Go down
Mistrz Labiryntu
Mistrz Gry
Mistrz Labiryntu

Atrium Empty Atrium

Pon Wrz 02, 2013 2:08 pm
Długi korytarz, po którego obu stronach w ścianach wyżłobione są kominki, z których można się teleportować, o posadzce wyłożonej ciemno-brązowymi, zawsze wypolerowanymi kafelkami, prowadzący do dużej, przestronnej sali, z której rozchodzi się do odpowiednich pięter.
Arthur Oldman
Oczekujący
Arthur Oldman

Atrium Empty Re: Atrium

Sob Sty 23, 2016 11:00 pm
Dzień mijał mu dziś nad wyraz spokojnie. Nie działo się praktycznie nic.
Obudził się w pustym łóżku. Przygotował się w praktycznie nieumeblowanej łazience. Zjadł kiepskie śniadanie przy pustym stole. Jak zwykle przypalił tosty. Teoretycznie mógł użyć do ich przygotowania magii, ale to nie byłoby to samo. Wolał używać własnych rąk. Spakował teczkę, jak zwykle zapominając o przygotowaniu sobie lunchu i wyszedł, nie odzywając się o rana jednym słowem. Zostawił dom kompletnie pustym.
Właściwie, nawet gdy był w środku, budynek również wydawał się pusty. Od wielu miesięcy czegoś mu brakowało. Mężczyzna nie potrafił go nawet nazwać "home". Teraz był to po prostu "house". Budynek, w którym mieszkał, ale z którym nie łączyły go żadne bliskie emocje. Wewnętrznie również czuł się pusty. Jakby ktoś ukradł jego życiu wszystkie kolory. Było to również widać po całej osobie Arthura.
Człowiek na co dzień wesoły, pełen życia i kolorowy, nagle stał się zamyślony, przybity i wręcz szary. Siwe włosy, zniszczona cera, zapadnięte policzki, wory pod oczami... Nawet barwny zwykle strój zastąpił teraz czarny ubiór.
Wszystko przez śmierć żony, która choć miała miejsce wiele miesięcy temu, nadal nie dawała Oldmanowi spokoju. Nie potrafiła się tak łatwo pogodzić z utratą kobiety, która była dla niego całym światem. Żył, funkcjonował, pracował. Robił wszystko to, co przed jej odejściem, ale to nie był już ten sam Arthur i dało się to łatwo wyczuć. Zwłaszcza, gdy wydawało mu się, że nikt na niego nie patrzy.
Tak, jak teraz. Szedł korytarzem nieco przygaszony, wpatrując się w ciemną posadzkę. Była teraz przerwa na kawę, więc nie mógł dłużej siedzieć za biurkiem. Z resztą, dzisiaj i tak nie miał aż tyle pracy. Czarodzieje byli tego dnia wyjątkowo rozsądni. Nikt nie próbował umyć rąk wybielaczem, nie wepchnął rąk do kontaktu ani nie używał płyt winylowych jako zastawy stołowej. Nie licząc kilku przypadków, naprawdę nie było się czym zająć.
Teoretycznie, można by uznać to za coś dobrego, ale tylko teoretycznie. Luźny dzień w pracy nie był dla Arthura niczym przyjemnym. Miał wtedy zbyt wiele czasu na myślenie.
Z zamyślenia wyrwała go dopiero świadomość, że zrównał się właśnie z kimś krokami. Podniósł głowę i niemrawo uśmiechnął się do mężczyzny, zmierzającego w tym samym kierunku.
- A, pan Aldrin. Dzień dobry - powitał go lekkim skinieniem głowy. Nie łączyły ich zbyt bliskie stosunki, ba nawet za sobą specjalnie nie przepadali, ale kultura wymagała by Oldman przywitał się z wyżej postawionym kolegą.

// Użycie tych angielskich słówek wydaje mi się nieco dziwne, ale tak było najłatwiej to zrozumiale opisać. -.-


Ostatnio zmieniony przez Arthur Oldman dnia Wto Sty 26, 2016 10:15 pm, w całości zmieniany 1 raz
Jonathan Avery Sr
Ministerstwo Magii
Jonathan Avery Sr

Atrium Empty Re: Atrium

Sob Sty 23, 2016 11:57 pm
Jonathan również mógł pochwalić się pozbawionym sensacji porankiem, jednakże ów niczym niezmącony spokój nie napawał go smutkiem czy dyskomfortem. Swój dzień rozpoczął czułym pocałunkiem na gładkim policzku swej pięknej żony, wciąż jeszcze otulonej satynową pościelą, nasycając swe oczy widokiem jej łagodnego uśmiechu. Widok ten towarzyszył mu przy rytualnej lekturze Proroka, której oddawał się przy sycącym śniadaniu, przygotowanym specjalnie dla jego gustów przez Skrzaty Domowe. Aromatyczna kawa rozgrzała go i napełniła znajomą, przyjemną energią. Zresztą - dzień, jak co dzień.
Do pracy udał się w jednym ze swych ulubionych garniturów, beżowym, w jasną, subtelną kratę, akcentując go koszulą w odcieniu najczystszego błękitu. Drogi materiał pieścił jego skórę, a zapach świeżo wypranej odzieży przyniósł ze sobą nową motywację. Wyglądał, niczym czarodziej u władzy, personifikacja lordowskiej szlachetności. Zresztą - jak zwykle.
Pomimo niemal całkowitego braku obowiązków i spraw oczekujących jego natychmiastowej uwagi, udało zachować trzeźwość umysłu, a dzień swój spędził głównie odpowiadając na posegregowane w porządku chronologicznym listy. Przerwa na kawę okazała się zbawieniem, dlatego szybkim, acz spokojnym krokiem lord Avery skierował się w stronę ministerskich kominków. Zmierzał do swej ulubionej kawiarni, w której gościła się zaledwie garstka pracowników Ministerstwa, gdyż reszta opłacała swymi godnymi pożałowania pensjami rozwodnioną, ekspresową kawę podawaną w zaczarowanych papierowych kubkach. Zresztą - czego można było się spodziewać po kimś tak wyrafinowanym, jak Jonathan?
Gdy maszerował dumnie w kierunku wyjścia zauważył, z wielkim obrzydzeniem, monstrualne kolejki prowadzące do każdego z kominków. Ten symbol systemowej klęski skwitował nieznacznym, zniesmaczonym uniesieniem brwi. Czekało go nieuniknione, przerażające dziesięć minut oczekiwania na swą kolej, złączył więc dłonie za swoimi plecami. Był w trakcie rewizji swych obowiązków, gdy z zamyślenia wytrącił go niezadowalająco znajomy głos.
- Dzień dobry, panie Oldman. - odpowiedział, z uprzejmym, acz profesjonalnym uśmiechem. - Bardzo cieszę się, że się tutaj spotykamy. Proszę powiedzieć, jak płynie panu praca nad ostatnim raportem?
Pytanie zostało szybko wysunięte z precyzyjnie oznakowanych szufladek jego umysłu, gdyż w jego maniery godziła sama wizja spędzenia pozostałego im czasu w absolutnej ciszy. Nie mógł przecież spytać, czy wciąż widział we śnie ciało swej żony, dzieło Avery'ego. Byłoby to niezwykle nieuprzejme.
Arthur Oldman
Oczekujący
Arthur Oldman

Atrium Empty Re: Atrium

Wto Sty 26, 2016 9:04 pm
Obu panów dzieliło praktycznie wszystko.
Dom. Jeden z nich stawiał na praktyczność i prostotę. Mieszkał w mugolskiej dzielnicy, nie zatrudniał służby i nie przesadzał z bogatym wystrojem. Większość mebli w jego domu miała nawet i kilkadziesiąt lat. Wytarte sofy, skrzypiące drzwi i wiekowe kredensy. Mieszkanie było urządzone gustownie, acz widać było, że nie wydano na nie fortuny.
Drugi z panów za to lubił bogactwo i się tego nie wstydził. Wolał dzielnicę czarodziei, a wszystko w domu było z najlepszych materiałów. Cena nigdy nie grała roli. Dom był też zapewne znacznie większy niż w wypadku mieszkania Oldmana.
Pochodzenie. Jeden z rodziny mugolskiej, nigdy wcześniej nie słyszał o magii tak samo, jak nikt nigdy nie słyszał o jego nazwisku.
Drugi za to wywodził się ze znanego rodu o długiej tradycji i z czystą magiczną krwią.
Podejście do krwi. Jeden z nich niespecjalnie się nią przejmował. Uznawał swoje moce za coś dziwnego, ale nie czuł się z tego powodu gorszy od swoich kolegów.
Drugi za to kładł wielki nacisk na czystość krwi. Odróżniała ona ludzi wartościowych od nic nieznaczącego pospólstwa. Ba! Szlam!
Sposób ubierania. I znów, Arthur stawiał przede wszystkim na praktyczność. Nigdy nie lubił wydawać dużej ilości pieniędzy i przez całe życie miewał może trzy marynarki jednocześnie. Wolał już chodzić w jednej przez wiele lat i jedynie zmieniać jej kolor czarami, niż wydawać krocie na nowe szaty.
Avery za to lubił szyk i elegancję. Nie przerażało go wydawanie dużych ilości pieniędzy, bo miał ich przecież wystarczająco.
Żona... Nawet to ich teraz dzieliło. Jonathan nadal miał swój skarb przy sobie. Zapewne nawet tego nie doceniał. Nie tak jak Arthur, któremu ją odebrano.
A wreszcie organizacja, bo cóż mogło bardziej różnić, jak bycie Śmierciożercą i członkiem Zakonu Feniksa?
Tych dwóch panów łączyła chyba tylko praca i szkoła do której chodzili za młodu, bo nawet dom w Hogwarcie był inny.
Siwowłosy czarodziej zatrzymał się w jednej z kolejek do kominka i odwrócił się nieznacznie do kolegi.
- Raport, tak... Będzie gotowy na czas, jak zwykle. Już prawie go skończyłem, ale wynikły pewne okoliczności... z resztą, nie będę pana zanudzał - odpowiedział płynnie, bez zawahania. W sumie, nawet udało mu się przy tym lekko uśmiechnąć, jakby resztki jego wesołego usposobienia nadal walczyły z depresją.
Oldman potrafił już zachowywać się naprawdę naturalnie i nie dawać po sobie poznać, jak się czuje. Nadal jednak temat jego żony był bardzo drażliwy, o czym przekonał się kiedyś jeden z jego kolegów, gdy nieopatrznie go poruszył. Cóż, Arthur też wtedy poruszył kości jego szczęki i nosa. To jednak było kilka miesięcy temu, zanim wysłano go na urlop, by trochę odpoczął. Tak, jego burzliwy charakter dawał się często we znaki, gdy mężczyzna przeżywał w swoim życiu silniejsze emocje, ale czegóż można się było spodziewać po osobie, która dzierżyła w ręku Dereń z Rogiem Biesa?
Jonathan Avery Sr
Ministerstwo Magii
Jonathan Avery Sr

Atrium Empty Re: Atrium

Wto Sty 26, 2016 10:22 pm
Jakże inaczej można byłoby odróżnić Indywidua Pożądane od zwykłej hołoty?
To oczywiste, że Oldman nie mógł mieć zaszczytu, jakim było życie na odpowiednim poziomie.
Nie powinien był mieć zaszczytu życia.
Jonathan nierzadko spoglądał na starszego mężczyznę z nieskrępowanym rozbawieniem skrytym za zaniepokojonym spojrzeniem. Grymas smutku, jaki na stałe ozdobił strudzoną wiekiem twarz nie budził w nim współczucia czy żalu. Lord Avery, kończąc życie jego żony, wykonywał zaledwie swój obowiązek wobec ogółu czarodziejskiego świata. Tak się jednakże złożyło, że owa praca sprawiała mu pewną przyjemność, której udawało się za każdym razem przeganiać obrzydzenie, które czuł, gdy spoglądał na Oldmana. Czuł ciepłą ekscytację szemrzącą w pełnym jeszcze żołądku na myśl o tym, że może być szczęśliwcem, który ostatecznie odbierze mężczyźnie wszystko, co mu zostało. Niezasłużony zaszczyt życia.
Szef Departamentu Niewłaściwego Użycia Produktów Mugoli był jednakże człowiekiem niezwykle uprzejmym i nie zawadzającym zbytnio wrażliwym zmysłom Jonathana. Zarówno jego departament, jak i on sam mieli zginąć śmiercią szybką, gładką i bezbolesną, nieprzyciągającą zbytniej uwagi. Dość już o pracy.
- Nie ma najmniejszego problemu - odpowiedział uprzejmie Avery, z pokornym skinięciem głowy. - Rozumiem, że wobec minionych wydarzeń rzeczy tak przyziemne, jak raporty nie mogą zaprzątać panu głowy. Moje najgłębsze kondolencje, niestety nie miałem okazji złożyć ich wcześniej. Okrutnym zjawiskiem jest ludzkie przemijanie.
W jego kasztanowatych oczach nie dało się znaleźć niczego, co nie byłoby profesjonalnym współczuciem i dzielonym smutkiem. Te dwa nieszczere uczucia ukryły wagę jego drwiny. Oldman nie wiedział, że w te same oczy spoglądała jego żona, nim wydała z siebie ostatnie tchnienie. Nie wiedział, że w swym cierpieniu niewątpliwie nie miała okazji myśleć o swym mężu. Agonia, jaka pochłonęła jej ciało skutecznie rozproszyła uwagę nieczystej kobiety.
Powstrzymał się od dotknięcia ramienia Arthura, chcąc uniknąć zbędnych scen. Doskonale wiedział, co przydarzyło się temu biedakowi, który przekroczył granice uprzejmego zainteresowania i przyjacielskiego zmartwienia. Jonathan, chcąc nie chcąc, bardzo lubił swoją obecną twarz.
Arthur Oldman
Oczekujący
Arthur Oldman

Atrium Empty Re: Atrium

Wto Sty 26, 2016 11:07 pm
Arthur nigdy nie potrafił zrozumieć, co kieruje ludźmi tak strasznie dbającymi o czystość krwi. Dobrze, był jeszcze w stanie zrozumieć, dlaczego niektórzy uznawali czystą krew za wyróżnienie i coś szlacheckiego. Owszem, to miało miejsce kiedyś również wśród mugoli, gdzie herb i nazwisko mówiły czy jesteś godzien się z kimś związać, czy nie. Oldman nie był jednak w stanie pojąć tej nienawiści, którą niektórzy żywili do mugoli. O ile rozumiał jeszcze niechęć do mugolaków wywołaną ich niewyjaśnionym objawieniem się mocy, o tyle nie rozumiał, jak można odmawiać komuś prawa do życia. Dlaczego? Tylko dlatego, że jest inny? Tylko dlatego miał zginąć? To przecież nie jego wina, kim byli jego rodzice. Z resztą, Arthur nigdy nie zamierzał wyprzeć się swoich korzeni. Jego ojciec i matka byli mugolami tak samo, jak dziadkowie i pradziadkowie. On sam uznawał się niegdyś za mugola. Ba, nadal się nim nazywał. Nigdy nie ciągnęło go do przyjmowania sobie tytułu czarodzieja. Zawsze czuł się w tym świecie trochę na doczepkę. Zapewne przez to, jak odnosili się do niego czystokrwiści. Nie zamierzał wpychać się na siłę do ich pięknego, idealnego świata. Chciał jednak żyć spokojnie we własnym, małym świecie. Gdzieś na uboczu, nazywając siebie żartobliwie mugolem z magicznymi zdolnościami. Tak, to był jego zdaniem najlepszy tytuł. Nie uważał się za czarodzieje. Od zawsze był, jest i będzie mugolem. Nie zmieni tego nawet fakt, że jest w stanie rzucać zaklęcia.
I właśnie z powodu tego podejścia, nie potrafił zrozumieć, dlaczego go to spotkało. Nigdy nie robił wokół siebie zamieszania, nigdy się nie wychylał, nigdy nie starał się ściągnąć panów lordów do swojego poziomu ani nie startował do ich stołków. Żył sobie spokojnie w klasie średniej, trzymając się na uboczu i dobrze wykonując swoje obowiązki. Hej, nawet nie ośmielił się poślubić czarownicy! Zamiast tego dalej siedział między mugolami. Niestety, komuś nawet to przeszkadzało.
Cienkie palce Arthura zacisnęły się na brzegu marynarki, gdy Jonathan wspomniał o jego zmarłej małżonce. Niektórzy ludzie nie mieli skrupułów.
- Nie. Praca to jedyne, co mi pozostało - wyrecytował powoli, siląc się na opanowanie. Pierwszy ból już dawno minął, jednak emocje ciągle jeszcze do końca nie wygasły, a każde wspomnienie o przykrym doświadczeniu je ożywiało. Dlatego też osoba, która o nich wspominała musiała naprawdę lubić ryzyko. Poruszając ten temat, wchodziło się na bardzo cienki lód.
- Zrobię wszystko, by moja osobista tragedia nie odbijała się dłużej na pracy. Śmierć jest czymś okropnym, ale nie należy się nad nią zatrzymywać. Życie toczy się dalej, więc trzeba skupić się na żywych. Niemniej jednak, dziękuję za wyrazy współczucia. - Dodał po chwili. Jego głos wydawał się opanowany, choć fakt, że ostrożnie ważył każde słowo, mógł wskazywać, że nadal przeżywa on wielkie emocje i nie jest w tym momencie całkowicie szczery.
Jego życie zatrzymało się nad tamtą śmiercią i wcale nie potoczyło się dalej. Można powiedzieć, że śmierć nie zabrała jedynie jego małżonki, ale i jego samego. Ciało niestety nie odnotowało tego faktu i dalej włóczyło się po świecie pogrążone w żałobie. Dla niego nic się już nie liczyło. Wolałby zginąć tamtego dnia, razem z ukochaną niż dalej egzystować na tym łez padole. Niestety, los nie był aż tak łaskawy i nie pozwolił mu tak łatwo odejść. Arthur miał jak widać jeszcze jakąś rolę do odegrania.
Jonathan Avery Sr
Ministerstwo Magii
Jonathan Avery Sr

Atrium Empty Re: Atrium

Wto Sty 26, 2016 11:46 pm
Właśnie w tym umiłowanym przez Arthura spokoju, jakie dawało mu życie Mugola, kryło się sedno problemu. Szlamy rozrzedzały magiczną krew. Czerpały z jej niekończących się zasobów cudowności, lecz nie dawały nic w zamian. Miały jeszcze czelność zagarniać oferowane im przez szanujące się czarownice i czarodziejów skarby, szmuglować je do jedynego prawdziwie znanego sobie świata, do tej szarej, nudnej i monotonnej mugolskiej rzeczywistości. Ich największym grzechem była niewdzięczność i ryzyko, jakie stanowiła sama ich egzystencja. Czy zapomnieli już, jakim ciosem w czarodziejską populację były procesy czarownic? Czy zapomnieli już, z jaką nienawistną zaciekłością te pomniejsze, pozbawione magii istoty odbierały im życia?
Jonathan pamiętał, z bolesną jasnością, spisane czarnym atramentem na białym pergaminie fakty, statystyki, okrutne konsekwencje. Nigdy nie należał do tych, którzy swą przeszłość rzucali w niepamięć. Nawet ponad dwadzieścia lat po ukończeniu swej edukacji, wykłady profesora Binnsa wciąż spoczywały głęboko w jednej z uporządkowanych szufladek jego umysłu. A chociaż przeszłość nigdy nie spędzała mu snu z powiek, nigdy nie budziła go krzykiem upadłych przodków, czuł obowiązek pielęgnowania jej wspomnienia. Czarodziejskie wojny wciąż toczyły się w zamkniętych rejonach jego pamięci, tak samo żywe, jak widok zwłok żony w głowie Mugolaka.
Avery był czarodziejem niezwykle praktycznym, uczącym się na błędach swych rówieśników, swych przodków, również młodych niewiniątek. Czy Oldman nie wiedział, że uciśnieni zawsze znajdą siłę, by uderzyć w swych oprawców z podwojonym impetem? Krew mugolskich zbrodniarzy płynęła w żyłach Arthura, formowała jego twarz na obraz tych, które żądne magicznej krwi wrzeszczały o jej rozlew. Miał czelność dziwić się swej tragedii. Cóż, Arthurze - gdybyś tylko szanował tradycje prawdziwych czarodziejów, znałbyś odpowiedź na swoje pytanie.
- Och, proszę nie szukać w mych słowach karcących tonów. Te personalne tragedie są przecież nieodłączną częścią naszych żyć, tak jak i następująca żałoba. Praca zaczeka, lecz zdrowie bardzo szybko może nam uciec. Proszę wybaczyć moją impertynencję, panie Oldman, lecz nie mógłbym zignorować tej poważnej kwestii. Ciężko nie zauważyć, że zdaje się pan niemalże marnieć w oczach. Nie rozważał pan możliwości wzięcia urlopu? Kilka dodatkowych dni mogłoby umożliwić panu pogodzenie się ze swą stratą, oddanie małżonce należytej czci, dojście do siebie.
Przemawiał z wręcz nieznośnym niepokojem w głosie. Wiekowa twarz Mugolaka była najprostszą z lektur, emocje zostały nań wypisane jaskrawym atramentem. Choć głos szlamy daleki był od załamania się, Jonathan wiedział, że tylko sekundy dzieliły go od utonięcia pod przypływem rozdzierającym jego biedne, półmugolskie serce na strzępy. Fasada współczującego przełożonego pozwalała mu na czerpanie przyjemności z wciąż żywego bólu emanującego ze starszego mężczyzny.
Arthur Oldman
Oczekujący
Arthur Oldman

Atrium Empty Re: Atrium

Sro Sty 27, 2016 12:55 am
W rodzinie Arthura panowało za to przekonanie, że krzywdy należy wybaczać. Dlatego też mężczyzna starał się wszystko przebaczać. Pamiętał, ale nie starał się mścić. Całe życie starał się odepchnąć od siebie negatywne emocje i żyć w zgodzie z innymi ludźmi, co wcale nie było takie łatwe, gdy miało się porywczy charakter.
Niestety, niektórych krzywd nawet Oldman nie był w stanie przebaczyć. Zwłaszcza tych świeżych i zwłaszcza tych, których sprawcy nie żałowali. Co więc zrobiłby z osobą, która odebrała mu Amandę? O tym myślał aż nazbyt długo. Nieraz przed snem wyobrażał sobie, co zrobiłby z tą osobą. Wiek, płeć czy posiadana rodzina, nie miały dla niego najmniejszego znaczenia. Sprawca był Śmierciożercą. Tylko sługa Mrocznego Pana byłby w stanie posunąć się do takiego czynu i z całą pewnością, nie żałował tego, co zrobił.
Przez te miesiące, Arthur wyobrażał sobie śmierć sprawcy na różne sposoby. Wiele zaklęć czarnomagicznych, wiele klasycznych tortur. W pierwszych wizjach najczęściej przewijała się jednak przemoc fizyczna. Mężczyzna chciał na własnych rękach czuć krew, która by przelał i życie, które umykałoby z katowanego ciała. Nigdy nie zdawał sobie sprawy z tego, jak wielkie pokłady gniewu było w stanie magazynować jego ciało. Nigdy, aż do teraz, gdy okoliczności uświadomiły mu, do jak straszliwych czynów jest w stanie się posunąć.
Po epizodzie załamania i nienawiści, nadszedł jednak czas otrzeźwienia. Oldman nie pozwolił sobie na pogrążenie się w otchłani nienawiści. Przez wzgląd na ukochaną. Wiedział, że Amanda nie lubiła jego mrocznej strony. Całe życie starał się więc być jak najlepszy. Dla niej. Dlaczego więc po jej odejściu miałby zarzucić to postanowienie? Czyż nie lepszym wyrazem szacunku i miłości było dotrzymanie obietnicy nawet po jej śmierci?
Gdy jego świat się zawalił, mężczyzna musiał obrać sobie nowy cel w życiu. Mógł wybrać zemstę lub pójście dalej i pomaganie tym, którzy jeszcze żyją. Oczywiście, wybrał to drugie. Nie chciał marnować pozostałych mu lat na błąkanie się po świecie w poszukiwaniu Śmierciożercy, którego imienia nawet nie znał. Wolał skupić się na czymś ważniejszym z punktu widzenia innych ludzi. Wolał ratować życie niż je odbierać.
Wziął głęboki i powolny wdech. Niemal poczuł, jak różdżka w jego kieszeni zadrżała żądna nieco bardziej wyraźnego ukazania targających nim emocji.
Nie tu i nie teraz.
Wypuścił powietrze i odpowiedział najspokojniej, jak potrafił.
- Z całym szacunkiem, ale dość czasu już spędziłem w pustym domu. Miałem sporo czasu na przemyślenie wszystkiego i trwanie tam w ciągłej ciszy było dla mnie torturą wręcz nie do zniesienia. Nie jestem osobą, która lubi siedzieć bezczynnie i rozmyślać nad przeszłością. Zdecydowanie bardziej wolę działanie i sądzę, że tego właśnie życzyłaby sobie moja żona. Abym nie siedział załamany w zamknięciu, a żył dalej i pomagał ludziom. - Poprawił nieco nerwowo zmięty fragment marynarki.
- A mój wygląd to zapewne kwestia wieku. Skóra mi się marszczy i naciąga, a wrodzona chudość tylko potęguje przygnębiający efekt - zaśmiał się, próbując obrócić spostrzeżenie kolegi w żart. Fakt, nie wyglądał najlepiej, ale na to już nic nie mógł poradzić. O ile mógł zadbać o ubranie i schludny wygląd, o tyle nie tak łatwo mógł poradzić sobie z bezsennością i brakiem apetytu. Zmiana trybu życia również dawała się we znaki.
Jonathan Avery Sr
Ministerstwo Magii
Jonathan Avery Sr

Atrium Empty Re: Atrium

Sro Sty 27, 2016 10:56 pm
Tylko słabi nie są wystarczająco odważni, by rzucić się w pogoń za swymi dłużnikami. Przestępcy rodzaju Arthura tyle przecież skradli przodkom Jonathana. Tyle skradli czarodziejom, istotom znajdującym się znacznie wyżej w naturalnej hierarchii. Magiczny świat jednakże był wówczas podzielony, a te podłe mrówki zebrały całe swe ziemskie mrowisko, by ów świat zniszczyć.
Oldman był jednakże samotną mróweczką, pozbawioną wsparcia swych bliźnich. Był w końcu wybrykiem natury, czyż nie? Zawieszony gdzieś pomiędzy dwoma światami - zbyt przeciętny, by móc nazwać się czarodziejem, zbyt nienormalny, by móc ujść za zwykłego człowieka. Czy naprawdę sądził, że byłby w stanie przeciwstawić się któremukolwiek ze Śmierciożerców? Sama myśl była wystarczająco absurdalna, by móc wywołać uśmiech na twarzy Jonathana, gdyby tylko mógł dobrać się do tego naiwnego mózgu. starszego mężczyzny.
Specyficzne zachowanie Mugolaka nie uszło uwadze Avery'ego, którego spostrzegawczość była niemalże niezrównana. Jakże inaczej miałby przetrwać w tych niebezpiecznych czasach, tkwiąc w ukryciu? Miał nadzieję, że Oldman postanowi dobrnąć różdżki i zaatakować swego przełożonego. Byłby to wystarczający powód, by usunąć go ze stanowiska. Wówczas tylko kilka szeptów wystarczyłoby, by przekonać ministra do destrukcji tego bluźnierczego departamentu.
- Tak, jestem pewien, że ostatnim życzeniem pańskiej żony byłoby ujrzenie pańskiego szczęścia, pomimo wszystko - potaknął z zamyśleniem. Nie, anonimowa mugolka błagała tylko o to, by wreszcie przestał.
Uśmiechnął się uprzejmie w reakcji na niezręczny żart Szefa Departamentu Niewłaściwego Użycia Produktów Mugoli. Był gotów zakończyć tę bezcelową wymianę zdań i już niemalże odwracał się plecami do swego "kolegi", gdy w jego głowie pojawił się kolejny pomysł.
- Chciałbym jednakże zapewnić pana, panie Oldman, że niezależnie od charakteru pańskich problemów, zawsze może pan zwrócić się z nimi do mnie. Może pan uznać mój gabinet za otwarty.
Być może jego łaskawość była podejrzana, lecz czy Arthur miał jakiekolwiek powody, by podejrzewać Jonathana o cokolwiek? Nie miał, bo był zwykłą szlamą, a powszechną wiedzą przecież jest, że najmniej złożone z myśli wymagają od nich ogromnego wysiłku.
Arthur Oldman
Oczekujący
Arthur Oldman

Atrium Empty Re: Atrium

Sob Sty 30, 2016 2:17 pm
Oldman wolał myśleć o swojej ukochanej jako o osobie, którą znał przez te wszystkie lata. Miłej, uśmiechniętej i kochającej cały świat. Ta wizja zawsze poprawiała mu humor. Wyobrażał sobie, że kobieta jest teraz w lepszym miejscu. Z dala od wszelkich cierpień i trudów tego świata. Była tam bezpieczna i nikt nie mógł jej już skrzywdzić. Z racji, że oboje byli przez całe życie bardzo wierzący, wizja pani Amandy odpoczywającej teraz w niebie i obserwującej stamtąd świat wcale nie była dla Arthura taka nierealna. Miał nadzieję, że spotka ją jeszcze po drugiej stronie. Gdy przyjdzie na to odpowiednia pora.
Patrzenie na to w ten sposób znacznie ułatwiało mu wytrwanie w swoim postanowieniu i koiło nieco ból po jej stracie. Niestety, wizja śmierci ukochanej nadal męczyła go nocami. Żałował, że nie mógł być wtedy przy niej; że nie zdołał jej ochronić, a powinien. Choćby i miało to oznaczać oddanie za nią własnego życia.
Jonathan nie mógł nic wiedzieć o naturze kobiety, którą uśmiercił. Dla niego była zwykłym pyłem. Brudną namiastką człowieka niegodną nawet żeby żyć. W pamięci miał wyryty jedynie obraz jej wijącego się z bólu ciała, nie realnej osoby, której istnienie każdego dnia czyniło lepszym świat ludzi, którzy ją znali.
W zamyśleniu wygładził palcami zmarszczki na materiale. Takie drobne gesty i zabawa dłońmi zawsze go uspokajały i pozwalały pozbierać myśli.
Spojrzał w oczy kolegi.
- Bardzo panu dziękuję. To naprawdę miłe z pana strony. - Skinął głową, choć na jego twarzy nie zagościł uśmiech.
Nie darzył mężczyzny zbytnią sympatią i próba udanie się do niego po pomoc była ostatnim, na co miałby ochotę. Pan Aldrin wydawał mu się na swój sposób sztuczną osobą i choć osobiście nie miał mu przecież nic do zarzucenia, to nie ciągnęło go specjalnie do jego towarzystwa. Zbyt dobrze wiedział, że choćby jak mili byli ludzie jego pokroju, w głębi duszy byli zepsuci i gardzili jemu podobnymi. Szlamami.
Jonathan Avery Sr
Ministerstwo Magii
Jonathan Avery Sr

Atrium Empty Re: Atrium

Pią Lut 19, 2016 12:49 am
W lepszym miejscu? Szlama?
Istnienie jakiegokolwiek „lepszego miejsca” jest niezwykle wątpliwe. Przedarłszy się przez ciężką kurtynę śmierci, nasze życie trwać może zaledwie na stronicach historii. Nie ma nieba, w którym pegazy chylą przed śmiertelnikami karki, a ich lśniąca krew wypełnia kielichy i niematerialne żołądki „dobrych” dusz.
A na pewno nie ma takiego miejsca dla szlam.
To tylko rozsądne i całkowicie logiczne, że bramy Nieba (jakkolwiek nierealnego) zamknięte są dla brudnych namiastek ludzi, które hańbią ludzkość samą swą obecnością. Jakże możesz się łudzić, Arthurze, że w rajskich ogrodach znajdziesz swe miejsce? Sama Twa egzystencja jest grzechem śmiertelnym, a Jonathan, osławiony Inkwizytor, stąpa po Ziemi, by ów grzech z Ciebie zmyć – Twoją własną śmiercią.
Lecz nie przyszła jeszcze na to pora.
Obecnie dwa różne światy stały naprzeciwko siebie: świat Avery’ego, pełen bogatych barw, miękkości i komfortu; świat Arthura, pełen ostrych krawędzi, przyziemnych przyjemności i tęsknoty. Niespotykaną naiwnością byłoby żywienie nadziei, że tych dwóch czarodziei kiedykolwiek połączy coś, oprócz obojętnej niechęci. Nawet nieśmiałe promienie zrozumienia nie sięgały ich w tej emocjonalnej, interpersonalnej pustce. Aczkolwiek, w oczach Jonathana, gdy spotkały wzrok Oldmana, ciężko byłoby znaleźć coś, co nie przypominało wyrozumiałości i współczucia. Uśmiechnął się uprzejmie w odpowiedzi na słowa starszego mężczyzny.
- Pozostaje mi więc tylko życzyć panu jak najszybszego powrotu do spokoju ducha – rzekł, tonem starego, dobrotliwego mędrca.
Z satysfakcją spostrzegł, że kolejka do kominka stała się znacznie krótsza, a jego od wyczekiwanej podróży dzieliła tylko jedna osoba. Wyprostował się, strzepując jednocześnie niewidoczny dla nikogo pyłek z rękawa swej oficjalnej szaty.
- Miłego dnia, panie Oldman. – rzucił, z nieznacznym skinieniem głowy, żegnając się z czarodziejem. Nadeszła pora, by się ulotnić i zasmakować tej nieprzyzwoicie smacznej kawy, do której tak przywykł. Tak, gorzki smak będzie dużo słodszy, niż towarzystwo przeciętnej szlamy, tak oślepionej swą żałobą. Powinien był już do tego przywyknąć.
W końcu cały jego gatunek miał wkrótce znaleźć się w „lepszym miejscu”.

//zt
Arthur Oldman
Oczekujący
Arthur Oldman

Atrium Empty xxx

Sob Lut 27, 2016 10:12 pm
Oldman podziękował za dobre słowa nikłym uśmiechem i skinieniem głowy.
- Mam nadzieję, że jak najszybciej to nastąpi. - Wbił wzrok w zamyślaniu w ścianę obok. Dopiero po chwili zorientował się, że kolejka już dość znacznie się przesunęła. Chyba będzie musiał popracować nad utrzymywaniem myśli przy chwili obecnej i pozbyć się wreszcie tych ciągnących go na dno przykrych wspomnień. Niestety, nie był maszyną i nie mógł tego tak po prostu wyłączyć. Co więcej, po prostu nie chciał, bo to wiązałoby się z wymazaniem z pamięci kobiety, która była całym jego światem. Nawet po śmierci. Musiał po prostu zacząć żyć tą nikłą cząstką życia, która mu pozostała. Przecież to już niedługo, prawda?
- Panu również tego życzę panie Aldrin. Do zobaczenia - odparł, żegnając mężczyznę i próbując skupić myśli ponownie na planach na najbliższe kilkadziesiąt minut. Tak, takie myślenie jedynie o teraźniejszości i niedalekich planach bardzo pomagało.
Gdy nadeszła jego kolej, po prostu skorzystał z kominka i się ulotnił.

[z/t]

//Przepraszam za kiepskiego posta, ale nie mogłam się jakoś do niego zabrać.
Sponsored content

Atrium Empty Re: Atrium

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach