Go down
Jonathan Avery Sr
Ministerstwo Magii
Jonathan Avery Sr

Jonathan Eldrian Avery Sr [dorosły] Empty Jonathan Eldrian Avery Sr [dorosły]

Sro Sty 20, 2016 3:30 pm
Imię i nazwisko: Jonathan Eldrian Avery Sr
Data urodzenia: 06.01.1926 r.
Czystość krwi: Czysta
Była szkoła: Hogwart, Slytherin
Praca: Doradca Ministra Magii, Śmierciożerca
Różdżka: Jodła, pióro gryfa, 15 cali
Widok z Ain Eingarp:
Jonathan Avery Senior był człowiekiem pragmatycznym, stąpającym twardo po marmurowych posadzkach rodowych posiadłości. Nie tracił czasu na dziecinne mrzonki, gdybania i płoche nadzieje, skupiając się w zamian na solidnej rzeczywistości i zatrzęsieniu ziemskiego dobrobytu, który był w zasięgu jego ręki. Stojąc teraz przed pradawnym lustrem, nie odczuwał ekscytacji. Zbyt doświadczonym i rzeczowym był czarodziejem, by przywiązywać wagę do pompatycznie ujętych "pragnień swego serca". Doskonale świadom był, czego chce i do czego dąży, więc obraz, który wychynął spod grubej warstwy kurzu nie stanowił dla niego niespodzianki. Ujrzał siebie, spacerującego ramię w ramię ze swym starym przyjacielem korytarzami Ministerstwa Magii. Jego własna (jego własna, nie ta będąca efektem zmyślnych zaklęć transmutacyjnych) twarz, tak jak i twarz Riddle'a niemalże emanowała satysfakcją, zadowoleniem i dumą. Po drugiej stronie szklanej tafli, Avery uniósł jedną ze swych jasnych brwi, nieco tylko rozczarowany. Jakkolwiek czarującą wizją nie byłoby to odbicie, miał nadzieję, że chociaż raz coś go zaskoczy. Poprawiając mankiety śnieżnobiałej, wyprasowanej koszuli, obrócił się na pięcie i opuścił ciemne pomieszczenie, nie obracając się za siebie. W końcu od wielu dekad cel ten jarzył się przed nim jasno i wyraźnie.


Przykładowy Post:
W każdym z przestronnych gabinetów Ministerstwa Magii znajduje się biurko, lecz  w żadnym z nich nie można znaleźć mebla tak czystego i zadbanego, jak w gabinecie Doradcy Ministra Magii. Na wypolerowanej powierzchni jodłowego drewna niemożliwym byłoby znalezienie choć jednego, samotnego pyłku kurzu. Biurko to było tak samo nieskazitelne, jak jego właściciel - Jonathan Aldrin. Jonathan Aldrin był wysokim, imponującym mężczyzną o nienagannych manierach i idealnym wizerunku, ziszczeniem wzorowego obywatela Czarodziejskiej Wielkiej Brytanii, zasiadającym właśnie dumnie w swym fotelu ze smoczej skóry. Pan Aldrin był personą nie do przeoczenia, a nawet w urządzonym ze smakiem gabinecie, to właśnie on przykuwał całą uwagę potencjalnego obserwatora. W kominku za jego plecami trzaskał beztrosko ogień, otaczając muskularną sylwetkę ciepłym światłem. W jego kasztanowych oczach niezmiennie obecny był spokój i pokorna siła, które czyniły z niego doskonałego doradcę, przyjaciela i małżonka.
- Panie Aldrin - młoda blondynka bezpardonowo uchyliła drzwi do jego sanktuarium, spoglądając nań z amatorskim zdenerwowaniem. - Minister prosił, by udał się pan do jego gabinetu w wolnej chwili.
Jonathan cierpliwie odłożył pióro, które dzierżył do tej pory w dłoni, na gładki blat biurka, wprost równolegle do notesu, który zapełniał swym schludnym charakterem pisma. Uśmiechnął się uprzejmie do dziewczyny i skinął głową, podnosząc się z gracją z wygodnego siedzenia.
- Nie, nie! - pisnęło zakłopotane dziewczę. - To nic pilnego, proszę sobie nie przerywać!
W mgnieniu oka zniknęła z pola widzenia mężczyzny, który zamarł w połowie swego ruchu. Wpatrywał się jeszcze przez moment w dwuskrzydłowe drzwi, które przed sekundą zamknęły się z trzaskiem, nim westchnął i wyprostował się. Zamykając ze zniecierpliwieniem oprawiony w skórę notes, długim krokiem podszedł do zaczarowanego okna, w zamyśleniu spoglądając na zmieniający się nieustannie krajobraz. To dzięki uprzejmości i niezachwianej równowadze, które towarzyszyły jego niezaprzeczalnym talentom, wspiął się po stopniach ministerskiej drabiny, by odpocząć wreszcie w swoim eleganckim gabinecie. Brak manier i profesjonalizmu były czymś, na co nie mógł sobie pozwolić i czego nie mógł zignorować. Młoda, niedojrzała wiedźma mugolskiego pochodzenia, która piastowała stanowisko jego sekretarki pieczołowicie wspinała się na pozycję nemezis Aldrina. Była niczym chochlik kornwalijski i przez krótką chwilę Jonathan ważył w głowie perspektywę transmutowania ją w jedno z tych irytujących stworzeń. Nie, była to zbyt łagodna kara dla nieznającej swego miejsca szlamy. Kąciki ust starszego mężczyzny drgnęły w rozbawieniu, a ciemne oczy zalśniły przelotną radością. Ta niewinność zniknęła jednak z jego twarzy, zastąpiona subtelną i łagodną chęcią mordu, gdy po raz dziesiąty tego dnia usłyszał natarczywe pukanie do drzwi. Przymykając powieki i oddychając głęboko, odwrócił się.
- Proszę - podniósł nieznacznie głos.
- Przyniosłam dla pana list, dotarł zaledwie moment temu... - nieznośna, niezdarna szlama potknęła się na krawędzi perskiego dywanu, gdy pospiesznie usiłowała dostarczyć jego korespondencję.
Jonathanowa powieka drgnęła, gdy niewzruszenie obserwował jej poczynania. Nie ruszył się z miejsca, czerpiąc przyjemność z wpełzającego na jej policzki rumieńca, gdy zmuszona była pokonać te dodatkowe kilka metrów, by wręczyć mu list. Stał cierpliwie przy oknie, z wyciągniętym ramieniem oczekującym dotyku pergaminu. Blondynka uciekła w popłochu, z oczyma wbitymi w podłogę, gdy wykonała swoje najważniejsze do tej pory zadanie. Jaką żałosną parodią wiedźmy była, w swej wszechogarniającej nerwowości i zniecierpliwieniu, gotowa na wszystko, by go zadowolić. Przynajmniej zdawała sobie sprawę z celu swojego istnienia.
Wrócił na swoje miejsce za biurkiem, z zaciekawieniem patrząc na białą kopertę w swej dłoni. W przeciwieństwie do większości jego korespondencji, ta nie została ozdobiona adresem zwrotnym. Był to wystarczający powód, by jego nieudolna sekretarka odmówiła jej dostarczenia. Nawet w niekompetencji znaleźć można było zalety, czyż nie? Wyjąwszy z małej kieszeni swej marynarki drobny, srebrny kluczyk, Jonathan otworzył najwyższą z szuflad swego biurka i wyciągnął zeń ostry, lśniący otwieracz do listów. Zagłębił się on w miękkim pergaminie, niczym sztylet w ciepłym mięsie, bez większego trudu. Z najmniejszym cieniem ekscytacji padającym na jego analityczny, zwykle pozbawiony zbędnej namiętności umysł, zagłębił się w treści listu.
Drogi Avery!
W miarę czytania, jego uprzejmy uśmiech poszerzał się coraz bardziej, w widocznej radości i uldze. Gdy jego oczy dobrnęły końca, złożył schludnie pergamin i położył go na biurku. Otworzywszy drugą od góry szufladę, magicznie pogłębioną, by pomieścić stosy korespondencji posegregowane kolorowymi wstążkami, wsunął kopertę w tę oznaczoną pięknym, szmaragdowozielonym kolorem, nim znów szczelnie ją zamknął. Oba klucze wróciły na swe miejsce na piersi Jonathana. Zasunął za sobą krzesło i bez chwili wahania zdjął z wieszaka prężącego się dumnie przy drzwiach swe wierzchnie szaty, zakładając je bez zbędnej zwłoki. Z naczynia stojącego na kominku nabrał garść Proszku Fiuu, którą rzucił z siłą w płomienie. Z gracją wstąpił w zielony ogień, pilnując skrawka swych drogich szat.
- Posiadłość Riddle'a - rzekł wyraźnie, a jego słowa były ostatnią rzeczą, którą było dane nam słyszeć, gdy Jonathan Avery Senior opuścił Ministerstwo Magii.
Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

Jonathan Eldrian Avery Sr [dorosły] Empty Re: Jonathan Eldrian Avery Sr [dorosły]

Czw Sty 21, 2016 3:04 am

Karta przypadła mi do gustu, było tylko jedno zbędne słowo, ale tak wszystko w najlepszym porządku. Łap pan 10 dodatkowych fasolek, panie Avery!
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach