Go down
Iwan Ranskahov
Martwy †
Iwan Ranskahov

Błonia           - Page 8 Empty Re: Błonia

Czw Maj 07, 2015 3:55 pm
Przez pierwszych kilka milisekund starał się zrozumieć to, co właśnie usłyszał, a parę kolejnych pogodzić się z tym, że w obowiązku dorosłego i nauczyciela będzie dane odpowiedzieć mu na ten łamiący wszelkie prawa logiki stek bzdur. Pomijając także fakt, że matka ziemia po raz kolejny zawiodła go w swej omylności i uświadomiła, że nadal wydaje na świat wadliwe produkty, które w takie piękne wieczory jak ten zakłócają jego wewnętrzny porządek. Pokrętnością imienia. Dźwiękiem nazwiska. Barwą włosów, które otaczały jej drobną bladą twarz, a najchętniej owinąłby je wokół tej zgrabnej chudej szyjki i zacisnął, dopóki nie obdarzyłaby go ostatnim oddechem. Niewątpliwie oddałby wszechświatowi przysługę i pomimo że ta myśl znajdowała się niezwykle blisko a wręcz na wyciągnięcie ręki, nadal tkwił kilka metrów od niej i wpatrywał się w zarysowaną karmazynem czerń. Jednak od czynu dokonanego oddzielała go pewna zależność, której tym razem musiał się poddać, jeśli nadal bezwiednie chciał stąpać po tej splugawionej brudem i krwią ziemi – istniała różnica pomiędzy mógłbym a mogę. Drobna i niemal niedostrzegalna ale dla niego okrutnie uświadamiająca, że marzenia senne czasami się nie spełniają i owszem: tacy ludzie, którzy stoją na drodze do ich realizacji powinni zostać straceni. Kolejny aspekt, który subtelnie połączył go z ideami wykwitającymi pojedynczym symbolem na prawym przedramieniu.
W takim też stanie irytującej niemocy przyglądał się ze współczuciem jej twarzy, której nawet nie mógł dostrzec, żeby dostrzec jakiekolwiek podobieństwo i zdążyć znienawidzić ją jeszcze bardziej – o ile to byłoby możliwe. Nie rozumiał, dlaczego za każdym razem przelewał swą niechęć właśnie na tę drobną niczemu winną istotę, nie dostrzegał w tym żadnej analogii i nie potrafił uświadomić sobie, dlaczego nadal ten przeklęty plugawy mugol porusza się po tym świecie, jeśli miałby – dlaczego o własnych siłach? Dlaczego w ślepym okrucieństwie nie jest w stanie dokończyć tego, co zaczął wiele lat temu, skoro pierwszy najboleśniejszy krok miał za sobą? Gubił się we własnych postanowieniach i pragnieniach, plątał ślepo między mógłbym a mogę, zawsze kończył w tym samym punkcie zwrotnym, którego nie wykorzystywał. A potencjał był olbrzymi! Przecież stała tu przed nim lekka jak lalka, odsłonięta, kiedy ich dwoje chroniły ciemności spowijające błonie.
Z lekkim ledwo zauważalnym westchnieniem poprawił poły płaszcza, aby swobodnie zmniejszyć między nimi dystans nadal zachowując kulturalną odległość, która przysługuje grzecznej uczennicy i grzecznemu nauczycielowi. W końcu dostrzegł zarys twarzy, niepokojący i przywołujący wspomnienia uśmiech, oczy, które emanowały strachem, a strach tak niemożliwie wywoływał w nim ekscytację, nawet jeśli odbijał się na twarzy zakłopotanego i niewinnego ucznia pod którego kopułą kwitły wodorosty; cały ten obraz sprawił, że uśmiechnął się tylko słabo, jakby tak szczodry gest wywoływał ból. To był bolesny uśmiech.
Osłabiała go w tej dziecinnej głupocie, doprawdy, a jednocześnie rozczulała, skoro jeszcze nie zdobyła się na to, by uciec, co powinna uczynić jako pierwsze. Ten brak świadomości tak oddziaływał – otaczał go mdlącą słodyczą, jakiej nie potrafił odpędzić.
Wszystkie myśli poszły na marne, wszystkie utęsknione pragnienia runęły pod maską spokoju, gdy odezwał się cichym, chrapliwym i stonowanym głosem:
-Nie pieprz głupot – potem uczynił to, co jako przykładny profesor powinien uczynić, dlatego można powiedzieć, że niemal był z siebie dumny. Niemal – Wracaj do Hogwartu.
Caoilfhionn Ormonde
Oczekujący
Caoilfhionn Ormonde

Błonia           - Page 8 Empty Re: Błonia

Czw Maj 07, 2015 9:16 pm
Losie, to jest przerażające! Nie mogłam od tak sobie mieć słabości do kogoś takiego jak profesor Iwan Ranskahov... A jednak to coś, co można było nazwać już nawet obsesją, siedziało prawie non stop w mojej głowie i sprawiało, że słabo mi się cosik oddychało, gdy tylko ten człowiek znajdował się w powietrzu... W pobliżu, znaczy. Teraz stał tak blisko... i jednocześnie tak daleko. Teraz, gdy zrobił kilka kroków w moim kierunku, dostrzegałam jego wyraziste rysy twarzy i szalałam na ich punkcie, mimo że ten mężczyzna równie dobrze mógł być moim ojcem, był w wieku mojego ojca.
I choć tysiąckroć marzyłam, by w końcu spojrzał na mnie z czułością i uśmiechem, to nie doczekałam się tego, znów spotykając ten przeszywający chłód i zachęcającą jedynie do działania obojętność. Chodząca moja osobista destrukcja, do której naprawdę niewiele brakowało... podobnie jak do mojego wylecenia z Hogwartu.
Uśmiechnęłam się... zadowolona z siebie? kapitulacyjnie? Oh, nie. Niech tylko zniknę mu z oczu... Wrócę tu i pójdę tam, gdzie czekały na mnie tajemnice do odkrycia. Może maczuga uderzy w moją głowę na tyle mocno, że zakocham się w jakimś centaurze i zapomnę o tych ciemnych włosach, w które miałam piekielną ochotę wsunąć swoje palce oraz o tych dłoniach... Miałam wrażenie, że potrafiłyby mnie przełamać na pół, a przynajmniej z łatwością połamać moje ręce.
Miała ochotę rzucić jakoś uwagę o „pieprzeniu”, ale... W sumie? Nie, nie zamierzałam niczego drażniącego rzucać w kierunku tej osoby. Nawet, jeśli miałabym tym zwrócić na siebie jego uwagę... A może powinnam robić to etatowo? Zwracać na siebie jego uwagę? Niech to szlag! Wszędzie ten rudzielec się wciśnie!
Dobrze – rzuciłam jedynie wielce szczęśliwa, do bólu gryząc się w język, i ruszyłam w jego kierunku, by ładnie w podskokach go wyminąć i rzekomo wrócić do Hogwartu. – Idę do Hogwartu. Tam – wskazałam za jego plecy na zamek... a może na jego pierś? Ciekawe jak to by było jej dotknąć, przytulić się do niej albo rysować sobie po niej paluszkiem brzydkie słowa... Zapewne cholernie przyjemnie. Niestety, ja wracałam do Hogwartu.
I... losie! Chyba nie powinien pan przeklinać w stosunku do ucznia... – wypaliłam, zatrzymując się w połowie drogi z rękoma zawieszonymi w górze, jak gdybym rzucała jakieś czary-mary. – Znaczy... – Uśmiechnęłam się szeroko, nawet ze szczyptą odwagi, wywracając oczkami na swoją głupkowatość. – Znaczy... Mógłby, pan profesor, nie wspominać nikomu o tym, że szlajałam się po błoniach...? Zwłaszcza pani profesor McGonagall. Ostatnio coś mówiła o wyrzuceniu ze szkoły... – napomknęłam końcówkę ledwo słyszalnie, zagryzając niewinnie wargę. – Wiem, ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale czy pana nigdy nie kusiło coś, co było zakazane, niedostępne, czekające na odkrycie?
Caoilfhionn! Marsz do Hogwartu! Pamiętasz chyba, że takie dyskusje źle się dla ciebie kończą? Nieee... Nie pamiętasz! Bo po co!
Iwan Ranskahov
Martwy †
Iwan Ranskahov

Błonia           - Page 8 Empty Re: Błonia

Nie Maj 10, 2015 4:18 pm
Czas wystawiał go na próbę. Ciągnął się niemiłosiernie sprawiając, że to otoczone płomieniami dziewczę nadal rzucało w jego stronę kąsającymi i nieprzyjemnymi słowami, które odtrącał. Jeden po drugim. Czuł jak jego ograniczone pokłady cierpliwości opuszczają ciało, jak irytacja przeradza się w skrytą za maską spokoju wściekłość. Starał się odstawić ją na bok, wyłączyć z gry i wrócić do swojego uwielbianego stanu zobojętnienia ignorując wszelakie dokuczliwe bodźce, które raz za razem odwracały jego uwagę, sprawiały, że stawał się roztargniony. Rozpraszała go, zdecydowanie go rozpraszała. Śmiechem. Niepotrzebnymi uwagami. Całą sobą, bo nadal znajdowała się w zasięgu jego wzroku, nadal słyszał jej znajomy, nieprzyjemny i przywołujący dreszcze głos. Zastanawiał się, kiedy przestanie zwracać na nią uwagę, obawiał się jednak, że ta błogosławiona chwila odpoczynku nadejdzie, kiedy dziewczyna opuści Hogwart lub zejdzie z tego świata. Druga opcja zdawała się być bardziej prawdopodobna, zwłaszcza że nadal znajdowała się w miejscu, w które wpatrywał się intensywnie, które świdrował uważnym spojrzeniem. Tego jednak nie mogła dostrzec ani usłyszeć kolejnego lekkiego westchnienia, gdy kontynuowała swoją emocjonującą opowieść, aby zakończyć ją wyświechtanym frazemem, którym on bynajmniej nigdy nie poczęstowałby nauczyciela. Nawet w ostatecznej desperacji. To były jednak inne lata, inna szkoła i dyrektor, który, ku boleści Iwana, nie zezwalał na stosowanie kar cielesnych. Dlatego Panna Ormonde nadal była gładka, kapryśna i infantylna, nadal emanowała naiwnością. Tak straszliwie różniła się od Natashy, a wywoływała tylekroć bólu, jakby jej żywy klon tkwił przed nim i obdarzał go promiennym uśmiechem. Uśmiechem za którym tęsknił, nawet jeśli ta relacja była jedynie pożądaniem i przywiązaniem, została zbudowana na zazdrości oraz współpracy, a on nadal żył i zapewne umrze w przekonaniu, że nic więcej ich nie łączyło. I dlatego cierpiał. Dlatego, że jego duma cierpiała, że podstawy jego marzeń i planów runęły, że dziecięce pragnienia rozsypały się i zostały pogrzebane przez jedną, lekkomyślną decyzję jakiejś głupiej trzpiotki.
-Owszem – wypowiedział pojedyncze słowo, które zamarło na krótką chwilę między nimi. Zawdzięczało mu w uszach, przemknęło przez jego umysł ostrzem: kilka kuszących wizji zamigotało przed jego zwróconymi w kierunku uczennicy oczyma. Jej chude kruche dłonie stały się jeszcze bardziej delikatne, niczym drewno zapałek - łamliwe. Szyjka jeszcze szczuplejsza, bardziej zgrabna. Wyobraził sobie, że musi być gładka i momentalnie naszła go gwałtowna potrzeba, aby to sprawdzić, gdy jego dłonie drgnęły niedostrzegalnie. Poruszył się niespokojnie, stawiał niestabilne i odrobinę chwiejne kroki; nie czuł się tak pewnie i swobodnie jak chwilę przed, kiedy trzymał emocje na wodzy. I usilnie nie starały wymknąć mu się w silnych mentalnych objęć, gdy za każdym razem unikał jej wzroku, ignorował jej uwagi, a imię i nazwisko spowijane na pergaminie omijał, aby skupić się na zgrabnym drobnym piśmie, które znał. Które, do kurwy nędzy, doskonale pamiętał.
-Dlatego mnie nie prowokuj, Ormonde – rzucił, gdy dystans między nimi znów się zmniejszył, gdy kąciki ust drgnęły delikatnie ku górze, a on obrzucił ją uważnym, dziwnie wrogim i obnażającym jego uczucia spojrzeniem. Zanim zdążył doprowadzić swój chrapliwy i oschły głos do porządku – wszystko stało się zbyt szybko. W tamtej chwili był wyprany ze wszelkich myśli, cała ich treść spłynęła z niego, gdy starał oczyścić umysł będąc pewnym tylko tego, że znajdowała się na wyciągnięcie ręki. Dłonie nagle jakby zaczęły mu zawadzać i doszukując się kieszeni w szacie, znów z zażenowaniem dostrzegł, że jest ona ich pozbawiona, aby w końcu skrzyżować ręce na klatce piersiowej.
Caoilfhionn Ormonde
Oczekujący
Caoilfhionn Ormonde

Błonia           - Page 8 Empty Re: Błonia

Pon Maj 11, 2015 7:02 pm
Owszem – tylko tyle. Nie, nie tylko tyle. Jeszcze równie chłodne: Dlatego mnie nie prowokuj, Ormonde. Oprócz tego mogłam słyszeć szum równie chłodnego wiatru. Oboje razem przeszywali moje ciało, wywołując dreszcze. Jedno z nich zaczynało rodzić również zawód, choć nic nie było mi obiecywane, choć wiedziałam, że te moje uczucia są jakąś abstrakcyjną fikcją i nie mają prawa się urzeczywistnić. Co innego przekradanie się do Zakazanego Lasu, a co innego romans z nauczycielem albo nawet i śl... Dobra, koniec. Po prostu nie wiedziałam, co o tym  myśleć. Po prostu powstrzymywałam się przed analizowaniem tego w jakikolwiek sposób. Nie miałam ochoty pokazywać mu, że cierpię. To byłoby głupie, niezrozumiałe dla niego i druzgoczące dla mnie. Musiałam też dbać o swój wizerunek. Ludzie znali mnie jako aż nadto pozytywną osóbkę. Może nieco rozmarzoną...
Już znikam. Dobrej nocy – odezwałam się jedynie. Nie mogłam przekraczać granicy, po której czekała na mnie informacja, że wylatuję z Hogwartu. Wbrew pozorom, chciałam kontynuować naukę, nadal chodzić na zajęcia opieki nad magicznymi stworzeniami i marzyć, bo faktycznie należałam do tak zaszczytnego grona, jakimi byli wszyscy marzyciele świata.
Zrobiłam krok w kierunku Hogwartu, ale zatrzymałam się jeszcze, gdy chmury uwolniły ze swoich puszystych łańcuchów księżyc. Sprawił, że trawa wokół zalśniła srebrzysto. Nie mogłam więc odwrócić się i na niego nie spojrzeć. Wisiał wysoko nad Zakazanym Lasem i pilnował, bym się przypadkiem tam nie przedarła. Mógł pokrzyżować moje plany... Był przecież w pełni. Taki wielki, okrągły i lśniący.
Westchnęłam, spojrzałam na Ranskahova, kiwnęłam mu ostatni raz i ruszyłam całkiem żywiołowo w wyznaczonym miejscu, nucąc pod nosem jakąś wesołą, melodyjną piosenkę. Nie kojarzyłam jednak jej pochodzenia. Musiała mi wpaść do głowy podczas spędzania dnia w pokoju wspólnym...
I mimo że marzłam, nie otuliłam się już płaszczem, zaś głowę miałam gdzieś wśród chmur, bo rzeczywistość była ciężka.

[z/t x2]
Jasper Larsson
Oczekujący
Jasper Larsson

Błonia           - Page 8 Empty Re: Błonia

Pon Cze 08, 2015 9:03 pm
Wreszcie chwila odpoczynku! Cały dzień był pełen wrażeń, od załatwiania spraw formalnych, po oficjalne przydzielenie do domu, które odbyło się na szybko, aż po zostawienie rzeczy w sypialni. Pomimo iż był w zupełnie nowej szkole, a nawet w nowym kraju, nikt nie poświęcał mu za wiele czasu. Nie rozumiał dlaczego dorośli chodzą smutni, poważni i w wiecznym pośpiechu. Czy wszyscy Anglicy tacy byli? A może po prostu nie chcieli marnować czasu na wilkołaka? Siostra powtarzała mu, że na wyspach brytyjskich ludzie są bardziej tolerancyjni, a jednak nie zapowiadało się na szczególne zmiany w zachowaniu ze strony otoczenia. Gdyby wciąż miał ogon, który niestety nigdy nie był za długi w ludzkiej formie, a do tego zaniknął z wiekiem, pewnie schowałby go między nogami. Za dzieciaka można było czytać z niego jak z otwartej księgi; puszysty zalążek ogonka, spiczaste, ruchliwe uszka i ogromne oczy od razu zdradzały jego uczucia i myśli. Wraz z dojrzewaniem stawał się coraz bardziej ludzki i skryty, choć dalej potrafił rozczulać spojrzeniem i otwierał usta z wystawionym językiem na widok jedzenia.
"Ciekawe gdzie wszyscy poszli. Jest tu tak cicho." Rozejrzał się i nie dostrzegłszy nikogo w pobliżu, położył się na wypielęgnowanej trawie. Pogoda nie dopisywała, wszak kropił deszcz i zapowiadało się na burzę, ale nie przejmował się tym. Miał na sobie sweter, który utrzymywał go w cieple, poza tym zajął miejsce pod drzewem, więc nie zmókł aż tak bardzo. Mimo wszystko wolał otwartą przestrzeń i bliskość natury niż ponure mury zamku. Tak czy inaczej zapowiadało się na wolny dzień, więc postanowił spędzić go wpatrując się w pochmurne niebo. Było równie piękne, co nieprzyjazne. Zupełnie jak w Szwecji...
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Błonia           - Page 8 Empty Re: Błonia

Pon Cze 08, 2015 9:49 pm
Tolerancyjni..? Ha, dobry żart... Naprawdę się uśmiałem. Naprawdę. Z ręką na sercu. I to wcale nie tak, że te krótkie zdania z kropkami śmierci na swym końcu sugerują, jakobym wylewał swój sarkazm z iście grobową miną i jakże poważnym głosem, w którym w ogóle tego sarkazmu nie czuć, ale gdyby taki Sahir mógł czytać w myślach tego konkretnego wilczka, który nie mając nic lepszego do roboty krzątał się od kąta do kąta, jak to na prawdziwego psa przystało, to włąśnie tak by zrobił - wypowiedziałby te słowa napisane na samym początku, otwierający całe to wspaniałe przemówienie, które potem miało się rozwinąć w jakże zapierający dech w piersiach post, zachowując się dokładnie tak, jak to opisane zostało - to tak, jakby ktokolwiek z was miał wątpliwości, że Nailah jest naprawdę miłym, skorym do żartów i przyjacielskim typem - że niby dres-wpierdol-się-liczy? To niemiłe, jak możecie go tak oskarżać... Niech was nie mylą pozory tych wykrzywionych w pogardzie i niezadowoleniu ust, czy spojrzeniu, które, gdyby tylko mogło, to zabijałoby na miejscu, wciągając w nieprzeciętną otchłań czarnych oczu, w której nie sposób było odróżnić tęczówek od źrenic, jakie tworzyły jedną, zgraną całość, a w których ni słońce, ni żaden z cieni nie chciały się odbijać, woląc mijać je z daleka, by czasem nie zagubić się w poplątanych korytarzach myśli i pragnień, które nakładając się na siebie wzajem prezentowały światu istną mieszankę wybuchową - to trochę zgubne, wiecie? Gdybym miał do czegokolwiek przyrównywać dłuższe wpatrywanie się w Zwierciadła Duszy Sahira Nailaha, przyrównałbym je do strojenia bomby, takiej... dotykowej. Jeśli wejdziesz za głęboko na to pole minowe, to bum! - i cię nie ma. Rozpływasz się w nicości, do której tak czy siak dążymy, choćby przez sam fakt, że żyjemy - przykro mi, że was rozczaruję i przedstawię ten, jakże zdumiewający, fakt, ale - wszyscy umrzemy! Szok, no nie? Dlatego niech nie będzie dla was takim szokiem, że ten cały "tu-mi-wyjebanizm" prezentowany przez czarnowłosego jest tylko na pokaz! No dobra, nie jest... ale wy nie musicie o tym wiedzieć! W zasadzie... o niczym wiedzieć nie musicie. O, no dobra, wiecie, jak prezentuje się ten obrazek - ten, w którym, niczym Stary Kocur, leżał sobie pewien Krukon na gałęzi drzewa, pół-drzemiąc, a który właśnie rozchylił jedno oko i spojrzał na jakiegoś śmierdzącego mokrym psem... psa. I to niezadowolenie na jego facjacie - już o tym pisałem, czyż nie? Przypominam tak dla pewności, cobyście nie zapomnieli tego arcyważnego faktu...
- Zabierz stąd swoje cztery litery, kundlu, zakłócasz mój spokój... - Wymruczałeś na wpół rozleniwiony, zamykając ponownie uchyloną powiekę, miły jak zawsze, tak! Właśnie tak!
Jasper Larsson
Oczekujący
Jasper Larsson

Błonia           - Page 8 Empty Re: Błonia

Pon Cze 08, 2015 10:24 pm
Tęsknił za krajem i za ludźmi, nawet jeśli tylko garstka traktowała go jak równego sobie. Tęsknił nawet za okolicą, choć błonia Hogwartu były równie piękne i zadbane, co te na których wylegiwał się w Durmstrangu. Luksus jaki go otaczał był trochę przytłaczający, zwłaszcza dla kogoś nowego, obcego, innego. Odgonił nieprzyjazne myśli, potrząsając głową, pozbywając się tym samym nadmiaru wody z włosów. Wtedy też dotarł do niego czyiś pomruk, nieprzychylny ton, brak emocji w głosie. Serce mocniej mu zabiło. "Przecież nikogo tu nie było." Podniósł się do pozycji siedzącej i zaczął szukać osoby, której tak bardzo nie pasowało jego towarzystwo, ale nikogo nie dostrzegł. Ogarnął go lekki niepokój, zwłaszcza iż wyraźnie poczuł czyiś zapach w pobliżu, woń na którą do tej pory nie zwracał uwagi.
- Przecież nic nie robię... - odpowiedział ostrożnie, zamykając oczy i polegając już tylko na swym zmyśle węchu. Nos poprowadził go do góry, ku koronie drzewa pod którym się zatrzymał. Nie spodziewał się tam nikogo, choć widział już wspinających się ludzi. Osobiście wolał stąpać twardo po ziemi i nigdy nie zaryzykowałby upadku z gałęzi. Otworzył błękitne ślepia, wpatrując się centralnie w dupę młodego chłopaka. Mimowolny rumieniec wyszedł na twarz Jaspera, który szybko odwrócił wzrok, wstając z wygodnej miejscówki. Nie miał zamiaru wdawać się w sprzeczki, ani pierwszego dnia, ani nigdy w ogóle. Usłużnie ruszył przed siebie, poprzez coraz mocniej lejący deszcz, bez kaptura czy parasolki, w stronę innego, oddalonego schronienia. Głowa zniżona, lekko zgarbiony. Nie czuł smutku, ale zawsze machinalnie przybierał żałośniejszy wygląd, gdy ktoś miał do niego pretensje. Ot, taka natura.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Błonia           - Page 8 Empty Re: Błonia

Pon Cze 08, 2015 11:18 pm
Gdybyś był troszkę mniej leniwy, gdybyś był trochę milszy, gdybyś był trochę bardziej otwarty, przyjacielski - tak, tak, te wszystkie przymioty, jak widzicie, które już wymieniłem, a które, najwyraźniej, nie bardzo chciały jednak, wbrew wszelakim moim SZCZERYM (bardzo szczerym) chęciom wpasować się w stereotyp Czarnego Kota, który właśnie, nie będąc fanem deszczu do tego stopnia, żeby po nim łazić i zmoknąć do suchej nitki (czy wy też uważacie, że to powiedzenie jest idiotyczne?), skrył się w koronie drzewa, które, jak to na wiosnę przystało, już miało swoje pierwsze listki, stanowiąc dość niezłą parasolkę, zwłaszcza, że leniwy kocur zaszył się na jednej z niższych gałęzi, tych szerszych, coby mieć pewność, że zeń nie spadnie - w końcu to prawda, że niefartem byłoby się zsunąć i połamać sobie nogę - z całym szacunkiem, ale kwestia kota spadającego zawsze na cztery łapy jest troszeczkę przereklamowana i więcej w tym przysłowia, niż prawdy samej w sobie... przynajmniej w przypadku TEGO kota, który fizycznie nie był, choć spoglądając na jego aparycję, czarnym już można go było nazwać (wy rasiści...). Stąpanie po ziemi było... z pewnością bardziej wygodną opcją, zapewniającą więcej "luksusu" samego w sobie, idealne dla realistów, czy też... tchórzów. Czy Jasper Larsson był tchórzem? Słyszałeś wyraźnie, jak się unosi, jak się obraca, szukając najwyraźniej źródła dźwięku, który wydobył się z twojej gardzieli, zamiast ruszyć głową, że nikogo wokół nie było, to może jednak wypada spojrzeć w górę? W końcu przezwyciężyłeś zmęczenie, jakie okładało się na tobie po tym nieprzyjemnym pogrzebie, po tej ponurej aurze, jaka teraz panowała pod dębem, oraz leniwość, unosząc głowę i opierając się przedramionami na wilgotnej korze, by spojrzeć w dół, tam, na tego chłopaka, który się odezwał, ba! - na wilkołaka, który niczym ciepła klucha odwzajemnił w końcu to wejrzenie iście psimi oczami, wywołując na twojej twarzy kolejne skrzywienie się - śmierdział jak każdy inny, mokry pies, jeszcze gorzej od Liadona (może dlatego, że naprawdę był mokry) - a jednak... nie poznawałeś go. Czy to nim czasami pachniało na korytarzach? Wilkołaki były problematyczne - nie dało się ich tak po prostu zauważyć, dopóki nie znalazło się blisko, ale z drugiej strony wampiry wcale nie były gorsze w byciu ninja pośród śmiertelnych...
Tym nie mniej to natychmiastowe posłuszeństwo było po prostu... dziwne.
Straaasznie dziwne.
- Ej, ty tam! No żartowałem, możesz wrócić, przecież pada, zaczniesz cuchnąć jeszcze bardziej mokrym psem... - Idealne posłuszeństwo, kto to widział? Jasper był jakiś tresowany na zawołanie, czy po prostu..? - Co z ciebie za ciota? Miej trochę jaj i nie słuchaj się tak wszystkiego od razu, bo nawet nie ma zabawy... - Wymruczałeś, unosząc się jeszcze bardziej, by usiąść okrakiem na gałęzi, zwieszając z niej nogi, by otrzepać nieco płaszcz na plecach, co szło jak krew z nosa, no ale trzeba sprawiać jakieś porządne pozory. - Dość żałośnie wyglądasz. - Przechyliłeś głowę na ramię, przypatrując się Gryfonowi - taki mokry, jak zbity kundel z podwiniętym ogonem, ale to spojrzenie... kurwa, miał coś skubaniec w tych swoich oczętach! Coś takiego... co sprawiało, że chciałoby się z nim siąść przy kominku i gładzić jego miękkie futro z włosem, by wsłuchiwać się w jego spokojny oddech. W tym spojrzeniu było aż zbyt wiele szczerości, która rozkładała na łopatki i nie pozwalała się podnieść.
Jasper Larsson
Oczekujący
Jasper Larsson

Błonia           - Page 8 Empty Re: Błonia

Pon Cze 08, 2015 11:51 pm
Nie zdążył odejść za daleko, gdy obcy młodzieniec ponownie zaszczycił go barwą swego głosu. Tym razem nie był już tak nieuprzejmy, choć jego słowom dalej brakowało zaangażowania, jakby każdy wypowiadany wyraz dobrze przemyślał i odpowiednio dobrał. To raczej nie był troskliwy typ, więc czemu pozwolił mu zawrócić? Jas obejrzał się na niego tymi swoimi wielkimi, psimi oczami, których bezdenny błękit zdawał się równie zachmurzony co niebo nad ich głowami. Przekrzywił lekko głowę w zamyśleniu. Często słyszał, że wygląda żałośnie. Prawie równie systematycznie powtarzano mu jak bardzo potrafi być uroczy, choć wcale nie dążył do takiej aparycji. Taki już był i nic nie mógł na to poradzić.
- Nie chcę kłopotów. - stwierdził głośno i stanowczo, nie postępując jednak ani o krok dalej. Był czujny, a zarazem zupełnie wyluzowany, nieprzejęty warunkami atmosferycznymi, aroganckimi uwagami nieznanego mu chłopaka, ani nawet obcością otoczenia. Nie czuł się wprawdzie jak u siebie, ale nie miał w zwyczaju panikować z byle powodu. Już tyle razy życie dało mu w kość, że nauczył się radzić sobie w każdej sytuacji, zwłaszcza iż nie miał na kim polegać. Nie było nikogo na tym świecie kto by go obronił czy wyręczył. A przynajmniej do niedawna nikogo nie było, bo teraz, gdy poznał swoją siostrę, kobieta starała się jak tylko mogła by zapewnić mu opiekę i służyć pomocą. Doceniał to oczywiście, tylko nie do końca rozumiał jej motywy. Było w niej coś dziwnego, nawet jeśli łączyła ich jedna krew. "Krew...?" Wyraźnie poczuł ten specyficzny zapach, który tak często mu towarzyszył. Zaniepokojony, przyjrzał się baczniej swemu rozmówcy.
- Coś ci się stało? - zapytał nagle, z najszczerszą troską w głosie. Sięgnął do torby i wyjął z niej małą apteczkę; jego nieodzowny artefakt. Przy ilości wypadków jakie mu się zdarzały, musiałby być głupi by nie nosić ze sobą bandaży, czy choćby plastrów. - Jeśli się zraniłeś, mogę ci pomóc. Znam się trochę na pierwszej pomocy. - uśmiechnął się, ukazując rząd ostrych ząbków, oraz jeden ułamany kieł. Nawet jeśli brunet z drzewa był nieco cyniczny, Jas nie widział powodu by nie podratować go w razie potrzeby. Ludzie przecież pomagają sobie nawzajem, a on czuł się mimo wszystko bardziej człowiekiem niż zwierzęciem.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Błonia           - Page 8 Empty Re: Błonia

Wto Cze 09, 2015 12:14 am
Przejechałeś bladymi palcami po korze drzewa, gdyby tylko było okazja spojrzeć na twoje żyły, to byłyby paskudnie zarysowane na tle tej białej, alabastrowej skóry, której do zdrowego wyglądu było tak daleko, jak kaczkom do zostania łabędziem (mamy tylko jedną bajkę o brzydkim kaczątku, które zresztą małym łabędziem się okazało, prawda?), tym nie mniej jakoś sam nie zwróciłeś na to najmniejszej uwagi - nie miałeś skłonności do przeglądania się w lustrze, które zawsze było bardzo dobre w okłamywaniu tego, kto się w nie wpatrywał, jeśli tylko własne odbicie dało się oszukiwać, a ta sztuka wcale nie była aż tak trudna, jak wszystkim mogłoby się wydawać - cóż, pan Nailah pracował nad nią swoje długie 17 lat żywota (wydłużające się tak bardo, że samemu wydawało się mu, iż żył już przynajmniej z pół wieku, a teraz dziwnym zrządzeniem losu ponownie kazano zdawać mu szkołę pod zacnym mianem "Hogwart"), dlatego jak najbardziej zachęcam do treningu - wiecie, oszukiwanie i manipulowanie innymi nie jest wcale taką trudną sztuką, ale oszukiwanie i manipulowanie samym sobą, ha! - to dopiero sztuka nad sztukami, która pozwala na wspinanie się na nieznane nam dotąd tereny. Tym nie mniej tych żył dojrzeć nie bardzo było sposób - długie rękawy zasłaniały przedramiona, szyja osłonięta była kołnierzem czarnego płaszcza, a krucze kosmyki włosów opadały na skronie, lekko się do niech lepiąc - zdążył już wysuszyć się zaklęciem, ale i też zdążył zmoknąć tutaj na nowo i dopiero teraz, po uniesieniu się i zajęciu bardziej dogodnej do obserwacji pozycji, poczuł dreszcz przesuwający się po kręgosłupie, który objawiał się odczuwalnym chłodem przechodzącym od samego karku, po trzewia - przełożyłeś nogę nad gałęzią, żeby usiąść do rozmówcy przodem i przestać wgapiać się w korę, która przez krótki moment wydawała się całkiem ciekawym przymiotem obserwacji - taka twarda, lekko powyginana, po której niedługo pewnie zaczną chodzić mrówki, kiedy tylko wiosna uderzy mocniej - a może już chodziły, mając swoje mrowisko w jeszcze nie dobrze zarośniętej trawą glebie, tylko nie miały tędy swoich wyznaczonych tras? 
- Jasne, a przecież ja już schodzę na dół, żeby ci wpierdolić. - Tak, zdecydowanie przyjemnie było opierać niemal całkiem głowę na barku - całkiem było to niemożliwe, musiałbyś sobie chyba kark złamać, ale chyba wiecie, o co mi chodzi - wiecie, jaka perspektywa, takie patrzenie, a już zaczął na tego psiaka spoglądać przez palce, dając się na swój sposób ugłaskać dzięki temu wejrzeniu - poza tym nie wyczuwał od niego strachu - skoro nie ma strachu, nie ma też żadnych przyczyn, żeby Bestia obnażała kły i pazury, i zaczynała polowanie - na spokojnie, dzisiaj na spokojnie - te błonia były naprawdę wyczerpującym doświadczeniem, które mocno pierdolnęło cię w potylicę, rysując jeszcze mocniej podkowy pod twoimi czarniejszymi nic noc patrzałkami, jakie kolidowałeś z tymi chmurnymi, a zarazem jasnymi, przywołującymi do siebie na swój sposób obietnicą lepszego, o wiele łagodniejszego jutra, gdzie na niebie niekoniecznie będzie wisieć palące słońce.
Ten chłopak był... ładny.
Ładny psiak.
Zmrużyłeś lekko oczy, wyostrzając rozleniwione, znudzone spojrzenie - nie taka ciota, jak się w pierwszym momencie wydawała, patrzcie go - owszem, podchodzi ostrożnie, jak to słabszy osobnik, omega stada, do samej alphy, ale nie ma w nim obawy, że alpha zaraz rozpostrze paszczę i wepnie się ostrymi kłami w samą jego gardziel, by rozszarpać na miejscu - ta szczerość, ta swoista łagodność i miękkość wpisana w każdy jego ruch, czyniła z niego osobnika, którego naprawdę przyjemnie by się głaskało, gdyby tak usadzić go w nogach swego tronu, zakładając mu obrożę i wręczając aksamitne legowisko - byłby wspaniałą dekoracją sali tronowej, wspaniałym okazem dobroci przy całkowitym zepsuciu - a jakby te Zwierciadła Duszy wyglądały owładnięte rządzą krwi..? Jakby ta twarz wyglądała zroszona szkarłatnymi kroplami..? Dość podniecająca wizja, warta grzechu, by kiedyś ją zrealizować.
Piękny psiak wydający się bardzo łatwym w obsłudze, bardzo prostolinijny... a jednak dałeś się mu zaskoczyć, lekceważąc możliwości wilkołaków i ich zmysłów.
- Nie. - Warknąłeś, automatycznie kładąc dłoń na boku i obnażając własne kły. - Nie potrzebuję jałmużny od psa. - Zebrałeś palcami kawałek materiału, żeby go puścić i rozluźnić nagle napięte mięśnie twarzy, by znowu przywrócić ją do poprzedniego, arcy spokojnego i znudzonego wyrazu - Otchłań, która niespokojnie się poruszyła, znów zatrzymała, by z wolą Władcy Nocy nie pożerać świata za dnia, kiedy ten był domeną Dzieci Światła. - I z czego się tak cieszysz..?
Jasper Larsson
Oczekujący
Jasper Larsson

Błonia           - Page 8 Empty Re: Błonia

Wto Cze 09, 2015 12:41 am
Ten komentarz był naprawdę zbędny. Przecież lepiej dmuchać na zimne, niż ufać każdej napotkanej osobie, nieprawdaż? Ale żeby od razu z takimi słowami, gdy miało się do czynienia z jawnie pokojowo nastawioną duszą, która nie szukała żadnej zwady? Jas nie zareagował na ostre słowa czarnowłosego, zwalając je na charakter nowo poznanego. W końcu nie wszyscy muszą być uprzejmi i radośni, wtedy dopiero świat byłby nudny!
Odmówił, co początkowo zdezorientowało młodego wilka. Czemu nie chciał przyjąć jego pomocy? Czy to możliwe, że zmysły Jaspera aż tak go zawiodły? Nie... Wyraźnie czuł krew od tego nienaturalnie bladego osobnika, przez chwilę nawet zdawało mu się, że widzi ją także w oczach siedzącego wciąż na drzewie chłopaka. Tyle krwi... Zahipnotyzowany nieprzeniknioną czernią jego oczu, dopiero po kolejnych słowach towarzysza przeniósł machinalnie wzrok na jego usta. Te kły! Z pewnością nie miał wilczego uzębienia, ale ludziom nie zdarzały się aż takie zębiska. Do tej pory w swoim życiu spotkał się tylko z jedną rasą, która posiadałaby taki uśmiech, pustkę w ślepiach i mleczną cerę.
- Wampir? - Każdy inny wilkołak, zwłaszcza z rodziców dzikiej krwi, poczułby natychmiastową odrazę do dziecka nocy, które od lat, przynajmniej w niektórych kręgach, było uznawane za naturalnego przeciwnika lykanów. Na szczęście, a może wręcz przeciwnie, Jas wychowywał się wśród porzuconych dzieci wielu człekokształtnych ras i jego tolerancja przekraczała wszelkie granice. Nie miał zamiaru traktować kogoś inaczej ze względu na pochodzenie i tuż po retorycznym pytaniu jakie zadał, schował swoją apteczkę z powrotem do torby, ruszając niespiesznie w stronę swej ostatniej miejscówki. Przysiadł na wygniecionym już kawałku murawy, zadzierając głowę do góry, tak by widzieć z kim kontynuuje wymianę zdań. Nie odzywał się więcej, wpatrując się twarz bruneta, cierpliwie czekając na jego dalszy ruch. Czy on w ogóle chciał przedłużać tę rozmowę? Jak do tej pory okazywał tylko niezadowolenie z towarzystwa młodego Larssona, co on odczuwał dostatecznie mocno by nie próbować się narzucać. Był jednak skory odpowiedzieć na dalsze uwagi tej zadziwiającej istoty, a zarazem pierwszej młodej osoby, którą spotkał w tej szkole.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Błonia           - Page 8 Empty Re: Błonia

Wto Cze 09, 2015 1:05 am
Mógłbym sprzeczać się z koniecznością i brakiem konieczności dodawania takich, a nie innych komentarzy, mówienia takich, a nie innych rzeczy, bo przecież, gdyby tak się zastanowić, gadanie pierdół, dodawanie tego, co wydaje się być niemiłe - to wszystko tworzy obraz tego, z kim ma się do czynienia, gdyby ograniczać się jedynie do wymiany koniecznych informacji, wszystko byłoby blade, jałowe... ale z perspektywy tego wilkołaka rzeczywiście te "uprzejmości" były potrzebne tutaj tak, jak zeszłoroczny śnieg, zwłaszcza, gdy rozmówca wydawał się cięty i raczej rzeczywiście gotowy w każdym momencie zsunąć się z drzewa, żeby złapać wilczka za szmaty i wypierdolić go "ze swojego miejsca", bo ponoć Koty i Psy w zgodzie żyć ze sobą nie mogły, cóż tu dopiero mówić o siedzeniu obok siebie, spaniu jeden przy drugim..? Potem zderzamy się z pewnymi wyjątkami, które, większość by powiedziała, są tyko potwierdzeniem od reguły - tymi własnie wyjątkami, które sprawiają, że dostajemy pod nos zdjęcie kota śpiącego w kłębu tuż przy wilczym brzuchu - i śpią spokojnie, jakby drugiego bezpieczniejszego miejsca na tym świecie nie mogły sobie znaleźć, ufając sobie i traktując się jak rodzina, pomimo sławetnej niechęci owych ras do siebie wzajem - tak i oto sytuacja prezentowała się tutaj - wilkołak, w którego nie wpojono nienawiści do wampirów i wampir, któremu nie wpojono nienawiści do wilkołaków, choć wydawać by się na pierwszy rzut oka mogło inaczej, tak dla obserwatora z boku, a wszystko przez to, że Nailah taki kochany i uroczy był wobec wszystkich, których napotkał na swojej drodze - kwestia rasy, czystości krwi, i tym podobne, nie robiła mu kompletnie żadnej różnicy - łatwiej w każdym dopatrywać się wroga, niż potem przejeżdżać się, rozdając zaufania na prawo i lewo - w przeciwieństwie do Jaspera, ten bank Sahira z kredytami zaufania dawno splajatował - roztrwoniły wszystkie dobra ludzkie ręce i już nic nie pozostało w nim do wybrania - placówka poszła w zastaw, a majątek w nim dawno został rozdany, tak bezstronnie... 
I wpatrywali się tak w siebie - krople obijały się cicho o liście, o podłoże, o korę, nucąc melancholijną, kojącą serca pieśń, wywołując co rusz dreszcze u wszystkich tych, którzy choć minimalnie potrafili się wczuć w naturę i chłonąć ją przez skórę każdym ze zmysłów, włącznie z cudnym, orzeźwiającym zapachem, jaki ze sobą niosła w tym momencie - zapachem przebarwionym ich ciałami - woń chłopaka była dla Nailaha oczywista - już spotkał się dostatecznie wiele razy z pewnym wilkołakiem, żeby zapamiętać tą charakterystyczną woń, która koniec końców wcale nie była tak drażniąca, kiedy się jej nie wyolbrzymiało we własnej mentalności... Sahir nie potrafił oderwać oczu od Zwierciadeł Duszy lekko rozchmurzającego się, wirującego nieba, które porywało go w swoje przestrzenie, napawając lekkim uniesieniem, uczuciem wolności, za którą zawsze tak ślepo gnał, nawet kiedy się nią zachłysnął już raz i porządnie, widząc, jak nudno jest, kiedy nie ma kajdan, z którymi dałoby się walczyć, ale ten Gryfon..? Był jak to niebo, które prezentowało jego oczy - wolność, którą był jego oddech, nie przetruwała powietrza swoimi złudzeniami i niepewnością, bo nie była to wolność tego pojmowanego przez niego, oczywistego rodzaju - była to ta wolność, którą ujmowały słowa jestem sobą, nie uciekając się do żadnych aktorskich sztuczek, po które sięgały twoje palce i które przygarniałeś do piersi, rozstawiając swój stoliczek do pokera, zapraszając do niego nowego gracza - ach, taka słodka naiwność czekała na złamanie, czekała, aż pochwycisz jego gardło w swoje szpony i rzucisz o drzewo, czekając na reakcję, żądając, by tańczył według twojej melodii, podczas gdy On, mizerny Wilk, szedł swoją stroną, jakby w ogóle nie słyszał posyłanych komend, nie dlatego, by się buntować - jego jaźń zdawała się całkowicie wolna od pojęcia tego słowa... Ta jaźń chyba należała do tych, które w swojej prostocie potrafiły dostrzegać.
- Święta Teresa z Kalkuty. - Odmruknąłeś w odpowiedzi, rozluźniając już zupełnie mięśnie - nerwy były zbędne, otrząsnąłeś się nieco z rzuconego na ciebie czaru, przykładając dłoń do czoła, by podeprzeć na niej głowę i odetchnąć lekko, przymykając powieki. - Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. - Raczyłeś zauważyć chłodniej. - Jesteś tak tępy, czy głuchy? 
Jasper Larsson
Oczekujący
Jasper Larsson

Błonia           - Page 8 Empty Re: Błonia

Wto Cze 09, 2015 1:48 am
Oderwał od niego wzrok, zasłonił się dłonią. Czy Jasper zrobił coś nie tak? Analizując swoje zachowanie, nie miał raczej podstaw do poczucia winy. Możliwe, że jego rozmówca był zwyczajnie zmęczony, nie warto wszystkiego brać od razu do siebie. Niezrażony gryfon, tak, od teraz należał do podobno znakomitego domu Gryffindor, oparł głowę o pień, wciąż milcząco obserwując młodzieńca. Nie uśmiechał się już, ale nie był też smutny czy obojętny. Miał raczej coś co nazywa się inteligentnym wyrazem twarzy, minę mówiącą "słucham cię, zważam na twoje słowa, oraz na otoczenie". Może i nic nie mówił, nawet nie rozmyślał nad niczym szczególnym, ale cały czas był stuprocentowo skupiony, bystry, gotów zareagować na każdą ewentualność. Czuwał.
- Jeśli odnosisz się do mojego uśmiechu, to był to gest dobrej woli. - odpowiedział z pełną szczerością, nie dając się zbić z tropu. Wydawał się tak bardzo przywykły do wszelkiego rodzaju kąśliwych uwag oraz wyzwisk, że na nie zupełnie nie reagował, puszczając je mimo uszu. Rozważając ich dotychczasową rozmowę, Jasper doszedł do wniosku iż towarzyszącego mu wampira zapewne w jakimś stopniu interesuje jego osoba, dlatego też postanowił kontynuować swą wypowiedź. Wpierw jednak oderwał od niego wreszcie wzrok, patrząc przed siebie z lekką melancholią. - To mój pierwszy dzień w Hogwarcie. Nie pragnę narobić sobie wrogów już na starcie. To chyba zrozumiałe w wypadku cudzoziemca i do tego wilkołaka. - Wiedział, że siostra nie mogła mieć racji i nie nastawiał się na wianuszek przyjaciół wśród podobno tolerancyjnej młodzieży Anglii. Nie ukrywał jednak przed nikim, a już na pewno nie przed samym sobą, jak miło byłoby mieć w końcu kogoś bliskiego. Kogoś dla kogo byłby ważny.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Błonia           - Page 8 Empty Re: Błonia

Wto Cze 09, 2015 2:09 am
Czasami nie ma żadnej konkretnej logiki w naszych działaniach, dlaczego zawsze musi być? I dlaczego wszyscy mieli te piekielne skłonności do doszukiwania się drugiego, głębszego dna nawet w miejscach, w których go nie było? To tak, jakby dopatrywać się większej głębi w polującym na gazelę lwie, rozważaniu, czy odczuwa żal, że musi zabijać, to tak, jakby zastanawiać się nad gniewem Bożym, który spadnie na nasze głowy za zjedzenie szynki na śniadanie, bo przecież zabita została świnka, żebyśmy mogli się rozkoszować - zataczamy paskudnie błędne koło, próbując drążyć temat, więc tak, posuwasz się w bardzo dobrym kierunku, Jasper, decydując się jednak zamknąć temat, rozumiejąc, że czasami nadmiar myśli nie służy niczemu przydatnemu, a próby rozbierania sekretów na części pierwsze wychodzą mizernie, kiedy... one wszystkie skryte są pod płaszczem Nocy. Powiedz - jak dobrze potrafisz przenikać swoimi wyostrzonymi zmysłami ciemności? Ty, Wilkołak Czystej Krwi, który powinien być dumny, jak na przedstawicieli tego ginącego gatunku przystało, powinien unosić wysoko łeb, a nie, jak ty, nosić go niżej, kompletnie nie zważając na wszystkie zniewagi, ba - przywykając do nich! Sam z siebie tworzyłeś podjednostkę, z którą nie warto się było liczyć, której Nailah nie traktował w najmniejszym stopniu poważnie, a po prostu bawił się, jak z takim psiakiem, co się przypałętał pod nogi, nie oczekując po nim żadnych bardziej finezyjnych sztuczek i umiejętności - nawet gdy miał przed sobą Zwierciadła twej Duszy na wyciągnięcie dłoni, trzymał w nich twą Księgę, to przerzucał jej strony bez większego zainteresowania, nawet nie starając się przywiązywać do niej głębszej wagi - minimum jednak niezbędne do tego, by kontakt nawiązać, pojawił się - to ta magia, ta aura, którą wokół siebie roztaczałeś, wiesz..? 
- Nazwałbym go gestem naiwności. - Masz jakąkolwiek tarczę? Obronę? czy zobojętniałeś już na sztylety w postaci słów do reszty, że nawet nie potrzebujesz przyodziewać się w zbroję? Każdy ma swój słaby punkt, ty też go na pewno masz, przyciągasz do siebie destrukcję w postaci Czarnego Kota - czy opiekunki w sierocińcu nie powiedziały ci, że takie stworzenia potrafią sprowadzać na każdego, kto ich drogę przetnie, tylko nieszczęście? Co tu jeszcze robisz, dlaczego nie masz na tyle instynktu samozachowawczego, by brać nogi za pas? Wampir zsunął się z gałęzi, zawisnął na niej powoli rękoma, by zaraz się puścić i wylądować na ziemi, przyklękając na drobną chwilę i krzywiąc niemiłosiernie, by dopiero po paru następnych sekundach przypomnieć sobie, jak się oddycha i podnieść, spoglądając na swoje uświnione wilgotną ziemią dłonie, jakie zrazu o siebie otrzepał - za uchem założonego miał papierosa, przykrytego nieco kilkoma niesfornymi kosmykami smoliście czarnych włosów, choć raczej papieros ten i tak do niczego się już nie zda - przy wilgoci powietrza dawno sam nim przesiąknął, a mokry tytoń równał się... może zachowam odrobinę chociaż kurtuazji i powstrzymam się w tym momencie przed kończeniem tego zdania. - Strasznie wzruszające, aż mi się łezka w oku kręci. - W jego głosie sarkazm nie był wyczuwalny, ale zdanie samo w sobie było na tyle oczywiste, by modulację głosu sobie darować, a i zachowajmy jakiś respekt dla rozmówcy, który nie wydawał się, z całym uszanowaniem, ćwierć mózgiem, do którego nic nie dociera - w zasadzie Nailah nie wiedział jeszcze, co o nim myśleć - docierały do niego sprzeczne sygnały, kiedy tak nie reagował w żaden sposób na żadną z obraz, które wysyłał w jego kierunku - podszedł do siedzącego i uderzył dłonią w pień drzewa tuż nad ramieniem chłopaka, by nachylić się ku niemu z aroganckim uśmieszkiem, stanowczo przekraczając wszelakie normy tak zwanej "przestrzeni osobistej", niemalże stykając się z nim nosem. - Witaj w Piekle, Wilczku... - Ciekawe, czy krew wilkołaków była pijalna..? Gryfon wcale nie pachniał aż tak źle, ale z drugiej strony instynkt podpowiadał, że kiepskim pomysłem byłoby wypróbowanie tego, zwłaszcza teraz...
Jasper Larsson
Oczekujący
Jasper Larsson

Błonia           - Page 8 Empty Re: Błonia

Wto Cze 09, 2015 2:51 am
Od razu naiwność... Chociaż ciężko zaprzeczyć, gdyż była to jedna z dominujących cech Larssona. Chciał czy nie chciał, takim go natura stworzyła i społeczeństwo ukształtowało. Wszystkie czynniki z jego krótkiego żywota doprowadziły do powstania tego oto słodkiego dziecka, zbyt łatwowiernego, a jednak na tyle pojętnego by odnajdywać się i pokonywać przeszkody losu.
- Nie ma nad czym wylewać łez. Trzeba żyć dalej. - wzruszył ramionami, ogarniając wzrokiem podwórze. Czuł, że szybko przyzwyczai się do tego kojącego widoku i chętnie będzie tu wracał w wolnych chwilach. Dobrze znaleźć takie miejsce, mieć gdzie uciec pomimo odległości dzielącej go od najbliższego znanego kąta. Najbardziej niespodziewanym elementem dzisiejszego dnia było to co wampir postanowił zrobić w następnej kolejności. Gdy oparł się o drzewo, Jas odruchowo odwrócił w jego stronę twarz, która już po chwili prawie stykała się z obliczem bruneta. Serce mocniej mu zabiło, gdy bańka nietykalności w jakiej wygodnie siedział pękła w drobny mak, a jego mokry, zimny nos zetknął się z równie chłodnym nosem nastolatka.
- Co... - zarumienił się jak na prawdziwą dziewicę przystało, ręką mimowolnie sięgając po różdżkę. Nie był głupi, wiedział do czego zdolny był osobnik rasy ciemności, a ponieważ byli sobie obcy, nie mógł liczyć na taryfę ulgową. Nie zamierzał atakować pierwszy, ale brał pod uwagę ewentualną obronę konieczną. - Nie nazwałbym tego piekłem. - wyszeptał z powagą, wiedząc jak źle mogło potoczyć się jego życie i jakie miał szczęście zostając uczniem wpierw Durmstrangu, a następnie Hogwartu. Tylko ta bliskość była mu obca i niezbyt pożądana. W zmieszaniu zaczął mieć coraz dziwniejsze myśli, wspominać słowa sprzedawczyni różdżek, gdy wybrała go ta o rdzeniu z rogu dwurożca. "Ale to chłopak." Pocieszał się, starając się utrzymać emocje na wodzach. "O czym ja w ogóle myślę. Nawet go nie znam. Lepiej żebym wracał już do zamku. Tylko niech się odsunie..."
Sponsored content

Błonia           - Page 8 Empty Re: Błonia

Powrót do góry
Similar topics
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach