Go down
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Polana jednorożców - Page 4 Empty Re: Polana jednorożców

Pią Paź 21, 2016 3:23 pm
Mieli przecież tyle planów, tyle możliwości! - Colette chciał prowadzić praktyki, popracować trochę w Londynie, przecież miał się osiedlić w tej małej, ciemnej dziurze, którą Sahir od biedy nazywał "domem" - spędzaliby razem czas, Colette odprowadzałby go codziennie na wizyty u pieprzonego psychologa, na które ni chuja nie chciał chodzić i spuszczał przysłowiowy (dosłowny) wpierdol, żeby ogarnąć jego księżniczkowatą dupę, a on wypychałby go porankami do roboty, żeby nie zaniedbał studiów - swojego marzenia, które chciał osiągnąć - pomagając uczyć się białej magii i bronić przed tą czarną - wieczorami siedzieliby przy kubku gorącej czekolady i rozmawiali, rozmawiali, rozmawiali - albo po prostu milczeli, bo to była jedna z tych nauk, którą on zaoferował Warpowi - słowa były srebrem, milczenie zaś złotem, ponieważ tylko milcząc mogłeś się przekonać, czy jest ci z daną osobą dobrze i czy czujesz się z nią swobodnie. Ile oboje poświęcili dla tej znajomości wiedzieli sami najlepiej, nie potrzebowali tego wyliczać, nie musieli spoglądać do własnych dzienniczków - shh, o niektórych rzeczach po prostu się nie mówi, prawda? - zwłaszcza, kiedy smocza paszcza przepełniona były zębami, które bardzo chętnie odgryzą rękę, która dotknie nieodpowiednio majestatycznego pyska - wszystko z wyczuciem, wszystko na wolnym gazie, by w razie czego można było szybko zaciągnąć ręczny - zabawne, że w tym wszystkim się nie pogubili. Że odnajdywali wciąż i niezmiennie do siebie drogę pomimo kłód pod nogami.
- Zawsze mógłbyś paradować bez garnituru. - Wyciągnął mocniej w górę prawy kącik warg, spoglądając na jego twarz, jego ruchy - każdy krok, który czynił, by przełamać odległość między nimi - i nie rozumiał, czemu, ale nie obawiał się tego - wręcz przeciwnie: był pełen oczekiwania. Tej wspomnianej już wcześniej, słodkiej niecierpliwości, która nie karze i nie rzuca w plecy kamieniami (winny!). Mógł tak czekać i czekać... Z gotową odpowiedzią na wiecznie dręczący Coletta syndrom: mieć ciastko czy zjeść ciastko. Chyba oboje chwilowo woleli je mieć. - Wystarczyło czasu na obie czynności. Zazdrościsz Glutowi czy szkolnym korytarzom?
Coś było nie tak, prawda? Coś się nie zgadzało, coś nie pasowało - w ruchach Coletta, w jego mimice, w jego uśmiechu... w jego oczach. Zmęczenie było widoczne na pierwszy rzut oka - więc może to tylko o nie chodzi..? W końcu trwał okres egzaminów, Smok zapewne zakuwał jak głupi... i to był kolejny powód dla którego chyba wolałby mu nie przeszkadzać - ach, cóż - jedyny sposób by wygrać z pokusą, to jej ulec. Zbyt długo nie rozmawiał z Warpem. Zbyt długo nie widział jego twarzy.
- Jasne, jasne, po prostu przyznaj, że sam chciałbyś mieć tak nieskazitelnie mleczną skórę. - Przymknął oczy w uśmiechu i wzruszył lekko ramionami opuściwszy głowę - ale tylko na moment - krótką chwilę, nim znów spojrzał Colettowi oczy. - Nawał nauki ci nie służy, Smoku.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Polana jednorożców - Page 4 Empty Re: Polana jednorożców

Sob Paź 22, 2016 12:37 am
Mieli tak dużo, więcej nawet od innych, bo odnaleźli się spośród tych wszystkich przypadkowych osób i choć ich spotkania odbywały się po kryjomu to i tak znaczyły dla Warpa naprawdę dużo. Wspomnienie ich nosił niczym osobisty skarb w swoim sercu - momenty kiedy dyskutowali albo też milczeli, bo przecież nie można było ciągle być albo tylko przy złocie albo tylko przy srebrze. Byli łapczywi i egoistyczni, i Colette nie wiedział już sam, czy nie był aż nazbyt samolubny pragnąc Sahira tylko dla siebie, nie zastanawiając się, co by się stało gdyby ktoś ich zobaczył w lesie, w nocy w którymś z Pokojów Wspólnych czy też w Hogsmeade, gdzie ich cierpliwość była wystawiona na próbę. Niemalże zupełnie wtedy przepadli w swoich wyznaniach i zapewnieniach. Wszystko było przecież zaplanowane, ten czas, który im pozostał w Hogwarcie szybko minie i wtedy będą już zupełnie bezpieczni, zaczną wspólne życie i... Stop. Smok nie chciał, aż tak daleko zabrnąć, z desperacką tęsknotą pragnąc ujrzeć te sielankowe wizje, które w czasach wiszącej nad nimi wojny były zupełnie oderwane od rzeczywistości. Ani on nie był w stanie zapewnić Sahira, ani też Sahir jego, że to naprawdę się wydarzy, że będą mogli spoglądać na to samo niebo blisko siebie za rok. Wystawiał wciąż i wciąż zęby, tak jak i Czarny Kot pazury by móc zawalczyć o ten maluteńki kawałeczek świata dla siebie. Warp jednak był już zmęczony, bardzo zmęczony, nie był nawet w stanie otworzyć swego pyska.
- Khym... Wiem, co ci chodzi po głowie, świntuszku. Dla świata jest jeszcze za wcześnie by mu objawić tajemnicę smoczej potęgi - nieomal się zakrztusił, kiedy Sahir zaproponował te, jakże, nietuzinkowe rozwiązanie. I również Colette mu się przyglądał, jakby próbując na stałe utrwalić ten obraz w swojej głowie by był już na zawsze tak żywy jak dziś. Uważał, że warto próbować, nawet jeśli niejednokrotnie się już przekonał o tym, że to tak nie działa. W przypadku jednak ciastka, dzisiejsze rozmyślania sprowadzały się do tego jak powstrzymać się przed sięgnięciem po nie, by ugryźć choćby maluteńki kęs i móc odwrócić się i odejść. To było niewyobrażalnie ciężkie.
- No, no, panie Nailah. A zjadł pan chociaż obiadek przed umocnieniem pańskiej pozycji jako mrocznego księcia? Poczekaj, daj mi się zastanowić...
Na chwilę jego twarz jakby się rozjaśniła od uśmiechu, który na nią wstąpił.
- Myślę, że Glutowi. Futerka. Pewnie nie jest mu zimno w nocy - drażnił się z nim, po czym bez słowa, po chwili wahania, pokonał dzielącą ich odległość i objął go na tyle na ile mógł.
- Wiem i to nie tak, że nie odpoczywam, tylko... - wziął głębszy oddech i ze świstem wypuścił powietrze, przymykając oczy. - Sahir.
I tyle. Nie był na razie w stanie nic więcej powiedzieć, mimo że wiedział, że przedłużał tę cholerną chwilę w nieskończoność.
Jak on nienawidził pożegnań, ale tak bardzo chciał jeszcze zostać. Choćby miało to być zaledwie kilka minut. To i tak było bardzo duż... no i kogo on chciał oszukać?
To zawsze będzie za mało.

Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Polana jednorożców - Page 4 Empty Re: Polana jednorożców

Sob Paź 22, 2016 1:17 am
O, proszę bardzo, to go bardzo rozbawiło! I to rozbawienie odnalazło odzwierciedlenie w jego uśmiechu - i całej jego postawie, kiedy się rozluźnił, kiedy ten glut, którego Colette tak często dostrzegał na ramieniu Nailaha, nie pozostawił dzisiaj po sobie nawet plamki - czysta atmosfera powinna być odświeżająca, winna umożliwiać łapanie kolejnych oddechów - brzęczenie w głowie na to nie pozwalało. To samo coraz bardziej irytujące, natężające się brzęczenie nie pozwalało na uwierzenie, że Nailahowi po prostu "coś się wydawało", bo sam był zmęczony, wyrypany i śpiący - więc Colette też mógł być, też mógł mieć gorszy okres, a przez niego niemoc do uśmiechania się i... normalnego reagowania? Normalnego... reagowania...Normalnych słów - uśmiechnij się! - niby się uśmiechał, niby mówił normalnie, niby mieli skrzyżowane spojrzenia, a mimo to wampir miał wrażenie, że nakłada się na jego oczy inny obraz - nieprzyjemny, jeden z tych, których nie chciało się oglądać, zwyczajnie nie był w naszym guście - i właśnie jeden z tych obrazów prezentował sobą Puchon - przestań... - niecierpliwość i oczekiwanie - te słodkie - zaczynały zabarwiać się czymś złym, toksycznym, nieprzyjemnym - Nailah już znał te podchody, oj aż za dobrze je znał - i spodziewał się przeróżnych złych wieści - z całą pewnością jednak nie spodziewał się tego, z czym tak naprawdę Colette do niego przyszedł.
Przyszedł, wypowiedział parę słów słabym głosem, objął go.
Wypowiedział jego imię.
- Co jest, Colette? - Nie potrafił na nic więcej odpowiedzieć - i nie potrafił się już zmusić do uśmiechu, zwłaszcza, że Colette tego nie lubił - nie znosił wręcz jego aktorskich zabiegów i sztuczek, kiedy miały one zamydlać mu oczy, oszukiwać na pewien sposób - jeśli uśmiech miał widnieć, to tylko ten szczery, chociaż minimalnie szczery, tak? - na pewno nie ten wymuszony - miał problem ze skupieniem się i to już nie dlatego, że cieszył się na spotkanie, ale jakaś dziwna obawa zaczęła grząźć mu w gardle - zabraniała oddychać - bez oddechu zaś ciężko poradzić sobie w codzienności. - Jestem cholernie głodny, więc wolałbym, żebyś się do mnie nie przytulał. - Trochę brutalne, jeszcze bardziej smutne - nie chciał mu tego robić, ale musiał - z czystego szacunku do jego osoby i tego, że nie chciał zatopić w nim po raz kolejny kłów - na pewno nie kiedy był w takim stanie, w jakim był. W kiepskim.
Oczekiwanie przestało być nawet minimalnie przyjemne.
Nailah się bał.
Nie wiedział, czego, nie wiedział, dlaczego i nie wiedział, skąd ten irracjonalny strach płynie.
Szósty zmysł?
Może...
- Co się dzieje? - Powtórzył pytanie - przyszpilanie Smoka do ściany? Colette tego nie lubił - i tak samo nie lubił tego Czarny Kot - oboje jednak dobrze wiedzieli, że każdy z nich tego potrzebował, kiedy przychodziła pora do wyspowiadania się z grzechów.
Tym razem jednak chyba nie miało być rozgrzeszenia.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Polana jednorożców - Page 4 Empty Re: Polana jednorożców

Nie Paź 23, 2016 5:43 pm
Momenty w których Sahir pozbywał się choćby na chwilę tego niewidzialnego muru wokół siebie były dla Colette'a szczególnie ważne. Czuł się wtedy, jakby samym ognistym oddechem na to wpływał i automatycznie poprawiał mu się humor. Nieznośnie przedłużał tę chwilę, pragnąc wykorzystać jak najlepiej ten czas, który jeszcze na tej płaszczyźnie im pozostał. Wiedział, że cokolwiek się później nie wydarzy to i tak przepaść, która powstanie przez jego decyzję może całkowicie nie zniknąć. Jakże idiotycznym był ten ruch, ale wśród tego całego podnoszącego się pyłu nie był w stanie dostrzec niczego więcej, a wiedział, że jeśli nie zrobi tego dziś to nie odważy się na to nigdy, co może całkowicie ich zniszczyć.  I pomyśleć, że jakiś czas temu to on prosił, żeby go nie zostawiano na samotną wędrówkę po tych wszystkich planetach, z zaciskającą się dłonią wokół jego gardła, której przecież tylko Czarny Kot mógł się pozbyć za pomocą swojej szybkiej łapy. A teraz? Sam się o to prosił, zanegował swoje własne postanowienie, z fałszywymi słowami, które odbijały się od ścian jego czaszki. "Wszystko będzie dobrze, tak będzie lepiej" - co za kłamstwo sobie wmawiał! Ale uśmiechał się choćby to miało go boleć, uśmiechał się, bo sam chciał, bo też nie mógł dopuścić by jakikolwiek smutek wpłynął na Sahira. Nie mógł jednak go oszukiwać, nie mógł krążyć wokół tematu i mieć nadzieję, że sam jakoś wypłynie, choć tak cholernie się bał, że ten go znienawidzi - a może własnie tak byłoby łatwiej?
Powinien przestać okłamywać samego siebie.
Zadał to pytanie, oczywiście, że go przejrzał, przecież nie znali się od dziś. Zacisnął jeszcze mocniej powieki, przypominając sobie Hogwart tonący w promieniach zachodzącego słońca. To był taki piękny widok, taki uspokajający, tak jak i chłodny dotyk Sahira na jego skórze. Dłonie zacisnęły się mocniej na ciemnym ubraniu, po czym powoli się odsunął i  zrobił krok do tyłu.
- Wybacz, kompletnie o tym zapomniałem. Czasem łatwo zapomnieć, że lubisz ssać sobie szyjki - lewy kącik ust uniósł się nieznacznie do góry, po czym odetchnął głęboko i przesunął dłonią po swoich włosach, próbując zebrać resztki swojej niegryfońskiej odwagi i po prostu wyrzuć - wręcz zwymiotować - to wszystko, postawić definitywną linię, odsunąć się, uchronić go przed resztą tego bagna, które przecież z każdą chwilą się powiększało.
- Obiecaj mi, że będziesz o siebie dbać, dobrze? Że nie będziesz już robił tego, co wcześniej. Nie zniósłbym myśli, że coś ci się stało, ale chyba... nie będę już miał do tego prawa? To znaczy... - wziął głębszy wdech, czując jak zaczynają drżeć mu ręce, jak coraz bardziej czuję się niekomfortowo. Zerknął na Sahira przelotnie, by następnie spojrzeć gdzieś indziej. - Będę bardziej bezpośredni. To nie wypali, nie mamy szans. Sądziłem, że dam radę, że oboje damy, ale... nie. Nie damy, wiesz? I nawet jeśli moje serce krzyczy: "Potrzebuję Cię, Nailah!", to i tak wiem, że to jest zbyt egoistyczne i szkodzi i mi i tobie, bo... nasze szczęście za dużo kosztuje. I nienawidzę siebie za to, ale jestem przekonany, że tak będzie lepiej.
Skłamał, wcale nie był do tego przekonany, miał jednak nadzieję, że Sahir zrozumie o co mu chodzi. Sam już się tym pogubił, czuł zresztą jak serce bije jak szalone, jak palce wbijają się w jego kieszenie.  Było gorzej niż na ostatnim meczu Quidditcha, choć obrażenia nie były widoczne.


Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Nie Paź 23, 2016 6:06 pm, w całości zmieniany 1 raz
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Polana jednorożców - Page 4 Empty Re: Polana jednorożców

Nie Paź 23, 2016 6:00 pm
Te zaciskające się wokół niego ramiona, te palce mnące jego bluzę, pięści kurczowo trzymające jego ubranie i oczy, których teraz nie mógł dojrzeć, schowane w jego klatce piersiowe, kiedy wdychał jego zapach - on jego czy ty jego? - ostateczność, jakaś ostateczność wkradała się na tą polanę! - stop, stop, stop, zatrzymajcie ten moment, pozwólcie cofnąć o parę klatek czas, dobrze? Tylko o parę, do tego momentu, w którym z lekkim sercem biegł na tą polanę - heh, co za ironia! - polana jednorożców dla gejowskiej schadzki, och w całym poetyzmie docenił ten żarcik... - ale teraz nie było pierdolonych motylków w brzuchu, białych skrzydeł i latania, nie było nawet ani jednego żartu, z którego naprawdę można by się było roześmiać - coraz ciężej i ciężej, coraz więcej kamieni dostawało się do żołądka i ciągnęło na dół, a przecież mieli się unosić na powierzchni, tak? - to znaczy on miał, musiał... chciał! Nie miał żadnego powodu do wędrowania na dno, prawda? Przecież Colette tutaj jest, przecież nic złego się nie dzieje, nie przybyło więcej ran ani bruzd, prócz tej jednej, widocznej na policzku Coletta blizny, która teraz lekko bolała, ale zdobiło jego ciało tak samo jak wszystkie inne, zdobyte w większości brawurowością (głupotą!) blizny i mógł ją pokochać - mógł wszystko pokochać! Przecież Colette tu jest, prawda?
Jest?
Te uczucia, ten atak myśli, sprawiał, że chciał jak najszybciej odsunąć się od ramiona Coletta, pochylić się lekko, spojrzeć mu w twarz, potrząsnąć nim - groza kuła w serce tak jak równie sprawnie smocze łapsko zacisnęło się na kocim sercu, miażdżąc je i zgniatając w swojej sile - od zawsze ją miał, wiedział o tym aż za dobrze, tak jak i wiedział o tym Kot, ale przestał się tym przejmować - nie było w końcu czego się bać, akurat Smokowi mógł zaufać - przecież dobrze go znał, przecież jego słowa będą trwały przez wieczność (dopóki jego włosy nie zrobią się mleczno-białe i zmarszczki nie przyczynią się do zamknięcia powiek na wieki) - jedyna osoba, której mógł naprawdę ufać i leżeć na piecu, w którym co wieczór rozpalał, nie unosząc łba w obawie, że kiedyś zniknie. Zawsze był. Gdzieś w kąciku oka, gdzieś na ramieniu, gdzieś w kieszeni, zamknięty w słoiku, w którego zakrętce zrobił specjalnie dla niego dziurki, żeby miał czym oddychać - więc dlaczego teraz bolał w ten wywracający wszystko wnętrzności sposób..?
Ból był agonalny.
O wiele gorszy od jakiegokolwiek wcześniej doświadczonego.
To było widać na jego twarzy - ten zupełny brak przyswojenia informacji. Szeroko rozwarte oczy, ale wyraz twarzy spokojny, jakby zablokował się jego umysł, jakby ktoś postawił tabliczkę "stop", a jego dusza (to, co z niej zostało) dla bezpieczeństwa uleciała daleko stąd i zabrała ze sobą to fałszywie silne "ja".
To było widać po tym dziwnym uśmiechu, który zagościł na jego wargach.
- Eeej, Warp... to nie jest nawet śmieszne. - Kąciki warg mu zadrżały.
Colette się wcale nie śmiał.
Co?
Ziemia zapadła się pod nogami i cały świat zgasnął.
Co..?
- Colette... żartujesz, prawda? - Gula zacisnęła się w gardle, kiedy spoglądał na chłopaka pustymi oczami - zdawałoby się: bardziej blady, niż zazwyczaj, z głosem, który był ledwo słyszalny - równie pustym, co pustoszejące spojrzenie. - Nie możesz... nie rób mi tego... nie... nie zostawiaj mnie.
Nie chcę być znowu sam jak palec.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Polana jednorożców - Page 4 Empty Re: Polana jednorożców

Pon Paź 24, 2016 6:27 pm
Oboje zdawali się korzystać ze swojej obecności, to raczej nie było niczym nowym, Colette przecież wiedział nawet bardziej od Sahira jak to działa. W końcu to on to zaczął, w życiu się jednak nie spodziewał, że ich znajomość pójdzie w tą najbardziej niewiarygodną, ale przy tym najpiękniejszą stronę. Czuł się nim oczarowany zupełnie jak podczas ich pierwszego, tylko we dwoje spotkania. Kiedy tak zaciskał swoje palce tak kurczowo, z nadzieją, że sam przekona siebie, że nie powinien tego robić, że to naprawdę zły pomysł. Nie mógł. Nie mógł już też cofnąć tych przerażających chwil i momentu rozrywania od środka swego serca. Wiele wspomnień krążyło mu po głowie i Warp z determinacją łapał je wszystkie za pomocą swego ogona by mu nie uciekły najcenniejsze skarby. Był tutaj, choć miał wrażenie, że znajduje się gdzieś indziej, zamknięty w czterech ścianach, które przybliżały się z zamiarem zgniecenia na krwawą miazgę. Był tutaj a zarazem go nie było, nawet nie miał już odwagi by spojrzeć w te ciemne oczy Czarnego Kota, bo wiedziałby, że wtedy poniósłby jeszcze większą klęskę.
Nie powinien tak ufać Smokom, które mają skrzydła na których mogą odfrunąć.
Wieczność mogła szybko przeminąć, zwłaszcza dla Colette'a, ale nawet nie o to tu chodziło, nawet jeśli taka ulotna myśl niczym niewypowiedziane do końca zaklęcie. Chciał powiedzieć Sahirowi o wszystkim swoich obawach, zmartwieniach, marzeniach, ale teraz nie był w stanie i w tej naiwnej wierze, że tak będzie lepiej, był egoistyczny, naklejka ze słowem hipokryta była już lepiej widoczna. Odważył się jedynie spojrzeniem musnąć jego usta, wahając się nad oczami, ale nie, przecież nie mógł. Ten wampirzy uśmiech był pewien niezrozumienia. Czy to moment w którym powinien już sobie iść...?
- Jjja... - i jego głos nieznacznie zadrżał, szybko jednak odchrząknął. - Nie żartuję.
Był cholernym idiotą, ale zrobił to, spojrzał w te studnie bez dna. Trwało to 5 sekund, ale wystarczająco by poczucie winy, by ból wykrzywił mu twarz. Colette odwrócił się do niego plecami, nie będąc w stanie więcej znieść. Zbyt bolało, miał wrażenie, że zaraz zacznie się dusić, oddychał w końcu coraz szybciej.
- Ja... ja... Sahir. Ja nie mogę, ja tak dłużej nie mogę, nie mogę, nie mogę, nie mogę! Muszę iść, nie chcę ci mówić przepraszam ani żegnaj, to brzmi tak fałszywie - plecy niespokojnie unosiły się do góry, czuł jak zaczynają go piec oczy. Nie mógł tu zostać, musiał wrócić do zamku. Natychmiast. - Proszę, nie idź za mną. Proszę.
I nie czekając na odpowiedź, nie mając wystarczającej odwagi by spojrzeć na twarz Nailaha, bo jego serce mogłoby tego nie wytrzymać, szybkim truchtem ruszył w stronę z której przybył, nie hamując już łez.


[z/t]
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Polana jednorożców - Page 4 Empty Re: Polana jednorożców

Pon Paź 24, 2016 6:44 pm
Wyciągał do niego tak mocno ręce, napinał wszystkie mięśnie, żeby się do niego dostać, już go dotykał, już nim potrząsał - nie, Colette jednak się odsuwał, nie zamierzał się więcej zbliżać - uciekał! - goń za nim, szybciej, szybciej! - biegnij, zawsze byłeś od niego sprawniejszy, Colette nie miał kondycji - dobrze, już go prawie masz, zaciśnij palce na jego ramieniu, zmuś go do odwrócenia się w twoim kierunku..!
Jego oczy. Jego piękne, dwukolorowe oczy okryte szkłem - szybkami, które zawsze chroniły świat przed jego pełną magią, ściągane tylko w najbardziej wyjątkowych chwilach - prawie je miałeś - tylko dla siebie, prawda? Schowane w tym kuferku tajemnic, zatopione w bezdennych studniach. Na dnie. Kufer pełen skarbów i wspaniałych wspomnień na samym dnie.
Nic z tego - Sahir wciąż stał w miejscu.
Nie żartuję..? Nie żartował. Dalej, zaśmiej się, Colette! Wciąż jest na to czas, przecież to niemożliwe, żeby szósty zmysł działał na tak rozwiniętym poziomie, by wyczuwać tragedię zbliżającej się klęski (ostatecznej klęski) - to też niemożliwe, żebyś kłamał przez ten cały czas - nie wierzę ci, wiesz? Nie wierzę ci, że nie żartujesz i że mówisz teraz na poważnie - maleńka iskierka nadziei, że coś się zmieni, podtrzymywany wolą jeden procent przeciwstawiający się pozostałym 99 - słabo. Wynik wypadał tak żałośnie słabo, że ze względów oczywistych kiedy Bóg zakręcił ruletką kulka, która przeskakiwała z kolebki do kolebki wybrała tą czerwoną. Bardzo nam przykro, panie Nailah, pana podanie o happy ending nigdy nie miało zostać rozpatrzone poprawnie - jaka szkoda, bo on nawet o niego nie prosił... skoro nie było szczęśliwego początku, nie oczekiwał szczęśliwego końca, chciał mieć tylko szczęśliwy środek - najwyraźniej Bóg policzył ten środek w latach i zmienił je w minuty - ten sam Bóg, który bardzo dobrze o Krukonie pamiętał - po prostu go bardzo, ale to bardzo nienawidził.
Colette się odwrócił i zniknął pomiędzy drzewami, a Sahir jak stał tak stał dalej - w zupełnym bezruchu, w zupełnej ciszy, w zupełnym rozluźnieniu.
Reset.
Czarnowłosy chłopak, który przybiegł na tą polanę, nie pamiętał już, dlaczego tutaj przyszedł - wciąż jednak ściskał coś kurczowo w dłoni - zgadniecie, co to takiego? - i jego palce mocniej zacisnęły się na tym kawałku pergaminu, gdy czarne oczy wodziło wokół - drzewa szumiały, kłaniając się leśnym bożkom, tańczyły wraz z wiatrem - szum... Liście obijające się o liście, trawa spychająca w dół następny kłos. Szum. Pojedynczy liść klonowy, jeszcze z poprzedniej jesieni, wyplątał się spomiędzy krzewów i porwany cugiem powietrza uniósł się w górę, niemal ocierając o blady policzek, o który uderzały czarne kosmyki włosów.
A... przecież miał iść na egzaminy, co on tu robił..?
Kwintesencja pustego spojrzenia była tą, w której oczy matowiały, bo ciało przestawała zamieszkiwać dusza.
[z/t]
Sponsored content

Polana jednorożców - Page 4 Empty Re: Polana jednorożców

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach