Go down
Iwan Ranskahov
Martwy †
Iwan Ranskahov

Iwan Ranskahov [dorosły] Empty Iwan Ranskahov [dorosły]

Pon Maj 04, 2015 7:41 pm
Imię i nazwisko: miał jakichś starych obleśnie bogatych rodziców konserwatystów, więc nadali mu milion imion, żeby brzmiało szlachetnie - Iwan Dymitrij Rodion Ranskahov.
Data urodzenia: przeżył piękne 43 lata, więc to był 22 lipca 1935 roku
Data zgonu: 20 kwietnia 1978 r.
Powód zgonu: Fabularny. Zabity podczas ataku Śmierciożerców na Hogsmeade.
Czystość krwi: czyściutka.
Była szkoła: Durmstrang, potem generalnie uczęszczał na jakiś kurs poskramiania smoków, jako iż nie znam się na tego typu kursach (jak i gdzie się je organizuje) załóżmy, że była to jakaś poważana szwedzka szkoła, która po ukończeniu daje takowe uprawnienia.
Praca: dawniej poskramiacz smoków, po trwałej kontuzji lewej ręki nie mógł już uprawiać zawodu, więc przez pewien czas pracował na jakimś poważanym stołku w bułgarskim Ministerstwie Magii, ale po otrzymaniu propozycji od Dumledore'a przeniósł się do Anglii i naucza w Hogwarcie Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. Zapewne Albus potrzebował na gwałt jakiegoś solidnego nauczyciela, a wszystkich innych porządnych kandydatów pożarły akromantule.
Nie wiem jeszcze, gdzie o tym wspomnieć, ale jest śmierciożercą.
Różdżka: Płacząca Wierzba, Kieł Widłowęża, 13 cali, sztywna
Widok z Ain Eingarp: blada krucha postać ukrywająca się za murem ciężkich starych zakazanych tomisk, najprawdopodobniej ma błękitne oczy i delikatny ujmujący uśmiech. Ale to tylko wyobrażenie, bo jej twarz zasłaniają jasne długie włosy.

Przykładowy Post: Wyglądała spokojnie. Po prostu spokojnie. Wpatrywała się w niewidzianą przestrzeń tuż nad jego głową błękitnymi, przeszywającymi oczyma skutymi skandynawskim lodem, z bladymi ustami ułożonymi w lekki i odrobinę figlarny uśmiech, aby w końcu zaszczycić go czymś tak błahym i tak skromnym jak uwaga. Pragnął jej równie mocno; spojrzenia, słów uderzających w jego osobę, wszystkiego co skupiało się na nim a po chodziło właśnie od niej. Ale wydała z siebie jedynie słabe westchnienie obdarzając go równie czułym jak i bojaźliwym spojrzeniem. I to było wszystko, czego potrzebował – jako dowód. Nienawidził jej ulotności, nienawidził tego, że potrafiła się wyrywać, być wolną, że potrafiła uciekać i w tej ucieczce kryć się tak, że nigdy więcej nie mógł jej odnaleźć i nawet gdy trzymał ją już uwięzioną w silnych ramionach nie miał pewności, że zaraz nie zniknie.
-Czy ja Cię kiedykolwiek znałem? - wydał z siebie jedynie oschłe, proste pytanie, które zamarło między nimi, zawiesiło i trwało w głuchej ciszy powiększając przepaść, nienawiść i niechęć do jej delikatności, kruchości i subtelności, która niegdyś go urzekała. Zwłaszcza, gdy uginała się pod ciężarem ciężkich tomisk, chowała za stertą skryptów czy pochylała nad większym od niej kotłem i starając, aby długie jasne włosy nie wpadły do żarzącej się substancji. Zawsze była drobna, przez to wydawała się niewinna i szczera, bo świat obdarzył ją szerokim ujmującym uśmiechem, który zjednywał sobie ludzi, aby wydusić z ich wierności ostatki, a potem zostawić suche szkielety na bezkresie zjałowiałej pustyni.
-Iwan – odezwała się głosem przepełnionym czymś tak znajomym, czymś tak kiedyś smakującym słodyczą, a dzisiaj przywołującym jedynie gorycz i żal – za to ja znam Cię doskonale i, oczywiście, wiem dlaczego się tu pojawiłeś. Stęskniłeś się.
Oczywiście. To dlatego.
Z jego ust wydarł się jedynie gorzki śmiech. Liczył na to, że będzie go rozliczać, bo cóż zresztą przyszedł? Po co innego – jak usłyszeć całą prawdę? Lubiła otwierać ludziom oczy, tak samo zresztą jak serca. Obejmowała się, obdarowywała zaufaniem. I zostawiała, opuszczała nagle, raptownie. Dla innych. Już dawno pogodził się z tym, że jest przepełniony pychą, pieprzonym zuchwalstwem i lekkomyślnością, która popędzała go do nierozważnych decyzji, która popędzała go w takie miejsca jak to, w którym aktualnie się znajdował. Pogodził się z samym sobą i swoją naturą, nie potrzebował od tego uciekać. Od Czarnej Magii, z którą się pożegnał, od okrucieństwa, które stosował i nienawiści, którą żywił do istot tak podobnym czarodziejom. Odrzucał kłamstwa, odrzucał iluzję, którą odurzali się inni starając zatuszować własne błędy i porażki, własne słabości. On się z tym wszystkim pogodził, zaakceptował ból, zaakceptował ją taką jaka była, gdy w końcu uświadomił sobie, że nigdy nie stałaby się taka, jaką w rzeczywistości ją widział. Lub starał się stworzyć, podstawić pod siebie. Jej nieposłuszeństwo wynikało z jego porażki, jej postać, którą pogardzał, bo tak naprawdę nic się nie zmieniło, tylko jego ludzkie spojrzenie, ludzkie uczucia wzgardzonego człowieka.
-Pojawiłeś się tutaj, bo...
..bo chcę cię zabić, zacisnąć te aksamitny szalik na Twojej zgrabnej łabędziej szyi i wydusić z tego gardła ostatnie oddechy. To wszystko czego pragnę, Natasho.
-...bo zawsze musiałeś mieć to, co wytoczyłeś sobie za cel.
Oczywiście.
-To złe.
Powiedziała to słowo. Magiczne słowo określające wszystko i nic, naiwne określenie, nad którym potrafił się jedynie litować. Względność. Światem rządziła względność. Nie dobro. Nie zło.
Względność.
Nazywała wszystko po swojemu, widziała świat skąpany w mroku lub świetle, nie istniały dla niej szarości, w której rzeczywiście wszyscy się obracali. Kierowała się zakrzywionym światopoglądem. Była albo głupia, albo usilnie starała się uwierzyć. W siebie. W tego przeklętego plugawego mężczyznę, którego poślubiła. W pokutę. W rozgrzeszenie. Czy zaczęła też wierzyć w Boga?
Jeśli nie, któż miałby ją ochronić?
Z każdą chwilą odległość między nimi zmniejszała się, powietrze stawało się coraz bardziej gęste i duszące. Ona trwała w bezruchu, może odrobinę pobladła, krew odeszła jej z twarzy, broda drgnęła odrobinę do góry odsłaniając jej szyję niczym gładka wypolerowana kość słoniowa. Potrafiła się jedynie uśmiechnąć, znów niewinnie, szczerze, tak nieznośnie pięknie, że zapragnął zedrzeć jej ten uśmiech z twarzy jednym płaskim uderzeniem dłoni. Odchyliła się i chwiejnie cofnęła i zanim zdążyła odruchowo chwycić za rozpalone miejsce, ujął ją za nadgarstki czule acz stanowczo zaciskając pokaleczone i spracowane dłonie na jej bladej skórze, aby szarpnąć jednorazowo i pozwolić jej ciału opaść bezwładnie na jego.
Tak miało się to zakończyć. Ona przyciśnięta do rubinowego oparcia fotela chwytająca łapczywie powietrze, on oparty o jej kruche ciało, zaciskający dłonie na jej drobnej szyjce, którą z łatwością mógłby ukręcić. Pomyślał nawet uśmiechając się przy tym boleśnie, że jej krew nie odbiłaby się na materiale mebla, wsiąknęłaby tuszując wszelakie ślady zbrodni – jak gniew i wspomnienia, jak to wszystko, co doprowadziło ich w to miejsce. Miało ulecieć. W końcu nie czuł już nic, ani pulsu, który jeszcze chwilę przed stukał nierównomiernie, ani niczego, co sprawiłoby, że naraz jeszcze poczułby tę zwierzęcą, nieprzepastną nienawiść. Pozwolił w końcu zsunąć się jej bezwładnemu truchłu jak marionetce i opaść na ziemię z pustym stuknięciem, który odbił się w jego głowie echem. Rozbrzmiewał dalej, gdy z lekkością i naturalnym spokojem zapinał guziki koszuli wpatrując się w oznaczoną bliznami skórę.
Myślami był już na tym przeklętym pobojowisku, które będzie musiał sprzątać. Myślami był w zimnej Szwecji, zimnej w tym momencie jak jego serce, które zamarło zduszone bólem a jednocześnie chorą satysfakcją. W końcu odgrodził się od negatywnych emocji, pomyślał o świetle, o smoczych szkarłatnych łuskach odbijających promienie słońca, o kuli ognia dryfującej po niebie, tak jaskrawej i wyraźnej jak rubinowe obicie fotela. O ogniu, który palił go jeszcze przed chwilą uchodząc tak prędko, jak się pojawił. Pozwolił opaść sobie na ziemię, wrócić do przyziemnych spraw jak praca, wkurwiający do łez współczucia szef czy kolejny ból łamanych kości w starciu z kolejną dozą nieuwagi i pecha, które w śmiertelnej mieszance przyprawiały go o kolejne kontuzje.
Chyba ostatnim symbolicznym i jakże wzniosłym aktem (skoro już przechodzimy w skrajny patos i to pseudo opowiadanie brzmi jak wypociny na ostrym haju) były drzwi, które zamknął za sobą cicho i dyskretnie. Jak rozdział w życiu, który błąkał się za nim, kuł i dręczył, dopóki go nie rozwiązać, zapieczętował, dopóki nie przekroczył tego progu nie oglądając się na mahoniowe drewno pochłaniające ostatnie promienie słońca.

Dziękuję za uwagę, Iwan wcale nie powinien być nauczycielem. Pls., nie róbcie tego dzieciom. :C


Ostatnio zmieniony przez Iwan Ranskahov dnia Wto Maj 05, 2015 6:35 pm, w całości zmieniany 1 raz
Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

Iwan Ranskahov [dorosły] Empty Re: Iwan Ranskahov [dorosły]

Wto Maj 05, 2015 4:52 pm
* "jakiś" - jakichś
* "tok" - roku

Brakuje jeszcze dopisku w tytule. Ogólnie Karta jest bardzo w porządku, tylko popraw te drobne błędy i będzie Akcept! <3
Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

Iwan Ranskahov [dorosły] Empty Re: Iwan Ranskahov [dorosły]

Wto Maj 05, 2015 9:59 pm

Karta mi się naprawdę podobała! Przykładowy Post urzekł mnie i czekam tylko na to, aż Iwan pojawi się na fabule. Czystą krew również akceptuję i nawet dostaniesz miejsce Sylwana - dotychczasowego nauczyciela ONMS. No i 10 fasolek!
Sponsored content

Iwan Ranskahov [dorosły] Empty Re: Iwan Ranskahov [dorosły]

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach