamieniające się w godziny, jutrzejsze daty tak odległe jak całe millenium. Collins wydawał się to rozumieć; przynajmniej do czasu, gdy nieznajoma nie postąpiła dwóch kroków w jego kierunku.
  Nie cofnął się, nawet jeśli organizm w pierwszym odruchu to mu nakazał. Potrafił walczyć, ale główna zasada wciąż brzmiała najlepiej — jeżeli jest szansa, uciekaj. Gdyby zapytano go później, dlaczego się nie wycofał, pewnie w odpowiedzi wzruszyłby tylko barkami. Może to coś w jej oczach, może jej oblicze, może desperacja w głosie. Może jedna z tych rzeczy, wszystkie naraz albo żadna.
  — Nie należał do ciebie — wypowiedział to tak nagle, że zanim dotarło do niego brzmienie słów, zanim dopasował ton głosu do własnego, wyrazy zdążyły chrypliwie opuścić jego krtań. Przyglądał się w skupieniu jasnowłosej, raz po raz mrużąc mocniej oczy, jakby starał się przeżreć przez powłokę i sięgnąć dalej. Zawsze tak robił. Musiał dotknąć umysłu, zrozumieć. — Nic, co można ukraść, nie jest twoje. Nigdy nie było. I na pewno nie będzie.
  Jakby na potwierdzenie tego uniósł wyżej dłoń. Kartka, trzymana między wystawionymi palcami — wskazującym i środkowym — znalazła się nagle tuż nad jego ramieniem.
  — Dlaczego to napisałaś?
Sponsored content

Las Sherwood - Page 3 Empty Re: Las Sherwood

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach